poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Rozdział 12

      Ariel zamrugała z zaskoczenia i musiała przetrzeć dłonią oczy, żeby upewnić się, że to nie jest jakieś przywidzenie.
     Tuż przed nią wznosił się zamek z czerwonej cegły z czterema wieżami. Potężne mury zdawały się zajmować większą część wyspy i przygniatać swoją wielkością rozsiane wokół chatki. Aż nieprawdopodobne, że wcześniej go nie zauważyła. Przed wejściem stała nawet fontanna, a z otwartego dziobu kruka tryskała woda.
     - To… - nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, tak bardzo była pod wrażeniem tego, co widzi.
     Malia uśmiechała się szeroko, wciąż trzymając jej dłoń.
     - To tylko iluzja, ale solidna i piękna, prawda?
     - Tak, ale...dlaczego?
     - Chodźmy do środka.
     Znów dała się poprowadzić, a wkraczając na schody prowadzące do podwójnych wrót, w pierwszej chwili obawiała się, że dotknięcie tego nierzeczywistego obrazu sprawi, że wszystko zniknie.
     Ale jednak tak się nie stało. Zamek wciąż stał i był tak rzeczywisty, aż wszystkie jej zmysły mówiły jej, że naprawdę znalazła się w domu. Malia zachichotała pod nosem gdy znalazły się w szerokim korytarzu o lśniącej posadzce, z masywnymi kolumnami i łukowatym sufitem. Wszystko było identyczne, nawet układ czerwonych cegieł, które kruszyły się w niektórych miejscach.
     - Jakim cudem iluzja może być tak rzeczywista? I w ogóle kto…
     Elfka popchnęła ją w stronę schodów prowadzących na piętro.
    - Idź do swojej komnaty i załóż to, co tam znajdziesz. Będę na ciebie czekać.
   Ariel popatrzyła na nią krótko, ale zamiast dalszych pytań, z niecierpliwością pobiegła prosto na drugie piętro.
     To sen. Ja śnię i trafiłam do zamku,bo za nim tęsknię.
    Jej komnata również była jak prawdziwa. Znajome meble, toaletka, obrazy, okna wychodzące na wieczorne niebo – wszystko zgadzało się w każdym szczególe, jakby naprawdę wróciła do siebie.
    Obracając się na boki z otwartymi ustami, doszła do swojego łóżka pośrodku komnaty, na której spoczywała starannie złożona suknia. Mogła by tutaj zaszyć się na całą noc, ale skoro wszyscy na nią czekali, czym prędzej się przebrała.
     Jak tylko otworzyła drzwi, natknęła się na Malię, która na jej widok klasnęła w ręce, z zachwytem lustrując ją wzrokiem z góry na dół.
     - Cudownie – skwitowała – Leży jak marzenie.
     Ariel zebrała materiał w dłonie i okręciła się, sama nie wiedząc, co o tym myśleć.
    - Hmm, jest jakaś inna niż poprzednie. Musi być taka długa?
    - Najlepsze tkaczki tworzyły ją kilka dni, więc powinnaś być wdzięczna. Gdyby nie Balar, pewnie nie leżałaby na tobie tak dobrze.
    Znowu on. Pomyślała z przekąsem, zastanawiając się gdzie on się w ogóle podziewa.
     - Cóż, jest piękna.
     Rzeczywiście suknia była wyjątkowa i przyćmiewała wszystkie, jakie Ariel widziała czy nosiła do tej pory. Zrobiona z delikatnego, aksamitnego materiału, podkreślała kształty, a jednocześnie była zwiewna i nie krępowała ruchów. Sięgała aż do ziemi, zakrywając miękkie, wygodne pantofelki, które znalazła przy łóżku. Jej kolor trudno było określić, bo raz wydawała się blado zielona, momentami wpadała w błękit, ale na pierwszy rzut oka była raczej w odcieniu liliowym. Odsłaniała obojczyki i ramiona, a w miejscach, gdzie na jej ciele widniały kamienie, była lekko prześwitująca. Poza tym przy dekolcie i na biodrach lśniły drobne diamenciki. A to wszystko dopełniał jej wisiorek z białym piórkiem, prezentujący się na odsłoniętej szyi w pełnej krasie.
     Nie miała pojęcia po co się tak stroić na zwykłą kolację. Malia miała na sobie zwykłą, prostą sukienkę w jasnym różu, w jakich chodziła na co dzień.
    - Zrobiłabym coś z twoimi włosami, ale nie mamy czasu, więc niech będzie tak jak jest – stwierdziła elfka, poprawiając burzę luźno spływających rudych kosmyków i kiwając z aprobatą głową – Skoro jesteś gotowa, to możemy iść.
     Ariel nie musiała pytać dokąd, bo od razu skierowały się do sali tronowej. Wysokie, ozdobne wrota uchyliły się przed nimi jakby same z siebie, zapraszając do środka. Malia uśmiechnęła się do niej szeroko, puściła jej rękę i pobiegła przodem, ledwo dotykając stopami posadzki.
    Ariel wkroczyła za nią do przestronnej sali, tak znajomej, że ze wzruszenia aż zwilgotniały jej oczy. Wszystkie elfy zgromadziły się przy kolumnach, stojących rzędem po obu stronach. Nawet podłużne okna były identyczne.
     Jednak jej wzrok od razu skupił się na podwyższeniu pośrodku sali, gdzie znajdował się królewski tron, a raczej dwa. To jedyna rzecz, która różniła się od rzeczywistości. Na jednym z nich siedział Balar, rozparty wygodnie, jakby to miejsce od zawsze należało się jemu. Ubrany był w obcisłe, czarne spodnie, oraz tunikę w kolorze bladej czerwieni ozdobionej złotą nitką, przepasaną skórzanym pasem. Na jego widok, Ariel uzmysłowiła sobie, jak bardzo przez ten cały dzień brakowało jej jego obecności. Czy wcześniej też był taki oszałamiający i pełen dostojeństwa, czy był to po prostu efekt stroju i tego, że siedział na tronie? To miejsce należało do jego brata, ale w tym momencie Balar emanował taką pewnością siebie i siłą, że chyba nikt w tej sali nie wątpił, że jest Kruczym Królem.
     Obok niego stał Eriianel, w jasnej, zwiewnej szacie i obaj pogrążeni byli w cichej rozmowie. Mimo to, gdy tylko się zjawiła, Balar popatrzył na nią tymi niesamowicie czarnymi oczami i skinął nieznacznie głową, ewidentnie zadowolony z tego, co zobaczył.
     Właściwie to wszyscy obecni w sali patrzyli tylko na nią, co było nieco krępujące, bo nadal nie wiedziała, co to za okazja. Eriianel pierwszy zszedł z podwyższenia, zbliżył się do niej środkiem sali i ucałował jej dłoń.
     - Wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin, Ariel, Potomku Liry i córko Areela.
    Ariel rozdziawiła usta, z poczuciem, jakby ktoś oblał ją lodowata wodą. Jej urodziny? Dzisiaj? A więc to o to chodziło.
     Bogowie, nie miałam pojęcia. A ja głupia podejrzewałam, że knują coś złego.
    Na szczęście zreflektowała się na tyle, żeby przywołać na twarz pełen zaskoczenia, ale uprzejmy uśmiech.
     - Dziękuję. Zrobiliście mi wielką niespodziankę.
     - To wszystko pomysł Balara, my tylko nieco pomogliśmy.
     Dopiero teraz spostrzegła wokół siebie takie szczegóły, jak zawieszone nad ich głowami magiczne kule w różnych kolorach, przystrojone szarfami i diamentami kolumny oraz ustawione pod ścianami stoły uginające się od jedzenia.
     - Niespodzianka! - Xander podbiegł do niej z podekscytowaniem i rzucił się w jej wyciągnięte ramiona – Udało mi się nie wygadać, chociaż miałem straszną ochotę. Ale Balar chyba by mnie zabił, więc milczałem.
    - A więc też o wszystkim wiedziałeś? - udała oburzenie, chociaż nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.
     - Pewnie. Gdybym się wygadał, nie byłoby niespodzianki, prawda?
    W następnej chwili pojawiła się Malia z Arabel, oraz pozostałe elfy, tworząc wokół niej szczelny krąg. Posypały się życzenia i uściski, ktoś włożył na jej głowę wianek z kwiatów, ktoś inny wsunął na jej nadgarstek delikatną bransoletkę z kolorowych diamencików. Otoczyły ją śmiechy i komplementy na temat jej jej urody i kreacji. Ktoś rzucił wesoło, że ledwo udało im się zachować wszystko w tajemnicy, ale wszystkie twarze i zwiewne, kolorowe stroje stopiły się przed nią w jedno, aż kręciło jej się w głowie.
    Xander podskakiwał niecierpliwie u jej boku, aż w końcu chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę stołów ustawionych wzdłuż ściany.
     - Wszyscy się uparli, że musisz zjeść pierwszy kawałek, więc czekałem cały dzień.
     - Co takiego?
    - Tort. Największy, jaki w życiu widziałem – w końcu dotarli na miejsce, gdzie faktycznie stało kilkupiętrowe, kolorowe dzieło sztuki. Xander wpatrywał się w ciasto z takim zachwytem, że gdyby tylko mógł zjadłby go całego. Szarpnął Ariel za suknię, żeby się pospieszyła – Jest cały z owoców, ale jest słodki i pyszny. Udało mi się spróbować, kiedy nikt nie patrzył, ale umoczyłem tylko palec. Przysięgam.
     Ariel roześmiała się, czując jak jej samej ślina napływa do ust.
     - Zachowam to w sekrecie – mrugnęła do niego okiem.
    Znów otoczyły ją elfy. Calanon, który zawsze służył jej pomocą i tym razem pozwolił sobie ukroić dla niej duży kawałek ciasta, zanim dobrali się do niego pozostali. W środku miał malinową masę i rozpływał się w ustach. Z całą stanowczością mogła stwierdzić, że jej podniebienie nie smakowało nigdy niczego lepszego.
       Zaledwie opróżniła swój talerz, zjawił się Eriianel, który poprowadził ją na środek sali W tym momencie na dany znak z każdego kąta sali rozległa się muzyka, zapewne będąca dziełem magii, bo nigdzie nie widziała nawet instrumentów.
     - Wszyscy czekają, aż oficjalne rozpoczniemy twoje przyjęcie.
      Rozejrzała się po zebranych wokół elfach, którzy patrzyli tylko na nich.
     - Mam wygłosić jakieś przemówienie?
     - Nie. Zatańczyć.
     Uśmiechnął się i już po chwili wirowali po całej sali, aż Ariel miała wrażenie, jakby frunęli. Zaraz potem pozostałe elfy również zaczęły tańczyć, co w ich wykonaniu wyglądało naprawdę jakby płynęły, a ich stopy nie dotykały nawet podłogi.
    - Przepraszam, że jestem taka niezgrabna – wybąkała, kiedy po raz kolejny niechcący nadepnęła mu na stopę – Niezbyt dobrze radzę sobie w tańcu.
     - Nie przejmuj się – odparł wesoło, nie gubiąc rytmu nawet w czasie jej pomyłek – Jeszcze dzisiaj będziesz poruszać się jak elf. Dawno nie mieliśmy okazji tak się bawić, więc ostrzegam, że przyjęcie szybko się nie skończy.
    Zaledwie zabrzmiała następna, żywsza melodia, wpadła w objęcia Calanona, a potem jeszcze kilku innych elfów, których imiona mieszały jej się w głowie i z trudem je zapamiętywała. Po piątym tańcu poczuła zmęczenie i zachciało jej się pić, więc chyłkiem przecisnęła się między wirującymi parami w stronę stołów. Delektując się chłodną wodą o orzeźwiającym smaku, uniosła wzrok znad pucharu i dostrzegła, że Balar przypatruje jej się uważnie ze swojego miejsca. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, skinął dłonią, aby podeszła.
     Odpocznij trochę.
     Zmarszczyła brwi, zerkając na drugi tron, nieco mniejszy, ale równie okazały, sam w sobie budzący respekt.
     Ja mam usiąść…
     To twoje przyjęcie i twój wieczór. Nie masz ochoty chociaż na chwilę poczuć się jak królowa?
    Ariel odstawiła puchar i powoli ruszyła w stronę podwyższenia, rozglądając się dyskretnie, ale w obecnej chwili raczej nikt nie zwracał na nią uwagi. Czując na sobie przeszywający wzrok Balara, wspięła się po schodach, unosząc nieco fałdy sukni i usiadła ostrożnie na drugim tronie, właściwie na jego skraju.
     Spoglądając na wszystkich z góry, poczuła się nieco dziwnie. Muzyka i tańczące pary od razu przywołały w jej pamięci poprzednie przyjęcie w zamku. Kiedy od tańczenia dostała pęcherzy, Riva zafundował jej taniec w powietrzu pod księżycem. Otoczona czernią potężnych skrzydeł i jego ramion miała ochotę zostać już tak na zawsze.
    Na samo wspomnienie poczuła pieczenie w gardle i łzy w oczach. Bezwiednie zaciskała pięści na kolanach i przygryzała wargi, żeby się nie rozpłakać. Balar pochylił się ku niej z wyciągniętą ręką i otarł z kącika jej oka zbierającą się łzę.
    - Miałem nadzieję, że się ucieszysz z tego wszystkiego, ale widzę, że może to jednak nie był dobry pomysł.
     Rozglądając się po przystrojonej sali pełnej kolorów, światła i muzyki, pokręciła szybko głową i nawet uśmiechnęła lekko.
     - Cieszę się i to bardzo. Jest pięknie. Tańczyłam z Najstarszymi, którzy pamiętają początki świata. Tara pewnie nie uwierzy, kiedy jej o tym opowiem, a ja sama czuję, jakbym śniła.
    - To nie jest sen – odezwał się cicho – A w tej sukni wyglądasz lepiej niż sądziłem. Obawiałem się, że może nie będzie pasować, ale jest idealnie.
   - A więc to wszystko twoja sprawka – stwierdziła, spoglądając na niego błyszczącymi oczami i z poczuciem winy, że znów go podejrzewała.
    - W tym zamku praktycznie się wychowałaś i oboje spędziliśmy w nim najlepsze momenty. Chciałem, żebyś przez chwilę poczuła się jak w domu.
    - Skąd w ogóle pamiętałeś o moich urodzinach?
    Zajrzał jej prosto w oczy z nieokreślonym wyrazem twarzy.
     - Jak mógłbym zapomnieć, kiedy kilka dni później nadałem ci Imię? To dla mnie…
    - Ariel! Ariel! - piskliwy głosik Xandera wybił się ponad dźwięki muzyki i gwar głosów, kiedy wbiegł na podwyższenie i teraz zaczął szarpać ją za rękaw – Zatańcz ze mną. Chcę tańczyć. No chodź – powtarzał, zmuszając ją, żeby wstała.
     Obejrzała się na Balara, ale ten tylko wzruszył ramionami i pochylił się niedbale na lewy bok, opierając policzek na dłoni.
     - Bawcie się dobrze.
     - Zaraz skończą grać – ponaglił ją chłopiec, więc ruszyła za nim szybko, aż potknęła się na schodkach.
    Wszystko – czerwone mury zamku, piękna muzyka, wysokie elfy, zdające się istotami nie z tej ziemi oraz otaczające ją kolory zwiewnych szat i diamentów, oszałamiało ją i dawało poczucie, jakby znalazła się w zupełnie innym świecie. To naprawdę nie mógł być sen, bo inaczej nie czułaby zmęczenia, kropek potu na czole, ani tego oszołomienia nadmiarem wrażeń. Kiedy płynęła statkiem i czuła tylko beznadziejność sytuacji, nie wyobrażała sobie nawet, że będzie przebywać wśród istot, które żyły od początku świata i znały Lirę.
     Tańcząc z Xanderem, a potem z Liilją i innymi elfkami w kole, nie mogła się powstrzymać i co i raz jej wzrok wędrował w stronę podwyższenia. Za każdym razem napotykała jego spojrzenie i czuła je nawet wtedy, gdy starała się koncentrować na swoich towarzyszkach i śmiała się równie głośno co one.
     W pewnym momencie po raz kolejny uniosła wzrok i z zaskoczeniem odkryła, że tron jest pusty. Xander zaczął narzekać, że jest głodny, więc wszystkie zrobiły sobie przerwę i w wesołej atmosferze kręcili się przy stołach, próbując wymyślnych potraw z warzyw i owoców. W końcu Ariel została sama przy jednej z kolumn, ozdobionej diamentami i kolorowymi szarfami. Rozglądała się uważnie po całej sali, ale wokół siebie widziała jedynie twarze elfów.
     - Szukasz kogoś konkretnego?
    Ariel odwróciła się gwałtownie, przykładając dłoń do serca, które wykonało gwałtowne salto.
     - Przestraszyłeś mnie.
    Balar opierał się ramieniem o kolumnę tuż za nią, a jego oczy rozświetlały kule światła i błysk rozbawienia.
    - Jeśli szukasz towarzystwa drugiego człowieka, to jestem tu jedynym kandydatem. Nie licząc Xandera.
   - Nie da się nie zauważyć – odparła, otaczając się ramionami, żeby ukryć przyspieszone bicie serca.
    - Czuję się zazdrosny, że tańczyłaś już chyba z każdym elfem na tej wyspie, a ja przez ten czas tylko siedziałem.
    - Nikt ci przecież nie bronił. Partnerek by ci nie zabrakło.
    - Czekałem na tą jedną. Dzisiaj tańczę tylko z solenizantką.
    Przyjęła jego wyciągniętą dłoń w momencie, gdy wesoła i skoczna melodia zmieniła się na spokojniejszą i pełną melancholii. Przeszli na środek sali, gdzie pozostało niewiele par.
    - Mam nadzieję, że za bardzo cię nie podepczę.
    - Jakoś to przeżyję, chociaż obserwowałem cię i po kilku rundach z elfami idzie ci coraz lepiej.
    Nagle poczuła się dziwnie zdenerwowana. Ze spuszczoną głową i skupieniem na twarzy wbiła wzrok w posadzkę.
    - Riva wiedział, że kiepsko tańczę i dlatego pokazał mi jak tańczyliśmy w dzieciństwie. On...
    - Ale Rivy tu nie ma – chwycił w palce jej podbródek i uniósł, zmuszając, żeby na niego spojrzała. Jego czoło przecinały podłużne bruzdy, wilgotne kosmyki przykleiły się do skroni, chociaż do tej pory tylko siedział na tronie – Wiem, że mogę być do niego podobny, ale nie jestem moim bratem – w jego głosie wyczuła nutę zazdrości i jakby rozdrażnienia, która wywołała na jej ramionach gęsią skórkę.
     Kiedy położył dłoń na jej plecach, miała wrażenie, że bijący od niej żar, mógłby ją spalić. Po chwili zsunęła się na talię, aby przyciągnąć ją bliżej, zaś drugą ujął jej rękę i poprowadził w rytm muzyki tak gładko, jakby ćwiczyli to wiele razy. Nie tańczył tak płynie i lekko, jak elfy, a mimo to niemal od razu odnalazła zgody rytm i bezwolnie poddała się jego ruchom. Był tak blisko, że nie potrafiła się na niczym skupić, zaś gdy uniosła głowę, jego oczy zdawały się ciemniejsze niż kiedykolwiek, pełne zachwytu i tęsknoty, jakby w sali pełnej nieśmiertelnych istot, dostrzegały tylko ją.
     W pewnym momencie, okręcił nią dookoła własnej osi i z powrotem przyciągnął do siebie. Zrobił to zbyt niespodziewanie i w efekcie zderzyła się z nim całym ciałem, aż z jej głowy spadł wianek z kwiatów. Natychmiast chciała się odsunąć, jednak przytrzymał ją mocniej w pasie, całkowicie niwelując dzielącą ich wolną przestrzeń. Przyciśnięta do jego bioder i torsu, mogła poczuć napięcie jego mięśni i bicie serca pod warstwą ubrania i skóry. Muzyka przycichła w jej uszach do odległego dźwięku, zagłuszona przez szum jej własnej krwi.
     - Może jednak…
    Zabrakło jej czasu na dokończenie, gdyż Balar zrobił następny krok i odgiął ją w pasie do tyłu, nachylając się nad jej twarzą.
    - Coś mówiłaś? - zapytał jak gdyby nigdy nic a jego ciepły oddech owionął jej policzki. Tam, gdzie ją podtrzymywał czuła nieznośne pieczenie, jakby po jej ciele wędrowały płomyki ognia.
    - Ja tylko… - nie wiedziała, czy to cała sala zaczęła chwiać się na boki, czy to jej kręciło się w głowie. Nie mogła złapać tchu, chociaż przecież nie tańczyli szybko i w jednej chwili w tej długiej sukni zrobiło jej się stanowczo za gorąco – Muszę się przewietrzyć – zdołała w końcu wydobyć z siebie głos. Odepchnęła go i nie patrząc na boki, wymaszerowała z sali najszybciej i jednocześnie najspokojniej jak tylko potrafiła. Nie chciała nikogo martwić, ani zwracać na siebie uwagi tych wszystkich roześmianych i szczęśliwych elfów.
     Kierując się w stronę głównych wrót, nawet nie zauważyła, że ściany i kolumny drżą lekko i momentami prześwitują przez nie białe ściany rzeczywistego budynku. Otworzyła sobie jedno skrzydło podmuchem wiatru i wypadła na rześkie, wieczorne powietrze, oddychając głęboko i wystawiając twarz na igiełki chłodu.
     Zbiegła po szerokich schodach i oddaliła się kawałek od zamku, w zasięgu słuchu wciąż mając dźwięki muzyki oraz melodyjne głosy i śmiechy elfów. Kiedy mijała fontannę, ta zniknęła za jej plecami, rozmywając się bez śladu. Ariel nie zauważyła tego, gdyż patrzyła w granatowe niebo. Wokół panował gęsty mrok, oświetlony jedynie blaskiem magicznych kul z okien zamku i mdłym, czerwonawym światłem księżyca, który wisiał nad jej głową, groźny i prawie idealnie okrągły.
    Ariel objęła się ciasto ramionami i zadrżała, chociaż zimno sprawiało jej przyjemność, wciskając się pod suknię i przywracając trzeźwość umysłu. Złote pasemko rozjarzyło się w półmroku i znikąd napłynęła chmura, która przesłoniła księżyc. Zadowolona, przymknęła oczy i westchnęła. Usłyszała za plecami kroki, które były stanowczo za głośne na elfa.
     - Zmarzniesz tak tu stojąc – odezwał się łagodnie, z troską w głosie.
    - Było mi za gorąco. Poza tym chciałam pobyć trochę sama, nie musiałeś za mną biec.
    - Wiem, ale chciałem przeprosić.
    - Za co?
    Kiedy nie doczekała się odpowiedzi, odwróciła się zaintrygowana, co takiego miał na sumieniu.
    Balar zachwiał się ze zwieszoną głową, opierają się ręką o najbliższe drzewo. Za jego plecami cały zamek migotał i stawał się półprzezroczysty.
     - Wszystko było idealnie skopiowane, żebyś mogła spędzić noc w swojej komnacie, ale...to chyba mój limit – wymamrotał z wysiłkiem.
     - Myślałam, że to robota elfów.
    - Owszem, trochę mi pomogli, ale przecież nie znają zamku tak dobrze, jak ja. Miałem nadzieję, że utrzymam go dłużej, ale już nie dam rady – z wciąż zwieszoną głową, potarł skronie i iluzja rozwiała się, ukazując prosty, biały pałacyk Eriianela.
    Ariel zrobiło się trochę przykro, ale przecież i tak to było więcej, niż mogła oczekiwać.
     - Dziękuję – odwróciła się do niego plecami, żeby nie widział łez w jej oczach – To była wspaniała niespodzianka. Nawet nie wiesz...jak tęsknię za wszystkimi.
     - Wiem.
     Otarła pospiesznie łzy i zaciskając usta, wbiła wzrok w bezgwiezdne niebo. Przez dłuższą chwilę milczeli oboje, otuleni dźwiękami muzyki, śmiechem i ciepłym blaskiem kolorowych świateł z wnętrza budynku. Mieszkańcy wyspy bawili się tak dobrze, że pewnie nawet nie zauważyli ich nieobecności.
     To były jej urodziny. Siedemnaste. Riva wspominał, że wypadają za dziesięć dni, ale od tamtej chwili, kiedy tak dobrze bawili się nad jeziorek Tohen, tyle się działo, że całkiem pogubiła się w rachubie i nawet o tym zapomniała.
      Powiedział, że tego dnia zaplanowano ich ślub. Gdyby nie te wszystkie wydarzenia i gdyby ich życie potoczyło się inaczej, właśnie dzisiaj zostałaby żoną Rivy.
    Ale tych „gdyby” było tak wiele, że myślenie o tym było jak próba urzeczywistnienia wyjątkowo nierealnego snu. Czekała ich najtrudniejsza, ostateczna bitwa, a Riva leżał gdzieś w swojej komnacie, zawieszony między życiem, a śmiercią. Nie miała nawet okazji wyznać mu swoich uczuć.
      Głęboki smutek owinął się wokół jej serca, niczym kilkumetrowy wąż i w tej chwili nie miała ani siły, ani ochoty go przeganiać.
    - Wiem, co czujesz – Balar stanął przed nią i chcąc nie chcąc musiała na niego spojrzeć – Wiem, że za nim tęsknisz i obiecuję, że niedługo się spotkacie.
      Ariel zadrżała warga i znów zapiekły ją oczy. Dlaczego dzisiaj, zamiast świętować, chciało jej się tylko płakać?
     - Tyle wysiłku kosztowało cię to wszystko i jeszcze musisz mnie pocieszać.
    - To nic, moja gwiazdeczko – zbliżył się o krok i otarł kciukami kąciki jej oczu.  Potem ujął ją za ramiona i uśmiechnął się jakoś tak blado, bez cienia wesołości – Przez to wszystko o czymś zapomniałem.
     Pociągnęła nosem, starając się wykrzesać z siebie trochę dobrego humoru, żeby okazać mu swoją wdzięczność za to wszystko.
     - Co takiego?
     - Nie złożyłem ci życzeń. Wszystkiego najlepszego, Ariel.
     - Dziękuję.
    Gdy zaczął się ku niej pochylać, nadstawiła policzek, ale w ostatniej chwili przesunął nieco głowę i musnął kącik jej warg. A potem pocałował w usta tak delikatnie, jakby była tylko iluzją i mogła mu zniknąć.
     Ariel zamarła i otworzyła szeroko oczy, po czym odepchnęła go od siebie może zbyt brutalnie, aż zachwiał się do tyłu.
     - Co...Co to było? - głos jej drżał, podobnie jak całe ciało, chociaż raczej nie z zimna, bo żadnego zimna nie czuła.
    Zobaczyła to wyraźnie, jak w jego oczach gaśnie wewnętrzny blask, który tak pięknie je rozświetlał i natychmiast pożałowała swojej ostrej reakcji. Kąciki jego ust opadły i po raz pierwszy od ich pobytu na wyspie przybrał ponurą maskę i zmarszczył mocno brwi.
     - Przepraszam, nie powinienem tego robić – mruknął głucho i odwrócił się ze zwieszoną głową – Wracam do siebie, ale ty możesz zostać i się bawić. W końcu to twoje przyjęcie – po tych słowach odszedł, znikając szybko w ciemnościach.
     Ariel wciąż stała bez ruchu, jakby jej nogi wrosły w ziemię i zapuściły tam korzenie. Przytłumiona muzyka zagłuszała jego oddające się kroki, ale potrafiła je wyczuć i usłyszeć ich echo głęboko pod ziemią. Była tak zaskoczona i oszołomiona, że nawet nie wiedziała, co miała teraz zrobić. Dotykając palcami rozchylonych ust, które wciąż paliły, obejrzała się na rozświetloną rezydencję, gdzie wesoła zabawa trwała w najlepsze, po czym jej wzrok znów powędrował w ciemność.
     Tu nie było co wybierać, bo gdyby została, nie potrafiłaby nawet udawać, że ma ochotę na świętowanie. W tej chwili mogła zrobić tylko jedno.
     Stworzyła przed sobą płomyk światła i pobiegła co sił przed siebie, unosząc w dłoniach długą suknię. Wszystkie elfy zgromadziły się w głównym budynku, więc wokół nie było żywej duszy. Nocną ciszę przerywały odgłosy zwierząt, ukrytych w lesie, ale ona sama słyszała tylko własne kroki, przyspieszony oddech i dudniące serce.
Dotarła w końcu do ich chaty i zbliżając się, zwiększyła kulę światła, która poszybowała naprzód, rozświetlając całą okolicę i samotną, nieruchomą postać. Balar stał w cieniu rozłożystego drzewa, zwrócony twarzą w stronę rzeki i nawet nie drgnął, gdy się zbliżyła, chociaż musiał ją słyszeć. Próbując uspokoić oddech, skupiła się na jego zaciśniętych pięściach i dopiero po dłuższej chwili odważyła się przerwać ciszę.
     - Dlaczego to zrobiłeś?
    Jego ramiona uniosły się i opadły nieznacznie.
    Czyż to nie oczywiste, że cię kocham?
    - Kocham cię, Ariel – powtórzył na głos unosząc głowę, jakby kierował te słowa do nieba.
     Nawet jeśli gdzieś w środku jakiś głosik szeptał jej, że mogła się tego spodziewać i tak jego słowa wprawiły ją w osłupienie. Przecież tak wiele razy przez te kilka dni dawał jej wyraźnie do zrozumienia, że jest dla niego ważna. Stała w milczeniu i tylko mrugała powiekami, a gdy zaczął mówić, ulżyło jej, że nie oczekuje od niej żadnej odpowiedzi.
     - Pamiętasz tamten szkic w moim gabinecie? - przed oczami natychmiast staną jej portret pięknej kobiety – wojowniczki z mieczem i śmiałym uśmiechem. Skinęła głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć - Zawsze cię widziałem właśnie w tej sukni. Pokochałem twoje oczy, kiedy spojrzałaś na mnie po raz pierwszy, ale gdy w jednej z wizji zobaczyłem cię jako dorosłą kobietę, naprawdę się zakochałem – odwrócił się i spojrzał na nią przenikliwie, z zadumą – Jak myślisz, dlaczego robiłem to wszystko i przetrwałem tyle lat udając kogoś, kim się brzydzę? - zaczął zbliżać się do niej powoli, a ona utonęła w jego oczach, niezdolna do odwrócenia głowy – Ta miłość do ciebie dała mi więcej siły, niż jakakolwiek Moc. To, że stoisz teraz przede mną, dokładnie taka, jaką cię wyśniłem i jesteś rzeczywistością, a nie tylko obrazem na papierze, czy wyobrażeniem, jest najlepszą nagrodą, jaką mogłem otrzymać za te wszystkie lata.
     Zatrzymał się dopiero krok przed nią. Zaczerpnęła gwałtownie tchu, kiedy przesunął dłońmi po jej ramionach, aż spoczęły na jej talii.
     I wtedy to zobaczyła.
    Na krótką chwilę otworzył przed nią swój umysł i zobaczyła siebie jego oczami. Kobietę z obrazu, którą sama wzięła za Lirę.
    Bił od niej jakiś nieziemski blask, którego sama nie była świadoma. Tyle razy widziała siebie w lustrze, ale nigdy nie patrzyła na siebie w taki sposób. Jej rude włosy miękkimi falami spływały na ramiona i plecy, okalając jej twarz niczym aureola i tworząc na niej igrające cienie. Blada cera dodawała jej drobnej twarzy urody elfa i wydawała się gładka niczym jedwab. Do tego duże oczy o intensywnej zieleni, patrzące na wszystko z niegasnącą ciekawością oraz miękkie, zmysłowe usta, tak kusząco rozchylone…
     To trwało zaledwie chwilę, ale jej zmysły zaatakowały wrażenia i obrazy, których nie potrafiła powstrzymać, i które zupełnie nią zawładnęły. Patrzył na nią i milczał, dając jej czas, aby to wszystko zrozumiała.
     Uderzyło ją to, jaką siłę czerpał z jej istnienia. Przez te siedemnaście lat kochał ją tak silnie i głęboko, że aż czasem sprawiało mu to ból. Kiedy uciekła mu ze staraj rezydencji, wciąż miał wrażenie, że widzi ją gdzieś na korytarzu i od tamtej pory rozglądał się za nią na boki, chociaż wiedział, że jest daleko. Za każdym razem gdy ją widział i sprawiał, że cierpiała, pragnął ją przytulić i powiedzieć prawdę, przez co jego gniew, głównie na siebie stawał się prawdziwy i palący.
     Zamknął przed nią umysł tak szybko i nagle, że zachwiała się i może by upadła, gdyby jej nie podtrzymywał.
     - To… - brakowało jej tchu, jak po długim biegu, a w głowie miała jedną czarną dziurę.
     - Rozumiesz teraz? - zapytał cicho, zmniejszając dzielącą ich odległość tak, że już nic innego nie widziała, tylko głęboką czerń jego oczu. Ujął jej twarz w obie dłonie, które mimo otaczającego ich chłodu, były niewiarygodnie ciepłe – Już gdy nadałem ci Imię i połączyłem nasze umysły, wiedziałem, że zawsze będziesz tylko ty – teraz był tak blisko, że powietrze między ich ustami nieznośnie drażniło zmysły. Jego oddech niósł ze sobą zapach owoców, które sama dzisiaj zrywała - Jesteś przyczyną i powodem dla którego jeszcze żyję.
     - Ja… - jej ręce powędrowały do góry, ale tym razem nie zamierzała go odpychać, a jedynie zacisnęła palce na jego tunice, zła na siebie, że coś twardego zatyka jej gardło i znów chce jej się płakać – Balar, nie wiem, co mam...
     - Więc nic nie mów – wyszeptał, po czym pocałował ją śmielej, z czułością od której przeszył ją dreszcz aż po koniuszki palców.
     Jego usta były miększe i bardziej gorące, niż mogłaby podejrzewać. Ich nacisk sprawił, że zapomniała gdzie jest ziemia, a gdzie niebo i nie wiedziała nawet czy wciąż stoi, czy może pędzi w stronę gwiazd. Jej serce eksplodowało tysiącami magicznych kul świateł, a w głowie jakby coś się odblokowało i w jednej sekundzie to do niej dotarło. To nie było wspomnienie, a raczej przeczucie. Pewność.
     Do tej pory jego widok wzbudzał w niej głównie nienawiść, ale pomyliła to uczucie, bo tego chciał.
    Jęknęła cicho, przytłoczona i zaskoczona tym uczuciem, które w niej drzemało ukryte. Była tak głupia, czy tak ślepa? Przecież od początku każde jego spojrzenie i każdy przypadkowy dotyk wzbudzał w niej ekscytację i tłumioną tęsknotę. Coś, czego nie rozumiała i nie potrafiła nazwać i dlatego odpychała od siebie.
     Kiedy walczyli w wodzie, a później Tara raniła go śmiertelnie z tej dziwnej broni, uratowała go z własnej woli, bo w głębi serca nie mogła go stracić.
     Balar odsunął się tylko odrobinę, aby złapać oddech. Gładził jej twarz i szyję, jakby nie do końca dowierzał, że jest rzeczywista, że moje jej dotykać. Czuła jak cały drży, ich serca wybijały zgodny, szaleńczy rytm.
     - Mam przestać? - czerń w jego oczach zdawała się jeszcze głębsza, choć to zdawało się niemożliwe.
     Ariel w odpowiedzi objęła go za kark, wyczuwając puls dudniący o jej dłonie. Nagłe pragnienie, aby mieć go jak najbliżej przy sobie, było jak palący ból, który zaczynał się gdzieś w brzuchu, sięgał do serca i palców wplecionych w czarne, jedwabiste włosy. Wspięła się na palce i przylgnęła do jego warg, zapominając, że istnieje cokolwiek poza tą wyspą. Poza nimi. Wyzwolił w niej coś, czego nigdy wcześniej nie czuła. Pieszczota jego dłoni, wędrujących teraz po jej plecach sprawiła, że jej skóra, serce i umysł zapłonęły ogniem, który nie miał nic wspólnego z kamieniem i żadna siła nie zdołałaby go ugasić, poza Balarem.
     To dziwne i sama tego nie rozumiem, ale też cię kocham.
     Poczuła na ustach jego uśmiech, po czym zaczął ją całować już bez żadnych obaw i oporów, coraz głębiej i coraz namiętniej. Całował ją tak, jakby od zawsze należała tylko do niego, tak naturalnie, jakby była odzyskaną częścią jego osoby.
     W pewnym momencie wziął ją na ręce i nie przestając obsypywać pocałunkami, skierował się do chaty. Otworzył kopniakiem drzwi, a gdy je zamykał, kula światła rozproszyła się bezgłośnie, pogrążając wszystko w mroku.
     Wiem o tym. Zawsze wiedziałem. Dopiero, gdy znaleźli się w środku odpowiedział na jej wcześniejszą myśl.
     Jak to? Przecież dopiero sama to odkryłam.
     To nie tak, Ariel. Zawsze mnie kochałaś, tylko o tym zapomniałaś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych