czwartek, 27 lipca 2017

Rozdział 9

     Niezręczne milczenie trochę ją irytowało. W gruncie rzeczy w postaci kruków i tak nikt się do siebie nie odzywał, ale kiedy opuszczali mury zamku, miała wrażenie, że wojownicy ją ignorują, jakby nie bardzo wiedzieli jak się do niej odnosić. Może poza Oranem, który uśmiechnął się do niej przyjaźnie. W sumie tylko Koll przeszywał ją morderczym spojrzeniem, a potem w ogóle udawał, jakby jej nie było. Całe szczęście, że miała przy sobie Arwela i wszyscy skupili się na zadaniu, odraczając tymczasowo sprawę jej obecności w Zakonie. Nie chciała żadnej łaski z ich strony, chociaż jako Noszący Znak Kruka gdzie miałaby się podziać, gdyby bracia jej nie zaakceptowali?
     Nie zadręczaj się na zapas, skarbie, bo głowa cie od tego rozboli. Nie pozwolę ci nigdzie odejść i pozostali bracia również. Kollem się nie przejmuj, bo ten facet ma dużo mięśni, ale mało rozumu.
     Sereia zachichotała, zadowolona, że nikt inny tego nie słyszał.
    Jak ty to robisz, że zawsze potrafisz poprawić mi humor?
    Jeden z kruków, lecący najbliżej niej, szturchnął ją zaczepnie skrzydłem i mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął.
     To całkiem proste, moja droga. Jego śmiech dotarł do najgłębszych zakamarków jej świadomości, aż w całym ciele poczuła elektryzujące wibracje. Po prostu czytam ci w myślach, co znacznie wszystko ułatwia.
     Z pewnością. Przytaknęła, obniżając nieco lot i skupiając się na dolinie pod nimi, gęsto usianą drzewami. Ale ja również znam twoje myśli i nie widzę w nich, żebyś koncentrował się na zadaniu. Zacznij od tego, że patrz na dół nie na mnie.
     Kruk mrugnął czarnymi oczami, jakby z wyrzutem, ale posłusznie odleciał na bok i skupił całą uwagę na przeczesywaniu okolicy.
      Oran, Ylon, Reeth i Koll znajdowali się w zasięgu jej wzroku, ale jednocześnie na tyle daleko, aby mogli przeszukiwać większy teren. Biały Kruk to znikał, to pojawiał się przed nimi, co i raz zmieniając kierunek ich lotu lub informując o wynikach swoich poszukiwań.
     Zanim wyruszyli, Argon wytłumaczył im konkretnie kogo mają szukać. Grupy nammijskich kobiet na koniach, która podobno przekroczyła granicę Elderolu. Nie było czasu pytać po co się tu zjawiły, a kapitan tego nie powiedział. Nie musiał, bo to wydawało się aż nadto oczywiste. Jeśli wziąć pod uwagę obecną sytuację oraz fakt, że w Nammirze to kobiety były najlepszymi wojowniczkami, można było się domyśleć celu wizyty.
     Co zrobimy, jak je spotkamy? To pytanie dręczyło ją właściwie od kiedy wyruszyli. Była pewna swoich umiejętności, ale nigdy nie spotkała nammijczyków, a nieznajomość możliwości przeciwnika działała na ich niekorzyść. Będziemy walczyć?
    Wątpię, żeby to był cel Białego Kruka, jeśli dojdzie do spotkania. Jestem nawet pewny, że nie dopuści do walki. Najpierw musimy określić ich liczbę i dowiedzieć się dlaczego wtargnęli po kryjomu do naszego kraju. Ale to wszystko pod warunkiem, że najpierw ich znajdziemy.
     To prawda.
    Argon przeniósł ich w pobliże gór Ednor, skąd zaczęli metodyczne poszukiwania, ale chociaż według jego słów, nammijki powinny znajdować się gdzieś w pobliżu, jak dotąd nie zauważyli żadnej grupy na koniach. Posuwali się w głąb kraju, przelatując nad opustoszałymi wioskami, ale poza zwykłymi wędrowcami, nie natknęli się na nic podejrzanego.
    Biały Kruk często zlatywał na ziemię i wypytywał ludzi, aż pojawił się przed nimi w ludzkiej postaci i tylko pokręcił głową. Natychmiast zbili się w grupę, aby usłyszeć co ma do powiedzenia.
     - Nic. Ludzie też ich nie widzieli – oznajmił, z ponurą miną gładząc się po brodzie – Jakby zapadły się pod ziemię. Ale Lunna i Raliel widzieli, jak przechodziły pod górami, więc muszą gdzieś się ukrywać.
   Jeśli to większa grupa, niemożliwe, żeby nikt ich nie zauważył, nawet jeśli wędrowałyby tylko w nocy. Może posiadają jakieś umiejętności powalające stać się niewidzialne.
    To całkiem możliwe.
    Sereia natychmiast powtórzyła swoje przypuszczenia na głos.
    - Nie znamy ich Mocy, więc to mogło by wyjaśnić sprawę ich zniknięcia – przyznał kapitan, a Arwel z dumnym uśmiechem dotknąć jej ramienia – W takim wypadku poszukiwania nie mają sensu. Spróbuje jeszcze popytać ludzi, ale najlepiej będzie, jak wrócimy do Malgarii i zajmiemy się gromadzeniem własnej armii.
   - Mamy przecież tych kamiennych stworów, które zostawiła nam Lunna – przypomniał Oran.
     Argon ściągnął brwi.
    - To za mało. Jakąkolwiek siłę zgromadzimy, to będzie za mało, jeśli… - nie dokończył, posyłając im tylko zamyślone spojrzenie i wskazał ręką na rozpościerającą się pod nimi prowincję Serini – W każdym razie sprawdzimy jeszcze ten teren i będziemy wracać.
    Wszyscy zawrócili i obniżyli lot, aby przeszukać skupiska drzew i wszystkie miejsca, w których mogła ukryć się grupa jeźdźców. Sereia i Arwel trzymali się niedaleko kapitana, dlatego jako pierwsi zauważyli samotną postać na trakcie, do której natychmiast podleciał.
      - Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam, Taro.
     Dziewczyna przystanęła na jego widok, mniej zaskoczona niż powinna.
    - Biały Kruk? - uśmiechnęła się ze znużeniem, które aż emanowało z jej byle jak związanych włosów, podkrążonych oczu i wymiętej sukienki. Zerknęła na Sereię i jej towarzysza, po czym jej wzrok powędrował na drzewo za ich plecami, gdzie z szumem skrzydeł zasiadły cztery kruki, obserwując ją czarnymi oczami – Co wy tu robicie?
     - A ty? - kapitan odpowiedział pytaniem na pytanie. Tylko ktoś, kto go dobrze znał, mógłby wyczuć w jego zwykłym, oschłym tonie nutę troski i zaniepokojenia.
    - Ja… - spojrzała na niego przelotnie, jakby nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, po czym spuściła głowę i zacisnęła pięści – Szukałam Ariel, ale jej nie znalazłam. Przepraszam. Spotkałam za to Noxa i on… - w jej oczach zalśniły łzy.
     Argon pokiwał tylko głową i zacisnął palce na jej ramieniu.
     - Rozumiem. W zamku wszystko nam opowiesz.
     Skinął na wojowników i gdy utworzyli wokół niego krąg, przeniósł ich prosto do sali tronowej. Posłał służbę po coś do jedzenia i posilając się przy długim stole, Tara opowiedziała im o tym, jak Nox razem z nephilami chciał zaatakować wioskę, w której akurat nocowała.
     - Zagrodziłam mu drogę i byłam gotowa z nim walczyć, ale wtedy tak po prostu zawrócił i odszedł – głos jej drżał, gdy pochylona nad miską zupy, maczała w niej chleb i wręcz połykała duże kawałki.
     Argon siedział u szczytu i wpatrywał się w nią tak intensywnie, że jego zielone oczy mogłyby wypalić w niej dziurę. Jego broda spoczywała na splecionych dłoniach, które ściskał tak mocno, aż pobielały mu palce. Ciekawe czy tylko Sereia potrafiła dostrzec, że pod maską spokoju, Argon jest kłębkiem nerwów. Najpierw król Riva, a teraz Nox i Ariel. To była jego rodzina, a sama dobrze wiedziała jak to jest, gdy traci się z oczu najbliższe osoby, albo nie potrafi się im pomóc.
     - Powiedział coś? - zapytał Reeth, zerkając na kapitana, który po relacji Tary, zagapił się w jeden punkt i pogrążył we własnych myślach z tak pochmurną miną, że nikt nie śmiał zwracać mu uwagi.
     - Nic – Tara wyczyściła miskę do czysta, odsunęła ją i wzdrygnęła się, unosząc na nich pełne smutku spojrzenie – Nic nie mówił, ale gdybyście go widzieli...I te oczy – znów przeszył ją dreszcz, aż objęła się ramionami i skrzywiła – To z pewnością nie jest Nox jakiego znamy i jakiego ja…
     - Ale skoro się wycofał, może nie jest z nim tak źle – podsunął z nadzieją Oran – Jeśli tylko ktoś przemówi mu do rozsądku, może do nas wróci.
     - Przypominam, że zabijał naszych towarzyszy – warknął Koll, w przypływie złości uderzając dłonią o stół – Nawet, jeśli wróci, czeka go najwyższa kara.
     - Dla ciebie każdy, kto…
    - Każdy widział te czerwone oczy i jego dziwne zachowanie – podjął racjonalnie Ylon – Z pewnością Rairi go kontroluje i raczej nie ma większego wpływu na to, co robi.
    - Ja mu nawet współczuję – Arwel z kwaśną miną podrapał się po krótkich włosach – Można więc go rozgrzeszyć i powiedzieć, że to ta elfka chciała nas pozabijać.
     - A jeśli go…
    - Owszem, powinniśmy go znaleźć, ale tylko po to, żeby zabić, zanim przybędzie tutaj z armią tych umarlaków.
     Sereia chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej Koll, który wciąż z premedytacją ją ignorował i robił wszystko, żeby poczuła się nieważna. Posłała wojownikowi wściekłe spojrzenie i tylko palce Arwela, obejmujące kurczowo je dłoń, powstrzymały ją od rozpętania kłótni.
     Nie warto.
    Argon nagle wyprostował się ze zmarszczonym czołem i spojrzał na Tarę.
    - Dziękuję ci, możesz teraz odpocząć.
    - Ale Ariel…
    Przymknął na chwilę powieki i przywołał na wargi cień uśmiechu.
    - Dostałem od niej wiadomość, że jest w bezpiecznym miejscu, ale na razie musi tam pozostać, aby przygotować się do walki z Niezwyciężonym.
    - Naprawdę? - na te słowa Tara od razu się ożywiła z ulgą w ciemnych oczach.
     - Tak, dlatego nie martw się i odpocznij.
     Skinęła głową, po raz pierwszy uśmiechając się jak dawniej i wymaszerowała z sali.
     - To prawda? - zapytał Reeth, jak tylko zamknęły się za nią drzwi i wszyscy z uwagą popatrzyli na kapitana z tą samą nadzieją. Ariel była nie tylko Potomkiem Liry, ale również ich przyjaciółką.
    Argon schował dłonie pod stół i tylko skinął głową, na powrót przybierając zamyślony wyraz twarzy.
     - W takim razie, świetnie – wykrzyknął Arwel, pstryknął palcami i objął Sereię z szerokim uśmiechem – Skoro nic jej nie jest, jeden problem mamy z głowy.
     - No...a co z tymi nammijskimi wojowniczkami? - zapytała ostrożnie, zerkając na boki, czy nikt jej nie przerwie. Poza Kollem, reszta braci na szczęście traktowała ją z lekką rezerwą, ale przynajmniej nie udawali, że jej tu nie ma.
    - Pewnie dowiemy się o ich lokalizacji, dopiero jak kogoś zaatakują, co może nastąpić w każdej chwili. Teraz jednak bardziej martwi mnie Nox, który kontrolowany, czy nie, najwidoczniej przejął dowodzenie nad nephilami.
     - Nie chciałbym ponownie mieć z nimi do czynienia – Oran wzdrygnął się z odrazą –  Lubiłem Noxa, więc nie wyobrażam sobie, że musiałbym z nim walczyć.
     - Do tego wciąż jest Noszącym Znak Kruka i półelfem z Mocą uzdrawiania, którą, jak już wiemy może wykorzystywać również do zabijania – Reeth westchnął ciężko i pokręcił głową – Zawsze cieszyłem się, że ktoś tak uzdolniony jest jednym z nas i chyba nikt, kto walczył z nim tylko dla treningu, nie potrafił go pokonać. Niezwyciężony ma teraz przeciwko nam nie tylko armię umarłych, ale trójkę ludzi władających potężną Mocą. Gdyby chociaż król Riva…
     - Nadal uważam, że najpierw powinniśmy zająć się Noxem, a nie czekać, aż sam do nas przyjdzie.
     Argon wstał gwałtownie, aż odsunięte krzesło zaszurało głośno o posadzkę, czym skupił na sobie ich spojrzenia. Wlewające się do środka popołudniowe słońce oświetlało napiętą bliznę na jego policzku oraz roztańczone drobinki kurzu, unoszące się nad stołem.
     - Ja się tym zajmę, a wy macie zostać w Malgarii i przygotować wszystko na atak – odezwał się władczym, nieznoszącym sprzeciwu głosem - Niedługo pełnia czerwonego księżyca i bez względu na wszystko, musimy chronić Kruczego Króla.
Koll również wstał i z groźną miną wskazał na Sereię.
     - My, czyli również ona? Nie należy do Zakonu i chyba czas, żeby zdecydować o jej odejściu. Nie mam zamiaru niczego robić, kiedy ona tu jest.
    - Doskonale – wysyczał Argon i zmierzył go tak ostrym spojrzeniem, że ten rosły wojownik natychmiast spuścił głowę i skulił się pod naporem gniewu Białego Kruka – Rób sobie co chcesz, ale dla twojej i wszystkich informacji, niniejszym przywracam Sereię do Zakonu Kruka i to bez żadnych dyskusji. Nie obchodzi mnie czy jest kobietą, czy nie, posiada znamię Kruka i jej miejsce jest tutaj. Poza tym jest nas i tak mało, a strata kogoś takiego jak ona, oznaczałaby dla nas przegraną. Mam nadzieję, że wyraziłem się wystarczająco jasno i nie usłyszę więcej, że coś się komuś nie podoba.
     Po tych słowach odwrócił się na pięcie i opuścił salę, pozostawiając ich w lekkim osłupieniu. Argon znany był ze swojej szorstkiej stanowczości, ale teraz pobił sam siebie. Jakby nie patrzeć pod nieobecność króla każde jego słowo, było prawem.
    A więc to na tyle…
   Arwel skinął powoli głową, gapiąc się na drzwi, po czym w następnej chwili poderwał ją gwałtownie z krzesła i na oczach braci po raz pierwszy wycisnął na jej ustach gorący pocałunek.
   - Witaj z powrotem, towarzyszko broni – wyszeptał z najszerszym ze swoich uśmiechów, który rozświetlił mu oczy.
    Koll demonstracyjnie wyszedł za kapitanem bez jednego słowa, ale jakoś nikt się nim nie przejmował.
    - Cieszę się, że znów do nas dołączysz – pozostali bracia otoczyli ich i klepali po plecach, wyrażając swoją aprobatę i życzliwość.
    - To teraz jesteś nasza siostrą?
    - A tak właściwie jak mamy się teraz do ciebie zwracać?
    Sereia odsunęła się od Arwela, dopiero teraz uświadamiając sobie, że wciąż ma na sobie sukienkę, w której opuściła celę. Poczuła się dziwnie skrępowana przed tymi mężczyznami, którzy choć stanowili część jej życia, nie widzieli jej jeszcze w takiej postaci.
    - Jak chcecie, a teraz przepraszam was, ale muszę coś zrobić – wymruczała i wybiegła z sali, zanim padłyby kolejne uciążliwe pytania.
    Pobiegła prosto do swojej komnaty, gdzie przebrała się w swój ulubiony zestaw, czyli spodnie i luźną tunikę, które nosiła już tak długo, że stały się jej drugą skórą. Ochlapała twarz zimną wodą z miski, przejechała wilgotnymi palcami po krótkich włosach i stanęła przed lustrem w kącie. Z drugiej strony odbicia spoglądał na nią Falen, delikatnej urody wojownik, którym stała się po przekroczeniu murów tego zamku. Dotknęła znamienia w kształcie pióra na czole, które zapulsowało delikatnie w rytm jej serca. Czy gdyby nie ta Moc, wiodłaby teraz życie zwyczajnej kobiety, a jej jedynym zmartwieniem byłyby zakupy i dbanie o dom i dzieci?
     Na szczęście dla siebie urodziła się jako Noszący Znak Kruka. Bez walki, Arwela i Zakonu nie byłaby Falenem, a już tym bardziej Sereią, ale kimś, kogo sama by nie rozpoznawała.
     Nie chciałabym innego życia, nawet gdybym mogła o tym decydować.
    Przemierzając pospiesznie zamkowe korytarze w jej uszach wciąż brzmiały słowa Argona: „ ...strata kogoś takiego jak ona, oznaczałaby dla nas przegraną”.
    Czy to oznaczało, że była dla nich tak ważna? Najwidoczniej kapitan cenił ją bardziej, niż ona samą siebie. Zawsze czuła się częścią Zakonu przez swoją Moc, ale starsi wojownicy niezbyt liczyli się z jej zdaniem i w gruncie rzeczy robiła tylko, to co do niej należało. Ukrywała nie tylko swoją płeć, ale też prawdziwe umiejętności. Może jednak, skoro Biały Kruk pokładał w niej tyle nadziei, wręcz powinna sprawić, żeby reszta również ją doceniła.
    Poszła na pole treningowe, gdzie po jakimś czasie Arwel zastał ją pośrodku udeptanego placu, tak bardzo skupioną, że nie od razu wyczuła jego obecność.
   A ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Odpowiedział łagodnie na jej wcześniejszą myśl.
    Nie odwróciła się, kiedy przystanął za jej plecami i tylko skinęła głową, że go usłyszała. Spuściła wzrok na piach, na którym odcisnęły się ślady setki trenujących tu wojowników. Jej również.
     - Pamiętasz jak walczyłam tu z Noxem? - odezwała się w końcu nie oczekując odpowiedzi – Wtedy pomyślałam, jak to dobrze, że jest po naszej stronie. Może poza kapitanem, nie mierzyłam się z silniejszym wojownikiem.
    - Ale go pokonałaś.
    - Tylko dlatego, że mnie dotknął i spanikowałam. Nawet dla mnie jest za szybki
    - Dla każdego z nas. Mimo tego, co zrobił nadal za bardzo go lubię, żeby go zabić.
    - Ja też. Ale być może nie będziemy mieli wyjścia.
    Uwolniona Moc znamienia pulsowała w niej i narastała, wnikając w kości i mięśnie, tworząc pod ubraniem skomplikowane wzory na ciele. Podeszła do sporego głazu za wyznaczonym polem, który często służył obserwującym za siedzisko i lekko nacisnęła stopą. Już raz użyła tej Mocy w walce z centaurami, chociaż w gruncie rzeczy nigdy nie była jej potrzebna. Teraz, nie zamierzała dłużej jej ukrywać.
     Kamień pod jej nogą rozleciał się na drobne kawałki, a popękana ziemia zatrzęsła się gwałtownie, aż Arwel upadł na pośladki.
     - Na nephile nie podziała kontrola umysłu, ale czysta siła. To nam teraz najbardziej potrzebne – odwróciła się w stronę wojownika i po raz pierwszy odkąd się poznali, dostrzegła na jego twarzy cień lęku przed jej siłą. W jego czekoladowych oczach widziała własne odbicie, które naprawdę jej się spodobało. Uśmiechnęła się jedną stroną ust i podała mu rękę, bardzo uważając, żeby nie zmiażdżyć mu kości – To, co? Masz ochotę ze mną potrenować?

***

     Rairi dawno nie była tak wściekła. Ten głupi Biały Kruk ośmielił się przerwać jej zabawę, zadrwił z niej i to tuż przed jej nosem. Kusiło ją, bardzo ją kusiło, żeby polecieć za nimi i pozabijać wszystkie, przeklęte krucze pomioty. Nawet wszyscy razem nie stanowili dla niej zagrożenia, choć jeśli chodziło o Białego Kruka, musiała być bardziej czujna. Naprawdę miała ochotę pozbyć się ich raz na zawsze, ale obiecała Balarowi, że poczeka z tym na niego. Perspektywa oglądania go w walce z Zakonem była znacznie bardziej zabawna i pociągająca, niż osobista, samotna zemsta.
    Aby się uspokoić poleciała na wyspę Aznar, przy okazji delektując się poczuciem wolności, jaką dawały skrzydła. Stanowiły dopełnienie jej potęgi, piękna i władzy. I teraz idealnie pasowała do swojego Kruczego Króla.
    Niebo pokryło się ciemnymi chmurami, ale w głębi Czarnej Wieży nawet w słoneczny dzień panowały ciemności, więc ani pogoda, ani pora dnia nie miała tu żadnego znaczenia. Dla wyostrzonego wzroku Rairi wystarczyła słaba poświata bijąca od szklanego sarkofagu. Jego wieko było już szeroko otwarte i tylko słabnąca bariera dzieliła duszę Gathalaga od wolności.
     Już niedługo. Tylko kilka dni.
    Kiedy stąd wyjdziesz, nie będziesz miał większego wyboru, jak podporządkować się mojej woli, elfie.
    Obserwując czarną masę, leniwie muskającą ściany swojego więzienia, uśmiechała się do siebie w mroku, nie próbując nawet udawać, że darzy go jakimkolwiek szacunkiem. Wyczuwała jego zadowolenie oraz wydobywające się na zewnątrz pokłady Mocy, jeszcze nie przebudzone, a już wyczuwalne w powietrzu, przenikające zmysły.
   Och, może i jesteś starszy ode mnie, ale potrzeba czegoś więcej, żeby mi zaimponować.
    - Jak idą przygotowania – zagrzmiał głos zniekształconym, tubalnym barytonem, który wcale jej się nie podobał, gdyż nie miał w sobie ani krzty subtelnej delikatności Nieśmiertelnego.
    - Wprost znakomicie – odparła słodko, mrużąc oczy niczym zadowolona kotka – Nie może być lepiej, więc nie musisz się o nic martwić.
    - A Balar? Zdąży wrócić?
    - Będzie na czas, żeby być świadkiem twojego przebudzenia.
    - Mam nadzieję, że zdobędzie kamienie, żebym mógł zyskać boską potęgę.
    To ja będę jedyną boginią, a tobie łaskawie pozwolę oddawać mi cześć.
    - Jestem przekonana, że wszystko pójdzie po twojej myśli – na jej wargach zaigrało rozbawienie – Od kiedy Potomek jest w naszych rękach, już nikt ci nie zagrozi.
    - Nareszcie! - dusza radośnie wywinęła kilka ósemek, a Rairi pozwoliła sobie na ciche roześmianie się – Po tych wszystkich stuleciach poniżania w końcu nadszedł dzień, kiedy zawładnę ziemią i będę mógł rzucić wyzwanie bogom.
   Skrzyżowała przed sobą ramiona i niby od niechcenia zaczęła oglądać swoje wypielęgnowane paznokcie.
    - Gratuluję – nawet jeśli dosłyszał sarkazm w jej głosie, było jej wszystko jedno – Twoja armia zebrana na wyspie zaczyna się nudzić. Może przyda im się małe rozprostowanie kości, przed wielką bitwą. Zabiorę ich na ląd i…
    - Nie! - to jedno słowo odbiło się od sklepienia i zawibrowało w ciemności gniewnym rozkazem – Jak słusznie zauważyłaś, to moja armia i mają czekać, aż powstanę w nowym ciele i przejmę dowództwo.
    - Jak sobie życzysz – zgodziła się przymilnym głosem, chociaż zmarszczyła brwi z poirytowania - Jednak nadal nie rozumiem, czemu Balar zgromadził ich akurat tutaj, skoro na lądzie bardziej by się przydali.
    - Wykonał dobrą robotę, gromadząc wokół mnie wierne sługi, a co z nimi zrobię, to już moja decyzja Rairi. Ty się zajmij swoimi sprawami i zadbaj o to, żeby podczas pełni nic mi nie przeszkodziło, jasne?
    Rozkazująca nuta w jego głosie sprawiła, że miała ochotę roztrzaskać sarkofag, razem z zawartością.
    Śmiesz mnie pouczać, kiedy jesteś w tak żałosnej formie?
   Odwróciła głowę i zacisnęła usta, hamując się od zrobienia czegoś, co później mogłaby żałować.
    - Jak sobie życzysz – mruknęła i opuściła podziemną komnatę w podobnym nastroju, w jakim do niej weszła.
    Straciła ochotę na latanie i nawet atakowanie wiosek przestało sprawiać jej przyjemność w pojedynkę.
    Wszystkie jej myśli podążały ku jednej osobie. Tylko on jeden mógłby teraz poprawić jej humor.
    Wślizgnęła się bezszelestnie do pokoju na szczycie wieży, chociaż wiedziała, że nikogo tu nie zastanie. Nie zapalała światła, gdyż widok zalegającego wszędzie kurzu oraz pustego łóżka tylko jeszcze bardziej popsuje jej humor. W ciszy, otoczona mrokiem, podeszła do okna i spojrzała w dół, na ledwo widoczny las namiotów.
    Wszystko, nawet ta armia przypomniało jej Balara. W tym pokoiku spędzili naprawdę przyjemne chwile i miała wrażenie, że jego obecność tutaj wciąż jest namacalna.
    Tęskniła za czernią jego oczu, głosem i nawet najbardziej ponurym uśmiechem. Od czasów Derona w jej sercu nie było miejsca na nikogo innego, ale Balara naprawdę pokochała i czuła, że to właśnie ten, z którym mogłaby spędzić całą wieczność.
    Jej ciało tęskniło za jego dotykiem do tego stopnia, że powoli zmieniało się w zimną bryłę lodu. Tylko wspomnienie ich wspólnych chwil i silnych dłoni, które przynosiły tyle rozkoszy, utrzymywało w niej resztki ciepła.
    Zadrżała i objęła się ciasno ramionami, kierując wzrok na ciemny, bezkresny horyzont. Balar był teraz tak daleko od niej, że nie potrafiła odnaleźć jego umysłu nawet wtedy, gdy bardzo się starała.
     - Wracaj do mnie jak najszybciej, mój ukochany królu.
    Jeszcze tylko kilka dni.
     Razem stworzą jej wymarzony świat i nigdy więcej nie będzie samotna.


***

    Nikomu wcześnie nie powiedział, że dostał wiadomość również od Ariel, uznał jednak, że akurat tego nie musiał zachować w sekrecie. Argon był bardzo zdziwiony, kiedy w swojej komnacie zastał małego, lodowego ptaszka, którego już kiedyś jego siostra do niego przysłała.
    „Jestem bezpieczna. Nie szukajcie mnie. Wrócę sama”.
    Tylko tyle, albo aż tyle, bo słowa wyszeptane mu do ucha jej głosem były znacznie bardziej wiarygodne niż te wypisane ręką zdrajcy.
    Nadal nie wiedział gdzie jest, ani po co ta cała tajemnica, ale jednego mógł być pewny. Była bezpieczna i na tyle silna, że mógł jej zaufać, cokolwiek się z nią działo.
    W jego życiu była już tylko trójka ludzi, których kochał i pragnął chronić. I wszyscy pozostawili go teraz samego, jakby chcieli go za coś ukarać. Może za mało poświęcał im czasu, był za surowy, albo nie zdołał zapewnić im bezpieczeństwa?
    Riva wciąż leżał nieprzytomny i nic nie wskazywało na to, żeby miało mu się polepszyć.
     Ariel nie było nawet w Elderolu i dorosła na tyle, że nie potrzebowała jego pomocy.
    A Nox…
    Właśnie.
    Wobec przybranego syna czuł się najbardziej winny. Nie miało tu znaczenia to, że gdy go znalazł, sam był jeszcze młody, bo przecież Riva również został królem zbyt wcześnie. Zawsze czuł się bardziej dorosły od innych w swoim wieku, a jego życie polegało głównie na doradzaniu Rivie. Wziął za Noxa odpowiedzialność nie dlatego, że tak było trzeba, ale sam tego chciał i był na to gotowy. Półelf bezsprzecznie znalazł miejsce w jego twardym sercu wojownika i nie raz dawał mu odczuć, że jest dla niego ważny. Jego błąd polegał na tym, że zbyt szybko oddał go w ręce nauczycieli i zaczął traktować jak resztę braci z Zakonu, sam zbyt pochłonięty towarzyszeniu Rivie, by zauważyć, że przede wszystkim chłopak nadal potrzebował jego zainteresowania i wsparcia. Może dlatego nigdy tak naprawdę nie widział, że Nox nosił w sobie tajemnicę, przez którą trzymał się na dystans i był zamknięty w sobie.
     W gruncie rzeczy Argon tak naprawdę nie znał swojego przyrodniego syna i teraz żałował, że kiedy go znalazł, nie nadal mu Imienia. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
    Mimo obaw i ostrzegawczego głosu wewnątrz siebie, że będzie tego żałować, postanowił sam odnaleźć Noxa i na własne oczy zobaczyć to, co opowiadała o nim Tara. Nie zastanawiał się, co powie, kiedy już przed nim stanie. Nie był najlepszy w wyrażaniu uczuć, ale nie sądził też, że tym razem zwykłe „ wracaj do domu”, abo „potrzebuję cię”, wystarczyło. Być może nic nie powie, bo to już nie będzie miało znaczenia.
    Po co w ogóle go szukam? Zastanawiał się usilnie gdy od dobrych dwóch godzin przecinał niebo białymi skrzydłami lub teleportował się z miejsca na miejsce. Omijał wszelkie osiedla ludzkie i otwarte przestrzenie, bo gdyby był Noxem, ukrywałby się w jakimś bardziej osłoniętym miejscu.
    W prowincji Serini znajdowało się najwięcej jaskiń i właśnie przy jednej z nich odnalazł półelfa.
   Tyle, że Nox kompletnie nie przypominał tego pięknego chłopca, który zawsze więcej wspólnego miał z Nieśmiertelnymi.
     Nox, który akurat wyszedł z ciemnego otworu jaskini był wynędzniałym i brudnym człowiekiem o spowolnionych, niezgrabnych ruchach. Na sobie wciąż miał ubranie, w którym im uciekł, teraz brudne i w wielu miejscach podarte.
    Kapitan wylądował na jednym z pobliskich drzew i ze ściśniętym sercem obserwował jak mruży czerwone oczy i drapie się brudnymi paznokciami po jeszcze brudniejszych włosach, które chyba bardzo dawno nie widziały wody ani grzebienia. Przysiadł na kamieniu przy jaskini, odwinął jakiś pakunek i rzucił się łapczywie na jedzenie, jakby nie miał nic w ustach od miesiąca.
    Argon nie wiedział co o tym myśleć, ani co teraz powinien zrobić. Nie mógł patrzeć na półelfa, który zachowywał się jak dzikie zwierzę, a jednocześnie nie potrafił oderwać od niego wzroku, ogłuszony, jak bardzo człowiek może się zmienić. Gdzieś w środku narastała w nim zimna bryła przerażenia i lęku, że to po części jego wina. W momencie utraty trzech ukochanych osób, stracił kontrolę nad swoim życiem.
    Poczekał, aż Nox skończy jeść i dopiero wtedy zeskoczył na ziemię. Chłopak nie poderwał się na jego widok z zaskoczeniem czy przestrachem, ale wstał leniwie i poparzył na niego tymi szkarłatnymi tęczówkami z taką obojętnością, że Argona zdjęła zimna groza.
    - Co tu robisz, Noxie? - odezwał się ostrożnie, z wielkim trudem nie odwracając wzroku.
    Nic. Chłopak patrzył na niego z kompletną pustką i tłuszczem na brodzie, jakby miał przed sobą całkiem obcą osobę. Otaczał go nieprzyjemny odór zgnilizny i śmierci, który wydobywał się również z wnętrza jaskini.
    - Poznajesz mnie? - Argon zmienił ton na bardziej łagodny, zupełnie jak kiedyś, gdy chciał, aby mały Nox mu zaufał.
    Uniósł ręce i zbliżył się bardzo powoli, aby pokazać, że nie ma złych zamiarów. Półelf wciąż stał bez ruchu, z kamiennym wyrazem twarzy i tylko patrzył na niego czasami tylko mrugając.
    - Dlaczego się chowasz, Noxie? - kapitan zatrzymał się kilka kroków od niego ze ściśniętym gardłem i sercem boleśnie obijającym się o pierś – Jeśli teraz ze mną pójdziesz, nikt cię nie zabije. Wszyscy tylko chcą, żebyś wrócił – bardzo powoli wyciągnął w jego stronę dłoń – Wrócisz ze mną do domu, synu?
    Już prawie dotknął jego ramienia, gdy półelf zaskoczył go, nagle ożywając. Z tą samą, zatrważającą obojętnością jednym ciosem powalił go na ziemię, złapał go za gardło i wbił kolano w jego brzuch, aż uszło z niego całe powietrze.
   Argon mógłby po prostu zniknąć, ale nie potrafił się ruszyć ani obronić, zahipnotyzowany czerwienią tych oczu, które w zapadającym zmierzchu wydawały się lekko lśnić.
    - Wiedziałam, że przybędziesz po swojego wychowanka, Biały Kruku – głos, który wydobył się z ust Noxa był chropowaty jak wysuszona kora drzewa i z pewnością nie należał do niego – Śmiałeś ze mnie zakpić i sądziłeś, że puszczę ci to płazem?
    Argon próbował się podnieść, ale wtedy noga wbiła mu się pod żebra, jeszcze mocniej przygniatając do ziemi. Jak na tak wychudzonego, Nox miał zadziwiająco dużo siły.
     - Kim jeste…
     Jego wargi rozciągnęły się w ironicznym grymasie.
     - Jak na posłańca bogów jesteś mało rozgarnięty, kruczy pomiocie.
     - Rairi?
     - Zgadza się – półelf pochylił się nad nim i brudnym palcem dotknął białego pióra na czole z miną wyrażającą jedynie pogardę – Nie sądziłam, że tak bardzo przywiążesz się do tego dzieciaka, aż będziesz go szukał nawet po tym, co wam zrobił. Już zabierając go ze sobą do zamku, popełniłeś duży błąd. A jeszcze większy zrobiłeś, ufając mu tak ślepo i bezgranicznie. Nawet przez moment nie pomyślałeś, że znalezienie go nie było zwykłym przypadkiem.
     - Więc Nox…
    Jego twarz i szare, sterczące włosy przesłaniały mu resztę świata, wydobywając wspomnienia, które teraz wydały się odległe i zabarwione fałszem. W duchu uparcie powtarzał sobie, że to nie jest prawdziwy Nox, nie ten którego on wychował i pokochał, bo to by oznaczało, że od samego początku to, co ich łączyło było tylko iluzją.
    - To ja pozwoliłam ci go znaleźć i chociaż go wychowałeś, nigdy nie miał być przeznaczony dla ciebie, tylko do zabicia Noszących Znak Kruka.
     Argon otworzył szeroko oczy, wstrząśnięty prawdą, która uderzyła go boleśniej, niż fizyczny cios.
     - Ale...dlaczego akurat Nox?
    - Ponieważ to mój syn, a z łączącą nas więzią mogę zrobić z nim cokolwiek zechcę. Kiedy każę mu cię zabić, nawet nie mrugnie okiem. To w dzieciach jest najpiękniejsze, nie sądzisz, Biały Kruku? Ślepie posłuszeństwo.
    Usłyszał jakiś szelest i kątem oka zobaczył jak z ciemnego otworu jaskini wychyla się nephil, a potem kolejny, jeszcze jeden i następny, aż w mroku widział już całe zastępy umarłych o białych kościach i gnijących ciałach.
    Na widok jego miny, Rairi roześmiała się głosem chłopaka, nieprzyjemnym i suchym.
    - To jeszcze nie cała armia. Kiedy przybędą już wszyscy, możesz oczekiwać Noxa u wrót Malgarii. Dopiero wtedy poznasz prawdziwy smak rozpaczy.
    Urywany, zimny śmiech połelfa spłoszył ptaki i towarzyszył Argonowi, kiedy znikał w rozbłysku światła, zwyczajnie uciekając. Rozbrzmiewał mu jeszcze w uszach nawet wtedy, gdy był już daleko, w bezpiecznych murach zamku, we własnej komnacie. Słyszał go nawet, gdy kładł się spać, a gdy zasnął, przed oczami miał upiorną twarz Noxa, który dusił go z uśmiechem zadowolenia, a Rairi stała obok i głaskała go po głowie. Swojego syna.
    Argon wychował mordercę i wroga, a to spotkanie uświadomiło mu, że pozostały mu tylko dwie ukochane osoby. Bo Noxa będzie musiał zabić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych