Balar tak naprawdę nie był
żadnym bohaterem, ani królem, który bezinteresownie poświęcił
się dla swojego kraju i reszty świata.
Był zwyczajnie największym
egoistą.
Powiedział, że poszedł do
Rairi zamiast Rivy, żeby go ocalić. Prawda, jednak dopiero wizja
świata bez Ariel sprawiła, że podjął ostateczną decyzję.
Pragnął świata, w którym żyła i była bezpieczna, a jeśli to
oznaczało uratowanie pozostałych, to zrobiłby to ponownie milion
razy i bez zastanowienia.
Ani lata rozłąki, ani
dzieląca ich różnica wieku nie miały dla niego żadnego
znaczenia. Miłość, która go pochłonęła nie osłabła i nie
zachwiała się nawet przez sekundę od kiedy przyszła na ten świat.
Chciał wierzyć, że mimo
wszystkiego co zrobił, zasłużył na jej wybaczenie. Na to, że
została z nim, zaufała i znów obdarzyła ciepłym uczuciem. Jego
dłonie znały mapę jej ciała na pamięć i każdy jej drobny
fragment układał się w kompletną całość, w szczęście
absolutne, którego nie dało się wyrazić słowami.
Już nie musiał tak kurczowo
żyć wspomnieniami, ani karmić się wyobrażeniem jej portretu,
rysowanego godzinami w małym gabinecie. Jego ręce wciąż nie
wierzyły, że mogą jej dotykać, a gdy ją obejmował, modlił się
żarliwie, żeby to nie był sen. Ale przecież jego oczy ją
widziały, a jego uszy wsłuchiwały się w rytm jej oddechu. Jego
skóra czuła jej skórę, a każdy dotyk burzył wszelkie mury,
które tak skrzętnie budował wokół siebie, aż wypełniło go
cudowne ciepło po tych wszystkich miesiącach, kiedy czuł jedynie
przeraźliwe zimno i pustkę, jakby był martwy.
To było niewiarygodne, ale
usnął i po raz pierwszy od siedemnastu lat, nie miał koszmarów.
Przyśniło mu się to, o czym skrycie marzył. Znów miał brata,
który go uwielbiał, mieszkał w zamku i mógł widywać Ariel
codziennie, kiedy tylko chciał.
Ale to był tylko sen, bo w
rzeczywistości szczęście tak naprawdę było ulotne i kruche i
niosło ze sobą również cierpienie. Ich trójka już nigdy nie
będzie razem tak, jak w przeszłości, bo od początku nie powinno
istnieć dwóch Kruczych Królów. Może o to w tym wszystkim
chodziło, że to on był pomyłką i nigdy nie powinien się
urodzić. A skoro tu był, to tylko po to, żeby zrobić to, co robił
i ochronić tych, których kochał.
Mógłby spać tak wiele
godzin, ale obudził go nagły chłód, kiedy w jego ramionach
zabrakło bliskości drugiego ciała. Oraz ciche skwierczenie, jakby
ktoś rozpalił ogień.
Kiedy z niechęcią otworzył
oczy, za oknami wciąż panowały ciemności. Ariel siedziała na
łóżku, a jej nagie ramiona otaczała pomarańczowa poświata.
Tłumiąc ziewnięcie, usiadł w milczeniu i wtedy zobaczył skąd
pochodzi źródło światła.
Na jej wyciągniętej dłoni
tańczył płomyk ognia, który rozczepił się i objął pięć
palców, zupełnie nie robiąc jej krzywdy. Ariel wpatrywała się w
to przygryzając wargi, chociaż wyczuwał, że kosztuje ją to o
wiele mniej wysiłku niż dotychczas. Mimo słabej poświaty, jej
twarz niknęła częściowo w cieniu włosów.
- Widzisz? - odezwała się
cicho, bez nuty radości, raczej z przygnębieniem, które stanęło
mu w gardle i ścisnęło serce – Już rozumiem, jak to
kontrolować.
- To wspaniale – jedną
dłonią odgarnął włosy z jej zgarbionych pleców, przejechał
palcami wzdłuż linii kręgosłupa, musnął wargami jej kark, potem
obojczyk - Wiedziałem, że ci się uda.
Płomyki uniosły się w
powietrze i połączyły w wirującą kulę ognia, która opadła
posłusznie na jej otwartą dłoń i zniknęła, gdy zacisnęła ją
w pięść. Powinna być dumna i szczęśliwa, że opanowała ostatni
żywioł, a jednak jej ciężkie westchnienie otoczyło go razem z
mrokiem, aż poczuł gorzkie wyrzuty sumienia. Zamknął swój umysł
i odgrodził się od jej myśli, bo bał się, że mogłyby sprawić
mu jeszcze większy ból.
Ariel wciąż siedziała
nieruchomo, zapatrzona w jeden punt. Kiedy nie zareagowała na jego
dotyk, odsunął się z niepokojem i zmarszczył brwi.
- A więc już prawie jesteś
gotowa – stwierdził sięgając po jej dłoń.
Kiedy spojrzała na nią ze
smutkiem i ścisnęła tak mocno, aż poczuł ból, wiedział co
zaraz powie. Nie musiał czytać jej myśli, żeby znać jej uczucia.
Mógł wmawiać sobie, że to jego wina, ale problem leżał w
okrutnym losie, który wydał na ten świat dwóch braci, zamiast
jednego.
- Zrozumiałam też coś
jeszcze.
- Co takiego?
- Kiedyś stara kobieta
przepowiedziała mi przyszłość, ale mówiła samymi zagadkami,
więc wtedy nie wiedziałam o co jej chodzi – pochyliła głowę
jeszcze niżej, aż długie włosy całkiem zasłoniły jej twarz.
Jej głos drżał i rozpoznał, że płacze – Tron to serce, a
dwóch królów, to ty i… - odetchnęła, a jej ramiona zadrżały
– Nadal kocham Rivę. Nie potrafię o nim zapomnieć, a jednak
ciebie też nie mogę stracić. To tak, jakbym próbowała wyzbyć
się połowy serca, ale wtedy był umarła. Jestem okropna.
Zaszlochała i wtedy otoczył
ją delikatnie ramionami i pociągnął na poduszki. Gładząc jej
plecy, scałował łzy z jej policzków i próbował uspokoić,
chociaż przychodziło mu to z ciężkim sercem.
- Już dobrze, Ariel. Nie
lubię jak moja gwiazdeczka płacze. Nie obwiniaj się i niczym się
nie martw. Wszystko jakoś się ułoży, więc nie zawracaj sobie tym
swojej pięknej główki.
- To niemożliwe. Nie mogę
kochać was obu jednocześnie. Może lepiej, żebym…
Zamknął jej usta stanowczym
pocałunkiem, zanim powiedziałaby o jedno słowo za dużo. Sam
wiedział to wszystko aż za dobrze i zdawał sobie sprawę, że
powinien zachować swoją miłość tylko dla siebie. Jednak to nie
było coś, z czym mógł walczyć. Mógłby dalej uciekać i bronić
się przed tym, ale to uczucie rozsadzające mu serce było
silniejsze nawet od jego woli. To była jedyna rzecz w jego życiu,
której nie był w stanie kontrolować i której zwyczajnie się
poddał.
- Ciii – wyszeptał,
podczas gdy jego palce wędrowały po linii jej brwi, nosa, wytyczały
ścieżkę szczeki i kości policzkowych, a tuż za nimi wędrowały
jego usta – Nie pozwolę na to. Twoje szczęście jest moim
szczęściem, cokolwiek się stanie. Nie dopuszczę, żebyś
kiedykolwiek musiała dokonywać takiego wyboru.
Być może jednak już
zdecydowała, bo przywarła do niego kurczowo aż ich ciała zlały
się w jedno, a jej dłonie czule gładzące jego blizny na plecach
dawały większą ulgę niż najsilniejsze uzdrawianie. Jego imię w
jej ustach było jak pieszczota i nigdy nie wydawało mu się
piękniejsze.
To był najsłodszy początek
końca jaki mógł sobie wymarzyć.
***
Jego płynne ruchy były jak
taniec. Niebezpieczny taniec i gdyby była jego partnerką, właśnie
zadałby jej śmiertelny cios w brzuch.
Stała oparta o pień drzewa
przed ich chatą, obejmując się mocno ramionami i obserwowała
Balara. Od razu po śniadaniu chciał wypróbować miecz elfów i
teraz trenował walkę z niewidzialnym przeciwnikiem. Odwrócony do
niej plecami wywijał długim ostrzem, od którego odbijały się
promienie słońca, jakby od tego zależało jego życie.
Zgrabny obrót i kilka
szybkich zamachów z dołu, a potem z lewej. Ariel z pewnością nie
miałaby z nim szans. Momentami jego ruchy były niezgrabne i
sztywne, widziała też jak krzywił się z bólu.
Ta jego słabość sprawiała
jednak, że nie wydawał się tak porażająco doskonały, a ona
kochała w nim nawet tą cząstkę.
To niewiarygodne, że
wcześniej tego nie zauważyła. Że ten mężczyzna należał tylko
do niej, praktycznie od momentu, gdy się narodziła i otworzyła
oczy. Jego urody i wdzięku nie można było porównać z delikatnym
pięknem elfów.
Jego urodą była siła i
zdecydowanie w każdym ruchu. Ta niesamowita aura pewności siebie i
Mocy płynącej ze znamienia Kruczego Króla sprawiały, że
patrzenie na niego sprawiało ból. Ale taki ból, który był słodki
i bardziej kojarzył się z rozkoszą.
Ariel
wpatrywała się w niego jak zaczarowana. W pewnym momencie wykonał
zamach z półobrotu z takim impetem, aż poruszyły się opadające
na czoło koniuszki włosów, a kilka kropelek potu opadło na
ziemię, skrząc się w słońcu niczym klejnoty. Widok ten tak
bardzo ją poruszył, aż objęła się mocniej, w niemożliwej
próbie zakrycia własnego serca.
Im dłużej na niego
patrzyła, tym była coraz bardziej zafascynowana i zdumiona, że tak
naprawdę był z nią przez cały ten czas. Przez całe jej życie.
Dzięki niemu żyła, odnalazła kamienie, nauczyła się kontrolować
żywioł ognia oraz dowiedziała się jak zabić Gathalaga.
Tęskniła za wszystkimi, ale
tutaj był Balar i teraz sama perspektywa opuszczenia wyspy wydała
jej się ponad jej siły.
Czy można kochać dwie osoby
jednocześnie? Czy ludzkie serce jest aż tak pojemne?
Nigdy nie przypuszczała, że
przyjdzie jej się zmagać z takim problemem.
Balar stanął z wyciągniętym
przed sobą mieczem, trzymając go oburącz, a jego ramiona unosiły
się i opadały w przyspieszonym oddechu. Na białej tunice
przylegającej do wyprostowanych i napiętych pleców pojawiły się
kropelki krwi.
- Patrzysz na mnie – jego
lekko zdyszany głos z premedytacją odciągnął ją od coraz
bardziej ponurych myśli.
Zamrugała i poruszyła się,
przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.
- Skąd wiesz? Stoisz do mnie
tyłem.
- Bo widzę siebie twoimi
oczami.
- Naprawdę? I jak wyglądasz?
- Przez te rany ruszam się
jak stary człowiek, ale poza tym jestem przystojniejszy niż
sądziłem.
Obracając się, spojrzał na
nią przelotnie, wykonując serię ciosów obiema dłońmi, aż nie
mogła nadążyć za mieczem, przecinającym ze świstem powietrze i
znów się odwrócił, powtarzając ruchy już jedną ręką.
- Moim zdaniem świetnie ci
idzie – stwierdziła ze śmiechem.
Tak
swoją drogą. Dodała
w myślach niby od niechcenia, skubiąc rękaw i zerkając na niego
kątem oka. Trochę
szkoda tej sukni. Była naprawdę piękna. Może nie mówić elfom,
że zostały z niej strzępy.
I
tak była moim projektem.
Nie
uwzględniłeś jednak, że potrzebuje jakiegoś zapięcia. Już przy
zakładaniu jej miałam trudności.
Obejrzał
się na nią przez ramię z trudną do określenia miną i napotkał
jej roześmiane oczy. Z rozbawieniem dostrzegła, że w pewnym
momencie zawahał się i stracił płynność ruchów.
Tak,
to był mój błąd, ale żadne z elfów nie poinformowało mnie, że
taka suknia potrzebuje jakiegoś zapięcia. A teraz postaraj się
mnie nie rozpraszać, bo jeszcze nie skończyłem.
Skoczył i ostrze błysnęło
w słońcu, po czym wylądował na lekko ugiętych kolanach,
przystępując do całej serii wypadów, ciosów i uników. I chociaż
nie wykonywał ich z płynnością i gracją elfa, a plamy krwi na
tunice powiększały się i tak nie mogła oderwać od niego oczu. Z
zachwytem chłonęła każdy jego ruch, podziwiając pracę mięśni
szerokich ramion i silnych nóg. Mimo, że miał na sobie cienką,
zwiewną tunikę i podwinął rękawy, na jego czole i szyi lśniły
kropelki potu.
Ariel wyprostowała się
powoli i wyciągnęła przed siebie rękę.
Masz
też równie szybki refleks?
A
bo co?
Uśmiechnęła
się pod nosem, kiedy jej palce otoczyły płomienie, po czym posłała
w jego stronę kulę ognia. To dzięki niemu opanowała ostatni
żywioł i koniecznie musiała wypróbować jego Moc. Oczywiście nie
martwiła się, że go zrani.
Balar chwilę wcześniej
zrobił wyskok i właściwie w ostatniej chwili opadł na ziemię w
rozkroku, zaparł się nogami i zamiast zrobić unik, zasłonił się
mieczem.
Ariel z zapartym tchem
patrzyła, jak gorąca kula ognia zderzyła się z ostrzem, które
rozżarzyło się na czerwono. Rozbłysły elfickie znaki, po czym
na jej oczach stal dosłownie wchłonęła w siebie cały ogień,
pozostając nietknięta.
- Nie dziw się, Ariel –
odezwał się z nutą wesołości, widząc jej szeroko otwarte oczy i
jak gdyby nigdy nic przyjął swobodną postawę. Niemal z czułością
przejechał palcem po lśniącym ostrzu, które odbiło się w jego
oczach nadając im tajemniczy, niepokojący blask – To miecz
zrobiony przez elfy i bogów. Jest doskonały pod każdym względem.
Jego cel jest tylko jeden, ale gdybyś musiała walczyć, będzie
wspaniałym towarzyszem. Przetnie wszystko i mimo długości jest
lekki i szybki.
- A więc szkoda, że zniknie
razem z kamieniami.
- Szkoda.
Otarł czoło i patrząc jej
w oczy, ruszył w jej stronę z uniesionym mieczem, jakby od
niechcenia skierowanym prosto na nią.
Ariel pozostała spokojna,
ale coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że z trudem przełknęła
ślinę. Jeden krok do tyłu i uderzyła plecami o chropowaty pień.
Jej wzrok przesunął się z jego twarzy, na czubek długiego ostrza,
które z pewnością przebiłoby ją na wylot. Nawet nie mrugnęła.
Balar oszukiwał ją długo i
robił to tak dobrze, że w gruncie rzeczy nie zauważyłaby, gdyby
zrobił to ponownie. Był mistrzem iluzji i podstępu.
Ale teraz w niej samej coś
się zmieniło i nawet gdyby w tej chwili zmusił ją do oddania
kamieni i przebił jej serce, nadal patrzyłaby na niego z miłością.
Kilka sekund i już był przy
niej, zatrzymując się w pół cieniu pod rozłożystymi konarami.
Uśmiechnął się rozbrajająco więc odpowiedziała tym samym,
kiedy wbił ostrze w ziemię i oparł się na nim jedną ręką,
drugą mierzwiąc już i tak sterczące włosy. Nawet jeśli widział
jej przelotne myśli, nie dał tego po sobie poznać. Po tym
wszystkim nie powinna już w niego wątpić ani przez sekundę.
- Powinienem tak ćwiczyć
codziennie, bo inaczej całkiem zesztywnieję.
- Twoje plecy…
- Bywało gorzej.
Ariel stanęła za nim i
delikatnie położyła dłonie na nierównościach ran. Wilgotną od
potu tunikę zdobiły mniejsze i większe czerwone plamki, układające
się w chaotyczny wzór, a ona w pamięci wciąż miała tamtą
scenę, kiedy padał przed nią na podłogę a jego plecy były całe
we krwi. Wtedy nie zrobiła nic, żeby mu pomóc, bo nie rozumiała,
że to ściskające serce uczucie miało więcej wspólnego ze
współczuciem, niż okrutną satysfakcją.
Posłała uzdrawiającą falę
Mocy w głąb jego ciała i chociaż uśmierzyła ból, rany nie
dały się uleczyć, ile razy by próbowała. Zasklepione po chwili
znów się otwierały.
- Dlaczego nie można ich
wyleczyć? Eriianel próbował ci pomóc?
- Zostały zrobione w miejscu
poza tym światem, gdzie żaden żywy człowiek nie powinie wchodzić.
Nawet najsilniejsza Moc tu nie pomoże.
- Przykro mi, że tylko tyle
mogę dla ciebie zrobić – westchnęła cicho, przyciskając
policzek do linii kręgosłupa i napawając się bijącym od niego
ciepłem.
Jego napięte do tej pory
mięśnie rozluźniły się z wyraźną ulgą.
- To w zupełności
wystarczy. Dziękuję – mówiąc to, wyciągnął miecz z ziemi i
oparł go o drzewo – Tak swoją drogą, trochę zaskoczyłaś mnie
tą kulą ognia. Cieszy mnie, że już całkowicie zapanowałaś nad
tym żywiołem.
- Mówiłeś wcześniej, że
już prawie jestem gotowa. Zostało coś jeszcze?
Odwrócił się do niej z
tajemniczym uśmiechem w kącikach ust.
- Wczoraj były twoje
urodziny, a ja przez to wszystko zapomniałem dać ci prezent.
- Hmm, myślałam, że ty nim
byłeś.
Ze śmiechem ujął jej dłoń,
ucałował jej wewnętrzną stronę, po czym splótł palce z jej
palcami.
- Pochlebiasz mi, Ariel, ale
to ci się naprawdę spodoba.
Nie sądziła, że może ją
jeszcze zaskoczyć i mieć dla niej kolejną niespodziankę. Balar
tymczasem pociągnął ją za sobą na trawę i siedli naprzeciwko
siebie pod drzewem, które dawało przyjemny cień.
- A teraz odpręż się i
zamknij oczy.
Posłuchała polecenia i
zaraz poczuła jego palce na skroniach.
- Idziemy do naszego świata?
- Nie.
- Więc dlaczego kazałeś mi
zamknąć oczy?
- Żebym mógł się skupić.
Za bardzo mnie rozpraszasz, a nie chcę, żeby coś poszło nie tak.
Prychnęła, ale nakazał jej
milczenie, więc tylko zagryzła wargi i skupiła się na ich
oddechach oraz łagodnym szemraniu rzeki. Miecz leżał na
wyciągnięcie ręki, a tutaj, na uboczu wyspy wydawali się jej
jedynymi mieszkańcami, odcięci od elfów i reszty świata. Czy to
grzech, że pragnęła zatrzymać czas i pozostać tutaj, w tej
chatce już na zawsze i tylko z Balarem? Czy to taka zbrodnia, że
kochała tego mężczyznę, który strzegł jej i bronił przez
wszystkie te lata, kiedy nie była tego świadoma?
Przez chwilę pozwalała
myślom swobodnie płynąć, nie przejmując się, że on również
je widzi. W pewnym momencie nad ich głowami przysiadł ptak i
zaćwierkał wesoło, ale siedzieli nieruchomo, lekko nachyleni ku
sobie, ledwo wyłapując dźwięki z otaczającego ich świata.
Z początku Ariel nie
wiedziała czego się spodziewać i była trochę spięta, jednak
dość szybko poczuła w umyśle jego świadomość i usłyszała
znajomy głos.
Nie
bój się i zaufaj mi.
Oczywiście,
że ci ufam.
Jesteś
gotowa?
Ale
na co?
Nie
odpowiedział. Zamiast tego zrobił coś, czego nie zrozumiała, ale
odczuła, jakby sięgnął głęboko w ciemność jej umysłu i
otworzył drzwi.
Przed oczami zamigotały jej
twarze rodziców, ich głosy, śmiech i wszystko w każdym szczególe,
tak dokładnie, jakby widziała ich zaledwie wczoraj. Rude włosy
matki i jej uśmiech, zielone oczy ojca i pasemka na jego głowie.
Była do nich niezwykle podobna, aż tęsknota ścisnęła jej serce
i pod zamkniętymi powiekami pojawiły się łzy.
Balar znów coś zrobił i
otworzył kolejne drzwi. Wyczuwała otaczającą go Moc, której
ramię kierował w głąb tej jej części, która stanowiła jedynie
ciemny i pusty korytarz.
Usłyszała pouczający głos
chłopca i w jej pamięci pojawił się młody Argon, jej ukochany
starszy brat. Nie podobało jej się, że mieszkał w zamku, a ona
nie mogła, ale dzięki niemu odwiedzała go z rodzicami prawie
codziennie.
Dwóch
młodych książąt, którzy mimo treningów i lekcji, zawsze
znajdowali czas, żeby pobawić się z nimi, szczególnie Riva, który
zawsze był pierwszy do robienia psot. Byli nierozłączni i już
wtedy wiedziała, że zawsze będą razem.
Balar szedł dalej ciemnym
korytarzem i otwierał kolejne, zaryglowane drzwi jej pamięci.
Widziała wyraźnie, że był
obecny w jej życiu od początku, odkąd sięgała pamięcią. To
jego twarz widziała jako pierwszą i ostatnią. Pamiętała jego
głos, śmiech i tysiące uśmiechów, którymi obdarzał ją każdego
dnia. Płakała, kiedy musieli wracać do domu, ale potem wieczorem
opowiadał jej bajki i rozmawiał z nią długo, aż rodzice
przychodzili do jej pokoju i pytali dlaczego śmieje się do siebie,
zamiast spać. Wszyscy wiedzieli o ich mentalnej więzi, ale i tak
uważała ją za swój sekret, coś, co należało tylko do niej. W
jego gabinecie w głębi biblioteki spędzała najwięcej czasu, ale
nigdy nie był zły, ani nie narzekał że mu przeszkadza. Ona i Riva
mościli się przy nim na pryczy i słuchali jego głosu, kiedy
czytał jedną ze swoich opasłych ksiąg, których zupełnie nie
rozumieli. Zasypiali na jego kolanach w pełni bezpieczni, bo
wiedzieli, że Balar obroni ich przed wszelkim złem.
To były najszczęśliwsze
chwile i wtedy sądziła, że już zawsze tak będzie. Jako
czteroletnie dziecko naiwnie wierzyła, że będzie mogła być z
Rivą i Balarem i we trójkę będą żyli długo i szczęśliwie.
Te wspomnienia, o których
już jej opowiadał, mogła teraz zobaczyć ze swojej perspektywy.
Poczuć to, co wtedy. To Balar przeniósł ją do tego drugiego
świata z samochodami, elektrycznością i bez Mocy. Zaprowadził do
szkoły z internatem, która w jakiś niewytłumaczalny sposób
mieściła się w identycznym zamku jak w Malgarii. Miała tam
zamieszkać, ale bez rodziców, brata i Rivy, ale przede wszystkim
bez Balara. W tym zamku czuła się jak w domu, ale nie bez ludzi,
którzy stanowili jego część.
Nie chciała go puścić, ani
zrozumieć, czemu ją tu zostawia całkiem samą, chociaż
przekonywał i uspokajał kojącym głosem. Ci dziwni ludzie w
dziwnych strojach przerażali ją i nie miała ochoty z nimi
mieszkać. Uczepiła się jego szyi tak mocno, że w końcu musiał
siłą postawić ją na ziemi. Obiecał, że po nią wróci i
odszedł, głuchy na jej wołanie i płacz. Patrzyła na jego
oddalające się plecy, jakby razem z sobą zabierał jej wyrwane
serce.
Płakała za nim przez
tydzień, nie rozumiejąc dlaczego już nie słyszy go w swojej
głowie i nie widzi jego myśli. Potem z każdym dniem znajome twarze
i miejsca zaczęły się zacierać, aż cały Elderol stał się
jedynie odległym snem, miejscem jedynie w jej wyobraźni.
Teraz obrazy i wspomnienia
napływały ku niej jedno po drugim wartkim strumieniem, wypełniając
każdą pustą lukę w jej umyśle.
Pamiętała Tarę i to, jak
zawsze wpadały w jakieś kłopoty.
Pamiętała nauczycielki,
inne uczennice, które uważały ją za dziwadło i Kiiri, stojącą
na ich czele.
Pamiętała, że chociaż
nauczyła się żyć w tamtej szkole, zawsze czuła się inna, jakby
to wszystko do niej nie pasowało. Zawsze tęskniła za czymś, czego
nie potrafiła nazwać, aż jakby w odpowiedzi na jej modlitwy, w jej
życiu pojawił się kruk i wszystko zmienił. Już wtedy czuła, że
powinna go pamiętać, a gdy usłyszała w głowie jego głos, to
było tak, jakby wszystko wróciło na swoje miejsce i znów była w
domu.
Pamiętała wszystko i to
może nawet lepiej, dokładniej niż gdyby nigdy tych wspomnień nie
utraciła.
Z natłoku wrażeń kręciło
jej się w głowie. Całe życie stanęło jej przed oczami i przez
te zaledwie kilka minut miała wrażenie, że stała się kimś
zupełnie innym.
Tą Ariel, którą zawsze
powinna być.
Druga świadomość powoli
wycofała się z jej umysłu, palce, które dotykały jej skroni,
pogłaskały ją po policzkach.
- W porządku? - ciepły
baryton nałożył się na tysiące innych słów, wypowiedzianych
tym samym głosem, składających się na osobę, za którą
wypłakała morze łez i która przez wiele lat była dla niej
jedynie oddalającymi się plecami.
Otworzyła oczy i zamrugała,
jakby zobaczyła jego twarz po raz pierwszy, odkąd w wieku pięciu
lat jego obraz zatarł się w jej pamięci.
- Balar! - rzuciła mu się
na szyję z takim impetem, że przewrócił się na plecy, po czym
powiedział coś, czego nie dosłyszała. Śmiejąc się i płacząc
jednocześnie, wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi i obejmowała
go kurczowo, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście – Jesteś
tu. Naprawdę tu jesteś. Wróciłeś po mnie, jak obiecałeś.
- Przepraszam tylko, że w
taki sposób. Nie miałem wyboru..
- Wiem
- Oszukałem cię, ale…
- Wiem – powtórzyła cicho
tak, jak wcześniej on wiele razy.
Balar usiadł powoli,
dźwigając się razem z nią. Umościła się wygodniej na jego
kolanach i odsunęła się tylko odrobinę, aby na nowo przyjrzeć
się rysom jego twarzy. Ze łzami wzruszenia i z czułością zaczęła
badać palcami łuk brwi, nos, zarys jego szczęki, kontury ust,
jakby odkrywała go na nowo.
- Jesteś przystojniejszy,
niż jak cię zapamiętałam.
Roześmiał się i obejmując
jej plecy pochylił się, aż musnął wargami płatek jej ucha.
- A ty pięknie wyrosłaś,
moja gwiazdeczko.
Przeszył ją dreszcz, a
znajome słowa rozlały się po jej ciele gorącą falą zachwytu i
szczęścia.
- Cóż, nie da się ukryć –
odparła od niechcenia, przekrzywiając zalotnie głowę.
- Hmm – zmrużył oczy,
przyglądając jej się uważnie – Widzę, że powrót pamięci
pozbawił cię skromności.
- Przecież sam mi
powtarzałeś, że jestem najpiękniejsza na świecie.
- To fakt i nadal to
utrzymuję.
Znała to spojrzenie i tą
minę, chociaż to było tak dawno odkąd tak beztrosko się z nią
przekomarzał. Kochała jego czarne oczy, które zawsze patrzyły
tylko na nią i miały w sobie tyle ciepła i wyrozumiałości.
- Dziękuję, że
przywróciłeś mi wspomnienia.
Od razu spoważniał.
- Przepraszam, że zrobiłem
to tak późno, ale…
- Ciii – przyłożyła
palec do jego ust i zmarszczyła w skupieniu czoło – Nic nie
mów...Niesamowite – dodała po chwili niemal bez tchu.
Poczuła to. Łączącą ich
mentalną więź.
Mogła dotknąć jego
umysłu.
Jego świadomość była
niczym łagodny blask księżyca, oświetlający obrzeża jej umysłu,
ciepły jak słońce i nigdy nie gasnący. W zasięgu jej ręki,
chociaż dopiero teraz była w stanie go dostrzec.
Po raz pierwszy mogła
wychwycić jego myśli, zobaczyć je z taką łatwością, jakby
należały do niej.
Zrobiłem
to dla ciebie, żebyś lepiej przystosowała się do tamtego świata
i nie tęskniła tak bardzo. Zerwanie naszej więzi było dla mnie
najtrudniejszą rzeczą, ale nie mogłem pozwolić, żeby coś mnie
rozpraszało. Kiedy sprowadziłem cię do Elderolu, ukryłem twoje
wspomnienia o szkole, abyś nie próbowała tam wrócić i szybciej
zrozumiała, że ten świat jest twoim domem. Potem chciałem
przywrócić ci pamięć tysiące razy, ale powstrzymywałem się, bo
wiedziałem, że wtedy za wszelką cenę próbowałabyś mnie
przekonać do powrotu i ciągle byś mnie szukała. To by mnie
złamało i zniszczyło wszystko, na co pracowałem. Jedna myśl o
tobie i Rairi zabiłaby najpierw mnie, a potem was wszystkich.
Czuła
jego rozterki, poczucie winy, ból, ale też niezłomną determinację
i to wszystko było niczym jej własne uczucia.
- Nie staraj się tylko
zaglądać głębiej – odezwał się na głos – Ukryłem pewne
wspomnienia o sobie, których lepiej nie powinnaś oglądać. To nic
złego, ale...nie chciałbym, żebyś cierpiała.
- Rozumiem – położyła
głowę na jego piersi – Naprawdę rozumiem.
Rzeczywiście pewne obszary
jego umysłu były dla niej zamknięte, odgrodzone murem, ale
pozostała część była niczym otwarta księga. Mogła poczuć jego
radość, gdy odwiedzała go w zamku, rozpacz kiedy musiał ją
opuścić i strach towarzyszący mu przez całe życie. Strach na
samą myśl, że przez jeden błąd mógłby ją stracić.
Odetchnął cicho, głaszcząc
ją po głowie i plecach. Świadomy, że przegląda jego wspomnienia
i myśli, uczy się na nowo tej więzi, która połączyła ich
siedemnaście lat temu.
- Chciałem to zrobić zaraz
po przybyciu na wyspę, ale tak długo dawałaś sobie radę bez tych
wspomnień, że postanowiłem poczekać i spróbować uzyskać twoje
zaufanie i przyjaźń bez tego, co łączyło nas kiedyś.
- Chyba zawsze czułam, że
jesteś kimś ważnym. Nie chciałam uwierzyć, że naprawdę jesteś
zły i służysz Gathalagowi z własnej woli.
- A ja robiłem wszystko,
żebyś mnie nienawidziła. Chociaż chyba najbardziej nienawidziłem
za to sam siebie.
- Czy można zapomnieć, że
tak bardzo się kogoś kocha?
- Tłumiłem to w tobie, bo
sądziłem, że tak będzie nam łatwiej. Przepraszam.
Przylgnęła do niego
mocniej, wsłuchując się w zgodne bicie ich serc. Nie mogła być o
to na niego zła, bo pewnie sama postąpiłaby podobnie. Chronił ją
i Rivę i taka była tego cena. Nie miała wątpliwości, że dla
niego zrobiłaby to samo.
- Ale teraz znów jest tak,
jak powinno być.
- Wybaczysz mi?
- Nie muszę. W końcu
jesteśmy jednością. I nic tego nie zmieni – odparła z pełnym
przekonaniem i z uśmiechem przymknęła powieki.
Balar był nie tylko w jej
umyśle ale również w sercu i duszy. Wypełniał każdą komórkę
jej ciała i każdą kroplę krwi w jej krwiobiegu.
Stanowił część jej
jestestwa.
I sprawił, że nareszcie
poczuła się kompletna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz