poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Rozdział 16

      Powrotna droga minęła bez żadnych niespodzianek i zajęła cały dzień. Ariel pędziła na złamanie karku, przecinając powietrze potężnymi skrzydłami z całą desperacką siłą, otoczona targającym ją wiatrem.
     Mając w pamięci jak Balar był zaniepokojony i zatroskany przy ich pożegnaniu, wiedziała, że każda sekunda była na wagę złota, dlatego gnała niczym wypuszczona strzała ponad spokojną taflą rozciągającego się na wszystkie strony morza. Nie zwalniając nawet odrobinę, zjadła po drodze wszystko, co jej przygotował, popijając to wodą, aż w sakiewce pozostał jedynie flakonik z antidotum.
     Ariel ściskała w dłoni ten drogocenny skarb, delektując się jego niewielkim, niepozornym kształtem wewnątrz sakiewki.
     Niewiarygodne, że zdobyła go tak łatwo i dostała szansę ocalenia Rivy.
    Cieszyła się z tego ogromnie. Oczywiście, cieszyła się też z powrotu do domu, z tego, że znów wszystkich zobaczy, a jednak…
      Im bardziej oddalała się od wyspy, tym coś ciężkiego coraz boleśniej osiadało na jej sercu, a zimna, narastająca tęsknota rozsadzała jej ciało, aż bała się, że zanim doleci do celu, rozpadnie się na kawałki. Świadomość, że tam, dokąd zmierza, nie będzie Balara, była gorsza niż mogła przypuszczać, niemal nie do zniesienia.
     Ale jeszcze bardziej bolało ją to, że znów zamknął się przed nią, odgrodził swój umysł murem i pozostawił ją w pustce, jedynie z tymi wszystkimi cennymi wspomnieniami. Nie potrafiła wyczuć jego obecności jakby nic się nie zmieniło przez te kilka dni.
     Ale to wszystko wydarzyło się naprawdę. Przez cudowną chwilę wiedziała jak to jest dzielić z kimś jeden umysł, jedną dusze i jedno serce, jakby dwie osoby były jedną. Dlatego teraz czuła się tak przeraźliwie samotna.
      To tak, jakby razem z nim, na wyspie pozostawiła połowę siebie.
      I tylko świadomość, że leci do Rivy, trzymała ją w całości nie pozwalała zawrócić.
     Pocieszała ją też myśl, że przecież niedługo znów go zobaczy. Balar jej to obiecał, a on dotrzymywał słowa i mogła mu zaufać.
     Te kilka dni tak bardzo zmieniły ją i wszystko wokół, że miała wrażenie, jakby tak naprawdę dopiero teraz rozumiała ciężar jaki na niej spoczywał. Malgaria i cały Elderol żyły w jej pamięci, razem z zamieszkującymi go ludźmi i za wszelką cenę musiała chronić to, co kochała.
     A najbardziej na świecie pragnęła zaraz po powrocie opowiedzieć wszystkim o wyspie, o Balarze i o tym, jak wiele dla nich poświęcił. Pragnęła, aby Riva, Argon i wojownicy z Zakonu wybaczyli mu, zrozumieli i przyjęli z powrotem. Aby po bitwie mógł wrócić do domu, do brata i do dawnego życia.
     Obiecała mu jednak, że na razie zachowa wszystko w tajemnicy i postara się jak najmniej o nim myśleć. To ostatnie było dla niej szczególnie trudne, wręcz niemożliwe, ale wytłumaczył jej, że aby wszystko się powiodło, nikt nie mógł o nim wiedzieć do końca bitwy. Szczególnie Rairi nie mogła jej spotkać, ani wejść do jej umysłu.
     Dlatego też ze wszystkich sił koncentrowała się na drobnych szczegółach wokół siebie, jak choćby kształt i ciężar buteleczki w sakwie, czy chłostanie wiatru na twarzy. Do tego przez całą drogę była maksymalnie czujna i ostrożna. Balar zrobił już tyle, że nie mogła go zawieść. Nie mogła pozwolić, aby cały jego misterny plan zawalił się przez jakiś jej głupi błąd.
     Wracam do Rivy, uleczę go i to jest teraz najważniejsze. Myśl tylko o nim...Myśl tylko o Rivie….
     Podążając według wskazówek Balara, jak tylko dostrzegła brzegi Elderolu, skręciła w prawo wzdłuż lądu i leciała tak wysoko, aby nikt z dołu jej nie zauważył. Musiała mocno nadłożyć drogi, chociaż była wyczerpana intensywnym lotem, napięciem, całodziennym skupieniem i jakimś zdenerwowaniem.
     Nocne niebo pokryły ciemne chmury, a kiedy spadł deszcz, nie powstrzymała go i nawet nie ochroniła się magiczną barierą. Pozwalała, aby chłodne krople moczyły jej włosy, ubranie i skrzydła, a przenikliwy wiatr atakował twarz i odsłoniętą skórę tysiącami igiełek. Te fizyczne, zewnętrzne doznania tłumiły nieco to, co dręczyło i przygniatało ją od środka. Miała nadzieję, że może realny ból choć trochę zmniejszy udrękę tęsknoty.
     Teraz, gdy była już nad Elderolem i coraz bliżej stolicy, wyspa Rohe z elfami, Xanderem i wszystkim, co się tam wydarzyło, wydawały się odległe i nierealne, niczym sen.
     Sam pobyt na wyspie z Balarem... jej Balarem, był jak cudowny sen, który skończył się zbyt szybko.
   Teraz jednak wracała do rzeczywistości i musiała stawić czoła nie tylko największemu wrogowi, ale również swoim uczuciom.
     Kiedy dotarła do Malgarii, od razu wyczuła panującą w mieście napiętą, ponurą atmosferę wyczekiwania. Bramy zamknięto na głucho, a wszędzie rozstawieni byli strażnicy. Obniżyła lot, kierując się w stronę zamku i czuła w ciemności ich czujne spojrzenia, chociaż w żaden sposób nie zareagowali na jej pojawienie się. Nie wątpiła, że już o świcie wszyscy będą wiedzieli, że wróciła.
     Całe miasto pogrążone było w przeraźliwej, złowróżbnej ciszy. W żadnym z okien nie paliło się światło i mimo późnej pory, poza strażnikami na ulicach nie widać było żywej duszy. Na głównym placu, wokół muru okalającego tereny zamku i na dziedzińcu, stacjonowali wojownicy.
     Ariel uśmiechnęła się w duchu, pewna, że to Argon o wszystko zadbał, łącznie z ewakuowaniem mieszkańców. Była dumna, że Biały Kruk jest jej bratem i już nie mogła się doczekać, żeby go zobaczyć. Miała nadzieję, że dostał jej wiadomość i przynajmniej nie szukał jej po całym kraju.
     Potężny zamek wyłonił się przed nią z mroku, ukazując jej oczom tak dobrze znane czerwone mury i cztery strzeliste wieże. Gula wzruszenia zatamowała jej gardło, kiedy w pełni zdała sobie sprawę, że wróciła do miejsca w którym spędziła całe swoje życie. Nie myślała jednak teraz o tych wszystkich, którzy zapewne spali teraz niespokojnie, zmęczeni wyczekiwaniem bitwy, ale o jednej osobie, która pewnie nie była nawet świadoma, co się dzieje.
    Mimo ciemności, zalegającej gęsto również cały zamek, nie skierowała się do głównego wejścia, ale okrążyła mury i odnalazła właściwe okno, ziejące mrokiem jak pozostałe.
     Zupełnie jakby to miejsce było opuszczone.
   Ta myśl jakoś ją zaniepokoiła, więc tym bardziej czuła ponaglające zniecierpliwienie.
    Starając się nie hałasować, otworzyła okno naciskiem powietrza, kucnęła na parapecie, składając skrzydła i z mocno bijącym sercem, wskoczyła cicho do komnaty. Nie czuła już zimna ani tego, że była przemoczona, gnana już tylko jedną myślą.
    Przyciskając do piersi sakiewkę z flakonikiem, zbliżyła się na palcach do łóżka, po drodze zdejmując pochwę z mieczem i opierając ją niedbale o ścianę. Deszcz zmienił się w drobną mżawkę, więc zrobiło się tak cicho, że nawet jej oddech wydawał się zdolny pobudzić cały zamek. W ciemności, której nie rozpraszał nawet blask księżyca, ledwo mogła rozpoznać kształty mebli. Pociągnęła nosem, powstrzymując kichnięcie i wyciągnęła dłoń. Między jej palcami zatańczyły płomyki ognia, zapalając świecę na nocnej szafce i lampy wiszące na ścianie. Natychmiast całą komnatę zalało ciepłe, intensywne światło, aż musiała zmrużyć oczy. Kiedy jej wzrok spoczął na łóżku, jęknęła cicho, nogi się pod nią ugięły i opadła na brzeg materacu.
     - Przepraszam – szepnęła drżącym głosem i dotknęła nieruchomej dłoni, a potem bladego, zimnego policzka. Czarne włosy rozsypane na poduszce, jako jedyne w nim nie straciły koloru – Przepraszam, że cię zostawiłam w takim stanie i wróciłam tak późno.
    Riva wyglądał jak martwy, a kiedy przyłożyła ucho do jego piersi, ledwo udało jej się wyczuć wciąż bijące słabo serce.
     A więc zdążyła.
    Balar miał rację. Muszę się spieszyć.
    Ręce jej drżały, kiedy pospiesznie wyciągnęła flakonik. Kilka kropel ostrożnie wlała mu do gardła, zaś resztę wylała na wewnętrzną stronę jego lewej dłoni, gdzie znamię rozmyło się w bezkształtną plamę, przeciętą czerwoną pręgą.
    - Niech to podziała, proszę. Twój brat mnie przysłał, więc musisz się obudzić. Chociaż dla niego – mamrotała niczym modlitwę, ledwo zdając sobie sprawę, że mówi na głos.
    Odrzuciła okrywającą go kołdrę, przybliżyła się i usiadła wygodniej, zmuszając się, żeby nie odwracać wzroku od czarnych plam i żył, widocznych na szyi i dłoniach. Była tak wyczerpana i śpiąca, że nie wiedziała, czy wytrzyma, ale musiała dać z siebie wszystko. Odetchnęła głęboko aby wykrzesać z siebie resztki energii, ułożyła ręce na jego głowie i piersi, po czym zamknęła oczy i w wielkim skupieniu rozpoczęła żmudny proces uzdrawiania.
     Antidotum zaskakująco szybko rozprzestrzeniło się po całym organizmie, usuwając całą truciznę. Ten fakt wypełnił jej serce nową nadzieją i entuzjazmem, ale przed nią pozostawała jeszcze najtrudniejsza część. Głos Balara wciąż wypełniał jej uszy, pamiętała każde jego słowo i dzięki temu wiedziała co robić. Nie wahała się, mimo liczby szkód jakie musiała naprawić, bo przecież Balar wierzył, że ocali jego brata. To dla tej chwili podsunął w niej chęć nauczenia się uzdrawiania, więc nie było nawet mowy, żeby nie dała rady.
    To wszystko dzięki Balarowi. Mam nadzieję, że kiedy dowiedzą się prawdy, wszyscy mu podziękują i wybaczą. On to robił dla nas, Riva, więc pomóż mi, abyś mógł go jeszcze zobaczyć.
    Na początek zajęła się sercem, przywracając mu równy, mocny puls. Odczekała chwilę, aż zacznie pracować samodzielnie i pompować więcej krwi, po czym zajęła się każdym organem z osobna. Najpierw otaczała barierą, naprawiała powstałe szkody i zanim przechodziła do kolejnego, upewniała się, że funkcjonuje prawidłowo.
    Nie miała pojęcia ile czasu jej to zajęło, gdyż całkowicie skoncentrowała się na swojej pracy, zapominając o wszystkim innym. Poza poczuciem, że wszystko idzie zgodnie z planem, mogła myśleć tylko o tym, że Balar byłby z niej dumny. Jeśli faktycznie w jakiś sposób potrafił wyczuć stan Rivy, wiedział już, że wraca do zdrowia.
     Kiedy wycofała się i otworzyła oczy, świeca przy łóżku wypaliła się do połowy, a jej przemoczone włosy i ubranie zaczynały schnąć. Miała wrażenie, że jej powieki są z ołowiu, a całe ciało przenikały niekontrolowane dreszcze. Jej umysł okrywała gęstniejąca mgła, przez którą przebijała się jedynie ulga, tak wielka, że w jednej chwili całe napięcie z jej mięśni po prostu zniknęło. To było najtrudniejsze i najdłuższe uzdrawianie w jej życiu, do którego wykorzystała cały zapas energii i chociaż nie miała siły się ruszyć, uśmiechała się tak szeroko, jak mogła w tym stanie.
    Riva wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Tak, jak powinien wyglądać zdrowy człowiek. Na jego twarz wróciły kolory, zniknęły cienie pod oczami, wcześniej zapadłe kości policzkowe powróciły do normalnego kształtu, a sine usta przybrały zdrowy, czerwony kolor.
    Teraz rozchyliły się nieco w jednym, długim westchnieniu. Zatrzepotał powiekami, poruszył się i w końcu otworzył oczy.
     - Ariel? - lekko oszołomiony, uniósł się na łokciach i zamrugał – Czy ja…
    Wciąż się uśmiechała, chociaż bolała ją szczęka i jednocześnie płakała. Tak, to był Riva, ten sam chłopiec, jej wierny towarzysz zabaw i przyjaciel, którego ich rodzice dawno temu wybrali na jej męża. Który był częścią tego miejsca, zamku i jej życia. A teraz wyrósł na mężczyznę i króla, żył, oddychał i patrzył na nią swoimi jasno szarymi oczami, w których mogła dostrzec własne odbicie. Już zapomniała jak bardzo ją fascynowały, ile miały w sobie ciepła, blasku i czasem takiego łobuzerskiego błysku, który przemieniał go na powrót w tamtego chłopca.
     Z jej oczu pociekło jeszcze więcej łez, a ramionami wstrząsnął cichy szloch gdy zdała sobie sprawę, że nigdy nie zdoła wybrać jednego z braci. Ich trójka związana była ze sobą tak mocno i szczelnie, że próba rozdzielenia była niemożliwa.
     Riva usiadł prosto i uniósł pytająco brwi, spoglądając na nią z niepokojem.
    - Dlaczego płaczesz? - przesunął palcami po jej wilgotnych włosach, które wysunęły się z węzła i w nieładzie opadały na jej twarz – Co się właściwie...
    Ariel pokręciła tylko głową, po czym bez zastanowienia rzuciła mu się na szyję i przylgnęła wargami do jego ust. Tak bardzo go zaskoczyła, że w pierwszej chwili zamarł bez ruchu i dopiero po kilku sekundach objął ją ostrożnie i oddał pocałunek.
    Podczas gdy pocałunki Balara były jak ogień i przyprawiały o zawroty głowy, przy Rivie czuła jedynie przyjemne ciepło i łaskotanie w brzuchu. Był jak czyste powietrze po długim przebywaniu w dusznym mroku, albo jak niezachwiane i silne mury zamku. Przy nim czuła przemożne pragnienie, aby zamknąć go ciasno w objęciach i ochronić przed całym światem. To był jej przyjaciel, spokojny i stały jak bicie serca. Może ta miłość do niego nie była tak zniewalająca i potężna, ale mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, kochała go i już zawsze tak będzie.
     Ariel kręciło się w głowie, głównie ze zmęczenia, kiedy odsunął się tylko na tyle, aby przyłożyć policzek do jej policzka. Roześmiał się cicho, owiewając ją swoim oddechem i wywołując na jej karku i ramionach gęsią skórkę.
      - Gdybym wiedział, że czeka mnie takie powitanie, obudziłbym się szybciej.
    - Jak się czujesz? - przesunęła dłoń na jego pierś, aby poczuć bicie jego serca. Upewnić się, że jest silne i pewne i że już nic mu nie grozi.
    - Cudownie. Jakbym narodził się na nowo. Jak tego dokonałaś?
    - To… - buteleczka po antidotum upadła jej wcześniej na ziemię i chyba poturlała się pod łóżko, więc nie prędko ktoś ją odkryje. Nawet gdyby mogła powiedzieć prawdę, była teraz zbyt zmęczona, żeby nawet o tym myśleć. Aż do tej pory trzymało ją to, że musiała ocalić mu życie, a teraz opadło z niej dosłownie wszystko i czuła się wyprana z emocji.
    Patrzyła jak uśmiecha się szeroko, po chłopięciu, po czym pocałował ją krótko i czule.
    - Później. Chyba będziemy mieć towarzystwo. Chcę zobaczyć jego minę, jak mnie zobaczy.
    Odsunął się na wyciągniecie ramion w momencie, gdy otworzyły się drzwi. To dziwne, że Riva usłyszał kroki na korytarzu, a ona nie. W ogóle miała wrażenie, że z jej zmysłami dzieje się coś dziwnego. Chociaż w komnacie wciąż paliły się lampy, wszystko stało się zamazane, łącznie z twarzą Rivy, który właśnie spojrzał w kierunku drzwi.
    - Nie sądzisz, że to dość późna pora na budzenie króla? - rzucił z rozbawieniem, ledwo powstrzymując śmiech.
    - Riva? Ariel? Co tu się dzieje?
    Biały Kruk w kilku krokach znalazł się przy łóżku, stanął nad nimi i patrzył to na jedno, to na drugie z niedowierzaniem w szeroko otwartych oczach.
    - Cześć – mruknęła na wpół sennie, z wysiłkiem zdobywając się na słaby uśmiech. Nawet Argon zdawał się jakiś rozmazany, jakby był tylko zjawą. Chociaż mrużyła oczy, nie potrafiła dostrzec wyraźnie jego twarzy – Wróciłam.
    - Widzę, ale jak udało ci się…
   - Też bym chciał wiedzieć, jak przywróciła mnie do życia. Jestem też ogromnie ciekawy co się wydarzyło tam, nad rzeką. Ariel – obrócił ją ku sobie i czuła, że się jej przygląda. W komnacie robiło się coraz ciemniej, albo to z jej oczami było coś nie tak – Możesz mi powiedzieć, gdzie byłaś? I co się wtedy wydarzyło?
    - Może powinna najpierw odpocząć – stwierdził Argon, po czym pochylił się i dotknął jej barku – Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, siostrzyczko.
    To jej wystarczyło, żeby w końcu dać sobie spokój. Riva i Argon wciąż ją trzymali, dlatego nie upadła, kiedy zamknęła oczy i całkowicie poddała się napływającej ciemności.


***


    Śniła jej się przeszłość. Balar, już prawie mężczyzna, podrzucał ją w górę ze śmiechem, a ona piszczała za każdym razem, gdy ją łapał. Młodszy Riva biegał wokół nich i krzyczał, że też tak chce. Jednak starszy z braci wciąż ją podrzucał i patrzył tylko na nią, jakby nawet nie był świadomy obecności chłopca. Nagle, kiedy ponownie znalazła się w jego ramionach, nie była już dzieckiem, a dorosłą kobietą, a Balar i Riva również się zmienili i urośli. Nie znajdowali się też na dziedzińcu zamku, ale przy Czarnej Wieży, na spękanej, jałowej ziemi.
    Balar postawił ją na ziemię, cały w czerni, a w oczach miał tak głęboki smutek, że pękało jej serce. Pocałował ją w usta, szepcząc coś, czego nie zrozumiała, po czym odepchnął ją w stronę stojącego z boku Rivy, a sam wszedł do wieży.
    Zaledwie zniknął w jej wnętrzu, ona sama znalazła się w podziemnej komnacie z sarkofagiem, z ciałem leżącym u jej stóp i z zakrwawionym mieczem skierowanym we własne serce. Wszystko wokół waliło się i drżało w posadach, ale nic nie było ważne, poza śmiercią.
    Obudź się. To tylko sen.
   Otworzyła oczy, ale bolesny ucisk na sercu pozostał.
    Nie odchodź. Poczekaj!
    Pragnęła zatrzymać ten głos w swojej głowie, zawołać go ale wszystko zniknęło i sen zaczął się zacierać.
     - Argon miał rację, że obudzisz się, jak tylko poczujesz jedzenie.
     - Tara?
    - A wyglądam, na kogoś innego? Wybaczę ci wszystko, jeśli powiesz, że uszkodziłaś sobie mózg i dlatego tak długo cię nie było.
    Ariel uśmiechnęła się słabo, kiedy dziewczyna ją uściskała i ułożyła się wyżej na poduszkach.
    - Tak, to na pewno moja stara, dobra przyjaciółka.
    - Ej, tylko nie stara. Tak naprawdę jestem kilka miesięcy młodsza.
    Rozglądając się po swojej komnacie, oświetlonej ciepłym blaskiem słońca, miała uczucie, jakby nie była tutaj od lat, a nie zaledwie kilka dni. Wszystko stało na swoim miejscu i nic się nie zmieniło, tyle że teraz pamiętała, że to tutaj ona i jej rodzice nocowali niezliczoną ilość razy.
    Ciekawe, czy dostałam tą komnatę nieprzypadkowo? Nikt mi o tym nie powiedział, ale to i tak teraz nie ma znaczenia. Jestem tutaj i nigdy nie opuszczę tego miejsca.
    Spojrzała na czystą pościel i znów na Tarę. Dziewczyna siedziała na łóżku w kwiecisto żółtej sukience z dwoma warkoczami na głowie i z szerokim uśmiechem, sięgającym brązowych oczu. Wyglądała jakoś inaczej, a jednocześnie tak bardzo znajomo, że jej oczy napełniły się łzami. W przypływie wzruszenia znów objęła przyjaciółkę aż ta krzyknęła, że ją udusi, po czym z powrotem opadła na poduszki.
    - Tylki mi tu nie becz – Tara pogroziła jej palcem z udawaną surowością, po czym sięgnęła do nocnego stolika i postawiła przed nią tacę z parującą zupą z dużą ilością mięsa i warzyw, świeżymi bułeczkami i serem – Już we śnie burczało ci w brzuchu, więc wcinaj, zanim padniesz z głodu.
    Ariel nie potrzebowała żadnej zachęty, więc tylko skinęła głową i zabrała się za potrawkę.
    - Właściwie jak długo spałam?
    - Całą noc i pół dnia. Nie pobiłaś rekordu, ale wszystko przed tobą.
    Zerknęła przez okno, gdzie słońce rzeczywiście było już wysoko na niebie i ze zmarszczonym czołem dopiero teraz uświadomiła sobie, że ma na sobie prostą, czystą sukienkę. Tara obserwowała ją przez cały czas, więc od razu domyśliła się o czym myśli.
    - To ja cię przebrałam, więc nie musisz się wstydzić, ze ktoś cię podglądał – poklepała się po piersi z chytrym uśmieszkiem – Pilnowałam cię jak oka w głowie, żebyś znowu nam nie zniknęła.
    - Hmm, dziękuję.
   Tara przekrzywiła głowę, wpatrując się w nią z taką intensywnością, jakby na siłę chciała zajrzeć do jej myśli.
    - Nie wyglądasz, jakbyś cieszyła się z powrotu.
    - Cieszę się – zapewniła pospiesznie, spuszczając wzrok na miskę i napychając sobie usta bułką, żeby nie musieć już nic więcej mówić.
    Jak miała wyjaśnić Tarze i pozostałym, że tam gdzie nie było Balara, nie potrafiła być ta naprawdę szczęśliwa? Że bez niego nawet zwykły uśmiech zdawał się wymuszony, a ona sama czuła się niekompletna i rozcięta na pół? Balar prosił ją o coś niewykonalnego, bo jak mogła o nim nie myśleć, kiedy wplótł się w jej duszę tak ciasno, że widziała go nawet, gdy zamykała oczy.
     Tak, wróciła do domu, ale w myślach będzie odliczała minuty do ich ponownego spotkania. Do momentu, aż znów odzyska część siebie.
    - Będę tak łaskawa i dam ci doprowadzić się do porządku, ale później masz mi wszystko opowiedzieć ze szczegółami – głos przyjaciółki wyrwał ją z zamyślenia i sprowadził z powrotem do komnaty, przypominając, że powinna przeżuć do końca to, co miała w ustach – Wiesz, że cię szukałam? Spotkałam Noxa i tą ohydną armię nephilów. O mało nie umarłam, ale to nieważne. Argon twierdził, że sama wrócisz, więc czekałam, ale mam nadzieję, że miałaś naprawdę dobry powód, żeby mnie tu zostawić i skazać na samotność i nudy. Pamiętasz jeszcze, że jestem twoją strażniczką i zawsze powinnam być przy tobie?
     W czasie tej pełnej pretensji przemowy, Ariel dokończyła swoje późne śniadanie, nie próbując jej nawet przerywać. Wiele razy miała dosyć gadulstwa Tary, ale tak bardzo brakowało jej przyjaciółki, że teraz mogłaby słuchać jej godzinami.
     Najedzona, w końcu uniosła wzrok na dziewczynę i uśmiechnęła się nieznacznie. Tara miała skrzyżowane na piersi ramiona, patrzyła na nią srogo, a w jej tonie pobrzmiewała pretensja. Ariel jednak dobrze wiedziała, że po prostu tęskniła za nią i przez cały ten czas zamartwiała się. Tyle lat były nierozłączne, a ostatnio działo się tak wiele, że ich drogi ciągle się rozchodziły.
     Zrobiła skruszoną minę i sięgnęła po jej rękę.
    - Bardzo chciałabym ci wszystko powiedzieć, ale nie mogę. Przepraszam.
    Tara zmarszczyła brwi.
    - Nie możesz, czy nie chcesz? Mam wrażenie, jakbyś była jakaś inna.
    - Naprawdę? - Ariel zbyła tą uwagę niedbałym machnięciem ręki – Wydaje ci się, bo za długo mnie nie widziałaś.
    - W takim razie dlaczego jesteś taka tajemnicza? Komu, jak komu, ale mnie zawsze mówiłaś wszystko. Pamiętasz jeszcze, że to ja jestem twoją najlepsza przyjaciółką od zawsze i twoją strażniczką? Kto inny wytrzymał by z tobą tak długo?
    Dzięki bogom, że miała Tarę, która zawsze potrafiła poprawić jej humor i nawet teraz nie pozwalała jej myśleć o bolesnych sprawach.
    - Pamiętam – odparła z uśmiechem, niby od niechcenia, ale uważnie obserwując jej reakcję na kolejne słowa – Pamiętam, że zawsze byłaś obok i wspierałaś mnie nawet, jeśli robiłam coś głupiego. Wytrzymałaś ze mną w tamtej szkole, za co chyba nigdy ci nie podziękowałam. Chociaż jak tak sobie myślę, to miałaś większą zabawę ode mnie, wiedząc o wszystkim, a szczególnie odgrywając się na Kiiri. Wolałabym jednak, żeby już więcej nie przyszła ci do głowy kolejna akcja z jadowitym wężem, bo żadnego nie chcę już widzieć na oczy.
    Kończąc mówić, z rozbawieniem patrzyła, jak Tara otwiera coraz szerzej oczy, a na jej twarzy pojawia się zdumienie. Miała taką minę, że Ariel miała ochotę parsknąć śmiechem, ale z trudem się opanowała.
    - Ty...Pamiętasz? - Tara złapała ją za ramiona, a jej wargi powoli rozciągały się w coraz szerszym i szerszym uśmiechu, aż gdyby to było możliwe, sięgnęłyby samych oczu – Odzyskałaś pamięć? Naprawdę?
    - Tak.
    - Całą? Pamiętasz dzieciństwo...i szkołę?
    - Nawet to, jak się poznałyśmy, jeszcze tutaj. Już wtedy byłaś wygadana i nie mam pojęcia jak mogłam cię nie rozpoznać potem w szkole, nawet z amnezją. Poza tym, że wyrosłaś, nic się nie zmieniłaś.
    - Niesamowite! - krzyknęła entuzjastycznie, chyba jeszcze bardziej uradowana tym, niż Ariel. Jej oczy błyszczały radością, kiedy podskoczyła na łóżku i klasnęła w ręce, po czym potrząsnęła ją za dłonie – To naprawdę super wiadomość, ale jak to się stało? Dlaczego od razu się tym nie pochwaliłaś?
    - Przecież dopiero się obudziłam.
    - No tak, ale…
    - Jeśli to cię pocieszy, to jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała.
   - W takim razie w porządku. Ale się cieszę, dziewczyno – Tara uściskała ją energicznie – To teraz będziemy mogły sobie powspominać – odsunęła się z chytrą miną i zajrzała jej w oczy – Ale najpierw opowiesz mi wszystko, co się z tobą działo. A przede wszystkim, jak odzyskałaś pamięć. Nie daruję ci tego, więc lepiej mów szybko, zanim wyciągnę to z ciebie torturami.
     Ariel skrzywiła się, widząc jak przyjaciółka unosi ręce i zagina palce niczym szpony z szelmowskim uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego. Odsunęła się do tyłu, zastanawiając się jak wybrnąć z tej sytuacji, żeby Tara nie poczuła się urażona.
    - Posłuchaj, naprawdę bym chciała, ale…
    Na szczęście w tym momencie pukanie do drzwi wybawiło ją od dalszych wykrętów. Przynajmniej na razie.
    Kiedy w progu stanął Riva, obje wyprostowały się gwałtownie, chociaż każda z innego powodu. Ariel w jednej chwili przyspieszył puls.
    - Chciałem sprawdzić, czy się obudziłaś, ale widzę, że masz towarzystwo – odezwał się, stojąc w drzwiach, ubrany w czerwień i biel, emanujący królewską dostojnością, która wręcz onieśmielała. W dodatku patrzył na Ariel takim wzrokiem, że zarumieniła się mimowolnie.
    Tara popatrzyła na króla, potem na nią i przybrała dziwnie tajemniczy, rozbawiony wyraz twarzy.
    - Już i tak się zbierałam, Wasza Wysokość – odparła z uśmiechem, po czym pochyliła ku Ariel i wyszeptała jej do ucha – Później pogadamy. Aha i zapomniałam wspomnieć, że wyglądasz okropnie, ale dla naszego króla to chyba i tak bez znaczenia. Miłość oślepia, bez dwóch zdań – mrugnęła okiem, wzięła tacę i zeskoczyła z łóżka. Skłoniła się królowi, a wybiegając na korytarz, zasłoniła dłonią usta, aby stłumić chichot.
    - Jakieś kobiece tajemnice? – zagadnął, jak tylko zamknęły się za nią drzwi. Zrobił kilka kroków w głąb komnaty, krzyżując przed sobą ramiona.
    - Coś w tym stylu – mruknęła i chociaż była ubrana, nasunęła na siebie szczelnie kołdrę.
    Nie zdejmował z niej spojrzenia jasnych oczu, poważnych, ale pełnych życia i rozświetlonych wewnętrznym ogniem, którego wcześniej brakowało. Jego cera miała zdrowy odcień, bez cienia dawnej bladości, a czarne włosy były teraz nieco dłuższe niż u Balara, opadały lekko na czoło i miękkimi falami kręciły się za uszami. W jego rysach było coś ze starszego brata, ale był przystojny w inny sposób, bardziej chłopięcy i delikatny. Bez niszczącej go trucizny zdawał się lżejszy i pewniejszy siebie, nie wyglądał też na kogoś o wiele starszego i zmęczonego życiem, a wręcz przeciwnie.
     Riva podszedł do łóżka i przysiadł na jego skraju, zwracając ku niej twarz. Nastawiła się, że zaraz zacznie wypytywać ją o ten wczorajszy pocałunek, o którym przypomniała sobie jak tylko wszedł, ale on po prostu patrzył na nią w milczeniu, jakby nad czymś rozmyślał. Po chwili wyciągnął rękę i pogładził jej policzek, przesuwając dłoń do linii szczęki i zahaczając palcami o rozpuszczone w nieładzie włosy. Jego dotyk nie był rozpalony gorączką, ani chłodny, tylko taki, jaki powinien być i wywołał w niej przyjemne ciepło.
     Jego wargi drgnęły i uniosły się leciutko.
    - Może zbyt długo leżałem bliski śmierci, bo mam wrażenie, jakby coś się w tobie zmieniło.
    Nawet nie wiesz, jak się nie mylisz.
    Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
    - Jestem tą samą Ariel, którą znasz od zawsze, tylko może faktycznie za długo spałeś – odparła wymijająco i pospiesznie zmieniła temat – A ty? Jak się czujesz? Wasza Wysokość? - dodała, żartobliwie unosząc brwi.
    Riva roześmiał się głośno i przejechał palcami po włosach, odgarniając je z czoła i strosząc lekko.
    - Wspaniale. Lepiej niż kiedykolwiek – jego wesoły ton i rozświetlone oczy mówiły same za siebie – Tyle lat żyłem z tą trucizną, że teraz mam wrażenie, jakbym narodził się na nowo. Minie trochę czasu, zanim moja Moc się zregeneruje, ale z resztą wszystko w porządku. Dziękuję, Ariel. Naprawdę uratowałaś mi życie.
    - Przecież obiecałam, że nie pozwolę ci umrzeć.
    Chwyciła jego lewą dłoń i obróciła wnętrzem do góry aby móc się jej przyjrzeć. Znamię Kruczego Króla znów tam było. Czarne piórko, symbol jego Mocy i władzy, miało wyraźne kształty i nie odchodziły już od niego żadne czarne żyłki, ani plamy. Poza tym zniknęła również przecinająca je czerwona pręga, a skóra w tym miejscu stała się zupełnie gładka.
    - Zagoiła się – wyszeptała ze wzruszeniem, gładząc pieszczotliwie kontury pióra i delikatne linie przecinające jego dłoń, delektując się miękkością i ciepłem skóry – Nic nie ma.
    Riva przybliżył się i również pochylił głowę, aż ich czoła dzieliły od siebie tylko milimetry. Gdy się odezwał jego głos był lekko ochrypły.
    - Tęskniłem.
    - Ja bardziej.
    - Chcesz się o to teraz kłócić?
    - Byłam pewna, że nie żyjesz, szalałam z niepokoju, a ty sobie spałeś.
     Spoważniał w jednej chwili, ujął jej dłonie w swoje i spojrzał uważnie w oczy.
   - Kiedy leżałem w tym stanie, też byłem pewny, że umrę – przełknął ślinę i przymknął na chwilę powieki z wyrazem udręki, który miała ochotę od niego zabrać, sprawić, żeby zapomniał o bólu i tych wszystkich latach cierpienia – W tym czasie myślałem głównie o tobie, Ariel. Naprawdę się bałem, że więcej cię nie zobaczę i nie będę miał okazji aby powiedzieć, jak bardzo cię kocham.
    - Zabawne, bo ja bałam się tego samego – wyznała szczerze – Że nie będę mogła wyznać ci swoich uczuć. Wcześniej nie dałeś mi szansy, albo zawsze było coś ważniejszego, ale chciałam ci powiedzieć, że cię kocham. Zawsze byłeś moim drogim przyjacielem, ale prawda jest taka, że odkąd wróciłam zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia i na zawsze.
    Odchylił się do tyłu, przyglądając jej się spod przymrużonych powiek.
    - Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć, po takim wyznaniu? - zapytał na wpół żartem.
    - Po prostu miałam trochę czasu na przemyślenia, a poza tym chciałam ci to powiedzieć już nad jeziorem, tylko…
    Zamilkła, z trudem powracając myślami do tamtych chwil. Gdyby wtedy wiedziała dlaczego Balar ją porwał, i że czuwał nad bratem, nie musiałaby tak cierpieć, ani wylać tylu łez. Wszytko byłoby inaczej od samego początku.
    - Skąd wzięłaś antidotum? - pytanie Rivy wyrwało ją z ponurych rozmyślań i gdy skupiła na nim wzrok, dostrzegła pojedynczą bruzdę na jego czole i zmarszczone brwi, jakby próbował zajrzeć w jej myśli. Na szczęście to było niemożliwe – Zabrałaś go Balarowi? I co się stało, tam, nad jeziorem? Pamiętam tylko jego twarz tuż przed tym, jak straciłem przytomność. Walczyłaś z nim? Argon nie chciał mi nic powiedzieć, więc wiem tylko tyle, że nie było cię i wróciłaś dopiero wczoraj. Co się działo w tym czasie?
    Ariel przygryzła wargi, z trudem znosząc jego przeszywające, palące spojrzenie. Nie sądziła, że ukrywanie całej prawdy będzie tak trudne i bolesne.
    - To strasznie dużo pytań – stwierdziła sztucznie lekkim tonem.
    - Więc może będę zadawał je po kolei, a ty będziesz mogła spokojnie odpowiadać – zaproponował bez uśmiechu i całkiem poważnie.
    Spochmurniała, wyswobodziła ręce i osunęła się na poduszki, starając się ignorować jego pytające spojrzenie oraz malujące się na jego twarzy zatroskanie i tęsknotę.
    Przepraszam, że nie mogę ci powiedzieć, że twój brat nigdy nie był zły i robił to tylko dla nas. Już niedługo zrozumiesz – pomyślała ze smutkiem, a na głos powiedziała:
     - Cieszę się, że jesteś już zdrowy. Co byśmy zrobili bez naszego króla?
     Zacisnął usta wyraźnie niezadowolony i rozczarowany.
     - Mam rozumieć, że nic mi nie powiesz?
    Wyciągnął do niej rękę, ale tym razem odsunęła się, zaciskając palce na pościeli. Nie mogła dłużej na niego patrzeć, na jego piękną twarz z subtelnymi rysami Balara, której widok rozrywał jej już i tak rozdarte serce. Dręczyło ją poczucie winy i żal, że nie może powiedzieć mu prawdy, zwierzyć się ze wszystkiego. Że musiała coś przed nim ukrywać, przed tak drogim przyjacielem.
    - Może...później. Wybacz, ale chciałabym się jeszcze przespać – na dowód swoich słów, odwróciła się do niego plecami, przykryła się kołdrą po samą szyję i wcisnęła nos w poduszkę.
    Zacisnęła powieki tak mocno, że mimo słonecznego światła, otoczył ją gęsty mrok. Słyszała, że wciąż tam siedział, słyszała jego miarowy oddech i sama bała się głośniej westchnąć. Riva był już drugą osobą, która żądała od niej wyjaśnień. Rozumiała ich, ale nie miała dłużej siły wymyślać kolejnych usprawiedliwień i wykrętów. Jak miała im wytłumaczyć, żeby przestali pytać i dali jej trochę czasu? To jasne, że po tym, jak nagle zniknęła, po czym wróciła z antidotum, chcieli wszystko wiedzieć. W dodatku wyobrażała sobie wcześniej, jak oznajmi Rivie, że wszystko już pamięta i razem będą się z tego cieszyć, a tymczasem nawet zapomniała mu o tym wspomnieć.
     Czuła się przytłoczona tym wszystkim, w dodatku mimo porządnego snu, całe ciało miała ciężkie, sztywne i obolałe. Podobnie jak serce.
    - W takim razie odpoczywaj – odezwał się w końcu cicho, miękkim głosem – Jeszcze będzie czas na rozmowy.
    W końcu sam zrozumiesz, dlaczego nie mogłam nic powiedzieć.
    Wymruczała coś niewyraźnie w odpowiedzi, udając, że już zasypia.
    Po chwili materac rozprostował się w miejscu, gdzie siedział, usłyszała kroki i cichy dźwięk zamykanych drzwi.
    Mimo, że był środek dnia, otuliła ją cisza tak wielka, że odgrodziła ją od reszty świata i od Rivy, zamykając we własnym świecie nieprzyjemnych myśli.
     Kiedy jeszcze była zwykłą uczennicą w szkole z internatem Pixton, marzła o innym, ciekawszym życiu, które przez cały czas czekało na nią tu, w Elderolu.
    Marzyła również o prawdziwej miłości, która również już na nią czekała. Wtedy jednak wierzyła naiwnie, pewnie jak każda nastolatka, że to wspaniałe uczucie może mieć tylko szczęśliwe zakończenie.
      Nie sądziła, że miłość w rzeczywistości może być tak skomplikowana i bolesna i że pisane jej będzie kochać dwóch Kruczych Królów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych