poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Rozdział 18

     Riva miał wrażenie, że zasnął tylko na chwilę, chociaż gdy usiadł gwałtownie, wyrwany z niespokojnego snu, wokół panowały ciemności, a cały zamek otulała cisza.
      Znów widział rodziców, krew i tą walkę, gdy został otruty.
     Ten koszmar nigdy się nie skończy.
    Riva spuścił bose stopy na zimną posadzkę i potarł twarz, wycierając z czoła kropelki potu. Pochylił się do przodu, przygarbił i zapatrzył na znamię kruka na dłoni, co i raz zaciskając ją w pięść i prostując. Po ranie i truciźnie nie było śladu, ale musiał się przyzwyczaić, że kolejny atak bólu już nie nastąpi.
     Minie też trochę czasu, zanim odzyska Moc. Może kilka dni, albo miesięcy. Nie chciał nikogo martwić tym, że w tej chwili był kompletnie pozbawiony Mocy. Mógł spróbować stworzyć kulę światła, ale te resztki, które w nim zostały przydadzą się bardziej w czasie bitwy. Może i był już w pełni sił i bez wysiłku mógł chwycić za miecz, jednak trucizna wyssała z niego prawie całą Moc i nie prędko odzyska jej tyle, co miał kiedyś, jeśli w ogóle to się stanie.
      Oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach z przeciągłym westchnieniem. Wszyscy liczyli, że teraz, gdy wyzdrowiał, bez trudu pokonają wroga. Nie miał pojęcia przez co przeszła Ariel, żeby zdobyć dla niego antidotum i zdążyć przed bitwą. A on i tak był im teraz bezużyteczny.
     Już Sereia ma więcej Mocy ode mnie. Co ze mnie za król, skoro zostawiam wszystko Zakonowi, a sam chowam się za ich plecami?
     - Nie możesz spać, czy planujesz, jak pokonać wielotysięczną armię, której nawet do pięt nie dorastacie?
     W komnacie rozbłysło magiczne światło, zbyt blade, aby rozproszyć mrok z kątów, ale i tak w pierwszej chwili poraziło go w oczy.
     Riva poderwał gwałtownie głowę, zamrugał i w jednej chwili pobladł. Zerwał się na nogi i napiął wszystkie mięśnie, żałując, że nie ma przy sobie choćby sztyletu. Kiedy wyciągnął przed siebie lewą dłoń, otoczył go suchy, nieco rozbawiony śmiech.
    - Nie wysilaj się, braciszku. Wiem, że nie masz Mocy i nawet w takim stanie nigdy byś mnie nie pokonał.
     Balar siedział w nonszalanckiej pozie na parapecie w otwartym oknie, z jedną nogą zgiętą w kolanie, a drugą zwisającą po wewnętrznej stronie komnaty. Jak zawsze ubrany był od stóp do głów na czarno, ale coś się w nim zmieniło. Krótkie włosy i brak blizn na twarzy sprawiały, że wyglądał jakby mniej groźnie i uwydatniały te drobne podobieństwa między nimi.
    Kiedy jego wargi wykrzywił ironiczny grymas, Riva przełknął ślinę i spiął się jeszcze bardziej, czując jak narasta w nim zimna furia.
     - Przyszedłeś zabić mnie po cichu, a potem wymordować resztę kiedy śpią?
    Czarne oczy patrzyły prosto na niego, a z ich głębi trudno było cokolwiek odczytać.
    - Sądzisz, że byłbym zdolny do tak tchórzliwego zagrania? Aż tak źle mnie oceniasz?
     - Wolę spodziewać się po tobie najgorszych rzeczy, niż gorzko się rozczarować – warknął cicho, ukradkowo rozglądając się za jakąkolwiek bronią.
     Balar pokręcił głową i cmoknął z dezaprobatą, jednak już się nie uśmiechał.
    - Nie muszę uciekać się do podstępu, bo nawet cały Zakon i ten twój ukochany Argon nie jesteście dla mnie żadnym zagrożeniem.
    - Zapominasz o Ariel. Zabrała ci antidotum, a więc nie jesteś niepokonany. Jeśli ja nie dam rady, to ona cię zabije. I nie licz, że ktoś uroni za tobą choć jedną łzę, zdrajco.
     Siedzący w oknie mężczyzna nachmurzył się, aż kilka bruzd przecięło jego czoło.
    - Łamiesz mi serce, braciszku tak okrutnymi słowami.
    - Przestań się tak do mnie zwracać. Nie masz już do tego prawa.
    - Bez względu na wszystko nadal łączą nas więzy krwi.
    Riva zacisnął pięści, obrzucając go nienawistnym, pełnym jadu spojrzeniem.
     - Czego w ogóle tu chcesz?
     - Przyszedłem tylko porozmawiać.
    Tym razem to z jego gardła wydobył się pogardliwy, pozbawiony wesołości śmiech.
    - A jest jeszcze o czym? Sądziłem, że…
    - Nie wiesz wszystkiego.
    - Doprawdy – uniósł brwi, starając się zachować spokój i oceniając swoje szanse. Zawsze mógł narobić hałasu i zwołać tu cały Zakon, ale tylko w ostateczności – Chcesz się ze mną podzielić swoimi planami, kiedy już nas wymordujesz? A może masz w zanadrzu jakieś specjalnie tortury dla mnie, albo dla Ariel? Co Niezwyciężony obiecał ci w zamian za płaszczenie się przed nim i zdradę ukochanych oraz poddanych?
   Balar zmrużył czarne oczy, w których chłód ustąpił miejsca czemuś mroczniejszemu. W jednym szybkim ruchu zsunął się z parapetu i stanął na posadzce w słabym blasku unoszącej się nad nimi magicznej kuli.
    - Nikt nie wie, że tu jestem i lepiej, żeby tak zostało.
    Krok za krokiem ruszył w jego stronę, a Riva instynktownie zaczął się cofać, teraz już gorączkowo rozglądając się za swoim mieczem i przeklinając w duchu własną nieostrożność. Kiedy napotkał przeszywające spojrzenie intruza, zamarł z sercem w gardle.
    Na pewno chce mnie w końcu zabić, bo po co by tu przychodził o tej porze?
    Balar stanął tuż przed nim, przewyższając go o głowę i patrzył na niego przez kilka długich sekund jakby z zamyśleniem. Riva miał sucho w ustach, a serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi. Miał już otworzyć usta, aby zawołać Argona, który spał w sąsiedniej komnacie, jednak zobaczył jak mężczyzna kręci nieznacznie głową.
    - Przyszedłem porozmawiać tylko z tobą, Riva. Nie zamierzam walczyć, więc nie wołaj pomocy.
    W tym momencie jego spojrzenie się zmieniło, pojawiło się w nim dawno zapomniane ciepło. Również wyraz twarzy, chociaż poważny, jakby się rozluźnił. Balar wyciągnął ręce, a w międzyczasie za jego plecami z cichym szumem wysunęły się skrzydła, które wygięły się, otaczając ich obu.
    - A teraz słuchaj uważnie bo nie mam wiele czasu – objął brata, pochylając się nad jego uchem, a skrzydła zamknęły się szczelnie wokół nich, otaczając ciasnym kokonem.
    W komnacie zapanowała głucha cisza, nie było słychać nawet oddechu. Kula światła wciąż unosiła się pod sufitem, oświetlając głęboką czerń piór, które lśniły granatowo, całkowicie zasłaniając kryjących się w ich wnętrzu dwóch mężczyzn.
    Minęła dobra godzina, w czasie której zdawało się, że cały świat znieruchomiał i zamarł, w oczekiwaniu na jakieś wydarzenie.
    W końcu skrzydła zniknęły, odsłaniając braci.
    Balar nadal stał pochylony, z jedną ręką na głowie króla, z czołem przy jego czole. Ich dłonie ze znamionami były połączone, splecione tak mocno, że trudno było dostrzec która jest która. Otaczało je ciemne światło i drobne wyładowania.
    - To wszystko, co chciałem ci przekazać - głos starszego brata był łagodny i tak cichy, że ledwo słyszalny – Na razie nie mów o tym nikomu. Dzisiaj wszystko się rozstrzygnie.
    Po raz ostatni popatrzył w jasne tęczówki i z ociąganiem puścił jego dłoń. Odwrócił się i wyskoczył przez okno, zmieniając w kruka i odlatując w noc.
    Riva patrzył za nim rozszerzonymi oczami, tak bardzo zdumiony i zszokowany, że nie czuł nawet wdzierającego się do środka przenikliwego chłodu.
    - Poczekaj… - wyrwało mu się z opóźnieniem. Nie zdążył zadać żadnego pytania, ani nic powiedzieć.
    Zrobił krok do przodu z wyciągniętą ręka, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i runął na kolana z głuchym jękiem.
    W głowie mu szumiało. Z otwartymi ustami zwiesił głowę i jak zaklęty wpatrywał się w swoją lewą dłoń, wciąż nie dowierzając co się właśnie stało.
    Pukanie do drzwi sprawiło, że drgnął, ale nie odwrócił się, gdy ktoś wszedł do środka.
    - Riva? Coś się stało? Wydawało mi się, że coś usłyszałam, więc wolałam sprawdzić. Dobrze się czujesz?
     To była Ariel.
    - Tak...Nie wiem – zdołał wykrztusić, pochylając głowę jeszcze niżej. Nie był w stanie się ruszyć, a tym bardziej na nią spojrzeć. Nadal próbował to wszystko zrozumieć, ale miał pustkę w głowie.
    Jego serce drżało, jakby obdarte i nagie, wystawione na chłód nocy. Wszystko okazało się kłamstwem. Całe jego życie…
    - Źle się czujesz? Potrzebujesz pomocy?
    Usłyszał jej kroki, gdy zaczęła się zbliżać. W przypływie paniki, impulsywnie zgasił światło, momentalnie pogrążając ich w ciemności.
    - Nie! - tym jednym słowem zatrzymał ją w miejscu i natychmiast poczuł wyrzuty sumienia, że odezwał się tak ostro – Przepraszam.
    Ariel odetchnęła głębiej, ale nie próbowała już do niego podejść. Miał wrażenie, że cofnęli się w czasie i było jak kiedyś. Jednak nic się nie zmieniło, poza tym, że to bolało jeszcze bardziej.
    - Ty… - zaczął ochryple, nie unosząc głowy i nasłuchując jej oddechu – Nadal go kochasz.
    - Riva, co ty…
    - Wiem – wtrącił pospiesznie, nie dając jej czasu na wytłumaczenie się – Wiem o was i o tym, co musisz ukrywać. Już wybrałaś, prawda? To było do przewidzenia, przecież łączy was więź głębsza, niż to, co do ciebie czuję. Zawsze tak było, więc nie powinienem być rozczarowany.
     Wciągnęła głośno powietrze.
    - Ale…
    - Chcę zostać sam – nie udało mu się ukryć drżenia w głosie, ani tego jak bardzo czuł się wstrząśnięty wszystkim, czego właśnie się dowiedział. To było znacznie więcej, niż chciałby usłyszeć.
    - Riva, ja naprawdę…
    - Idź spać.
   Stała jeszcze przez chwilę w pełnej napięcia ciszy, po czym westchnęła ciężko i wyszła z komnaty.
   Czekał bez ruchu, aż zamknie za sobą drzwi, po czym wstał i zamknął okno. Zapatrzył się na ciemne, pochmurne niebo, gdzie przebijał blado niemal idealnie okrągły księżyc. Następnie uniósł lewą dłoń i znów spojrzał na pióro, które jarzyło się delikatnie. Nikły uśmiech na jego ustach nie był wesoły, a raczej ponury i groźny.
     Moc wypełniała jego ciało i każdy nerw aż po najgłębsze zakamarki.
    Potężna Moc, o jakiej nie śmiał marzyć, a jakiej pragnął i potrzebował. Dłoń i całe ramię aż pulsowały od nadmiaru energii, dzięki której będzie mógł wygrać tą wojnę i pokonać każdego, kto stanie mu na drodze.
    „Gromadziłem ją dla ciebie. Bądź królem, z którego będę mógł być dumny, braciszku”.
     To były ostatnie słowa Balara, zanim chwycił jego dłoń i przelał w niego swoją Moc.
      Oddał mu nie tylko swoją potęgę, ale również tytuł.
    Teraz to Riva był prawowitym Kruczym Królem. I to on przewyższał wszystkich siłą.
      Nareszcie mógł bronić Elderolu, jego poddanych i tych, których obaj kochali.


***

    Przez cały dzień starał się unikać Ariel, chociaż powinien z nią porozmawiać. Wszystko jednak było lepsze niż spojrzenie jej w oczy, a poza tym miał dobrą wymówkę, gdyż od rana razem z Argonem obchodzili miasto i sprawdzali gotowość wojowników oraz dodawali im otuchy. Pomimo ich niewielkiej liczby, Riva był dziwnie spokojny. Nie mógł spać, ale nie był też zmęczony. Właściwie to nigdy nawet nie czuł się tak, jak teraz.
    Wracając z przyjacielem do zamku, zamyślił się na chwilę nad tym, co wydarzyło się w nocy, aż poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie wojownika.
    - Odnoszę wrażenie, że jesteś inny, niż zwykle.
    - Czyli jaki? - teraz rozumiał Ariel i to uczucie, gdy ma się przed innymi jakieś sekrety. Nawet przed nią samą.
    Argon wzruszył ramionami, przyglądając mu się z góry na dół. Chociaż z pewnością wyczuł otaczającą go Moc, nie skomentował tego, uznając może, że po prostu tak szybko ją odzyskał. Lepiej, żeby wszyscy tak myśleli.
    - Dzisiaj pełnia a ty nie wyglądasz na zbyt przejętego.
   - Jestem przejęty, zapewniam cię przyjacielu – skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na zachmurzone niebo. Ranek nadszedł chłodny i wilgotny i tak już pozostało. Jakby nawet słońce nie chciało patrzeć na to, co się wydarzy – Rozmawiałeś z Lunną?
    - Tak. Zgromadziła dla nas dwa tysiące mieszańców.
    - Dobrze. Ludzie są w bezpiecznym miejscu?
    - Mówiłem ci o tym, kiedy spałeś. Nie pamiętasz?
    Riva uśmiechnął się pod nosem i skinął głową. Minęli dziedziniec z fontanną i skierowali się do głównego wejścia.
    - Co ja bym bez ciebie zrobił, Argonie?
    - Wolisz, żebym wymienił dłuższą, czy krótszą listę?
    Wystarczyło, żeby zerknął na wojownika, by ten spoważniał i lekko pochylił głowę. W jego jasno szarych oczach coś się zmieniło i on sam to zauważył. Kiedy rano spojrzał w lustro, zobaczył w sobie króla. Pamiętał jeszcze, że takie spojrzenie miał Balar, kiedy jeszcze wszyscy byli pewni, że zostanie przyszłym królem. Nie tylko pewność siebie, ale coś jeszcze.
    Czyżby chodziło tu o Moc? Jego brat zawsze był silniejszy, wszyscy go podziwiali, łącznie z nim samym, ale przecież nie tylko o to chodziło.
    Riva zmarszczył brwi, skupiając się na rzeczywistości.
    - Zawołaj wszystkich i zgromadź w sali tronowej.
    - Tak jest – Argon skinął głową i posłusznie, bez żadnych pytań zniknął w głębi zamku.
    Riva udał się w przeciwnym kierunku. Szedł sprężystym i pewnym siebie krokiem człowieka młodego i pełnego energii. Niesamowite. To jedno słowo wciąż powracało w jego głowie. Niesamowite, że można się tak czuć, a zaraz potem powrócił myślami do Balara. Oddał mu tyle Mocy, ale gdy odchodził, nie wydawał się jej całkiem pozbawiony. Mógłby nawet z nim walczyć, chociaż teraz Riva nie widział w tym sensu. Miał czas na myślenie przez większość nocy, a i tak wciąż czuł się oszołomiony. Jedyne do czego doszedł, to to, że w gruncie rzeczy nigdy nie potrafił nienawidzić swojego brata. Na razie właściwie sam nie wiedział co powinien myśleć, ani czuć. Balar przewrócił jego świat do góry nogami, ale najpierw uratował im wszystkim życie.
     Chyba szybko nie uporam się z tym, czego się dowiedziałem.
    Dał instrukcje kręcącej się w pobliżu służbie, po czym w zamyśleniu wszedł do pustej sali i zasiadł na tronie. Wykorzystując chwilę samotności, po raz kolejny tego dnia popatrzył na idealnie gładkie pióro na lewej dłoni.
     Znamię wciąż pulsowało i jarzyło się własnym blaskiem.
    Bez najmniejszego wysiłku stworzył kulę światła, która wirując zmieniła się w błękitny, a potem biały pocisk czystej Mocy. Poruszył palcami i kula zmieniła się w czarne, krucze pióra, unoszące się przed nim w spokojnym tańcu. Po chwili zamigotały i zaczęły pulsować czerwienią. Riva oparł policzek na dłoni i przyglądał się im z wciąż zamyśloną miną, ale w jego oczach można było dostrzec ekscytację.
    To była Moc Kruczego Króla. Zdolna zmieść z powierzchni ziemi całe miasta. Moc, którą Balar nadużywał na ich oczach, ale teraz już wiedział dlaczego.
    Skinął dłonią i pióra zniknęły, zanim ktoś by je zauważył. Potem osunął się na oparcie i uśmiechnął do siebie lekko. Właśnie dlatego był taki spokojny.
     Miał plan i wiedział dokładnie co ma zrobić.
    Minęło dobrych kilkanaście minut, nim do sali przybył Argon z zresztą wojowników. Wszyscy w płaszczach Zakonu Kruka, gotowi do nierównej walki ze znacznie liczniejszym przeciwnikiem.
     Wszyscy spojrzeli na tron i w ukłonie padli na kolana. Czuli otaczającą go Moc, emanującą od niego potęgę i władczość, które posiadał w sobie każdy Kruczy Król. To było coś nowego również dla niego, bo chociaż był królem już od lat, dopiero teraz czuł się nim naprawdę. Czuł, że teraz przewyższa Mocą wszystkich tu zebranych razem wziętych. Ba, w całym Elderolu, albo i dalej nie było silniejszego od niego.
     Niesamowite – pomyślał znowu.
    - Wasza Wysokość? - odezwał się Reeth, prostując się jako pierwszy i unosząc na niego pełen szacunku wzrok – Czy coś się stało?
     - Masz nam coś do przekazania?
    - Dostałeś jakieś nowe informacje o przeciwniku?
    - Dzisiaj pełnia. Może powinniśmy pilnować bramy. Lada moment mogą przybyć.
Argon stał z dłonią na rękojeści miecza i tylko unosił pytająco brwi. Wszyscy wpatrywali się w króla z niepokojem i wyczekiwaniem, gotowi spełnić każdy jego rozkaz.
    - Nic takiego się nie stało, tylko… - zamilkł, kiedy dostrzegł Ariel, stojącą za wojownikami, najbliżej drzwi. Ich spojrzenia spotkały się na kilka uderzeń serca. W przygaszonych oczach dostrzegł smutek kiedy otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale wtedy odwrócił głowę, skupiając się z powrotem na braciach – Chciałem was zobaczyć, żeby dodać wam otuchy i podziękować za wszystko, co robiliście w czasie mojej choroby. Myślę, że to dobry moment, aby zjeść wspólnie obiad i posilić przed bitwą – w tym momencie przez otwarte drzwi zaczęła wchodzić służba, niosąc naczynia, półmiski i parujące dania. Riva z uśmiechem wskazał im stół – Siadajcie, przyjaciele.
     Wojownicy odprężyli się nieco i posłusznie zajęli miejsca, napełniając salę wieloma głosami.
     - A ty nie będziesz jadł? - zapytał Argon, patrząc na niego z większym niepokojem niż pozostali.
    - Nie jestem głodny, ale wy musicie mieć siłę – odparł lekkim tonem i ruchem dłoni zachęcił przyjaciela, żeby nie zwracał na niego uwagi.
    Jego wzrok, jakby sam z siebie znów odnalazł Ariel. Dzisiaj była ubrana jak reszta mężczyzn, w zielone spodnie i dopasowaną tunikę, ale i tak wyglądała pięknie i dostojnie. Włosy spływały luźno na ramiona i plecy, tworząc wokół niej ognistą aureolę, z kolorowymi pasemkami opadającymi ciągle na policzek. Po jej minie i postawie widać było determinację i gotowość do wszystkiego.
    Kiedy siadała pomiędzy Oranem a Sereią, obejrzała się na niego, ale pospiesznie odwrócił wzrok i zacisnął usta. Nie był jeszcze w stanie na nią patrzeć. Wiedział coś, co sprawiało, że nie miał odwagi z nią rozmawiać. Z pewnością mu to przejdzie, bo przecież za bardzo ją kochał, ale na razie musiał sam się z tym uporać.
    Zaczęli jeść, kiedy skocznym krokiem przybyła Tara w tak intensywnie różowej sukience, że patrząc na nią trzeba było mrużyć oczy. Skłoniła się pospiesznie królowi i mrugnęła okiem, a widząc jak kilku z mężczyzn wpatruje się nią z lekką konsternacją, uśmiechnęła się tak szeroko, jak tylko ona potrafiła.
     - No co? - siadając na wolnym miejscu, poprawiła sukienkę i odrzuciła do tyłu dwa warkocze – Nigdy nie widzieliście tak oszałamiająco pięknej wojowniczki? Jeśli nephile padną na mój widok z wrażenia, to nie miejcie do mnie pretensji, że nie dałam wam powalczyć.
     Poza Kollem wszyscy się roześmieli, a Riva pozwolił sobie na szeroki uśmiech. Tara zawsze pozostawała sobą i tylko ona potrafiła być taka wesoła nawet w obliczu zbliżającego się wroga. Miała specyficzny charakter, ale dzięki niej w sali zapanowała bardziej swobodna atmosfera, a kiedy pozwolił sobie zerknąć na Ariel, właśnie mówiła coś do przyjaciółki, rzucając w nią marchewką. Ona również w jej towarzystwie wydawała się bardziej radosna, co z pewnością było jej właśnie potrzebne.
     Obiad trwał w najlepsze, kiedy zjawili się Yarith i jego klan.
    - Widzę, że znów przybyliśmy w samą porę – roześmiał się tubalnie od progu, spoglądając na króla i wskazując swoich ludzi, brudnych i dopiero zrzucających postać wilków – Mogą się przyłączyć? Konamy z głodu.
     Riva skinął z rozbawieniem głową.
    - Twój klan zawsze jest tu mile widziany. Częstujcie się.
    Alfa nie potrzebował dalszej zachęty. Sam, niczym król zasiadł u szczytu stołu, zaś Vethoyni zajęli pozostałe miejsca, a ci, którym zabrakło, brali sobie jedzenie na talerze i siadali przy kolumnach.
    Riva obserwował ich z podwyższenia, rozparty swobodnie na tronie, co chwila kierując wzrok na siedzącą bokiem Ariel i starając się nie wracać myślami do nocnej wizyty brata. Na szczęście nie musiał za bardzo się wysilać, bo nagle w sali zrobiło się tak tłoczno i gwarnie, że obecność tych wszystkich ludzi i rozmowy skutecznie odwracały jego uwagę.
    Zupełnie jakbyśmy już wygrali. Ale to tylko kwestia czasu. Gdyby wiedzieli to, co ja…
    Yarith właśnie z ożywieniem i głośno zdawał wszystkim relacje ze swoich licznych zwycięskich potyczek, kiedy Riva dostrzegł coś kątem oka. Wyprostował się i zmarszczył brwi, kierując spojrzenie na Ariel. Przestała się śmiać z czegoś, co szepnął jej Arwel, pobladła, zaciskając usta, po czym wstała nagle, aż zaszurało krzesło. W jednej chwili wszyscy zamilkli i popatrzyli na nią.
    - Już tu są – oznajmiła głucho – Zaraz będą przy bramie.
    - To prawda, że byli niedaleko, ale skąd to wiesz? - zapytał Yarith, podczas gdy jego ludzie odkładali talerze i zaczęli wstawać, przybierając groźne miny.
     Riva również wstał, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku.
    A więc zaczęło się.
    - Pewnie wyczuła ich w powietrzu – odezwał się, ratując ją przed odpowiedzią – W takim razie...
    - Na mnie już czas – Sereia wytarła usta serwetką i wstała od stołu – Pójdę pierwsza i dam im nauczkę.
    - Na pewno sobie poradzisz?
    Popatrzyła na króla z ironicznym uśmieszkiem.
    - Wasza Wysokość chyba wie na co mnie stać. To tylko banda nephilów bez własnej woli. Pokonam połowę, zanim mnie dogonicie. Nie na darmo należę do Zakonu Kruka, chociaż jestem kobietą.
    - W takim razie powodzenia i uważaj na siebie.
    - Ja o nią zadbam, Wasza Wysokość – Arwel objął ukochaną, pokazując w uśmiechu wszystkie zęby, po czym oboje wybiegli z sali.
    Zaraz potem ruszyli się Vethoyni, zbili się w grupę i zmierzając do drzwi już rozpoczęli przemianę w wilki.
    - Yarithu – król zawołał Alfę, który szedł na ich czele razem z córką – Dzisiaj przejmiesz dowództwo nad naszą armią wojowników.
    Mężczyzna błysnął zębami w wilczym uśmiechu, machnął ręką i popędził swoich ludzi, sam przyspieszając kroku. Wojownicy z Zakonu również czym prędzej unieśli się ze swoich miejsc.
    - Wiecie, co macie robić – odezwał się głośno Argon, kiedy z ponurymi minami ruszyli za Vethoynami, po drodze kłaniając się królowi i wymieniając między sobą poważne spojrzenia.
    - No to czas na przedstawienie – Tara z szerokim, łobuzerskim uśmiechem, klasnęła w ręce, po czym wyminęła wszystkich tanecznym krokiem, nie tracąc dobrego humoru.
    Riva zbiegł z podwyższenia i zatrzymał kapitana, zanim udał się za resztą. Przytrzymał go za łokieć i odezwał się ściszonym głosem:
    - Uważajcie na Rairi, nie może przeczytać waszych myśli. Zostanę w zamku, a ty się nią zajmij.
    Argon popatrzył na niego z napięciem na twarzy i ściągniętymi brwiami.
    - Jak chcesz, ale przecież odzyskałeś…
    - Rairi nie wie, że żyję i tak musi zostać. Kiedy ją zabijesz, będę mógł wam pomóc – zacisnął mocniej palce na jego ramieniu, patrząc przyjacielowi prosto w oczy – Uważaj na siebie.
     Wojownik skinął z powagą głową.
    - Ty też, przyjacielu – odparł, po czym wybiegł z sali.
    Riva odwrócił się powoli z westchnieniem i napotkał spojrzenie Ariel.


***


    Są już przy bramie.
    W jej głowie rozległ się znajomy głos dokładnie tak, jak się umówili. Przekazała to pozostałym i wszyscy wybiegli z sali. Teraz została sama z Rivą. Mierzyli się wzrokiem, a zaległa nagle cisza była gorsza, niż gdyby na nią krzyczał i rzucał oskarżenia.
    - A więc dzisiaj wszystko się skończy – odezwał się w końcu pozornie spokojnym tonem.
    - Tak.
    - Nie martw się o Argona. Nic mu nie będzie.
   - Wiem – ruszyła w jego stronę, dostrzegając szanse, żeby dokończyć nocną rozmowę. Riva nie znał całej prawdy i musiała mu to powiedzieć – Posłuchaj, wiem co o mnie myślisz. Masz prawo czuć się zraniony, ale…
    Przybrał na twarz surową maskę i zatrzymał ją w miejscu ruchem dłoni.
    - Porozmawiamy o tym później.
    - Ale ja naprawdę chciałabym…
    Już czas, Ariel.
   Zamarła, wbijając wzrok w posadzkę.
    Balar?
    Leć na Wyspę Aznar, do Czarnej Wieży.
   Zagryzła wargi, a jej serce zaczęło bić coraz szybciej w przypływie podekscytowania i lęku.
    Już teraz? Sądziłam, że zdążę jeszcze pomóc tutaj, w bitwie.
    Zanim przybędziesz na miejsce, wzejdzie czerwony księżyc. Masz ważniejsze zadanie do wykonania, ale jeśli bardzo chcesz wesprzeć przyjaciół, to zrób to z daleka. Rairi wciąż nie wie, że tam jesteś i nie może cię zobaczyć.
    Rozumiem. Będziesz tam, prawda?
    Czekam na ciebie, moja gwiazdeczko.
    Ariel przełknęła ślinę i zacisnęła pięści, kiedy głęboki, łagodny baryton wypełnił jej umył i przeniknął każdą cząstkę jej osoby. Sięgnęła ku jego świadomości, ale natknęła się jedynie na pustkę. Musiała zamrugać, żeby powstrzymać łzy i dostrzegła, że Riva przygląda jej się uważnie, a jego mina i spojrzenie wyglądały, jakby doskonale wiedział, co się dzieje.
    - Muszę zrobić, co do mnie należy – odezwała się bez wahania, bardziej stanowczym tonem, niż zamierzała – Przepraszam, że was tu zostawiam.
    - Uważaj na siebie i...wróć bezpiecznie.
    Wyraźnie chciał powiedzieć znacznie więcej, ale tylko spojrzał jej głęboko w oczy, jakby w ten sposób chciał przekazać to wszystko, co miał w sercu. Ariel posłała mu blady uśmiech, po czym wybiegła z sali, zostawiając go całkiem samego.
    Popędziła do swojej komnaty, gdzie przewiesiła pochwę z mieczem przez ramię, otworzyła okno i wyleciała z zamku, kierując się wysoko w zachmurzone niebo.


***

    Argon wydał ostatnie rozkazy wojownikom, po czym wypadłszy na zamkowy dziedziniec, teleportował się w rozbłysku światła do Sallen, stolicy półelfów.
    Pojawił się bezpośrednio w sali audiencyjnej rezydencji hrabiego, gdzie zastał Lunnę i Raliela, obradujących nad czymś przy stole.
    - Biały Kruk!
    Królowa Zielonego Lasu wstała gwałtownie, a na jej ustach zaczął pojawiać się uśmiech. Widząc jednak ponurą minę kapitana i jego twardy, chłody wzrok, natychmiast spoważniała.
    - Już? - Zapytał jej przyjaciel, unosząc się z właściwą elfom gracją.
    - Tak. Zaatakowali – Argon z premedytacją nie patrzył na królową, świadom, że ona wręcz pożera go wzrokiem. To nie był czas, ani miejsce na osobiste sprawy - Wasi ludzie są gotowi?
    - Czekają na dziedzińcu. Nie jest ich zbyt wielu, ale jeden półelf jest więcej wart, niż pięciu ludzi.
     Argon odwrócił się na pięcie i pierwszy ruszył pospiesznie w kierunku drzwi.
    - W takim razie nie traćmy czasu – odezwał się szorstko, nie sprawdzając, czy za nim idą. Jego kroki były równie ciche, co elfów – Bitwa się rozpoczęła.

piątek, 25 sierpnia 2017

Rozdział 17

     Naprawdę próbowała się zdrzemnąć, ale tyle myśli kotłowało jej się w głowie, że w końcu zrezygnowała. Nie powinna leniuchować, kiedy wszyscy przygotowywali się do walki.
     Wstała energicznie, podeszła do dużej szafy i zaczęła przeglądać sukienki, kiedy w polu jej widzenia mignął błysk białego światła. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i odwróciła głowę.
     - Nieładnie tak pojawiać się bez pukania w sypialni kobiety.
     - Nawet własnej siostry?
     - Tym bardziej.
    Argon stanął przy niej w otwartych drzwiach szafy i sięgnął po zieloną sukienkę z długim rękawem ozdobioną białymi, delikatnymi wzorami.
     - Załóż tą.
    Przekrzywiła głowę, przyglądając się jego twarzy tak intensywnie, aż blizna na jego policzku zmarszczyła się nieznacznie kiedy wygiął usta w jakimś nieokreślonym grymasie.
    - Zaraz zrobisz mi tym wzrokiem dziurę w głowie. Jestem tak zabójczo przystojny, czy koszmarnie brzydki?
     Ariel miała ochotę przytulić się do niego i powiedzieć to wszystko, co sobie planowała, ale tylko prychnęła z rozbawieniem.
     - Zastanawiam się, od kiedy stałeś się doradcą w kwestii kobiecego ubioru.
    - A ja od wczoraj głowię się co robił miecz elfów w komnacie Rivy – odparł, przybierając swoją surową minę.
    Dopiero teraz dostrzegła, że w jednej dłoni trzymał miecz w białej pochwie, ze zwisającym smętnie paskiem.
     Zupełnie o nim zapomniałam.
    - To moje – niemal krzyknęła, po czym pospiesznie wyrwała mu ostrze, przyciskając je do piersi, jakby to była ulubiona maskotka.
    Argon uniósł brwi, spoglądając to na nią, to na miecz.
    - Skąd go masz? To piękna robota, nigdy nie widziałem takiego ostrza i wiem, że został zrobiony niedawno i nie był jeszcze używany. Zastanawia mnie tylko jakim cudem został zrobiony przez elfy, skoro te z Zielonego Lasu wyginęły, a to było jedyne miejsce, jakie zamieszkiwały.
    - Cóż, może w takim razie nie jedyne - odwróciła się i ostrożnie oparła broń o ścianę. W zamyśleniu pogładziła ozdobną rękojeść, nie mogąc nie powracać myślami do tego, jak trzymała go dłoń Balara, kiedy tłumaczył jej co ma robić. Ile dni minęło od tamtego czasu? Czy jeszcze był na wyspie, czy także ją opuścił i jest już w Elderorze? Czy nie potrafi przestać o niej myśleć, jak ona o nim?
    Gdyby tylko mogła odnaleźć jego świadomość, wyczuć jego umysł i dotnąć myśli, byłoby jej lżej, wiedząc gdzie jest i co robi. Na samą myśl o nim, jej serce zaczynało szybciej bić.
     - Ariel?
     Wojownik dotknął jej ramienia, a kiedy się do niego odwróciła, odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki i zatknął za ucho, zatrzymując tam dłoń na dłużej. Przyglądał się jej zatroskaną miną, aż znów poczuła to nieprzyjemne, ściskające poczucie winy.
    - Gdzie byłaś? - powtórzył pytanie, zaglądając jej prosto w oczy.
    - Czy to ważne? Wróciłam cała i zdrowa. Jak obiecałam.
    - Nie było cię ponad czternaście dni. Kiedy przybyłem nad jezioro Tohen, Riva leżał na kocu ledwo żywy, a po tobie nie było śladu. Przeczesałem cały Elderol, podejrzewając najgorsze. Ty i Riva jesteście dla mnie najważniejsi. Martwiłem się…
    - Niepotrzebnie – przerwała mu ostrzej niż zamierzała, zabrała od niego sukienkę i ruszyła do drzwi - Dostałeś moją wiadomość?
     Wyszła na korytarz, a Argon niemal deptał jej po piętach.
     - Tak. Ale wcześniej znalazłem też inną.
    Zatrzymał ją po kilku krokach, obracając ku sobie, wyciągnął coś z kieszeni i przysunął jej przed oczy pomięty liścik. Ariel na krótki moment zamarło serce, kiedy przeczytała go pospiesznie i rozpoznała, kto go napisał. Otworzyła usta, spojrzała na brata, po czym zamknęła je, zaciskając mocno i bez słowa ruszyła dalej korytarzem. Na szczęście w pobliżu nie było nawet służby, bo w pomiętej sukience i rozczochranych włosach musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Może jeśli doprowadzi się do porządku, poczuje się lepiej.
    - Wiesz, kto go zostawił, prawda? - Argon nie dawał za wygraną, doganiając ją i teraz idąc tuż obok – Znalazłem to w jego gabinecie. Gdybym nie zdemolował tam wszystkiego, nie dowiedziałbym się, że…
    Zatrzymała się i popatrzyła na niego z zaskoczeniem.
    - Zdemolowałeś? Po co?
    Argon westchnął ciężko i uniósł wzrok na sufit, jakby tam szukał natchnienia. W końcu pokręcił głową, spojrzał na nią ponuro i ujął za ramiona.
    - Jesteś moją siostrą, Ariel. Sądziłaś, że przyjmę twoje zniknięcie ze spokojem i będę po prostu czekał, aż może jakiś cudem wrócisz? Nie wiedziałem co się z tobą dzieje, gdzie jesteś, ani czy w ogóle żyjesz.
    Uniosła podbródek, hardo spoglądając mu w oczy, tak zielone, jakby patrzyła w swoje własne.
    - Wysłałam ci wiadomość właśnie po to, żebyś spokojnie czekał, aż sama wrócę. Jak widzisz żyję i nic mi się nie stało. Jestem Potomkiem Liry i sama potrafię o siebie zadbać.
    - Chcesz się teraz kłócić?
    - Nie. Właśnie nie chcę – odparła łagodniejszym tonem.
    Argon dotknął dłońmi jej twarzy, jeszcze bardziej marszcząc brwi.
    - Coś się w tobie zmieniło, nie rozumiem tylko co.
    Jesteś już trzecią osobą, która to stwierdza, więc coś w tym musi być.
    Uśmiechnęła się lekko, aby rozładować nieco napięcie i stuknęła go w czoło.
    - Gdybyś był bardziej spostrzegawczy, zauważyłbyś, że wypiękniałam.
    Przewrócił oczami, więc wykorzystała okazję i odsunęła się szybko. Następnie odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem przeszła wzdłuż korytarza, docierając do następnych drzwi, za którymi mieścił się niewielki pokój do kąpieli. Otwierając je, zerknęła na wojownika, który znów był tuż za nią. Westchnęła w duchu, chociaż wiedziała, że Argona nie da się tak łatwo zniechęcić. Ich wspólną cechą nie był tylko kolor oczu, ale również upartość.
    - A ty gdzie? - stanęła w progu, zagradzając mu drogę, wzięła się pod boki i zrobiła srogą minę – Zamierzasz podglądać własną siostrę, jak się kąpie?
    Zadrżały mu wargi, chociaż reszta twarzy i oczy pozostały poważne.
    - Jeśli będzie trzeba.
    - To jakiś szantaż? Jeśli nie zauważyłeś, jestem kobietą, a ty…
    - Daj spokój, Ariel – z lekkim zniecierpliwieniem wepchnął ją do środka i teraz to on stał w progu – Mogę tu być właśnie dlatego, że jesteś moją siostrą, a poza tym już kiedyś widziałem cię nago.
    Ariel oświetliła niewielkie pomieszczenie kulą światła, chociaż przez malutkie okienko wysoko w ścianie przedostawało się trochę dziennego blasku. Pośrodku stała wanna na złoconych nóżkach, obok szafka na ręczniki i olejki oraz jedno krzesło. Powiesiła sukienkę na jego oparciu, odwracając się do niego tyłem, aby nie dostrzegł jej rozbawionego uśmiechu.
    - Tak, ale to było tylko raz, miałam wtedy trzy lata i byłam błogo nieświadoma. Nie sądzisz, że trochę się od tamtego czasu zmieniło?
   - To nie zmienia faktu, że...Zaraz zaraz. Chyba nie chcesz, powiedzieć, że…
    Jak gdyby nigdy nic, podeszła do wanny, jej pasemko rozjaśniło się w półmroku, kiedy wyciągnęła rękę i zaczęła napełniać ją wodą. Jej uśmiech przy tym stał się jeszcze szerszy.
    - To niesprawiedliwe – zaczęła lekkim tonem, z nutką udawanej pretensji - że ja nie miałam okazji zobaczyć cię bez ubrania. Zamieszkałeś w zamku, zanim się urodziłam i zgrywałeś takiego dorosłego kiedy odwiedzałeś nas na chwilę – poskrobała się w brodę, drugą dłonią kierując strumień wody do wanny. Gdyby te odzyskane wspomnienia nie były wzmocnione przez Balara, z pewnością nie mogłaby pamiętać takich rzeczy, albo pamiętałaby je bardzo mgliście – Zawsze cię podziwiałam, że możesz latać, a ty droczyłeś się ze mną i nie chciałeś się bawić. Ale zazdrościłam ci najbardziej tego, że mieszkasz w zamku, a ja mogłam was tylko odwiedzać. Moja komnata niewiele się zmieniła od czasu, gdy spaliśmy tam z rodzicami i cieszę się, że teraz należy do mnie.
    Nie słyszała kroków, ale po chwili Argon pojawił się przy niej, a siadając na brzegu wanny poufałym gestem zsunął z jej włosów tasiemkę i w przelotnie pocałował w skroń.
   - Odzyskałaś pamięć – stwierdził bez zbytniego zaskoczenia, ale za to z zadowoleniem – I widzę, że nawet więcej, niż powinnaś.
    - Tak sądzisz?
    - Nawet ja nie pamiętam wszystkiego z tamtych czasów. A już z pewnością tego, że byłaś o coś zazdrosna.
    Wzruszyła ramionami z wystudiowanie obojętną miną.
    - Więc teraz już wiesz.
    Przechylił się na bok, aby móc na nią spojrzeć. W magicznym świetle białe piórko na jego czole zdawało się jaśnieć własnym światłem, podobnie jak te na jej szyi. Posłała mu ciepły uśmiech, uświadamiając sobie, że na tym świecie mają tylko siebie. Tęskniła za Sato, ale jak za przyjacielem, a swojego prawdziwego ukochanego brata miała tu, przy sobie.
    - Więc teraz powiesz mi, gdzie byłaś? Z elfami?
    Uwielbiała jego towarzystwo i nawet te ich sprzeczki, ale już zdecydowanie mniej podobało jej to, kiedy był taki wścibski. Chociaż z drugiej strony powinna go zrozumieć, bo gdyby to jemu coś groziło, szalałaby z niepokoju.
    Prysnęła mu w twarz kilkoma kropelkami wody, ale zachował całkowitą powagę i tylko zamrugał powiekami. Westchnęła ciężko.
    - Jak jesteś taki spostrzegawczy, to sam się domyśl.
    - Uznam to za odpowiedź twierdzącą. To one zrobiły ten miecz, jednak wyczułem w nim jeszcze inną, bardziej subtelną, potężną Moc. Czy to dlatego nie mogłaś nic powiedzieć nawet Rivie? - kiedy w milczeniu zagryzła wargi, uśmiechnął się jednym kącikiem ust - Mam zgadywać dalej? Bo jak widzisz, jestem w tym całkiem dobry.
    Wanna była już dostatecznie napełniona, więc ogrzała wodę, aż nad jej gładką powierzchnią uniosły się kłęby pary. Zerkając na brata, machnęła ręką i lekki podmuch wiatru przeniósł krzesło w najdalszy i najciemniejszy kąt pomieszczenia. Kiedy uniósł pytająco brwi, pociągnęła go za rękę, zmuszając żeby wstał, odwróciła do siebie plecami i popchnęła w stronę krzesła.
    - Skoro już musisz tu być, to siedź tam grzecznie, a teraz zostań tak, bo chcę się rozebrać.
    Nie mogła tego zobaczyć, ale była pewna, że przewrócił oczami. Posłusznie stał w miejscu, więc rozebrała się pospiesznie i wślizgnęła do wanny, zanurzając w ciepłej wodzie aż po szyję. Zmniejszyła kulę światła i popchnęła ją pod sam sufit, aby ukryć siebie w półmroku i dopiero wtedy dała znak, że jest gotowa.
    Argon poszedł w kąt i rozsiadł się na krześle, krzyżując przed sobą ramiona i przyciągając światełko bliżej siebie. Teraz widziała tylko jego umięśnioną sylwetkę wojownika, zarys twarzy z białym punkcikiem na czole i jarzące się zielonym ogniem oczy, patrzące gdzieś w jej kierunku. Nawet, jeśli miał lepszy wzrok od niej, trudno by mu było cokolwiek zobaczyć, bo skrywał ją mrok woda i para. Brat, czy nie, jego obecność nieco ją peszyła i nie wygoniła go siłą tylko dlatego, że nie chciała się z nim wykłócać, a poza tym rzadko kiedy mieli okazję pobyć tak tylko we dwoje.
    Dodała do wody pachnących olejków i w przyjemnej ciszy umyła dokładnie włosy, potem całe ciało. Sądziła już, że może uznał, że nic z niej nie wydobędzie, kiedy znów odezwał się, niespodziewanie łagodnym tonem:
    - Nie jestem głupi, Ariel i sam mogę wywnioskować gdzie byłaś przez ten czas. Dobrze wiem, że poza Zielonym Lasem, jest jeszcze pewna wyspa, zamieszkana przez Najstarszych. Leży daleko, poza zasięgiem mojej teleportacji, więc na początku nie pomyślałem o tamtym miejscu. Właściwie do tej pory nie byłem pewny, czy jakieś elfy jeszcze tam mieszkają, ale teraz to oczywiste. Do czego ci tak długi miecz? Nie służy do poważnej walki, ale jego pozorny wygląd może mylić.
    Ariel zanurzyła się na kilka sekund i wyciągnęła w wannie, zanim odpowiedziała:
    - Masz rację, jak zawsze, mój ty mądry starszy bracie. Zrobiły go elfy i służy tylko w jednym celu. Aby zabić Niezwyciężonego – uznała, że tyle prawdy, może wyjawić, w końcu nie dotyczyło to bezpośrednio Balara.
    - Zabić?
    - Pokonać, zgładzić, co tam chcesz.
    - Rozumiem.
     Podgrzała nieco wodę, przekręciła się na brzuch, odgarniając do tyłu mokre włosy i skrzyżowała ramiona na brzegu wanny, spoglądając na jego oświetloną postać.
    - Zaspokoiłam twoją ciekawość?
    Dostrzegła jak kręci nieznacznie głową.
    - Oboje wiemy, kto napisał tą wiadomość, którą znalazłem.
    Milczała.
    - Byłaś tam z nim, prawda?
    - Czy to takie ważne?
    - Próbuję to wszystko zrozumieć, a ty mi nie ułatwiasz. Co się tam takiego stało, że nie możesz nic powiedzieć?
    Starła z twarzy kropelki wody, próbując zachować spokój.
    - Zdobyłam miecz, którym mogę pokonać naszego największego wroga. Czy jest coś ważniejszego?
    - Odzyskałaś też pamięć, a dobrze wiem, że nie stało się to od tak sobie.
    - Może pomogły mi elfy?
    Uśmiechnął się słabo i niezbyt wesoło.
    - Nie. Nie dzielę z nikim umysłu, ale wiem, jak to działa. Jedna i ta sama osoba zabrała ci pamięć, a potem przywróciła. I tego również nie rozumiem, bo…
    - Jeśli musisz już wiedzieć, to czegoś się tam nauczyłam – przerwała mu pospiesznie, z nadzieją, że nie dosłyszał w jej głosie cienia paniki.
    Obiecała Balarowi, że nikt się nie dowie, bo im mniej osób znało jego sekret, tym miał większe szanse doprowadzić to do końca i wygrać. Argon domyślał się więcej, niżby chciała i mogła mieć tylko nadzieję, że Rairi nie przeczyta jego myśli.
    Szkoda, że nie mogę porozmawiać o tym z Balarem, ale może to też by mu zaszkodziło.
    - Jakiejś sztuczki elfów? - zapytał z lekką ironią, poprawiając się na krześle.
    Ariel bez słowa machnięciem dłoni zgasiła kulę światła i w jednej chwili w pokoju zrobiło się całkiem ciemno, jakby był późny wieczór. Malutkie okienko wysoko w ścianie dawało niewystarczająco światła, nawet jeśli na zewnątrz świeciło słońce.
    Usłyszała jak Argon siada prosto i mogła sobie wyobrazić jak mruży oczy, żeby cokolwiek zobaczyć. Uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła dłoń. Najpierw w mroku rozjarzyło się czerwone pasemko na jej mokrych włosach, a zaraz potem z jej palców wystrzeliły płomienie, które utworzyły płonącą, pomarańczowo – czerwoną kulę. Zawisła pośrodku pokoju, oświetlając rozedrganym światłem wszystkie kąty i dając natychmiastowe ciepło.
    Mimo syku płomieni, usłyszała, jak wojownik z zaskoczenia wciągnął głośno powietrze.
    - Opanowałaś ostatni żywioł – w jego głosie słychać było dumę, od której zrobiło jej się ciepło na sercu.
     - Nie było to łatwe, ale jak widzisz, całkiem nieźle mi to wychodzi.
    - I zapewne nie wyjawisz, czy dokonałaś tego sama, czy ktoś ci pomagał?
    Ariel odwróciła się z powrotem na plecy i usiadła prosto, rozpryskując nieco wody na posadzkę.
    - Lira – odparła po chwili zastanowienia, uznając, że dla innych może to być częściowo prawdą. Przecież sama była przekonana, że naprawdę spotykała ją w swoim wewnętrznym świecie.
     - Nadal ją widujesz?
    - Tak. Bardzo mi pomaga.
    - Jakoś nadal trudno mi zrozumieć jak to możliwe, skoro ona…
    - Mógłbyś podać mi ręcznik? I zamknij oczy.
    Kula ognia zniknęła. Argon westchnął cicho, skrzypnęło krzesło, kiedy wstawał, dotarł do szafki i wcisnął jej w rękę biały ręcznik.
    - A teraz przynieś sukienkę i się odwróć.
    - I tak prawie nic nie widzę.
    - Jesteś Białym Krukiem, więc na pewno widzisz więcej ode mnie.
    Prychnął z ironią, ale znów posłuchał. Ariel wyszła z wanny i w czasie, gdy pospiesznie się wycierała, podgrzała wodę żarem ognia, aby wyparowała. Zabrała od brata czystą sukienkę, ubrała się i odświeżona z ręcznikiem na głowie wyszła na korytarz, pozostawiając drzwi otwarte, aby służba potem tu sprzątnęła.
    Wróciła do swojej komnaty i usiadła przed lustrem, a Argon na łóżku. W odbiciu widziała nie tylko swoją twarz, ale również jego. Napotkała zielone spojrzenie, kiedy wycierała włosy, a potem zaczęła je szczotkować. Wojownik nie potrafił mówić o uczuciach, ale dobrze widziała jak bardzo za nią tęsknił. Bał się, że już nie wróci i dlatego teraz nie chciał opuszczać jej nawet na sekundę. Potrafiła to wyczuć nawet bez potrzeby zaglądania w myśli.
     Próbując rozczesać skołtunione kosmyki, odwróciła się na krześle w jego stronę.
    - Dziękuję, że kiedy odchodziłam do tamtego świata, dałeś mi swoje pióro.
    Oparł się o ramę łóżka i skinął głową z lekkim uśmiechem.
    - Chciałem, abyś pamiętała, że masz tu rodzinę, która będzie na ciebie czekać. Tyle, że i tak wszystko zapomniałaś.
    Ariel przygryzła wargę, przypominając sobie tamte chwile. Część wspomnień pochodziła od Balara, przez co znacznie lepiej potrafiła zrozumieć co się wtedy stało. Przyprowadził ją do szkoły, a po rozmowie z dyrektorką, zabrał prezent od Argona i oddał go nauczycielce, która miała się nią zaopiekować. Pani Eryl.
     Potem powiedział, żeby pilnie się uczyła i że po nią wróci, gdy podrośnie, pocałował ją w czoło i odszedł. Chociaż już po kilku dniach ledwo pamiętała Elderol i rodzinę, obraz jego oddalających się pleców prześladował ją przez wszystkie kolejne lata, stanowiąc jedyny łącznik z przeszłością.
    - Pamiętasz teraz, że to Balar cię tam zaprowadził i że to był jego pomysł? - zapytał, widząc jej zamyślone spojrzenie.
    - Tak – zdusiła w sobie narastające emocje, przez co jej dłoń zadrżała i skrzywiła się, gdy pociągnęła mocniej szczotką, szarpiąc za włosy.
    Nie zauważyła kiedy wziął jej miecz, zdjął pochwę i przyglądał się wąskiej, lśniącej stali, wodząc po niej opuszkami palców. On również się zamyślił, przybierając posępny wyraz twarzy.
    - Wiesz, że zanim odeszłaś, nasze życie było właściwie idealne? Balar był z nas najstarszy, właściwie już dorosły, dlatego wielbiliśmy go i podziwialiśmy. Był najlepszy we wszystkim co robił i miał zostać królem – jego spojrzenie stwardniało i chmurnie zmarszczył czoło - Riva nie odstępował go na krok, a potem nastąpiła ta noc i w jednej chwili go znienawidził, podobnie jak ja – zamilkł i popatrzył na nią uważnie, niemal ostro – Skoro wróciła ci pamięć, to wiesz już jak to wszystko wygląda. Ta jedna wiadomość niczego nie zmienia. Nie chcesz nic mówić, to trudno, ale wiem, że byłaś tam z nim i chociaż nic z tego nie rozumiem, a tym bardziej twojego zachowania, nadal go nienawidzę. Chciałbym wiedzieć jeszcze tylko jedno – odetchnął i widziała jak napiął wszystkie mięśnie – Zaatakuje miasto z nephiami?
    - Nie – odparła stanowczo – Nox im przewodzi. Z Rairi.
    Argon zmrużył podejrzliwie oczy.
    - Skąd jesteś tego taka pewna? Jeśli wiesz coś więcej…
    Milczała przez chwilę, spoglądając przez okno, ale i tak cokolwiek próbowałaby teraz powiedzieć, było już za późno na kłamstwa. Przymknęła powieki i odetchnęła.
    Mam nadzieję, że to ci nie zaszkodzi, Balarze.
    - Właśnie dlatego, że ma tu przybyć Rairi, nie mogę nic powiedzieć – odezwała się w końcu, starannie dobierając słowa. Odłożyła szczotkę, wstała i zbliżyła się do łóżka – Już i tak domyślasz się więcej niż powinieneś, a Rairi bez trudu potrafi wedrzeć się do umysłu i przeczytać cudze myśli – spojrzała mu z uwagą w oczy – Mam nadzieję, że już za późno, żeby pokrzyżowała nam plany, ale proszę cię, żebyś więcej o tym nie myślał, skupił się na swoim zadaniu, a w czasie bitwy trzymał jak najdalej od elfki. Mówię ci to wszystko, bo jesteś moim bratem i ufam, że na razie nie zdradzisz z tego ani słowa nawet Rivie. Później będę mogła wszystko wam wyjaśnić.
    Argon obserwował ją przez dłużą chwilę z miną zdradzającą, że chciałby zadać jeszcze wiele pytań, ale w końcu uśmiechnął się lekko i przejechał dłonią po jej wilgotnych włosach.
    - Moja mała siostrzyczka wyrosła na prawdziwą wojowniczkę. Pogodziłem się, że nasz los jest w twoich rękach.
    Wyjęła z jego dłoni miecz elfów i chwyciła go pewnie, opuszczając ostrze, aż końcówka dotknęła posadzki. Zacisnęła kurczowo palce na białej, ozdobnej rękojeści, wciąż czując na niej ciepły odcisk innej dłoni, tego, który obudził ją do życia i przywrócił wszystko we właściwe miejsce. Mężczyzny, do którego należała każda komórka i każda cząstka jej istnienia.
    - Dopiero teraz to zauważyłeś? - rzuciła z ironią i uszczypnęła go w policzek – I tak nigdy cię nie dogonię, Biały Kruku. Widziałam miasto i wojowników. Pomyślałeś o wszystkim, chociaż zostałeś sam.
    - Miałem Zakon Kruka.
    - Nie mów tego nikomu, bo mogą być zazdrośni, ale i tak jesteś najlepszy.
    - To niezbyt obiektywna ocena, skoro jestem twoim bratem. Mówiłabyś tak nawet, jeśli byłbym ostatnim gamoniem.
    - Nieprawda – uśmiechnęła się z czułością, kiedy nawinął sobie na palce kosmyki jej włosów – Na szczęście jesteś najlepszym wojownikiem jakiego znam i dzięki tobie wygramy tą wojnę.
    - I tu się mylisz, siostrzyczko, bo nawet ja nie mógłbym się równać z Niezwyciężonym. Nasze zwycięstwo zależy wyłącznie od ciebie.
    Kiedy dotknęła jego ramienia, skrzywił się ledwo dostrzegalnie i dopiero wtedy zauważyła, że pod rękawem widać było wypukłość opatrunku.
    - Jesteś ranny? Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś? - usiadła obok, delikatnie wodząc dłonią po miejscu, gdzie wyczuła skaleczenie.
    - Uwierz mi, że obrywałem mocniej.
    - Może i tak, ale skoro już wróciłam, wyleczę cię zawsze, kiedy będzie potrzeba.
    Zaczerpnęła Mocy i już po chwili po ranie pod opatrunkiem pozostała jedynie lekko różowa skóra. Mimo, że skończyła szybko, zamiast cofnąć rękę, zsunęła ją na dłoń wojownika i ścisnęła.
    - Gotowe, możesz zdjąć opatrunek. I następnym razem nie ukrywaj czegoś takiego przede mną.
    - Dziękuję. To ja powinienem cię chronić, ale chyba i do tego muszę przywyknąć, że więcej w tobie z ojca, który broniłby wszystkich własnym ciałem. Gdyby nie ten przeklęty Niezwyciężony i elfka, może nadal by żyli.
    Ariel uniosła ostrze tak, że mogła się w nim przejrzeć. Para zielonych oczu patrzyła na nią ze smutkiem i twardą zaciętością.
    - Możesz być spokojny, Argonie. Zabiję Gathalaga i raz na zawsze zakończę jego istnienie.
    A potem stracę kamienie i Moc, ale już nikt więcej nie będzie musiał bać się ani walczyć z ojcem Liry – dodała w myślach.


***

     Wszyscy zebrali się już w sali tronowej na wspólny posiłek. Podwójne drzwi stały otworem, gdyż służba biegała w tą i z powrotem, donosząc kolejne potrawy. Wszyscy zdawali się jacyś podekscytowani i chociaż bitwa dopiero ich czekała, tego wieczoru mieli co świętować.
     Jak tylko Riva wkroczył do środka, Argon, który jako jedyny siedział już na swoim miejscu, wstał i skłonił się dwornie. Bracia z Zakonu, zebrani w kręgu, zamilkli i poszli w ślady Białego Kruka.
    - Ogromnie cieszymy się, że znów jesteś z nami, Wasza Wysokość – odezwał się Reeth, prostując się i spoglądając na niego z nieukrywaną radością.
     - Czuję, jakbyśmy już wygrali – rzucił ze śmiechem Oran.
   - Najwyższy czas, bo jutro nie byłoby nawet komu chronić chorego króla – mamrocząc pod nosem, Koll usiadł przy stole na nikogo nie patrząc.
    Jednak szczególnie ucieszył Rivę widok drobnej Serei w otoczeniu mężczyzn, rozmawiającej z nimi i śmiejącej się jakby była jedną z nich. Ich zachowanie i to, że miała na sobie spodnie i płaszcz Zakonu, mówiły same za siebie. Arwel obejmował ją czule ramieniem przy wszystkich i bez skrępowania szeptał coś do ucha.
     Chyba naprawdę długo spałem, skoro tyle się zmieniło.
    Riva skinął im dłonią, kiedy otrzymywał kolejne ciepła słowa powitania. Wcześniej sądził, że traktują go jak króla jedynie z obowiązku i dopiero teraz pojął, że naprawdę darzyli go szacunkiem i miłością. Nagle poczuł się niezwykle lekki, a serce wypełniło mu całą klatkę piersiową, kiedy zdał sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie był sam. Miał wokół siebie ludzi, którzy oddaliby za niego życie, a to było znacznie cenniejsze od całego złota świata.
    Mogłeś być na moim miejscu bracie i mieć wszystko, a co wybrałeś?
    Idąc do stołu, zasępił się na chwilę, ale zasiadają u szczytu, zerknął na Argona i o mało nie parsknął śmiechem.
    Wojownik wpatrywał się w niego z szerokim uśmiechem, jaki widywał tylko gdy byli sami. Dzisiaj nawet zdawał się jeszcze szerszy, nieco głupkowaty.
    - Zamierzasz szczerzyć się tak cały wieczór? - Riva zerknął na pozostałych, na powrót zajętych rozmową i znów na przyjaciela, krzywiąc się z niesmakiem.
    - Po prostu cieszę się, że znów jesteś wśród nas, żywy i zdrowy. Znów mogę się mądrzyć i dokuczać królowi.
     - Twoja radość jest przerażająca.
    - Wiesz, że zamierzałem cię i tak zabić, gdybyś umarł?
    Riva pokiwał smętnie głową i poskrobał się po brodzie.
    - Kiedy to usłyszałem, przestraszyłem się na żarty. Zawsze podejrzewałem, że w głębi duszy masz wobec mnie niecne zamiary, tylko czekałeś na dogodny moment.
    Kapitan przestał się uśmiechać, a w jego oczach pojawiło się zaskoczenie.
    - Słyszałeś mnie?
    - Cóż – Riva udał obojętność – Nie zawsze, ale większość. Twój głos był miłym urozmaiceniem i odciągał mnie z tego miejsca, gdzie przebywałem większość czasu – wzdrygnął się, po czym z krzywym uśmiechem szturchnął przyjaciela w ramię – Może dlatego, że słyszałem twój głos, walczyłem wystarczająco długo, żeby przeżyć. Dzięki twojemu gadulstwu jestem też w miarę na bieżąco i wiem, że beze mnie świetnie dałeś sobie radę.
     Riva odchrząknął, skrzyżował ramiona na piersi i rozparł się wygodniej na krześle.
    - Wątpiłeś we mnie? Dobrze więc, że niczego nie muszę wyjaśniać i chwalić się, że wszystko przygotowałem.
    - Momentami czułem, jakbym sam uczestniczył w naradzie, ale jestem wdzięczny, że o wszystkim mnie informowałeś, chociaż nie byłeś pewny, czy cię słyszę. A jeśli chodzi o Ariel…
     - Mnie też nic nie powiedziała, ale myślę, że zrobi to sama w odpowiedniej chwili.
     Riva zmarszczył brwi i westchnął.
    - Nie rozumiem dlaczego jest taka tajemnicza. Sądziłem, że tobie coś wyjawi i…
    - O wilku mowa – przerwał mu wojownik i odwrócił głowę w stronę otwartych wrót.
Ariel weszła do sali razem z Tarą, obie w eleganckich sukniach, chociaż jej przyjaciółka jak zwykle wybrała najbardziej rzucający się w oczy, rażący kolor.
    Król uniósł rękę i już chciał zawołać, żeby usiadła obok niego, jednak natychmiast   otoczyli ją bracia z Zakonu. Sereia rzuciła jej się na szyję, a po przywitaniu się zresztą, ruszyła w ich otoczeniu do stołu, zasypywana pytaniami i wyrazami ulgi, że nic jej nie jest.
    Riva obserwował ją uważnie i nadal nie potrafił dokładnie powiedzieć, co się w niej zmieniło. To nie było nic wielkiego i może nie wszyscy to dostrzegali. Było w niej coś takiego, co onieśmielało, a jednocześnie sprawiało, że chciało się do niej podejść i porozmawiać. Zdawało mu się, że była jeszcze piękniejsza, niż zapamiętał. A może po prostu to ta nowa fryzura, która splatała jej włosy w misterny sposób i odsłaniała całą twarz, przez co wyglądała doroślej i poważniej. Uśmiechała się do wojowników i rozmawiała z nimi swobodnie, a w jej ruchach i postawie było tyle kobiecej gracji i pewności siebie, aż zapierało mu dech w piersi.
     W pewnym momencie zerknęła w jego stronę i mimo uśmiechu na twarzy dostrzegł w jej oczach zamyślenie i powagę. Oraz jakby ukryty głęboko smutek. Nie podeszła do niego, tylko skinęła głową i usiadła na drugim końcu stołu, obok Tary i wojowników i znów zajęła się rozmową z nimi.
    Riva westchnął ciężko i pokręcił głową. Dostrzegł, że Argon przygląda mu się pytająco, więc wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że to nic takiego. Lewą dłoń ze znamieniem zacisnął pod stołem w pięść, ale zaraz przypomniał sobie, że przecież jest już wolny od bólu i rozluźnił się, pozwalając sobie nawet na lekki uśmiech. Ariel uratowała mu życie, chociaż wydawało się to niemożliwe i wyznała, że go kocha. To normalne, że chciała pobyć z przyjaciółmi, a on nie mógł przecież mieć ją zawsze przy sobie.
     - Będziesz się tak gapił na moją siostrę cały wieczór i czekał, aż wszystko ostygnie?
    Drwiąca uwaga Argona przywróciła go do rzeczywistości i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że faktycznie nie potrafił oderwać wzroku od drugiego końca stołu. Zamrugał i zauważył, że służba zniknęła, a każdy nakładał już sobie z parujących półmisków. Kapitan również miał pełen talerz i zabierał się za jedzenie, ale najpierw dźgnął go widelcem w policzek, robiąc surową minę.
    - Zjedź grzecznie i idź odpocząć. Jutro czeka nas ciężki dzień, a dzisiaj już nikt nie chce rozmawiać o bitwie i taktykach.
     Riva obdarzył go chmurnym spojrzeniem.
    - Chyba czerpiesz ogromną satysfakcję z niańczenia mnie.
    - Owszem, to całkiem zabawne przypominanie Waszej Wysokości, że jestem o rok starszy, a więc mądrzejszy i bardziej…
    Król sięgnął po całego, obranego ziemniaka i wepchnął wojownikowi w usta, po czym ignorując jego mordercze spojrzenie, jak gdyby nigdy nic skupił się na jedzeniu.
Słuchając toczących się przy stole rozmów, sam odpowiadał tylko na pytania, ciesząc się posiłkiem i towarzystwem najbliższych mu ludzi. Właśnie zastanawiał się, czy nie usiąść przy Ariel i nie zagadać, kiedy raptem podwójne drzwi otworzyły się gwałtownie i do sali wparował Yarith z córką Elleyą u boku. Oboje wyglądali na zmęczonych, dyszeli z wysiłku, jakby przez całą drogę biegli, a zmierzając ku stołowi, zostawiali za sobą ślady błota.
    - Słyszałem plotki, że król wyzdrowiał, więc przybyłem jak najszybciej i widzę, że trafiłem w samą porę na ucztę – zagrzmiał wesołym głosem. Z gęstą brodą i rozwianymi, długimi włosami wyglądał raczej jak lew, niż wilk. Bursztynowe oczy o zwężonych tęczówkach miały drapieżny blask, kiedy wodził nimi po zebranych – Jest i nasza piękna córka Areela.
    - Yarith – odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem – Dawno cię nie widziałam. Gdzie byłeś? Wyglądasz...na zmęczonego.
    - Hmm, co prawda to prawda, ale odpoczywać będzie czas jak wygramy – oparł dłoń na jej krześle, pochylił się nad stołem i bezceremonialnie chwycił dorodne, pieczone udo. Mrugnął do niej okiem, po czym wbił zęby w ciepłe mięso z uszczęśliwionym wyrazem twarzy, zupełnie nie zwracając uwagi na krzywe spojrzenia Kolla, czy Orana, który chyba miał ochotę na ten właśnie kawałek – Miałem nosa, że przybiegłem co sił, to jeszcze zdążyłem na co smaczniejsze kąski. Przez ostatnie dni patrolowaliśmy okolice i pożywialiśmy się tym, co sami upolowaliśmy.
     Elleya skrzywiła się z niesmakiem na tak grubiańskie zachowanie ojca i kocim ruchem podeszła prosto do szczytu stołu, gdzie siedział Riva. Jej szare oczy były ludzkie, a ona sama jak zawsze pełna wdzięku i zmysłowości, z której w pełni zdawała sobie sprawę. W krótkiej sukience, osłaniającej ramiona i długie nogi, stanowiła niebezpieczne połączenie piękna i zwierzęcej natury.
    Pochyliła się ku Rivie i przytknęła usta do jego policzka, zostając tak stanowczo dłużej niż powinna. Kiedy się odsunęła, oblizała wargi z uśmieszkiem, który u niej mógł oznaczać wszystko.
    - Wyglądasz dużo lepiej, niż ostatnio.
   Riva zerknął w stronę Ariel i dostrzegł, że ukradkiem obserwuje ich ze zmarszczonym czołem i niezbyt zadowoloną miną. Odetchnął, uśmiechając się pod nosem.
    - I tak też się czuję – zwrócił się do niej, wskazując, żeby usiadła – Ale ty, Elleyo, jak zawsze piękna i pełna energii. Ciężko było? - zapytał, poważniejąc.
    Kobieta odrzuciła do tyłu włosy w pełnym wyższości geście, przysunęła czysty talerz i łyżką zaczęła nakładać sobie jedzenie, z premedytacją demonstrując swoje dobre maniery.
     - Dla Vethoynów nie ma nic zbyt trudnego, królu. Jesteśmy wilkami, więc najlepiej nadajemy się do patrolowania dużych obszarów.
    - To nasze ulubione zajęcie – dodał Yarith, który zbliżył się do nich i obgryzając mięso z kości, poklepał Rivę po barku – Cztery ściany i luksusy są dla ludzi i królów, my kochamy wolność, ruch i walkę.
    Argon obserwował go krytycznym okien, zaciskając usta i powstrzymując się, by czegoś nie powiedzieć. Król napotkał jego chłodne spojrzenie i w geście bezradności nieznacznie wzruszył ramionami. To miał być przyjemny wieczór bez wiszącej nad nimi walki, ale Yarith o tym nie wiedział, a poza tym skoro już się pojawił, powinni usłyszeć jakie ma wieści.
     - Więc masz jakieś nowe informacje?
    - Cóż – zaledwie Argon wstał, mężczyzna zajął jego miejsce, nie dostrzegając jego krytycznego spojrzenia i kwaśnej miny. Odrzucił kość i chwycił następny kawałek mięsa – Na razie spokój i cisza. Spotkaliśmy paru włóczących się opryszków, którym daliśmy nauczkę, ale żadnej armii na razie nie widać. Moi ludzie wciąż obserwują teren wokół stolicy, ale…
     - Jak to nie widać? - przerwała mu Elleya, tak głośno, że wszyscy zamilkli i z uwagą spojrzeli w ich stronę – Rano patrolowałam południowy zachód, okolice granic Belthów i z daleka dostrzegłam tumany kurzu oraz kolumnę poruszających się jakoś dziwnie postaci. Na ich przedzie bez wątpienia szedł Nox.
    Na kilka sekund wszyscy zamarli na swoich miejscach i miało się wrażenie, że wstrzymali oddech na te nowiny.
    A więc jednak wróg był coraz bliżej. Riva nachmurzył się i zacisnął szczęki. Najpierw jego brat, teraz Nox, którego uważał za przyjaciela. Ile jeszcze osób będzie musiał stracić, żeby ta wojna w końcu się zakończyła?
    Yarith na słowa córki zareagował tak gwałtownie, że gdy zerwał się z krzesła, które przewróciło się z łoskotem i grzmotnął rękami o stół, Riva i kilku z wojowników aż podskoczyli.
    - I dopiero teraz mi o tym mówisz?! - wrzasnął, czerwieniejąc na twarzy.
     Kobieta zachowała całkowity spokój, obrzucając ojca jadowitym spojrzeniem.
    - Kiedy wróciłam, uparłeś się tu przybiec, jakby się paliło. Mówię więc teraz. Jeśli nie byłbyś taki w gorącej wodzie kąpany i nie szukał tylko adrenaliny, może sam byś ich zauważył.
    Widząc wściekłe spojrzenie Alfy, Riva dotknął jego ręki z przyjacielskim uśmiechem.
     - Najważniejsze, że już wiemy skąd przybędą, a teraz może…
     W tym momencie Argon chwycił go za ramię, podrywając na nogi i siłą pociągnął w stronę wyjścia.
    - Co ty…
    - Dokończymy tu bez ciebie – kapitan odezwał się przyciszonym głosem, mierząc go surowym, ale pełnym troski spojrzeniem – Nie powinieneś się jeszcze przemęczać, tym bardziej, jeśli chcesz być nam do czegoś przydatny. Odpocznij, a ja się nimi zajmę i wszystkiego dowiem.
     - Ale…
   Argon puścił go i popchnął w stronę drzwi.
    - Wyśpij się, Wasza Wysokość i niczym się nie martw.
    - Powinienem być wściekły, że mi rozkazujesz.
    - Od tego mnie masz, żebym o ciebie dbał.
    Riva tylko przez krótką chwilę wyobraził sobie, że to Balar mógłby być na jego miejscu i to z nim mógłby się tak przekomarzać, a potem westchnął ciężko i z rezygnacją pokręcił głową. Tęsknym wzrokiem spojrzał przez ramię na Ariel, która szeptała coś do Tary, znów westchnął i opuścił salę.

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych