Ariel
zamrugała z zaskoczenia i musiała przetrzeć dłonią oczy, żeby
upewnić się, że to nie jest jakieś przywidzenie.
Tuż przed nią wznosił się
zamek z czerwonej cegły z czterema wieżami. Potężne mury zdawały
się zajmować większą część wyspy i przygniatać swoją
wielkością rozsiane wokół chatki. Aż nieprawdopodobne, że
wcześniej go nie zauważyła. Przed wejściem stała nawet fontanna,
a z otwartego dziobu kruka tryskała woda.
- To… - nie potrafiła
znaleźć odpowiednich słów, tak bardzo była pod wrażeniem tego,
co widzi.
Malia uśmiechała się
szeroko, wciąż trzymając jej dłoń.
- To tylko iluzja, ale
solidna i piękna, prawda?
- Tak, ale...dlaczego?
- Chodźmy do środka.
Znów dała się poprowadzić,
a wkraczając na schody prowadzące do podwójnych wrót, w pierwszej
chwili obawiała się, że dotknięcie tego nierzeczywistego obrazu
sprawi, że wszystko zniknie.
Ale jednak tak się nie
stało. Zamek wciąż stał i był tak rzeczywisty, aż wszystkie
jej zmysły mówiły jej, że naprawdę znalazła się w domu. Malia
zachichotała pod nosem gdy znalazły się w szerokim korytarzu o
lśniącej posadzce, z masywnymi kolumnami i łukowatym sufitem.
Wszystko było identyczne, nawet układ czerwonych cegieł, które
kruszyły się w niektórych miejscach.
- Jakim cudem iluzja może
być tak rzeczywista? I w ogóle kto…
Elfka popchnęła ją w
stronę schodów prowadzących na piętro.
- Idź do swojej komnaty i
załóż to, co tam znajdziesz. Będę na ciebie czekać.
Ariel popatrzyła na nią
krótko, ale zamiast dalszych pytań, z niecierpliwością pobiegła
prosto na drugie piętro.
To
sen. Ja śnię i trafiłam do zamku,bo za nim tęsknię.
Jej komnata również była
jak prawdziwa. Znajome meble, toaletka, obrazy, okna wychodzące na
wieczorne niebo – wszystko zgadzało się w każdym szczególe,
jakby naprawdę wróciła do siebie.
Obracając się na boki z
otwartymi ustami, doszła do swojego łóżka pośrodku komnaty, na
której spoczywała starannie złożona suknia. Mogła by tutaj
zaszyć się na całą noc, ale skoro wszyscy na nią czekali, czym
prędzej się przebrała.
Jak tylko otworzyła drzwi,
natknęła się na Malię, która na jej widok klasnęła w ręce, z
zachwytem lustrując ją wzrokiem z góry na dół.
- Cudownie – skwitowała –
Leży jak marzenie.
Ariel zebrała materiał w
dłonie i okręciła się, sama nie wiedząc, co o tym myśleć.
- Hmm, jest jakaś inna niż
poprzednie. Musi być taka długa?
- Najlepsze tkaczki tworzyły
ją kilka dni, więc powinnaś być wdzięczna. Gdyby nie Balar,
pewnie nie leżałaby na tobie tak dobrze.
Znowu
on. Pomyślała
z przekąsem, zastanawiając się gdzie on się w ogóle podziewa.
-
Cóż, jest piękna.
Rzeczywiście suknia była
wyjątkowa i przyćmiewała wszystkie, jakie Ariel widziała czy
nosiła do tej pory. Zrobiona z delikatnego, aksamitnego materiału,
podkreślała kształty, a jednocześnie była zwiewna i nie
krępowała ruchów. Sięgała aż do ziemi, zakrywając miękkie,
wygodne pantofelki, które znalazła przy łóżku. Jej kolor trudno
było określić, bo raz wydawała się blado zielona, momentami
wpadała w błękit, ale na pierwszy rzut oka była raczej w odcieniu
liliowym. Odsłaniała obojczyki i ramiona, a w miejscach, gdzie na
jej ciele widniały kamienie, była lekko prześwitująca. Poza tym
przy dekolcie i na biodrach lśniły drobne diamenciki. A to wszystko
dopełniał jej wisiorek z białym piórkiem, prezentujący się na
odsłoniętej szyi w pełnej krasie.
Nie miała pojęcia po co się
tak stroić na zwykłą kolację. Malia miała na sobie zwykłą,
prostą sukienkę w jasnym różu, w jakich chodziła na co dzień.
-
Zrobiłabym coś z twoimi włosami, ale nie mamy czasu, więc niech
będzie tak jak jest – stwierdziła elfka, poprawiając burzę
luźno spływających rudych kosmyków i kiwając z aprobatą głową
– Skoro jesteś gotowa, to możemy iść.
Ariel
nie musiała pytać dokąd, bo od razu skierowały się do sali
tronowej. Wysokie, ozdobne wrota uchyliły się przed nimi jakby same
z siebie, zapraszając do środka. Malia uśmiechnęła się do niej
szeroko, puściła jej rękę i pobiegła przodem, ledwo dotykając
stopami posadzki.
Ariel wkroczyła za nią do
przestronnej sali, tak znajomej, że ze wzruszenia aż zwilgotniały
jej oczy. Wszystkie elfy zgromadziły się przy kolumnach, stojących
rzędem po obu stronach. Nawet podłużne okna były identyczne.
Jednak jej wzrok od razu
skupił się na podwyższeniu pośrodku sali, gdzie znajdował się
królewski tron, a raczej dwa. To jedyna rzecz, która różniła się
od rzeczywistości. Na jednym z nich siedział Balar, rozparty
wygodnie, jakby to miejsce od zawsze należało się jemu. Ubrany był
w obcisłe, czarne spodnie, oraz tunikę w kolorze bladej czerwieni
ozdobionej złotą nitką, przepasaną skórzanym pasem. Na jego
widok, Ariel uzmysłowiła sobie, jak bardzo przez ten cały dzień
brakowało jej jego obecności. Czy wcześniej też był taki
oszałamiający i pełen dostojeństwa, czy był to po prostu efekt
stroju i tego, że siedział na tronie? To miejsce należało do jego
brata, ale w tym momencie Balar emanował taką pewnością siebie i
siłą, że chyba nikt w tej sali nie wątpił, że jest Kruczym
Królem.
Obok niego stał Eriianel, w
jasnej, zwiewnej szacie i obaj pogrążeni byli w cichej rozmowie.
Mimo to, gdy tylko się zjawiła, Balar popatrzył na nią tymi
niesamowicie czarnymi oczami i skinął nieznacznie głową,
ewidentnie zadowolony z tego, co zobaczył.
Właściwie to wszyscy obecni
w sali patrzyli tylko na nią, co było nieco krępujące, bo nadal
nie wiedziała, co to za okazja. Eriianel pierwszy zszedł z
podwyższenia, zbliżył się do niej środkiem sali i ucałował jej
dłoń.
- Wszystkiego najlepszego z
okazji siedemnastych urodzin, Ariel, Potomku Liry i córko Areela.
Ariel rozdziawiła usta, z
poczuciem, jakby ktoś oblał ją lodowata wodą. Jej urodziny?
Dzisiaj? A więc to o to chodziło.
Bogowie,
nie miałam pojęcia. A ja głupia podejrzewałam, że knują coś
złego.
Na
szczęście zreflektowała się na tyle, żeby przywołać na twarz
pełen zaskoczenia, ale uprzejmy uśmiech.
- Dziękuję. Zrobiliście mi
wielką niespodziankę.
- To wszystko pomysł Balara,
my tylko nieco pomogliśmy.
Dopiero teraz spostrzegła
wokół siebie takie szczegóły, jak zawieszone nad ich głowami
magiczne kule w różnych kolorach, przystrojone szarfami i
diamentami kolumny oraz ustawione pod ścianami stoły uginające się
od jedzenia.
- Niespodzianka! - Xander
podbiegł do niej z podekscytowaniem i rzucił się w jej wyciągnięte
ramiona – Udało mi się nie wygadać, chociaż miałem straszną
ochotę. Ale Balar chyba by mnie zabił, więc milczałem.
- A więc też o wszystkim
wiedziałeś? - udała oburzenie, chociaż nie mogła powstrzymać
się od uśmiechu.
- Pewnie. Gdybym się
wygadał, nie byłoby niespodzianki, prawda?
W następnej chwili pojawiła
się Malia z Arabel, oraz pozostałe elfy, tworząc wokół niej
szczelny krąg. Posypały się życzenia i uściski, ktoś włożył
na jej głowę wianek z kwiatów, ktoś inny wsunął na jej
nadgarstek delikatną bransoletkę z kolorowych diamencików.
Otoczyły ją śmiechy i komplementy na temat jej jej urody i
kreacji. Ktoś rzucił wesoło, że ledwo udało im się zachować
wszystko w tajemnicy, ale wszystkie twarze i zwiewne, kolorowe stroje
stopiły się przed nią w jedno, aż kręciło jej się w głowie.
Xander podskakiwał
niecierpliwie u jej boku, aż w końcu chwycił ją za rękę i
pociągnął w stronę stołów ustawionych wzdłuż ściany.
- Wszyscy się uparli, że
musisz zjeść pierwszy kawałek, więc czekałem cały dzień.
- Co takiego?
- Tort. Największy, jaki w
życiu widziałem – w końcu dotarli na miejsce, gdzie faktycznie
stało kilkupiętrowe, kolorowe dzieło sztuki. Xander wpatrywał się
w ciasto z takim zachwytem, że gdyby tylko mógł zjadłby go
całego. Szarpnął Ariel za suknię, żeby się pospieszyła –
Jest cały z owoców, ale jest słodki i pyszny. Udało mi się
spróbować, kiedy nikt nie patrzył, ale umoczyłem tylko palec.
Przysięgam.
Ariel roześmiała się,
czując jak jej samej ślina napływa do ust.
- Zachowam to w sekrecie –
mrugnęła do niego okiem.
Znów otoczyły ją elfy.
Calanon, który zawsze służył jej pomocą i tym razem pozwolił
sobie ukroić dla niej duży kawałek ciasta, zanim dobrali się do
niego pozostali. W środku miał malinową masę i rozpływał się w
ustach. Z całą stanowczością mogła stwierdzić, że jej
podniebienie nie smakowało nigdy niczego lepszego.
Zaledwie opróżniła swój
talerz, zjawił się Eriianel, który poprowadził ją na środek
sali W tym momencie na dany znak z każdego kąta sali rozległa się
muzyka, zapewne będąca dziełem magii, bo nigdzie nie widziała
nawet instrumentów.
- Wszyscy czekają, aż
oficjalne rozpoczniemy twoje przyjęcie.
Rozejrzała się po zebranych
wokół elfach, którzy patrzyli tylko na nich.
- Mam wygłosić jakieś
przemówienie?
- Nie. Zatańczyć.
Uśmiechnął się i już po
chwili wirowali po całej sali, aż Ariel miała wrażenie, jakby
frunęli. Zaraz potem pozostałe elfy również zaczęły tańczyć,
co w ich wykonaniu wyglądało naprawdę jakby płynęły, a ich
stopy nie dotykały nawet podłogi.
- Przepraszam, że jestem
taka niezgrabna – wybąkała, kiedy po raz kolejny niechcący
nadepnęła mu na stopę – Niezbyt dobrze radzę sobie w tańcu.
- Nie przejmuj się –
odparł wesoło, nie gubiąc rytmu nawet w czasie jej pomyłek –
Jeszcze dzisiaj będziesz poruszać się jak elf. Dawno nie mieliśmy
okazji tak się bawić, więc ostrzegam, że przyjęcie szybko się
nie skończy.
Zaledwie zabrzmiała
następna, żywsza melodia, wpadła w objęcia Calanona, a potem
jeszcze kilku innych elfów, których imiona mieszały jej się w
głowie i z trudem je zapamiętywała. Po piątym tańcu poczuła
zmęczenie i zachciało jej się pić, więc chyłkiem przecisnęła
się między wirującymi parami w stronę stołów. Delektując się
chłodną wodą o orzeźwiającym smaku, uniosła wzrok znad pucharu
i dostrzegła, że Balar przypatruje jej się uważnie ze swojego
miejsca. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, skinął dłonią, aby
podeszła.
Odpocznij
trochę.
Zmarszczyła
brwi, zerkając na drugi tron, nieco mniejszy, ale równie okazały,
sam w sobie budzący respekt.
Ja
mam usiąść…
To
twoje przyjęcie i twój wieczór. Nie masz ochoty chociaż na chwilę
poczuć się jak królowa?
Ariel
odstawiła puchar i powoli ruszyła w stronę podwyższenia,
rozglądając się dyskretnie, ale w obecnej chwili raczej nikt nie
zwracał na nią uwagi. Czując na sobie przeszywający wzrok Balara,
wspięła się po schodach, unosząc nieco fałdy sukni i usiadła
ostrożnie na drugim tronie, właściwie na jego skraju.
Spoglądając na wszystkich z
góry, poczuła się nieco dziwnie. Muzyka i tańczące pary od razu
przywołały w jej pamięci poprzednie przyjęcie w zamku. Kiedy od
tańczenia dostała pęcherzy, Riva zafundował jej taniec w
powietrzu pod księżycem. Otoczona czernią potężnych skrzydeł i
jego ramion miała ochotę zostać już tak na zawsze.
Na samo wspomnienie poczuła
pieczenie w gardle i łzy w oczach. Bezwiednie zaciskała pięści na
kolanach i przygryzała wargi, żeby się nie rozpłakać. Balar
pochylił się ku niej z wyciągniętą ręką i otarł z kącika jej
oka zbierającą się łzę.
- Miałem nadzieję, że się
ucieszysz z tego wszystkiego, ale widzę, że może to jednak nie był
dobry pomysł.
Rozglądając
się po przystrojonej sali pełnej kolorów, światła i muzyki,
pokręciła szybko głową i nawet uśmiechnęła lekko.
- Cieszę się i to bardzo.
Jest pięknie. Tańczyłam z Najstarszymi, którzy pamiętają
początki świata. Tara pewnie nie uwierzy, kiedy jej o tym opowiem,
a ja sama czuję, jakbym śniła.
- To nie jest sen – odezwał
się cicho – A w tej sukni wyglądasz lepiej niż sądziłem.
Obawiałem się, że może nie będzie pasować, ale jest idealnie.
- A więc to wszystko twoja
sprawka – stwierdziła, spoglądając na niego błyszczącymi
oczami i z poczuciem winy, że znów go podejrzewała.
- W tym zamku praktycznie się
wychowałaś i oboje spędziliśmy w nim najlepsze momenty. Chciałem,
żebyś przez chwilę poczuła się jak w domu.
- Skąd w ogóle pamiętałeś
o moich urodzinach?
Zajrzał jej prosto w oczy z
nieokreślonym wyrazem twarzy.
- Jak mógłbym zapomnieć,
kiedy kilka dni później nadałem ci Imię? To dla mnie…
- Ariel! Ariel! - piskliwy
głosik Xandera wybił się ponad dźwięki muzyki i gwar głosów,
kiedy wbiegł na podwyższenie i teraz zaczął szarpać ją za rękaw
– Zatańcz ze mną. Chcę tańczyć. No chodź – powtarzał,
zmuszając ją, żeby wstała.
Obejrzała się na Balara,
ale ten tylko wzruszył ramionami i pochylił się niedbale na lewy
bok, opierając policzek na dłoni.
- Bawcie się dobrze.
- Zaraz skończą grać –
ponaglił ją chłopiec, więc ruszyła za nim szybko, aż potknęła
się na schodkach.
Wszystko
– czerwone mury zamku, piękna muzyka, wysokie elfy, zdające się
istotami nie z tej ziemi oraz otaczające ją kolory zwiewnych szat i
diamentów, oszałamiało ją i dawało poczucie, jakby znalazła się
w zupełnie innym świecie. To naprawdę nie mógł być sen, bo
inaczej nie czułaby zmęczenia, kropek potu na czole, ani tego
oszołomienia nadmiarem wrażeń. Kiedy płynęła statkiem i czuła
tylko beznadziejność sytuacji, nie wyobrażała sobie nawet, że
będzie przebywać wśród istot, które żyły od początku świata
i znały Lirę.
Tańcząc z Xanderem, a potem
z Liilją i innymi elfkami w kole, nie mogła się powstrzymać i co
i raz jej wzrok wędrował w stronę podwyższenia. Za każdym razem
napotykała jego spojrzenie i czuła je nawet wtedy, gdy starała się
koncentrować na swoich towarzyszkach i śmiała się równie głośno
co one.
W pewnym momencie po raz
kolejny uniosła wzrok i z zaskoczeniem odkryła, że tron jest
pusty. Xander zaczął narzekać, że jest głodny, więc wszystkie
zrobiły sobie przerwę i w wesołej atmosferze kręcili się przy
stołach, próbując wymyślnych potraw z warzyw i owoców. W końcu
Ariel została sama przy jednej z kolumn, ozdobionej diamentami i
kolorowymi szarfami. Rozglądała się uważnie po całej sali, ale
wokół siebie widziała jedynie twarze elfów.
- Szukasz kogoś konkretnego?
Ariel odwróciła się
gwałtownie, przykładając dłoń do serca, które wykonało
gwałtowne salto.
- Przestraszyłeś mnie.
Balar opierał się ramieniem
o kolumnę tuż za nią, a jego oczy rozświetlały kule światła i
błysk rozbawienia.
- Jeśli szukasz towarzystwa
drugiego człowieka, to jestem tu jedynym kandydatem. Nie licząc
Xandera.
- Nie da się nie zauważyć
– odparła, otaczając się ramionami, żeby ukryć przyspieszone
bicie serca.
- Czuję się zazdrosny, że
tańczyłaś już chyba z każdym elfem na tej wyspie, a ja przez ten
czas tylko siedziałem.
- Nikt ci przecież nie
bronił. Partnerek by ci nie zabrakło.
- Czekałem na tą jedną.
Dzisiaj tańczę tylko z solenizantką.
Przyjęła jego wyciągniętą
dłoń w momencie, gdy wesoła i skoczna melodia zmieniła się na
spokojniejszą i pełną melancholii. Przeszli na środek sali, gdzie
pozostało niewiele par.
- Mam nadzieję, że za
bardzo cię nie podepczę.
- Jakoś to przeżyję,
chociaż obserwowałem cię i po kilku rundach z elfami idzie ci
coraz lepiej.
Nagle poczuła się dziwnie
zdenerwowana. Ze spuszczoną głową i skupieniem na twarzy wbiła
wzrok w posadzkę.
- Riva wiedział, że kiepsko
tańczę i dlatego pokazał mi jak tańczyliśmy w dzieciństwie.
On...
-
Ale Rivy tu nie ma – chwycił w palce jej podbródek i uniósł,
zmuszając, żeby na niego spojrzała. Jego czoło przecinały
podłużne bruzdy, wilgotne kosmyki przykleiły się do skroni,
chociaż do tej pory tylko siedział na tronie – Wiem, że mogę
być do niego podobny, ale nie jestem moim bratem – w jego głosie
wyczuła nutę zazdrości i jakby rozdrażnienia, która wywołała
na jej ramionach gęsią skórkę.
Kiedy położył dłoń na
jej plecach, miała wrażenie, że bijący od niej żar, mógłby ją
spalić. Po chwili zsunęła się na talię, aby przyciągnąć ją
bliżej, zaś drugą ujął jej rękę i poprowadził w rytm muzyki
tak gładko, jakby ćwiczyli to wiele razy. Nie tańczył tak płynie
i lekko, jak elfy, a mimo to niemal od razu odnalazła zgody rytm i
bezwolnie poddała się jego ruchom. Był tak blisko, że nie
potrafiła się na niczym skupić, zaś gdy uniosła głowę, jego
oczy zdawały się ciemniejsze niż kiedykolwiek, pełne zachwytu i
tęsknoty, jakby w sali pełnej nieśmiertelnych istot, dostrzegały
tylko ją.
W pewnym momencie, okręcił
nią dookoła własnej osi i z powrotem przyciągnął do siebie.
Zrobił to zbyt niespodziewanie i w efekcie zderzyła się z nim
całym ciałem, aż z jej głowy spadł wianek z kwiatów.
Natychmiast chciała się odsunąć, jednak przytrzymał ją mocniej
w pasie, całkowicie niwelując dzielącą ich wolną przestrzeń.
Przyciśnięta do jego bioder i torsu, mogła poczuć napięcie jego
mięśni i bicie serca pod warstwą ubrania i skóry. Muzyka
przycichła w jej uszach do odległego dźwięku, zagłuszona przez
szum jej własnej krwi.
- Może jednak…
Zabrakło jej czasu na
dokończenie, gdyż Balar zrobił następny krok i odgiął ją w
pasie do tyłu, nachylając się nad jej twarzą.
- Coś mówiłaś? - zapytał
jak gdyby nigdy nic a jego ciepły oddech owionął jej policzki.
Tam, gdzie ją podtrzymywał czuła nieznośne pieczenie, jakby po
jej ciele wędrowały płomyki ognia.
-
Ja tylko… - nie wiedziała, czy to cała sala zaczęła chwiać się
na boki, czy to jej kręciło się w głowie. Nie mogła złapać
tchu, chociaż przecież nie tańczyli szybko i w jednej chwili w tej
długiej sukni zrobiło jej się stanowczo za gorąco – Muszę się
przewietrzyć – zdołała w końcu wydobyć z siebie głos.
Odepchnęła go i nie patrząc na boki, wymaszerowała z sali
najszybciej i jednocześnie najspokojniej jak tylko potrafiła. Nie
chciała nikogo martwić, ani zwracać na siebie uwagi tych
wszystkich roześmianych i szczęśliwych elfów.
Kierując się w stronę
głównych wrót, nawet nie zauważyła, że ściany i kolumny drżą
lekko i momentami prześwitują przez nie białe ściany
rzeczywistego budynku. Otworzyła sobie jedno skrzydło podmuchem
wiatru i wypadła na rześkie, wieczorne powietrze, oddychając
głęboko i wystawiając twarz na igiełki chłodu.
Zbiegła po szerokich
schodach i oddaliła się kawałek od zamku, w zasięgu słuchu wciąż
mając dźwięki muzyki oraz melodyjne głosy i śmiechy elfów.
Kiedy mijała fontannę, ta zniknęła za jej plecami, rozmywając
się bez śladu. Ariel nie zauważyła tego, gdyż patrzyła w
granatowe niebo. Wokół panował gęsty mrok, oświetlony jedynie
blaskiem magicznych kul z okien zamku i mdłym, czerwonawym światłem
księżyca, który wisiał nad jej głową, groźny i prawie idealnie
okrągły.
Ariel objęła się ciasto
ramionami i zadrżała, chociaż zimno sprawiało jej przyjemność,
wciskając się pod suknię i przywracając trzeźwość umysłu.
Złote pasemko rozjarzyło się w półmroku i znikąd napłynęła
chmura, która przesłoniła księżyc. Zadowolona, przymknęła oczy
i westchnęła. Usłyszała za plecami kroki, które były stanowczo
za głośne na elfa.
- Zmarzniesz tak tu stojąc –
odezwał się łagodnie, z troską w głosie.
- Było mi za gorąco. Poza
tym chciałam pobyć trochę sama, nie musiałeś za mną biec.
- Wiem, ale chciałem
przeprosić.
- Za co?
Kiedy nie doczekała się
odpowiedzi, odwróciła się zaintrygowana, co takiego miał na
sumieniu.
Balar zachwiał się ze
zwieszoną głową, opierają się ręką o najbliższe drzewo. Za
jego plecami cały zamek migotał i stawał się półprzezroczysty.
- Wszystko było idealnie
skopiowane, żebyś mogła spędzić noc w swojej komnacie, ale...to
chyba mój limit – wymamrotał z wysiłkiem.
- Myślałam, że to robota
elfów.
- Owszem, trochę mi pomogli,
ale przecież nie znają zamku tak dobrze, jak ja. Miałem nadzieję,
że utrzymam go dłużej, ale już nie dam rady – z wciąż
zwieszoną głową, potarł skronie i iluzja rozwiała się, ukazując
prosty, biały pałacyk Eriianela.
Ariel zrobiło się trochę
przykro, ale przecież i tak to było więcej, niż mogła oczekiwać.
- Dziękuję – odwróciła
się do niego plecami, żeby nie widział łez w jej oczach – To
była wspaniała niespodzianka. Nawet nie wiesz...jak tęsknię za
wszystkimi.
- Wiem.
Otarła pospiesznie łzy i
zaciskając usta, wbiła wzrok w bezgwiezdne niebo. Przez dłuższą
chwilę milczeli oboje, otuleni dźwiękami muzyki, śmiechem i
ciepłym blaskiem kolorowych świateł z wnętrza budynku. Mieszkańcy
wyspy bawili się tak dobrze, że pewnie nawet nie zauważyli ich
nieobecności.
To były jej urodziny.
Siedemnaste. Riva wspominał, że wypadają za dziesięć dni, ale od
tamtej chwili, kiedy tak dobrze bawili się nad jeziorek Tohen, tyle
się działo, że całkiem pogubiła się w rachubie i nawet o tym
zapomniała.
Powiedział, że tego dnia
zaplanowano ich ślub. Gdyby nie te wszystkie wydarzenia i gdyby ich
życie potoczyło się inaczej, właśnie dzisiaj zostałaby żoną
Rivy.
Ale tych „gdyby” było
tak wiele, że myślenie o tym było jak próba urzeczywistnienia
wyjątkowo nierealnego snu. Czekała ich najtrudniejsza, ostateczna
bitwa, a Riva leżał gdzieś w swojej komnacie, zawieszony między
życiem, a śmiercią. Nie miała nawet okazji wyznać mu swoich
uczuć.
Głęboki smutek owinął się
wokół jej serca, niczym kilkumetrowy wąż i w tej chwili nie miała
ani siły, ani ochoty go przeganiać.
- Wiem, co czujesz – Balar
stanął przed nią i chcąc nie chcąc musiała na niego spojrzeć –
Wiem, że za nim tęsknisz i obiecuję, że niedługo się
spotkacie.
Ariel zadrżała warga i znów
zapiekły ją oczy. Dlaczego dzisiaj, zamiast świętować, chciało
jej się tylko płakać?
- Tyle wysiłku kosztowało
cię to wszystko i jeszcze musisz mnie pocieszać.
- To nic, moja gwiazdeczko –
zbliżył się o krok i otarł kciukami kąciki jej oczu. Potem ujął
ją za ramiona i uśmiechnął się jakoś tak blado, bez cienia
wesołości – Przez to wszystko o czymś zapomniałem.
Pociągnęła nosem, starając
się wykrzesać z siebie trochę dobrego humoru, żeby okazać mu
swoją wdzięczność za to wszystko.
- Co takiego?
- Nie złożyłem ci życzeń.
Wszystkiego najlepszego, Ariel.
- Dziękuję.
Gdy zaczął się ku niej
pochylać, nadstawiła policzek, ale w ostatniej chwili przesunął
nieco głowę i musnął kącik jej warg. A potem pocałował w usta
tak delikatnie, jakby była tylko iluzją i mogła mu zniknąć.
Ariel zamarła i otworzyła
szeroko oczy, po czym odepchnęła go od siebie może zbyt brutalnie,
aż zachwiał się do tyłu.
- Co...Co to było? - głos
jej drżał, podobnie jak całe ciało, chociaż raczej nie z zimna,
bo żadnego zimna nie czuła.
Zobaczyła to wyraźnie, jak
w jego oczach gaśnie wewnętrzny blask, który tak pięknie je
rozświetlał i natychmiast pożałowała swojej ostrej reakcji.
Kąciki jego ust opadły i po raz pierwszy od ich pobytu na wyspie
przybrał ponurą maskę i zmarszczył mocno brwi.
- Przepraszam, nie powinienem
tego robić – mruknął głucho i odwrócił się ze zwieszoną
głową – Wracam do siebie, ale ty możesz zostać i się bawić. W
końcu to twoje przyjęcie – po tych słowach odszedł, znikając
szybko w ciemnościach.
Ariel wciąż stała bez
ruchu, jakby jej nogi wrosły w ziemię i zapuściły tam korzenie.
Przytłumiona muzyka zagłuszała jego oddające się kroki, ale
potrafiła je wyczuć i usłyszeć ich echo głęboko pod ziemią.
Była tak zaskoczona i oszołomiona, że nawet nie wiedziała, co
miała teraz zrobić. Dotykając palcami rozchylonych ust, które
wciąż paliły, obejrzała się na rozświetloną rezydencję, gdzie
wesoła zabawa trwała w najlepsze, po czym jej wzrok znów
powędrował w ciemność.
Tu nie było co wybierać, bo
gdyby została, nie potrafiłaby nawet udawać, że ma ochotę na
świętowanie. W tej chwili mogła zrobić tylko jedno.
Stworzyła przed sobą płomyk
światła i pobiegła co sił przed siebie, unosząc w dłoniach
długą suknię. Wszystkie elfy zgromadziły się w głównym
budynku, więc wokół nie było żywej duszy. Nocną ciszę
przerywały odgłosy zwierząt, ukrytych w lesie, ale ona sama
słyszała tylko własne kroki, przyspieszony oddech i dudniące
serce.
Dotarła w końcu do ich
chaty i zbliżając się, zwiększyła kulę światła, która
poszybowała naprzód, rozświetlając całą okolicę i samotną,
nieruchomą postać. Balar stał w cieniu rozłożystego drzewa,
zwrócony twarzą w stronę rzeki i nawet nie drgnął, gdy się
zbliżyła, chociaż musiał ją słyszeć. Próbując uspokoić
oddech, skupiła się na jego zaciśniętych pięściach i dopiero po
dłuższej chwili odważyła się przerwać ciszę.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Jego ramiona uniosły się i
opadły nieznacznie.
Czyż
to nie oczywiste, że cię kocham?
-
Kocham cię, Ariel – powtórzył na głos unosząc głowę, jakby
kierował te słowa do nieba.
Nawet jeśli gdzieś w środku
jakiś głosik szeptał jej, że mogła się tego spodziewać i tak
jego słowa wprawiły ją w osłupienie. Przecież tak wiele razy
przez te kilka dni dawał jej wyraźnie do zrozumienia, że jest dla
niego ważna. Stała w milczeniu i tylko mrugała powiekami, a gdy
zaczął mówić, ulżyło jej, że nie oczekuje od niej żadnej
odpowiedzi.
- Pamiętasz tamten szkic w
moim gabinecie? - przed oczami natychmiast staną jej portret pięknej
kobiety – wojowniczki z mieczem i śmiałym uśmiechem. Skinęła
głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć - Zawsze cię widziałem
właśnie w tej sukni. Pokochałem twoje oczy, kiedy spojrzałaś na
mnie po raz pierwszy, ale gdy w jednej z wizji zobaczyłem cię jako
dorosłą kobietę, naprawdę się zakochałem – odwrócił się i
spojrzał na nią przenikliwie, z zadumą – Jak myślisz, dlaczego
robiłem to wszystko i przetrwałem tyle lat udając kogoś, kim się
brzydzę? - zaczął zbliżać się do niej powoli, a ona utonęła w
jego oczach, niezdolna do odwrócenia głowy – Ta miłość do
ciebie dała mi więcej siły, niż jakakolwiek Moc. To, że stoisz
teraz przede mną, dokładnie taka, jaką cię wyśniłem i jesteś
rzeczywistością, a nie tylko obrazem na papierze, czy wyobrażeniem,
jest najlepszą nagrodą, jaką mogłem otrzymać za te wszystkie
lata.
Zatrzymał się dopiero krok
przed nią. Zaczerpnęła gwałtownie tchu, kiedy przesunął dłońmi
po jej ramionach, aż spoczęły na jej talii.
I wtedy to zobaczyła.
Na krótką chwilę otworzył
przed nią swój umysł i zobaczyła siebie jego oczami. Kobietę z
obrazu, którą sama wzięła za Lirę.
Bił od niej jakiś
nieziemski blask, którego sama nie była świadoma. Tyle razy
widziała siebie w lustrze, ale nigdy nie patrzyła na siebie w taki
sposób. Jej rude włosy miękkimi falami spływały na ramiona i
plecy, okalając jej twarz niczym aureola i tworząc na niej igrające
cienie. Blada cera dodawała jej drobnej twarzy urody elfa i
wydawała się gładka niczym jedwab. Do tego duże oczy o
intensywnej zieleni, patrzące na wszystko z niegasnącą ciekawością
oraz miękkie, zmysłowe usta, tak kusząco rozchylone…
To trwało zaledwie chwilę,
ale jej zmysły zaatakowały wrażenia i obrazy, których nie
potrafiła powstrzymać, i które zupełnie nią zawładnęły.
Patrzył na nią i milczał, dając jej czas, aby to wszystko
zrozumiała.
Uderzyło ją to, jaką siłę
czerpał z jej istnienia. Przez te siedemnaście lat kochał ją tak
silnie i głęboko, że aż czasem sprawiało mu to ból. Kiedy
uciekła mu ze staraj rezydencji, wciąż miał wrażenie, że widzi
ją gdzieś na korytarzu i od tamtej pory rozglądał się za nią na
boki, chociaż wiedział, że jest daleko. Za każdym razem gdy ją
widział i sprawiał, że cierpiała, pragnął ją przytulić i
powiedzieć prawdę, przez co jego gniew, głównie na siebie stawał
się prawdziwy i palący.
Zamknął przed nią umysł
tak szybko i nagle, że zachwiała się i może by upadła, gdyby jej
nie podtrzymywał.
- To… - brakowało jej
tchu, jak po długim biegu, a w głowie miała jedną czarną dziurę.
- Rozumiesz teraz? - zapytał
cicho, zmniejszając dzielącą ich odległość tak, że już nic
innego nie widziała, tylko głęboką czerń jego oczu. Ujął jej
twarz w obie dłonie, które mimo otaczającego ich chłodu, były
niewiarygodnie ciepłe – Już gdy nadałem ci Imię i połączyłem
nasze umysły, wiedziałem, że zawsze będziesz tylko ty – teraz
był tak blisko, że powietrze między ich ustami nieznośnie
drażniło zmysły. Jego oddech niósł ze sobą zapach owoców,
które sama dzisiaj zrywała - Jesteś przyczyną i powodem dla
którego jeszcze żyję.
- Ja… - jej ręce
powędrowały do góry, ale tym razem nie zamierzała go odpychać, a
jedynie zacisnęła palce na jego tunice, zła na siebie, że coś
twardego zatyka jej gardło i znów chce jej się płakać – Balar,
nie wiem, co mam...
- Więc nic nie mów –
wyszeptał, po czym pocałował ją śmielej, z czułością od
której przeszył ją dreszcz aż po koniuszki palców.
Jego usta były miększe i
bardziej gorące, niż mogłaby podejrzewać. Ich nacisk sprawił, że
zapomniała gdzie jest ziemia, a gdzie niebo i nie wiedziała nawet
czy wciąż stoi, czy może pędzi w stronę gwiazd. Jej serce
eksplodowało tysiącami magicznych kul świateł, a w głowie jakby
coś się odblokowało i w jednej sekundzie to do niej dotarło. To
nie było wspomnienie, a raczej przeczucie. Pewność.
Do tej pory jego widok
wzbudzał w niej głównie nienawiść, ale pomyliła to uczucie, bo
tego chciał.
Jęknęła cicho,
przytłoczona i zaskoczona tym uczuciem, które w niej drzemało
ukryte. Była tak głupia, czy tak ślepa? Przecież od początku
każde jego spojrzenie i każdy przypadkowy dotyk wzbudzał w niej
ekscytację i tłumioną tęsknotę. Coś, czego nie rozumiała i nie
potrafiła nazwać i dlatego odpychała od siebie.
Kiedy walczyli w wodzie, a
później Tara raniła go śmiertelnie z tej dziwnej broni, uratowała
go z własnej woli, bo w głębi serca nie mogła go stracić.
Balar odsunął się tylko
odrobinę, aby złapać oddech. Gładził jej twarz i szyję, jakby
nie do końca dowierzał, że jest rzeczywista, że moje jej dotykać.
Czuła jak cały drży, ich serca wybijały zgodny, szaleńczy rytm.
- Mam przestać? - czerń w
jego oczach zdawała się jeszcze głębsza, choć to zdawało się
niemożliwe.
Ariel w odpowiedzi objęła
go za kark, wyczuwając puls dudniący o jej dłonie. Nagłe
pragnienie, aby mieć go jak najbliżej przy sobie, było jak palący
ból, który zaczynał się gdzieś w brzuchu, sięgał do serca i
palców wplecionych w czarne, jedwabiste włosy. Wspięła się na
palce i przylgnęła do jego warg, zapominając, że istnieje
cokolwiek poza tą wyspą. Poza nimi. Wyzwolił w niej coś, czego
nigdy wcześniej nie czuła. Pieszczota jego dłoni, wędrujących
teraz po jej plecach sprawiła, że jej skóra, serce i umysł
zapłonęły ogniem, który nie miał nic wspólnego z kamieniem i
żadna siła nie zdołałaby go ugasić, poza Balarem.
To
dziwne i sama tego nie rozumiem, ale też cię kocham.
Poczuła na ustach jego
uśmiech, po czym zaczął ją całować już bez żadnych obaw i
oporów, coraz głębiej i coraz namiętniej. Całował ją tak,
jakby od zawsze należała tylko do niego, tak naturalnie, jakby była
odzyskaną częścią jego osoby.
W pewnym momencie wziął ją
na ręce i nie przestając obsypywać pocałunkami, skierował się
do chaty. Otworzył kopniakiem drzwi, a gdy je zamykał, kula światła
rozproszyła się bezgłośnie, pogrążając wszystko w mroku.
Wiem
o tym.
Zawsze
wiedziałem. Dopiero,
gdy znaleźli się w środku odpowiedział na jej wcześniejszą
myśl.
Jak
to? Przecież dopiero sama to odkryłam.
To
nie tak, Ariel. Zawsze mnie kochałaś, tylko o tym zapomniałaś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz