poniedziałek, 5 czerwca 2017

Rozdział 30

Męczyły ją jakieś dziwne, niedobre sny, przeważnie kończące się sceną w wieży. Po raz kolejny stała nad czyimś ciałem z przepełniającą ją rozpaczą i zakrwawionym mieczem, którym chciała przebić własne serce. Zaczynała się zastanawiać, że może ma to coś wspólnego z Rivą, który był coraz bliżej śmierci, a ona nie wiedziała jak go przed nią uchronić.
Widziała też Noxa, ale zupełnie innego, o czerwonych jak krew tęczówkach i sterczących, brudnych włosach.
Armię nephilów, ciągnącą się bez końca przez ogarnięty ogniem Elderol.
Im bliżej byli Malgarii, tym jej pierś coraz mocniej ściskało jakieś niedobre przeczucie.
   - Myślisz, że w zamku wszystko w porządku? – Pytała się ciągle Rivę, który popędzał konie niemal bez odpoczynku, od dwóch dni nie przejawiając żadnych oznak bólu ani gorączki.
    - Mam taką nadzieję. To tylko kilka dni, więc w tym czasie nie powinno się nic takiego wydarzyć.
    Po przekroczeniu murów miasta, milczeli aż do samego zamku. Ludzie ustępowali im z drogi, pokazywali sobie palcami jej rozwiewane wiatrem, kolorowe włosy i kłaniali się pospiesznie. Ariel ledwo zwracała na nich uwagę, dławiona czymś, czego nie potrafiła nazwać.
    Ale może faktycznie wszystko jest w porządku i to przez te jej głupie sny tak się czuje. Powinna raczej cieszyć się z powrotu do domu i z tego, że będzie mogła pochwalić się reszcie zdobyciem ostatniego kamienia. To powinno być teraz najważniejsze.
Zaczęła zastanawiać się jak opanować ostatni żywioł i rozmyślać o czekających ją treningach, aż w końcu nieco poprawił jej się humor. Kiedy nauczy się kontrolować ogień, będzie w stanie zmierzyć się z Gathalagiem. A więc nie miała dużo czasu i zamiast myśleć o głupotach, powinna skoncentrować się na tym, co najważniejsze.
Powróciła ekscytacja i kiedy zaleźli się na dziedzińcu przed zamkiem, zeskoczyła z konia, żeby jak najszybciej odnaleźć Tarę i podzielić się z nią tą wspaniałą nowiną.
- Tak bardzo stęskniłaś się za wszystkimi? – Zapytał z rozbawieniem Riva, widząc jej pośpiech. Wziął od niej lejce i prowadził oba wierzchowce, które również wydawały się zadowolone z powrotu.
- No pewnie, a ty nie? Nie ma to jak w domu – rozłożyła ramiona i uniosła głowę, jakby chciała objąć cały zamek. Potężne mury i wieże z czerwonej cegły były teraz jej jedynym domem. Rodzinną chatkę spalił Balar, ale to z tym miejscem czuła się tak szczególnie związana. Obejrzała się na niego z szerokim uśmiechem – Poza tym już nie mogę się doczekać ich min, kiedy zobaczą moje nowe pasemko
Riva roześmiał się, otoczony różowawym blaskiem zachodzącego słońca, w którym zamek nabrał krwistej barwy. Oddał konie stajennemu, który wybiegł im na spotkanie, po czym ruszył za nią sprężystym krokiem zdrowego człowieka.
- Poczekaj na mnie, też chciałbym to zobaczyć. Pewnie Argon będzie szczęśliwszy od ciebie. Tylko nie wspominaj mu o tym incydencie z ogniem, bo znając go, pewnie w ogóle zabroni ci używać ten Mocy, a przecież musisz ją opanować.
Ariel pokiwała głową z cierpkim półuśmiechem.
- O tak, mój kochany starszy brat jest troskliwy do przesady. Lepiej zaczniemy tylko od tej dobrej…
Zanim jeszcze dotarli do schodów, z wnętrza zamku wypadła Tara, w tej samej, podróżnej sukience i rozwianym, potarganym warkoczem. Na widok jej czerwonej twarzy i zapuchniętych od łez oczu, Ariel zatrzymała się raptownie, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Jeśli wiecznie uśmiechnięta i radosna przyjaciółka wyglądała na kompletnie załamaną i zdruzgotaną, naprawdę musiało stać się coś niedobrego.
To uczucie znów się pojawiło, zanim jeszcze do nich dobiegła i się odezwała. Wizje, które miała…
Jakby to był początek końca.
Tara dopadła w końcu do nich i bez słowa rzuciła się Ariel na szyję, wybuchając urywanym szlochem.
- Co się stało? – Zapytał niespokojnie Riva, chyba również po raz pierwszy widząc ją w takim stanie.
- Hej, dlaczego płaczesz? – Ariel poklepała ją po plecach, z trudem przełykając ślinę. Wymieniła z królem poważne spojrzenie, zastanawiając się, co takiego mogło się wydarzyć w czasie ich nieobecności.
- To… - dziewczyna odsunęła się w końcu niechętnie, otarła podpuchnięte oczy i skłoniła się przed królem – Nie przejmujcie się mną. Wszyscy czekają w sali tronowej, ale Argon kazał mi dopilnować, żebyście najpierw się odświeżyli po podróży i trochę odpoczęli – gdy mówiła, głos jej się załamywał i drżał.
Riva zmarszczył mocno brwi.
- To coś poważnego?
- Właściwie są dwie sprawy, ale najpierw...
- Mamy odpoczywać, kiedy wszyscy na nas czekają? – Ariel z troską dotknęła jej rozpalonych policzków i wzięła za ręce - Przecież jesteś cała zapłakana. Jeśli zaraz nie powiesz…
- Poczekaj – przerwał jej gwałtownie Riva zaskakująco ostrym tonem – Idziemy prosto do sali tronowej.
- Ale…
- To rozkaz.
Kiedy Riva ruszył zdecydowanym krokiem w stronę otwartych skrzydeł zamku, Ariel poszła za nim pospiesznie, pociągając za sobą przyjaciółkę, która próbowała jeszcze cicho protestować.
Choć pora nie była jeszcze tak późna, w środku panowała zaskakująca cisza. Ariel miała uczucie, jakby w powietrzu wisiało coś niedobrego i ciężkiego. Ani w holu, ani na korytarzach nie było widać ani jednego strażnika, czy służby. Jakby cały zamek nagle opustoszał.
Nie lubię, kiedy moje sny się sprawdzają, ale tym razem, to naprawdę coś poważnego.
Jej serce waliło coraz niespokojniej, gdy Riva pierwszy zatrzymał się przed zdobionymi wrotami do sali, przy których również nie było strażników. Rozwichrzone włosy sterczały na wszystkie strony, a prosty strój do konnej jady był cały zakurzony i wymięty. Pewnie czuł się równie brudy i głodny jak ona, ale nie było czasu teraz o tym myśleć. Widok kompletnie załamanej Tary był najlepszą wymówką, że nie powinni zwlekać ani minuty.
Riva wyprostował się z westchnieniem i otworzył oba skrzydła gwałtownym ruchem. Weszła tuż za nim, zaciskając kurczowo dłoń na dłoni Tary, nie bacząc, że z tych nerwów mogłaby ją zmiażdżyć.
W sali panował lekki półmrok, rozjaśniony jedynie resztką bladego światła wpadającego przez okna. Byli tu wszyscy z Zakonu Kruka poza dwoma osobami, których nieobecność jakoś od razu rzuciła im się w oczy. Reeth, Oran i Ylon siedzieli przy stole, zaś Koll stał przy odsuniętym krześle i właśnie tłumaczył im coś gniewnie podniesionym głosem. Oran próbował mu przerywać, ale na próżno. Argon krążył po jednym ze schodków prowadzących do tronu, zaś na najniższym siedział skulony Arwel, z głową ukrytą w ramionach. Jako jedyny miał na sobie płaszcz, zaś krótko ścięte włosy sprawiały, że wyglądał niemal obco.
Na widok Kruczego Króla i Ariel, zebrani przy stole zamilkli i wstali, by się skłonić. Argon przystanął na najwyższym schodku i popatrzył na nich z ponurą miną i mocno ściągniętym czołem. Potem przeniósł ostre spojrzenie na Tarę, która skuliła się za Ariel.
- Mówiłem, żeby najpierw…
- Daruj sobie, przyjacielu – Riva machnął ręką i ruszył pospiesznie przez salę ku podwyższeniu, obdarzając każdego przelotnym spojrzeniem – Nie sądziłeś chyba, że pozwoliłbym wam czekać, skoro już od progu dowiaduję się, że jest jakiś problem.
Szybkim krokiem Riva przemierzył schodki i zasiadł na złotym tronie, ozdobionym czerwonymi elementami i wizerunkami kruczych piór. Obserwowany przez wszystkich obecnych, rozparł się na nim wygnie, ale jednocześnie z królewską godnością. Nawet brudny i w prostym ubraniu prezentował się na tym miejscu niespodziewanie władczo i dostojnie.
Tara nagle popchnęła Ariel przez środek sali, niemal zmuszając by wstąpiła na podwyższenie. Napotkała spojrzenie Rivy i przysiadła na najwyższym schodku, skąd mogła teraz widzieć wszystkich zebranych. Byli tak czymś zaabsorbowani, że nikt nie zauważył jej nowego ognistego pasemka. Poza jej bratem, który jak tylko weszła, od razu skierował wzrok na jej włosy, ale jemu mało co uchodziło uwadze.
- Może najpierw powinieneś jednak odpocząć – nie ustępował Argon, stając teraz przy jego tronie. Miał tak pochmurną minę, jakby co najmniej ktoś umarł – W twoim stanie, nie powinieneś po takiej podróży…
- Jak widzisz, czuję się znakomicie – Riva rozłożył ramiona, posyłając mu zniecierpliwione spojrzenie – Może więc od razu przejdziemy do przeczy i wyjaśnicie mi w końcu co się tu dzieje.
Argon tylko zacisnął usta i odwrócił wzrok.
- Dobrze, że już wróciłeś, Wasza Wysokość – odezwał się za niego Reeth, wstał od stołu i podchodząc na środek sali. Jego pomarszczona twarz zdradzała napięcie i jakieś wewnętrzne rozdarcie – Może ty rozstrzygniesz, co powinniśmy zrobić w tych trudnych sytuacjach.
- Jak to, co? To oczywiste – Koll stanął przy nim z płonącą gniewem twarzą i zaciśniętymi pięściami – To, co zrobili zasługuje na najwyższą karę. Nie możemy wybaczyć…
- Nie zgadzam się z tym! Jeśli chodzi o nią, nie widzę w tym nic złego – Oran wstał gwałtownie, odsuwając krzesło i dołączył do nich, potykając się o nogę stołu.
Argon skrzyżował przed sobą ramiona i westchnął ciężko.
- Widzisz, co się dzieje? – warknął przez zaciśnięte zęby – Kłócą się tak od kilku godzin, czekając na twoją ostateczną decyzję.
- W porządku – odezwał się głośno Riva, bębniąc palcami o poręcz tronu i przerywając ich kłótnię – Powiecie w końcu konkretnie, o co chodzi? Bo nadal nie wiem…
- To może niech ktoś po nią pójdzie – zarządził zmęczonym głosem Reeth, na co siedzący do tej pory w milczeniu Arwel, zerwał się ze swojego miejsca i nie patrząc na nikogo, wybiegł z sali.
Ariel obejrzała się na Rivę i Argona, unosząc brwi.
- „Po nią”?
Biały Kruk potarł bliznę na policzku i skinął głową, jakby w odpowiedzi na jej myśli. Wszyscy czekali w milczeniu i gdzieś po dziesięciu minutach młody wojownik wrócił w towarzystwie dwóch strażników, którzy prowadzili między sobą związaną dziewczynę. Jej sukienka od razu wydała się Ariel znajoma i chyba widziała ją w swojej szafie. Jednak nie to teraz było najważniejsze.
- Sereia! – Wyrwało jej się spontanicznie i natychmiast przytknęła dłoń do ust, rozglądając się po wszystkich. Wyglądało jednak na to, że to imię nikogo nie zaskoczyło. Podobnie jak fakt, że Falen miał na sobie sukienkę.
Dwóch strażników z obojętnymi minami popchnęło ją na kolana przed królem, aż boleśnie upadła na posadzkę. Arwel wyciągnął ręce z udręczoną miną, ale nie zdążył jej złapać. Zamiast tego zacisnął w powietrzu pieści, jakby miał ochotę kogoś udusić. Wściekłym spojrzeniem popatrzył na pozostałych braci.
- Zadowoleni? – Warknął ochrypłym głosem pełnym goryczy, po czym zwrócił się do króla – Czy to taka zbrodnia, że jest kobietą, Wasza Wysokość?
Riva zmarszczył brwi, przez chwilę przyglądając się Serei z głębokim namysłem, ale bez zaskoczenia. Gdy zerknął na kapitana, ten tylko wzruszył ramionami
- Jak widzisz przypadkiem odkryli jej tożsamość i jak przypuszczałeś, są trochę oburzeni.
Riva westchnął cicho, zapadając się głębiej w szerokim tronie.
- Wcześniej czy później musiało to wyjść na jaw. Ale, że „trochę” oburzeni, to chyba za mało powiedziane.
- A więc Wasza Wysokość, wiedział od początku? - Ylon był zaskoczy tym faktem, podobnie jak pozostali. Tego się raczej nie spodziewali i z ich min można było wyczytać, że poczuli się jeszcze bardziej oszukani.
Zdziwiłabym się prędzej, gdyby nie wiedział. Pomyślała z przekąsem, przyglądając się ze swojego miejsca Falenowi, a raczej kobiecie, która przez tyle lat musiała udawać mężczyznę. Współczuła jej i miała ochotę stanąć w jej obronie, ale miała przy sobie Arwela, który stał przy jej boku, gotowy zabić każdego, kto próbowałby choćby jej dotknąć.
- To jakaś kpina – wyrzucił z gniewem Koll, obrzucając Sereię palącym spojrzeniem spod krzaczastych brwi – Jesteśmy Zakonem Kruka i najsilniejszą, najbardziej poważaną królewską strażą, a zostaliśmy wykpieni przez tą małą…
- Licz się ze słowami – przerwał mu ostro Arwel, a znamię na jego odsłoniętym czole rozjarzyło się ostrzegawczo.
- Ale prawda jest taka, że od początku nas oszukała – stwierdził spokojnie Ylon, najbardziej z nich wszystkich opanowany – Nie dostrzegaliśmy prawdy, chociaż mieliśmy ją pod nosem.
- Chociaż kłamstwo zasługuje na karę, nie byłbym dla niej taki ostry – Oran stanął w jej obronie, drapiąc się po rudej czuprynie – Bądź co bądź była…
- Oszukała Zakon – obstawał przy swoim Koll – W całej historii Noszącymi Znak Kruka, zostawali mężczyźni.
Reeth tym razem przyznał mu rację, poważnie kiwając głową.
- W naszym Zakonie nigdy nie uznawano kobiet, nie słyszałem nawet żeby jakaś urodziła się ze znamieniem na czole. Widocznie tak chcieli bogowie, żeby Zakon Kruka tworzyli wyłącznie mężczyźni i powinniśmy to szanować. To, co zrobił Falen, znaczy…ona, podszywając się pod mężczyznę, powinno zostać osądzone i ukarane.
- To śmieszne – Ariel prychnęła z oburzeniem i wstała, patrząc na nich z góry i mając ochotę zakończyć ten niedorzeczny spór – Sereia udawała mężczyznę, bo bała się właśnie takiej reakcji i nie widzę w tym żadnej zbrodni – wskazała ją dłonią i zmarszczyła brwi, jeszcze bardziej podnosząc głos – Jej jedyną winą jest to, że ze wszystkich sił próbowała się do was upodobnić. Starała się wam przypodobać i zasłużyć na wasze uznanie, porzucając swoje imię i udając kogoś, kim może nawet nie chciała być. Przecież nie miała wpływu na to, że urodziła się ze znamieniem Naprawdę was szanuję, ale jestem rozczarowana waszym przestarzałym myśleniem. Jeśli kobieta nie może być wojowniczką, to, co w takim razie robię tu ja, czy Tara?
- To co innego – zaprotestował Koll, patrząc na wszystkich spode łba, nie przekonany jej przemową – Jeśli chodzi o Noszących Znak Kruka…
- Ona ma rację – przerwał mu ostro Arwel i posłał Ariel blady, pełen wdzięczności uśmiech, zaciskając jedną dłoń na barku klęczącej obok niego kobiety, która z zaciśniętymi ustami z uporem wpatrywała się w podłogę – Sereia nie jest wcale gorszą wojowniczką od was, powiedziałbym nawet, że przewyższa was umiejętnościami. Nie wspomnę ile razy uratowała mi życie. Sama walczyła z całą armia centaurów i o ile sobie przypominam nigdy nie ustępowała nam miejsca w walce. Bała się waszego odrzucenia, bo wiedziała, że tak zareagujecie. Ale dokąd miała iść ze znamieniem Kruka? Jej miejsce jest tutaj, podobnie jak każdego z nas.
Po jego słowach w sali zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie jego przyspieszonym od emocji oddechem. Bracia popatrywali po sobie w milczeniu i tylko Oran kiwał głową, zgadzając się z tymi argumentami. Ariel tymczasem znów usiadła i obejrzała się na Rivę, który pocierał w namyśle czoło, lewą dłoń zaciskając na poręczy tronu, aż cała pobielała. Kapitan obserwował go tym samym niepokojem w oczach. Chyba oboje obawiali się tego samego, że jego dobre samopoczucie w tej sytuacji może szybko ulec zmianie.
Ciszę przerwało westchnienie Serei, która w końcu uniosła głowę z zawziętym wyrazem twarzy i twardym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Daj spokój, Arwelu – przemówiła, nie patrząc jednak na niego, ani na pozostałych, tylko gdzieś przed siebie, na schody prowadzące do tronu – Tobie też dziękuję, Ariel, za te słowa, ale to nic nie da. Nie widzicie, że oni już podjęli decyzję?
- Masz rację. Jedyną karą za twoje oszustwo jest wygnanie. A ponieważ Arwel musiał wiedzieć o wszystkim od początku, gdyż to on nadal ci Imię, też powinien zostać ukarany.
- Nie możesz… - Arwel z pobladłą twarzą zrobił krok w kierunku Kolla, który przeszywał ich nieprzejednanym, zimnym spojrzeniem.
- Jeśli tak, czy mnie też powinniście ukarać, bo widziałem o wszystkim od początku? – wtrąci Riva, wpatrując się przenikliwie w potężnego wojownika.
- Wasza Wysokość...
- Ja się z tym nie zgadzam. To zbyt surowa kara dla tej dziewczyny – odezwał się szybko Oran, aby załagodzić nieco sytuację.
- Jednak coś musimy postanowić. Moim zdaniem powinna zostać wykluczona z Zakonu Kruka i na razie pozostać w celi.
- Wasza Wysokość – zwrócił się do niego Reeth – Ostateczna decyzja należy do Ciebie. Nie zgadzam się z wygnaniem, ale moim zdaniem jej oszustwo zasługuje na karę.
Wszystkie oczy powędrowały oczekująco na Rivę, który popatrzył na nich kolejno z góry, aż napotkał błagalne spojrzenie Arwela.
- Jeśli ją wygnasz, panie, odejdę razem z nią.
Sereia uniosła śmiało podbródek, szturchnęła przyjaciela i wyzywająco spojrzała królowi prosto w oczy.
- Dziękuję, Wasza Wysokość, że pozwoliłeś mi spędzić ten czas w Zakonie Kruka i mnie nie wyrzuciłeś. Mam nadzieję, że godnie ci służyłam całą moją Mocą.
- Tłumaczyłem im, że powinni być bardziej wyrozumiali i po prostu jej wybaczyć, ale nawet mnie nie chcą słuchać - Argon pokręcił bezradnie głową, wyraźnie zniesmaczony całym tym zamieszaniem.
- Rozumiem – Riva skinął mu dłonią i zwrócił się do wszystkich władczym tonem, którego używał niezwykle rzadko i tylko wtedy, gdy jego słowa nie podlegały żadnej dyskusji. Szczerze mówiąc Ariel chyba jeszcze nie widziała go w takiej wersji i była pod wrażeniem jego zdecydowanej postawy – Osobiście zakończyłbym tą sprawę odesłaniem Falena, czy może już Serei, do jej komnaty, – od razu rozległy się głosy protestu, które uciszył podniesieniem ręki i groźnym spojrzeniem – ale widzę, że w takim wypadku sami wymierzylibyście jej karę, zapewne zbyt surową. Chociaż Sereia jest Noszącą Znak Kruka i jej miejsce jest w Zakonie, na razie pozostanie zamknięta w celi, a jej Moc zablokowana do czasu, aż się nie uspokoicie.
- Co?! – Ariel spojrzała na niego z zaskoczeniem, podczas gdy Sereia została wyprowadzona przez strażników z Arwelem u boku. – Ale to jest niesprawiedliwe – zaprotestowała - Przecież nie zrobiła nic złego.
Riva zgarbił się i popatrzył na nią ze znużeniem.
- Też to wiem, ale dopóki bracia również tego nie zrozumieją i nie przekonamy ich o naszej racji, tak będzie najlepiej. Szczególnie dla Serei.
- To najlepsza decyzja, Ariel, także się uspokój - dodał cicho Argon – Tam będzie bezpieczna. Zresztą jej los jeszcze nie jest taki najgorszy…
Zwiesił głos, jakby coś stanęło mu w gardle. Ariel zauważyła, że chociaż sprawa z Sereią została tymczasowo rozstrzygnięta, nie wyglądali ani na zadowolonych, ani usatysfakcjonowanych. A wręcz przeciwnie.
Przypomniała sobie, że Tara wspominała coś o dwóch sprawach. Poszukała wzrokiem przyjaciółkę, która stała gdzieś w cieniu kolumny i słyszała tylko jej cichy, przerywany szloch.
- Jest… coś jeszcze? – Zapytała po chwili ciszy, z bardzo niedobrym przeczuciem.
Riva chyba również zauważył ich jeszcze bardziej ponure, zacięte miny i przyjrzał się uważnie przyjacielowi. Argon zamarł niczym kamienna rzeźna, blady, z zaciśniętymi pięściami i przymknął na chwilę powieki.
- Podobno były jakieś dwie sprawy – przypomniał ostrożnie Riva.
Ariel poczuła, jak zamiera jej serce.
- Tak i ta druga jest znacznie poważniejsza, Wasza Wysokość – odezwał się Reeth, kiedy bracia popatrzyli po sobie, wyraźnie unikając spojrzenia Białego Kruka.
Koll odszedł na tyły sali i otworzył proste, łukowate drzwi, prowadzące do innej, mniejszej salki. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku i Ariel musiała wstać i podejść do tronu, żeby lepiej widzieć.
Ze środka wyszli najpierw Yarith i Elleya z wilczymi oczami i tak groźnymi, drapieżnymi minami, że po plecach Ariel aż przebiegł zimny dreszcz. W zapadłej ciszy rozległy się liczne kroki, gdy ukazywały się kolejne osoby.
Teraz już dowiedzieli się, gdzie podziała się cała zamkowa straż. Tutaj. Uzbrojeni i czujni, wychodzili parami, prowadząc pomiędzy sobą, skrępowanego, kolejnego więźnia. Gdzieś pomiędzy nimi przemknęła Lunna. Ze smutkiem zerknęła na Argona, potem na więźnia i dyskretnie stanęła przy pozostałych braciach.
Ariel wszędzie poznałaby tą smukłą postać i białe włosy.
- Nox? – Wydusiła z niedowierzaniem i otworzyła usta, nic z tego nie rozumiejąc.
Strażnicy tymczasem doprowadzili więźnia na środek komnaty i brutalnie popchnęli na kolana, po czym otoczyli go kręgiem z wyciągniętymi w jego stronę mieczami. Wokół półelfa wyraźnie można było wyczuć silną barierę, chociaż ze skrępowanymi nogami i rękami raczej nie miał jak uciec.
Koll wszedł w krąg strażników i stanął przy Noxie, który klęczał ze zwieszoną głową i z twarzą ukrytą pod kurtyną włosów..
- Oto, Wasza Wysokość nasz tajemniczy zabójca – obwieścił głośno – Tutaj chyba nikt nie ma wątpliwości, że zdrajca zasługuje tylko na śmierć.
Ariel przypomniał się ostatni sen i chociaż okazał się rzeczywistością i tak nie mogła w to uwierzyć.
Nox zabójcą? To brzmiało jak jakiś kiepski żart. Przecież pamiętała, z jaką troską uzdrowił kiedyś rannego ptaka i zawsze jej pomagał. Wydawało się, że nie był skłonny skrzywdzić nawet muchy, chyba, że w czyjejś obronie.
Riva również był w szoku. Wstał gwałtownie, jakby chciał do niego podbiec, ale zaraz usiadł, zaciskając palce na poręczach tronu. Jego blada twarz stężała, kiedy wpatrywał się w Noxa, jakby widział go po raz pierwszy. W jego oczach widziała, że myślał dokładnie to, co ona. Że to niemożliwe, żeby ten młody wojownik ochraniał króla i leczył ich rany, a potem zabijał. To nie miało sensu.
- Jak...go złapaliście? – Zapytał w końcu głucho, niemal szeptem.
Zerknął na kapitana, jakby to od niego oczekiwał odpowiedzi, ale w całej sali zapadła długa cisza. Dopiero po chwili, z wyraźnym ociąganiem, Lunna wystąpiła do przodu i opowiedziała zaskakująco spokojnym głosem, jak ona i Argon zostali zaatakowani przez tajemniczego zabójcę i jak udało jej się go unieszkodliwić.
W tym czasie Argon pobladł śmiertelnie ze wzrokiem wbitym w posadzkę, zrobił kilka kroków, po czym opadł na jeden ze schodków i zwiesił ramiona, jakby przygniótł go ogromny ciężar. Ariel doskoczyła do niego w jednej chwili i objęła opiekuńczo, ale nie wiedziała, czy w ogóle dostrzegł jej obecność. Jego udręczony wyraz twarzy sprawił, że do jej oczu napłynęły łzy. Sama była wstrząśnięta zdradą kogoś, kogo uważała za przyjaciela, ale jak musiał czuć się jej brat, który wychował Noxa, jak syna?
Riva zacisnął szczęki i z uwagą popatrzył na zgarbionego przyjaciela, potem na półelfa i znów na kapitana.
- To prawda? – Wydusił drżącym głosem– Próbował cię zabić?
Jedyną reakcją Argona, było ledwo dostrzegalne kiwnięcie głową.
Gdzieś z cienia pod kolumną dobiegł głośniejszy i bardziej żałosny szloch Tary. Z rozpaczą rzuciła się w kierunku Noxa, jednak strażnicy odepchnęli ją zdecydowanie i zagrodzili drogę skrzyżowanymi mieczami. Dziewczyna upadła na podłogę, a jej ciałem wstrząsnęła nowa fala łez. Półelf nawet nie drgnął.
- Widzisz, królu, ile tu się działo w czasie twojej nieobecności? – Yarith i jego córka również znajdowali się w kręgu strażników i chyba jako jedyni wyglądali na rozbawionych tą sytuacją – Wasz problem się rozwiązał i ten drań raczej już nikogo nie zabije – z groźnym błyskiem w wilczych oczach i obnażonymi zębami chwycił Noxa za włosy i szarpnął bez litości - Jeśli pozwolisz mi go zabić, będę zaszczycony.
- Nie! – Krzyknęła Tara i wyciągnęła ręce w stronę półelfa, który zdawał się obojętny na wszystko, co się wokół działo. Kiedy Alfa zmusił go do uniesienia głowy, przymknął powieki, jakby nie chciał nawet na nich patrzeć. Ariel ścisnęło się serce. Wciąż miała nadzieję, że chłopak zaraz się odezwie i wszystkiemu zaprzeczy, ale wyglądało na to, że swoim milczeniem definitywnie przyznawał się do winy.
- Ech – prychnęła sarkastycznie Elleya, demonstracyjnie przyglądając się swoim paznokciom. Jej szare, wilcze tęczówki lśniły w zapadającym zmroku niczym dwa punkciki – Zawsze twierdziłam, że nie warto ufać tym mieszańcom.
- Może najpierw powinniśmy wysłuchać, co Nox ma do powiedzenia? – Stwierdziła Lunna. W między czasie podeszła do Tary i pomogła jej wstać, zerkając przelotnie na zdruzgotanego Argona – Chociaż byłam przy tym, jak zaatakował Białego Kruka, to nie znaczy jeszcze…
Ariel wstała nagle ze zmarszczonym czołem i narastającym gniewem i z zaciśniętymi pięściami zbliżyła się do kręgu strażników.
- Jak mogłeś to zrobić? - Spytała ostro, przeszywając jego białą głowę palącym spojrzeniem – Uważaliśmy cię za przyjaciela, a ty… Zaatakowałeś własnego ojca? Dlaczego?
- On nie odpowie – wtrącił Ylon, dotykając jej ramienia i kręcąc głową - Już próbowaliśmy go przesłuchiwać.
- Milczy jak zaklęty – Oran chyba po raz pierwszy w życiu miał w oczach nienawiść – Też go lubiłem, ale ten drań chciał nas powybijać i żadne usprawiedliwienia mnie nie obchodzą.
Riva westchnął głęboko i zapadł się na tronie, przybity i wyczerpany. Ariel dostrzegła w jego oczach błysk gorączki, a w kącikach ust grymas, który znała aż za dobrze.
Tylko nie to...
Ruszyła w jego stronę, ale Riva zatrzymał ją w miejscu jednym spojrzeniem i wyprostował się z trudem. Chyba wszyscy widzieli ile wysiłku kosztowały go następne słowa.
- Zgadzam się, że morderca zasługuje na najsurowszą karę, ale nie możemy skazać go na śmierć, nie upewniwszy się jego winy. Proponuję, żeby ktoś połączył się z nim mentalnie poprzez nadanie Imienia i odczytał jego myśli. Wtedy dowiemy się całej prawdy, a jeśli rzeczywiście jest winny, dlaczego to robił.
Wojownicy zaczęli kręcić głowami, pomrukując z niezadowoleniem, ale po chwili dostrzegli uniesioną rękę Tary i jej mokrą od łez, pełną determinacji twarz.
- Ja to zrobię.
- Nie.
Strażnicy poruszyli się, zacieśniając krąg, a Yarith warknął ostrzegawczo, gdy głos Noxa przykuł ich uwagę. Zdawało się, jakby przez jego usta przemówił ktoś inny. Ktoś, kto nie tylko, nie czuł żadnej skruchy, ale w ogóle niczego.
Pólelf uniósł powoli głowę i powtórzył, głośniej, bardziej dobitnie:
- Nie.
Popatrzył prosto na Tarę, która zamrugała z zaskoczenia, a potem na Białego Kruka i patrzył tak długo, aż ich spojrzenia się spotkały. Jakby próbował przekazać im coś bezgłośnie. Granat jego oczu był niemal czarny, w jego głębi czaił się potworny, trudny do opisania ból i smutek.
Po chwili jednak to wszystko zniknęło, zastąpione chłodną obojętnością. Zamrugał, gdy jego tęczówki zaczęły zmieniać kolor z granatu, na czerwień i z powrotem. Znów zwiesił głowę, a jego ciało zadrżało kilka razy, po czym znieruchomiało. Kiedy ponownie na nich spojrzał, w jego oczach lśniła krwawa czerwień. Zanim zrozumieli, co zamierza, zmienił się w kruka, rozrywając sznury i bariery, po czym z głośnym krakaniem wzbił się pod sufit, wybił szybę i odleciał.
Zakon Kruka od razu rzucił się za nim w pogoń, łącznie z Argonem. Nikt nawet nie zwrócił uwagę na nowe pasemko Ariel i ona sama zapomniała o żywiole ognia, który płonął w niej bez kontroli, gotowy w każdej chwili wybuchnąć.

***

    Chłodną noc oświetlał jedynie słaby blask księżyca. Rairi była zniecierpliwiona i zła, ale przede wszystkim rozczarowana. Wiatr poruszał jej idealnie ułożonymi włosami i suknią w kolorze krwi, kiedy z założonymi rękami stała w cieniu wysokiego i zakrzywionego głazu. Ukryci pomiędzy drzewami w głębokiej dolinie, mogli czuć się tu bezpiecznie, ale i tak nie zamierzała spędzić tu całej nocy.
    Miała już dosyć czekania, gdy w końcu z ciemności wyłonił się czarny punkcik. Kruk wylądował przed nimi na trawie i zmienił się w Noxa. Jego tęczówki jarzyły się w mroku, gdy zerknął na nich krótko i zwiesił głowę w pełnej oddania postawie.
    - Przepraszam, matko, ja…
    Rairi zmarszczyła brwi i uderzyła go w twarz, aż zachwiał się do tyłu, a na policzku pojawiła się czerwona plama. Wyraz jego twarzy pozostał zupełnie pusty, niczym kamienna maska.
   - Bardzo mnie rozczarowałeś. – jej głos był gniewny i pełen pogardy - Miałeś nie dać się złapać i gdyby nie moja interwencja, twoi towarzysze by cię zabili. Myślałam, że będzie z ciebie jakiś pożytek.
    Nox milczał ze spuszczoną głową i zwieszonymi ramionami. Pozbawiony własnej woli i całkowicie pod jej kontrolą, nie potrafił już nawet się bronić. Ukryty pod tuniką wisiorek połyskiwał delikatnie krwawym blaskiem.
    Właśnie tym go uczyniła. Pustym naczyniem uległym jej woli. Nie było już dwóch połączonych umysłów, tylko jeden.
   - Daj mu spokój, moja droga – Balar, opierający się do tej pory o pień drzewa, odbił się od niego i podszedł do niej niespiesznie z nikłym uśmieszkiem i rękami w kieszeniach płaszcza. – Nie widzisz, że już go tam nie ma? Zniszczyłaś jego umysł i teraz będzie robił tylko to, co mu rozkażesz. Nie ma sensu na niego krzyczeć, skoro i tak należy całkowicie do ciebie.
   - Och, mój Balarze, jak zwykle masz rację - mruknęła i z leniwym uśmiechem dotknęła bladego policzka połelfa, po czym palcami uniosła jego podbródek. Patrzył na nią czerwonymi oczami, pokonany i skulony gdzieś na dnie duszy. – Mój synu, zrobisz, wszystko, czego sobie zażyczę?
    - Tak, matko.
    - Nie popełnisz kolejnego błędu?
    - Nie.
- Cudownie, a więc być może jeszcze cię nie zabiję.
Balar zbliżył się do niego i mimochodem poklepał po piersi, zerkając przez ramię na Rairi.
- Niedługo i tak wszystko się rozstrzygnie i sam pozabijam te krucze pomioty, więc to już bez znaczenia. Do czasu, aż nie wrócę, może mnie zastąpić.
- Dobrze – usta Rairi rozciągnęły się w szerokim, pełnym zadowolenia uśmiechu – W takim razie będę miała dla niego odpowiednie zadanie.
Popatrzyła na Noxa, który wpatrywał się w nich beznamiętnie pustymi oczami. Jej żałosny syn, mieszaniec, który był niczym więcej jak gorzkim przypomnieniem, że została zdradzona zarówno przez ludzi, jak i przez elfów. Rozpalał w niej niegasnącą nienawiść i chęć zemsty. Jego rękami pokażę temu światu, co to znaczy rozpacz.
- Sprowadzisz dla mnie na ten świat piekło?
- Tak, matko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych