wtorek, 12 września 2017

Rozdział 23 i Epilog

  Witam moich drogich czytelników! Tak oto dobrnęliśmy do końca opowieści o Ariel i Zakonie Kruka. Mile widziane komentarze co myślicie o całej serii, co wam się bardziej podobało, a co mniej. Jeśli napiszę coś jeszcze (w tej chwili pracuję nad kontynuacją historii, ale to dopiero początki) to z pewnością tu umieszczę:) Przyznam się, że kończąc ostatnią część czułam się, jakbym żegnała dobrych przyjaciół. Pracując tyle lat nad światem Elderolu, naprawdę żył w mojej głowie i ciężko było mi się z nim rozstać.


Kilka lat później...

     - Oddaj mi tą książkę w tej chwili! Opisano w niej początki Elderolu, a ty ją zaraz zniszczysz.
      - Więc obiecaj, że się ze mną pobawisz, to wtedy oddam.
    Czteroletni chłopiec z burzą rudych loków pędził zamkowym dziedzińcem, przyciskając do piersi gruby tom, jakby nic nie ważył. Dzięki Mocy nawet duży kamień nie był dla niego ciężki.
     - Jeśli zaraz tego nie zrobisz, to nie ręczę za siebie. Przerwałeś mi naukę!
     Nie zwalniając, chłopiec obejrzał się przez ramię i pokazał język goniącej go starszej dziewczynce w ciemnej sukience, którą musiała zakasać, żeby szybciej biec.  Jej purpurowa z gniewu twarz wcale nie robiła na nim wrażenia.
      - Mama mówi, że nie można się tylko uczyć. Miałaś się ze mną bawić, a ty tylko siedzisz w tej bibliotece z nosem w książkach, jakby było w nich coś ciekawego.
     Dysząc ciężko, dziewczynka powoli go doganiała, chociaż nadal była kilka metrów za nim.
     - Może naucz się czytać, to sam się przekonasz. I tak w końcu będziesz musiał.
    - Nic nie muszę! Będę robił, co chcę – chłopiec nagle rozpostarł skrzydła, wzleciał ku jednemu z drzew i przysiadł na grubej gałęzi. Dyndając w powietrzu nogami, patrzył z góry na siostrę i uśmiechał psotnie całą pyzatą buzią.
     Dziewczynka tupnęła nogą i wycelowała w niego palec.
    - Złaź stamtąd, albo ja przylecę, a wtedy pożałujesz. Lepiej mnie nie denerwuj, bo ześlę na ciebie całe stado kruków.
     - Ha, nic mi nie zrobią, bo jestem Noszącym Znak Kruka! - poklepał się po czole, gdzie widniało czarne znamię, przy okazji upuszczając książkę, która spadła ciężko na trawę tuż pod jej nogi.
     - Hej, mogłeś mnie zabić!
     - Nieprawda, to ty…
    - Baala, Camon, słychać was w całym zamku.
    Dzieci w jednej chwili zamilkły i zgodnie spojrzały w kierunku, skąd spacerowym krokiem zbliżali się rodzice, Kruczy Król i królowa.
    - Nie możecie choć raz bawić się w zgodzie?
    - Ale my się nie bawimy – Baala ze złością wskazała na brata – Ten mały bachor przerwał mi naukę i zabrał książkę.
    Ariel stłumiła uśmiech i popatrzyła na Rivę, który przewrócił oczami. W długiej, spływającej do kostek atłasowej sukni w kolorze jej oczu i w wymyślnej fryzurze, ściskającej ciasno rude włosy i odsłaniającej całą twarz, wyglądała dostojnie i tak, jak powinna wyglądać królowa Elderolu.
    - Mówiłem już, że cię kocham? - wymruczał cicho Riva, pochylając się ku niej i ściskając mocniej jej dłoń.
    - Tak, dzisiaj jakieś pięćdziesiąt, a to dlatego, że jestem całkiem niezła w poskramianiu naszych małych bestyjek.
    - Hmm, tak, za to chyba też – zaledwie musnął jej usta swoimi, odsunęła się szybko, kiedy usłyszeli pełne niesmaku jęki.
   - Musicie ciągle się całować? - zapytał poważnie Camon, zeskakując gładko z drzewa - To obrzydliwe.
    - Choć raz się z tobą zgadzam – przytaknęła Baala, po dorosłemu kiwając głową i  marszcząc brwi.
    Ariel parsknęła śmiechem i przykucnęła.
    - Wasz tata po prostu nie może się powstrzymać, bo tak mnie kocha.
    - To znaczy, że ja też muszę ją całować? - Camon wskazał palcem na siostrę, która zmierzyła go takim wzrokiem, jakby chciała zamordować na miejscu.
    - No cóż, możesz, ale...
    I zanim skończyła mówić, cmoknął Baalę w policzek, która krzyknęła z oburzeniem i zaczęła go gonić wokół drzewa.
    - Widzę, że ktoś tu nie chcę iść dzisiaj ze mną po południu do świątyni – Ariel musiała podnieść głos, żeby ich przekrzyczeć.
    - Ja chcę!
     - Ja też.
    Unosząc w górę ręce, w jednej chwili zapomnieli o kłótni i podbiegli do niej, cali rozpromienieni. Ariel posłała Rivie triumfalny uśmiech, kiedy Camon rzucił się jej na szyję, a Baala z większą dostojnością zatopiła dłoń w dużej dłoni króla.
    - Musisz codziennie chodzić do tej lecznicy? - zapytał Riva, krzywiąc się nieznacznie – Pomyśleć, że nie możesz wytrzymać, żeby codziennie nie uratować komuś życia.
    Ariel wyprostowała się z przyklejonym do niej synem.
    - Bo widzisz, mój kochany, rolą królowej jest troszczyć się o swoich poddanych. A poza tym nie mogę marnować tej jednej rzeczy, która mi została. A wy, moi drodzy – tu zwróciła się do dzieci, patrząc na nich kolejno – musicie się jakoś dogadać, bo każdy ma już dosyć waszych kłótni.
    - Jeśli Camon nie będzie zabierał moich rzeczy i mi przeszkadzał.
    - I jeśli ona będzie się ze mną bawiła i zwracała na mnie wiecej uwagę.
     Westchnęła głośno i odgarnęła chłopcu wpadające do oczu włosy.
    - Twoja siostra może się z tobą bawić, ale jest starsza i ma swoje obowiązki. Musi się pilnie uczyć, aby w przyszłości zostać mądrą królową.
    - No właśnie. Mam królewskie znamię, więc musisz się mnie słuchać – uniosła prawą dłoń, na której widniało krucze pióro.
      Ariel spojrzała na córkę ze smutkiem, który nauczyła się ukrywać. Dziewczynka nie tylko miała tatuaż na tej samej dłoni, co Balar, ale miała również jego czarne włosy, długie i idealnie proste oraz czarne oczy, tak samo głębokie i hipnotyzujące. Codziennie, od niemal siedmiu lat, jej widok przypominał Ariel co miała i co straciła, ale również jak cenny skarb jej pozostawił.
    Uśmiechnęła się do córki, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, Riva kucnął przy dziewczynce, aby ich twarze znalazły się na tej samej wysokości i położył dłoń na jej głowie, ozdobionej elegancką fryzurą. Baala miała dopiero sześć lat, a już była w pełni świadoma swojej przyszłości, czasem bywała nad wyraz poważna i miała wręcz pedantyczne podejście do wszystkiego za co się zabierała, łącznie z własnym wyglądem. Wystarczyła mała plamka na jednej z jej szykownych sukni, żeby zaraz biegła się przebrać.
     - Skarbie – zaczął łagodnym tonem – To, że będziesz królową, nie oznacza, że możesz tak traktować brata. Chyba go kochasz, prawda?
     - No...tak – dziewczynka spuściła głowę i zacisnęła usta, które lekko drżały.
    - To twój młodszy braciszek, więc musisz się nim opiekować. Pamiętasz co ci mówiliśmy z mamą o twoim prawdziwym ojcu? - kiedy skinęła tylko głową, uśmiechnął się z cieniem melancholii - On też był królem i troszczył się o mnie, chociaż czasem go denerwowałem.
    - Bo był twoim starszym bratem – odrzekła, znając już tą historie na pamięć.
    - No właśnie. I bardzo go kochałem.
    - Ja też cię kocham, Baala, mimo że mi dokuczasz – Camon wyszczerzył do niej zęby, więc odpowiedziała słabym uśmiechem.
    - Kiedy opowiecie mi jak został bohaterem? Ciągle tylko powtarzacie, że was kochał, ale to za mało.
     Riva uniósł głowę i popatrzył uważnie na Ariel, która przełknęła łzy i dotknęła jego barku.
    - Kiedyś wszystko ci opowiemy, ale nie mów, że miłość to za mało, bo gdyby nie ona, nie zostałby bohaterem.
    Baala nie była do końca przekonana, ale to musiało jej na razie wystarczyć. Riva, przyglądając się jej poważnej minie, parsknął z rozbawieniem i gwałtownym ruchem zmierzwił jej włosy, na co zareagowała z pełnym oburzenia protestem.
    - Przestań tato, służąca robiła mi tą fryzurę całą godzinę. Teraz będzie musiała zaczynać od nowa.
     - Przepraszam, moja mała księżniczko. Zapamiętam, żeby więcej cię nie dotykać – i przytulił ją do boku, na co stwierdziła, że pogniecie jej sukienkę, ale się nie odsunęła. Camon zaczął się wiercić na jej rękach,więc puściła go i od razu przylgnął do drugiego ramienia ojca. Przez chwilę rodzeństwo patrzyło na siebie bez słowa, robiąc tylko porozumiewawcze miny, co było sygnałem, że dyskutują o czymś w myślach. Wspólnie podjęli decyzję, żeby to Baala nadała Imię bratu, chociaż czasem zastanawiali się czy to na pewno był dobry pomysł, znając ich odmienne charaktery. Z drugiej jednak strony dzięki temu mogli spać spokojnie, wiedząc, że rodzeństwo mimo tych wszystkich kłótni potrafi się o siebie zatroszczyć.
     - Ale pamiętasz tato, że za dwa dni lecę z tobą do De'Ilos? - zapytała z pełną powagą dorosłej osoby, która nawet nie chce słyszeć o odmowie.
      - Moje serce by pękło, gdybym musiał zostawić cię na tak długo, maleńka.
     Ariel roześmiała się pod nosem. Chyba nikt w całym kraju nie wątpił, że Baala była oczkiem w głowie króla i praktycznie wszędzie podróżowali razem. To, że Riva kochał oboje tak samo i nigdy nawet żartem nie wypominał czyje dziecko jest czyje, nieodmiennie ją rozczulało, a obserwując ich razem, jej serce ściskało się niemal boleśnie.
     - Tu jesteście!
    Od strony zamku nadleciał ku nim jasnowłosy chłopiec ze znamieniem na czole i z krótkim mieczem u pasa, tylko rok starszy od Baali. Wylądował na trawie przed nimi, skłonił się głęboko i popatrzył najpierw na królewską parę, a potem na rodzeństwo i przybrał surową minę.
     - Przepraszam, Wasza Wysokość, Pani, że ich nie upilnowałem, ale dobrze, że tym razem nie odlecieli poza zamek.
    - Nie szkodzi Naki i tak świetnie sobie radzisz – Riva wymienił z Ariel porozumiewawcze, rozbawione spojrzenie. Naki i jego siostra dopiero niedawno wstąpili oficjalnie do Zakonu Kruka i rozpoczęli trening, ale chłopiec był tak zdolny, odpowiedzialny i poważny, że przydzielili go do pilnowania rodzeństwa. Poza tym tak bardzo przypominał im Argona, kiedy był w podobnym wieku, że nie mogli wybrać lepszego kandydata do ochrony ich dzieci.
     - Książę – młody wojownik zmarszczył brwi, przewiercając Camona pełnym nagany spojrzeniem – nie możesz ciągle uciekać bez słowa. Wiesz, że w twoim i moim najlepszym interesie leży, abyś…
      - Oj tam, oj tam – Camon uszczypnął mu policzki i rozciągnął usta w imitowanym uśmiechu – Skoro mnie znalazłeś, to pobawmy się w chowanego. Teraz ja będę szukać – kiedy chwycił go za rękę, nie dając żadnej szansy odmowy, Naki obejrzał się na jego siostrę.
     - Księżniczko Baalo, ciebie też powinienem mieć na oku, więc…
    - Niech będzie, ale nie mam zamiaru chować się w krzakach ani żadnych brudnych miejscach - unosząc dumnie podbródek, ruszyła za nimi statecznym, pełnym gracji krokiem, podczas gdy chłopcy pobiegli przodem do ogrodu.
     - Wasza Wysokość! - Ariel i Riva unieśli się i odwrócili głowy w momencie, gdy zaraz potem nadbiegł ku nim młody mężczyzna, który od niedawna pełnił rolę strażnika i zaufanego posłańca – Delegacja z Zielonego Lasu już przybyła. Oczekują w sali tronowej.
     - Dobrze, Cerelu. Wracaj i powiedz, że zaraz przyjdziemy.
    Wojownik skinął głową, odwrócił się i pognał z powrotem w stronę głównego wejścia do zamku. Riva z uśmiechem ujął jej dłoń i ruszyli trawnikiem jego śladem.
    - Lubię takie przyjemne obowiązki, a zwłaszcza, kiedy ważne osoby, takie jak księżniczka Zielonego Lasu, są jednocześnie dobrymi przyjaciółmi.
    - Wyjąłeś mi to z ust. Mam nadzieję, że przybyła również Liilja i Calanon, dawno ich nie widziałam – dodała wesoło Ariel, opierając się o jego ramię. W pewnym momencie jej wzrok powędrował w kierunku fontanny pośrodku dziedzińca, gdzie po kolana w wodzie stał samotny chłopak. Odetchnęła i od razu spoważniała – Poczekaj chwilę – zostawiła Rivę i podeszła do wizerunku kruka, z którego otwartego dzioba spływał strumyk wody – Co robisz, Xander?
    Odwrócił się i obdarzył ją spokojnym, melancholijnym uśmiechem. To już był prawie mężczyzna, a od kiedy wrócił z wyspy razem z elfami, stał się dla niej niczym drugi syn.
    - To, co zwykle. Zaraz kończę – ponownie skupił się na swoim zajęciu. Z podciągniętymi nogawkami spodni i rękawami, wycierał i polerował szmatką tablicę z tego samego, ciemnego kamienia co rzeźba.
     - Nie musisz codziennie tego robić.
    - Muszę – odparł z naciskiem, dokładnie czyszcząc z wody i kurzu każdy cal tablicy – Chcę, żeby każdy, kto tędy przejdzie i ją przeczyta dowiedział się się, że mieliśmy drugiego Kruczego Króla. Uratował mi życie, więc chociaż tyle mogę zrobić.
     Ariel objęła się ramionami, po raz tysięczny przebiegając wzrokiem po wyrytym napisie, który sama kazała tu umieścić.

BALAR, KRUCZY KRÓL, UKOCHANY BRAT I NAJDROŻSZY PRZYJACIEL, NIE BYŁ ZDRAJCĄ, A BOHATEREM. JEGO POŚWIĘCENIE PRZYNIOSŁO POKÓJ I OCALIŁO ŚWIAT. OBY JEGO DUSZA ZAZNAŁA SPOKOJU W KRAINIE BOGÓW.


     Nagły rozbłysk światła sprawił, że chłopak o mało nie wpadł cały do wody, a Ariel podskoczyła, przyciskając rękę do serca.
    - Coś przegapiłem? Macie takie miny, jakby ktoś umarł.
    - Przestraszyłeś nas na śmierć – fuknęła ze złością, zaraz jedna uśmiechnęła się szeroko do Argona – Witaj w domu, braciszku.
    Biały Kruk oparł dłonie na biodrach i cmoknął z kąśliwym grymasem.
    - Nie rozumiem, dlaczego nie możecie przyzwyczaić się do teleportacji. Przecież wiecie, że mogę pojawić się bez zapowiedzi o każdej porze i wszędzie.
     - No i zjawiłeś się na czas, bo właśnie przybyły elfy z Zielonego Lasu – odezwała się pospiesznie i z porozumiewawczym błyskiem w oczach trąciła go w ramię - Zdążyłeś, żeby przywitać się z Lunną. Śmiem podejrzewać, że przybyła tutaj tylko pod pretekstem, aby spotkać się z ukochanym.
     Argon zmrużył oczy, zerknął na zamek w krótkim zamyśleniu i pokręcił głową.
    - Widzieliśmy się całkiem niedawno. Później się z nią przywitam – z tą swoją pochmurną miną spojrzał na Xandera – Jesteś gotowy na dzisiejszy trening?
     - Zwarty i gotowy, zawsze i wszędzie. Taka jest moja dewiza – odparł chłopak, wyskakując z fontanny i nakładając buty. Nie wiadomo kiedy, ani za jaką sprawą, ale na jego czole pojawiło się białe pióro, a on sam zyskał umiejętności, nad którymi niezbyt panował. Argon nie wyraził żadnej opinii na ten temat, czy cieszy się, że ma swojego następcę, jednak sumiennie i z zaangażowaniem czuwał nad jego wychowaniem.
     - Lecicie nad jezioro Tohen? - zapytała Ariel z podziwem i dumą spoglądając na dwóch Białych Kruków.
    - To najbezpieczniejsze miejsce, żeby przypadkiem kogoś nie zabił, kiedy będzie ćwiczył swoją Moc.
     - Przecież do tej pory nikomu nie stała się krzywda – Xander zrobił urażoną minę, a kapitan uśmiechnął się cierpko.
     - Jeszcze – dodał mimochodem, wznosząc oczy do nieba. Chłopak raczej nie spierał się z jego zdaniem, bo za bardzo go szanował i podziwiał. Na poważnie wziął sobie do serca stanie się tak silnym i odważnym wojownikiem co Balar, a że miał najlepszego nauczyciela, nigdy nie narzekał.
      Zanim odlecieli, Argon zwrócił się jeszcze do siostry.
    - Później przeniosę cię do Tary. Bardzo chciała przyjść z elfami, ale nie mogła zostawić Noxa.
     - Wspaniale, tym razem to ja nie dam jej dojść do słowa – rozpromieniła się na samą myśl o tym spotkaniu – Pewnie umiera już z tęsknoty.
     - Sądząc po tym, jak tych dwoje klei się do siebie całymi dniami, wątpię, żeby poświęcała choćby minutę na tęsknotę za tobą.
      - W takim razie będę ją odwiedzać codziennie, żeby nie zapomniała, że wciąż żyję.
     - A przy okazji Nox zobaczy, że poza elfami, na świecie istnieją inne, ludzkie kobiety. Uzdrawianie jego umysłu pomaga, ale zachowuje się jeszcze trochę jak dziecko i obawiam się, że przebywając jedynie w towarzystwie Tary, ten biedny chłopak obdarzył ją zbyt wielkim uwielbieniem.
      Xander parsknął pod nosem już rozkładając swoje śnieżnobiałe skrzydła.
     - Jaki tam biedny? Ja mu zazdroszczę, że ktoś tak o niego dba.
    - Nox ma ogromne szczęście – potwierdziła, dobrze wiedząc, że jej brat cieszy się z tego, że jego wychowanek powoli odzyskuje świadomość i zdrowie – Wydajemy oficjalny obiad dla naszych gości, więc mam nadzieje, że zjawicie się na nim w jednym kawałku.
     - Oczywiście, moja królowo – Argon ukłonił się dwornie, z szerokim uśmiechem całując jej dłoń, po czym odwrócił się pospiesznie i odleciał ze swoim uczniem, który już z góry pomachał jej ręką.
     Ariel patrzyła za nimi przez chwilę, aż stali się tylko białą plamką na błękitnym niebie, po czym również się odwróciła. Jeszcze raz zerknęła na tablicę, przymocowaną poniżej kruka z rozpostartymi skrzydłami, po czym popatrzyła na czekającego niedaleko Rivę, który skinął jej dłonią, żeby się pospieszyła i ruszyła w jego stronę. Zaciskając dłoń na białym piórku na szyi, z lekkim uśmiechem uniosła wzrok na czerwone wieże zamku i niebo.
     Widzisz nas, Balarze? Jesteśmy szczęśliwi...Ja jestem szczęśliwa, na swój sposób.
     Wiem.
    Zaciśniętą dłoń przyłożyła do serca i przyspieszyła kroku. Riva czekał na nią z wyciągniętą ręka, a gdy się zbliżyła, splótł mocno palce z palcami jej dłoni tak, aby żadne z nich już nigdy nie zostawiło drugiego i ramię w ramię dołączyli do czekających na nich gości.
    Czasami gnębiły ją wyrzuty sumienia, że miała przed nim i przed wszystkimi tą drobną tajemnicę, dzięki której była w stanie się uśmiechać, ale naprawdę chciała ją zachować tylko dla siebie.
     Balar żył w niej nadal. Wyczuwała słabą i bardzo odległą obecność gdzieś na dnie umysłu i zdarzało się, tak jak teraz, że odpowiadał jej krótkim słowem. To był zaledwie szept, czasem tylko wyraźniejszy od westchnienia, ale to jej wystarczyło.
     Mogła oddychać swobodnie, a blizna na sercu bolała coraz mniej, bo wiedziała z całą pewnością, że nawet śmierć nie była w stanie zerwać tej więzi, która ich łączyła. Kochała Rivę i dzieci, oddałaby za nich życie, ale z Balarem dzieliła jedną duszę, to on nadał jej Imię i ocalił dla niej ten świat.
     Dlatego teraz uczyła się w nim żyć na nowo, najlepiej jak potrafiła.

Epilog


     Bóg śmierci miał towarzystwo. Na samym dnie jaskini, w samym sercu jego królestwa, w ciemnej grocie, przed jego tronem z czaszek stały dwa szerokie krzesła z wysokimi oparciami.
     Od kilku minut istota na tronie szczerzyła ostre zęby w paskudnym, rozbawionym uśmiechu.
     - Długo jeszcze będę musiał słuchać jej jęczenia?
    - Słyszałaś Jormunga? Twój brak manier jest rażąco karygodny. Mogłabyś okazać choć odrobinę szacunku naszemu gospodarzowi. Ile razy mam powtarzać, że stąd nie ma ucieczki?
     - Nie wierzę! Co ty mi zrobiłeś, ty cholerny draniu?!
    Rairi nigdy nie była tak wściekła, ani przerażona. Z pewnością zabiłaby ich na miejscu, tyle, że nie miała już ani odrobiny Mocy.
     W przypływie szału, rzuciła się w stronę drugiego krzesła, ale jej ciałem wstrząsnął spazm bólu i po raz kolejny upadła na twardy kamień. Od tego bezsensownego szamotania się, straciła całą swoją dumę i piękno. Zawsze lśniące, ułożone włosy, były skołtunione, brudne i w kompletnym nieładzie. Na podartej sukni zaschła krew w miejscu, gdzie na piersi i plecach widniały okropne, otwarte rany. Jej elfią twarz o idealnych rysach wykrzywiał grymas wściekłości i zimnej furii. Im dłużej próbowała zaprzeczać prawdzie i walczyć, tym wyglądała żałośniej.
     Mimo całej sytuacji, w jakiej oboje się znaleźli, Balar roześmiał się beztrosko, obserwując ją bezgranicznie czarnymi oczami, w których igrało rozbawienie. W przeciwieństwie do jego towarzyszki, nie miał powodu do zmartwień. Zachowywał godny podziwu spokój i naprawdę było by im łatwiej, gdyby zrobiła to samo.
     Balar siedział naprzeciwko boga śmierci, rozparty swobodnie na swoim krześle z wysokim oparciem, jakby był u siebie. Żelazne łańcuchy zwisały z obu przegubów jego dłoni. Z jednej strony łączyły go z Jormungiem, zaś z drugiej z Rairi. On sam nie zamierzał nigdzie uciekać, ale w przypadku elfki były konieczne. Stanowiły część umowy, więc nawet nie silił się na protesty, a już tym bardziej nie zamierzał poniżać się jak jego towarzyszka.
     Rairi próbowała wstać, mierząc go morderczym, pełnym nienawiści spojrzeniem. Przykuci do siebie łańcuchem byli skazani na swoje towarzystwo, czy im się to podobało, czy nie.
     - Jak mogłeś mi to zrobić? Kochałam cię i zaufałam. Mieliśmy wspólnie stworzyć nowy świat. Być bogami na ziemi.
     - To było twoje marzenie, ja od początku chciałem tylko jednego. Żebyś trafiła w najmroczniejszą otchłań piekła i przez wieki pokutowała za swoje zbrodnie. Nie podejrzewałaś nawet, że naznaczyłem twojego syna zaklęciem posłuszeństwa i to ja wydałem mu rozkaz, żeby cię zabił. Udało się tylko dlatego, że byłaś zbyt zadufana w sobie.
     - Zabije cię!
    Patrząc na nią, jak poniżona i przegrana, klęczy przed nim w tym żałosnym stanie, przepełniała go okrutna satysfakcja i wesołość, której już nic nie było w stanie zniszczyć.
     - Wątpię – prychnął tylko z pogardą.
    Kiedy zerwała się na nogi, machnął niedbale dłonią, aż zabrzęczał łańcuch i dosłownie wcisnęło ją w wolne krzesło, pozbawiając tchu. Skrzywiła się, a on uśmiechnął. Wciąż pamiętał ból konania, jednak to było nic w porównaniu do możliwości zobaczenia jej miny. Teraz to on miał nad nią władzę. A przed sobą mieli naprawdę dużo czasu, żeby spłacić rachunki.
     Rairi nawet nie próbowała poprawić splatanych włosów, które zasłoniły jej twarz. Osunęła się ciężko na swoim miejscu, przyciskając dłoń z żelazną obręczą do rany na piersi.
    - Co z Gathalagiem? Gdzie on jest? - spytała szorstko, niemal wypluwając słowa i wbijając wzrok w obserwującego ich boga śmierci.
    - Dobrze, że mi przypomniałaś, moja droga. Jest tutaj – Balar odezwał się lekkim tonem, również spoglądając w stronę tronu przed nimi - Według umowy.
     Jormung wsparł policzek na dłoni i zmrużył drapieżne oczy.
    - Więc gdzie go masz?
    Balar wyprostował się. Tak, jak umarł, był jedynie w samych spodniach, chociaż na nagiej piersi nie było nawet śladu po śmiertelnej ranie, a plecy miał gładkie i zdrowe. Na sercu, gdzie wcześniej znajdował się złoty, skomplikowany wzór, teraz widniał jedynie blady ślad, wyglądający jak stara blizna w kształcie niesymetrycznej gwiazdy.
     Elfka przybyła tutaj ze starym ciałem i ranami. On dostał nowe według obietnicy bogów.
     Przycisnął obie dłonie do miejsca ze znamieniem na sercu i zwiesił głowę, ze skupieniem marszcząc mocno brwi. Wysłał resztki zachowanej Mocy w głąb siebie i po chwili zgiął się w pół w krótkim spazmie wysiłku i bólu.
     Czując na sobie zdumione spojrzenie elfki, uniósł dłonie, w których spoczywała nieruchomo skulona masa czegoś ciemnego i ulotnego jak mgła.
     - Proszę bardzo. Smacznego.
     Z tymi słowami, Balar przekazał duszę Gathalaga bogowi śmierci, który chwycił ją w bladą, szczupłą dłoń ze szponami, z ciekawością obejrzał ze wszystkich stron, po czym wrzucił sobie do ust. Przeżuł kilka razy i przełknął, z lubością oblizując się językiem.
     Rairi krzyknęła ze zgrozą i obrzydzeniem, zaś Balar ponownie rozsiadł się wygodnie na krześle, przyjmując podobną pozycję, co istota przed nim, opierając podbródek na dłoni.
     - Smakował? - zapytał z rozbawieniem.
     - Smakowałby lepiej, gdyby był żywy.
    - Wybacz, ale inaczej się nie dało. Dostarczyłem ci go według umowy, więc nie masz się do czego przyczepić.
     - Jaka umowa? Co tu się dzieje?
     Zerknął w bok, na Rairi z wyższością, na którą mógł sobie w końcu pozwolić.
    - Skoro i tak tu siedzimy, nic nie stoi na przeszkodzie, żebym zaspokoił twoją ciekawość. Kiedy przyszedłem tutaj w imieniu Gathalaga, zawarłem z nim własną umowę.
     - Był przy tym tak pewny siebie i bezczelny, że wzbudził moją ciekawość – wtrącił Jormung, potrząsając łańcuchem, którym byli przywiązani - Zgodziłem się z nudów, ale ten drań ugrał więcej, niż ja zyskałem.
     Balar uśmiechnął się szeroko.
    - Dostałeś duszę Gathalaga, masz Moc Rairi i nasze towarzystwo. Obiecałem, że cię zabawię i tak będzie.
     Istota prychnęła, odsłaniając rząd ostrych zębów.
    - Targowałeś się z bogiem śmierci? - Rairi patrzyła to na jednego, to na drugiego, jakby trafiła do grona szaleńców.
     - Wiesz co, to nawet zabawne, że niczego nie zauważyłaś – Balar wyciągnął przed siebie nogi i oparł policzek na drugiej dłoni, obracając się w jej kierunku, aby móc napawać się widokiem tego, co zostało z niepokonanej Najstarszej – To wszystko działo się tuż pod twoim nosem, a ty byłaś tak we mnie zapatrzona i pewna zwycięstwa, że aż mi ciebie żal. Najważniejszym dla mnie celem było to aby ucierpiało jak najmniej ludzi. Uzgodniłem więc z Jormungiem wymianę. Nas, za wszystkich, którzy zginą z naszej ręki. To nawet dziwne, że nie zauważyłaś, że ludzie znikali niemal przed twoimi oczami, chociaż robiłem wszystko, abyś myślała, że niszczę miasta dla przyjemności. Jormung przechował ich ciała, po czym, po naszej śmierci, sprowadził wszystkich z powrotem.
    Widząc jej minę, pełną wściekłości, wstydu i klęski, wybuchnął serdecznym śmiechem, który poniósł się po całej grocie.
     - Nigdy ci tego nie wybaczę. Nigdy!
    - Mogę wyjawić ci coś jeszcze. Tam na górze żyje moja piękna i mądra córka, która razem z matką odbuduje to, co zniszczyłaś. Mogę cię zapewnić, że nikt nawet nie będzie o tobie pamiętał.
    Szaleństwo i dzika furia w jej oczach nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Gdyby nie byli tu, gdzie są, samą myślą mogłaby zmiażdżyć mu serce szybciej, niżby mrugnął, na szczęście tutaj nie mogła go nawet tknąć.
     - Nienawidzę cię.
    - Twoja nienawiść nawet w połowie nie dorównuje tej, jaką czuję do ciebie.
    Zerwała się z krzesła, a wtedy zacisnął palce na łańcuchu i złote wyładowania wstrząsnęły jej ciałem, aż opadła bez sił, zwieszając ciężko głowę. Poruszył dłonią i łańcuch wydłużył się, oplatając się wokół jej pasa i przywiązując do krzesła.
    - Nie masz tu żadnej Mocy, ani władzy, więc lepiej się uspokój – na jego ustach zaigrał zjadliwy uśmieszek – Zresztą masz na to całą wieczność.
    - Oboje spędzicie ze mną całą, długą wieczność, więc mam nadzieję, że macie już pomysł jak zapełnić ten czas.
     Balar popatrzył na niego przenikliwie z lekko zmarszczonym czołem.
     - Mam nadzieję, że nie zapomniałeś na co się umawialiśmy. Rairi zostaje z tobą na wieczność, ale ja tylko do czasu Jej śmierci. Jeśli potem mnie nie wypuścisz, bogowie przyjdą po mnie osobiście, a to ci się racze nie spodoba.
     Bóg śmierci westchnął ciężko i cmoknął z poirytowaniem, ale nic już nie dodał. Balar, z uśmiechem zadowolenia, znów zwrócił się do elfki:
     - Jak widzisz, w przeciwieństwie do mnie, masz całą wieczność, więc nie musisz się spieszyć, moja droga. Pamiętaj jednak, że jeśli szybko znudzisz się naszemu gospodarzowi, to cię zje – przestrzegł pogodnym tonem i roześmiał się cicho.
     Rairi zacisnęła usta i szarpnęła się kilka razy, bez rezultatu. Tymczasem Balar rozparł się jeszcze wygodniej i patrzył na oboje, jakby to on był tutaj panem i władcą, a nie więźniem.
     Jego zadowolenie wynikało z tego, że z tym nowym ciałem czekała go wieczność bardziej optymistyczna i jasna, niż ta grota pełna czaszek i towarzystwo Jormunga.
     Śmierć była dla niego dopiero początkiem. Na razie musiał wytrzymać w tej jaskini i w tych łańcuchach, jednak nie narzekał na swój los. Bo dokładnie wiedział, co będzie robił przez ten czas.
     - Skoro nie mam tyle czasu, może zacznę pierwszy.
    - Co takiego?
    Zwrócił twarz ku Rairi z rozbawieniem w czarnych oczach. W pełni zdawał sobie sprawę, że dla niej będą to najbardziej okrutne tortury, jakie mógł jej zgotować, dlatego ją tu sprowadził i uwięził z tym rannym, słabym ciałem. Aby przez wieczność cierpiała nie tylko fizycznie, ale też głęboko w sercu, jeśli w ogóle kiedykolwiek miała serce. I żeby zrozumiała, że od samego początku to ona była na przegranej pozycji.
     - Swoją opowieść. Opowiem wam o miłości szczerej, bezinteresowniej i głębokiej. O miłości, która ma zielone oczy, najbardziej niezwykły kolor włosów i dla której warto umrzeć.
     I zaczął mówić. Powoli, bez pośpiechu snuł swoją historię, o sobie i Ariel. Szczególnie o niej. Zaczął od samego początku, nie pomijając żadnego szczegółu, żadnej sekundy z jej życia. Mówił tak długo, aż te wspomnienia wchłonęły go całkowicie.
     Opowiadał i czekał. Nieważne, czy to pięćdziesiąt, sto, czy dwieście lat. Gdyby Ariel znała prawdę, możliwe, że sama by się zabiła, dlatego wolał na nią poczekać. Aż przeżyje swoje życie do końca, a potem zamieszka z nim w krainie bogów. W miejscu poza światami, gdzie czekało już na nich nowe życie.
      Razem i na wieczność.

Dziękuję ci za cierpliwość
Za czas mi podarowany
Myślę, że nigdy nie wiedziałem
Jak starasz się mnie ocalić
Uwolnić od ciemności
Która spoczywała na moich ramionach
Proszę, nie mów, że to koniec
to koniec
to koniec…

...Czy ocalisz mnie jeszcze raz?”

The Rasmus Save mi once again

poniedziałek, 11 września 2017

Rozdział 22

    To był jeden z tych ciepłych, pogodnych dni, kiedy słońce świeciło zbyt mocno, a ptasi śpiew brzmiał zbyt melancholijnie aby robić cokolwiek innego niż cieszyć się lenistwem.
     W taki dzień, gdy błękitne niebo nie zwiastuje żadnych niespodzianek, a świata nie czeka zagłada ani żadne zagrożenie, niemal wszyscy pracowali lub odpoczywali z uśmiechem na ustach.
     Poza jedną osobą.
   Skromna chatka, przycupnięta samotnie pośrodku zielonej równiny, niedaleko Zielonego Lasu, zdawała się opuszczona. Dochodziło południe, kiedy drewniane drzwi skrzypnęły krótko, przerywając panującą wokół ciszę i w progu stanęła rudowłosa kobieta.
    Ariel przeciągnęła się, ziewając, po czym przygaszonym wzrokiem spojrzała na czyste niebo i usiadła na ławeczce przed domem, przygładzając materiał zgniłozielonej sukienki.
     - Nareszcie wstałaś, śpiochu. Idę coś upolować i oczekuję, że zjesz grzecznie to, co przyniosę - Argon wystawił głowę ze środka, posyłając jej lekki uśmiech i wyciągał w jej stronę parujący kubek - Ale najpierw to wypij.
    Popatrzyła na brata przeciągle, a widząc jego nalegającą minę, wzięła od niego kubek, krzywiąc się demonstracyjnie.
     - Znowu jakieś świństwo?
    Wojownik stanął nad nią w pełnym świetle dnia ze skrzyżowanymi ramionami i bardzo surowym wyrazem twarzy. Im surowszym w jego przypadku, tym bardziej zatroskanym i zaniepokojonym. Białe pióro na czole lśniło w blasku słońca, wyraźnie kontrastując z ciemnymi włosami i głęboką zielenią oczu. Ariel zerkała na niego spod rzęs, mrużąc oczy, jakby sam jego widok raził. Fakt, Argon był przystojny na swój szorstki, nieprzystępny sposób, ale ostatnio miała dość czasu, aby poznać go na tyle, by zrozumieć, za co Lunna go tak uwielbiała.
    - Tylko napar sporządzony przez elfy. Nie zaszkodzi ci.
    Powąchała zawartość kubka, wyczuwając słodko-cierpki aromat.
    - Kolejne dzieło Liilji?
    - Jej mikstury już podbiły całą prowincję Elahti, a dla ciebie robi tylko najlepsze.  Dzisiaj idę odebrać kolejną porcję.
    Upiła łyk gorącej herbatki, która zapewne miała ją uspokoić, albo dodać energii. Poczuła na języku drobinki jakiejś rośliny, a w gardle przyjemny, słodkawy i orzeźwiający smak. Uśmiechnęła się pod nosem, ale tylko odrobinkę, jakby jej wargi nie miały siły unieść się wyżej. Cóż, jeśli Liilja wymyśli kiedyś specyfik, który złagodzi ból duszy, to wypije go duszkiem, bez względu jaki byłby wstrętny.
    Czując na sobie świdrujące, uważne spojrzenie brata, zerknęła na niego spod przytkniętego do ust kubka i uniosła brwi.
     - Dam sobie radę. Idź już, bo robię się głodna.
    - Dobrze, dobrze, ale masz to wypić. Musisz o siebie dbać.
    - No przecież piję. Nie musisz traktować mnie jak dziecko – naburmuszyła się, po czym dodała łagodniej – Odwiedzisz dzisiaj Lunnę?
    Wojownik skinął głową. No oczywiście, przecież codziennie krążył pomiędzy nią, Zielonym Lasem i Malgarią. Aż dziwne, że miał czas na spanie. Podobno ludzie zakochani mają nadmiar energii i sama coś o tym wiedziała, więc powinna cieszyć się szczęściem brata, tyle, że teraz nie potrafiła cieszyć się z niczego. Ariel wcale nie prosiła go o to, żeby zamieszkał z nią w tej chacie z dala od ludzi, ale uparł się, że jako jej starszy brat, musi przy niej być i kropka.
    No cóż, właściwie to teraz miała dwóch braci, którzy prześcigali się w dogadzaniu jej. Sato zamieszkał niedaleko z Elleyą tylko po to, żeby codziennie ją odwiedzać i zabawiać swoimi żartami albo po prostu potrzymać za rękę
    I obaj, kiedy zostawiali ją samą choć na chwilę, mieli wyrzuty sumienia i martwili się, czy da sobie radę, albo czy niczego sobie nie zrobi.
     Fakt, jeszcze niedawno miała takie myśli, ale teraz nie mogła być tak egoistyczna...
    - Może pójdziemy dzisiaj razem? - zaproponował z nadzieją.
    - Wolałabym odpocząć. Kiedy indziej.
    - Tara będzie narzekać, ze znów zostałaś sama.
   Uśmiechnęła się blado i upiła kolejny łyk.
    - Pozdrów ją i spędź trochę czasu z Noxem. A tak w ogóle… Nadal spotykasz się z Lunną potajemnie?
    Argon wygiął usta w cierpkim grymasie.
    - Nasz związek jest tajemnicą, o której wszyscy wiedzą.
    - Więc to żadna tajemnica. Od kiedy wróciła jej rodzina, nie jest już królową, więc moglibyście…
    - Sugerujesz, że mam poprosić ją o rękę?
    - Cóż… - zrobiła niewinną minę – Sam mówiłeś, że jej siostra jest tobą zachwycona, a król i królowa Zielonego Lasu bardzo cię szanują. Biały Kruk to najlepszy kandydat dla każdej samotnej panny w tym kraju, nie mówiąc już o elfkiej księżniczce.
Argon prychnął z rozbawieniem i przewrócił oczami.
    - Chyba wiele czasu o tym myślałaś, więc uznam, że dochodzisz do siebie. Z chęcią posłucham jakie jeszcze masz przemyślenia, ale jak wrócę – odszedł kawałek i zniknął w rozbłysku światła.
    Ariel w całkowitej ciszy wpatrywała się w to miejsce, gdzie stał jeszcze sekundę temu, po czym w jednej chwili spochmurniała.
    I znów została sama ze swoimi myślami, głębokim smutkiem i tą potworną pustką w piersi, gdzie powinno być serce.
    Westchnęła przeciągle, po czym wypiła napar jednym duszkiem, odstawiła kubek i przymknęła oczy, wystawiając twarz na słońce.
    Chociaż minęły cztery miesiące nadal zapominała czasem, że nie może już przywołać deszczu, chłodnego wiaterku, czy choćby kropli wody, żeby się napić. Kiedy patrzyła w lustro, niemal nie poznawała siebie bez pasemek i znamion na ciele. Ten jeden siwy, który jej pozostał nie wiedziała nawet, czy ma jeszcze jakąś Moc, bo ani razu nie miała żadnych wizji, ani przeczuć.
    Zdążyła jednak zaakceptować to, że została bez kamieni żywiołów. To nie było najgorsze, co ją spotkało.
    Od czterech miesięcy wciąż prześladował ją obraz ostrza miecza przeszywającego jego ciało, czarne oczy, z których ulatywało życie i ten beztroski uśmiech. Rano budziła się z płaczem, zaś wieczorem nie mogła usnąć i kręciła się z boku na bok, bo czegoś jej brakowało.
    I wciąż tak bardzo bolało ją w piersi, że czasem brakowało jej powietrza. Każdego dnia i w każdej minucie tak przeraźliwie za nim tęskniła, że mimo upływającego czasu nie potrafiła wydostać się z kurczowych objęć rozpaczy. Próbowała nauczyć się dalej żyć z tą resztką serca, które jej pozostało, dlatego wybrała samotność. Bo tak było znacznie łatwiej, niż przyjmować litość i uśmiechać się na siłę.
     Znacznie gorsza od wyrwanej duszy wydawała jej się ta przeraźliwa cisza w umyśle i fakt, że już nigdy nie poczuje połączonej z nią świadomości. Już nigdy nie dozna tego poczucia głębokiej więzi, jaka łączyła ją z Balarem i nie usłyszy jego głosu, który potrafił przeniknąć całe jej jestestwo. Ta pustka i cisza napawały przerażeniem i nie wiedziała, czy jeszcze kiedykolwiek będzie mogła bez niego normalnie funkcjonować.
     Od ostatniego razu nie miała odwagi ani siły odwiedzić swój wewnętrzny świat, który stworzył dla niej Balar, bojąc się tego, co tam zastanie. Jednak dzisiaj nagle zapragnęła oderwać umysł od rzeczywistości i po raz ostatni zanurzyć się w jego głębiny. To była tak silna potrzeba, jakby coś ją tam wręcz popychało.
    Jak kiedyś, gdy spotykałam tu Lirę. Pomyślała z rozrzewnieniem i smutkiem. Dziwne, że nigdy nie zauważyłam w niej niczego podejrzanego. Naprawdę był w tym dobry.
    Stanęła na łące pełnej kwiatów, przed sobą miała las, a nad głową błękitne niebo. Niby nic się nie zmieniło, ale teraz to miejsce zdawało się zbyt puste i przygnębiające, żeby tu przebywała. Twórca tego świata już nie przyjdzie jej na spotkanie pod żadną postacią, więc nie było sensu, żeby tu tkwiła i wypłakiwała sobie oczy.
     Cóż, to chyba będzie…
   Zamrugała, bo wydawało jej się, jakby drzewa zafalowały. Po chwili zamarła ze zdumieniem, kiedy znów się poruszyły, a potem zamigotały, podobnie jak ziemia pod jej stopami.
     Co się dzieje?
    Spokojnie. Nie bój się.
   Otworzyła szeroko oczy, kiedy cały świat wokół niej przybladł i zaczął zwijać się w jeden punkt, aż nie było już nic poz pustką.
     Zaś przed nią stał Balar.
    - Co się dzieje? Jak… - W oszołomieniu wyciągnęła rękę, a kiedy dotknęła jego piersi, uśmiechnął się szeroko i ścisnął jej dłoń w swojej – Naprawdę tu jesteś?
     Jego postać nie była do końca wyraźna i trochę się rozmazywała, kiedy skinął głową. Nie miał żadnych ran, a jego ubranie było czyste bez śladów krwi.
    - To miejsce powstało z części mojej świadomości. Zachowałem ją i ukryłem specjalnie na tą chwilę. Aby móc się z tobą pożegnać, gwiazdeczko.
    Gapiła się na niego z niedowierzaniem i zachwytem, a z oczu leciały jej ciurkiem łzy.
    - Och – wyrwało jej się tylko, kiedy padła w jego ramiona i wtuliła się w niego całym ciałem. To prawdziwy cud, że mogła go jeszcze zobaczyć i dotknąć, nawet jeśli tylko na chwilę. Po tych czterech miesiącach cierpienia i pustki miała wrażenie, jakby na powrót odzyskała swoją duszę, tą część, dzięki której mogła żyć – Czy zawsze musisz tak mnie zdumiewać? Jak możesz zaplanować nawet coś takiego?
    - Bo wiedziałem, że będziesz się smucić i miałem nadzieję, że w ten sposób choć trochę cię pocieszę.
    Pogładził jej głowę i kark, a potem odsunął odrobinę i ujął jej twarz w obie dłonie tak blisko swojej, że oddychała jego oddechem.
    - Bez ciebie nie wiem jak mam dalej żyć – wyznała cicho, zatapiając się w czarnych jak noc tęczówkach, chłonąc każdy fragment jego twarzy, aby dokładnie wryła jej się w pamięć – Nie potrafię.
     Obdarzył ją smutnym uśmiechem.
    - Możesz i musisz, Ariel. Pamiętasz, co ci mówiłem. Taka więź mentalna jaka nas łączyła, nigdy nie umiera. Jakiś fragment mnie zostanie z tobą na zawsze. Czasem poczujesz moją obecność, albo nawet usłyszysz mój głos. To znaczy, że będę przy tobie, nawet jeśli nie będziesz mnie widziała.
    - Ale… - miała mu milion rzeczy do powiedzenia, jednak słowa uwięzły jej w gardle, kiedy jego twarz zbladła i zrobiła się niemal przezroczysta.
    - Mój czas się kończy, ukochana – pochylił się, aż ich czoła się zetknęły i gładził kciukami jej policzki, mokre od łez – Nie będę mówił „żegnaj”, bo nawet ja nie lubię tego słowa. Zabierz ze sobą całą naszą miłość i żyj tak, jak potrafisz najlepiej. I nie płacz więcej, bo wiesz, że tego nie lubię. Poza tym, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – przytknął wargi do jej ucha i wyszeptał kilka słów, na które wyprostowała się gwałtownie i otworzyła szeroko oczy. Balar odsunął się, aby zajrzeć jej w oczy, a gdy skinęła powoli głową, uśmiechnął się szeroko – Zostawiam cię w dobrych rękach i wiem, że będziesz szczęśliwa – jego dłoń zsunęła się na jej brzuch, a drugą uniósł jej podbródek, aby ją pocałować.
     Zaledwie ich wargi się zetknęły, Balar cały stał się przezroczysty, a potem zniknął, pozostawiając ją samą pośrodku pustki.
    Nigdy nie przestanę cię kochać.
    Ja też nie.
    I nie powiem „żegnaj”.
    Nie mów. Lepiej brzmi „do zobaczenia”.
    Tak. O wiele lepiej.
   Wpatrując się w swoje puste dłonie, Ariel po raz pierwszy od czterech miesięcy naprawdę się uśmiechnęła, chociaż w środku aż ją dławiło. Balar jak zwykle się nie mylił. Mogła go usłyszeć i teraz wyraźnie czuła, że ich więź nie zniknęła, że wciąż w niej była gdzieś tam głęboko, a ślad jego obecności będzie jej towarzyszył aż do śmierci.
    - Ariel – czyjś głos przywoływał ją z daleka, więc otarła policzki i pospiesznie wróciła do rzeczywistości.
    Kiedy otworzyła oczy, nad sobą zobaczyła pochylającego się Argona z zatroskaną miną.
    - Przysnęłaś?
    - Tylko na chwilę.
   - I znowu płakałaś – stwierdził z niezadowoleniem, ocierając jej twarz. Ariel otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, że to ostatni raz, jednak nie dał jej tej szansy prostując się z powagą – Masz gościa. Nie chciał tu przyjść, więc zrób sobie spacer na wzgórze – wskazał ręką na trawę, gdzie obok jego stóp leżał martwy jeleń – Porozmawiajcie sobie, a ja przygotuję posiłek.
    Pomógł jej wstać, chociaż przecież nie była kaleką, po czym zniknął na tyłach domku, a Ariel wolnym krokiem skierowała się we wskazane miejsce. Wcale jej się nie spieszyło i kiedy dotarła na zielone, płaskie wzgórze, zdążyła przygotować się na czekającą ją rozmowę. Spodziewała się, że kiedyś dojdzie do tego spotkania, chociaż nadal nie wiedziała za bardzo jak powinna się zachować i co zrobić.
     Riva stał na skaju wniesienia, odwrócony do niej tyłem, z dłońmi złączonymi za plecami. Lekki wiatr mierzwił jego czarne, krótkie włosy, które zawsze kojarzyły jej się z sierścią kruka i zawsze miała ochotę ich dotknąć, aby sprawdzić czy w dotyku są równie jedwabiste. Nawet teraz aż zaswędziała ją ręka. Nie widziała go od tamtej krwawej pełni, więc może dlatego, gdy odwrócił się na dźwięk jej kroków, wydal jej się jakby nieco starszy i jeszcze przystojniejszy. Ubrany w lekką, białą tunikę ze złotym pasem i dopasowane spodnie, roztaczał wokół siebie aurę królewskiej Mocy, która teraz nie miała sobie równych.
    - Witaj – Skinęła tylko głową, czując na sobie jego uważne, przeszywające spojrzenie, gdy wspinała się na zbocze, a potem stanęła obok – Pięknie wyglądasz.
    Odrzuciła długi warkocz na plecy, objęła się ramionami i posłała mu słaby uśmiech. Wciąż jej się przypatrywał, a ona nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy. Jeszcze nie.
     - A ty nic się nie zmieniłeś. Ale to dobrze. Nie powinieneś się zmieniać, bo i tak zawsze byłeś… - przygryzła wargi i zapatrzyła się na widok, jaki roztaczał się z góry. Pod nimi znajdowały się pola uprawne i rozsiane po okolicy gospodarstwa prowadzone przez półelfy. Nieco z boku widoczne były młode drzewka Zielonego Lasu.
     Rivie zadrżały wargi i też spojrzał w dół, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. Odchrząknął, kiedy cisza zaczęła się przedłużać. Dziwne, że kiedyś bez skrępowania mogła mówić mu o wszystkim, a teraz nawet stanie obok niego było niezręczne. Ale to była wyłącznie jej wina.
     - A więc...jak się czuje Nox? - zagadnął po chwili neutralnym tonem.
    Ariel była mu wdzięczna, że sam zaczął rozmowę i to na bezpieczny temat, więc zerknęła na niego krótko od razu napotykając jego jasno szare oczy. Pospiesznie spuściła wzrok.
     - Chyba lepiej. Tara niemal go nie odstępuje, bo twierdzi, że jeszcze zamierza wziąć z nim ślub i mieć dużo dzieci. Argon też często go odwiedza. Wciąż leży, ale już wymawia jej imię i ciągle wodzi za nią wzrokiem, a do Argona powiedział „ojcze”, więc chyba będzie dobrze. Zresztą jest pod ciągłą opieką elfów i ich uzdrawiających Mocy.
    Riva w zamyśleniu zapatrzył się teraz w niebo.
    - To dobre wieści. Mam nadzieję, że kiedyś wróci do Zakonu. Natomiast jakoś trudno mi się pogodzić, że Argon i Lunna...Chyba kocha ją bardziej ode mnie – pokręcił głową i westchnął z rozbawionym uśmiechem – Ale to dobrze, bo zaczynałem podejrzewać, że naprawdę się we mnie zakochał. A swoją drogą mówił mi, że część elfów z wyspy Rohe zamieszkała w Zielonym Lesie.
     - Tak, między innymi Calanon i Liilja, którą bardzo polubiłam, bo przypomina trochę Tarę. Eriianel Mądry i najstarsze elfy zostały na wyspie.
    - Dzięki nim rasa Najstarszych w naszym kraju stanie się jeszcze potężniejsza. W najbliższym czasie złożę im wizytę. Chciałem zrobić to wcześniej, ale miałem dużo spraw na głowie. Wiesz, jaki byłem zaskoczony, kiedy Wielki Grod złożył mi wizytę? No, ale skoro pozostali zabici przez Rairi powrócili, krasnoludy także. Potem wrócili do swoich gór, ale dostałem obietnicę, że zawsze wesprą nas swoimi toporami i będą czuwać nad granicą z Nammirem. Musiałem też zadbać o ludzi, którzy ożyli i zająć się odbudową miast. Zobaczysz, Elderol będzie piękniejszy i silniejszy niż kiedykolwiek.
     - Na pewno – przytaknęła, po czym również złączyła dłonie za plecami i zakołysała się na piętach. Dobrze było rozmawiać o wszystkim, poza nimi i naprawdę szczerze interesowała się losem przyjaciół – Yarith nadal jest hrabią De'Ilos?
     - O tak. Zadomowił się tam na dobre i całkiem nieźle radzi sobie z odbudową miasta. Zapewne wiesz od Sato, że poszli na kompromis. Część Vethoynów została ze swoim Alfą, a część poszła za twoim przyjacielem. Myślę, że to dobre rozwiązanie, bo w ten sposób nie muszą walczyć o przywództwo, Sato stworzy nowe stado i Vethoyni rozrosną się na cały kraj. A nie ma lepszych wojowników od nich.
     Ariel przypomniała sobie z jakim entuzjazmem i podekscytowaniem Sato opowiadał jej o swoim nowym stadzie. Był Alfą, a Elleya zgodziła się zostać jego partnerką, czym trochę obraziła ojca, ale żadne z nich się tym nie przejmowało. Oczywiście musieli osiedlić się jak najdalej od De'Ilos aby wyznaczyć sobie nowe terytorium, więc padło na prowincję Elahti i cały obszar Gór Ednor, gdzie ich zadaniem było pilnowane granicy z Nammirem. To był tylko pretekst, bo tak naprawdę Sato zamierzał być jak najbliżej Ariel i czuwać nad nią, pomimo że miała przy sobie rodzonego brata. Tak, jak Tara zawsze poprawiała jej humor, tak na samą myśl o przyjacielu, nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Balar znów miał rację. Zostawił ją w dobrych rękach ludzi, na których zawsze mogła liczyć.
     - Wszyscy układają sobie jakoś życie - stwierdziła, ze wzrokiem wbitym we własne stopy.
    - Tak, teraz kiedy już nic nam nie grozi, każdy cieszy się spokojem. A ja mam jeszcze więcej pracy od kiedy zawarliśmy sojusz z Nammirem. Właśnie skorzystałem z zaproszenia królowej Okjary i jeszcze dzisiaj złożę jej wizytę. Nie będzie mnie przez kilka dni, bo sam chcę się przekonać jak wygląda u nich handel i czym mogą nas zainteresować.
    - Cieszę się – odparła, chociaż jej znużony ton wcale na to nie wskazywał - A co słychać u wojowników z Zakonu?
    - Dobrze. Ostatnio znaleźliśmy dwójkę Noszących Znak Kruka. Rodzeństwo, chłopiec i dziewczynka. To jeszcze małe dzieci, więc na razie przenieśliśmy ich rodziny blisko zamku i powoli sprawdzamy jakie mają możliwości. Jak podrosną, rozpoczną trening. I jeszcze… - Riva zwiesił głos, spoglądając na nią z namysłem, jakby nie wiedział, czy powinien mówić dalej - Wyprawiamy Serei i Arwelowi wesele. Bardzo by chcieli, żebyś z nimi była...Ja bym chciał.
     Ariel westchnęła ciężko, jeszcze bardziej spuszczając wzrok.
    - Riva, ja...Chyba nie dam rady. Przeproś ich ode mnie.
    - Wolałbym, żebyś zrobiła to sama – kiedy milczała, chwycił ją za ramiona i obrócił do siebie, wbijając w nią twarde spojrzenie – Co mam z tobą zrobić, Ariel? Dlaczego nie możesz po prostu wrócić do zamku? Tam masz swoją komnatę i swój dom. Wiesz o tym – w jego głosie słyszała udrękę i tęsknotę – rozumiem twój ból, ale już dość tego samotniczego życia. Wróć ze mną, Ariel i zostań moją królową.
     Potrzebowała dużo silnej woli, żeby w końcu na niego spojrzeć. Odsunęła się powoli i patrząc mu prosto w oczy, położyła dłonie na nieznacznie zaokrąglonym brzuchu.
     - Wiedziałeś już wcześniej, prawda? Że jestem w ciąży.
    Skinął głową, wpatrując się w jej brzuch, odznaczający się lekko pod materiałem sukienki. Uśmiechnął się, ale to był tak smutny uśmiech, że jej serce ścisnęło się z żalu i poczucia winy.
     - Balar mi powiedział tamtej nocy. Żebym nie był na ciebie zły – uniósł wzrok – Ciekawe czy to będzie dziewczynka czy chłopiec.
     - Dziewczynka. Chciał, żebym nazwała ją Baala.
    Riva oparł dłonie na biodrach i z nieokreślonym wyrazem twarzy poparzył na ciągnącą się pod nimi dolinę. Odetchnął głęboko ciepłym powietrzem, mrużąc od słońca oczy. Ariel przyglądała mu się ukradkiem, szukając u niego jakiejś oznaki złości, pretensji czy zawodu. Nie chciała stracić Rivy, dlatego tak bała się tej rozmowy. Od kiedy sama dowiedziała się, że będzie miała dziecko, nie miała pojęcia, jak ma mu to przekazać. Okazało się jednak, że nie musiała się martwić, bo Balar sam zadbał o to wcześniej.
     - Naprawdę nie wiem, skąd on to wszystko wiedział – zaczął lekkim, beztroskim tonem, czym naprawdę ją zaskoczył – Od zawsze wiedziałem co was łączyło i że z nim nie wygram – uśmiechnął się do siebie, trochę ironicznie - Pewnie powinienem być o niego zazdrosny, ale jakoś nie potrafię. Nawet teraz. Kiedy Balar przyszedł ze mną porozmawiać tamtej nocy przed bitwą, poprosił mnie o jedną rzecz – odwrócił głowę w jej stronę i napotkał jej spojrzenie – Chciał, żebym ci wybaczył i zaopiekował się wami. Tobą i dzieckiem – kiedy otworzyła usta, pokręcił głową, aby dała mu skończyć – Nie chcę robić tego z obowiązku, ale dlatego, że cię kocham, Ariel. Kocham cię bez względu na to, co się wydarzyło i nigdy z ciebie nie zrezygnuję.
     Ariel przymknęła na chwilę powieki, z czułością gładząc swój brzuch i myśląc o tym, czy Baala będzie bardzo przypominała swojego ojca. Potrzebowała chwili czasu, żeby zebrać odpowiednie słowa.
    - Ja też cię kocham, Riva, nawet bardziej, niż myślisz. Dlatego mam jeszcze siły przeżyć kolejny dzień. Ale nadal kocham twojego brata i to się już nie zmieni. Wiem, że to nie w porządku wobec ciebie, ale ten ból we mnie wciąż jest za silny, dlatego najpierw muszę uporać się sama ze sobą. Tutaj mam Tarę, Sato i elfy. Poza tym chciałabym urodzić w Zielonym Lesie.
    Riva słuchał jej ze spokojem, chociaż nie dało się nie zauważyć błysku rozczarowania w jego oczach. Po chwili jednak rozpogodził się, aż jego twarz znów przybrała chłopięce rysy.
     - Poczekam ile będzie trzeba, jeśli tylko kiedyś w końcu zostaniesz moją żoną. Nie jestem zbytnio cierpliwy, ale jako król chyba powinienem się tego nauczyć.
    Uśmiechnęła się samymi kącikami ust, po czym dostrzegła kątem oka, że w ich stronę zmierza Argon i macha im ręką.
     - Ile jeszcze mam czekać z tym mięsem? Zaraz wystygnie.
    Ariel odmachała mu i zerknęła na Rivę z uniesionymi brwiami.
    - Masz ochotę na pieczone mięso? Bo ja padam z głodu, a wszystkiego nie zjemy.
    Kruczy Król pokiwał ochoczo głową, mrugnął do niej okiem i pobiegł do Argona. Zarzucił mu ramię na szyję i zaczął się z nim przekomarzać, wypytując o Lunnę, żartując i przepychając się, jakby byli dziećmi. Ariel przewróciła oczami i ruszyła za nimi powoli w stronę chaty.
    Uciekła tutaj aby w samotności uporać się ze złamanym sercem i mieć trochę spokoju, a tymczasem wszyscy po kolei sprowadzali się do niej. Jakby z premedytacją zmówili się, aby nie zostawiać jej samej. Chociaż wiedziała, że nadal miała dla kogo żyć, na razie przeżycie jednego dnia kosztowało ją wiele wysiłku.
      Pobyt w szkole z internatem Pixton wydawał się niczym sen. To ten świat był realny i był jej domem. Kiedy tu wróciła, była jeszcze nastolatką, działała pod wpływem impulsu i mimo amnezji parła do przodu z właściwą sobie odwagą i energią. Nie sądziła, że te wszystkie wydarzenia tak bardzo ją zmienią.
      Teraz, chociaż wciąż była Potomkiem Liry, nie miała już kamieni, ani żadnej Mocy, poza tą uzdrawiającą. Ten rok, a nawet ostatnie miesiące wystarczyły, by dojrzała i stała się kobietą.
      I matką.


No i zbliżamy się do końca. Zostały jeszcze dwa fragmenty, które postaram się dodać jutro:)

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych