piątek, 25 sierpnia 2017

Rozdział 17

     Naprawdę próbowała się zdrzemnąć, ale tyle myśli kotłowało jej się w głowie, że w końcu zrezygnowała. Nie powinna leniuchować, kiedy wszyscy przygotowywali się do walki.
     Wstała energicznie, podeszła do dużej szafy i zaczęła przeglądać sukienki, kiedy w polu jej widzenia mignął błysk białego światła. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i odwróciła głowę.
     - Nieładnie tak pojawiać się bez pukania w sypialni kobiety.
     - Nawet własnej siostry?
     - Tym bardziej.
    Argon stanął przy niej w otwartych drzwiach szafy i sięgnął po zieloną sukienkę z długim rękawem ozdobioną białymi, delikatnymi wzorami.
     - Załóż tą.
    Przekrzywiła głowę, przyglądając się jego twarzy tak intensywnie, aż blizna na jego policzku zmarszczyła się nieznacznie kiedy wygiął usta w jakimś nieokreślonym grymasie.
    - Zaraz zrobisz mi tym wzrokiem dziurę w głowie. Jestem tak zabójczo przystojny, czy koszmarnie brzydki?
     Ariel miała ochotę przytulić się do niego i powiedzieć to wszystko, co sobie planowała, ale tylko prychnęła z rozbawieniem.
     - Zastanawiam się, od kiedy stałeś się doradcą w kwestii kobiecego ubioru.
    - A ja od wczoraj głowię się co robił miecz elfów w komnacie Rivy – odparł, przybierając swoją surową minę.
    Dopiero teraz dostrzegła, że w jednej dłoni trzymał miecz w białej pochwie, ze zwisającym smętnie paskiem.
     Zupełnie o nim zapomniałam.
    - To moje – niemal krzyknęła, po czym pospiesznie wyrwała mu ostrze, przyciskając je do piersi, jakby to była ulubiona maskotka.
    Argon uniósł brwi, spoglądając to na nią, to na miecz.
    - Skąd go masz? To piękna robota, nigdy nie widziałem takiego ostrza i wiem, że został zrobiony niedawno i nie był jeszcze używany. Zastanawia mnie tylko jakim cudem został zrobiony przez elfy, skoro te z Zielonego Lasu wyginęły, a to było jedyne miejsce, jakie zamieszkiwały.
    - Cóż, może w takim razie nie jedyne - odwróciła się i ostrożnie oparła broń o ścianę. W zamyśleniu pogładziła ozdobną rękojeść, nie mogąc nie powracać myślami do tego, jak trzymała go dłoń Balara, kiedy tłumaczył jej co ma robić. Ile dni minęło od tamtego czasu? Czy jeszcze był na wyspie, czy także ją opuścił i jest już w Elderorze? Czy nie potrafi przestać o niej myśleć, jak ona o nim?
    Gdyby tylko mogła odnaleźć jego świadomość, wyczuć jego umysł i dotnąć myśli, byłoby jej lżej, wiedząc gdzie jest i co robi. Na samą myśl o nim, jej serce zaczynało szybciej bić.
     - Ariel?
     Wojownik dotknął jej ramienia, a kiedy się do niego odwróciła, odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki i zatknął za ucho, zatrzymując tam dłoń na dłużej. Przyglądał się jej zatroskaną miną, aż znów poczuła to nieprzyjemne, ściskające poczucie winy.
    - Gdzie byłaś? - powtórzył pytanie, zaglądając jej prosto w oczy.
    - Czy to ważne? Wróciłam cała i zdrowa. Jak obiecałam.
    - Nie było cię ponad czternaście dni. Kiedy przybyłem nad jezioro Tohen, Riva leżał na kocu ledwo żywy, a po tobie nie było śladu. Przeczesałem cały Elderol, podejrzewając najgorsze. Ty i Riva jesteście dla mnie najważniejsi. Martwiłem się…
    - Niepotrzebnie – przerwała mu ostrzej niż zamierzała, zabrała od niego sukienkę i ruszyła do drzwi - Dostałeś moją wiadomość?
     Wyszła na korytarz, a Argon niemal deptał jej po piętach.
     - Tak. Ale wcześniej znalazłem też inną.
    Zatrzymał ją po kilku krokach, obracając ku sobie, wyciągnął coś z kieszeni i przysunął jej przed oczy pomięty liścik. Ariel na krótki moment zamarło serce, kiedy przeczytała go pospiesznie i rozpoznała, kto go napisał. Otworzyła usta, spojrzała na brata, po czym zamknęła je, zaciskając mocno i bez słowa ruszyła dalej korytarzem. Na szczęście w pobliżu nie było nawet służby, bo w pomiętej sukience i rozczochranych włosach musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Może jeśli doprowadzi się do porządku, poczuje się lepiej.
    - Wiesz, kto go zostawił, prawda? - Argon nie dawał za wygraną, doganiając ją i teraz idąc tuż obok – Znalazłem to w jego gabinecie. Gdybym nie zdemolował tam wszystkiego, nie dowiedziałbym się, że…
    Zatrzymała się i popatrzyła na niego z zaskoczeniem.
    - Zdemolowałeś? Po co?
    Argon westchnął ciężko i uniósł wzrok na sufit, jakby tam szukał natchnienia. W końcu pokręcił głową, spojrzał na nią ponuro i ujął za ramiona.
    - Jesteś moją siostrą, Ariel. Sądziłaś, że przyjmę twoje zniknięcie ze spokojem i będę po prostu czekał, aż może jakiś cudem wrócisz? Nie wiedziałem co się z tobą dzieje, gdzie jesteś, ani czy w ogóle żyjesz.
    Uniosła podbródek, hardo spoglądając mu w oczy, tak zielone, jakby patrzyła w swoje własne.
    - Wysłałam ci wiadomość właśnie po to, żebyś spokojnie czekał, aż sama wrócę. Jak widzisz żyję i nic mi się nie stało. Jestem Potomkiem Liry i sama potrafię o siebie zadbać.
    - Chcesz się teraz kłócić?
    - Nie. Właśnie nie chcę – odparła łagodniejszym tonem.
    Argon dotknął dłońmi jej twarzy, jeszcze bardziej marszcząc brwi.
    - Coś się w tobie zmieniło, nie rozumiem tylko co.
    Jesteś już trzecią osobą, która to stwierdza, więc coś w tym musi być.
    Uśmiechnęła się lekko, aby rozładować nieco napięcie i stuknęła go w czoło.
    - Gdybyś był bardziej spostrzegawczy, zauważyłbyś, że wypiękniałam.
    Przewrócił oczami, więc wykorzystała okazję i odsunęła się szybko. Następnie odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem przeszła wzdłuż korytarza, docierając do następnych drzwi, za którymi mieścił się niewielki pokój do kąpieli. Otwierając je, zerknęła na wojownika, który znów był tuż za nią. Westchnęła w duchu, chociaż wiedziała, że Argona nie da się tak łatwo zniechęcić. Ich wspólną cechą nie był tylko kolor oczu, ale również upartość.
    - A ty gdzie? - stanęła w progu, zagradzając mu drogę, wzięła się pod boki i zrobiła srogą minę – Zamierzasz podglądać własną siostrę, jak się kąpie?
    Zadrżały mu wargi, chociaż reszta twarzy i oczy pozostały poważne.
    - Jeśli będzie trzeba.
    - To jakiś szantaż? Jeśli nie zauważyłeś, jestem kobietą, a ty…
    - Daj spokój, Ariel – z lekkim zniecierpliwieniem wepchnął ją do środka i teraz to on stał w progu – Mogę tu być właśnie dlatego, że jesteś moją siostrą, a poza tym już kiedyś widziałem cię nago.
    Ariel oświetliła niewielkie pomieszczenie kulą światła, chociaż przez malutkie okienko wysoko w ścianie przedostawało się trochę dziennego blasku. Pośrodku stała wanna na złoconych nóżkach, obok szafka na ręczniki i olejki oraz jedno krzesło. Powiesiła sukienkę na jego oparciu, odwracając się do niego tyłem, aby nie dostrzegł jej rozbawionego uśmiechu.
    - Tak, ale to było tylko raz, miałam wtedy trzy lata i byłam błogo nieświadoma. Nie sądzisz, że trochę się od tamtego czasu zmieniło?
   - To nie zmienia faktu, że...Zaraz zaraz. Chyba nie chcesz, powiedzieć, że…
    Jak gdyby nigdy nic, podeszła do wanny, jej pasemko rozjaśniło się w półmroku, kiedy wyciągnęła rękę i zaczęła napełniać ją wodą. Jej uśmiech przy tym stał się jeszcze szerszy.
    - To niesprawiedliwe – zaczęła lekkim tonem, z nutką udawanej pretensji - że ja nie miałam okazji zobaczyć cię bez ubrania. Zamieszkałeś w zamku, zanim się urodziłam i zgrywałeś takiego dorosłego kiedy odwiedzałeś nas na chwilę – poskrobała się w brodę, drugą dłonią kierując strumień wody do wanny. Gdyby te odzyskane wspomnienia nie były wzmocnione przez Balara, z pewnością nie mogłaby pamiętać takich rzeczy, albo pamiętałaby je bardzo mgliście – Zawsze cię podziwiałam, że możesz latać, a ty droczyłeś się ze mną i nie chciałeś się bawić. Ale zazdrościłam ci najbardziej tego, że mieszkasz w zamku, a ja mogłam was tylko odwiedzać. Moja komnata niewiele się zmieniła od czasu, gdy spaliśmy tam z rodzicami i cieszę się, że teraz należy do mnie.
    Nie słyszała kroków, ale po chwili Argon pojawił się przy niej, a siadając na brzegu wanny poufałym gestem zsunął z jej włosów tasiemkę i w przelotnie pocałował w skroń.
   - Odzyskałaś pamięć – stwierdził bez zbytniego zaskoczenia, ale za to z zadowoleniem – I widzę, że nawet więcej, niż powinnaś.
    - Tak sądzisz?
    - Nawet ja nie pamiętam wszystkiego z tamtych czasów. A już z pewnością tego, że byłaś o coś zazdrosna.
    Wzruszyła ramionami z wystudiowanie obojętną miną.
    - Więc teraz już wiesz.
    Przechylił się na bok, aby móc na nią spojrzeć. W magicznym świetle białe piórko na jego czole zdawało się jaśnieć własnym światłem, podobnie jak te na jej szyi. Posłała mu ciepły uśmiech, uświadamiając sobie, że na tym świecie mają tylko siebie. Tęskniła za Sato, ale jak za przyjacielem, a swojego prawdziwego ukochanego brata miała tu, przy sobie.
    - Więc teraz powiesz mi, gdzie byłaś? Z elfami?
    Uwielbiała jego towarzystwo i nawet te ich sprzeczki, ale już zdecydowanie mniej podobało jej to, kiedy był taki wścibski. Chociaż z drugiej strony powinna go zrozumieć, bo gdyby to jemu coś groziło, szalałaby z niepokoju.
    Prysnęła mu w twarz kilkoma kropelkami wody, ale zachował całkowitą powagę i tylko zamrugał powiekami. Westchnęła ciężko.
    - Jak jesteś taki spostrzegawczy, to sam się domyśl.
    - Uznam to za odpowiedź twierdzącą. To one zrobiły ten miecz, jednak wyczułem w nim jeszcze inną, bardziej subtelną, potężną Moc. Czy to dlatego nie mogłaś nic powiedzieć nawet Rivie? - kiedy w milczeniu zagryzła wargi, uśmiechnął się jednym kącikiem ust - Mam zgadywać dalej? Bo jak widzisz, jestem w tym całkiem dobry.
    Wanna była już dostatecznie napełniona, więc ogrzała wodę, aż nad jej gładką powierzchnią uniosły się kłęby pary. Zerkając na brata, machnęła ręką i lekki podmuch wiatru przeniósł krzesło w najdalszy i najciemniejszy kąt pomieszczenia. Kiedy uniósł pytająco brwi, pociągnęła go za rękę, zmuszając żeby wstał, odwróciła do siebie plecami i popchnęła w stronę krzesła.
    - Skoro już musisz tu być, to siedź tam grzecznie, a teraz zostań tak, bo chcę się rozebrać.
    Nie mogła tego zobaczyć, ale była pewna, że przewrócił oczami. Posłusznie stał w miejscu, więc rozebrała się pospiesznie i wślizgnęła do wanny, zanurzając w ciepłej wodzie aż po szyję. Zmniejszyła kulę światła i popchnęła ją pod sam sufit, aby ukryć siebie w półmroku i dopiero wtedy dała znak, że jest gotowa.
    Argon poszedł w kąt i rozsiadł się na krześle, krzyżując przed sobą ramiona i przyciągając światełko bliżej siebie. Teraz widziała tylko jego umięśnioną sylwetkę wojownika, zarys twarzy z białym punkcikiem na czole i jarzące się zielonym ogniem oczy, patrzące gdzieś w jej kierunku. Nawet, jeśli miał lepszy wzrok od niej, trudno by mu było cokolwiek zobaczyć, bo skrywał ją mrok woda i para. Brat, czy nie, jego obecność nieco ją peszyła i nie wygoniła go siłą tylko dlatego, że nie chciała się z nim wykłócać, a poza tym rzadko kiedy mieli okazję pobyć tak tylko we dwoje.
    Dodała do wody pachnących olejków i w przyjemnej ciszy umyła dokładnie włosy, potem całe ciało. Sądziła już, że może uznał, że nic z niej nie wydobędzie, kiedy znów odezwał się, niespodziewanie łagodnym tonem:
    - Nie jestem głupi, Ariel i sam mogę wywnioskować gdzie byłaś przez ten czas. Dobrze wiem, że poza Zielonym Lasem, jest jeszcze pewna wyspa, zamieszkana przez Najstarszych. Leży daleko, poza zasięgiem mojej teleportacji, więc na początku nie pomyślałem o tamtym miejscu. Właściwie do tej pory nie byłem pewny, czy jakieś elfy jeszcze tam mieszkają, ale teraz to oczywiste. Do czego ci tak długi miecz? Nie służy do poważnej walki, ale jego pozorny wygląd może mylić.
    Ariel zanurzyła się na kilka sekund i wyciągnęła w wannie, zanim odpowiedziała:
    - Masz rację, jak zawsze, mój ty mądry starszy bracie. Zrobiły go elfy i służy tylko w jednym celu. Aby zabić Niezwyciężonego – uznała, że tyle prawdy, może wyjawić, w końcu nie dotyczyło to bezpośrednio Balara.
    - Zabić?
    - Pokonać, zgładzić, co tam chcesz.
    - Rozumiem.
     Podgrzała nieco wodę, przekręciła się na brzuch, odgarniając do tyłu mokre włosy i skrzyżowała ramiona na brzegu wanny, spoglądając na jego oświetloną postać.
    - Zaspokoiłam twoją ciekawość?
    Dostrzegła jak kręci nieznacznie głową.
    - Oboje wiemy, kto napisał tą wiadomość, którą znalazłem.
    Milczała.
    - Byłaś tam z nim, prawda?
    - Czy to takie ważne?
    - Próbuję to wszystko zrozumieć, a ty mi nie ułatwiasz. Co się tam takiego stało, że nie możesz nic powiedzieć?
    Starła z twarzy kropelki wody, próbując zachować spokój.
    - Zdobyłam miecz, którym mogę pokonać naszego największego wroga. Czy jest coś ważniejszego?
    - Odzyskałaś też pamięć, a dobrze wiem, że nie stało się to od tak sobie.
    - Może pomogły mi elfy?
    Uśmiechnął się słabo i niezbyt wesoło.
    - Nie. Nie dzielę z nikim umysłu, ale wiem, jak to działa. Jedna i ta sama osoba zabrała ci pamięć, a potem przywróciła. I tego również nie rozumiem, bo…
    - Jeśli musisz już wiedzieć, to czegoś się tam nauczyłam – przerwała mu pospiesznie, z nadzieją, że nie dosłyszał w jej głosie cienia paniki.
    Obiecała Balarowi, że nikt się nie dowie, bo im mniej osób znało jego sekret, tym miał większe szanse doprowadzić to do końca i wygrać. Argon domyślał się więcej, niżby chciała i mogła mieć tylko nadzieję, że Rairi nie przeczyta jego myśli.
    Szkoda, że nie mogę porozmawiać o tym z Balarem, ale może to też by mu zaszkodziło.
    - Jakiejś sztuczki elfów? - zapytał z lekką ironią, poprawiając się na krześle.
    Ariel bez słowa machnięciem dłoni zgasiła kulę światła i w jednej chwili w pokoju zrobiło się całkiem ciemno, jakby był późny wieczór. Malutkie okienko wysoko w ścianie dawało niewystarczająco światła, nawet jeśli na zewnątrz świeciło słońce.
    Usłyszała jak Argon siada prosto i mogła sobie wyobrazić jak mruży oczy, żeby cokolwiek zobaczyć. Uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła dłoń. Najpierw w mroku rozjarzyło się czerwone pasemko na jej mokrych włosach, a zaraz potem z jej palców wystrzeliły płomienie, które utworzyły płonącą, pomarańczowo – czerwoną kulę. Zawisła pośrodku pokoju, oświetlając rozedrganym światłem wszystkie kąty i dając natychmiastowe ciepło.
    Mimo syku płomieni, usłyszała, jak wojownik z zaskoczenia wciągnął głośno powietrze.
    - Opanowałaś ostatni żywioł – w jego głosie słychać było dumę, od której zrobiło jej się ciepło na sercu.
     - Nie było to łatwe, ale jak widzisz, całkiem nieźle mi to wychodzi.
    - I zapewne nie wyjawisz, czy dokonałaś tego sama, czy ktoś ci pomagał?
    Ariel odwróciła się z powrotem na plecy i usiadła prosto, rozpryskując nieco wody na posadzkę.
    - Lira – odparła po chwili zastanowienia, uznając, że dla innych może to być częściowo prawdą. Przecież sama była przekonana, że naprawdę spotykała ją w swoim wewnętrznym świecie.
     - Nadal ją widujesz?
    - Tak. Bardzo mi pomaga.
    - Jakoś nadal trudno mi zrozumieć jak to możliwe, skoro ona…
    - Mógłbyś podać mi ręcznik? I zamknij oczy.
    Kula ognia zniknęła. Argon westchnął cicho, skrzypnęło krzesło, kiedy wstawał, dotarł do szafki i wcisnął jej w rękę biały ręcznik.
    - A teraz przynieś sukienkę i się odwróć.
    - I tak prawie nic nie widzę.
    - Jesteś Białym Krukiem, więc na pewno widzisz więcej ode mnie.
    Prychnął z ironią, ale znów posłuchał. Ariel wyszła z wanny i w czasie, gdy pospiesznie się wycierała, podgrzała wodę żarem ognia, aby wyparowała. Zabrała od brata czystą sukienkę, ubrała się i odświeżona z ręcznikiem na głowie wyszła na korytarz, pozostawiając drzwi otwarte, aby służba potem tu sprzątnęła.
    Wróciła do swojej komnaty i usiadła przed lustrem, a Argon na łóżku. W odbiciu widziała nie tylko swoją twarz, ale również jego. Napotkała zielone spojrzenie, kiedy wycierała włosy, a potem zaczęła je szczotkować. Wojownik nie potrafił mówić o uczuciach, ale dobrze widziała jak bardzo za nią tęsknił. Bał się, że już nie wróci i dlatego teraz nie chciał opuszczać jej nawet na sekundę. Potrafiła to wyczuć nawet bez potrzeby zaglądania w myśli.
     Próbując rozczesać skołtunione kosmyki, odwróciła się na krześle w jego stronę.
    - Dziękuję, że kiedy odchodziłam do tamtego świata, dałeś mi swoje pióro.
    Oparł się o ramę łóżka i skinął głową z lekkim uśmiechem.
    - Chciałem, abyś pamiętała, że masz tu rodzinę, która będzie na ciebie czekać. Tyle, że i tak wszystko zapomniałaś.
    Ariel przygryzła wargę, przypominając sobie tamte chwile. Część wspomnień pochodziła od Balara, przez co znacznie lepiej potrafiła zrozumieć co się wtedy stało. Przyprowadził ją do szkoły, a po rozmowie z dyrektorką, zabrał prezent od Argona i oddał go nauczycielce, która miała się nią zaopiekować. Pani Eryl.
     Potem powiedział, żeby pilnie się uczyła i że po nią wróci, gdy podrośnie, pocałował ją w czoło i odszedł. Chociaż już po kilku dniach ledwo pamiętała Elderol i rodzinę, obraz jego oddalających się pleców prześladował ją przez wszystkie kolejne lata, stanowiąc jedyny łącznik z przeszłością.
    - Pamiętasz teraz, że to Balar cię tam zaprowadził i że to był jego pomysł? - zapytał, widząc jej zamyślone spojrzenie.
    - Tak – zdusiła w sobie narastające emocje, przez co jej dłoń zadrżała i skrzywiła się, gdy pociągnęła mocniej szczotką, szarpiąc za włosy.
    Nie zauważyła kiedy wziął jej miecz, zdjął pochwę i przyglądał się wąskiej, lśniącej stali, wodząc po niej opuszkami palców. On również się zamyślił, przybierając posępny wyraz twarzy.
    - Wiesz, że zanim odeszłaś, nasze życie było właściwie idealne? Balar był z nas najstarszy, właściwie już dorosły, dlatego wielbiliśmy go i podziwialiśmy. Był najlepszy we wszystkim co robił i miał zostać królem – jego spojrzenie stwardniało i chmurnie zmarszczył czoło - Riva nie odstępował go na krok, a potem nastąpiła ta noc i w jednej chwili go znienawidził, podobnie jak ja – zamilkł i popatrzył na nią uważnie, niemal ostro – Skoro wróciła ci pamięć, to wiesz już jak to wszystko wygląda. Ta jedna wiadomość niczego nie zmienia. Nie chcesz nic mówić, to trudno, ale wiem, że byłaś tam z nim i chociaż nic z tego nie rozumiem, a tym bardziej twojego zachowania, nadal go nienawidzę. Chciałbym wiedzieć jeszcze tylko jedno – odetchnął i widziała jak napiął wszystkie mięśnie – Zaatakuje miasto z nephiami?
    - Nie – odparła stanowczo – Nox im przewodzi. Z Rairi.
    Argon zmrużył podejrzliwie oczy.
    - Skąd jesteś tego taka pewna? Jeśli wiesz coś więcej…
    Milczała przez chwilę, spoglądając przez okno, ale i tak cokolwiek próbowałaby teraz powiedzieć, było już za późno na kłamstwa. Przymknęła powieki i odetchnęła.
    Mam nadzieję, że to ci nie zaszkodzi, Balarze.
    - Właśnie dlatego, że ma tu przybyć Rairi, nie mogę nic powiedzieć – odezwała się w końcu, starannie dobierając słowa. Odłożyła szczotkę, wstała i zbliżyła się do łóżka – Już i tak domyślasz się więcej niż powinieneś, a Rairi bez trudu potrafi wedrzeć się do umysłu i przeczytać cudze myśli – spojrzała mu z uwagą w oczy – Mam nadzieję, że już za późno, żeby pokrzyżowała nam plany, ale proszę cię, żebyś więcej o tym nie myślał, skupił się na swoim zadaniu, a w czasie bitwy trzymał jak najdalej od elfki. Mówię ci to wszystko, bo jesteś moim bratem i ufam, że na razie nie zdradzisz z tego ani słowa nawet Rivie. Później będę mogła wszystko wam wyjaśnić.
    Argon obserwował ją przez dłużą chwilę z miną zdradzającą, że chciałby zadać jeszcze wiele pytań, ale w końcu uśmiechnął się lekko i przejechał dłonią po jej wilgotnych włosach.
    - Moja mała siostrzyczka wyrosła na prawdziwą wojowniczkę. Pogodziłem się, że nasz los jest w twoich rękach.
    Wyjęła z jego dłoni miecz elfów i chwyciła go pewnie, opuszczając ostrze, aż końcówka dotknęła posadzki. Zacisnęła kurczowo palce na białej, ozdobnej rękojeści, wciąż czując na niej ciepły odcisk innej dłoni, tego, który obudził ją do życia i przywrócił wszystko we właściwe miejsce. Mężczyzny, do którego należała każda komórka i każda cząstka jej istnienia.
    - Dopiero teraz to zauważyłeś? - rzuciła z ironią i uszczypnęła go w policzek – I tak nigdy cię nie dogonię, Biały Kruku. Widziałam miasto i wojowników. Pomyślałeś o wszystkim, chociaż zostałeś sam.
    - Miałem Zakon Kruka.
    - Nie mów tego nikomu, bo mogą być zazdrośni, ale i tak jesteś najlepszy.
    - To niezbyt obiektywna ocena, skoro jestem twoim bratem. Mówiłabyś tak nawet, jeśli byłbym ostatnim gamoniem.
    - Nieprawda – uśmiechnęła się z czułością, kiedy nawinął sobie na palce kosmyki jej włosów – Na szczęście jesteś najlepszym wojownikiem jakiego znam i dzięki tobie wygramy tą wojnę.
    - I tu się mylisz, siostrzyczko, bo nawet ja nie mógłbym się równać z Niezwyciężonym. Nasze zwycięstwo zależy wyłącznie od ciebie.
    Kiedy dotknęła jego ramienia, skrzywił się ledwo dostrzegalnie i dopiero wtedy zauważyła, że pod rękawem widać było wypukłość opatrunku.
    - Jesteś ranny? Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś? - usiadła obok, delikatnie wodząc dłonią po miejscu, gdzie wyczuła skaleczenie.
    - Uwierz mi, że obrywałem mocniej.
    - Może i tak, ale skoro już wróciłam, wyleczę cię zawsze, kiedy będzie potrzeba.
    Zaczerpnęła Mocy i już po chwili po ranie pod opatrunkiem pozostała jedynie lekko różowa skóra. Mimo, że skończyła szybko, zamiast cofnąć rękę, zsunęła ją na dłoń wojownika i ścisnęła.
    - Gotowe, możesz zdjąć opatrunek. I następnym razem nie ukrywaj czegoś takiego przede mną.
    - Dziękuję. To ja powinienem cię chronić, ale chyba i do tego muszę przywyknąć, że więcej w tobie z ojca, który broniłby wszystkich własnym ciałem. Gdyby nie ten przeklęty Niezwyciężony i elfka, może nadal by żyli.
    Ariel uniosła ostrze tak, że mogła się w nim przejrzeć. Para zielonych oczu patrzyła na nią ze smutkiem i twardą zaciętością.
    - Możesz być spokojny, Argonie. Zabiję Gathalaga i raz na zawsze zakończę jego istnienie.
    A potem stracę kamienie i Moc, ale już nikt więcej nie będzie musiał bać się ani walczyć z ojcem Liry – dodała w myślach.


***

     Wszyscy zebrali się już w sali tronowej na wspólny posiłek. Podwójne drzwi stały otworem, gdyż służba biegała w tą i z powrotem, donosząc kolejne potrawy. Wszyscy zdawali się jacyś podekscytowani i chociaż bitwa dopiero ich czekała, tego wieczoru mieli co świętować.
     Jak tylko Riva wkroczył do środka, Argon, który jako jedyny siedział już na swoim miejscu, wstał i skłonił się dwornie. Bracia z Zakonu, zebrani w kręgu, zamilkli i poszli w ślady Białego Kruka.
    - Ogromnie cieszymy się, że znów jesteś z nami, Wasza Wysokość – odezwał się Reeth, prostując się i spoglądając na niego z nieukrywaną radością.
     - Czuję, jakbyśmy już wygrali – rzucił ze śmiechem Oran.
   - Najwyższy czas, bo jutro nie byłoby nawet komu chronić chorego króla – mamrocząc pod nosem, Koll usiadł przy stole na nikogo nie patrząc.
    Jednak szczególnie ucieszył Rivę widok drobnej Serei w otoczeniu mężczyzn, rozmawiającej z nimi i śmiejącej się jakby była jedną z nich. Ich zachowanie i to, że miała na sobie spodnie i płaszcz Zakonu, mówiły same za siebie. Arwel obejmował ją czule ramieniem przy wszystkich i bez skrępowania szeptał coś do ucha.
     Chyba naprawdę długo spałem, skoro tyle się zmieniło.
    Riva skinął im dłonią, kiedy otrzymywał kolejne ciepła słowa powitania. Wcześniej sądził, że traktują go jak króla jedynie z obowiązku i dopiero teraz pojął, że naprawdę darzyli go szacunkiem i miłością. Nagle poczuł się niezwykle lekki, a serce wypełniło mu całą klatkę piersiową, kiedy zdał sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie był sam. Miał wokół siebie ludzi, którzy oddaliby za niego życie, a to było znacznie cenniejsze od całego złota świata.
    Mogłeś być na moim miejscu bracie i mieć wszystko, a co wybrałeś?
    Idąc do stołu, zasępił się na chwilę, ale zasiadają u szczytu, zerknął na Argona i o mało nie parsknął śmiechem.
    Wojownik wpatrywał się w niego z szerokim uśmiechem, jaki widywał tylko gdy byli sami. Dzisiaj nawet zdawał się jeszcze szerszy, nieco głupkowaty.
    - Zamierzasz szczerzyć się tak cały wieczór? - Riva zerknął na pozostałych, na powrót zajętych rozmową i znów na przyjaciela, krzywiąc się z niesmakiem.
    - Po prostu cieszę się, że znów jesteś wśród nas, żywy i zdrowy. Znów mogę się mądrzyć i dokuczać królowi.
     - Twoja radość jest przerażająca.
    - Wiesz, że zamierzałem cię i tak zabić, gdybyś umarł?
    Riva pokiwał smętnie głową i poskrobał się po brodzie.
    - Kiedy to usłyszałem, przestraszyłem się na żarty. Zawsze podejrzewałem, że w głębi duszy masz wobec mnie niecne zamiary, tylko czekałeś na dogodny moment.
    Kapitan przestał się uśmiechać, a w jego oczach pojawiło się zaskoczenie.
    - Słyszałeś mnie?
    - Cóż – Riva udał obojętność – Nie zawsze, ale większość. Twój głos był miłym urozmaiceniem i odciągał mnie z tego miejsca, gdzie przebywałem większość czasu – wzdrygnął się, po czym z krzywym uśmiechem szturchnął przyjaciela w ramię – Może dlatego, że słyszałem twój głos, walczyłem wystarczająco długo, żeby przeżyć. Dzięki twojemu gadulstwu jestem też w miarę na bieżąco i wiem, że beze mnie świetnie dałeś sobie radę.
     Riva odchrząknął, skrzyżował ramiona na piersi i rozparł się wygodniej na krześle.
    - Wątpiłeś we mnie? Dobrze więc, że niczego nie muszę wyjaśniać i chwalić się, że wszystko przygotowałem.
    - Momentami czułem, jakbym sam uczestniczył w naradzie, ale jestem wdzięczny, że o wszystkim mnie informowałeś, chociaż nie byłeś pewny, czy cię słyszę. A jeśli chodzi o Ariel…
     - Mnie też nic nie powiedziała, ale myślę, że zrobi to sama w odpowiedniej chwili.
     Riva zmarszczył brwi i westchnął.
    - Nie rozumiem dlaczego jest taka tajemnicza. Sądziłem, że tobie coś wyjawi i…
    - O wilku mowa – przerwał mu wojownik i odwrócił głowę w stronę otwartych wrót.
Ariel weszła do sali razem z Tarą, obie w eleganckich sukniach, chociaż jej przyjaciółka jak zwykle wybrała najbardziej rzucający się w oczy, rażący kolor.
    Król uniósł rękę i już chciał zawołać, żeby usiadła obok niego, jednak natychmiast   otoczyli ją bracia z Zakonu. Sereia rzuciła jej się na szyję, a po przywitaniu się zresztą, ruszyła w ich otoczeniu do stołu, zasypywana pytaniami i wyrazami ulgi, że nic jej nie jest.
    Riva obserwował ją uważnie i nadal nie potrafił dokładnie powiedzieć, co się w niej zmieniło. To nie było nic wielkiego i może nie wszyscy to dostrzegali. Było w niej coś takiego, co onieśmielało, a jednocześnie sprawiało, że chciało się do niej podejść i porozmawiać. Zdawało mu się, że była jeszcze piękniejsza, niż zapamiętał. A może po prostu to ta nowa fryzura, która splatała jej włosy w misterny sposób i odsłaniała całą twarz, przez co wyglądała doroślej i poważniej. Uśmiechała się do wojowników i rozmawiała z nimi swobodnie, a w jej ruchach i postawie było tyle kobiecej gracji i pewności siebie, aż zapierało mu dech w piersi.
     W pewnym momencie zerknęła w jego stronę i mimo uśmiechu na twarzy dostrzegł w jej oczach zamyślenie i powagę. Oraz jakby ukryty głęboko smutek. Nie podeszła do niego, tylko skinęła głową i usiadła na drugim końcu stołu, obok Tary i wojowników i znów zajęła się rozmową z nimi.
    Riva westchnął ciężko i pokręcił głową. Dostrzegł, że Argon przygląda mu się pytająco, więc wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że to nic takiego. Lewą dłoń ze znamieniem zacisnął pod stołem w pięść, ale zaraz przypomniał sobie, że przecież jest już wolny od bólu i rozluźnił się, pozwalając sobie nawet na lekki uśmiech. Ariel uratowała mu życie, chociaż wydawało się to niemożliwe i wyznała, że go kocha. To normalne, że chciała pobyć z przyjaciółmi, a on nie mógł przecież mieć ją zawsze przy sobie.
     - Będziesz się tak gapił na moją siostrę cały wieczór i czekał, aż wszystko ostygnie?
    Drwiąca uwaga Argona przywróciła go do rzeczywistości i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że faktycznie nie potrafił oderwać wzroku od drugiego końca stołu. Zamrugał i zauważył, że służba zniknęła, a każdy nakładał już sobie z parujących półmisków. Kapitan również miał pełen talerz i zabierał się za jedzenie, ale najpierw dźgnął go widelcem w policzek, robiąc surową minę.
    - Zjedź grzecznie i idź odpocząć. Jutro czeka nas ciężki dzień, a dzisiaj już nikt nie chce rozmawiać o bitwie i taktykach.
     Riva obdarzył go chmurnym spojrzeniem.
    - Chyba czerpiesz ogromną satysfakcję z niańczenia mnie.
    - Owszem, to całkiem zabawne przypominanie Waszej Wysokości, że jestem o rok starszy, a więc mądrzejszy i bardziej…
    Król sięgnął po całego, obranego ziemniaka i wepchnął wojownikowi w usta, po czym ignorując jego mordercze spojrzenie, jak gdyby nigdy nic skupił się na jedzeniu.
Słuchając toczących się przy stole rozmów, sam odpowiadał tylko na pytania, ciesząc się posiłkiem i towarzystwem najbliższych mu ludzi. Właśnie zastanawiał się, czy nie usiąść przy Ariel i nie zagadać, kiedy raptem podwójne drzwi otworzyły się gwałtownie i do sali wparował Yarith z córką Elleyą u boku. Oboje wyglądali na zmęczonych, dyszeli z wysiłku, jakby przez całą drogę biegli, a zmierzając ku stołowi, zostawiali za sobą ślady błota.
    - Słyszałem plotki, że król wyzdrowiał, więc przybyłem jak najszybciej i widzę, że trafiłem w samą porę na ucztę – zagrzmiał wesołym głosem. Z gęstą brodą i rozwianymi, długimi włosami wyglądał raczej jak lew, niż wilk. Bursztynowe oczy o zwężonych tęczówkach miały drapieżny blask, kiedy wodził nimi po zebranych – Jest i nasza piękna córka Areela.
    - Yarith – odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem – Dawno cię nie widziałam. Gdzie byłeś? Wyglądasz...na zmęczonego.
    - Hmm, co prawda to prawda, ale odpoczywać będzie czas jak wygramy – oparł dłoń na jej krześle, pochylił się nad stołem i bezceremonialnie chwycił dorodne, pieczone udo. Mrugnął do niej okiem, po czym wbił zęby w ciepłe mięso z uszczęśliwionym wyrazem twarzy, zupełnie nie zwracając uwagi na krzywe spojrzenia Kolla, czy Orana, który chyba miał ochotę na ten właśnie kawałek – Miałem nosa, że przybiegłem co sił, to jeszcze zdążyłem na co smaczniejsze kąski. Przez ostatnie dni patrolowaliśmy okolice i pożywialiśmy się tym, co sami upolowaliśmy.
     Elleya skrzywiła się z niesmakiem na tak grubiańskie zachowanie ojca i kocim ruchem podeszła prosto do szczytu stołu, gdzie siedział Riva. Jej szare oczy były ludzkie, a ona sama jak zawsze pełna wdzięku i zmysłowości, z której w pełni zdawała sobie sprawę. W krótkiej sukience, osłaniającej ramiona i długie nogi, stanowiła niebezpieczne połączenie piękna i zwierzęcej natury.
    Pochyliła się ku Rivie i przytknęła usta do jego policzka, zostając tak stanowczo dłużej niż powinna. Kiedy się odsunęła, oblizała wargi z uśmieszkiem, który u niej mógł oznaczać wszystko.
    - Wyglądasz dużo lepiej, niż ostatnio.
   Riva zerknął w stronę Ariel i dostrzegł, że ukradkiem obserwuje ich ze zmarszczonym czołem i niezbyt zadowoloną miną. Odetchnął, uśmiechając się pod nosem.
    - I tak też się czuję – zwrócił się do niej, wskazując, żeby usiadła – Ale ty, Elleyo, jak zawsze piękna i pełna energii. Ciężko było? - zapytał, poważniejąc.
    Kobieta odrzuciła do tyłu włosy w pełnym wyższości geście, przysunęła czysty talerz i łyżką zaczęła nakładać sobie jedzenie, z premedytacją demonstrując swoje dobre maniery.
     - Dla Vethoynów nie ma nic zbyt trudnego, królu. Jesteśmy wilkami, więc najlepiej nadajemy się do patrolowania dużych obszarów.
    - To nasze ulubione zajęcie – dodał Yarith, który zbliżył się do nich i obgryzając mięso z kości, poklepał Rivę po barku – Cztery ściany i luksusy są dla ludzi i królów, my kochamy wolność, ruch i walkę.
    Argon obserwował go krytycznym okien, zaciskając usta i powstrzymując się, by czegoś nie powiedzieć. Król napotkał jego chłodne spojrzenie i w geście bezradności nieznacznie wzruszył ramionami. To miał być przyjemny wieczór bez wiszącej nad nimi walki, ale Yarith o tym nie wiedział, a poza tym skoro już się pojawił, powinni usłyszeć jakie ma wieści.
     - Więc masz jakieś nowe informacje?
    - Cóż – zaledwie Argon wstał, mężczyzna zajął jego miejsce, nie dostrzegając jego krytycznego spojrzenia i kwaśnej miny. Odrzucił kość i chwycił następny kawałek mięsa – Na razie spokój i cisza. Spotkaliśmy paru włóczących się opryszków, którym daliśmy nauczkę, ale żadnej armii na razie nie widać. Moi ludzie wciąż obserwują teren wokół stolicy, ale…
     - Jak to nie widać? - przerwała mu Elleya, tak głośno, że wszyscy zamilkli i z uwagą spojrzeli w ich stronę – Rano patrolowałam południowy zachód, okolice granic Belthów i z daleka dostrzegłam tumany kurzu oraz kolumnę poruszających się jakoś dziwnie postaci. Na ich przedzie bez wątpienia szedł Nox.
    Na kilka sekund wszyscy zamarli na swoich miejscach i miało się wrażenie, że wstrzymali oddech na te nowiny.
    A więc jednak wróg był coraz bliżej. Riva nachmurzył się i zacisnął szczęki. Najpierw jego brat, teraz Nox, którego uważał za przyjaciela. Ile jeszcze osób będzie musiał stracić, żeby ta wojna w końcu się zakończyła?
    Yarith na słowa córki zareagował tak gwałtownie, że gdy zerwał się z krzesła, które przewróciło się z łoskotem i grzmotnął rękami o stół, Riva i kilku z wojowników aż podskoczyli.
    - I dopiero teraz mi o tym mówisz?! - wrzasnął, czerwieniejąc na twarzy.
     Kobieta zachowała całkowity spokój, obrzucając ojca jadowitym spojrzeniem.
    - Kiedy wróciłam, uparłeś się tu przybiec, jakby się paliło. Mówię więc teraz. Jeśli nie byłbyś taki w gorącej wodzie kąpany i nie szukał tylko adrenaliny, może sam byś ich zauważył.
    Widząc wściekłe spojrzenie Alfy, Riva dotknął jego ręki z przyjacielskim uśmiechem.
     - Najważniejsze, że już wiemy skąd przybędą, a teraz może…
     W tym momencie Argon chwycił go za ramię, podrywając na nogi i siłą pociągnął w stronę wyjścia.
    - Co ty…
    - Dokończymy tu bez ciebie – kapitan odezwał się przyciszonym głosem, mierząc go surowym, ale pełnym troski spojrzeniem – Nie powinieneś się jeszcze przemęczać, tym bardziej, jeśli chcesz być nam do czegoś przydatny. Odpocznij, a ja się nimi zajmę i wszystkiego dowiem.
     - Ale…
   Argon puścił go i popchnął w stronę drzwi.
    - Wyśpij się, Wasza Wysokość i niczym się nie martw.
    - Powinienem być wściekły, że mi rozkazujesz.
    - Od tego mnie masz, żebym o ciebie dbał.
    Riva tylko przez krótką chwilę wyobraził sobie, że to Balar mógłby być na jego miejscu i to z nim mógłby się tak przekomarzać, a potem westchnął ciężko i z rezygnacją pokręcił głową. Tęsknym wzrokiem spojrzał przez ramię na Ariel, która szeptała coś do Tary, znów westchnął i opuścił salę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych