Naprawdę próbowała się
zdrzemnąć, ale tyle myśli kotłowało jej się w głowie, że w
końcu zrezygnowała. Nie powinna leniuchować, kiedy wszyscy
przygotowywali się do walki.
Wstała energicznie, podeszła
do dużej szafy i zaczęła przeglądać sukienki, kiedy w polu jej
widzenia mignął błysk białego światła. Uśmiechnęła się do
siebie pod nosem i odwróciła głowę.
- Nieładnie tak pojawiać
się bez pukania w sypialni kobiety.
- Nawet własnej siostry?
- Tym bardziej.
Argon stanął przy niej w
otwartych drzwiach szafy i sięgnął po zieloną sukienkę z długim
rękawem ozdobioną białymi, delikatnymi wzorami.
- Załóż tą.
Przekrzywiła głowę,
przyglądając się jego twarzy tak intensywnie, aż blizna na jego
policzku zmarszczyła się nieznacznie kiedy wygiął usta w jakimś
nieokreślonym grymasie.
- Zaraz zrobisz mi tym
wzrokiem dziurę w głowie. Jestem tak zabójczo przystojny, czy
koszmarnie brzydki?
Ariel miała ochotę
przytulić się do niego i powiedzieć to wszystko, co sobie
planowała, ale tylko prychnęła z rozbawieniem.
- Zastanawiam się, od kiedy
stałeś się doradcą w kwestii kobiecego ubioru.
- A ja od wczoraj głowię
się co robił miecz elfów w komnacie Rivy – odparł, przybierając
swoją surową minę.
Dopiero teraz dostrzegła, że
w jednej dłoni trzymał miecz w białej pochwie, ze zwisającym
smętnie paskiem.
Zupełnie
o nim zapomniałam.
-
To moje – niemal krzyknęła, po czym pospiesznie wyrwała mu
ostrze, przyciskając je do piersi, jakby to była ulubiona maskotka.
Argon uniósł brwi,
spoglądając to na nią, to na miecz.
- Skąd go masz? To piękna
robota, nigdy nie widziałem takiego ostrza i wiem, że został
zrobiony niedawno i nie był jeszcze używany. Zastanawia mnie tylko
jakim cudem został zrobiony przez elfy, skoro te z Zielonego Lasu
wyginęły, a to było jedyne miejsce, jakie zamieszkiwały.
- Cóż, może w takim razie
nie jedyne - odwróciła się i ostrożnie oparła broń o ścianę.
W zamyśleniu pogładziła ozdobną rękojeść, nie mogąc nie
powracać myślami do tego, jak trzymała go dłoń Balara, kiedy
tłumaczył jej co ma robić. Ile dni minęło od tamtego czasu? Czy
jeszcze był na wyspie, czy także ją opuścił i jest już w
Elderorze? Czy nie potrafi przestać o niej myśleć, jak ona o nim?
Gdyby tylko mogła odnaleźć
jego świadomość, wyczuć jego umysł i dotnąć myśli, byłoby
jej lżej, wiedząc gdzie jest i co robi. Na samą myśl o nim, jej
serce zaczynało szybciej bić.
- Ariel?
Wojownik dotknął jej
ramienia, a kiedy się do niego odwróciła, odgarnął z jej czoła
niesforne kosmyki i zatknął za ucho, zatrzymując tam dłoń na
dłużej. Przyglądał się jej zatroskaną miną, aż znów poczuła
to nieprzyjemne, ściskające poczucie winy.
- Gdzie byłaś? - powtórzył
pytanie, zaglądając jej prosto w oczy.
- Czy to ważne? Wróciłam
cała i zdrowa. Jak obiecałam.
- Nie było cię ponad
czternaście dni. Kiedy przybyłem nad jezioro Tohen, Riva leżał na
kocu ledwo żywy, a po tobie nie było śladu. Przeczesałem cały
Elderol, podejrzewając najgorsze. Ty i Riva jesteście dla mnie
najważniejsi. Martwiłem się…
- Niepotrzebnie – przerwała
mu ostrzej niż zamierzała, zabrała od niego sukienkę i ruszyła
do drzwi - Dostałeś moją wiadomość?
Wyszła na korytarz, a Argon
niemal deptał jej po piętach.
- Tak. Ale wcześniej
znalazłem też inną.
Zatrzymał ją po kilku
krokach, obracając ku sobie, wyciągnął coś z kieszeni i
przysunął jej przed oczy pomięty liścik. Ariel na krótki moment
zamarło serce, kiedy przeczytała go pospiesznie i rozpoznała, kto
go napisał. Otworzyła usta, spojrzała na brata, po czym zamknęła
je, zaciskając mocno i bez słowa ruszyła dalej korytarzem. Na
szczęście w pobliżu nie było nawet służby, bo w pomiętej
sukience i rozczochranych włosach musiała wyglądać jak siedem
nieszczęść. Może jeśli doprowadzi się do porządku, poczuje się
lepiej.
- Wiesz, kto go zostawił,
prawda? - Argon nie dawał za wygraną, doganiając ją i teraz idąc
tuż obok – Znalazłem to w jego gabinecie. Gdybym nie zdemolował
tam wszystkiego, nie dowiedziałbym się, że…
Zatrzymała się i popatrzyła
na niego z zaskoczeniem.
- Zdemolowałeś? Po co?
Argon westchnął ciężko i
uniósł wzrok na sufit, jakby tam szukał natchnienia. W końcu
pokręcił głową, spojrzał na nią ponuro i ujął za ramiona.
- Jesteś moją siostrą,
Ariel. Sądziłaś, że przyjmę twoje zniknięcie ze spokojem i będę
po prostu czekał, aż może jakiś cudem wrócisz? Nie wiedziałem
co się z tobą dzieje, gdzie jesteś, ani czy w ogóle żyjesz.
Uniosła podbródek, hardo
spoglądając mu w oczy, tak zielone, jakby patrzyła w swoje własne.
- Wysłałam ci wiadomość
właśnie po to, żebyś spokojnie czekał, aż sama wrócę. Jak
widzisz żyję i nic mi się nie stało. Jestem Potomkiem Liry i sama
potrafię o siebie zadbać.
- Chcesz się teraz kłócić?
- Nie. Właśnie nie chcę –
odparła łagodniejszym tonem.
Argon dotknął dłońmi jej
twarzy, jeszcze bardziej marszcząc brwi.
- Coś się w tobie zmieniło,
nie rozumiem tylko co.
Jesteś
już trzecią osobą, która to stwierdza, więc coś w tym musi być.
Uśmiechnęła
się lekko, aby rozładować nieco napięcie i stuknęła go w czoło.
- Gdybyś był bardziej
spostrzegawczy, zauważyłbyś, że wypiękniałam.
Przewrócił oczami, więc
wykorzystała okazję i odsunęła się szybko. Następnie odwróciła
się na pięcie i szybkim krokiem przeszła wzdłuż korytarza,
docierając do następnych drzwi, za którymi mieścił się
niewielki pokój do kąpieli. Otwierając je, zerknęła na
wojownika, który znów był tuż za nią. Westchnęła w duchu,
chociaż wiedziała, że Argona nie da się tak łatwo zniechęcić.
Ich wspólną cechą nie był tylko kolor oczu, ale również
upartość.
- A ty gdzie? - stanęła w
progu, zagradzając mu drogę, wzięła się pod boki i zrobiła
srogą minę – Zamierzasz podglądać własną siostrę, jak się
kąpie?
Zadrżały mu wargi, chociaż
reszta twarzy i oczy pozostały poważne.
- Jeśli będzie trzeba.
- To jakiś szantaż? Jeśli
nie zauważyłeś, jestem kobietą, a ty…
- Daj spokój, Ariel – z
lekkim zniecierpliwieniem wepchnął ją do środka i teraz to on
stał w progu – Mogę tu być właśnie dlatego, że jesteś moją
siostrą, a poza tym już kiedyś widziałem cię nago.
Ariel oświetliła niewielkie
pomieszczenie kulą światła, chociaż przez malutkie okienko wysoko
w ścianie przedostawało się trochę dziennego blasku. Pośrodku
stała wanna na złoconych nóżkach, obok szafka na ręczniki i
olejki oraz jedno krzesło. Powiesiła sukienkę na jego oparciu,
odwracając się do niego tyłem, aby nie dostrzegł jej rozbawionego
uśmiechu.
- Tak, ale to było tylko
raz, miałam wtedy trzy lata i byłam błogo nieświadoma. Nie
sądzisz, że trochę się od tamtego czasu zmieniło?
- To nie zmienia faktu,
że...Zaraz zaraz. Chyba nie chcesz, powiedzieć, że…
Jak gdyby nigdy nic, podeszła
do wanny, jej pasemko rozjaśniło się w półmroku, kiedy
wyciągnęła rękę i zaczęła napełniać ją wodą. Jej uśmiech
przy tym stał się jeszcze szerszy.
- To niesprawiedliwe –
zaczęła lekkim tonem, z nutką udawanej pretensji - że ja nie
miałam okazji zobaczyć cię bez ubrania. Zamieszkałeś w zamku,
zanim się urodziłam i zgrywałeś takiego dorosłego kiedy
odwiedzałeś nas na chwilę – poskrobała się w brodę, drugą
dłonią kierując strumień wody do wanny. Gdyby te odzyskane
wspomnienia nie były wzmocnione przez Balara, z pewnością nie
mogłaby pamiętać takich rzeczy, albo pamiętałaby je bardzo
mgliście – Zawsze cię podziwiałam, że możesz latać, a ty
droczyłeś się ze mną i nie chciałeś się bawić. Ale
zazdrościłam ci najbardziej tego, że mieszkasz w zamku, a ja
mogłam was tylko odwiedzać. Moja komnata niewiele się zmieniła od
czasu, gdy spaliśmy tam z rodzicami i cieszę się, że teraz należy
do mnie.
Nie słyszała kroków, ale
po chwili Argon pojawił się przy niej, a siadając na brzegu wanny
poufałym gestem zsunął z jej włosów tasiemkę i w przelotnie
pocałował w skroń.
- Odzyskałaś pamięć –
stwierdził bez zbytniego zaskoczenia, ale za to z zadowoleniem –
I widzę, że nawet więcej, niż powinnaś.
- Tak sądzisz?
- Nawet ja nie pamiętam
wszystkiego z tamtych czasów. A już z pewnością tego, że byłaś
o coś zazdrosna.
Wzruszyła ramionami z
wystudiowanie obojętną miną.
- Więc teraz już wiesz.
Przechylił się na bok, aby
móc na nią spojrzeć. W magicznym świetle białe piórko na jego
czole zdawało się jaśnieć własnym światłem, podobnie jak te na
jej szyi. Posłała mu ciepły uśmiech, uświadamiając sobie, że
na tym świecie mają tylko siebie. Tęskniła za Sato, ale jak za
przyjacielem, a swojego prawdziwego ukochanego brata miała tu, przy
sobie.
- Więc teraz powiesz mi,
gdzie byłaś? Z elfami?
Uwielbiała jego towarzystwo
i nawet te ich sprzeczki, ale już zdecydowanie mniej podobało jej
to, kiedy był taki wścibski. Chociaż z drugiej strony powinna go
zrozumieć, bo gdyby to jemu coś groziło, szalałaby z niepokoju.
Prysnęła mu w twarz kilkoma
kropelkami wody, ale zachował całkowitą powagę i tylko zamrugał
powiekami. Westchnęła ciężko.
- Jak jesteś taki
spostrzegawczy, to sam się domyśl.
- Uznam to za odpowiedź
twierdzącą. To one zrobiły ten miecz, jednak wyczułem w nim
jeszcze inną, bardziej subtelną, potężną Moc. Czy to dlatego nie
mogłaś nic powiedzieć nawet Rivie? - kiedy w milczeniu zagryzła
wargi, uśmiechnął się jednym kącikiem ust - Mam zgadywać
dalej? Bo jak widzisz, jestem w tym całkiem dobry.
Wanna była już dostatecznie
napełniona, więc ogrzała wodę, aż nad jej gładką powierzchnią
uniosły się kłęby pary. Zerkając na brata, machnęła ręką i
lekki podmuch wiatru przeniósł krzesło w najdalszy i
najciemniejszy kąt pomieszczenia. Kiedy uniósł pytająco brwi,
pociągnęła go za rękę, zmuszając żeby wstał, odwróciła do
siebie plecami i popchnęła w stronę krzesła.
- Skoro już musisz tu być,
to siedź tam grzecznie, a teraz zostań tak, bo chcę się rozebrać.
Nie mogła tego zobaczyć,
ale była pewna, że przewrócił oczami. Posłusznie stał w
miejscu, więc rozebrała się pospiesznie i wślizgnęła do wanny,
zanurzając w ciepłej wodzie aż po szyję. Zmniejszyła kulę
światła i popchnęła ją pod sam sufit, aby ukryć siebie w
półmroku i dopiero wtedy dała znak, że jest gotowa.
Argon poszedł w kąt i
rozsiadł się na krześle, krzyżując przed sobą ramiona i
przyciągając światełko bliżej siebie. Teraz widziała tylko jego
umięśnioną sylwetkę wojownika, zarys twarzy z białym punkcikiem
na czole i jarzące się zielonym ogniem oczy, patrzące gdzieś w
jej kierunku. Nawet, jeśli miał lepszy wzrok od niej, trudno by mu
było cokolwiek zobaczyć, bo skrywał ją mrok woda i para. Brat,
czy nie, jego obecność nieco ją peszyła i nie wygoniła go siłą
tylko dlatego, że nie chciała się z nim wykłócać, a poza tym
rzadko kiedy mieli okazję pobyć tak tylko we dwoje.
Dodała do wody pachnących
olejków i w przyjemnej ciszy umyła dokładnie włosy, potem całe
ciało. Sądziła już, że może uznał, że nic z niej nie
wydobędzie, kiedy znów odezwał się, niespodziewanie łagodnym
tonem:
- Nie jestem głupi, Ariel i
sam mogę wywnioskować gdzie byłaś przez ten czas. Dobrze wiem, że
poza Zielonym Lasem, jest jeszcze pewna wyspa, zamieszkana przez
Najstarszych. Leży daleko, poza zasięgiem mojej teleportacji, więc
na początku nie pomyślałem o tamtym miejscu. Właściwie do tej
pory nie byłem pewny, czy jakieś elfy jeszcze tam mieszkają, ale
teraz to oczywiste. Do czego ci tak długi miecz? Nie służy do
poważnej walki, ale jego pozorny wygląd może mylić.
Ariel zanurzyła się na
kilka sekund i wyciągnęła w wannie, zanim odpowiedziała:
- Masz rację, jak zawsze,
mój ty mądry starszy bracie. Zrobiły go elfy i służy tylko w
jednym celu. Aby zabić Niezwyciężonego – uznała, że tyle
prawdy, może wyjawić, w końcu nie dotyczyło to bezpośrednio
Balara.
- Zabić?
- Pokonać, zgładzić, co
tam chcesz.
- Rozumiem.
Podgrzała nieco wodę,
przekręciła się na brzuch, odgarniając do tyłu mokre włosy i
skrzyżowała ramiona na brzegu wanny, spoglądając na jego
oświetloną postać.
- Zaspokoiłam twoją
ciekawość?
Dostrzegła jak kręci
nieznacznie głową.
- Oboje wiemy, kto napisał
tą wiadomość, którą znalazłem.
Milczała.
- Byłaś tam z nim, prawda?
- Czy to takie ważne?
- Próbuję to wszystko
zrozumieć, a ty mi nie ułatwiasz. Co się tam takiego stało, że
nie możesz nic powiedzieć?
Starła z twarzy kropelki
wody, próbując zachować spokój.
- Zdobyłam miecz, którym
mogę pokonać naszego największego wroga. Czy jest coś
ważniejszego?
- Odzyskałaś też pamięć,
a dobrze wiem, że nie stało się to od tak sobie.
- Może pomogły mi elfy?
Uśmiechnął się słabo i
niezbyt wesoło.
- Nie. Nie dzielę z nikim
umysłu, ale wiem, jak to działa. Jedna i ta sama osoba zabrała ci
pamięć, a potem przywróciła. I tego również nie rozumiem, bo…
- Jeśli musisz już
wiedzieć, to czegoś się tam nauczyłam – przerwała mu
pospiesznie, z nadzieją, że nie dosłyszał w jej głosie cienia
paniki.
Obiecała Balarowi, że nikt
się nie dowie, bo im mniej osób znało jego sekret, tym miał
większe szanse doprowadzić to do końca i wygrać. Argon domyślał
się więcej, niżby chciała i mogła mieć tylko nadzieję, że
Rairi nie przeczyta jego myśli.
Szkoda,
że nie mogę porozmawiać o tym z Balarem, ale może to też by mu
zaszkodziło.
-
Jakiejś sztuczki elfów? - zapytał z lekką ironią, poprawiając
się na krześle.
Ariel bez słowa machnięciem
dłoni zgasiła kulę światła i w jednej chwili w pokoju zrobiło
się całkiem ciemno, jakby był późny wieczór. Malutkie okienko
wysoko w ścianie dawało niewystarczająco światła, nawet jeśli
na zewnątrz świeciło słońce.
Usłyszała jak Argon siada
prosto i mogła sobie wyobrazić jak mruży oczy, żeby cokolwiek
zobaczyć. Uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła dłoń.
Najpierw w mroku rozjarzyło się czerwone pasemko na jej mokrych
włosach, a zaraz potem z jej palców wystrzeliły płomienie, które
utworzyły płonącą, pomarańczowo – czerwoną kulę. Zawisła
pośrodku pokoju, oświetlając rozedrganym światłem wszystkie kąty
i dając natychmiastowe ciepło.
Mimo syku płomieni,
usłyszała, jak wojownik z zaskoczenia wciągnął głośno
powietrze.
- Opanowałaś ostatni żywioł
– w jego głosie słychać było dumę, od której zrobiło jej się
ciepło na sercu.
- Nie było to łatwe, ale
jak widzisz, całkiem nieźle mi to wychodzi.
- I zapewne nie wyjawisz, czy
dokonałaś tego sama, czy ktoś ci pomagał?
Ariel odwróciła się z
powrotem na plecy i usiadła prosto, rozpryskując nieco wody na
posadzkę.
- Lira – odparła po chwili
zastanowienia, uznając, że dla innych może to być częściowo
prawdą. Przecież sama była przekonana, że naprawdę spotykała ją
w swoim wewnętrznym świecie.
- Nadal ją widujesz?
- Tak. Bardzo mi pomaga.
- Jakoś nadal trudno mi
zrozumieć jak to możliwe, skoro ona…
- Mógłbyś podać mi
ręcznik? I zamknij oczy.
Kula ognia zniknęła. Argon
westchnął cicho, skrzypnęło krzesło, kiedy wstawał, dotarł do
szafki i wcisnął jej w rękę biały ręcznik.
- A teraz przynieś sukienkę
i się odwróć.
- I tak prawie nic nie widzę.
- Jesteś Białym Krukiem,
więc na pewno widzisz więcej ode mnie.
Prychnął z ironią, ale
znów posłuchał. Ariel wyszła z wanny i w czasie, gdy pospiesznie
się wycierała, podgrzała wodę żarem ognia, aby wyparowała.
Zabrała od brata czystą sukienkę, ubrała się i odświeżona z
ręcznikiem na głowie wyszła na korytarz, pozostawiając drzwi
otwarte, aby służba potem tu sprzątnęła.
Wróciła do swojej komnaty i
usiadła przed lustrem, a Argon na łóżku. W odbiciu widziała nie
tylko swoją twarz, ale również jego. Napotkała zielone
spojrzenie, kiedy wycierała włosy, a potem zaczęła je
szczotkować. Wojownik nie potrafił mówić o uczuciach, ale dobrze
widziała jak bardzo za nią tęsknił. Bał się, że już nie wróci
i dlatego teraz nie chciał opuszczać jej nawet na sekundę.
Potrafiła to wyczuć nawet bez potrzeby zaglądania w myśli.
Próbując rozczesać
skołtunione kosmyki, odwróciła się na krześle w jego stronę.
- Dziękuję, że kiedy
odchodziłam do tamtego świata, dałeś mi swoje pióro.
Oparł się o ramę łóżka
i skinął głową z lekkim uśmiechem.
- Chciałem, abyś pamiętała,
że masz tu rodzinę, która będzie na ciebie czekać. Tyle, że i
tak wszystko zapomniałaś.
Ariel przygryzła wargę,
przypominając sobie tamte chwile. Część wspomnień pochodziła od
Balara, przez co znacznie lepiej potrafiła zrozumieć co się wtedy
stało. Przyprowadził ją do szkoły, a po rozmowie z dyrektorką,
zabrał prezent od Argona i oddał go nauczycielce, która miała się
nią zaopiekować. Pani Eryl.
Potem powiedział, żeby
pilnie się uczyła i że po nią wróci, gdy podrośnie, pocałował
ją w czoło i odszedł. Chociaż już po kilku dniach ledwo
pamiętała Elderol i rodzinę, obraz jego oddalających się pleców
prześladował ją przez wszystkie kolejne lata, stanowiąc jedyny
łącznik z przeszłością.
- Pamiętasz teraz, że to
Balar cię tam zaprowadził i że to był jego pomysł? - zapytał,
widząc jej zamyślone spojrzenie.
- Tak – zdusiła w sobie
narastające emocje, przez co jej dłoń zadrżała i skrzywiła się,
gdy pociągnęła mocniej szczotką, szarpiąc za włosy.
Nie zauważyła kiedy wziął
jej miecz, zdjął pochwę i przyglądał się wąskiej, lśniącej
stali, wodząc po niej opuszkami palców. On również się zamyślił,
przybierając posępny wyraz twarzy.
- Wiesz, że zanim odeszłaś,
nasze życie było właściwie idealne? Balar był z nas najstarszy,
właściwie już dorosły, dlatego wielbiliśmy go i podziwialiśmy.
Był najlepszy we wszystkim co robił i miał zostać królem –
jego spojrzenie stwardniało i chmurnie zmarszczył czoło - Riva
nie odstępował go na krok, a potem nastąpiła ta noc i w jednej
chwili go znienawidził, podobnie jak ja – zamilkł i popatrzył na
nią uważnie, niemal ostro – Skoro wróciła ci pamięć, to wiesz
już jak to wszystko wygląda. Ta jedna wiadomość niczego nie
zmienia. Nie chcesz nic mówić, to trudno, ale wiem, że byłaś tam
z nim i chociaż nic z tego nie rozumiem, a tym bardziej twojego
zachowania, nadal go nienawidzę. Chciałbym wiedzieć jeszcze tylko
jedno – odetchnął i widziała jak napiął wszystkie mięśnie –
Zaatakuje miasto z nephiami?
- Nie – odparła stanowczo
– Nox im przewodzi. Z Rairi.
Argon zmrużył podejrzliwie
oczy.
- Skąd jesteś tego taka
pewna? Jeśli wiesz coś więcej…
Milczała przez chwilę,
spoglądając przez okno, ale i tak cokolwiek próbowałaby teraz
powiedzieć, było już za późno na kłamstwa. Przymknęła powieki
i odetchnęła.
Mam
nadzieję, że to ci nie zaszkodzi, Balarze.
-
Właśnie dlatego, że ma tu przybyć Rairi, nie mogę nic powiedzieć
– odezwała się w końcu, starannie dobierając słowa. Odłożyła
szczotkę, wstała i zbliżyła się do łóżka – Już i tak
domyślasz się więcej niż powinieneś, a Rairi bez trudu potrafi
wedrzeć się do umysłu i przeczytać cudze myśli – spojrzała
mu z uwagą w oczy – Mam nadzieję, że już za późno, żeby
pokrzyżowała nam plany, ale proszę cię, żebyś więcej o tym nie
myślał, skupił się na swoim zadaniu, a w czasie bitwy trzymał
jak najdalej od elfki. Mówię ci to wszystko, bo jesteś moim bratem
i ufam, że na razie nie zdradzisz z tego ani słowa nawet Rivie.
Później będę mogła wszystko wam wyjaśnić.
Argon obserwował ją przez
dłużą chwilę z miną zdradzającą, że chciałby zadać jeszcze
wiele pytań, ale w końcu uśmiechnął się lekko i przejechał
dłonią po jej wilgotnych włosach.
- Moja mała siostrzyczka
wyrosła na prawdziwą wojowniczkę. Pogodziłem się, że nasz los
jest w twoich rękach.
Wyjęła z jego dłoni miecz
elfów i chwyciła go pewnie, opuszczając ostrze, aż końcówka
dotknęła posadzki. Zacisnęła kurczowo palce na białej, ozdobnej
rękojeści, wciąż czując na niej ciepły odcisk innej dłoni,
tego, który obudził ją do życia i przywrócił wszystko we
właściwe miejsce. Mężczyzny, do którego należała każda
komórka i każda cząstka jej istnienia.
- Dopiero teraz to
zauważyłeś? - rzuciła z ironią i uszczypnęła go w policzek –
I tak nigdy cię nie dogonię, Biały Kruku. Widziałam miasto i
wojowników. Pomyślałeś o wszystkim, chociaż zostałeś sam.
- Miałem Zakon Kruka.
- Nie mów tego nikomu, bo
mogą być zazdrośni, ale i tak jesteś najlepszy.
- To niezbyt obiektywna
ocena, skoro jestem twoim bratem. Mówiłabyś tak nawet, jeśli
byłbym ostatnim gamoniem.
- Nieprawda – uśmiechnęła
się z czułością, kiedy nawinął sobie na palce kosmyki jej
włosów – Na szczęście jesteś najlepszym wojownikiem jakiego
znam i dzięki tobie wygramy tą wojnę.
- I tu się mylisz,
siostrzyczko, bo nawet ja nie mógłbym się równać z
Niezwyciężonym. Nasze zwycięstwo zależy wyłącznie od ciebie.
Kiedy dotknęła jego
ramienia, skrzywił się ledwo dostrzegalnie i dopiero wtedy
zauważyła, że pod rękawem widać było wypukłość opatrunku.
- Jesteś ranny? Dlaczego od
razu mi nie powiedziałeś? - usiadła obok, delikatnie wodząc
dłonią po miejscu, gdzie wyczuła skaleczenie.
- Uwierz mi, że obrywałem
mocniej.
- Może i tak, ale skoro już
wróciłam, wyleczę cię zawsze, kiedy będzie potrzeba.
Zaczerpnęła Mocy i już po
chwili po ranie pod opatrunkiem pozostała jedynie lekko różowa
skóra. Mimo, że skończyła szybko, zamiast cofnąć rękę,
zsunęła ją na dłoń wojownika i ścisnęła.
- Gotowe, możesz zdjąć
opatrunek. I następnym razem nie ukrywaj czegoś takiego przede mną.
- Dziękuję. To ja
powinienem cię chronić, ale chyba i do tego muszę przywyknąć, że
więcej w tobie z ojca, który broniłby wszystkich własnym ciałem.
Gdyby nie ten przeklęty Niezwyciężony i elfka, może nadal by
żyli.
Ariel uniosła ostrze tak, że
mogła się w nim przejrzeć. Para zielonych oczu patrzyła na nią
ze smutkiem i twardą zaciętością.
- Możesz być spokojny,
Argonie. Zabiję Gathalaga i raz na zawsze zakończę jego istnienie.
A
potem stracę kamienie i Moc, ale już nikt więcej nie będzie
musiał bać się ani walczyć z ojcem Liry – dodała
w myślach.
***
Wszyscy zebrali się już w
sali tronowej na wspólny posiłek. Podwójne drzwi stały otworem,
gdyż służba biegała w tą i z powrotem, donosząc kolejne
potrawy. Wszyscy zdawali się jacyś podekscytowani i chociaż bitwa
dopiero ich czekała, tego wieczoru mieli co świętować.
Jak tylko Riva wkroczył do
środka, Argon, który jako jedyny siedział już na swoim miejscu,
wstał i skłonił się dwornie. Bracia z Zakonu, zebrani w kręgu,
zamilkli i poszli w ślady Białego Kruka.
- Ogromnie cieszymy się, że
znów jesteś z nami, Wasza Wysokość – odezwał się Reeth,
prostując się i spoglądając na niego z nieukrywaną radością.
- Czuję, jakbyśmy już
wygrali – rzucił ze śmiechem Oran.
- Najwyższy czas, bo jutro
nie byłoby nawet komu chronić chorego króla – mamrocząc pod
nosem, Koll usiadł przy stole na nikogo nie patrząc.
Jednak szczególnie ucieszył
Rivę widok drobnej Serei w otoczeniu mężczyzn, rozmawiającej z
nimi i śmiejącej się jakby była jedną z nich. Ich zachowanie i
to, że miała na sobie spodnie i płaszcz Zakonu, mówiły same za
siebie. Arwel obejmował ją czule ramieniem przy wszystkich i bez
skrępowania szeptał coś do ucha.
Chyba
naprawdę długo spałem, skoro tyle się zmieniło.
Riva skinął im dłonią,
kiedy otrzymywał kolejne ciepła słowa powitania. Wcześniej
sądził, że traktują go jak króla jedynie z obowiązku i dopiero
teraz pojął, że naprawdę darzyli go szacunkiem i miłością.
Nagle poczuł się niezwykle lekki, a serce wypełniło mu całą
klatkę piersiową, kiedy zdał sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę
nie był sam. Miał wokół siebie ludzi, którzy oddaliby za niego
życie, a to było znacznie cenniejsze od całego złota świata.
Mogłeś
być na moim miejscu bracie i mieć wszystko, a co wybrałeś?
Idąc
do stołu, zasępił się na chwilę, ale zasiadają u szczytu,
zerknął na Argona i o mało nie parsknął śmiechem.
Wojownik wpatrywał się w
niego z szerokim uśmiechem, jaki widywał tylko gdy byli sami.
Dzisiaj nawet zdawał się jeszcze szerszy, nieco głupkowaty.
- Zamierzasz szczerzyć się
tak cały wieczór? - Riva zerknął na pozostałych, na powrót
zajętych rozmową i znów na przyjaciela, krzywiąc się z
niesmakiem.
- Po prostu cieszę się, że
znów jesteś wśród nas, żywy i zdrowy. Znów mogę się mądrzyć
i dokuczać królowi.
- Twoja radość jest
przerażająca.
- Wiesz, że zamierzałem cię
i tak zabić, gdybyś umarł?
Riva pokiwał smętnie głową
i poskrobał się po brodzie.
- Kiedy to usłyszałem,
przestraszyłem się na żarty. Zawsze podejrzewałem, że w głębi
duszy masz wobec mnie niecne zamiary, tylko czekałeś na dogodny
moment.
Kapitan przestał się
uśmiechać, a w jego oczach pojawiło się zaskoczenie.
- Słyszałeś mnie?
- Cóż – Riva udał
obojętność – Nie zawsze, ale większość. Twój głos był
miłym urozmaiceniem i odciągał mnie z tego miejsca, gdzie
przebywałem większość czasu – wzdrygnął się, po czym z
krzywym uśmiechem szturchnął przyjaciela w ramię – Może
dlatego, że słyszałem twój głos, walczyłem wystarczająco
długo, żeby przeżyć. Dzięki twojemu gadulstwu jestem też w
miarę na bieżąco i wiem, że beze mnie świetnie dałeś sobie
radę.
Riva odchrząknął,
skrzyżował ramiona na piersi i rozparł się wygodniej na krześle.
- Wątpiłeś we mnie? Dobrze
więc, że niczego nie muszę wyjaśniać i chwalić się, że
wszystko przygotowałem.
- Momentami czułem, jakbym
sam uczestniczył w naradzie, ale jestem wdzięczny, że o wszystkim
mnie informowałeś, chociaż nie byłeś pewny, czy cię słyszę. A
jeśli chodzi o Ariel…
- Mnie też nic nie
powiedziała, ale myślę, że zrobi to sama w odpowiedniej chwili.
Riva zmarszczył brwi i
westchnął.
- Nie rozumiem dlaczego jest
taka tajemnicza. Sądziłem, że tobie coś wyjawi i…
- O wilku mowa – przerwał
mu wojownik i odwrócił głowę w stronę otwartych wrót.
Ariel weszła do sali razem z
Tarą, obie w eleganckich sukniach, chociaż jej przyjaciółka jak
zwykle wybrała najbardziej rzucający się w oczy, rażący kolor.
Król uniósł rękę i już
chciał zawołać, żeby usiadła obok niego, jednak natychmiast
otoczyli ją bracia z Zakonu. Sereia rzuciła jej się na szyję, a
po przywitaniu się zresztą, ruszyła w ich otoczeniu do stołu,
zasypywana pytaniami i wyrazami ulgi, że nic jej nie jest.
Riva obserwował ją uważnie
i nadal nie potrafił dokładnie powiedzieć, co się w niej
zmieniło. To nie było nic wielkiego i może nie wszyscy to
dostrzegali. Było w niej coś takiego, co onieśmielało, a
jednocześnie sprawiało, że chciało się do niej podejść i
porozmawiać. Zdawało mu się, że była jeszcze piękniejsza, niż
zapamiętał. A może po prostu to ta nowa fryzura, która splatała
jej włosy w misterny sposób i odsłaniała całą twarz, przez co
wyglądała doroślej i poważniej. Uśmiechała się do wojowników
i rozmawiała z nimi swobodnie, a w jej ruchach i postawie było tyle
kobiecej gracji i pewności siebie, aż zapierało mu dech w piersi.
W pewnym momencie zerknęła
w jego stronę i mimo uśmiechu na twarzy dostrzegł w jej oczach
zamyślenie i powagę. Oraz jakby ukryty głęboko smutek. Nie
podeszła do niego, tylko skinęła głową i usiadła na drugim
końcu stołu, obok Tary i wojowników i znów zajęła się rozmową
z nimi.
Riva westchnął ciężko i
pokręcił głową. Dostrzegł, że Argon przygląda mu się
pytająco, więc wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że to
nic takiego. Lewą dłoń ze znamieniem zacisnął pod stołem w
pięść, ale zaraz przypomniał sobie, że przecież jest już wolny
od bólu i rozluźnił się, pozwalając sobie nawet na lekki
uśmiech. Ariel uratowała mu życie, chociaż wydawało się to
niemożliwe i wyznała, że go kocha. To normalne, że chciała pobyć
z przyjaciółmi, a on nie mógł przecież mieć ją zawsze przy
sobie.
- Będziesz się tak gapił
na moją siostrę cały wieczór i czekał, aż wszystko ostygnie?
Drwiąca uwaga Argona
przywróciła go do rzeczywistości i dopiero wtedy zdał sobie
sprawę, że faktycznie nie potrafił oderwać wzroku od drugiego
końca stołu. Zamrugał i zauważył, że służba zniknęła, a
każdy nakładał już sobie z parujących półmisków. Kapitan
również miał pełen talerz i zabierał się za jedzenie, ale
najpierw dźgnął go widelcem w policzek, robiąc surową minę.
- Zjedź grzecznie i idź
odpocząć. Jutro czeka nas ciężki dzień, a dzisiaj już nikt nie
chce rozmawiać o bitwie i taktykach.
Riva obdarzył go chmurnym
spojrzeniem.
- Chyba czerpiesz ogromną
satysfakcję z niańczenia mnie.
- Owszem, to całkiem zabawne
przypominanie Waszej Wysokości, że jestem o rok starszy, a więc
mądrzejszy i bardziej…
Król sięgnął po całego,
obranego ziemniaka i wepchnął wojownikowi w usta, po czym ignorując
jego mordercze spojrzenie, jak gdyby nigdy nic skupił się na
jedzeniu.
Słuchając toczących się
przy stole rozmów, sam odpowiadał tylko na pytania, ciesząc się
posiłkiem i towarzystwem najbliższych mu ludzi. Właśnie
zastanawiał się, czy nie usiąść przy Ariel i nie zagadać, kiedy
raptem podwójne drzwi otworzyły się gwałtownie i do sali wparował
Yarith z córką Elleyą u boku. Oboje wyglądali na zmęczonych,
dyszeli z wysiłku, jakby przez całą drogę biegli, a zmierzając
ku stołowi, zostawiali za sobą ślady błota.
- Słyszałem plotki, że
król wyzdrowiał, więc przybyłem jak najszybciej i widzę, że
trafiłem w samą porę na ucztę – zagrzmiał wesołym głosem. Z
gęstą brodą i rozwianymi, długimi włosami wyglądał raczej jak
lew, niż wilk. Bursztynowe oczy o zwężonych tęczówkach miały
drapieżny blask, kiedy wodził nimi po zebranych – Jest i nasza
piękna córka Areela.
- Yarith – odwróciła się
do niego z szerokim uśmiechem – Dawno cię nie widziałam. Gdzie
byłeś? Wyglądasz...na zmęczonego.
- Hmm, co prawda to prawda,
ale odpoczywać będzie czas jak wygramy – oparł dłoń na jej
krześle, pochylił się nad stołem i bezceremonialnie chwycił
dorodne, pieczone udo. Mrugnął do niej okiem, po czym wbił zęby w
ciepłe mięso z uszczęśliwionym wyrazem twarzy, zupełnie nie
zwracając uwagi na krzywe spojrzenia Kolla, czy Orana, który chyba
miał ochotę na ten właśnie kawałek – Miałem nosa, że
przybiegłem co sił, to jeszcze zdążyłem na co smaczniejsze
kąski. Przez ostatnie dni patrolowaliśmy okolice i pożywialiśmy
się tym, co sami upolowaliśmy.
Elleya skrzywiła się z
niesmakiem na tak grubiańskie zachowanie ojca i kocim ruchem
podeszła prosto do szczytu stołu, gdzie siedział Riva. Jej szare
oczy były ludzkie, a ona sama jak zawsze pełna wdzięku i
zmysłowości, z której w pełni zdawała sobie sprawę. W krótkiej
sukience, osłaniającej ramiona i długie nogi, stanowiła
niebezpieczne połączenie piękna i zwierzęcej natury.
Pochyliła się ku Rivie i
przytknęła usta do jego policzka, zostając tak stanowczo dłużej
niż powinna. Kiedy się odsunęła, oblizała wargi z uśmieszkiem,
który u niej mógł oznaczać wszystko.
- Wyglądasz dużo lepiej,
niż ostatnio.
Riva zerknął w stronę
Ariel i dostrzegł, że ukradkiem obserwuje ich ze zmarszczonym
czołem i niezbyt zadowoloną miną. Odetchnął, uśmiechając się
pod nosem.
- I tak też się czuję –
zwrócił się do niej, wskazując, żeby usiadła – Ale ty,
Elleyo, jak zawsze piękna i pełna energii. Ciężko było? -
zapytał, poważniejąc.
Kobieta odrzuciła do tyłu
włosy w pełnym wyższości geście, przysunęła czysty talerz i
łyżką zaczęła nakładać sobie jedzenie, z premedytacją
demonstrując swoje dobre maniery.
- Dla Vethoynów nie ma nic
zbyt trudnego, królu. Jesteśmy wilkami, więc najlepiej nadajemy
się do patrolowania dużych obszarów.
- To nasze ulubione zajęcie
– dodał Yarith, który zbliżył się do nich i obgryzając mięso
z kości, poklepał Rivę po barku – Cztery ściany i luksusy są
dla ludzi i królów, my kochamy wolność, ruch i walkę.
Argon obserwował go
krytycznym okien, zaciskając usta i powstrzymując się, by czegoś
nie powiedzieć. Król napotkał jego chłodne spojrzenie i w geście
bezradności nieznacznie wzruszył ramionami. To miał być przyjemny
wieczór bez wiszącej nad nimi walki, ale Yarith o tym nie wiedział,
a poza tym skoro już się pojawił, powinni usłyszeć jakie ma
wieści.
- Więc masz jakieś nowe
informacje?
- Cóż – zaledwie Argon
wstał, mężczyzna zajął jego miejsce, nie dostrzegając jego
krytycznego spojrzenia i kwaśnej miny. Odrzucił kość i chwycił
następny kawałek mięsa – Na razie spokój i cisza. Spotkaliśmy
paru włóczących się opryszków, którym daliśmy nauczkę, ale
żadnej armii na razie nie widać. Moi ludzie wciąż obserwują
teren wokół stolicy, ale…
- Jak to nie widać? -
przerwała mu Elleya, tak głośno, że wszyscy zamilkli i z uwagą
spojrzeli w ich stronę – Rano patrolowałam południowy zachód,
okolice granic Belthów i z daleka dostrzegłam tumany kurzu oraz
kolumnę poruszających się jakoś dziwnie postaci. Na ich przedzie
bez wątpienia szedł Nox.
Na kilka sekund wszyscy
zamarli na swoich miejscach i miało się wrażenie, że wstrzymali
oddech na te nowiny.
A więc jednak wróg był
coraz bliżej. Riva nachmurzył się i zacisnął szczęki. Najpierw
jego brat, teraz Nox, którego uważał za przyjaciela. Ile jeszcze
osób będzie musiał stracić, żeby ta wojna w końcu się
zakończyła?
Yarith na słowa córki
zareagował tak gwałtownie, że gdy zerwał się z krzesła, które
przewróciło się z łoskotem i grzmotnął rękami o stół, Riva i
kilku z wojowników aż podskoczyli.
- I dopiero teraz mi o tym
mówisz?! - wrzasnął, czerwieniejąc na twarzy.
Kobieta zachowała całkowity
spokój, obrzucając ojca jadowitym spojrzeniem.
- Kiedy wróciłam, uparłeś
się tu przybiec, jakby się paliło. Mówię więc teraz. Jeśli nie
byłbyś taki w gorącej wodzie kąpany i nie szukał tylko
adrenaliny, może sam byś ich zauważył.
Widząc wściekłe spojrzenie
Alfy, Riva dotknął jego ręki z przyjacielskim uśmiechem.
- Najważniejsze, że już
wiemy skąd przybędą, a teraz może…
W tym momencie Argon chwycił
go za ramię, podrywając na nogi i siłą pociągnął w stronę
wyjścia.
- Co ty…
- Dokończymy tu bez ciebie –
kapitan odezwał się przyciszonym głosem, mierząc go surowym, ale
pełnym troski spojrzeniem – Nie powinieneś się jeszcze
przemęczać, tym bardziej, jeśli chcesz być nam do czegoś
przydatny. Odpocznij, a ja się nimi zajmę i wszystkiego dowiem.
- Ale…
Argon puścił go i popchnął
w stronę drzwi.
- Wyśpij się, Wasza
Wysokość i niczym się nie martw.
- Powinienem być wściekły,
że mi rozkazujesz.
- Od tego mnie masz, żebym o
ciebie dbał.
Riva tylko przez krótką
chwilę wyobraził sobie, że to Balar mógłby być na jego miejscu
i to z nim mógłby się tak przekomarzać, a potem westchnął
ciężko i z rezygnacją pokręcił głową. Tęsknym wzrokiem
spojrzał przez ramię na Ariel, która szeptała coś do Tary, znów
westchnął i opuścił salę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz