- Spróbuj bardziej się
skupić.
- A co niby robię?
Ariel westchnęła z irytacją
i potarła policzek, rozgrzany od słońca. Siedzieli naprzeciwko
siebie na trawie, chociaż w pewnej odległości, gdyby znów stanęła
w ogniu. Zerknęła na Balara, ale on jak zwykle miał dla niej tylko
pełen cierpliwości i wyrozumiałości uśmiech. No właśnie.
Ostatnio głównie to on rozpraszał jej uwagę, więc jak niby miała
osiągnąć odpowiednie skupienie?
- Nie złość się, Ariel.
Na pewno w końcu ci się uda. To tylko kwestia treningu.
- Nie jestem zła na ciebie,
ale na siebie, że tak ciężko mi to idzie. W tym tempie nie wyrobię
się nawet do pełni – mruknęła i zamknęła powieki, starając
się wymazać widok tego szczególnego błysku w jego oczach, który
pojawiał się przy każdym uniesieniu warg a zamiast tego z całych
sił koncentrując się na zadaniu.
Od dwóch dni właściwie nie
robiła nic innego, uparcie próbując osiągnąć stan wewnętrznej
harmonii. Zaraz po śniadaniu siadali na tyłach chaty, osłonięci
drzewami i chociaż Balar często gdzieś chodził, sama spędzała
tak całe dnie. Z nikim nie rozmawiała, nie chcąc tracić czasu.
Nawet kiedy przyszła Liilja, aby wyciągnąć ją na spacer, a potem
Xander, żeby się z nią pobawić, odprawiała ich z lekkim
poczuciem winy, ale za to silną determinacją, aby zapanować w
końcu nad tym głupim ogniem.
Wiedziała, że to głównie
strach ją ogranicza i nie pozwala na wyciszenie. Strach, że znów
straci kontrolę i Balar zrobi to samo, co ostatnio.
Zapomnij
o mnie i skup się na kamieniu. Powtarzał
jej ciągle, ale w praktyce to nie było takie proste.
Do tej pory udało jej się
osiągnąć tylko tyle, że przy pełnej koncentracji w jej dłoni
pojawiał się malutki języczek ognia. Teraz powinna dążyć do
stopniowego zwiększania Mocy, ale wystarczyło, że spojrzała
gdzieś w bok albo na Balara i jej uwaga rozpraszała się. Jak tylko
zaczynała czuć, że traci kontrolę, natychmiast się wycofywała,
co tylko pogłębiało jej irytację.
Dzisiaj po raz trzeci
poniosła klęskę i gdy płomyk w jej dłoni zgasł, miała ochotę
porządnie zakląć.
- Nigdy mi się nie uda –
warknęła, uderzając dłońmi o kolana, po czym wbiła w niego
oskarżycielskie spojrzenie – A ty mógłbyś nie gapić się na
mnie przez cały czas. Wiem, że i tak czytasz moje myśli, a to mi
wcale nie pomaga.
Jego wargi zadrżały, a w
oczach błysnęło rozbawienie, chociaż starał się zachować
powagę.
- To nie tak, Ariel, że
ciągle siedzę ci w głowie, więc nie martw się, że zobaczę coś,
co wolałabyś zachować dla siebie. Przeważnie docierają do mnie
tylko te najbardziej powierzchowne myśli.
Ariel podobało się kiedy
nazywał ją „moja gwiazdeczko”, ale zauważyła, że prawie przy
każdym zdaniu zwracał się do niej po imieniu, co napełniało ją
niezrozumiałym poczuciem jakieś szczególnej ważności. Patrząc
na niego spod przymrużonych powiek, przechyliła głowę na bok i
uśmiechnęła się. W sumie nie potrafiła się już na niego
złościć, a po tamtej nocy, kiedy usłyszała jego historię,
żałowała tylko, że dużo wcześniej nie poznała prawdy.
- Niech ci będzie –
odparła ugodowo, odrzucając luźno związane włosy na plecy –
Pewnie i tak to wiesz, więc nie będę ukrywać, że takie gapienie
się na mnie, kiedy próbuję się skoncentrować jest bardzo
deprymujące – spuściła oczy i zaczęła bawić się delikatnym
materiałem sukienki, nagle uznając to za niezwykle fascynujące
zajęcie - Właściwie sama twoja obecność mnie dekoncentruje.
- Cóż, bardzo chętnie
porozmawiam z elfami, więc na czas treningów mogę znikać ci z
oczu.
Na samą myśl, że miałaby
całkiem sama zmierzyć się z niebezpiecznym żywiołem, jej serce
wykonało gwałtownego fikołka.
- Nie! - rzuciła pospiesznie
i popatrzyła na niego ostrożnie, sama zaskoczona swoją reakcją –
To znaczy...Nie chcę, żebyś całkiem mnie zostawiał, tylko...no
wiesz…
Zmieszana, natychmiast
przygryzła wargi.
Nie
poradzę sobie bez ciebie. Jeśli nie będziesz obok, jeszcze
bardziej będę się bała tego, co we mnie siedzi. Te
myśli wypłynęły z niej same, pokonały dzielącą ich przestrzeń
i wpadły w jego ramiona, chociaż żadnym ruchem nie dał po sobie
poznać, że je przyjął. Wtedy uświadomiła sobie z całą mocą,
że z każdym dniem coraz bardziej się do niego przywiązywała. Im
więcej wyjawiał jej prawdy i im więcej spędzała z nim czasu, nie
tylko coraz bardziej na nim polegała, ale wręcz nie chciała
spuszczać go z oczu choćby na chwilę. Jakby bała się, że wtedy
wszystko, razem z nim okaże się tylko bardzo długim snem.
- Ile zostało nam jeszcze
dni? - zapytała w pewnej chwili, aby zmienić tok myślenia i
przerwać krępującą ciszę.
Balar poparzył na niebo, a
potem na gałęzie drzewa, gdzie przysiadł samotny ptak, obliczając
coś w myślach.
- Jakieś siedem.
Na samym początku
ucieszyłaby się, że czas tak szybko płynie i niedługo wróci do
Rivy i brata, ale teraz...potrafiła czuć tylko zawód.
W gruncie rzeczy dwa tygodnie
to bardzo krótko. Za krotko…
- Nawet jeśli opanuję
żywioł ognia, nie starczy mi czasu na odkrycie, jak przenieść Moc
kamieni na miecz – westchnęła ciężko.
Balar przysunął się do
niej na trawie i opiekuńczym gestem odgarnął z jej czoła kilka
pojedynczych kosmyków.
- Przecież po to tu jestem,
żeby ci pomóc, moja gwiazdeczko. Zdążmy ze wszystkim –
powiedział z pełnym przekonaniem, po czym powoli opuścił rękę i
sięgnął po jej dłoń – Teraz jednak widzę, że już raczej się
nie skupisz. Może stąd pójdziemy?
- Gdzie? - otworzyła szeroko
oczy patrząc jak jego ręka wędruje do jej skroni, a druga obejmuje
jej dłoń.
- Do naszego świata. Odpręż
się.
Zanim zdążyła się
zorientować, już w następnej chwili stali bezpośrednio na
zielonej łące, bez wcześniejszego przechodzenia przez mgłę i
wrota. Ariel westchnęła z zachwytem, pochłaniając wzrokiem
zieleń drzew, przejrzysty błękit nieba oraz żywe kolory morza
kwiatów pod stopami. To miejsce, skryte poza rzeczywistym światem
miało w sobie coś takiego, że chciało jej się śmiać i działało
kojąco na wszystkie problemy.
Przeciągnęła się z
rozkoszą w jasnym świetle bez słońca i odetchnęła pełną
piersią.
- Jak ty to zrobiłeś tak
szybko? Ja nigdy nie kontroluję tego, kiedy tu przychodzę, chociaż
bardzo bym chciała.
- To całkiem proste, ale
wymaga praktyki – Balar stał obok niej z rękami na biodrach i
kątem oka obserwował jej reakcję – Robiłem trudniejsze rzeczy.
Ariel odwróciła się do
niego, przypominając sobie, co mówił wcześniej.
- No tak...Więc byłeś
Lirą. Naprawdę?
Jego szeroki uśmiech, jakim
ją obdarzył był tak cudownym zjawiskiem, że przyćmił wszystkie
kolory tego świata. Siedem dni to bardzo mało, albo całkiem sporo.
Zależy z jakiej perspektywy się patrzy. Na przykład, aby przywykła
do tego uśmiechu i na jego widok nie miękły jej kolana, to
naprawdę bardzo krótki czas. Może nawet miesiące czy lata nie
byłyby wystarczające.
- Widzę, że nie potrafisz
sobie tego wyobrazić.
- No cóż...Lira była taka
piękna i… wyglądała jak prawdziwa...
- Uznam to za komplement dla
mojej sztuki iluzji.
- Pokażesz, jak to robisz?
Balar rozłożył ramiona i
popatrzył na nią roześmianymi oczami, które już w następnej
chwili zmieniły kształt i kolor. Również reszta ciała zbladła i
zamigotała, po czym na jego miejscu pojawiła się jasnowłosa
kobieta o delikatnych, elfich rysach, obleczona jasną poświatą i
zwiewną suknią. Uśmiechnęła się łagodnie i wyciągnęła do
niej ręce, a na widok oszołomionej miny Ariel, roześmiała się
dźwięcznie.
- I co? Podoba ci się? -
odezwała się jak najbardziej kobiecym głosem, jakim przemawiała
do niej tyle razy.
- Lira… - wydukała, w
zdumieniu dotykając szczupłej dłoni o długich palcach i rękawa
sukni o fakturze jedwabiu. Potem bardzo dokładnie przyjrzała jej
się z góry na dół, ale nie odnalazła nawet jednego dowodu, że
to tylko iluzja. Wciąż miała w pamięci ich spotkania i rozmowy,
ale świadomość, że to tylko sztuczka i pod tą powłoką stoi
Balar, była całkiem nowa i stawiała wszystko w innym świetle.
Kobieta, to znaczy Balar
pogłaskał ją po głowie znajomym gestem, w którym wcześniej
odnajdywała ukojenie.
- Tylko w ten sposób mogłem
do ciebie dotrzeć i przekazać ci jej historię. Nie widziałem
nigdy Liry, nawet na obrazach, ale z opowieści elfów odtworzyłem
jej postać najlepiej jak umiałem. Chyba...nie masz mi tego za złe?
Ariel tylko siłą woli nie
skoczyła w ramiona iluzji kobiety, nagle onieśmielona, że
nieświadomie tak chętnie dawała jej się tulić i głaskać. Jemu.
Nawet teraz musiała sobie powtarzać, że to Balar.
- To… - odsunęła się,
szukając w sobie jakichś oznak złości, że ją oszukał, ale nic
takiego nie znalazła. Tylko podziw dla jego umiejętności i
wdzięczność, że tyle dla niej zrobił – Jak mogę się na
ciebie gniewać, skoro rozmowy z Lirą tak wiele mi pomagały? A więc
możesz przybrać dowolną postać?
- Wspominałem już, że
tutaj wszystko jest możliwe, a kreowanie obrazu łatwiejsze niż w
realnym świecie – obraz Liry rozpłynął się i zamiast niej,
pojawił się ktoś inny.
Riva. Może trochę wyższy i
lepiej zbudowany, ale zdecydowanie miał jego rysy i jasne oczy.
Ariel otworzyła usta, ale nie potrafiła wykrztusić ani słowa, bo
jej gardło zatkała nagła tęsknota, a w oczach zalśniły łzy.
Widząc jej rozpacz, Balar
natychmiast powrócił do swojej postaci ze skruszoną miną.
- Przepraszam, nie powinienem
był.
- Nie… - odwróciła się i
szybko potarła oczy – Wiem, że chciałeś dobrze i teraz widzę,
że bez ciebie nie byłabym nawet w połowie tym, kim jestem. Zamiast
wdzięczności, dostawałeś tylko nienawiść. Powinnam ci
podziękować…
- Wiem – przerwał jej
miękko, dotykając przelotnie jej pleców, po czym przeszedł kilka
kroków po ukwieconej łące i z jego łopatek wyrosły skrzydła,
które majestatycznym ruchem uderzyły powietrze i bez żadnego
wysiłku uniosły go nad ziemię. Już wcześniej uważała, że były
piękne, a teraz doszła do wniosku, że nie mają sobie równych.
Jedwabiście czarne, silne, a jednocześnie smukłe, godne
prawdziwego króla – Nie jesteśmy tutaj, żeby się smucić, ale
trochę zabawić.
Wyrwana z cudownego zachwytu,
rozejrzała się szybko na boki, jakby czegoś szukała.
- Powinnam trenować, jeśli
chcę zdążyć.
- Sądzę, że spodoba ci
się, jeśli powiem, że to również jest częścią treningu - z
przekornym uśmiechem, którego jeszcze u niego nie widziała, wzbił
się odrobinę wyżej, rozwiewając jej włosy podmuchami powietrza –
Nie wiem jak ty, ale ja stęskniłem się za lataniem i potrzebuję
trochę rozprostować kości.
Patrząc jak wzbija się w
błękitne niebo i z rozpostartymi ramionami zaczyna zataczać coraz
większe koła, Ariel uśmiechnęła się szeroko i szybko do niego
dołączyła. Delektując się lekkością swoich skrzydeł i
cudownym uczuciem, jakie dawało beztroskie szybowanie razem z
wiatrem, szybko zapomniała o wszelkich troskach.
Kiedyś
to była twoja ulubiona zabawa. Jak tylko stworzyłem to miejsce,
mogłaś latać tu godzinami.
Aha,
więc dlatego od początku to było takie proste. Zawsze czułam,
jakbym robiła to od urodzenia.
Cóż...Można
powiedzieć, że tak jest.
Zrównał
się z nią, gdy przelatywali nad koronami drzew i posłał wesoły
uśmiech, sięgający czarnych, roziskrzonych tęczówek i tak bardzo
zaraźliwy, że musiała go odwzajemnić. Poruszył uśpione gdzieś
wspomnienia i wywołał poczucie beztroskiego szczęścia, jakiego
dawno nie zaznała.
To było jak sen. Balar był
tuż obok, ale teraz nie musiała przed nim uciekać, ani z nim
walczyć. Szybowali sobie nad łąką i lasem jak gdyby nigdy nic.
Jakby nigdy nie rozstali się na długie lata i jakby nie było tych
kłamstw, nienawiści i cierpienia.
Nabierając prędkości,
krążyli wokół siebie, gubiąc po drodze czarne i białe pióra,
które opadając powoli, przeplatały się ze sobą w harmonijnym
tańcu. Kiedy przypadkiem zetknęli się skrzydłami, jej ciało
przenikał głęboki dreszcz, jakby ich skrzydła były
naelektryzowane. Było to jednak przyjemne doznanie i szczerze mówiąc
chyba po raz pierwszy od zamieszkania na wyspie, poczuła się
naprawdę odprężona.
- Skoro jesteśmy tu w ramach
treningu, możemy częściej to powtarzać! - wykrzyknęła ze
śmiechem, który porwał wiatr i rozniósł po całej łące,
wyglądającej z góry jak morze zieleni, żółci i błękitu.
Wykonała kilka podniebnych
akrobacji, po czym śmignęła w górę, aż pęd wiatru zatkał jej
uszy.
Ariel,
lepiej uważaj Tam jest…
Zakręciła
się wokół własnej osi i wyciągając ręce, wzbiła się jeszcze
wyżej, ciekawa, czy mogłaby ulecieć stąd do samego kosmosu.
Zapomniała tylko, że to nie
był rzeczywisty świat, a niebo, jak cała reszta, było tylko
wykreowanym obrazem. I gdzieś musiał się kończyć.
Zupełnie dla niej
niespodziewanie z całej siły uderzyła o coś twardego, co nie było
niebem, ale barierą. Całe jej ciało zawirowało, aż szczęknęły
jej zęby i na dobrą chwilę ją zamroczyło. Skrzydła zniknęły
bez śladu i zaczęła spadać głową w dół.
- Ariel!!
Zamglonym wzrokiem dostrzegła
w polu widzenia coś czarnego, a potem silne ramiona zamknęły się
wokół niej w w silnym, bezpiecznym uścisku. Przyciśnięta do
piersi Balara, słyszała szaleńcze bicie jego serca, chociaż sama
była zbyt oszołomiona, aby poczuć strach.
Mężczyzna obrócił się w
powietrzu plecami do ziemi i przyjął na siebie całą siłę
zderzenia, po czym objęci kurczowo przeturlali się po kwiatowym
dywanie i w końcu znieruchomieli.
Przez kilka minut leżała na
nim bez ruchu, aż przestało wirować jej w głowie.
- Kurczę – usiadła
ciężko, pocierając dłonią głowę i mrugając – Mogłeś mnie
uprzedzić, że tam jest bariera – kiedy wyswobodziła się z jego
ramion, te opadły bezwładnie na boki, na co zmarszczyła brwi i
szturchnęła go lekko w pierś – Balar? Nic ci nie jest?
Wciąż miał zamknięte oczy
i leżał nieruchomo, nie dając żadnego znaku życia. Pochyliła
się, sprawdzając, czy oddycha i pomachała dłonią przed jego
twarzą, ale w ogóle nie zareagował. Lodowate macki paniki wkradły
się pod ubranie i warstwę skóry, oplatając każdy nerw w bolesnym
uścisku.
Hej,
nie żartuj sobie.
-
Balar! - jej dłoń, szarpiąca gwałtownie kremową tunikę zadrżała
niekontrolowanie. Jeśli przez jej lekkomyślność coś mu się
stanie...Nie. Nie potrafiła sobie nawet tego wyobrazić – Proszę,
obudź się, Balarze.
Już chciała sprawdzić czy
nic sobie nie uszkodził i zacząć go uzdrawiać, kiedy raptownie
roześmiał się cicho i otworzył jedno okno.
- Nic...nic ci nie jest? -
wydusiła na wdechu, czując tak głęboką ulgę, że gdyby stała,
nogi odmówiłby jej posłuszeństwa.
- Jestem twardszy niż
myślisz.
- Oszukałeś mnie, ty…
Zanim zdążyła się na
niego na dobre zezłościć, objął ją ramieniem i pociągnął na
trawę obok siebie.
- Tak bardzo cię
przestraszyłem?
- Nie, no coś ty, wcale. Ale
nigdy więcej tego nie rób.
- Obiecuję, moja
gwiazdeczko.
W tych słowach i w
sposobie, jaki to powiedział było coś niemal boleśnie znajomego,
co poruszyło struny jej duszy.
Chciałabym
to pamiętać. Przemknęło
jej przez myśl, co było dość zaskakujące i nowe. Bo te
wspomnienia dotyczące Balara jeszcze nigdy nie wydawały się tak
kuszące.
Leżąc na materacu z kwiatów
uniósł rękę i palcem wskazującym zaczął kreślić coś w
powietrzu. Na niebie pojawiły się białe chmurki, układające się
powoli w jej imię. Na jej wargach osiadł mimowolny uśmiech.
- Jeśli tutaj coś by nam
się stało, czy wtedy umrzemy w rzeczywistym świecie? - zapytała
po chwili, kiedy kończył rysować palcem po niebie.
- Wątpię, jednak wolałbym
tego nie sprawdzać – litery jej imienia były duże, zasłaniające
większość nieba, kłębiaste i białe o konsystencji lżejszej niż
puch. Wpatrzyła się na nie w zamyśleniu.
- A jeśli coś by ci się
stało?
- Ale nie stało. Zawsze cię
obronię, przed czymkolwiek, nawet przed upadkiem.
- Przez całe życie mi
pomagałeś, choć o tym nie wiedziałam i robiłeś te wszystkie
rzeczy z myślą o mnie. Czy naprawdę jestem aż tak...
Balar przekręcił się na
bok, odwrócił głowę w jej stronę, przygniatając policzkiem
niebieskie płatki i w namyśle przejechał palcami po jej włosach,
rozsypanych na trawie.
- Wyjątkowa? Ważna? Mogę
to powtarzać ile chcesz, ale naprawdę jesteś dla nas
najważniejsza. Gdyby coś się stało w przeszłości, albo teraz...
Poza tym już wiesz, że robiłem to również dla Rivy i całego
Elderolu. Nie byłoby nas tu dzisiaj gdybyś zginęła, albo Riva
stał się marionetką Rairi. Nie jesteśmy jeszcze całkiem
bezpieczni, ale już niedługo – odezwał się lekkim tonem, po
czym szybko zmienił temat – A wracając do tej kwestii, może
spróbujesz teraz przywołać ogień?
- Tutaj? - uniosła brwi,
przez chwilę całkiem zapominając o tym, że powinna trenować.
- Czemu nie? Sam jestem
ciekawy, czy tutaj będzie ci łatwiej. W końcu jesteśmy w twoim
umyśle.
Ariel usiadła powoli,
wpatrując się w chmury, które rozwiewały się razem z literami, a
potem spuściła wzrok na swoje dłonie. Odetchnęła i skupiła
myśli na Mocy wewnątrz siebie, gorącej i dzikiej, ale przecież
stanowiącej teraz część niej.
Cieple, rozedrgane płomienie
pojawiły się w jej dłoniach tak szybko, że aż wydała z siebie
pomruk zaskoczenia.
- Udało się – szepnęła
bez tchu w pierwszej chwili bojąc się nawet oddychać.
- Tak, jak sądziłem, tutaj
będzie ci łatwiej – Balar również usiadł, ocierając się o
nią ramieniem.
Ogień zapłonął żywiej, a
gdy poruszyła palcami, przeniósł się na całe dłonie, a potem
znów skupił w jeden płomień. Teraz wyraźnie czuła tą więź i
chyba już wiedziała w jaki sposób powinna nad tym panować.
To
nie jest takie trudne.
-
Tutaj może nie, ale w prawdziwym świecie będziesz musiała jeszcze
trochę poćwiczyć – zgasił jej entuzjazm i ogień zniknął.
Kiedy na niego spojrzała, uśmiechał się nieco tajemniczo, jakby
wiedział więcej, niż zamierzał zdradzić. Wstał i skinął na
nią dłonią – Chciałbym pokazać ci coś jeszcze.
Zostawili za sobą wgłębienia
na trawie, jednak kwiaty szybko zaczęły się wyprostowywać
powracając do poprzedniej postaci. Ariel, zaintrygowana tym, co
jeszcze dla niej przygotował, przeszła za nim kilka kroków po
łące, aż zatrzymała się tuż za jego plecami tak, że przez
chwilę nic nie widziała. Poruszył się, chociaż nie wiedziała co
robi.
- To powinno być ci pomocne.
- Co takiego?
Na pewno wyczuł zżerającą
ją ciekawość, bo odsunął się, ukazując przed nią…
- Moje kamienie!
Spoczywały w rzędzie na
białym postumencie, którego jeszcze chwilę wcześniej z pewnością
tu nie było. Idealnie gładkie, o owalnym kształcie, mieniły się
intensywnością błękitu, złota, brązu i czerwieni.
- Co one tu robią? -
zapytała, wpatrując się w nie z zaskoczeniem.
Wyciągnęła rękę, żeby
ich dotknąć, ale Balar ją powstrzymał.
- Kiedy nadejdzie czas,
przyjdziesz tutaj, weźmiesz kamienie i po przejściu przez wrota
opuszczą twoje ciało, a ich Moc przeniesie się do miecza.
Przeniosła na niego wzrok,
zastanawiając się, gdzie sięga granica jego możliwości.
- Jak...to zrobiłeś? I
kiedy?
- Zacząłem nad tym pracować
jak tylko tu przybyliśmy. Potrzebowałem trochę czasu, żeby
odnaleźć w tobie źródła Mocy kamieni, a to jest jakby ich
odbicie. Skoro i tak kontrolujesz je za pomocą umysłu, zabierając
je z tego miejsca, automatycznie zabierzesz te prawdziwe. Teraz
pokaże ci tylko jak samej tu dotrzeć i dalej powinno pójść
łatwo. Przez chwilę musiałem bardziej się skupić, dlatego nie
wstałem wtedy od razu, wybacz.
Ariel popatrzyła na
kamienie, które miała na wyciągnięcie ręki, a potem znów na
Balara. Nie sądziła nawet, że podczas ich podniebnej zabawy, w
gruncie rzeczy robił coś innego. Obawiała się, że jeśli w końcu
zapanuje nad ogniem, zabraknie jej czasu, żeby popracować nad tym
problemem. Tymczasem Balar zrobił to za nią i to w taki sposób,
jakby go to nic nie kosztowało.
- Dziękuję – to jedno
słowo nie odnosiło się tylko to tego, co zrobił teraz, ale do
całości. Do tych wszystkich razów, kiedy nie była świadoma jego
pomocy. To było o wiele za mało, wiedziała o tym, ale jeśli
czytał jej myśli, wiedział, jak bardzo była mu wdzięczna.
Skinął głową, a po
ciepłym blasku w jego czarnych, hipnotyzujących oczach odnalazła
nieme zapewnienie, że to mu wystarczy. Uśmiechnęli się do siebie
w nowym, ale jednocześnie cudownie znajomym porozumieniu. Potem
Balar spojrzał gdzieś w niebo i na boki w chwilowym zamyśleniu.
- Chyba właśnie przyszła
Arabel, żeby zaprosić nas na obiad.
- Skąd to wiesz?
Z rozbawioną i tajemniczą
miną mrugnął do niej okiem, sięgając jednocześnie dłonią do
jej czoła.
- Wracamy? Porządnie
zgłodniałem.
Zaledwie jej dotknął,
wszystko wokół rozpłynęło się w szarości, a ona zacisnęła
mocno powieki i gdy je znów otworzyła, siedzieli na trawie na
swoich miejscach otoczeni blaskiem ciepłego słońca. Mrugając
gwałtownie, Ariel zabrała dłoń, którą ściskał przez cały ten
czas, a która była aż gorąca od jego skóry i wstała, lekko
skołowana. Tuż obok rzeczywiście stała Arabel i teraz skłoniła
się z wdziękiem, rzucając ku nim zaciekawione spojrzenia.
- Eriianel Mądry zaprasza do
siebie na obiad, jeśli macie chwilę czasu.
- Oczywiście, dziękujemy –
Balar podniósł się ciężko ze sztywnością w ruchach –
Przyjdziemy, jak tylko się odświeżymy.
- Nowe ubrania są w środku
– oznajmiła, po czym odeszła lekkim krokiem, znikając za
drzewami.
Balar ruszył w stronę chaty
i Ariel, jakby ktoś pociągnął ją za sznurki, bez namysłu
ruszyła za nim, choć tak nagłe przejście z tamtego świata, do
rzeczywistości, odbyło się dla niej trochę za szybko. Nigdy dotąd
nie robiła tego świadomie i w ciągu dnia, kiedy nie spała.
- Możesz umyć się
pierwsza. Pozwolisz, że przez ten czas odpocznę na łóżku? -
zapytał, nie odwracając się, jakby faktycznie to ona o wszystkim
tu decydowała, chociaż przecież to był jego dom.
- Pewnie.
W izbie rzeczywiście czekały
już na nich nowe i świeże zestawy ubrań. Te, które zostawiali
codziennie na krześle, niemal natychmiast znikały w magiczny
sposób, by potem wrócić do nich, czyste i wyprane, lub znajdowali
całkiem nowe. Ariel doszła do wniosku, że elfy lubowały się w
ciągłym przebieraniu się. Nosząc to, co one, chociaż po części
upodabniała się do tych pięknych, eterycznych istot.
Chwyciła swoje ubranie oraz
pachnące mydło i pobiegła nad rzekę, dopiero teraz uświadamiając
sobie, że przez trening właściwie nie pamiętała, kiedy porządnie
się myła. Ogrzała wodę i wskoczyła w spokojny nurt, starając
się nie tracić czasu, aby za długo na nich nie czekali. Koryto
rzeki było na tyle szerokie i głębokie pośrodku, że mogła sobie
popływać przez chwilę i ponurkować,
Po wyszorowaniu się mydłem
o słodkim zapachu malin, umyła nim włosy i stojąc na płyciźnie,
polała na siebie strumienie wody, które wyskakiwały z nurtu
posłuszne jej woli. Nie to, co ogień.
Kąpiel nie zajęła jej
więcej, niż dwadzieścia minut. Ogrzewając wokół siebie
powietrze, żeby szybciej wyschnąć, założyła zwiewną sukienkę
tym razem, jasnobłękitną bez żadnych ozdób i z brudną pod
pachą, wróciła do chaty.
- Teraz twoja…
Przystanęła w progu i
natychmiast zamilkła. Balar leżał na łóżku z jedną nogą
zwisającą poza jego krawędź i z ręką przykrywającą zamknięte
oczy. Oddychał głęboko, jakby zasnął, ale kiedy wiedziona jakaś
pokusą, chciała podejść bliżej i zrobiła zaledwie krok,
poderwał się na cichy dźwięk skrzypiącej podłogi.
- Daj mi pięć minut –
mruknął, porwał swój pakunek i nie patrząc na nią, wypadł z
chaty, jakby się paliło.
Co
mu się stało? Tak bardzo zgłodniał?
Tak.
Jestem głodny jak wilk.
Odwróciła się za nim, ale
już niknął jej z oczu. Ariel wzruszyła ramionami, podeszła do
stolika i starannie złożyła sukienkę, która pewnie stąd
zniknie zanim wrócą z obiadu. Rozczesując jeszcze wilgotne włosy
grzebieniem, który również był dziełem elfów, bez zbytniego
zainteresowania skierowała wzrok kolejno na trzy okna, których
rozmieszczenie sprawiało, że o każdej porze dnia do środka
dostawały się promienie słońca.
Nagle coś przykuło jej
uwagę, aż jej dłoń zawisła nad włosami, po czym odrzucając
grzebień, podbiegła do jednego z okien. Z tego miejsca widać było
kawałek rzeki przepływającej obok ich chaty. Akurat ten kawałek,
gdzie chodzili się umyć. Do tej pory sądziła, że nikt nie ma
prawa jej podglądać i czuła się bezpieczna. Nie wiedziała, że
jest doskonale widoczna z tego okna. A w takim razie...Szybko
pokręciła głową do własnych myśli.
To
niemożliwe. Przecież leżał na łóżku. Na pewno mnie nie
widział. Prawda? Zaraz
jednak pojawił się inny głosik, który sprawił, że oblała się
gorącym rumieńcem. A
co teraz sama robisz? Gapisz się.
Właśnie
patrzyła na Balara, który zdjął tunikę, kucnął w płytkiej
wodzie i raz za razem ochlapywał sobie twarz. Jeden rzut oka na jego
zgarbione plecy i bez namysłu wybiegła z chaty.
Przystanęła na brzegu tuż
za nim i z przerażeniem wpatrywała się w poszarpane, brzydkie
blizny, nachodzące na siebie i ozdabiające całe plecy oraz część
ramion. Niektóre otworzyły się pod wpływem ruchu albo napięcia
mięśni i teraz wzbierała w nich krew.
- To...Nie sądziłam... Od
dawna to masz? - wydusiła w końcu, podchodząc jeszcze bliżej i
wyciągając rękę.
Balar popatrzył na nią
przez ramię. Kropelki wody spływały po jego policzkach i skapywały
z wilgnych włosów.
- Tak długo, że zdążyłem
się przyzwyczaić. To nic takiego.
- Jak to nic? Musi okropnie
boleć. Teraz wiem dlaczego kulejesz i czasem tak ciężko ci się
poruszać.
- Zauważyłaś? - jeden
kącik jego ust podjechał do góry, chociaż nie widziała w tym
żadnego powodu do zadowolenia – Bolą szczególnie wtedy, gdy się
otwierają, ale to naprawdę…
Zamilkł i zadrżał
nieznacznie, kiedy ostrożnie dotknęła jednej z długich blizn
biegnącej przez środek pleców. Przypomniała sobie ten dzień,
kiedy wrócił do starej rezydencji nie w swoich ubraniach i był
jakiś dziwny. Jego tunika była cała we krwi, kiedy upadł na
ziemię i stracił przytomność. Wiedziała, że cierpi, ale wtedy
pragnęła, żeby ta szkarłatna bestia na jego plecach zjadła go
żywcem. Nigdy nie interesowało ją co się wydarzyło, a teraz bała
się nawet zapytać.
- To od tamtej pory masz te
rany – stwierdziła sama, wciąż zszokowana ich widokiem. Jaką
cenę musiał zapłacić za ich życia i bezpieczeństwo? Powiodła
palcem po długiej, poszarpanej szramie, ścierając z jej brzegów
kropelki świeżej krwi. Kiedy wzdrygnął się pod jej dotykiem,
uznała, że to z bólu i cofnęła rękę – Dlaczego nikt cię nie
uzdrowił? Miałeś przy sobie Rairi i odwiedzałeś wyspę.
Wystarczyło poprosić.
Przez jedną krótką sekundę
w jego oczach dostrzegła ból, którego nie potrafiła sobie nawet
wyobrazić oraz bezbrzeżny smutek.
- To nie jest takie proste,
Ariel. Próbowałem wszystkiego, ale…
- Widzieliście Xandera?
Malia pojawiła się tak
cicho i nagle, że Ariel niemal podskoczyła ze strachem. Odwróciła
się gwałtownie, jakby przyłapano ją na czymś niewłaściwym i
wtedy dostrzegła na twarzy elfki niepokój.
- Coś się stało? - zapytał
spokojnie Balar. Wyprostował się i wyszedł z wody, sięgając po
swoją tunikę. Zanim ją założył, jej uwagę przykuł niezwykły
tatuaż na jego piersi. Złote linie łączyły się i przecinały,
okalając niesymetryczną gwiazdę spoczywającą na sercu.
- Moorilil miała
przyprowadzić go do głównego budynku, ale zniknął jej z oczu,
nic nie mówiąc. Teraz prawie wszyscy go szukają, ale nigdzie nie
możemy go znaleźć – elfka westchnęła ciężko i pokręciła
głową – Nigdy nam tak nie znikał. Kiedy byli z nim bogowie,
zapominaliśmy, że jest tylko chłopcem. Tohen nie jest duża i nie
ma na niej wiele miejsc do ukrycia, ale mógł wejść do wody,
poślizgnąć się gdzieś, albo…
- Lepiej nie kończ –
przerwała jej Ariel, nawet nie próbując sobie tego wyobrazić i
zerknęła na Balara, który pospiesznie zakładał budy –
Poszukamy go. Oblecimy wyspę i może z góry go wypatrzymy.
- Doskonale. Dziękuję –
Malia skłoniła się krótko i odbiegła, po drodze nawołując imię
chłopca.
Ariel postanowiła również
nie tracić czasu. Na samą myśl, że mogło mu się coś stać,
dostała skurczu żołądka.
- Rozdzielimy się i polecimy
z dwóch stron, powoli okrążając wyspę – zdecydował Balar, już
rozkładając skrzydła.
Zrobiła to samo i wzbili się
w powietrze w zgodnym rytmie poruszając skrzydłami, jakby ćwiczyli
to tysiące razy. Ariel rozejrzała się z góry po okolicy,
zastanawiając się, gdzie Xander mógł się schować.
- Jak to możliwe, że
przepadł na tej niewielkiej wyspie i nawet elfy nie mogą go
znaleźć? - pomyślała na głos.
- Chyba wszystkie dzieci są
do tego zdolne. Jak tak pomyślę, ty byłaś mistrzynią w zabawie w
chowanego. W samym zamku szukaliśmy cię godzinami – odparł z
całkowitą powagą, wpatrzony gdzieś w dal.
- Aha – skwitowała tylko,
nie mając więcej żadnych pytań – Daj mi znać, gdybyś go
znalazł – mruknęła i pomknęli po niebie w przeciwnych
kierunkach.
Leciała nisko ziemi, żeby
przypadkiem nie przeoczyć małej postaci chłopca. Zaglądała w
krzaki i pomiędzy drzewa, ale przed oczami wciąż miała te okropne
rany na jego plecach, błysk bólu w oczach i czerwień na tunice.
Ten widok pewnie długo będzie ją prześladował i nawet nie
przychodziło jej nic do głowy jak mogłaby mu się zrewanżować.
Czy cokolwiek było w stanie zrekompensować to, ile dla niej zrobił?
Ariel?
Przerwał jej stanowczym głosem. Skup
się. Lepiej, żebyśmy znaleźli go przed nastaniem nocy.
Zreflektowała
się szybko i skinęła głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć.
Dobrze.
Przez
jakiś czas leciała nad brzegiem morza i skupiła się na wodzie,
sprawdzając, czy przypadkiem nie utonął. Potem skręciła w głąb
wyspy, przeleciała nad domami i ogrodem oraz grupkami elfów,
również zajętych poszukiwaniami.
- Gdzie jesteś, Xander? -
mruknęła pod nosem, próbując postawić się w jego sytuacji.
Gdyby była kilkuletnim chłopcem, mieszkającym na wyspie elfów,
gdzie by się udała?
Olśniło ją, zanim jej
wzrok powędrował w stronę ściany drzew. Gęsty las zajmował
znaczną część wyspy i chociaż elfy zapewniały, że są
bezpieczni, mieszkały tam dzikie zwierzęta i drapieżniki. Nikt nie
pomyślał, że Xander mógłby tam zawędrować, bo z reguły dzieci
bały się takich ciemnych, nieznanych miejsc. Nie wiedzieli jednak,
że ciekawość bywa silniejsza od strachu. Poza tym Xander nie bał
się drzew. On chciał nauczyć się z nimi rozmawiać.
Ariel wylądowała
pospiesznie przed wejściem do lasu. Nie znając tego terenu, mogłaby
szukać go do wieczora, ale miała sposób, jak wytropić jego
obecność. Kucnęła, położyła dłoń na ziemi i skupiła zmysły
na jej szeptach i pulsowaniu, poszukując wśród tysiąca żyjątek
i odciśniętych śladów, tych właściwych, należących do
chłopca. Zajęło jej to parę minut, ale w końcu go namierzyła.
- Już do ciebie idę –
wyprostowała się z uśmiechem i śmiało wkroczyła pomiędzy
drzewa i panujący między nimi półmrok.
Przez chwilę szła
wyznaczaną ścieżką, ale kierowana impulsem z głębi ziemi i
echem kroków przebytych przez Xandera, zeszła na bok i z pewnością
człowieka, który doskonale wie, dokąd idzie, zagłębiła się w
zarośla. Chociaż poza lasem nie widziała jeszcze żadnych
zwierząt, tutaj wydawało się aż kipieć od życia. Króliki
przebiegały jej drogę i chowały się w krzakach, jakieś mniejsze
zwierzątka przemykały poza polem jej widzenia, a kilka razy
widziała nawet łanie i gdzieś z daleka wilka. Miała tylko
nadzieję, że bez obecności elfów nic ją nie zaatakuje.
W pewnej chwili drzewa nieco
się przerzedziły, wpuszczając strugi światła i właśnie tutaj
Ariel odnalazła ich zgubę.
Xander obejmował korę
drzewa, na ile pozwalały mu krótkie ramiona i ze skupioną miną,
przyciskał do niej policzek. A co najważniejsze, nic mu nie było.
- Hej, co tu robisz? -
zagadnęła beztrosko, jakby spotkała go całkiem przypadkiem na
spacerze.
Głowę miał zwróconą w
drugą stronę, a na dźwięk jej głosu nawet nie drgnął.
- Wiesz, że cię słyszałem?
- odezwał się z dumą przyciszonym głosem, jakby bał się
spłoszyć mieszkańców lasu.
- Naprawdę? - zbliżyła się
do niego, szurając po ziemi i nadeptując na gałązki. Mistrzynią
skradania się to ona z pewnością nie była – Przyznam, że nie
starałam się być cicho, w odróżnieniu od elfów…
- Elfa też bym usłyszał –
stwierdził z pełnym przekonaniem – Kiedy wstrzymam oddech i
bardzo mocno się skupię, słyszę pulsowanie. Jeśli w pobliżu
ktoś przechodzi, jego rytm się zmienia.
- I dlatego tu przyszedłeś?
Skinął głową.
- Drzewo ma korzenie głęboko
w ziemi, którymi odbiera, co się dzieje w lesie. Odróżnia kroki
zwierząt od elfów. Dla niego jesteś elfem, chociaż nie chodzisz
tak cicho, jak one.
Ariel poparzyła na
chropowaty, wysoki pień i rozłożyste konary, potem na przytulonego
do niego chłopca i uśmiechnęła się pod nosem.
- To od nich dowiedziałeś
się tego wszystkiego?
- Moorilill twierdzi, że
ludzie nigdy nie zrozumieją mowy drzew, więc chciałem sam się
przekonać. Muszę jej powiedzieć, że to nie jest takie trudne.
- Jesteś bardzo odważny, że
przyszedłeś tutaj sam – kucnęła i strąciła liścia, który
zaplątał się w jego włosach – Ale wiesz co? Wszyscy się o
ciebie martwią i cię szukają.
- Naprawdę? - odsunął się
w końcu od drzewa i z marsową miną popatrzył na nią dużymi
oczami, w których nie było już śladu po obecności bogów – Ja
tylko chciałem sprawdzić, czy coś usłyszę. Pomyślałem, że w
lesie będzie najlepiej, bo przecież są tu same drzewa i one wciąż
ze sobą rozmawiają.
- Rozumiem – pogłaskała
go po włosach i twarzy, jednocześnie sprawdzając dyskretnie czy
nic sobie nie zrobił – Mogłeś jednak powiedzieć swojej
opiekunce albo innemu elfowi gdzie się wybierasz, a ktoś
przyszedłby z tobą. Jesteś jeszcze za mały, żeby znikać tak
samemu. Bałam się, że coś ci się stało. Balar też cię jeszcze
szuka.
- Och – Xander zrobił
skruszoną minę, w której pojawiło się również poczucie winy –
Nie wiedziałem, że to coś złego. Ale ten las jest taki fajny. Są
tu zwierzęta, które wcale się mnie nie boją, a ja ich również.
- Mimo wszystko, nie jest tu
do końca bezpiecznie. Masz szczęście, że nie spotkałeś jakiegoś
drapieżnika.
Uśmiechnął się szeroko,
jakby rozbawiony jej stwierdzeniem.
- Przecież wszystkie są
oswojone przez elfy. Dlatego niczego się nie boję i ty też nie
powinnaś.
Rozglądając się na boki,
wzięła go za rękę i wyprostowała się.
- W każdym razie lepiej już
wracajmy, zanim…
Xader stał tyłem, więc nie
widział, jak z gęstych zarośli, jakby przywołany ich rozmową,
wyłonił się tygrys z białą sierścią ozdobioną czarnymi
pasami. Kocimi ruchami zbliżył się kawałek, po czym przystanął
i poruszając leniwie ogonem, wpatrzył się w nich bladoniebieskimi
oczami. Gdyby nie fakt, że z jego gardła wydobył się głuchy
pomruk i wyszczerzył ostre zęby, byłby naprawdę pięknym
zwierzęciem.
Ariel zamarła z sercem w
gardle, dostrzegając w jego oczach morderczy błysk i głód.
Cokolwiek mówiły elfy, żadnego z nich tu nie było, a tygrys
najwidoczniej nie wiedział, że powinien być przyjaźnie
nastawiony.
Obserwując jak drapieżnik
przysiada na zadzie, a potem znów wstaje i bezszelestnie obchodzi
ich bokiem, Ariel bardzo powoli opadła na kolana i przytuliła do
siebie Xandera.
- Nic się nie bój –
szepnęła starając się zapanować nad głosem. Jeśli ich
zaatakuje, będzie musiała go zabić, ale czy wtedy elfy jej
wybaczą?
- Co się dzieje? - chłopiec
próbował się wyrwać i odwrócić głowę w stronę źródła
powarkiwania, jednak trzymała go mocno i nie pozwalała, aby
zobaczył tygrysa – Co to jest?
- Bardzo duży kot, który
chyba nie jest przyjaźnie nastawiony – odparła cicho i przełknęła
ślinę, chociaż w ustach miała całkiem sucho.
Zieleń jej oczu spotkała
się z zimnym błękitem ślepi tygrysa i w tym momencie wszelkie
myśli wyparowały jej z głowy, a mięśnie odmówiły
posłuszeństwa, niezdolne nawet do obrony czy ucieczki. Tak mocno
obejmowała Xandera, że bezwiednie sprawiała mu ból. Zaczął
krzyczeć w jej objęciach i szarpać się, ale ledwo była świadoma
jego obecności. Przed oczami miała przesuwające się czarne pręgi
na białej sierści, które całkiem ją zahipnotyzowały.
I wtedy tygrys skoczył.
Ariel!
Cudownie
znajomy baryton rozlał się po jej umyśle, przywracając zdolność
myślenia
W
tej samej sekundzie Balar spadł prosto z nieba i wylądował na
jednym kolanie, zasłaniając ich własnym ciałem. Zdążył tylko
osłonić głowę, kiedy drapieżnik wbił się zębami w jego ramię
aż do kości. Nie próbował się wyrwać, ani walczyć, tylko
zamarł zupełnie nieporuszony, chociaż widziała wyraźnie jego
napięte z wysiłku mięśnie i kark. Cała aż się wzdrygnęła i
skrzywiła, chociaż on nawet nie jęknął, kiedy na krótką chwilę
odebrała jego ból jak własny.
Nie zdążyła zareagować w
żaden sposób, kiedy usłyszała jak Balar mruczy coś cicho w
języku elfów, jakby nucił piosenkę. Pod wpływem jego głosu jej
serce wróciło do normalnego rytmu, a Xander uspokoił się i
zwiotczał w jej ramionach. Wychylając się ostrożnie za jego
plecy, dostrzegła, że tygrys również zamarł w bezruchu i jak
zahipnotyzowany patrzył w czarne oczy mężczyzny, strzygąc uważnie
uszami, gdy tymczasem pomiędzy nimi tworzyła się na trawie kałuża
krwi. Po chwili puścił jego rękę, zamachał ogonem i wydając z
siebie ostatnie parsknięcie, zawrócił i dał susa w zarośla.
W jednej chwili całe
napięcie minęło. Ariel puściła chłopca, który szybko zaczął
się rozglądać, czy może jeszcze uda mu się zobaczyć tygrysa i
sama odetchnęła głęboko.
- Nic wam nie jest? - zapytał
Balar, który w tym momencie zachwiał się i opadł na drugie
kolano, wydając z siebie ciche stęknięcie.
- Nie, ale ty...
Pospiesznie uklękła
naprzeciwko niego, a na widok jego ręki, którą przycisnął do
piersi, wydała okrzyk przerażenia. Głęboka rana po kłach
wyglądała paskudnie, a lejąca się z niej krew pobrudziła całe
ramię i strumyczkami skapywała na jego tunikę i spodnie.
- Balar, jesteś ranny! -
wykrzyknął Xander i ze łzami w oczach uwiesił się jego szyi –
Umrzesz? - zapytał ze strachem.
Balar zwiesił ciężko
głowę, niepokojąco blady, ale zdołał uśmiechnąć się
delikatnie.
- To mi raczej nie grozi.
- Dokładnie – potwierdziła
stanowczo, siląc się na spokój – Daj, zaraz będzie po sprawie
- odjęła jego rękę delikatnie od zabrudzonej tuniki, ujęła w
obie dłonie i rozpoczęła proces uzdrawiania. Obaj wpatrywali się
ranę, która powoli zaczęła się goić i zasklepiać – Dlaczego
dałeś się ugryźć? - zapytała w tym czasie, nie unosząc wzroku
– Mogłeś go odtrącić i sam zaatakować.
- To był biały tygrys,
Ariel.
- No i co z tego? Chciał nas
zjeść na obiad.
- To gatunek na wyginięciu i
dla elfów są prawie święte. Dawno temu ludzie na nie polowali, aż
pozostało ich tylko pięć sztuk. Wtedy elfy zabrały je i ukryły
tutaj. Eriianel byłby bardzo niezadowolony, gdyby choć jednemu coś
się stało, więc na szczęście nie musiałem posuwać się do
ostateczności. To bardzo groźne drapieżniki, które swoim
spojrzeniem hipnotyzują ofiarę żeby nie uciekała. To dlatego nie
byłaś w stanie nic zrobić. Białych tygrysów nie da się oswoić,
ale mowa elfów ich uspokaja.
- Ja też kiedyś nauczę się
elfickiego – zakomunikował z dumą Xander – I będę tak mądry,
jak Balar.
- Oczywiście – Ariel
uśmiechnęła się pod nosem i w końcu uniosła wzrok napotykając
błyszczącą czerń tęczówek, niczym rozświetlony gwiazdami
kosmos – Skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy?
Zdrowym ramieniem objął
chłopca, skupiając wzrok na jej dłoniach, pobrudzonych zasychającą
krwią.
- Zawsze wiem, gdzie jesteś.
Po ranie pozostał jedynie
różowy ślad oraz resztki krwi. Mimo to Ariel nie puściła jego
ręki, sięgając jeszcze głębiej w jego organizm, aż odnalazła
inne źródło bólu, umiejscowione na plecach i uśmierzyła je.
Próbowała uleczyć rany, ale szybko zrozumiała, że mimo swoich
umiejętności, nie da rady, więc w końcu się wycofała.
W pełni zdawała sobie
sprawę co by się z nimi stało, gdyby nie zjawił się w porę.
Uratował ich, bo miał dostęp do jej umysłu, o co jak widać nie
powinna mieć żadnych pretensji.
- Dziękuję – z namysłem
ułożyła jego rękę ostrożnie na jego kolanach, po czym zbliżyła
się z włosami zasłaniającymi niemal całą twarz i złożyła na
jego policzku delikatny, wręcz ulotny pocałunek - i przepraszam. Za
wszystko.
W tym momencie Xander
pociągnął ich oboje za rękawy.
- Idziemy stąd? Jestem
strasznie głodny.
Balar roześmiał się i
wstał lekko, jakby ubyło mu kilka lat.
- Szczerze mówiąc, ja
również. Chyba czeka nas trochę spóźniony obiad.
- Wszyscy się ucieszą, że
nasza zguba się znalazła – dodała wesołym tonem.
- Czyli ja?
- Dokładnie.
Balar wziął Xandera na
barana i ramię w ramię ruszyli pomiędzy drzewami w powrotną
drogę.
- Powinieneś najpierw się
przebrać i umyć, żeby nie wystraszyć elfów – odezwała się po
dłuższej chwili, kiedy odnaleźli już wyznaczoną ścieżkę. Nie
potrafiła się powstrzymać i co i raz zerkała na niego z
przyjemnością, ale też podziwem. Jak to możliwe, że z chłopcem
na barkach, który trzymał się jego włosów, wydawał się jeszcze
przystojniejszy?
- Ty również.
Skinęła głową, wbijając
wzrok w czubki swoich butów i marszcząc brwi.
- Możesz więcej tego nie
robić?
- Czego?
- Nie ryzykuj tak ani dla
mnie, ani dla nikogo innego. Już zbyt wiele razy otarłeś się o
śmierć.
- Tak bardzo się tym
przejmujesz?
Oczywiście,
ty głupku. Jesteś Kruczym Królem i musisz żyć. Musisz wrócić
do Rivy i do naszego życia. Dodała
w myślach, gdyż nie była pewna czy zdołałaby wypowiedzieć te
słowa na głos.
Serce
niespokojnie tłukło jej się w piersi, niczym uwięziony ptak, ale
zebrała się na odwagę i uniosła głowę. W tym momencie Xander
pociągał go za uszy, aż skrzywił się komicznie.
- A ja mam pomysł! -
obwieścił radośnie chłopiec, wiercąc się na jego barkach –
Ożeńcie się, a ja zostanę waszym synem. Nigdy nie miałem mamy i
taty, a was lubię najbardziej – pochylił się i objął Balara za
szyję – Zgadzacie się?
Ariel otworzyła szeroko oczy
i aż ją zatkało, za to Balar popatrzył na niego całkiem poważnie
- Nie szkoda by ci było
opuszczać elfów i wyspy?
- W ogóle. Skoro jesteś
królem, to Ariel zostanie królową, a ja księciem i zamieszkamy w
zamku. To nawet ciekawsze niż rozmowa z drzewami.
- Tak – mruknął Balar i w
namyśle popatrzył przed siebie – Też uważam, że to znacznie
ciekawsze.
Ariel roześmiała się
trochę nerwowo i przez resztę drogi nikt już nic nie powiedział.