poniedziałek, 11 września 2017

Rozdział 22

    To był jeden z tych ciepłych, pogodnych dni, kiedy słońce świeciło zbyt mocno, a ptasi śpiew brzmiał zbyt melancholijnie aby robić cokolwiek innego niż cieszyć się lenistwem.
     W taki dzień, gdy błękitne niebo nie zwiastuje żadnych niespodzianek, a świata nie czeka zagłada ani żadne zagrożenie, niemal wszyscy pracowali lub odpoczywali z uśmiechem na ustach.
     Poza jedną osobą.
   Skromna chatka, przycupnięta samotnie pośrodku zielonej równiny, niedaleko Zielonego Lasu, zdawała się opuszczona. Dochodziło południe, kiedy drewniane drzwi skrzypnęły krótko, przerywając panującą wokół ciszę i w progu stanęła rudowłosa kobieta.
    Ariel przeciągnęła się, ziewając, po czym przygaszonym wzrokiem spojrzała na czyste niebo i usiadła na ławeczce przed domem, przygładzając materiał zgniłozielonej sukienki.
     - Nareszcie wstałaś, śpiochu. Idę coś upolować i oczekuję, że zjesz grzecznie to, co przyniosę - Argon wystawił głowę ze środka, posyłając jej lekki uśmiech i wyciągał w jej stronę parujący kubek - Ale najpierw to wypij.
    Popatrzyła na brata przeciągle, a widząc jego nalegającą minę, wzięła od niego kubek, krzywiąc się demonstracyjnie.
     - Znowu jakieś świństwo?
    Wojownik stanął nad nią w pełnym świetle dnia ze skrzyżowanymi ramionami i bardzo surowym wyrazem twarzy. Im surowszym w jego przypadku, tym bardziej zatroskanym i zaniepokojonym. Białe pióro na czole lśniło w blasku słońca, wyraźnie kontrastując z ciemnymi włosami i głęboką zielenią oczu. Ariel zerkała na niego spod rzęs, mrużąc oczy, jakby sam jego widok raził. Fakt, Argon był przystojny na swój szorstki, nieprzystępny sposób, ale ostatnio miała dość czasu, aby poznać go na tyle, by zrozumieć, za co Lunna go tak uwielbiała.
    - Tylko napar sporządzony przez elfy. Nie zaszkodzi ci.
    Powąchała zawartość kubka, wyczuwając słodko-cierpki aromat.
    - Kolejne dzieło Liilji?
    - Jej mikstury już podbiły całą prowincję Elahti, a dla ciebie robi tylko najlepsze.  Dzisiaj idę odebrać kolejną porcję.
    Upiła łyk gorącej herbatki, która zapewne miała ją uspokoić, albo dodać energii. Poczuła na języku drobinki jakiejś rośliny, a w gardle przyjemny, słodkawy i orzeźwiający smak. Uśmiechnęła się pod nosem, ale tylko odrobinkę, jakby jej wargi nie miały siły unieść się wyżej. Cóż, jeśli Liilja wymyśli kiedyś specyfik, który złagodzi ból duszy, to wypije go duszkiem, bez względu jaki byłby wstrętny.
    Czując na sobie świdrujące, uważne spojrzenie brata, zerknęła na niego spod przytkniętego do ust kubka i uniosła brwi.
     - Dam sobie radę. Idź już, bo robię się głodna.
    - Dobrze, dobrze, ale masz to wypić. Musisz o siebie dbać.
    - No przecież piję. Nie musisz traktować mnie jak dziecko – naburmuszyła się, po czym dodała łagodniej – Odwiedzisz dzisiaj Lunnę?
    Wojownik skinął głową. No oczywiście, przecież codziennie krążył pomiędzy nią, Zielonym Lasem i Malgarią. Aż dziwne, że miał czas na spanie. Podobno ludzie zakochani mają nadmiar energii i sama coś o tym wiedziała, więc powinna cieszyć się szczęściem brata, tyle, że teraz nie potrafiła cieszyć się z niczego. Ariel wcale nie prosiła go o to, żeby zamieszkał z nią w tej chacie z dala od ludzi, ale uparł się, że jako jej starszy brat, musi przy niej być i kropka.
    No cóż, właściwie to teraz miała dwóch braci, którzy prześcigali się w dogadzaniu jej. Sato zamieszkał niedaleko z Elleyą tylko po to, żeby codziennie ją odwiedzać i zabawiać swoimi żartami albo po prostu potrzymać za rękę
    I obaj, kiedy zostawiali ją samą choć na chwilę, mieli wyrzuty sumienia i martwili się, czy da sobie radę, albo czy niczego sobie nie zrobi.
     Fakt, jeszcze niedawno miała takie myśli, ale teraz nie mogła być tak egoistyczna...
    - Może pójdziemy dzisiaj razem? - zaproponował z nadzieją.
    - Wolałabym odpocząć. Kiedy indziej.
    - Tara będzie narzekać, ze znów zostałaś sama.
   Uśmiechnęła się blado i upiła kolejny łyk.
    - Pozdrów ją i spędź trochę czasu z Noxem. A tak w ogóle… Nadal spotykasz się z Lunną potajemnie?
    Argon wygiął usta w cierpkim grymasie.
    - Nasz związek jest tajemnicą, o której wszyscy wiedzą.
    - Więc to żadna tajemnica. Od kiedy wróciła jej rodzina, nie jest już królową, więc moglibyście…
    - Sugerujesz, że mam poprosić ją o rękę?
    - Cóż… - zrobiła niewinną minę – Sam mówiłeś, że jej siostra jest tobą zachwycona, a król i królowa Zielonego Lasu bardzo cię szanują. Biały Kruk to najlepszy kandydat dla każdej samotnej panny w tym kraju, nie mówiąc już o elfkiej księżniczce.
Argon prychnął z rozbawieniem i przewrócił oczami.
    - Chyba wiele czasu o tym myślałaś, więc uznam, że dochodzisz do siebie. Z chęcią posłucham jakie jeszcze masz przemyślenia, ale jak wrócę – odszedł kawałek i zniknął w rozbłysku światła.
    Ariel w całkowitej ciszy wpatrywała się w to miejsce, gdzie stał jeszcze sekundę temu, po czym w jednej chwili spochmurniała.
    I znów została sama ze swoimi myślami, głębokim smutkiem i tą potworną pustką w piersi, gdzie powinno być serce.
    Westchnęła przeciągle, po czym wypiła napar jednym duszkiem, odstawiła kubek i przymknęła oczy, wystawiając twarz na słońce.
    Chociaż minęły cztery miesiące nadal zapominała czasem, że nie może już przywołać deszczu, chłodnego wiaterku, czy choćby kropli wody, żeby się napić. Kiedy patrzyła w lustro, niemal nie poznawała siebie bez pasemek i znamion na ciele. Ten jeden siwy, który jej pozostał nie wiedziała nawet, czy ma jeszcze jakąś Moc, bo ani razu nie miała żadnych wizji, ani przeczuć.
    Zdążyła jednak zaakceptować to, że została bez kamieni żywiołów. To nie było najgorsze, co ją spotkało.
    Od czterech miesięcy wciąż prześladował ją obraz ostrza miecza przeszywającego jego ciało, czarne oczy, z których ulatywało życie i ten beztroski uśmiech. Rano budziła się z płaczem, zaś wieczorem nie mogła usnąć i kręciła się z boku na bok, bo czegoś jej brakowało.
    I wciąż tak bardzo bolało ją w piersi, że czasem brakowało jej powietrza. Każdego dnia i w każdej minucie tak przeraźliwie za nim tęskniła, że mimo upływającego czasu nie potrafiła wydostać się z kurczowych objęć rozpaczy. Próbowała nauczyć się dalej żyć z tą resztką serca, które jej pozostało, dlatego wybrała samotność. Bo tak było znacznie łatwiej, niż przyjmować litość i uśmiechać się na siłę.
     Znacznie gorsza od wyrwanej duszy wydawała jej się ta przeraźliwa cisza w umyśle i fakt, że już nigdy nie poczuje połączonej z nią świadomości. Już nigdy nie dozna tego poczucia głębokiej więzi, jaka łączyła ją z Balarem i nie usłyszy jego głosu, który potrafił przeniknąć całe jej jestestwo. Ta pustka i cisza napawały przerażeniem i nie wiedziała, czy jeszcze kiedykolwiek będzie mogła bez niego normalnie funkcjonować.
     Od ostatniego razu nie miała odwagi ani siły odwiedzić swój wewnętrzny świat, który stworzył dla niej Balar, bojąc się tego, co tam zastanie. Jednak dzisiaj nagle zapragnęła oderwać umysł od rzeczywistości i po raz ostatni zanurzyć się w jego głębiny. To była tak silna potrzeba, jakby coś ją tam wręcz popychało.
    Jak kiedyś, gdy spotykałam tu Lirę. Pomyślała z rozrzewnieniem i smutkiem. Dziwne, że nigdy nie zauważyłam w niej niczego podejrzanego. Naprawdę był w tym dobry.
    Stanęła na łące pełnej kwiatów, przed sobą miała las, a nad głową błękitne niebo. Niby nic się nie zmieniło, ale teraz to miejsce zdawało się zbyt puste i przygnębiające, żeby tu przebywała. Twórca tego świata już nie przyjdzie jej na spotkanie pod żadną postacią, więc nie było sensu, żeby tu tkwiła i wypłakiwała sobie oczy.
     Cóż, to chyba będzie…
   Zamrugała, bo wydawało jej się, jakby drzewa zafalowały. Po chwili zamarła ze zdumieniem, kiedy znów się poruszyły, a potem zamigotały, podobnie jak ziemia pod jej stopami.
     Co się dzieje?
    Spokojnie. Nie bój się.
   Otworzyła szeroko oczy, kiedy cały świat wokół niej przybladł i zaczął zwijać się w jeden punkt, aż nie było już nic poz pustką.
     Zaś przed nią stał Balar.
    - Co się dzieje? Jak… - W oszołomieniu wyciągnęła rękę, a kiedy dotknęła jego piersi, uśmiechnął się szeroko i ścisnął jej dłoń w swojej – Naprawdę tu jesteś?
     Jego postać nie była do końca wyraźna i trochę się rozmazywała, kiedy skinął głową. Nie miał żadnych ran, a jego ubranie było czyste bez śladów krwi.
    - To miejsce powstało z części mojej świadomości. Zachowałem ją i ukryłem specjalnie na tą chwilę. Aby móc się z tobą pożegnać, gwiazdeczko.
    Gapiła się na niego z niedowierzaniem i zachwytem, a z oczu leciały jej ciurkiem łzy.
    - Och – wyrwało jej się tylko, kiedy padła w jego ramiona i wtuliła się w niego całym ciałem. To prawdziwy cud, że mogła go jeszcze zobaczyć i dotknąć, nawet jeśli tylko na chwilę. Po tych czterech miesiącach cierpienia i pustki miała wrażenie, jakby na powrót odzyskała swoją duszę, tą część, dzięki której mogła żyć – Czy zawsze musisz tak mnie zdumiewać? Jak możesz zaplanować nawet coś takiego?
    - Bo wiedziałem, że będziesz się smucić i miałem nadzieję, że w ten sposób choć trochę cię pocieszę.
    Pogładził jej głowę i kark, a potem odsunął odrobinę i ujął jej twarz w obie dłonie tak blisko swojej, że oddychała jego oddechem.
    - Bez ciebie nie wiem jak mam dalej żyć – wyznała cicho, zatapiając się w czarnych jak noc tęczówkach, chłonąc każdy fragment jego twarzy, aby dokładnie wryła jej się w pamięć – Nie potrafię.
     Obdarzył ją smutnym uśmiechem.
    - Możesz i musisz, Ariel. Pamiętasz, co ci mówiłem. Taka więź mentalna jaka nas łączyła, nigdy nie umiera. Jakiś fragment mnie zostanie z tobą na zawsze. Czasem poczujesz moją obecność, albo nawet usłyszysz mój głos. To znaczy, że będę przy tobie, nawet jeśli nie będziesz mnie widziała.
    - Ale… - miała mu milion rzeczy do powiedzenia, jednak słowa uwięzły jej w gardle, kiedy jego twarz zbladła i zrobiła się niemal przezroczysta.
    - Mój czas się kończy, ukochana – pochylił się, aż ich czoła się zetknęły i gładził kciukami jej policzki, mokre od łez – Nie będę mówił „żegnaj”, bo nawet ja nie lubię tego słowa. Zabierz ze sobą całą naszą miłość i żyj tak, jak potrafisz najlepiej. I nie płacz więcej, bo wiesz, że tego nie lubię. Poza tym, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – przytknął wargi do jej ucha i wyszeptał kilka słów, na które wyprostowała się gwałtownie i otworzyła szeroko oczy. Balar odsunął się, aby zajrzeć jej w oczy, a gdy skinęła powoli głową, uśmiechnął się szeroko – Zostawiam cię w dobrych rękach i wiem, że będziesz szczęśliwa – jego dłoń zsunęła się na jej brzuch, a drugą uniósł jej podbródek, aby ją pocałować.
     Zaledwie ich wargi się zetknęły, Balar cały stał się przezroczysty, a potem zniknął, pozostawiając ją samą pośrodku pustki.
    Nigdy nie przestanę cię kochać.
    Ja też nie.
    I nie powiem „żegnaj”.
    Nie mów. Lepiej brzmi „do zobaczenia”.
    Tak. O wiele lepiej.
   Wpatrując się w swoje puste dłonie, Ariel po raz pierwszy od czterech miesięcy naprawdę się uśmiechnęła, chociaż w środku aż ją dławiło. Balar jak zwykle się nie mylił. Mogła go usłyszeć i teraz wyraźnie czuła, że ich więź nie zniknęła, że wciąż w niej była gdzieś tam głęboko, a ślad jego obecności będzie jej towarzyszył aż do śmierci.
    - Ariel – czyjś głos przywoływał ją z daleka, więc otarła policzki i pospiesznie wróciła do rzeczywistości.
    Kiedy otworzyła oczy, nad sobą zobaczyła pochylającego się Argona z zatroskaną miną.
    - Przysnęłaś?
    - Tylko na chwilę.
   - I znowu płakałaś – stwierdził z niezadowoleniem, ocierając jej twarz. Ariel otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, że to ostatni raz, jednak nie dał jej tej szansy prostując się z powagą – Masz gościa. Nie chciał tu przyjść, więc zrób sobie spacer na wzgórze – wskazał ręką na trawę, gdzie obok jego stóp leżał martwy jeleń – Porozmawiajcie sobie, a ja przygotuję posiłek.
    Pomógł jej wstać, chociaż przecież nie była kaleką, po czym zniknął na tyłach domku, a Ariel wolnym krokiem skierowała się we wskazane miejsce. Wcale jej się nie spieszyło i kiedy dotarła na zielone, płaskie wzgórze, zdążyła przygotować się na czekającą ją rozmowę. Spodziewała się, że kiedyś dojdzie do tego spotkania, chociaż nadal nie wiedziała za bardzo jak powinna się zachować i co zrobić.
     Riva stał na skaju wniesienia, odwrócony do niej tyłem, z dłońmi złączonymi za plecami. Lekki wiatr mierzwił jego czarne, krótkie włosy, które zawsze kojarzyły jej się z sierścią kruka i zawsze miała ochotę ich dotknąć, aby sprawdzić czy w dotyku są równie jedwabiste. Nawet teraz aż zaswędziała ją ręka. Nie widziała go od tamtej krwawej pełni, więc może dlatego, gdy odwrócił się na dźwięk jej kroków, wydal jej się jakby nieco starszy i jeszcze przystojniejszy. Ubrany w lekką, białą tunikę ze złotym pasem i dopasowane spodnie, roztaczał wokół siebie aurę królewskiej Mocy, która teraz nie miała sobie równych.
    - Witaj – Skinęła tylko głową, czując na sobie jego uważne, przeszywające spojrzenie, gdy wspinała się na zbocze, a potem stanęła obok – Pięknie wyglądasz.
    Odrzuciła długi warkocz na plecy, objęła się ramionami i posłała mu słaby uśmiech. Wciąż jej się przypatrywał, a ona nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy. Jeszcze nie.
     - A ty nic się nie zmieniłeś. Ale to dobrze. Nie powinieneś się zmieniać, bo i tak zawsze byłeś… - przygryzła wargi i zapatrzyła się na widok, jaki roztaczał się z góry. Pod nimi znajdowały się pola uprawne i rozsiane po okolicy gospodarstwa prowadzone przez półelfy. Nieco z boku widoczne były młode drzewka Zielonego Lasu.
     Rivie zadrżały wargi i też spojrzał w dół, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. Odchrząknął, kiedy cisza zaczęła się przedłużać. Dziwne, że kiedyś bez skrępowania mogła mówić mu o wszystkim, a teraz nawet stanie obok niego było niezręczne. Ale to była wyłącznie jej wina.
     - A więc...jak się czuje Nox? - zagadnął po chwili neutralnym tonem.
    Ariel była mu wdzięczna, że sam zaczął rozmowę i to na bezpieczny temat, więc zerknęła na niego krótko od razu napotykając jego jasno szare oczy. Pospiesznie spuściła wzrok.
     - Chyba lepiej. Tara niemal go nie odstępuje, bo twierdzi, że jeszcze zamierza wziąć z nim ślub i mieć dużo dzieci. Argon też często go odwiedza. Wciąż leży, ale już wymawia jej imię i ciągle wodzi za nią wzrokiem, a do Argona powiedział „ojcze”, więc chyba będzie dobrze. Zresztą jest pod ciągłą opieką elfów i ich uzdrawiających Mocy.
    Riva w zamyśleniu zapatrzył się teraz w niebo.
    - To dobre wieści. Mam nadzieję, że kiedyś wróci do Zakonu. Natomiast jakoś trudno mi się pogodzić, że Argon i Lunna...Chyba kocha ją bardziej ode mnie – pokręcił głową i westchnął z rozbawionym uśmiechem – Ale to dobrze, bo zaczynałem podejrzewać, że naprawdę się we mnie zakochał. A swoją drogą mówił mi, że część elfów z wyspy Rohe zamieszkała w Zielonym Lesie.
     - Tak, między innymi Calanon i Liilja, którą bardzo polubiłam, bo przypomina trochę Tarę. Eriianel Mądry i najstarsze elfy zostały na wyspie.
    - Dzięki nim rasa Najstarszych w naszym kraju stanie się jeszcze potężniejsza. W najbliższym czasie złożę im wizytę. Chciałem zrobić to wcześniej, ale miałem dużo spraw na głowie. Wiesz, jaki byłem zaskoczony, kiedy Wielki Grod złożył mi wizytę? No, ale skoro pozostali zabici przez Rairi powrócili, krasnoludy także. Potem wrócili do swoich gór, ale dostałem obietnicę, że zawsze wesprą nas swoimi toporami i będą czuwać nad granicą z Nammirem. Musiałem też zadbać o ludzi, którzy ożyli i zająć się odbudową miast. Zobaczysz, Elderol będzie piękniejszy i silniejszy niż kiedykolwiek.
     - Na pewno – przytaknęła, po czym również złączyła dłonie za plecami i zakołysała się na piętach. Dobrze było rozmawiać o wszystkim, poza nimi i naprawdę szczerze interesowała się losem przyjaciół – Yarith nadal jest hrabią De'Ilos?
     - O tak. Zadomowił się tam na dobre i całkiem nieźle radzi sobie z odbudową miasta. Zapewne wiesz od Sato, że poszli na kompromis. Część Vethoynów została ze swoim Alfą, a część poszła za twoim przyjacielem. Myślę, że to dobre rozwiązanie, bo w ten sposób nie muszą walczyć o przywództwo, Sato stworzy nowe stado i Vethoyni rozrosną się na cały kraj. A nie ma lepszych wojowników od nich.
     Ariel przypomniała sobie z jakim entuzjazmem i podekscytowaniem Sato opowiadał jej o swoim nowym stadzie. Był Alfą, a Elleya zgodziła się zostać jego partnerką, czym trochę obraziła ojca, ale żadne z nich się tym nie przejmowało. Oczywiście musieli osiedlić się jak najdalej od De'Ilos aby wyznaczyć sobie nowe terytorium, więc padło na prowincję Elahti i cały obszar Gór Ednor, gdzie ich zadaniem było pilnowane granicy z Nammirem. To był tylko pretekst, bo tak naprawdę Sato zamierzał być jak najbliżej Ariel i czuwać nad nią, pomimo że miała przy sobie rodzonego brata. Tak, jak Tara zawsze poprawiała jej humor, tak na samą myśl o przyjacielu, nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Balar znów miał rację. Zostawił ją w dobrych rękach ludzi, na których zawsze mogła liczyć.
     - Wszyscy układają sobie jakoś życie - stwierdziła, ze wzrokiem wbitym we własne stopy.
    - Tak, teraz kiedy już nic nam nie grozi, każdy cieszy się spokojem. A ja mam jeszcze więcej pracy od kiedy zawarliśmy sojusz z Nammirem. Właśnie skorzystałem z zaproszenia królowej Okjary i jeszcze dzisiaj złożę jej wizytę. Nie będzie mnie przez kilka dni, bo sam chcę się przekonać jak wygląda u nich handel i czym mogą nas zainteresować.
    - Cieszę się – odparła, chociaż jej znużony ton wcale na to nie wskazywał - A co słychać u wojowników z Zakonu?
    - Dobrze. Ostatnio znaleźliśmy dwójkę Noszących Znak Kruka. Rodzeństwo, chłopiec i dziewczynka. To jeszcze małe dzieci, więc na razie przenieśliśmy ich rodziny blisko zamku i powoli sprawdzamy jakie mają możliwości. Jak podrosną, rozpoczną trening. I jeszcze… - Riva zwiesił głos, spoglądając na nią z namysłem, jakby nie wiedział, czy powinien mówić dalej - Wyprawiamy Serei i Arwelowi wesele. Bardzo by chcieli, żebyś z nimi była...Ja bym chciał.
     Ariel westchnęła ciężko, jeszcze bardziej spuszczając wzrok.
    - Riva, ja...Chyba nie dam rady. Przeproś ich ode mnie.
    - Wolałbym, żebyś zrobiła to sama – kiedy milczała, chwycił ją za ramiona i obrócił do siebie, wbijając w nią twarde spojrzenie – Co mam z tobą zrobić, Ariel? Dlaczego nie możesz po prostu wrócić do zamku? Tam masz swoją komnatę i swój dom. Wiesz o tym – w jego głosie słyszała udrękę i tęsknotę – rozumiem twój ból, ale już dość tego samotniczego życia. Wróć ze mną, Ariel i zostań moją królową.
     Potrzebowała dużo silnej woli, żeby w końcu na niego spojrzeć. Odsunęła się powoli i patrząc mu prosto w oczy, położyła dłonie na nieznacznie zaokrąglonym brzuchu.
     - Wiedziałeś już wcześniej, prawda? Że jestem w ciąży.
    Skinął głową, wpatrując się w jej brzuch, odznaczający się lekko pod materiałem sukienki. Uśmiechnął się, ale to był tak smutny uśmiech, że jej serce ścisnęło się z żalu i poczucia winy.
     - Balar mi powiedział tamtej nocy. Żebym nie był na ciebie zły – uniósł wzrok – Ciekawe czy to będzie dziewczynka czy chłopiec.
     - Dziewczynka. Chciał, żebym nazwała ją Baala.
    Riva oparł dłonie na biodrach i z nieokreślonym wyrazem twarzy poparzył na ciągnącą się pod nimi dolinę. Odetchnął głęboko ciepłym powietrzem, mrużąc od słońca oczy. Ariel przyglądała mu się ukradkiem, szukając u niego jakiejś oznaki złości, pretensji czy zawodu. Nie chciała stracić Rivy, dlatego tak bała się tej rozmowy. Od kiedy sama dowiedziała się, że będzie miała dziecko, nie miała pojęcia, jak ma mu to przekazać. Okazało się jednak, że nie musiała się martwić, bo Balar sam zadbał o to wcześniej.
     - Naprawdę nie wiem, skąd on to wszystko wiedział – zaczął lekkim, beztroskim tonem, czym naprawdę ją zaskoczył – Od zawsze wiedziałem co was łączyło i że z nim nie wygram – uśmiechnął się do siebie, trochę ironicznie - Pewnie powinienem być o niego zazdrosny, ale jakoś nie potrafię. Nawet teraz. Kiedy Balar przyszedł ze mną porozmawiać tamtej nocy przed bitwą, poprosił mnie o jedną rzecz – odwrócił głowę w jej stronę i napotkał jej spojrzenie – Chciał, żebym ci wybaczył i zaopiekował się wami. Tobą i dzieckiem – kiedy otworzyła usta, pokręcił głową, aby dała mu skończyć – Nie chcę robić tego z obowiązku, ale dlatego, że cię kocham, Ariel. Kocham cię bez względu na to, co się wydarzyło i nigdy z ciebie nie zrezygnuję.
     Ariel przymknęła na chwilę powieki, z czułością gładząc swój brzuch i myśląc o tym, czy Baala będzie bardzo przypominała swojego ojca. Potrzebowała chwili czasu, żeby zebrać odpowiednie słowa.
    - Ja też cię kocham, Riva, nawet bardziej, niż myślisz. Dlatego mam jeszcze siły przeżyć kolejny dzień. Ale nadal kocham twojego brata i to się już nie zmieni. Wiem, że to nie w porządku wobec ciebie, ale ten ból we mnie wciąż jest za silny, dlatego najpierw muszę uporać się sama ze sobą. Tutaj mam Tarę, Sato i elfy. Poza tym chciałabym urodzić w Zielonym Lesie.
    Riva słuchał jej ze spokojem, chociaż nie dało się nie zauważyć błysku rozczarowania w jego oczach. Po chwili jednak rozpogodził się, aż jego twarz znów przybrała chłopięce rysy.
     - Poczekam ile będzie trzeba, jeśli tylko kiedyś w końcu zostaniesz moją żoną. Nie jestem zbytnio cierpliwy, ale jako król chyba powinienem się tego nauczyć.
    Uśmiechnęła się samymi kącikami ust, po czym dostrzegła kątem oka, że w ich stronę zmierza Argon i macha im ręką.
     - Ile jeszcze mam czekać z tym mięsem? Zaraz wystygnie.
    Ariel odmachała mu i zerknęła na Rivę z uniesionymi brwiami.
    - Masz ochotę na pieczone mięso? Bo ja padam z głodu, a wszystkiego nie zjemy.
    Kruczy Król pokiwał ochoczo głową, mrugnął do niej okiem i pobiegł do Argona. Zarzucił mu ramię na szyję i zaczął się z nim przekomarzać, wypytując o Lunnę, żartując i przepychając się, jakby byli dziećmi. Ariel przewróciła oczami i ruszyła za nimi powoli w stronę chaty.
    Uciekła tutaj aby w samotności uporać się ze złamanym sercem i mieć trochę spokoju, a tymczasem wszyscy po kolei sprowadzali się do niej. Jakby z premedytacją zmówili się, aby nie zostawiać jej samej. Chociaż wiedziała, że nadal miała dla kogo żyć, na razie przeżycie jednego dnia kosztowało ją wiele wysiłku.
      Pobyt w szkole z internatem Pixton wydawał się niczym sen. To ten świat był realny i był jej domem. Kiedy tu wróciła, była jeszcze nastolatką, działała pod wpływem impulsu i mimo amnezji parła do przodu z właściwą sobie odwagą i energią. Nie sądziła, że te wszystkie wydarzenia tak bardzo ją zmienią.
      Teraz, chociaż wciąż była Potomkiem Liry, nie miała już kamieni, ani żadnej Mocy, poza tą uzdrawiającą. Ten rok, a nawet ostatnie miesiące wystarczyły, by dojrzała i stała się kobietą.
      I matką.


No i zbliżamy się do końca. Zostały jeszcze dwa fragmenty, które postaram się dodać jutro:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych