Męczyły ją jakieś dziwne, niedobre
sny, przeważnie kończące się sceną w wieży. Po raz kolejny
stała nad czyimś ciałem z przepełniającą ją rozpaczą i
zakrwawionym mieczem, którym chciała przebić własne serce.
Zaczynała się zastanawiać, że może ma to coś wspólnego z Rivą,
który był coraz bliżej śmierci, a ona nie wiedziała jak go przed
nią uchronić.
Widziała też Noxa, ale zupełnie
innego, o czerwonych jak krew tęczówkach i sterczących, brudnych
włosach.
Armię nephilów, ciągnącą się bez
końca przez ogarnięty ogniem Elderol.
Im bliżej byli Malgarii, tym jej
pierś coraz mocniej ściskało jakieś niedobre przeczucie.
- Myślisz, że w zamku wszystko w porządku? –
Pytała się ciągle Rivę, który popędzał konie niemal bez
odpoczynku, od dwóch dni nie przejawiając żadnych oznak bólu ani
gorączki.
- Mam taką nadzieję. To tylko kilka dni, więc
w tym czasie nie powinno się nic takiego wydarzyć.
Po przekroczeniu murów miasta, milczeli aż do
samego zamku. Ludzie ustępowali im z drogi, pokazywali sobie palcami
jej rozwiewane wiatrem, kolorowe włosy i kłaniali się pospiesznie.
Ariel ledwo zwracała na nich uwagę, dławiona czymś, czego nie
potrafiła nazwać.
Ale może faktycznie wszystko jest w porządku i
to przez te jej głupie sny tak się czuje. Powinna raczej cieszyć
się z powrotu do domu i z tego, że będzie mogła pochwalić się
reszcie zdobyciem ostatniego kamienia. To powinno być teraz
najważniejsze.
Zaczęła zastanawiać się jak
opanować ostatni żywioł i rozmyślać o czekających ją
treningach, aż w końcu nieco poprawił jej się humor. Kiedy nauczy
się kontrolować ogień, będzie w stanie zmierzyć się z
Gathalagiem. A więc nie miała dużo czasu i zamiast myśleć o
głupotach, powinna skoncentrować się na tym, co najważniejsze.
Powróciła ekscytacja i kiedy
zaleźli się na dziedzińcu przed zamkiem, zeskoczyła z konia, żeby
jak najszybciej odnaleźć Tarę i podzielić się z nią tą
wspaniałą nowiną.
- Tak bardzo stęskniłaś się za
wszystkimi? – Zapytał z rozbawieniem Riva, widząc jej pośpiech.
Wziął od niej lejce i prowadził oba wierzchowce, które również
wydawały się zadowolone z powrotu.
- No pewnie, a ty nie? Nie ma to jak w
domu – rozłożyła ramiona i uniosła głowę, jakby chciała
objąć cały zamek. Potężne mury i wieże z czerwonej cegły były
teraz jej jedynym domem. Rodzinną chatkę spalił Balar, ale to z
tym miejscem czuła się tak szczególnie związana. Obejrzała się
na niego z szerokim uśmiechem – Poza tym już nie mogę się
doczekać ich min, kiedy zobaczą moje nowe pasemko
Riva roześmiał się, otoczony
różowawym blaskiem zachodzącego słońca, w którym zamek nabrał
krwistej barwy. Oddał konie stajennemu, który wybiegł im na
spotkanie, po czym ruszył za nią sprężystym krokiem zdrowego
człowieka.
- Poczekaj na mnie, też chciałbym to
zobaczyć. Pewnie Argon będzie szczęśliwszy od ciebie. Tylko nie
wspominaj mu o tym incydencie z ogniem, bo znając go, pewnie w ogóle
zabroni ci używać ten Mocy, a przecież musisz ją opanować.
Ariel pokiwała głową z cierpkim
półuśmiechem.
- O tak, mój kochany starszy brat
jest troskliwy do przesady. Lepiej zaczniemy tylko od tej dobrej…
Zanim jeszcze dotarli do schodów, z
wnętrza zamku wypadła Tara, w tej samej, podróżnej sukience i
rozwianym, potarganym warkoczem. Na widok jej czerwonej twarzy i
zapuchniętych od łez oczu, Ariel zatrzymała się raptownie, jakby
ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Jeśli wiecznie uśmiechnięta
i radosna przyjaciółka wyglądała na kompletnie załamaną i
zdruzgotaną, naprawdę musiało stać się coś niedobrego.
To
uczucie znów się pojawiło, zanim jeszcze do nich dobiegła i się
odezwała. Wizje, które miała…
Jakby to był początek końca.
Tara dopadła w końcu do nich i bez
słowa rzuciła się Ariel na szyję, wybuchając urywanym szlochem.
- Co się stało? – Zapytał
niespokojnie Riva, chyba również po raz pierwszy widząc ją w
takim stanie.
- Hej, dlaczego płaczesz? – Ariel
poklepała ją po plecach, z trudem przełykając ślinę. Wymieniła
z królem poważne spojrzenie, zastanawiając się, co takiego mogło
się wydarzyć w czasie ich nieobecności.
- To… - dziewczyna odsunęła się w
końcu niechętnie, otarła podpuchnięte oczy i skłoniła się
przed królem – Nie przejmujcie się mną. Wszyscy czekają w sali
tronowej, ale Argon kazał mi dopilnować, żebyście najpierw się
odświeżyli po podróży i trochę odpoczęli – gdy mówiła, głos
jej się załamywał i drżał.
Riva zmarszczył mocno brwi.
- To coś poważnego?
- Właściwie są dwie sprawy, ale
najpierw...
- Mamy odpoczywać, kiedy wszyscy na
nas czekają? – Ariel z troską dotknęła jej rozpalonych
policzków i wzięła za ręce - Przecież jesteś cała zapłakana.
Jeśli zaraz nie powiesz…
- Poczekaj – przerwał jej
gwałtownie Riva zaskakująco ostrym tonem – Idziemy prosto do sali
tronowej.
-
Ale…
- To rozkaz.
Kiedy Riva ruszył zdecydowanym
krokiem w stronę otwartych skrzydeł zamku, Ariel poszła za nim
pospiesznie, pociągając za sobą przyjaciółkę, która próbowała
jeszcze cicho protestować.
Choć pora nie była jeszcze tak
późna, w środku panowała zaskakująca cisza. Ariel miała
uczucie, jakby w powietrzu wisiało coś niedobrego i ciężkiego.
Ani w holu, ani na korytarzach nie było widać ani jednego
strażnika, czy służby. Jakby cały zamek nagle opustoszał.
Nie
lubię, kiedy moje sny się sprawdzają, ale tym razem, to naprawdę
coś poważnego.
Jej serce waliło coraz niespokojniej,
gdy Riva pierwszy zatrzymał się przed zdobionymi wrotami do sali,
przy których również nie było strażników. Rozwichrzone włosy
sterczały na wszystkie strony, a prosty strój do konnej jady był
cały zakurzony i wymięty. Pewnie czuł się równie brudy i głodny
jak ona, ale nie było czasu teraz o tym myśleć. Widok kompletnie
załamanej Tary był najlepszą wymówką, że nie powinni zwlekać
ani minuty.
Riva wyprostował się z westchnieniem
i otworzył oba skrzydła gwałtownym ruchem. Weszła tuż za nim,
zaciskając kurczowo dłoń na dłoni Tary, nie bacząc, że z tych
nerwów mogłaby ją zmiażdżyć.
W sali panował lekki półmrok,
rozjaśniony jedynie resztką bladego światła wpadającego przez
okna. Byli tu wszyscy z Zakonu Kruka poza dwoma osobami, których
nieobecność jakoś od razu rzuciła im się w oczy. Reeth, Oran i
Ylon siedzieli przy stole, zaś Koll stał przy odsuniętym krześle
i właśnie tłumaczył im coś gniewnie podniesionym głosem. Oran
próbował mu przerywać, ale na próżno. Argon krążył po jednym
ze schodków prowadzących do tronu, zaś na najniższym siedział
skulony Arwel, z głową ukrytą w ramionach. Jako jedyny miał na
sobie płaszcz, zaś krótko ścięte włosy sprawiały, że wyglądał
niemal obco.
Na widok Kruczego Króla i Ariel,
zebrani przy stole zamilkli i wstali, by się skłonić. Argon
przystanął na najwyższym schodku i popatrzył na nich z ponurą
miną i mocno ściągniętym czołem. Potem przeniósł ostre
spojrzenie na Tarę, która skuliła się za Ariel.
-
Mówiłem, żeby najpierw…
- Daruj sobie, przyjacielu – Riva
machnął ręką i ruszył pospiesznie przez salę ku podwyższeniu,
obdarzając każdego przelotnym spojrzeniem – Nie sądziłeś
chyba, że pozwoliłbym wam czekać, skoro już od progu dowiaduję
się, że jest jakiś problem.
Szybkim krokiem Riva przemierzył
schodki i zasiadł na złotym tronie, ozdobionym czerwonymi
elementami i wizerunkami kruczych piór. Obserwowany przez wszystkich
obecnych, rozparł się na nim wygnie, ale jednocześnie z królewską
godnością. Nawet brudny i w prostym ubraniu prezentował się na
tym miejscu niespodziewanie władczo i dostojnie.
Tara nagle popchnęła Ariel przez
środek sali, niemal zmuszając by wstąpiła na podwyższenie.
Napotkała spojrzenie Rivy i przysiadła na najwyższym schodku, skąd
mogła teraz widzieć wszystkich zebranych. Byli tak czymś
zaabsorbowani, że nikt nie zauważył jej nowego ognistego pasemka.
Poza jej bratem, który jak tylko weszła, od razu skierował wzrok
na jej włosy, ale jemu mało co uchodziło uwadze.
- Może najpierw powinieneś jednak
odpocząć – nie ustępował Argon, stając teraz przy jego tronie.
Miał tak pochmurną minę, jakby co najmniej ktoś umarł – W
twoim stanie, nie powinieneś po takiej podróży…
- Jak widzisz, czuję się znakomicie
– Riva rozłożył ramiona, posyłając mu zniecierpliwione
spojrzenie – Może więc od razu przejdziemy do przeczy i
wyjaśnicie mi w końcu co się tu dzieje.
Argon tylko zacisnął usta i odwrócił
wzrok.
- Dobrze, że już wróciłeś, Wasza
Wysokość – odezwał się za niego Reeth, wstał od stołu i
podchodząc na środek sali. Jego pomarszczona twarz zdradzała
napięcie i jakieś wewnętrzne rozdarcie – Może ty
rozstrzygniesz, co powinniśmy zrobić w tych trudnych sytuacjach.
- Jak to, co? To oczywiste – Koll
stanął przy nim z płonącą gniewem twarzą i zaciśniętymi
pięściami – To, co zrobili zasługuje na najwyższą karę. Nie
możemy wybaczyć…
- Nie zgadzam się z tym! Jeśli
chodzi o nią, nie widzę w tym nic złego – Oran wstał
gwałtownie, odsuwając krzesło i dołączył do nich, potykając
się o nogę stołu.
Argon skrzyżował przed sobą ramiona
i westchnął ciężko.
- Widzisz, co się dzieje? – warknął
przez zaciśnięte zęby – Kłócą się tak od kilku godzin,
czekając na twoją ostateczną decyzję.
- W porządku – odezwał się głośno
Riva, bębniąc palcami o poręcz tronu i przerywając ich kłótnię
– Powiecie w końcu konkretnie, o co chodzi? Bo nadal nie wiem…
- To może niech ktoś po nią pójdzie
– zarządził zmęczonym głosem Reeth, na co siedzący do tej pory
w milczeniu Arwel, zerwał się ze swojego miejsca i nie patrząc na
nikogo, wybiegł z sali.
Ariel obejrzała się na Rivę i
Argona, unosząc brwi.
- „Po nią”?
Biały Kruk potarł bliznę na
policzku i skinął głową, jakby w odpowiedzi na jej myśli.
Wszyscy czekali w milczeniu i gdzieś po dziesięciu minutach młody
wojownik wrócił w towarzystwie dwóch strażników, którzy
prowadzili między sobą związaną dziewczynę. Jej sukienka od razu
wydała się Ariel znajoma i chyba widziała ją w swojej szafie.
Jednak nie to teraz było najważniejsze.
- Sereia! – Wyrwało jej się
spontanicznie i natychmiast przytknęła dłoń do ust, rozglądając
się po wszystkich. Wyglądało jednak na to, że to imię nikogo nie
zaskoczyło. Podobnie jak fakt, że Falen miał na sobie sukienkę.
Dwóch strażników z obojętnymi
minami popchnęło ją na kolana przed królem, aż boleśnie upadła
na posadzkę. Arwel wyciągnął ręce z udręczoną miną, ale nie
zdążył jej złapać. Zamiast tego zacisnął w powietrzu pieści,
jakby miał ochotę kogoś udusić. Wściekłym spojrzeniem popatrzył
na pozostałych braci.
- Zadowoleni? – Warknął ochrypłym
głosem pełnym goryczy, po czym zwrócił się do króla – Czy to
taka zbrodnia, że jest kobietą, Wasza Wysokość?
Riva zmarszczył brwi, przez chwilę
przyglądając się Serei z głębokim namysłem, ale bez
zaskoczenia. Gdy zerknął na kapitana, ten tylko wzruszył ramionami
- Jak widzisz przypadkiem odkryli jej
tożsamość i jak przypuszczałeś, są trochę oburzeni.
Riva westchnął cicho, zapadając się
głębiej w szerokim tronie.
- Wcześniej czy później musiało to
wyjść na jaw. Ale, że „trochę” oburzeni, to chyba za mało
powiedziane.
- A więc Wasza Wysokość, wiedział
od początku? - Ylon był zaskoczy tym faktem, podobnie jak
pozostali. Tego się raczej nie spodziewali i z ich min można było
wyczytać, że poczuli się jeszcze bardziej oszukani.
Zdziwiłabym
się prędzej, gdyby nie wiedział. Pomyślała
z przekąsem, przyglądając się ze swojego miejsca Falenowi, a
raczej kobiecie, która przez tyle lat musiała udawać mężczyznę.
Współczuła jej i miała ochotę stanąć w jej obronie, ale miała
przy sobie Arwela, który stał przy jej boku, gotowy zabić każdego,
kto próbowałby choćby jej dotknąć.
- To jakaś kpina – wyrzucił z
gniewem Koll, obrzucając Sereię palącym spojrzeniem spod
krzaczastych brwi – Jesteśmy Zakonem Kruka i najsilniejszą,
najbardziej poważaną królewską strażą, a zostaliśmy wykpieni
przez tą małą…
- Licz się ze słowami – przerwał
mu ostro Arwel, a znamię na jego odsłoniętym czole rozjarzyło się
ostrzegawczo.
- Ale prawda jest taka, że od
początku nas oszukała – stwierdził spokojnie Ylon, najbardziej z
nich wszystkich opanowany – Nie dostrzegaliśmy prawdy, chociaż
mieliśmy ją pod nosem.
- Chociaż kłamstwo zasługuje na
karę, nie byłbym dla niej taki ostry – Oran stanął w jej
obronie, drapiąc się po rudej czuprynie – Bądź co bądź była…
- Oszukała Zakon – obstawał przy
swoim Koll – W całej historii Noszącymi Znak Kruka, zostawali
mężczyźni.
Reeth tym razem przyznał mu rację,
poważnie kiwając głową.
- W naszym Zakonie nigdy nie uznawano
kobiet, nie słyszałem nawet żeby jakaś urodziła się ze
znamieniem na czole. Widocznie tak chcieli bogowie, żeby Zakon Kruka
tworzyli wyłącznie mężczyźni i powinniśmy to szanować. To, co
zrobił Falen, znaczy…ona, podszywając się pod mężczyznę,
powinno zostać osądzone i ukarane.
- To śmieszne – Ariel prychnęła z
oburzeniem i wstała, patrząc na nich z góry i mając ochotę
zakończyć ten niedorzeczny spór – Sereia udawała mężczyznę,
bo bała się właśnie takiej reakcji i nie widzę w tym żadnej
zbrodni – wskazała ją dłonią i zmarszczyła brwi, jeszcze
bardziej podnosząc głos – Jej jedyną winą jest to, że ze
wszystkich sił próbowała się do was upodobnić. Starała się wam
przypodobać i zasłużyć na wasze uznanie, porzucając swoje imię
i udając kogoś, kim może nawet nie chciała być. Przecież nie
miała wpływu na to, że urodziła się ze znamieniem Naprawdę was
szanuję, ale jestem rozczarowana waszym przestarzałym myśleniem.
Jeśli kobieta nie może być wojowniczką, to, co w takim razie
robię tu ja, czy Tara?
- To co innego – zaprotestował
Koll, patrząc na wszystkich spode łba, nie przekonany jej przemową
– Jeśli chodzi o Noszących Znak Kruka…
- Ona ma rację – przerwał mu ostro
Arwel i posłał Ariel blady, pełen wdzięczności uśmiech,
zaciskając jedną dłoń na barku klęczącej obok niego kobiety,
która z zaciśniętymi ustami z uporem wpatrywała się w podłogę
– Sereia nie jest wcale gorszą wojowniczką od was, powiedziałbym
nawet, że przewyższa was umiejętnościami. Nie wspomnę ile razy
uratowała mi życie. Sama walczyła z całą armia centaurów i o
ile sobie przypominam nigdy nie ustępowała nam miejsca w walce.
Bała się waszego odrzucenia, bo wiedziała, że tak zareagujecie.
Ale dokąd miała iść ze znamieniem Kruka? Jej miejsce jest tutaj,
podobnie jak każdego z nas.
Po jego słowach w sali zapanowała
grobowa cisza, przerywana jedynie jego przyspieszonym od emocji
oddechem. Bracia popatrywali po sobie w milczeniu i tylko Oran kiwał
głową, zgadzając się z tymi argumentami. Ariel tymczasem znów
usiadła i obejrzała się na Rivę, który pocierał w namyśle
czoło, lewą dłoń zaciskając na poręczy tronu, aż cała
pobielała. Kapitan obserwował go tym samym niepokojem w oczach.
Chyba oboje obawiali się tego samego, że jego dobre samopoczucie w
tej sytuacji może szybko ulec zmianie.
Ciszę przerwało westchnienie Serei,
która w końcu uniosła głowę z zawziętym wyrazem twarzy i
twardym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Daj spokój, Arwelu – przemówiła,
nie patrząc jednak na niego, ani na pozostałych, tylko gdzieś
przed siebie, na schody prowadzące do tronu – Tobie też dziękuję,
Ariel, za te słowa, ale to nic nie da. Nie widzicie, że oni już
podjęli decyzję?
- Masz rację. Jedyną karą za twoje
oszustwo jest wygnanie. A ponieważ Arwel musiał wiedzieć o
wszystkim od początku, gdyż to on nadal ci Imię, też powinien
zostać ukarany.
- Nie możesz… - Arwel z pobladłą
twarzą zrobił krok w kierunku Kolla, który przeszywał ich
nieprzejednanym, zimnym spojrzeniem.
-
Jeśli tak, czy mnie też powinniście ukarać, bo widziałem o
wszystkim od początku? – wtrąci Riva, wpatrując się
przenikliwie w potężnego wojownika.
-
Wasza Wysokość...
-
Ja się z tym nie zgadzam. To zbyt surowa kara dla tej dziewczyny –
odezwał się szybko Oran, aby załagodzić nieco sytuację.
- Jednak coś musimy postanowić. Moim zdaniem
powinna zostać wykluczona z Zakonu Kruka i na razie pozostać w
celi.
- Wasza Wysokość – zwrócił się
do niego Reeth – Ostateczna decyzja należy do Ciebie. Nie zgadzam
się z wygnaniem, ale moim zdaniem jej oszustwo zasługuje na karę.
Wszystkie oczy powędrowały
oczekująco na Rivę, który popatrzył na nich kolejno z góry, aż
napotkał błagalne spojrzenie Arwela.
- Jeśli ją wygnasz, panie, odejdę
razem z nią.
Sereia uniosła śmiało podbródek,
szturchnęła przyjaciela i wyzywająco spojrzała królowi prosto w
oczy.
- Dziękuję, Wasza Wysokość, że
pozwoliłeś mi spędzić ten czas w Zakonie Kruka i mnie nie
wyrzuciłeś. Mam nadzieję, że godnie ci służyłam całą moją
Mocą.
- Tłumaczyłem im, że powinni być
bardziej wyrozumiali i po prostu jej wybaczyć, ale nawet mnie nie
chcą słuchać - Argon pokręcił bezradnie głową, wyraźnie
zniesmaczony całym tym zamieszaniem.
- Rozumiem – Riva skinął mu dłonią
i zwrócił się do wszystkich władczym tonem, którego używał
niezwykle rzadko i tylko wtedy, gdy jego słowa nie podlegały żadnej
dyskusji. Szczerze mówiąc Ariel chyba jeszcze nie widziała go w
takiej wersji i była pod wrażeniem jego zdecydowanej postawy –
Osobiście zakończyłbym tą sprawę odesłaniem Falena, czy może
już Serei, do jej komnaty, – od razu rozległy się głosy
protestu, które uciszył podniesieniem ręki i groźnym spojrzeniem
– ale widzę, że w takim wypadku sami wymierzylibyście jej karę,
zapewne zbyt surową. Chociaż Sereia jest Noszącą Znak Kruka i jej
miejsce jest w Zakonie, na razie pozostanie zamknięta w celi, a jej
Moc zablokowana do czasu, aż się nie uspokoicie.
- Co?! – Ariel spojrzała na niego z
zaskoczeniem, podczas gdy Sereia została wyprowadzona przez
strażników z Arwelem u boku. – Ale to jest niesprawiedliwe –
zaprotestowała - Przecież nie zrobiła nic złego.
Riva zgarbił się i popatrzył na nią
ze znużeniem.
- Też to wiem, ale dopóki bracia
również tego nie zrozumieją i nie przekonamy ich o naszej racji,
tak będzie najlepiej. Szczególnie dla Serei.
- To najlepsza decyzja, Ariel, także
się uspokój - dodał cicho Argon – Tam będzie bezpieczna.
Zresztą jej los jeszcze nie jest taki najgorszy…
Zwiesił głos, jakby coś stanęło
mu w gardle. Ariel zauważyła, że chociaż sprawa z Sereią została
tymczasowo rozstrzygnięta, nie wyglądali ani na zadowolonych, ani
usatysfakcjonowanych. A wręcz przeciwnie.
Przypomniała sobie, że Tara
wspominała coś o dwóch sprawach. Poszukała wzrokiem przyjaciółkę,
która stała gdzieś w cieniu kolumny i słyszała tylko jej cichy,
przerywany szloch.
- Jest… coś jeszcze? – Zapytała
po chwili ciszy, z bardzo niedobrym przeczuciem.
Riva chyba również zauważył ich
jeszcze bardziej ponure, zacięte miny i przyjrzał się uważnie
przyjacielowi. Argon zamarł niczym kamienna rzeźna, blady, z
zaciśniętymi pięściami i przymknął na chwilę powieki.
- Podobno były jakieś dwie sprawy –
przypomniał ostrożnie Riva.
Ariel poczuła, jak zamiera jej serce.
- Tak i ta druga jest znacznie
poważniejsza, Wasza Wysokość – odezwał się Reeth, kiedy bracia
popatrzyli po sobie, wyraźnie unikając spojrzenia Białego Kruka.
Koll odszedł na tyły sali i otworzył
proste, łukowate drzwi, prowadzące do innej, mniejszej salki.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku i Ariel musiała wstać i podejść
do tronu, żeby lepiej widzieć.
Ze środka wyszli najpierw Yarith i
Elleya z wilczymi oczami i tak groźnymi, drapieżnymi minami, że po
plecach Ariel aż przebiegł zimny dreszcz. W zapadłej ciszy
rozległy się liczne kroki, gdy ukazywały się kolejne osoby.
Teraz już dowiedzieli się, gdzie
podziała się cała zamkowa straż. Tutaj. Uzbrojeni i czujni,
wychodzili parami, prowadząc pomiędzy sobą, skrępowanego,
kolejnego więźnia. Gdzieś pomiędzy nimi przemknęła Lunna. Ze
smutkiem zerknęła na Argona, potem na więźnia i dyskretnie
stanęła przy pozostałych braciach.
Ariel wszędzie poznałaby tą smukłą
postać i białe włosy.
- Nox? – Wydusiła z niedowierzaniem
i otworzyła usta, nic z tego nie rozumiejąc.
Strażnicy tymczasem doprowadzili
więźnia na środek komnaty i brutalnie popchnęli na kolana, po
czym otoczyli go kręgiem z wyciągniętymi w jego stronę mieczami.
Wokół półelfa wyraźnie można było wyczuć silną barierę,
chociaż ze skrępowanymi nogami i rękami raczej nie miał jak
uciec.
Koll wszedł w krąg strażników i
stanął przy Noxie, który klęczał ze zwieszoną głową i z
twarzą ukrytą pod kurtyną włosów..
- Oto, Wasza Wysokość nasz
tajemniczy zabójca – obwieścił głośno – Tutaj chyba nikt nie
ma wątpliwości, że zdrajca zasługuje tylko na śmierć.
Ariel przypomniał się ostatni sen i
chociaż okazał się rzeczywistością i tak nie mogła w to
uwierzyć.
Nox zabójcą? To brzmiało jak jakiś
kiepski żart. Przecież pamiętała, z jaką troską uzdrowił
kiedyś rannego ptaka i zawsze jej pomagał. Wydawało się, że nie
był skłonny skrzywdzić nawet muchy, chyba, że w czyjejś obronie.
Riva również był w szoku. Wstał
gwałtownie, jakby chciał do niego podbiec, ale zaraz usiadł,
zaciskając palce na poręczach tronu. Jego blada twarz stężała,
kiedy wpatrywał się w Noxa, jakby widział go po raz pierwszy. W
jego oczach widziała, że myślał dokładnie to, co ona. Że to
niemożliwe, żeby ten młody wojownik ochraniał króla i leczył
ich rany, a potem zabijał. To nie miało sensu.
- Jak...go złapaliście? – Zapytał
w końcu głucho, niemal szeptem.
Zerknął na kapitana, jakby to od
niego oczekiwał odpowiedzi, ale w całej sali zapadła długa cisza.
Dopiero po chwili, z wyraźnym ociąganiem, Lunna wystąpiła do
przodu i opowiedziała zaskakująco spokojnym głosem, jak ona i
Argon zostali zaatakowani przez tajemniczego zabójcę i jak udało
jej się go unieszkodliwić.
W tym czasie Argon pobladł
śmiertelnie ze wzrokiem wbitym w posadzkę, zrobił kilka kroków,
po czym opadł na jeden ze schodków i zwiesił ramiona, jakby
przygniótł go ogromny ciężar. Ariel doskoczyła do niego w jednej
chwili i objęła opiekuńczo, ale nie wiedziała, czy w ogóle
dostrzegł jej obecność. Jego udręczony wyraz twarzy sprawił, że
do jej oczu napłynęły łzy. Sama była wstrząśnięta zdradą
kogoś, kogo uważała za przyjaciela, ale jak musiał czuć się jej
brat, który wychował Noxa, jak syna?
Riva zacisnął szczęki i z uwagą
popatrzył na zgarbionego przyjaciela, potem na półelfa i znów na
kapitana.
- To prawda? – Wydusił drżącym
głosem– Próbował cię zabić?
Jedyną reakcją Argona, było ledwo
dostrzegalne kiwnięcie głową.
Gdzieś z cienia pod kolumną dobiegł
głośniejszy i bardziej żałosny szloch Tary. Z rozpaczą rzuciła
się w kierunku Noxa, jednak strażnicy odepchnęli ją zdecydowanie
i zagrodzili drogę skrzyżowanymi mieczami. Dziewczyna upadła na
podłogę, a jej ciałem wstrząsnęła nowa fala łez. Półelf
nawet nie drgnął.
- Widzisz, królu, ile tu się działo
w czasie twojej nieobecności? – Yarith i jego córka również
znajdowali się w kręgu strażników i chyba jako jedyni wyglądali
na rozbawionych tą sytuacją – Wasz problem się rozwiązał i ten
drań raczej już nikogo nie zabije – z groźnym błyskiem w
wilczych oczach i obnażonymi zębami chwycił Noxa za włosy i
szarpnął bez litości - Jeśli pozwolisz mi go zabić, będę
zaszczycony.
- Nie! – Krzyknęła Tara i
wyciągnęła ręce w stronę półelfa, który zdawał się obojętny
na wszystko, co się wokół działo. Kiedy Alfa zmusił go do
uniesienia głowy, przymknął powieki, jakby nie chciał nawet na
nich patrzeć. Ariel ścisnęło się serce. Wciąż miała nadzieję,
że chłopak zaraz się odezwie i wszystkiemu zaprzeczy, ale
wyglądało na to, że swoim milczeniem definitywnie przyznawał się
do winy.
- Ech – prychnęła sarkastycznie
Elleya, demonstracyjnie przyglądając się swoim paznokciom. Jej
szare, wilcze tęczówki lśniły w zapadającym zmroku niczym dwa
punkciki – Zawsze twierdziłam, że nie warto ufać tym mieszańcom.
- Może najpierw powinniśmy
wysłuchać, co Nox ma do powiedzenia? – Stwierdziła Lunna. W
między czasie podeszła do Tary i pomogła jej wstać, zerkając
przelotnie na zdruzgotanego Argona – Chociaż byłam przy tym, jak
zaatakował Białego Kruka, to nie znaczy jeszcze…
Ariel wstała nagle ze zmarszczonym
czołem i narastającym gniewem i z zaciśniętymi pięściami
zbliżyła się do kręgu strażników.
- Jak mogłeś to zrobić? - Spytała
ostro, przeszywając jego białą głowę palącym spojrzeniem –
Uważaliśmy cię za przyjaciela, a ty… Zaatakowałeś własnego
ojca? Dlaczego?
- On nie odpowie – wtrącił Ylon,
dotykając jej ramienia i kręcąc głową - Już próbowaliśmy go
przesłuchiwać.
- Milczy jak zaklęty – Oran chyba
po raz pierwszy w życiu miał w oczach nienawiść – Też go
lubiłem, ale ten drań chciał nas powybijać i żadne
usprawiedliwienia mnie nie obchodzą.
Riva westchnął głęboko i zapadł
się na tronie, przybity i wyczerpany. Ariel dostrzegła w jego
oczach błysk gorączki, a w kącikach ust grymas, który znała aż
za dobrze.
Tylko
nie to...
Ruszyła w jego stronę, ale Riva
zatrzymał ją w miejscu jednym spojrzeniem i wyprostował się z
trudem. Chyba wszyscy widzieli ile wysiłku kosztowały go następne
słowa.
- Zgadzam się, że morderca zasługuje
na najsurowszą karę, ale nie możemy skazać go na śmierć, nie
upewniwszy się jego winy. Proponuję, żeby ktoś połączył się z
nim mentalnie poprzez nadanie Imienia i odczytał jego myśli. Wtedy
dowiemy się całej prawdy, a jeśli rzeczywiście jest winny,
dlaczego to robił.
Wojownicy zaczęli kręcić głowami,
pomrukując z niezadowoleniem, ale po chwili dostrzegli uniesioną
rękę Tary i jej mokrą od łez, pełną determinacji twarz.
- Ja to zrobię.
- Nie.
Strażnicy poruszyli się,
zacieśniając krąg, a Yarith warknął ostrzegawczo, gdy głos Noxa
przykuł ich uwagę. Zdawało się, jakby przez jego usta przemówił
ktoś inny. Ktoś, kto nie tylko, nie czuł żadnej skruchy, ale w
ogóle niczego.
Pólelf uniósł powoli głowę i
powtórzył, głośniej, bardziej dobitnie:
- Nie.
Popatrzył prosto na Tarę, która
zamrugała z zaskoczenia, a potem na Białego Kruka i patrzył tak
długo, aż ich spojrzenia się spotkały. Jakby próbował przekazać
im coś bezgłośnie. Granat jego oczu był niemal czarny, w jego
głębi czaił się potworny, trudny do opisania ból i smutek.
Po chwili jednak to wszystko zniknęło,
zastąpione chłodną obojętnością. Zamrugał, gdy jego tęczówki
zaczęły zmieniać kolor z granatu, na czerwień i z powrotem. Znów
zwiesił głowę, a jego ciało zadrżało kilka razy, po czym
znieruchomiało. Kiedy ponownie na nich spojrzał, w jego oczach
lśniła krwawa czerwień. Zanim zrozumieli, co zamierza, zmienił
się w kruka, rozrywając sznury i bariery, po czym z głośnym
krakaniem wzbił się pod sufit, wybił szybę i odleciał.
Zakon Kruka od razu rzucił się za
nim w pogoń, łącznie z Argonem. Nikt nawet nie zwrócił uwagę na
nowe pasemko Ariel i ona sama zapomniała o żywiole ognia, który
płonął w niej bez kontroli, gotowy w każdej chwili wybuchnąć.
***
Chłodną noc oświetlał jedynie słaby blask
księżyca. Rairi była zniecierpliwiona i zła, ale przede wszystkim
rozczarowana. Wiatr poruszał jej idealnie ułożonymi włosami i
suknią w kolorze krwi, kiedy z założonymi rękami stała w cieniu
wysokiego i zakrzywionego głazu. Ukryci pomiędzy drzewami w
głębokiej dolinie, mogli czuć się tu bezpiecznie, ale i tak nie
zamierzała spędzić tu całej nocy.
Miała już dosyć czekania, gdy w końcu z
ciemności wyłonił się czarny punkcik. Kruk wylądował przed nimi
na trawie i zmienił się w Noxa. Jego tęczówki jarzyły się w
mroku, gdy zerknął na nich krótko i zwiesił głowę w pełnej
oddania postawie.
-
Przepraszam, matko, ja…
Rairi zmarszczyła brwi i uderzyła go w twarz,
aż zachwiał się do tyłu, a na policzku pojawiła się czerwona
plama. Wyraz jego twarzy pozostał zupełnie pusty, niczym kamienna
maska.
- Bardzo mnie rozczarowałeś. – jej głos był
gniewny i pełen pogardy - Miałeś nie dać się złapać i gdyby
nie moja interwencja, twoi towarzysze by cię zabili. Myślałam, że
będzie z ciebie jakiś pożytek.
Nox milczał ze spuszczoną głową i zwieszonymi
ramionami. Pozbawiony własnej woli i całkowicie pod jej kontrolą,
nie potrafił już nawet się bronić. Ukryty pod tuniką wisiorek
połyskiwał delikatnie krwawym blaskiem.
Właśnie tym go uczyniła. Pustym naczyniem
uległym jej woli. Nie było już dwóch połączonych umysłów,
tylko jeden.
- Daj mu spokój, moja droga – Balar,
opierający się do tej pory o pień drzewa, odbił się od niego i
podszedł do niej niespiesznie z nikłym uśmieszkiem i rękami w
kieszeniach płaszcza. – Nie widzisz, że już go tam nie ma?
Zniszczyłaś jego umysł i teraz będzie robił tylko to, co mu
rozkażesz. Nie ma sensu na niego krzyczeć, skoro i tak należy
całkowicie do ciebie.
- Och, mój Balarze, jak zwykle masz rację -
mruknęła i z leniwym uśmiechem dotknęła bladego policzka
połelfa, po czym palcami uniosła jego podbródek. Patrzył na nią
czerwonymi oczami, pokonany i skulony gdzieś na dnie duszy. – Mój
synu, zrobisz, wszystko, czego sobie zażyczę?
- Tak, matko.
- Nie popełnisz kolejnego błędu?
- Nie.
- Cudownie, a więc być może jeszcze
cię nie zabiję.
Balar zbliżył się do niego i
mimochodem poklepał po piersi, zerkając przez ramię na Rairi.
- Niedługo i tak wszystko się
rozstrzygnie i sam pozabijam te krucze pomioty, więc to już bez
znaczenia. Do czasu, aż nie wrócę, może mnie zastąpić.
- Dobrze – usta Rairi rozciągnęły
się w szerokim, pełnym zadowolenia uśmiechu – W takim razie będę
miała dla niego odpowiednie zadanie.
Popatrzyła na Noxa, który wpatrywał
się w nich beznamiętnie pustymi oczami. Jej żałosny syn,
mieszaniec, który był niczym więcej jak gorzkim przypomnieniem, że
została zdradzona zarówno przez ludzi, jak i przez elfów. Rozpalał
w niej niegasnącą nienawiść i chęć zemsty. Jego rękami pokażę
temu światu, co to znaczy rozpacz.
- Sprowadzisz dla mnie na ten świat
piekło?
- Tak, matko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz