Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 3 część "Noszący Znak Kruka". Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 3 część "Noszący Znak Kruka". Pokaż wszystkie posty

piątek, 9 czerwca 2017

Epilog

    Obudziło ją kołysanie i straszliwy ból głowy. Kiedy otworzyła oczy, w pierwszej chwili sądziła, że znalazła się w jakiejś ciemnej, pozbawionej światła celi. Dopiero po chwili, gdy zamrugała kilka razy, spostrzegła, że leży na pryczy w malutkie i wąskiej kajucie, a czerń wokół niej to połączone ze sobą deski, tworzące ściany, podłogę i sufit.

    Kiedy usiadła, wciąż oszołomiona, uderzyła głową o niski sufit i jęknęła głośno. Pomieszczenie nie miało odrzwi i jej stopy niemal wychodziły za próg, gdzie ciągnął się długi korytarz, również całkowicie pokryty czarnymi deskami..

    Gdzie ja jestem?

   To była jej pierwsza myśl, gdyż w głowie miała mętlik i z trudem odzyskiwała świadomość. Coraz silniejsze kołysanie dało jej natychmiastową odpowiedź.

     Statek? Jestem na statku? Ale…

   Odkrycie to było tak zaskakujące, że jęknęła głośno, pocierając pulsujące bólem skronie. Na sobie wciąż miała zieloną sukienkę, teraz pogniecioną i podartą w jednym miejscu, choć tak bardzo starała się jej nie zniszczyć. To z kolei uświadomiło ją, po co ją ubrała i z jakiejś okazji.

       Riva!!

Wszystkie wspomnienia wróciły w jednej chwili, wywołując w niej falę obezwładniającego przerażenia i dzikiej furii. Zerwała się z miejsca i na oślep pognała wąskim korytarzem, chwiejnym krokiem obijając się o klaustrofobicznie czarne ściany

Na samym końcu odnalazła drzwi, które zaprowadziły ją na górny pokład. Stanęła w progu, zachłystując się podmuchem wiatru i widokiem, który miała przed sobą.

Rzeczywiście była na statku i to całkowicie czarnym. Na zewnątrz zaś panował gwałtowny sztorm. Ciemne niebo zasnuły ciężkie chmury, zwiastujące burzę. Wzburzone, spienione fale obijały się głośno o statek, kołysząc go na wszystkie strony, jakby oszalałe morze próbowało go przewrócić.

Ariel przeszła chwiejnie po deskach pokładu, czując całą sobą, jak nieokiełznane żywioły szarpały statkiem, jakby to była zabawka w rękach bogów. Krople wody i wiatr chłostały ją po twarzy, gdy opierając się pogodzie, przeszła na dziób statku.

Wszystkie jej zmysły wiedziały, że on również tu jest i się nie myliła. Odwrócony do niej tyłem, stał pewnie na rozstawionych nogach i trzymając się relingu, patrzył gdzieś przed siebie, obojętny na gwałtowne kołysanie i huk fal. Czarny płaszcz łopotał wokół jego nóg, poskręcane, wilgotne kosmyki przykleiły się do karku.

Ariel zbliżyła się do niego z zaciśniętymi pięściami i nienawistnym grymasem.

- Gdzie tym razem próbujesz mnie zaciągnąć? – odezwała głośno, przekrzykując nawałnicę – I co zrobiłeś z Rivą?

Zerknął na nią przez ramię, z obojętnością, która mroziła krew w żyłach.

- A więc już się obudziłaś – stwierdził enigmatycznie.

- Jak widzisz i jeśli nie powiesz, co robimy na tym statku, to nie ręczę za siebie.

- Przecież ostrzegałem wcześniej – jego głos był suchy i beznamiętny – Kiedy odnajdziesz ostatni kamień, przyjdę po ciebie, a ty nie będziesz się opierała, bo inaczej zabiję resztę twoich przyjaciół.

- Myślisz, że nie zdołam stąd uciec?

Sięgnęła dłonią do szyi, jednak jej palce nie odnalazły znajomego ciepła wisiorka, który pozwalał jej latać.

- Tego szukasz? – Wyciągnął dłoń, na której zakołysało się białe piórko na rzemyku.

Ariel poczuła, jakby wróciła do punktu wyjścia. Krew zawrzała w jej żyłach dziką wściekłością, od której wokół niej aż zadrżało powietrze. Kiedy statkiem zakołysało gwałtownie, udało jej się utrzymać równowagę i rzuciła się na niego, gotowa odzyskać swoją własność siłą. Zaraz jednak zderzyła się z barierą i odrzuciło ją do tyłu, aż zaryła kolanami o deski, raniąc je do krwi.

- I bez tego mogę cię pokonać! – Krzyknęła z determinacją, odrzucając do tyłu niesforne włosy – Jednym skinieniem palca zakończę ten sztorm i podpalę statek, a później cię zabiję.

Balar wydał z siebie dźwięk przypominający ironiczny śmiech.

- Nie sądzę, żebyś zapanowała nad ogniem. Prędzej sama spłoniesz.

- Co?

- Nie uciekniesz z tego statku i nie użyjesz swojej Mocy.

- Nie będziesz mi mówił…

Odwrócił się i popatrzył na nią z góry, a pod skrywającą jego czarne oczy taflą lodu czaił się jedynie głęboki i zimny mrok. Piórko wciąż kołysało się w jego palcach, jedyny biały punkcik w tym ciemnym, ponurym miejscu.

- Koniec żartów. Tym razem mi nie uciekniesz.

- Nie bądź taki pewny siebie – zerwała się na nogi, żeby ponownie go zaatakować, ale niewidzialna siła znów popchnęła ją na kolana, niemal przygniatając do pokładu.

Jego pełen pogardy uśmiech rozsierdził ją jeszcze bardziej.

- Czasem Ariel, jesteś taka naiwnie głupiutka, że aż mi ciebie żal – cmoknął z dezaprobatą - Nie myślałaś chyba, że kiedykolwiek ze mną wygrasz? Twoja pewność siebie nawet robi wrażenie, ale tutaj wszystko się kończy.

- Nie…

- Cicho.

Gwałtowny rozkaz zamknął jej usta, kiedy w jednej sekundzie przejął kontrolę nad jej ciałem. Czuła w głowie jego władczą, przytępiającą zmysły obecność, jakby miał dostęp do samej jej duszy. Jednocześnie jej ciało przeszył ostry ból, który dobrze pamiętała. Serce podeszło jej niemal do gardła, gdy spojrzała na niego pytająco, z lękiem w oczach.

Balar skrzyżował przed sobą ramiona, górując nad nią, otoczony potężną aurą Mocy, którą mogła niemal dotknąć. Było znacznie gorzej niż wtedy, gdy więził ją w starej rezydencji. Wtedy przynajmniej miała nadzieję na ucieczkę i pokonanie go.

Teraz zaczęła zdawać sobie sprawę, że obie te rzeczy są niemożliwe.

A jego kolejne słowa całkowicie i brutalnie pozbawiły ją wszelkiej nadziei.

- To, że wycięłaś sobie znamię, nie znaczy, ze zaklęcie Posłuszeństwa przestało działać. Teraz słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać. Nie będziesz próbowała uciekać w jakikolwiek sposób, nie wolno ci mnie atakować, ani używać Mocy kamieni. Aha, i nie będziesz próbowała się zabić – dodał z uśmieszkiem w kąciku warg.

Każde słowo było jak smagnięcie rozpalonym żelazem. Rozkaz przeniknął jej ciało aż do kości i samego jestestwa, sprawiając, że sama myśl o sprzeciwieniu się, wywoływała paraliżujący ból.

Pod jego beznamiętnym spojrzeniem, skuliła się na czarnych deskach kołysanego pokładu i zwiesiła głowę, dysząc ciężko jak po morderczym biegu.

- Dokąd… płyniemy? – Wydusiła, pozwalając, by włosy przesłoniły jej pobladłą twarz.

- Dowiesz się na miejscu.

- Tam mnie zabijesz?

- Och, kiedyś tak. Jednak najpierw sprawię, że dobrowolnie oddasz mi kamienie.

Schował piórko do kieszeni płaszcza i ruszył do drzwi prowadzących pod pokład. Ariel poczuła, jak przygniatająca ją siła nieco zelżała, ale choć mogła już wstać, czuła się dziwnie odrętwiała i przerażająco bezsilna. Wiedziała, że aby wrócić do Argona i reszty, potrzebowała jakoś przeżyć, a więc musiała na razie być posłuszna. Balar był poważniejszy i groźniejszy, niż kiedykolwiek wcześniej. Czyżby naprawdę do tej pory tylko się z nią bawił, i udawał, że mogłaby go pokonać?

Zaciskając kurczowo pięści, spojrzała na niego z rozpaczą i udręką w oczach.

- Co z Rivą? Powiedz mi chociaż, czy wciąż żyje.

Przystanął w progu i nie odwracając się, zerknął na nią przez ramię z tą samą, zatrważającą obojętnością.

- Podróż zajmie nam kilka dni, więc w tym czasie nie dręcz mnie głupimi pytaniami. Wiesz gdzie spać, a jedzenie znajdziesz w kuchni. Poza tym nic nie rób i nie wchodź mi w drogę.

Po tych słowach zniknął pod pokładem, zostawiając ją samą wśród rozszalałego żywiołu i rzucających statkiem fal. Wstała chwiejnie i oparła się o reling, spoglądając na otaczające ją morze, a potem na groźne, ciemne chmury. Nie miała gdzie, ani jak uciec, złapana w pułapkę zaklęcia i własnej bezsilności.

Pierwsza błyskawica przecięła niebo, rozdzierając je na pół i rozświetlając jej samotną postać, przyczepioną do relingu czarnego, widmowego statku, który płynął gdzieś przed siebie, kierowany niewidzialną wolą.

Nie łódź się, że stanie się jakiś cud. Odezwał się w jej umyśle, wypełniając go oschłym barytonem. Wszystko jest tak, jak miało być od początku. Ty i kamienie wrócicie do Gathalaga, a Riva właśnie oddaje ostatni oddech.

Pod Ariel ugięły się kolana, a cały świat zawirował, jakby statek miał się zaraz przechylić i zostać wchłonięty przez morze.

Nie wierzę ci!

Przecież sama go widziałaś. Obiecałem mu, że przybędę, aby zobaczyć, jego koniec i zjawiłem się w samą porę. Teraz jestem nie tylko prawowitym, ale i jedynym Kruczym Królem.

Jego słowa wbiły się boleśnie w jej serce, jakby ugodził je nie jednym, ale tysiącami ostrzy. Zachwiała się jak ogłuszona, a wszystkie dźwięki zastąpiła przerażająca cisza, jakby straciła słuch. Pociemniało jej przed oczami i osunęła się na wilgotne deski, obezwładniona zimną pustką.

Riva… Nie wierzę w to. Przecież… Nawet nie zdążyłam powiedzieć, że go kocham. Dlaczego to nie z nim łączy mnie mentalna więź?

Bo ja byłem pierwszy.

Żałuję, że wtedy nikt cię nie powstrzymał.

A ja nie.

Nienawidzę cię!

Ironiczny śmiech wstrząsnął nią do głębi, przeszywając zimnym dreszczem. Rozległ się kolejny grzmot i lunął rzęsisty deszcz, zagłuszając jej płacz i spływając po niej oraz statku, jakby to były jej własne łzy.



***



    Nox stał na skalistym wybrzeżu i pilnował armii nephilów zmierzających w powolnym orszaku ku potężnemu statkowi, który osiadł na mieliźnie z wysuniętym trapem. Ponury pochód ciągnął się od wylotu ciemnej jaskini, przez najeżoną ostrymi głazami ścieżkę i kończył na pokładzie.

     Jego włosy zostały niedbale obcięte i sztywne z brudu, bardziej teraz siwe niż białe, sterczały na wszystkie strony, nieporuszone nawet wiatrem. Czarne znamię wciąż widniało na czole, chociaż nie należał już do Zakonu i ta Moc nie była już jego. Z beznamiętnym i pustym wyrazem twarzy obserwował mijających go nephilów, o rozkładających i gnijących ciałach. Czekał aż ich zastęp liczony w tysiącach napełni statek, po czym odpłynął prosto do Elderolu.

    Nad ich głowami wisiał cienki sierp czerwonego księżyca. Taki sam kolor miały jego tęczówki, które pozbawione blasku życia jarzyły się w mdłym świetle, jakby naszły krwią.

    W pewnym momencie coś połaskotało go po piersi i podrapał się odruchowo, zapatrzony przed siebie, otoczony czerwoną mgiełką woli Rairi. Jej uśmiech uniósł jego nieruchome wargi w jej zadowoleniu.

   Nox odjął dłoń od serca, gdzie ukryte pod tuniką widniało na bladej piersi, postrzępione, malutkie piórko.





Koniec części trzeciej. Piszcie kiedy i czy chcecie ostatnią część. Mam nadzieję, że ta się podobała:)

środa, 7 czerwca 2017

Rozdział 31

W niewielkiej celi panował półmrok, rozjaśniony jedynie przez blask lamp z korytarza. Przez malutkie okienko widać było skrawek nocnego nieba. Powietrze było tutaj nieruchome i wilgotne, przesiąknięte nieprzyjemną mieszaniną różnych miej lub bardziej niezidentyfikowanych zapachów.

- Wiedziałam, że z tym przebieraniem się to nie był najlepszy pomysł.

Sereia siedziała na ziemi tuż przy kratach, w mdłym blasku lampy jej twarz promieniała upartą godnością, którą w niej kochał. Pióro na jej czole było teraz przekreślone magicznie, blokując jej Moc. Trzy przecinające się fioletowe kreski, tworzyły gwiazdę, która bardziej przypominała siniak. Oboje starali się nie zwracać na to uwagi, wiedząc, że to tylko tymczasowo.

- Król miał rację, że wcześniej czy później to i tak by się wydało – przypomniał jej Arwel. Siedział naprzeciwko niej na korytarzu tak, że dzieliły ich od siebie tylko grube kraty. Ich dłonie były tak mocno ze sobą splecione, że wydawały się jednym – Przeczuwaliśmy, że kiedyś to nastąpi. Może nawet lepiej, że mamy to już za sobą.

- Widziałeś ich miny? Wiedziałam, że tak zareagują – pokręciła głową i zmarszczyła nos, szczypiąc materiał sukienki – Nawet nie zdążyłam się przebrać.

- Wyglądasz w niej pięknie.

- Jest brudna i powinnam ją oddać Ariel.

- Kiedy stąd wyjdziesz.

- Jeśli wyjdę. Może spędzę tu resztę życia.

- Najważniejsze, że cię nie wygnali – przekonywał Arwel z drżącym uśmiechem. Próbował podnieść ją na duchu i pocieszyć, ale robił to również dla siebie. Od momentu, gdy Oran i Koll wkroczyli do jego domu, umierał ze strachu o jej… o ich los. Teraz, gdy wrócił król, który był po ich stronie, czuł się odrobinę bardziej uspokojony – Król Riva zrobił to dla twojego bezpieczeństwa, nie dlatego, że zgadza się z ich zdaniem. Musimy to wytrzymać. Jakoś ich przekonamy i wrócisz do Zakonu, tym razem jako ty. Sereia.

- Jeśli powrócę do swojego pierwszego imienia, nasza więź zniknie?

- To wtedy nadam ci kolejne Imię, piękniejsze i bardziej odpowiednie. Ten Falen i tak nigdy mi się nie podobał.

Popatrzyła mu prosto w oczy.

Trzymam cię za słowo.

Arwel spojrzał w głąb korytarza, gdzie w pewnym oddaleniu obserwował ich uzbrojony strażnik. I tak jej zaufali, nie nakładając na nią dodatkowej ochrony, jak w przypadku Noxa. Sereia natychmiast wyczytała, o czym teraz myśli i zmarszczyła chmurnie czoło.

A więc to on próbował cię wtedy zabić. Zdradziecki drań. Powierzyliśmy mu moją tajemnicę i uratował mi życie. Jak on śmiał to robić i jeszcze patrzeć nam w oczy?

Masz rację, na pewno spotka go zasłużona kara.

Wyciągnął drugą rękę między kratami i pogłaskał ją po policzku.

- Jesteśmy już bezpieczni, więc zajmijmy się tobą. Do czasu rozwiązania sprawy zadbam, żebyś miała tu wygodnie i dostawała porządne posiłki – wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu – W ogóle może się tu przeprowadzę, albo popełnię jakieś przestępstwo, żeby trafić do twojej celi.

- Głupek – odepchnęła go z cichym prychnięciem – Lepiej zrobisz, jak wrócisz na górę, sprawdzisz, co się dzieje i trochę odpoczniesz.

Nie obchodzi mnie nikt, ani ci, poza tobą. Zamruczał w głębi jej umysłu, a głośno powiedział:

- I tak nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Będę tutaj tkwił, dopóki strażnik mnie nie wyrzuci, albo nie zostanę wezwany w pilnej sprawie.

Westchnęła z udawaną rezygnacją i oparła policzek o stalowe, zimne pręty. Arwel zrobił to samo i ich głowy się zetknęły. Podobnie obcięte na krótko, złote i brązowe włosy pomieszały się w idealnej harmonii. Trwając w takiej pozycji, przymknęli oczy, trzymając się za ręce. Bez względu na dzielącą ich odległość, ich serca biły jednym rytmem.

Wiesz, o czym teraz marzę?

O tym samym, co ja. W myślach pokazała mu ich obraz, całujących się przed domem jego rodziny.

Uśmiechnął się leciutko.

Chociaż raz nie próbujesz mnie zganić.

Bo cię kocham, Arwelu i w końcu nie muszę tego ukrywać. Dziękuję, że wstawiłeś się za mną i chciałeś odejść razem ze mną, gdyby mnie wygnali.

Tam gdzie ty, to i ja. Bez ciebie bym umarł. Jesteśmy jednością i nikt nie może nas rozdzielić. Dlatego zakończmy to jak najszybciej i weźmy ślub.

Tak ci się spieszy? Zapytała sennie. Jej świadomość była delikatna i jasna, otaczająca jego umysł miłością i ciepłem.

Chcę jedynie, żebyś była szczęśliwa, skarbie.

Zawsze jestem, kiedy jesteś obok.



***



    Zaledwie zasnął, pod zamkniętymi powiekami po raz tysięczny pojawił się ten sam, znany koszmar.

   Obraz z przeszłości, który nawiedzał go, co noc. Wszystkie szczegóły znał już na pamięć, jakby wydarzyło się to zaledwie wczoraj.

    Odgłosy burzy i błyski, co i raz rozświetlające cały zamek. Echo jego kroków, gdy pustym korytarzu biegł w środku nocy do komnaty rodziców. Przyspieszony oddech i zaspane, klejące się powieki. Twarda rękojeść sztyletu, do której jego palce zdawały się przyklejone.

   Potem skrzypienie otwieranych wrót, ciemność i kolejny błysk, na mgnienie oka rozświetlający komnatę. Wystarczająco jednak długi, aby dostrzegł martwe ciała rodziców i stojącego nad nimi Balara.

    Ostatnie, co zawsze pamiętał to własny krzyk, który i tym razem w końcu go zbudził. Jak zawsze wiedział, że sen nie przyniesie mu ulgi, ale był zbyt zmęczony, żeby się mu oprzeć.

    Zlany zimnym potem, wciąż z ściskającą serce rozpaczą i żalem, leżał bez ruchu, gapiąc się w ciemności w sufit. Był zaledwie środek nocy i czuł, że już nie pozwoli sobie na ponowne zaśnięcie.

Zamiast myśleć o rodzicach, czy o Noxie, nie wiedział czemu, właśnie teraz przypomniał sobie pewne zdarzenie z Balarem, które zwiastowało jego odejście. To było jakieś dwa lata po tym, jak Ariel zamieszkała w drugim świecie i nie miał jeszcze trzynastu lat, a jego brat zaczął się dziwnie zachowywać.



     Trenował z Argonem na dziedzińcu walkę na prawdziwe miecze i chociaż radził sobie coraz lepiej, znów przegrywał.

    - To niesprawiedliwe, że jesteś tylko o kilka miesięcy starszy, a jesteś taki dobry. Przecież uczmy się jednakowo w tym samym czasie – pożalił się, z wysiłkiem blokując klingę przyjaciela, który nawet się nie zmęczył.

     Argon uśmiechnął się z wyższością.

    - Trenuję, kiedy ty śpisz, albo uczysz się innych rzeczy. Muszę być gotowy, żeby cię chronić.

     Riva zmarszczył brwi i dysząc ciężko, zrobił kolejny unik.

    - Ale to w takim razie...

     - Biały Kruk chce powiedzieć, że za mało się starasz.

    Nie usłyszał, ani nie wyczuł nawet jak nagle za jego plecami pojawiła się górująca nad nim postać, a zimna stal dotknęła jego szyi. Zamarł z mieczem w dłoni, ale poznał głos brata i uśmiechnął się lekko.

    - Więc może ty ze mną potrenujesz, Balarze?

    - Argon ci wystarczy. Kiedy będziesz w stanie go pokonać, uznam, że możesz zmierzyć się ze mną.

   Riva chciał się odwrócić, ale ku jego zaskoczeniu, ostrze nie odsunęło się i kiedy poruszył głową, drasnęło go lekko w szyję. Poczuł na skórze ciepłą krew i jednocześnie dłoń brata na głowie, który jak gdyby nigdy nic zmierzwił mu włosy.

    - Do tego czasu trenuj tak ciężko, jakby od tego zależało twoje życie. Żeby ze mną wygrać, musisz myśleć o mnie jak o najgorszym wrogu, którego musisz zabić.

     - Ale ty nie jesteś wrogiem i nie chcę cię zabijać.

    Balar w końcu zabrał miecz i Riva odwrócił się, napotykając jego czarne, przeszywające spojrzenie. Jego uśmiech był inny niż zawsze, jakiś chłodny i pozbawiony wesołości.

    - Nigdy nie wiesz, co przyniesie przyszłość, braciszku.

     - Wiem, że będę trenował aż stanę się niepokonany, a ty zostaniesz królem.

     - To się jeszcze okaże, ale jeśli nie potraktujesz mnie poważnie, możesz zginąć.

    Wbił miecz w ziemię pomiędzy nimi, jakby właśnie rzucił mu wyzwanie i odszedł, jak zawsze ukrywając się w swoim gabinecie w bibliotece.



    Riva wzdrygnął się, jakby coś go poradziło, westchnął ciężko i zmusił się do zwleczenia z łóżka. Starając się odegnać niepotrzebne myśli, ubrał się po ciemku w byle co i poszedł do komnaty Argona, która, jak się spodziewał, była pusta.

   Wszyscy wciąż szukali Noxa, chociaż nie sądził, żeby go znaleźli. Odleciał i przeczuwał, że jeśli jeszcze go zobaczą, to już po przeciwnej stronie.

    Pewnie wrócił do Niezwyciężonego. A my tak mu ufaliśmy. Tyle razy pomagał mi swoim uzdrawianiem, podczas gdy mógł mnie zabić.

    Nie chciał za bardzo się nad tym zastanawiać, bo wtedy czuł się jeszcze gorzej, ale co mógł robić, czekając na Argona, w jego komnacie? Wojownik jako pierwszy ruszył w pogoń za Noxem i chociaż zbliżał się świt, nadal nie wracał. Biały Kruk był ostatnią osobą, która zrobiłaby coś nieprzemyślanego, czy głupiego, ale Riva i tak się martwił. Wciąż miał przed oczami jego zbolały i posępny wyraz twarzy, gdy patrzył na własnego wychowanka, który próbował go zabić. Przez ostatnie lata Argon był jego jedynym bratem i nierozłącznym towarzyszem. Jego stratę odczuwał jak własną, dlatego wiedział, że ten niepokój nie zniknie, dopóki tamten nie wróci.

    Ponieważ nie mógł nawet stworzyć malutkiego promyka światła, przyniósł ze sobą lampę, której mdły blask tworzył na ścianach i podłodze pokraczne cienie. Wystój komnaty idealnie pasował do jej właściciela. Panujący tu ascetyczny porządek dawał nawet wrażenie, że kapitan mało kiedy tu przebywał.

    Riva przenosił się z łóżka na krzesło, ale zaczął przysypiać i musiał być w ruchu, żeby nie dać się ponownie wciągnąć koszmarom. Krążenie po komnacie jednak go męczyło, dlatego niecierpliwe oczekiwanie przeszło w irytację. Całe ciało miał obolałe i rozpalone, a każdy oddech przychodził mu z trudem, jakby jego serce przygniatało coś ciężkiego.

     Wracaj już Argonie, bo nie wiem jak długo wytrzymam.

    Zgarbiony, ustał w końcu przy oknie i obserwował blado różowy wschód słońca, prawdopodobnie ostatni w jego życiu. Całe miasto powoli budziło się do życia, jego mieszkańcy witali nowy dzień, nieświadomi, że ich król umiera.

    Odwrócił się gwałtownie, gdy otworzyły się drzwi i ku jego uldze, pojawił się w nich Argon. Wykończony, z bladą, zapadłą twarzą, ale cały.

    - W końcu jesteś. Czekałem na ciebie całą noc.

   Podszedł do przyjaciela, który wyglądał gorzej od niego i poprowadził do krzesła, w blask lampy. Argon nie protestował, usiadł ciężko i spojrzał na niego zmęczonym, udręczonym wzrokiem.

    - Niepotrzebnie. Znowu nie spałeś?

- Spałem, ale jak zawsze obudził mnie koszmar, a potem wolałem zaczekać tutaj – Riva zajął drugie krzesło i przeczesał dłonią potargane włosy. Chociaż bardzo chciał, nie potrafił powstrzymać jej drżenia. – Poza tym martwiłem się o ciebie, mój przyjacielu. Po twojej minie domyślam się, że się nie udało. Reszta wciąż szuka?

Zamiast odpowiedzi, Argon przyjrzał mu się uważnie z napiętą twarzą.

- Masz gorączkę – stwierdził, dotykając jego czoła i odgarniając wilgotne od potu, czarne kosmyki - Zaraz pójdę po No… - urwał raptownie, wziął urywany wdech i osunął się na krześle z jękiem, gdy zdał sobie sprawę ze swojego błędu.

Riva ze współczuciem dotknął jego ramienia.

- Zawsze myślisz najpierw o mnie. Teraz jednak powinieneś zająć się sobą i trochę odpocząć. Wiem, ze zdrada Noxa dotknęła cię najbardziej, dlatego…

- Jak się czuje Ariel? – Przerwał mu ochrypłym głosem, z premedytacją ponownie zmieniając temat. Sama wzmianka o przybranym synu powodowała, że w jego oczach pojawiał się ból.

Riva westchnął ciężko i oparł łokcie o stół, przyglądając się kapitanowi spod zmarszczonych brwi. Cały Argon. Woli zająć się innymi, niż użalać się nad sobą.

- Szybko poszła spać. Próbowała ukryć łzy, ale trudno, żeby nie przeżywała tego, jak my wszyscy. Chyba zdążyła się z nim zaprzyjaźnić. Wiesz, wcześniej była taka szczęśliwa, że znalazła ostatni kamień, ale chyba sama o tym zapomniała. Widziałeś nowe pasemko?

- Tak.

- Jak się obudzi, poproszę ją o pomoc, więc tym się nie martw – uśmiechnął się swobodnie, mając nadzieję, że przyjaciel nie usłyszy drżenia w jego głosie – Chciałbym powiedzieć, że sama jej obecność działa uzdrawiająco, ale prawda jest taka, że jej zdolności są zdumiewające. Dzięki niej może pożyje jeszcze trochę.

Argon kiwnął w zamyśleniu głową. Był zbyt przybity i zmęczony, żeby wyczuć kłamstwo i zbytnią wesołość króla.

- To dobrze – mruknął, w ogóle nie wyglądając na uspokojonego, po czym z tym samym grymasem, chwycił jego lewą dłoń i podsunął bliżej lampy, odsłaniając czarne plamy – Co powiedział Hal? Widział to?

Riva spoważniał.

- Wolałbym mieć dla ciebie lepsze wiadomości, bo wiem, że miałeś większe nadzieje ode mnie. Przykro mi, że cię rozczaruję, ale oni również nie mogli mi pomóc.

- W takim razie będę szukał dalej. Odwiedzę jeszcze raz świątynie, potem wyruszę do Nammiru, a jeśli będzie trzeba…

- Argonie.

-…może na innych wyspach znajdę lekarstwo. Przecież nie sprawdzałem jeszcze tego drugiego świata, tam na pewno…

- Argonie!

Riva musiał krzyknąć, żeby wojownik w końcu zamilkł. Popatrzył mu wymownie w oczy i pokręcił głową.

- Wiem, jak bardzo chcesz mi pomóc i jestem ci wdzięczny, ale coś mi obiecałeś. Nie ma sensu dalej szukać. Nawet, jeśli istnieje jakieś antidotum, nie sądzę, żeby to coś dało. Już za późno, Argonie. Ja…

- Nie.

- Umier…

- Nie chcę tego słyszeć – kapitan zacisnął boleśnie palce na jego dłoni z desperacją w oczach – Nie pozwolę ci odejść, dopóki nie spróbujemy wszystkiego – zerknął w stronę okna, gdzie pierwsze promienie słońca powoli wspinały się po murze i odetchnął z głębi piersi, z nagłą rezygnacją zwieszając głowę – Miałem nadzieję, że to będzie mój prezent dla ciebie. Teraz nie wiem, co mam ci dać, poza długim i szczęśliwym życiem.

- Co?

Argon spojrzał na niego ze smutnym uśmiechem.

- Dzisiaj są twoje urodziny, nie pamiętasz? Kończysz dwadzieścia dwa lata. Wszystkiego najlepszego.

Riva zamrugał z zaskoczeniem i wyprostował się z bolesnym grymasem. Ta informacja sprawiła, że zakręciło mu się w głowie, a w ustach poczuł metaliczny smak krwi.

Naprawdę zapomniałem. A więc to dzisiaj. Co za ironia losu.

- Faktycznie – odezwał się z nutą rozbawienia i przejechał dłonią po twarzy – Ciężko pamiętać o czymś takim, kiedy tyle się dzieje. Ale cieszę się, że chociaż ty pamiętasz. Jak zwykle niezawodny z ciebie przyjaciel.

- Przecież żyję tylko dla ciebie, Wasza Wysokość – odparł z nadmierną powagą, dotykając palcami znamienia na czole. W głębi jego oczu powróciła czułość i ten szczególny rodzaj troski zarezerwowany tylko dla niego.

- Znowu zaczynasz? - Riva sięgnął ponad stolikiem i wymierzył mu słabego kuksańca w bark – Twoja pamięć mi wystarczy, więc nie rób mi żadnych prezentów, ani niespodzianek i nie mów…

- Więc ty udawaj, że o niczym nie wiesz, a ja zorganizuję wieczorem przyjęcie – na widok jego oburzonej miny, jego uśmiech stał się odrobinę szerszy – I nie próbuj protestować, bo to nic nie da. Jesteś Kruczym Królem, jak łaskawie pamiętasz i cała szlachta będzie oczekiwała hucznej uroczystości. – Riva otworzył usta, ale kapitan już wstał i ruszył do drzwi, oglądając się jeszcze na niego w progu – Zawiadomię pozostałych, kiedy wrócą i wszystkim się zajmę, a ty odpocznij i miło spędź ten dzień. I bardzo byś mnie uszczęśliwił, gdybyś wieczorem chociaż udawał zaskoczenie i postarał się cieszyć niespodzianką.

Po tych słowach wyszedł, trzaskając drzwiami.

W nagłej ciszy, Riva odetchnął głośno i kompletnie pokonany, zsunął się na krześle, wznosząc oczu ku sufitowi. Argon jak zwykle zachowywał się irytująco protekcjonalnie, jakby to on wydawał tu rozkazy i on król nie miał tu nic do gadania. Z drugiej strony cieszyło go, że jego brat i przyjaciel odzyskał nieco energii i znalazł sobie nowy cel. On i Ariel naprawdę byli tacy sami. Pomagali innym, żeby nie myśleć o swoich problemach, czerpiąc siłę od ludzi, którzy ich potrzebowali. A Argon miał szczególnego bzika na jego punkcie. Od dziecka przerażająco śmiertelnie traktował swoją rolę jego osobistego strażnika, nie raz narażając dla niego życie. Wydawało się wręcz, że Biały Kruk zwiędnie i umrze bez swojego króla, ale Riva mógłby powiedzieć to samo o sobie. Po tych wszystkich latach walk, ciągłej rywalizacji i docinków, ich braterska miłość oplotła ich ze sobą niczym nierozerwalne kajdany. Gdyby tylko mógł, bez wahania oddałby za niego życie, ale w tej chwili był w stanie jedynie sprawić mu choć trochę przyjemności i spełnić jego prośbę.

Mam spędzić ten dzień miło? Jak sobie życzysz, przyjacielu. Już nawet wiem, jak.

Zbierając resztki sił, pognał do swoich komnat, przebrał się w strój do konnej jazdy i ruszył do kuchni. Po półgodzinie przygotowań, stanął przed drzwiami komnaty Ariel, wygładził czerwono – złotą tunikę i przybrał na twarz wesoły wyraz, maskujący grymas bólu.

Zamierzał zapukać, gdy w tym samym momencie drzwi same się otworzyły i stanęła w nim Ariel. Przecierając jeszcze zaspane, zapuchnięte oczy, spojrzała na niego z zaskoczeniem, po czym jej wargi rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. Pewnie dopiero wstała, gdyż ledwo powstrzymywała ziewnięcie. Luźne spodnie i nieco za duża tunika zapewne stanowiły jej strój do spania.

- Co tu robisz, tak wcześnie? – Zapytała zaspanym głosem, próbując wygładzić rękami włosy. – Źle się czujesz? Mam…

- Nie – przerwał jej szybko ze śmiechem, może zbyt wesołym - Mogłabyś się najpierw jakoś ładnie ubrać?

- Po co?

- Proszę. Zrobisz, to dla mnie? Poczekam tu.

Przekrzywiła głowę, patrząc podejrzliwie na jego eleganckie ubranie, ale w końcu wzruszyła ramionami i zamknęła drzwi.

Skoro to moje ostatnie urodziny, będziemy je świętować jak należy. Dodał w myślach, opierając się o ścianę. Kiedy jego ciałem wstrząsnął krótki kaszel, który niemal rozerwał mu płuca, wyjął szybko z kieszeni chusteczkę i przytknął do ust. Gdy odsunął rękę, biały materiał niemal całkowicie nasiąkł krwią. Wpatrywał się w nią ze zmarszczonym czołem do momentu, gdy ponownie otworzyły się drzwi.

- Jestem gotowa, chociaż nie wiem, do czego. Nie wiedziałam, co ubrać, więc…

Riva wepchnął rękę z brudną chusteczką do kieszeni i odwrócił ku niej z uśmiechem, który niemal natychmiast zamarł mu na ustach. Z wrażenia aż zapomniał oddychać. Rozpuszczone włosy doprowadziła nieco do ładu, ich gęsta aureola otaczała miękko jej twarz świetlistą rudością. Pasemka opadające na policzek lśniły niczym tęcza barwami żywiołów. Założyła sukienkę w odcieniu oczu Argona, z jaśniejszymi odcieniami na rękawach i przy szyi oraz żółtą oblamówką przy pasie.

- Co? – Spytała niepewnie, przyglądając się jego minie, a potem zerkając na siebie ze zmarszczonym czołem – Źle wyglądam? To Tara wybiera mi wszystkie te sukienki, więc nie jestem pewna jej gustu. Riva? Dobrze się czujesz?

Przypomniał sobie, że powinien wziąć wdech i odchrząknął, uśmiechając się jak gdyby nigdy nic.

- Wyglądasz jak elf. Idealnie. Możemy już iść?

- Ale dokąd? – Spytała, kiedy wziął ją za rękę i pociągnął pustym korytarzem.

- To niespodzianka. Król i Królowa już czekają.

Ariel jęknęła głośno, wywołując jego śmiech. Widocznie przeszło jej zamiłowanie do koni, które miała w dzieciństwie.

- Znowu jakaś wycieczka? Nie zjadłam nawet śniadania.

- Niczym się nie martw, o wszystkim pomyślałem. Spodoba ci się.



***



Ciepłe słońce kąpało się w jeziorze Tohen, nadając mu złocisty, migotliwy połysk. Po niebie leniwie płynęły białe obłoczki, trawa kołysała się pod naporem lekkiego wiatru. Idealny dzień na piknik.

Król i Królowa pasły się swobodnie na rozległej łące. Ariel siedziała na kocu w biało – czerwoną szachownicę i w zamyśleniu obserwowała jak Riva wyjmuje z koszyka kolejne przekąski. Przed nią leżały już owoce, ciasto, bułki, kurczak na zimno i inne rzeczy, na które niekoniecznie miała ochotę. Widząc jej konsternację, Riva wyszczerzył zęby i wzruszył ramionami.

- Zabrałem wszystko, co było świeże i gotowe.

- Przygotowałeś się, jakbyśmy mieli spędzić tu kilka dni – stwierdziła, ale na widok jedzenia zaburczało jej w brzuchu.

- Nie chciałem, żebyś była głodna, albo czegoś ci zabrakło.

- Posądzasz mnie, że mam tak pojemny żołądek?

- Twojemu żołądkowi na pewno nic się nie stanie, a ja też jeszcze nie jadłem.

Wzięła kiść winogron i skubiąc je, w zamyśleniu zapatrzyła się na migoczącą taflę jeziora. Wprawdzie zostawiła wiadomość Tarze, że musiała wyjść, ale i tak martwiła się o przyjaciółkę. Prawie przez całą noc próbowała ją uspokoić i dopiero, gdy nad ranem usnęła zapłakana na jej łóżku, Ariel również zmrużyła na trochę oczy. Od wczorajszego wieczoru wciąż miała nadzieję, że to tylko zły sen, ale nowy, ciepły poranek nie przyniósł żadnych zmian.

Jakby tego było mało, boję się nowej Mocy i nie wiem jak kontrolować ten ogień…

- Zdradzisz mi swoje myśli, czy mam zgadywać, co cię trapi?

Riva usiadł przy niej ze skrzyżowanymi nogami i dotknął palcem jej pomarszczonego czoła, wygładzając podłużne zmarszczki. Sam miał lekko ściągnięte brwi, chociaż znów próbował udawać, że wszystko jest w porządku. W blasku dnia był chorobliwie blady, w jasnoszarych oczach płonął jakiś niezdrowy blask.

Ariel zerknęła na niego, potem znów na jezioro i podkuliła nogi pod brodę, obciągając fałdy sukienki. Wzbierające łzy zapiekły ją w oczy i gardło.

- Myślałam o Noxie i o Sato. Mam wrażenie, że wszyscy po kolei mnie opuszczają, a ja nie wiem, co zrobić, żeby temu zapobiec. Nox był moim przyjacielem, a nie zauważyłam, żeby coś złego się z nim działo. Zawsze był trochę inny, ale nawet nie podejrzewałam...

- W obu przypadkach to nie twoja wina, Ariel. Nie mamy wpływu na całe zło tego świata. Śmierć jest częścią naszego życia i tego nie zmienimy – odparł refleksyjnie.

Spojrzała na niego z ciężkim sercem.

- Nie znaleźli go jeszcze? Dlaczego zabijał własnych braci, udając przyjaciela?

Riva westchnął i pokręcił głową. Zmierzwił czarne włosy, które poruszane wiatrem, sterczały na wszystkie strony. Nawet teraz, przytłoczona smutkiem, musiała się powstrzymać, żeby ich nie przygładzić.

- Argon i reszta Zakonu całą noc przeszukiwali cały Elderol, ale sądzę, że już nie zobaczymy naszego poczciwego Noxa – wziął od niej winogrono, wrzucił sobie do ust, po czym dodał weselszym tonem – Dzisiaj jednak chciałbym spędzić z tobą miłe przedpołudnie i niczym się nie przejmować. Skoro to moje urodziny, wolałbym widzieć raczej twój uśmiech, niż taką pochmurną minę.

- Co? Masz dzisiaj urodziny? – Ze zdumienia otworzyła szerzej oczy.

Riva przesunął się w stronę otwartego koszyka i wyjął z niego pozostały prowiant, łącznie z butelką wina i kielichami.

- Tak. Sam o tym nie wiedziałem, dopóki Argon mi nie przypomniał. Zdaje się, że pamięta wszystko, co jest ze mną związane – z lekkim uśmiechem podał jej ciasto i mówiąc dalej, zaczął napełniać kielichy czerwonym trunkiem – Już zaczął organizować wieczorne przyjęcie, na którym pewnie zgromadzi się cała szlachta i wszyscy ważni ludzie – skrzywił się z przesadną niechęcią – Będę zbyt zajęty gośćmi i bólem głowy, więc pomyślałem, że najpierw poświętuje gdzieś spokojnie tylko z tobą.

Ariel przyjęła od niego kielich, z zakłopotaniem siadając na zgiętych nogach. Teraz już rozumiała, dlaczego wcześniej był taki tajemniczy, ale poczuła się winna, że nic dla niego nie miała.

- Gdyby ktoś powiedział mi o tym wcześniej, przygotowałabym dla ciebie jakiś prezent.

Riva postawił koszyk w rogu koca, żeby nie zwiał go wiatr i kucając, obejrzał się na nią z czułością w oczach.

- Ty jesteś wystarczającym prezentem.

Jej serce wykonało fikołka i pospiesznie upiła łyk wina, którego słodka gorycz rozlała się po przełyku i uderzyła do głowy.

- Więc…Wszystkiego najlepszego, Riva – mruknęła ze spuszczonym wzrokiem.

Błyskawicznie znalazł się tuż przy niej.

- Jeden pocałunek załatwi sprawę.

- C… co?

- Twój prezent – ponaglił, dotykając palcem policzka i pochylają się w jej stronę – Widzę, że masz straszne wyrzuty sumienia, że się nie przygotowałaś, więc skoro musisz mi coś dać, to…

Zanim skończył mówić i zanim by się rozmyśliła, cmoknęła go szybko we wskazane miejsce.

Riva roześmiał się głośno, cały rozpromieniony i wyprostował się gwałtownie z nową energią.

- Dziękuję ci za ten hojny podarunek, o pani – ukłonił się dwornie, po czym chwycił ją za rękę, pociągnął z koca i pobiegli w stronę jeziora.

- Czas na kąpiel!

Zanim zdążyła coś powiedzieć, zdjął w biegu buty i w ubraniu skoczył do chłodnego jeziora. Zanurzył się na chwilę, po czym nad powierzchnią pojawiła się jego czarna głowa, ociekająca wodą. Wyszczerzył zęby i pomachał do niej ponaglająco.

- Woda jest ciepła. Pościągamy się?

Ariel skinęła głową i kiedy udała, że zaczyna zdejmować buty, Riva odwrócił się i zaczął płynąć do drugiego brzegu. Zamiast samej wejść do wody, miała lepszy pomysł. Uśmiechając się pod nosem, kucnęła przy samym brzegu i gdy zamoczyła palce dłoni, jej pasemko zalśniło w słońcu błękitem tafli jeziora.

Riva wciąż płynął przed siebie, co i raz zanurzając się cały, gdy woda za nim poruszyła się, zakotłowała i przybrała kształt Ariel. Ta prawdziwa, kucająca na brzegu zachichotała cicho, podczas gdy wodna dziewczyna wynurzyła się ponad powierzchnię i śmignęła w stronę Rivy. Król wyczuł za sobą ruch i pewny, że to ona go dogania, odwrócił się z uśmiechem, który natychmiast zamarł na jego wargach, gdy dostrzegł stworzoną przez nią istotę. Otworzył szeroko oczy, gdy Ariel – woda wyskoczyła ponad powierzchnię niczym delfin, rozłożyła ramiona i opadła prosto na niego, jakby chciała go objąć. Zamiast tego, na jego głowę spadł strumień wody, zmieniając dziewczynę w tysiące lśniących kropel, które rozprysnęły się na wszystkie strony.

Prychając i potrząsając głową, spojrzał w jej stronę i Ariel pomachała mu jak gdyby nigdy nic, tłumiąc narastający w piersi śmiech. Widząc, że zaczyna płynąć z powrotem, wróciła pospiesznie na koc, gdzie usiadła przy rozłożonych półmiskach. Obserwując jego sylwetkę w wodzie, zjadła dwa kawałki kurczaka, chleb z świeżym serem i słodką bułeczkę. Próbowała odegnać od siebie niewesołe myśli, żeby nie popsuć tej chwili. Riva wyglądał na szczęśliwego i odprężonego, a przynajmniej robił wszystko, żeby tak myślała. Widziała jednak, że jego stan znów się pogorszył już w momencie, gdy ujrzała go na progu swojej komnaty. Zarzekał się, że wszystko z nim w porządku, bo nie chciał żeby się martwiła. Być może przyprowadził ją tutaj, bo potrzebował tego, żeby chociaż raz poczuć się normalnie, jak człowiek, który poza świętowaniem swoich urodzin, nie ma żadnych zmartwień.

W końcu wyszedł z jeziora cały ociekający wodą i ruszył w jej stronę po trawie z butami w ręku. Ariel od niechcenia poruszyła palcami i otoczyło go ciepłe powietrze, osuszając w kilka minut. Spojrzał na siebie z widocznym zaskoczeniem, potem na nią i pokazał uniesiony kciuk.

Zaprowadził konie na brzeg jeziora, żeby je napoić, po czym wrócił i opadł na koc, sięgając po swój kielich i kilka suszonych owoców.

- Ładna pogoda, prawda? – Zagadnął wesoło, zmrużonymi oczami rozglądając się po okolicy.

- Gdyby padało, mogłabym to w każdej chwili zmienić. Chociaż w jednym mogę się pochwalić, że jestem ekspertem.

- Nigdy nie twierdziłem, że brak ci talentów – odparł zdecydowanie, zerkając na nią z rozbawieniem w kącikach ust. – Sądziłem, że ze mną popływasz, a ty tak podstępnie mnie oszukałaś. Ta niby ty z wody wcale mi się nie podobała.

- Miałam wejść w tej sukience? Tara twierdziła, że była bardzo droga, więc nie chciałabym złamać jej serca, niszcząc tak cenny materiał.

- W takim razie ją zdejmij, a ja popilnuję, żeby nie zabrał jej wiatr.

- Bardzo śmieszne – rzuciła w niego okruszkami ciasta, które rozsypały się po kocu. Riva uśmiechnął się niewinne.

- Przecież nie chcesz zniszczyć tak drogocennej sukienki… Hej!

Kilka winogron pacnęło go bezboleśnie i potoczyło się aż na trawę. Ariel zmarszczyła brwi i wzięła się pod boki, posyłając mu oburzone spojrzenie.

- A wiec zaciągnąłeś mnie tu tylko po to, żeby podstępem mnie rozebrać? Nie sądziłam, że Wasza Wysokość jest zdolny do tak niecnego czynu.

- Czy przypadkiem nie umawialiśmy się na coś? Miałaś więcej tak mnie nie tytułować.

    - No tak, pamiętam Riva.

    - Za to kocham, kiedy wymawiasz moje imię – wymruczał aksamitnie miękkim głosem, aż przeszył ją dreszcz.

   Słońce zaszło za chmurę, pogrążając całą dolinę i jezioro w cieniu. Odgarnęła do tyłu rozwiewane przez wiatr włosy, podczas gdy Riva odsunął tace z jedzeniem i ułożył się obok niej w niedbałej półleżącej pozycji. Oparty na łokciu napotkał jej spojrzenie i z powagą zapatrzył się na nią bez skrępowania.

    - Mam coś na twarzy? – Spróbowała zażartować, chociaż jego spojrzenie wędrujące po jej twarzy było nieco onieśmielające.

    - Przez tyle lat czekałem, żeby znów móc cię usłyszeć i dotknąć, że wciąż wydajesz mi się nierealna jak ulotny sen.

    - Przecież tu jestem – odparła cicho, łagodnym tonem – Jestem tu z tobą i nigdzie się nie wybieram.

Nie zdejmując z niej rozpalonego spojrzenia, dotknął jej dłoni sięgającej, aby poprawić włosy, musnął palcami płatek ucha i objął jej szyję w miejscu, gdzie dudnił jej przyspieszony puls. I znów pieszczota jego dłoni obudziła niewyraźne strzępki wspomnień, schowane gdzieś za zasłoną ciemności.

Chłopięcy dotyk, obietnice i ich śmiech w tym samym miejscu, tu, nad jeziorem.

Oraz spojrzenie czarnych oczu.

Ariel aż sapnęła głośno, wstrząśnięta tym obezwładniającym, bolesnym uczuciem.

- Coś nie tak? – Zapytał z troską, nie odsuwając dłoni i uważnie wpatrując się w jej pociemniałe oczy.

- N… nie – odparła wymijająco i posłała mu szybko uśmiech – Po prostu myślę, że wszystko byłoby inaczej, gdybym nas pamiętała. Ciebie i siebie, kiedy byliśmy dziećmi i nasi rodzice…

- … planowali nasz ślub? Ja natomiast pamiętam, że strasznie chciałaś wyjść za nas obu.

- Obu?

W kącikach jego warg osiadł smutny, melancholijny uśmiech.

- Za mnie i za Balara. Jako czteroletnia dziewczynka raczej nie rozumiałaś jeszcze, że tak nie można.

- Aha – mruknęła wymijająco z zażenowaniem spuszczając wzrok – Byłam po prostu głupia.

- Miłość nigdy nie jest głupia. Wiesz, Ariel? To ja podsunąłem ojcu ten pomysł z naszym ślubem w przyszłości – wyznał ostrożnie, zabierając dłoń i błądząc wzrokiem po zielonym materiale jej sukienki – Ustaliliśmy nawet datę. Za dziesięć dni od dzisiaj, w twoje siedemnaste urodziny. To, co mówiłem w Lotheronie… - przełknął ślinę, znów unosząc na nią jasne oczy, pełne nadziei i wyczekiwania – Wiem, że przez te lata wiele się zmieniło, oboje dorośliśmy i mieliśmy różne, oddzielne życia. Jednak chcę żebyś wiedziała, że chociaż byliśmy tylko dziećmi, moja miłość do ciebie nigdy się nie zmieniła i nie zmieni. Właściwie odkąd ujrzałem cię po raz pierwszy tam nad rzeką i zobaczyłem jak bardzo wyrosłaś, każdego dnia utwierdzałem się tylko w przekonaniu, że tylko z tobą chciałbym spędzić całe życie. Przynajmniej te, które mi jeszcze zostało.

Ariel milczała, wpatrując się w niego jak zahipnotyzowana. Gdzieś na pobliskim drzewie zaświergotały ptaki, jakby zachęcały ją, żeby to w końcu z siebie wyrzuciła i dłużej nie trzymała go w niepewności. Skoro to były jego urodziny i byli sami w tak pięknym miejscu, a nad nimi świeciło słońce, nie miała, na co czekać. To był dobry czas, żeby w końcu wyznała swoje uczucia. Kiedy był obok i ot tak chwytał ją za dłoń, która tak naturalnie wpasowywała się w jego dłoń, czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Chociaż to ona odczuwała potrzebę ochraniania go, to było właściwie, bo przecież był ich królem. Riva był dla niej integralną częścią zamku, w którym znała przecież każdą cegłę i każdy korytarz. Utożsamiał jego ciepłe, bezpieczne mury, w których mogła się schronić i odpocząć.

Chociaż jak miała mu powiedzieć, że bez niego nie wyobraża sobie dalszego życia i wolałaby już umrzeć razem z nim?

    W jego oczach mignęło zaskoczenie, gdy dotknęła jego policzka i pochyliła się ku jego twarzy, spuszczając wzrok na jego kusząco rozchylone usta.

    - Jeśli chodzi o twoje wcześniejsze pytanie, to ja…

   Nie dane jej było dokończyć, ani nawet posmakować upragnionego pocałunku. W tym momencie tuż nad nimi zawisł jakiś cień, przesłaniając słońce, po czym rozległ się znajomy głos:

    - Wszystkiego najlepszego, braciszku.

     Jednocześnie w jej głowie rozległy się dwa słowa:

     Już czas.

    Potem wszystko wydarzyło się błyskawicznie.

   Riva spojrzał gdzieś ponad jej głowę, pobladł i jego ciałem wstrząsnął dreszcz. W następnej chwili jego oczy naszły mgłą i bez życia runął do tyłu na ziemię. Zanim jego głowa dotknęła biało - czerwonego koca, Ariel poderwało w górę, aż straciła cały oddech. Krzyk zamarł gdzieś w jej gardle, gdy cios w tył głowy pozbawił ją przytomności.

   Zanim wchłonęła ją ciemność, poprzez na wpół otwarte powieki widziała jeszcze oddalającą się dolinę z jeziorem, pasące się spokojnie konie i piknikowy koc w kratkę. Na nim zaś, w otoczeniu resztek jedzenia i przewróconej butelki wina leżał Riva. Całkiem nieruchomy, jakby już nie żył.


No i doszliśmy prawie do końca trzeciej części, moi mili czytelnicy. W weekend dodam epilog, po którym na pewno będziecie chcieli więcej. Komentujcie jak wam się podobało i czy chcecie ostatnią część. Pozdrawiam:)

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Rozdział 30

Męczyły ją jakieś dziwne, niedobre sny, przeważnie kończące się sceną w wieży. Po raz kolejny stała nad czyimś ciałem z przepełniającą ją rozpaczą i zakrwawionym mieczem, którym chciała przebić własne serce. Zaczynała się zastanawiać, że może ma to coś wspólnego z Rivą, który był coraz bliżej śmierci, a ona nie wiedziała jak go przed nią uchronić.
Widziała też Noxa, ale zupełnie innego, o czerwonych jak krew tęczówkach i sterczących, brudnych włosach.
Armię nephilów, ciągnącą się bez końca przez ogarnięty ogniem Elderol.
Im bliżej byli Malgarii, tym jej pierś coraz mocniej ściskało jakieś niedobre przeczucie.
   - Myślisz, że w zamku wszystko w porządku? – Pytała się ciągle Rivę, który popędzał konie niemal bez odpoczynku, od dwóch dni nie przejawiając żadnych oznak bólu ani gorączki.
    - Mam taką nadzieję. To tylko kilka dni, więc w tym czasie nie powinno się nic takiego wydarzyć.
    Po przekroczeniu murów miasta, milczeli aż do samego zamku. Ludzie ustępowali im z drogi, pokazywali sobie palcami jej rozwiewane wiatrem, kolorowe włosy i kłaniali się pospiesznie. Ariel ledwo zwracała na nich uwagę, dławiona czymś, czego nie potrafiła nazwać.
    Ale może faktycznie wszystko jest w porządku i to przez te jej głupie sny tak się czuje. Powinna raczej cieszyć się z powrotu do domu i z tego, że będzie mogła pochwalić się reszcie zdobyciem ostatniego kamienia. To powinno być teraz najważniejsze.
Zaczęła zastanawiać się jak opanować ostatni żywioł i rozmyślać o czekających ją treningach, aż w końcu nieco poprawił jej się humor. Kiedy nauczy się kontrolować ogień, będzie w stanie zmierzyć się z Gathalagiem. A więc nie miała dużo czasu i zamiast myśleć o głupotach, powinna skoncentrować się na tym, co najważniejsze.
Powróciła ekscytacja i kiedy zaleźli się na dziedzińcu przed zamkiem, zeskoczyła z konia, żeby jak najszybciej odnaleźć Tarę i podzielić się z nią tą wspaniałą nowiną.
- Tak bardzo stęskniłaś się za wszystkimi? – Zapytał z rozbawieniem Riva, widząc jej pośpiech. Wziął od niej lejce i prowadził oba wierzchowce, które również wydawały się zadowolone z powrotu.
- No pewnie, a ty nie? Nie ma to jak w domu – rozłożyła ramiona i uniosła głowę, jakby chciała objąć cały zamek. Potężne mury i wieże z czerwonej cegły były teraz jej jedynym domem. Rodzinną chatkę spalił Balar, ale to z tym miejscem czuła się tak szczególnie związana. Obejrzała się na niego z szerokim uśmiechem – Poza tym już nie mogę się doczekać ich min, kiedy zobaczą moje nowe pasemko
Riva roześmiał się, otoczony różowawym blaskiem zachodzącego słońca, w którym zamek nabrał krwistej barwy. Oddał konie stajennemu, który wybiegł im na spotkanie, po czym ruszył za nią sprężystym krokiem zdrowego człowieka.
- Poczekaj na mnie, też chciałbym to zobaczyć. Pewnie Argon będzie szczęśliwszy od ciebie. Tylko nie wspominaj mu o tym incydencie z ogniem, bo znając go, pewnie w ogóle zabroni ci używać ten Mocy, a przecież musisz ją opanować.
Ariel pokiwała głową z cierpkim półuśmiechem.
- O tak, mój kochany starszy brat jest troskliwy do przesady. Lepiej zaczniemy tylko od tej dobrej…
Zanim jeszcze dotarli do schodów, z wnętrza zamku wypadła Tara, w tej samej, podróżnej sukience i rozwianym, potarganym warkoczem. Na widok jej czerwonej twarzy i zapuchniętych od łez oczu, Ariel zatrzymała się raptownie, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Jeśli wiecznie uśmiechnięta i radosna przyjaciółka wyglądała na kompletnie załamaną i zdruzgotaną, naprawdę musiało stać się coś niedobrego.
To uczucie znów się pojawiło, zanim jeszcze do nich dobiegła i się odezwała. Wizje, które miała…
Jakby to był początek końca.
Tara dopadła w końcu do nich i bez słowa rzuciła się Ariel na szyję, wybuchając urywanym szlochem.
- Co się stało? – Zapytał niespokojnie Riva, chyba również po raz pierwszy widząc ją w takim stanie.
- Hej, dlaczego płaczesz? – Ariel poklepała ją po plecach, z trudem przełykając ślinę. Wymieniła z królem poważne spojrzenie, zastanawiając się, co takiego mogło się wydarzyć w czasie ich nieobecności.
- To… - dziewczyna odsunęła się w końcu niechętnie, otarła podpuchnięte oczy i skłoniła się przed królem – Nie przejmujcie się mną. Wszyscy czekają w sali tronowej, ale Argon kazał mi dopilnować, żebyście najpierw się odświeżyli po podróży i trochę odpoczęli – gdy mówiła, głos jej się załamywał i drżał.
Riva zmarszczył mocno brwi.
- To coś poważnego?
- Właściwie są dwie sprawy, ale najpierw...
- Mamy odpoczywać, kiedy wszyscy na nas czekają? – Ariel z troską dotknęła jej rozpalonych policzków i wzięła za ręce - Przecież jesteś cała zapłakana. Jeśli zaraz nie powiesz…
- Poczekaj – przerwał jej gwałtownie Riva zaskakująco ostrym tonem – Idziemy prosto do sali tronowej.
- Ale…
- To rozkaz.
Kiedy Riva ruszył zdecydowanym krokiem w stronę otwartych skrzydeł zamku, Ariel poszła za nim pospiesznie, pociągając za sobą przyjaciółkę, która próbowała jeszcze cicho protestować.
Choć pora nie była jeszcze tak późna, w środku panowała zaskakująca cisza. Ariel miała uczucie, jakby w powietrzu wisiało coś niedobrego i ciężkiego. Ani w holu, ani na korytarzach nie było widać ani jednego strażnika, czy służby. Jakby cały zamek nagle opustoszał.
Nie lubię, kiedy moje sny się sprawdzają, ale tym razem, to naprawdę coś poważnego.
Jej serce waliło coraz niespokojniej, gdy Riva pierwszy zatrzymał się przed zdobionymi wrotami do sali, przy których również nie było strażników. Rozwichrzone włosy sterczały na wszystkie strony, a prosty strój do konnej jady był cały zakurzony i wymięty. Pewnie czuł się równie brudy i głodny jak ona, ale nie było czasu teraz o tym myśleć. Widok kompletnie załamanej Tary był najlepszą wymówką, że nie powinni zwlekać ani minuty.
Riva wyprostował się z westchnieniem i otworzył oba skrzydła gwałtownym ruchem. Weszła tuż za nim, zaciskając kurczowo dłoń na dłoni Tary, nie bacząc, że z tych nerwów mogłaby ją zmiażdżyć.
W sali panował lekki półmrok, rozjaśniony jedynie resztką bladego światła wpadającego przez okna. Byli tu wszyscy z Zakonu Kruka poza dwoma osobami, których nieobecność jakoś od razu rzuciła im się w oczy. Reeth, Oran i Ylon siedzieli przy stole, zaś Koll stał przy odsuniętym krześle i właśnie tłumaczył im coś gniewnie podniesionym głosem. Oran próbował mu przerywać, ale na próżno. Argon krążył po jednym ze schodków prowadzących do tronu, zaś na najniższym siedział skulony Arwel, z głową ukrytą w ramionach. Jako jedyny miał na sobie płaszcz, zaś krótko ścięte włosy sprawiały, że wyglądał niemal obco.
Na widok Kruczego Króla i Ariel, zebrani przy stole zamilkli i wstali, by się skłonić. Argon przystanął na najwyższym schodku i popatrzył na nich z ponurą miną i mocno ściągniętym czołem. Potem przeniósł ostre spojrzenie na Tarę, która skuliła się za Ariel.
- Mówiłem, żeby najpierw…
- Daruj sobie, przyjacielu – Riva machnął ręką i ruszył pospiesznie przez salę ku podwyższeniu, obdarzając każdego przelotnym spojrzeniem – Nie sądziłeś chyba, że pozwoliłbym wam czekać, skoro już od progu dowiaduję się, że jest jakiś problem.
Szybkim krokiem Riva przemierzył schodki i zasiadł na złotym tronie, ozdobionym czerwonymi elementami i wizerunkami kruczych piór. Obserwowany przez wszystkich obecnych, rozparł się na nim wygnie, ale jednocześnie z królewską godnością. Nawet brudny i w prostym ubraniu prezentował się na tym miejscu niespodziewanie władczo i dostojnie.
Tara nagle popchnęła Ariel przez środek sali, niemal zmuszając by wstąpiła na podwyższenie. Napotkała spojrzenie Rivy i przysiadła na najwyższym schodku, skąd mogła teraz widzieć wszystkich zebranych. Byli tak czymś zaabsorbowani, że nikt nie zauważył jej nowego ognistego pasemka. Poza jej bratem, który jak tylko weszła, od razu skierował wzrok na jej włosy, ale jemu mało co uchodziło uwadze.
- Może najpierw powinieneś jednak odpocząć – nie ustępował Argon, stając teraz przy jego tronie. Miał tak pochmurną minę, jakby co najmniej ktoś umarł – W twoim stanie, nie powinieneś po takiej podróży…
- Jak widzisz, czuję się znakomicie – Riva rozłożył ramiona, posyłając mu zniecierpliwione spojrzenie – Może więc od razu przejdziemy do przeczy i wyjaśnicie mi w końcu co się tu dzieje.
Argon tylko zacisnął usta i odwrócił wzrok.
- Dobrze, że już wróciłeś, Wasza Wysokość – odezwał się za niego Reeth, wstał od stołu i podchodząc na środek sali. Jego pomarszczona twarz zdradzała napięcie i jakieś wewnętrzne rozdarcie – Może ty rozstrzygniesz, co powinniśmy zrobić w tych trudnych sytuacjach.
- Jak to, co? To oczywiste – Koll stanął przy nim z płonącą gniewem twarzą i zaciśniętymi pięściami – To, co zrobili zasługuje na najwyższą karę. Nie możemy wybaczyć…
- Nie zgadzam się z tym! Jeśli chodzi o nią, nie widzę w tym nic złego – Oran wstał gwałtownie, odsuwając krzesło i dołączył do nich, potykając się o nogę stołu.
Argon skrzyżował przed sobą ramiona i westchnął ciężko.
- Widzisz, co się dzieje? – warknął przez zaciśnięte zęby – Kłócą się tak od kilku godzin, czekając na twoją ostateczną decyzję.
- W porządku – odezwał się głośno Riva, bębniąc palcami o poręcz tronu i przerywając ich kłótnię – Powiecie w końcu konkretnie, o co chodzi? Bo nadal nie wiem…
- To może niech ktoś po nią pójdzie – zarządził zmęczonym głosem Reeth, na co siedzący do tej pory w milczeniu Arwel, zerwał się ze swojego miejsca i nie patrząc na nikogo, wybiegł z sali.
Ariel obejrzała się na Rivę i Argona, unosząc brwi.
- „Po nią”?
Biały Kruk potarł bliznę na policzku i skinął głową, jakby w odpowiedzi na jej myśli. Wszyscy czekali w milczeniu i gdzieś po dziesięciu minutach młody wojownik wrócił w towarzystwie dwóch strażników, którzy prowadzili między sobą związaną dziewczynę. Jej sukienka od razu wydała się Ariel znajoma i chyba widziała ją w swojej szafie. Jednak nie to teraz było najważniejsze.
- Sereia! – Wyrwało jej się spontanicznie i natychmiast przytknęła dłoń do ust, rozglądając się po wszystkich. Wyglądało jednak na to, że to imię nikogo nie zaskoczyło. Podobnie jak fakt, że Falen miał na sobie sukienkę.
Dwóch strażników z obojętnymi minami popchnęło ją na kolana przed królem, aż boleśnie upadła na posadzkę. Arwel wyciągnął ręce z udręczoną miną, ale nie zdążył jej złapać. Zamiast tego zacisnął w powietrzu pieści, jakby miał ochotę kogoś udusić. Wściekłym spojrzeniem popatrzył na pozostałych braci.
- Zadowoleni? – Warknął ochrypłym głosem pełnym goryczy, po czym zwrócił się do króla – Czy to taka zbrodnia, że jest kobietą, Wasza Wysokość?
Riva zmarszczył brwi, przez chwilę przyglądając się Serei z głębokim namysłem, ale bez zaskoczenia. Gdy zerknął na kapitana, ten tylko wzruszył ramionami
- Jak widzisz przypadkiem odkryli jej tożsamość i jak przypuszczałeś, są trochę oburzeni.
Riva westchnął cicho, zapadając się głębiej w szerokim tronie.
- Wcześniej czy później musiało to wyjść na jaw. Ale, że „trochę” oburzeni, to chyba za mało powiedziane.
- A więc Wasza Wysokość, wiedział od początku? - Ylon był zaskoczy tym faktem, podobnie jak pozostali. Tego się raczej nie spodziewali i z ich min można było wyczytać, że poczuli się jeszcze bardziej oszukani.
Zdziwiłabym się prędzej, gdyby nie wiedział. Pomyślała z przekąsem, przyglądając się ze swojego miejsca Falenowi, a raczej kobiecie, która przez tyle lat musiała udawać mężczyznę. Współczuła jej i miała ochotę stanąć w jej obronie, ale miała przy sobie Arwela, który stał przy jej boku, gotowy zabić każdego, kto próbowałby choćby jej dotknąć.
- To jakaś kpina – wyrzucił z gniewem Koll, obrzucając Sereię palącym spojrzeniem spod krzaczastych brwi – Jesteśmy Zakonem Kruka i najsilniejszą, najbardziej poważaną królewską strażą, a zostaliśmy wykpieni przez tą małą…
- Licz się ze słowami – przerwał mu ostro Arwel, a znamię na jego odsłoniętym czole rozjarzyło się ostrzegawczo.
- Ale prawda jest taka, że od początku nas oszukała – stwierdził spokojnie Ylon, najbardziej z nich wszystkich opanowany – Nie dostrzegaliśmy prawdy, chociaż mieliśmy ją pod nosem.
- Chociaż kłamstwo zasługuje na karę, nie byłbym dla niej taki ostry – Oran stanął w jej obronie, drapiąc się po rudej czuprynie – Bądź co bądź była…
- Oszukała Zakon – obstawał przy swoim Koll – W całej historii Noszącymi Znak Kruka, zostawali mężczyźni.
Reeth tym razem przyznał mu rację, poważnie kiwając głową.
- W naszym Zakonie nigdy nie uznawano kobiet, nie słyszałem nawet żeby jakaś urodziła się ze znamieniem na czole. Widocznie tak chcieli bogowie, żeby Zakon Kruka tworzyli wyłącznie mężczyźni i powinniśmy to szanować. To, co zrobił Falen, znaczy…ona, podszywając się pod mężczyznę, powinno zostać osądzone i ukarane.
- To śmieszne – Ariel prychnęła z oburzeniem i wstała, patrząc na nich z góry i mając ochotę zakończyć ten niedorzeczny spór – Sereia udawała mężczyznę, bo bała się właśnie takiej reakcji i nie widzę w tym żadnej zbrodni – wskazała ją dłonią i zmarszczyła brwi, jeszcze bardziej podnosząc głos – Jej jedyną winą jest to, że ze wszystkich sił próbowała się do was upodobnić. Starała się wam przypodobać i zasłużyć na wasze uznanie, porzucając swoje imię i udając kogoś, kim może nawet nie chciała być. Przecież nie miała wpływu na to, że urodziła się ze znamieniem Naprawdę was szanuję, ale jestem rozczarowana waszym przestarzałym myśleniem. Jeśli kobieta nie może być wojowniczką, to, co w takim razie robię tu ja, czy Tara?
- To co innego – zaprotestował Koll, patrząc na wszystkich spode łba, nie przekonany jej przemową – Jeśli chodzi o Noszących Znak Kruka…
- Ona ma rację – przerwał mu ostro Arwel i posłał Ariel blady, pełen wdzięczności uśmiech, zaciskając jedną dłoń na barku klęczącej obok niego kobiety, która z zaciśniętymi ustami z uporem wpatrywała się w podłogę – Sereia nie jest wcale gorszą wojowniczką od was, powiedziałbym nawet, że przewyższa was umiejętnościami. Nie wspomnę ile razy uratowała mi życie. Sama walczyła z całą armia centaurów i o ile sobie przypominam nigdy nie ustępowała nam miejsca w walce. Bała się waszego odrzucenia, bo wiedziała, że tak zareagujecie. Ale dokąd miała iść ze znamieniem Kruka? Jej miejsce jest tutaj, podobnie jak każdego z nas.
Po jego słowach w sali zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie jego przyspieszonym od emocji oddechem. Bracia popatrywali po sobie w milczeniu i tylko Oran kiwał głową, zgadzając się z tymi argumentami. Ariel tymczasem znów usiadła i obejrzała się na Rivę, który pocierał w namyśle czoło, lewą dłoń zaciskając na poręczy tronu, aż cała pobielała. Kapitan obserwował go tym samym niepokojem w oczach. Chyba oboje obawiali się tego samego, że jego dobre samopoczucie w tej sytuacji może szybko ulec zmianie.
Ciszę przerwało westchnienie Serei, która w końcu uniosła głowę z zawziętym wyrazem twarzy i twardym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Daj spokój, Arwelu – przemówiła, nie patrząc jednak na niego, ani na pozostałych, tylko gdzieś przed siebie, na schody prowadzące do tronu – Tobie też dziękuję, Ariel, za te słowa, ale to nic nie da. Nie widzicie, że oni już podjęli decyzję?
- Masz rację. Jedyną karą za twoje oszustwo jest wygnanie. A ponieważ Arwel musiał wiedzieć o wszystkim od początku, gdyż to on nadal ci Imię, też powinien zostać ukarany.
- Nie możesz… - Arwel z pobladłą twarzą zrobił krok w kierunku Kolla, który przeszywał ich nieprzejednanym, zimnym spojrzeniem.
- Jeśli tak, czy mnie też powinniście ukarać, bo widziałem o wszystkim od początku? – wtrąci Riva, wpatrując się przenikliwie w potężnego wojownika.
- Wasza Wysokość...
- Ja się z tym nie zgadzam. To zbyt surowa kara dla tej dziewczyny – odezwał się szybko Oran, aby załagodzić nieco sytuację.
- Jednak coś musimy postanowić. Moim zdaniem powinna zostać wykluczona z Zakonu Kruka i na razie pozostać w celi.
- Wasza Wysokość – zwrócił się do niego Reeth – Ostateczna decyzja należy do Ciebie. Nie zgadzam się z wygnaniem, ale moim zdaniem jej oszustwo zasługuje na karę.
Wszystkie oczy powędrowały oczekująco na Rivę, który popatrzył na nich kolejno z góry, aż napotkał błagalne spojrzenie Arwela.
- Jeśli ją wygnasz, panie, odejdę razem z nią.
Sereia uniosła śmiało podbródek, szturchnęła przyjaciela i wyzywająco spojrzała królowi prosto w oczy.
- Dziękuję, Wasza Wysokość, że pozwoliłeś mi spędzić ten czas w Zakonie Kruka i mnie nie wyrzuciłeś. Mam nadzieję, że godnie ci służyłam całą moją Mocą.
- Tłumaczyłem im, że powinni być bardziej wyrozumiali i po prostu jej wybaczyć, ale nawet mnie nie chcą słuchać - Argon pokręcił bezradnie głową, wyraźnie zniesmaczony całym tym zamieszaniem.
- Rozumiem – Riva skinął mu dłonią i zwrócił się do wszystkich władczym tonem, którego używał niezwykle rzadko i tylko wtedy, gdy jego słowa nie podlegały żadnej dyskusji. Szczerze mówiąc Ariel chyba jeszcze nie widziała go w takiej wersji i była pod wrażeniem jego zdecydowanej postawy – Osobiście zakończyłbym tą sprawę odesłaniem Falena, czy może już Serei, do jej komnaty, – od razu rozległy się głosy protestu, które uciszył podniesieniem ręki i groźnym spojrzeniem – ale widzę, że w takim wypadku sami wymierzylibyście jej karę, zapewne zbyt surową. Chociaż Sereia jest Noszącą Znak Kruka i jej miejsce jest w Zakonie, na razie pozostanie zamknięta w celi, a jej Moc zablokowana do czasu, aż się nie uspokoicie.
- Co?! – Ariel spojrzała na niego z zaskoczeniem, podczas gdy Sereia została wyprowadzona przez strażników z Arwelem u boku. – Ale to jest niesprawiedliwe – zaprotestowała - Przecież nie zrobiła nic złego.
Riva zgarbił się i popatrzył na nią ze znużeniem.
- Też to wiem, ale dopóki bracia również tego nie zrozumieją i nie przekonamy ich o naszej racji, tak będzie najlepiej. Szczególnie dla Serei.
- To najlepsza decyzja, Ariel, także się uspokój - dodał cicho Argon – Tam będzie bezpieczna. Zresztą jej los jeszcze nie jest taki najgorszy…
Zwiesił głos, jakby coś stanęło mu w gardle. Ariel zauważyła, że chociaż sprawa z Sereią została tymczasowo rozstrzygnięta, nie wyglądali ani na zadowolonych, ani usatysfakcjonowanych. A wręcz przeciwnie.
Przypomniała sobie, że Tara wspominała coś o dwóch sprawach. Poszukała wzrokiem przyjaciółkę, która stała gdzieś w cieniu kolumny i słyszała tylko jej cichy, przerywany szloch.
- Jest… coś jeszcze? – Zapytała po chwili ciszy, z bardzo niedobrym przeczuciem.
Riva chyba również zauważył ich jeszcze bardziej ponure, zacięte miny i przyjrzał się uważnie przyjacielowi. Argon zamarł niczym kamienna rzeźna, blady, z zaciśniętymi pięściami i przymknął na chwilę powieki.
- Podobno były jakieś dwie sprawy – przypomniał ostrożnie Riva.
Ariel poczuła, jak zamiera jej serce.
- Tak i ta druga jest znacznie poważniejsza, Wasza Wysokość – odezwał się Reeth, kiedy bracia popatrzyli po sobie, wyraźnie unikając spojrzenia Białego Kruka.
Koll odszedł na tyły sali i otworzył proste, łukowate drzwi, prowadzące do innej, mniejszej salki. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku i Ariel musiała wstać i podejść do tronu, żeby lepiej widzieć.
Ze środka wyszli najpierw Yarith i Elleya z wilczymi oczami i tak groźnymi, drapieżnymi minami, że po plecach Ariel aż przebiegł zimny dreszcz. W zapadłej ciszy rozległy się liczne kroki, gdy ukazywały się kolejne osoby.
Teraz już dowiedzieli się, gdzie podziała się cała zamkowa straż. Tutaj. Uzbrojeni i czujni, wychodzili parami, prowadząc pomiędzy sobą, skrępowanego, kolejnego więźnia. Gdzieś pomiędzy nimi przemknęła Lunna. Ze smutkiem zerknęła na Argona, potem na więźnia i dyskretnie stanęła przy pozostałych braciach.
Ariel wszędzie poznałaby tą smukłą postać i białe włosy.
- Nox? – Wydusiła z niedowierzaniem i otworzyła usta, nic z tego nie rozumiejąc.
Strażnicy tymczasem doprowadzili więźnia na środek komnaty i brutalnie popchnęli na kolana, po czym otoczyli go kręgiem z wyciągniętymi w jego stronę mieczami. Wokół półelfa wyraźnie można było wyczuć silną barierę, chociaż ze skrępowanymi nogami i rękami raczej nie miał jak uciec.
Koll wszedł w krąg strażników i stanął przy Noxie, który klęczał ze zwieszoną głową i z twarzą ukrytą pod kurtyną włosów..
- Oto, Wasza Wysokość nasz tajemniczy zabójca – obwieścił głośno – Tutaj chyba nikt nie ma wątpliwości, że zdrajca zasługuje tylko na śmierć.
Ariel przypomniał się ostatni sen i chociaż okazał się rzeczywistością i tak nie mogła w to uwierzyć.
Nox zabójcą? To brzmiało jak jakiś kiepski żart. Przecież pamiętała, z jaką troską uzdrowił kiedyś rannego ptaka i zawsze jej pomagał. Wydawało się, że nie był skłonny skrzywdzić nawet muchy, chyba, że w czyjejś obronie.
Riva również był w szoku. Wstał gwałtownie, jakby chciał do niego podbiec, ale zaraz usiadł, zaciskając palce na poręczach tronu. Jego blada twarz stężała, kiedy wpatrywał się w Noxa, jakby widział go po raz pierwszy. W jego oczach widziała, że myślał dokładnie to, co ona. Że to niemożliwe, żeby ten młody wojownik ochraniał króla i leczył ich rany, a potem zabijał. To nie miało sensu.
- Jak...go złapaliście? – Zapytał w końcu głucho, niemal szeptem.
Zerknął na kapitana, jakby to od niego oczekiwał odpowiedzi, ale w całej sali zapadła długa cisza. Dopiero po chwili, z wyraźnym ociąganiem, Lunna wystąpiła do przodu i opowiedziała zaskakująco spokojnym głosem, jak ona i Argon zostali zaatakowani przez tajemniczego zabójcę i jak udało jej się go unieszkodliwić.
W tym czasie Argon pobladł śmiertelnie ze wzrokiem wbitym w posadzkę, zrobił kilka kroków, po czym opadł na jeden ze schodków i zwiesił ramiona, jakby przygniótł go ogromny ciężar. Ariel doskoczyła do niego w jednej chwili i objęła opiekuńczo, ale nie wiedziała, czy w ogóle dostrzegł jej obecność. Jego udręczony wyraz twarzy sprawił, że do jej oczu napłynęły łzy. Sama była wstrząśnięta zdradą kogoś, kogo uważała za przyjaciela, ale jak musiał czuć się jej brat, który wychował Noxa, jak syna?
Riva zacisnął szczęki i z uwagą popatrzył na zgarbionego przyjaciela, potem na półelfa i znów na kapitana.
- To prawda? – Wydusił drżącym głosem– Próbował cię zabić?
Jedyną reakcją Argona, było ledwo dostrzegalne kiwnięcie głową.
Gdzieś z cienia pod kolumną dobiegł głośniejszy i bardziej żałosny szloch Tary. Z rozpaczą rzuciła się w kierunku Noxa, jednak strażnicy odepchnęli ją zdecydowanie i zagrodzili drogę skrzyżowanymi mieczami. Dziewczyna upadła na podłogę, a jej ciałem wstrząsnęła nowa fala łez. Półelf nawet nie drgnął.
- Widzisz, królu, ile tu się działo w czasie twojej nieobecności? – Yarith i jego córka również znajdowali się w kręgu strażników i chyba jako jedyni wyglądali na rozbawionych tą sytuacją – Wasz problem się rozwiązał i ten drań raczej już nikogo nie zabije – z groźnym błyskiem w wilczych oczach i obnażonymi zębami chwycił Noxa za włosy i szarpnął bez litości - Jeśli pozwolisz mi go zabić, będę zaszczycony.
- Nie! – Krzyknęła Tara i wyciągnęła ręce w stronę półelfa, który zdawał się obojętny na wszystko, co się wokół działo. Kiedy Alfa zmusił go do uniesienia głowy, przymknął powieki, jakby nie chciał nawet na nich patrzeć. Ariel ścisnęło się serce. Wciąż miała nadzieję, że chłopak zaraz się odezwie i wszystkiemu zaprzeczy, ale wyglądało na to, że swoim milczeniem definitywnie przyznawał się do winy.
- Ech – prychnęła sarkastycznie Elleya, demonstracyjnie przyglądając się swoim paznokciom. Jej szare, wilcze tęczówki lśniły w zapadającym zmroku niczym dwa punkciki – Zawsze twierdziłam, że nie warto ufać tym mieszańcom.
- Może najpierw powinniśmy wysłuchać, co Nox ma do powiedzenia? – Stwierdziła Lunna. W między czasie podeszła do Tary i pomogła jej wstać, zerkając przelotnie na zdruzgotanego Argona – Chociaż byłam przy tym, jak zaatakował Białego Kruka, to nie znaczy jeszcze…
Ariel wstała nagle ze zmarszczonym czołem i narastającym gniewem i z zaciśniętymi pięściami zbliżyła się do kręgu strażników.
- Jak mogłeś to zrobić? - Spytała ostro, przeszywając jego białą głowę palącym spojrzeniem – Uważaliśmy cię za przyjaciela, a ty… Zaatakowałeś własnego ojca? Dlaczego?
- On nie odpowie – wtrącił Ylon, dotykając jej ramienia i kręcąc głową - Już próbowaliśmy go przesłuchiwać.
- Milczy jak zaklęty – Oran chyba po raz pierwszy w życiu miał w oczach nienawiść – Też go lubiłem, ale ten drań chciał nas powybijać i żadne usprawiedliwienia mnie nie obchodzą.
Riva westchnął głęboko i zapadł się na tronie, przybity i wyczerpany. Ariel dostrzegła w jego oczach błysk gorączki, a w kącikach ust grymas, który znała aż za dobrze.
Tylko nie to...
Ruszyła w jego stronę, ale Riva zatrzymał ją w miejscu jednym spojrzeniem i wyprostował się z trudem. Chyba wszyscy widzieli ile wysiłku kosztowały go następne słowa.
- Zgadzam się, że morderca zasługuje na najsurowszą karę, ale nie możemy skazać go na śmierć, nie upewniwszy się jego winy. Proponuję, żeby ktoś połączył się z nim mentalnie poprzez nadanie Imienia i odczytał jego myśli. Wtedy dowiemy się całej prawdy, a jeśli rzeczywiście jest winny, dlaczego to robił.
Wojownicy zaczęli kręcić głowami, pomrukując z niezadowoleniem, ale po chwili dostrzegli uniesioną rękę Tary i jej mokrą od łez, pełną determinacji twarz.
- Ja to zrobię.
- Nie.
Strażnicy poruszyli się, zacieśniając krąg, a Yarith warknął ostrzegawczo, gdy głos Noxa przykuł ich uwagę. Zdawało się, jakby przez jego usta przemówił ktoś inny. Ktoś, kto nie tylko, nie czuł żadnej skruchy, ale w ogóle niczego.
Pólelf uniósł powoli głowę i powtórzył, głośniej, bardziej dobitnie:
- Nie.
Popatrzył prosto na Tarę, która zamrugała z zaskoczenia, a potem na Białego Kruka i patrzył tak długo, aż ich spojrzenia się spotkały. Jakby próbował przekazać im coś bezgłośnie. Granat jego oczu był niemal czarny, w jego głębi czaił się potworny, trudny do opisania ból i smutek.
Po chwili jednak to wszystko zniknęło, zastąpione chłodną obojętnością. Zamrugał, gdy jego tęczówki zaczęły zmieniać kolor z granatu, na czerwień i z powrotem. Znów zwiesił głowę, a jego ciało zadrżało kilka razy, po czym znieruchomiało. Kiedy ponownie na nich spojrzał, w jego oczach lśniła krwawa czerwień. Zanim zrozumieli, co zamierza, zmienił się w kruka, rozrywając sznury i bariery, po czym z głośnym krakaniem wzbił się pod sufit, wybił szybę i odleciał.
Zakon Kruka od razu rzucił się za nim w pogoń, łącznie z Argonem. Nikt nawet nie zwrócił uwagę na nowe pasemko Ariel i ona sama zapomniała o żywiole ognia, który płonął w niej bez kontroli, gotowy w każdej chwili wybuchnąć.

***

    Chłodną noc oświetlał jedynie słaby blask księżyca. Rairi była zniecierpliwiona i zła, ale przede wszystkim rozczarowana. Wiatr poruszał jej idealnie ułożonymi włosami i suknią w kolorze krwi, kiedy z założonymi rękami stała w cieniu wysokiego i zakrzywionego głazu. Ukryci pomiędzy drzewami w głębokiej dolinie, mogli czuć się tu bezpiecznie, ale i tak nie zamierzała spędzić tu całej nocy.
    Miała już dosyć czekania, gdy w końcu z ciemności wyłonił się czarny punkcik. Kruk wylądował przed nimi na trawie i zmienił się w Noxa. Jego tęczówki jarzyły się w mroku, gdy zerknął na nich krótko i zwiesił głowę w pełnej oddania postawie.
    - Przepraszam, matko, ja…
    Rairi zmarszczyła brwi i uderzyła go w twarz, aż zachwiał się do tyłu, a na policzku pojawiła się czerwona plama. Wyraz jego twarzy pozostał zupełnie pusty, niczym kamienna maska.
   - Bardzo mnie rozczarowałeś. – jej głos był gniewny i pełen pogardy - Miałeś nie dać się złapać i gdyby nie moja interwencja, twoi towarzysze by cię zabili. Myślałam, że będzie z ciebie jakiś pożytek.
    Nox milczał ze spuszczoną głową i zwieszonymi ramionami. Pozbawiony własnej woli i całkowicie pod jej kontrolą, nie potrafił już nawet się bronić. Ukryty pod tuniką wisiorek połyskiwał delikatnie krwawym blaskiem.
    Właśnie tym go uczyniła. Pustym naczyniem uległym jej woli. Nie było już dwóch połączonych umysłów, tylko jeden.
   - Daj mu spokój, moja droga – Balar, opierający się do tej pory o pień drzewa, odbił się od niego i podszedł do niej niespiesznie z nikłym uśmieszkiem i rękami w kieszeniach płaszcza. – Nie widzisz, że już go tam nie ma? Zniszczyłaś jego umysł i teraz będzie robił tylko to, co mu rozkażesz. Nie ma sensu na niego krzyczeć, skoro i tak należy całkowicie do ciebie.
   - Och, mój Balarze, jak zwykle masz rację - mruknęła i z leniwym uśmiechem dotknęła bladego policzka połelfa, po czym palcami uniosła jego podbródek. Patrzył na nią czerwonymi oczami, pokonany i skulony gdzieś na dnie duszy. – Mój synu, zrobisz, wszystko, czego sobie zażyczę?
    - Tak, matko.
    - Nie popełnisz kolejnego błędu?
    - Nie.
- Cudownie, a więc być może jeszcze cię nie zabiję.
Balar zbliżył się do niego i mimochodem poklepał po piersi, zerkając przez ramię na Rairi.
- Niedługo i tak wszystko się rozstrzygnie i sam pozabijam te krucze pomioty, więc to już bez znaczenia. Do czasu, aż nie wrócę, może mnie zastąpić.
- Dobrze – usta Rairi rozciągnęły się w szerokim, pełnym zadowolenia uśmiechu – W takim razie będę miała dla niego odpowiednie zadanie.
Popatrzyła na Noxa, który wpatrywał się w nich beznamiętnie pustymi oczami. Jej żałosny syn, mieszaniec, który był niczym więcej jak gorzkim przypomnieniem, że została zdradzona zarówno przez ludzi, jak i przez elfów. Rozpalał w niej niegasnącą nienawiść i chęć zemsty. Jego rękami pokażę temu światu, co to znaczy rozpacz.
- Sprowadzisz dla mnie na ten świat piekło?
- Tak, matko.

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych