Całe
niebo płonęło. Jasny róż poprzecinany pomarańczowymi pasami,
momentami przechodzącymi w czerwień, co wyglądało jakby sami
bogowie trzymali pędzle i próbowali stworzyć abstrakcyjne dzieło
sztuki. Kula słońca powoli, leniwie chowała się za horyzontem,
kąpiąc się w rozkołysanej tafli morza.
- Pięknie – westchnęła
Ariel.
- Tak – potwierdził
krótko, ale nie miał na myśli zachodu słońca, chociaż taki
widok niewątpliwie uspokajał i dawał nadzieję, że kolejny dzień
będzie jeszcze lepszy.
Poruszyła się w jego
ramionach i wiedział, że się uśmiechnęła, chociaż nie mógł
tego zobaczyć.
- Nie sądziłam, że aż
tyle miejsca zajmuję w twoich myślach. Spodziewałam się odkryć
jakieś ciekawe tajemnice, a tu taka nuda.
Parsknął cicho, opierając
brodę o jej bark.
- Skoro poświęcam ci tyle
myśli od siedemnastu lat, musisz być wystarczająco fascynująca –
odparł całkiem poważnie – Podejrzewam, że ten stan nie
zmieniłby się nawet po kolejnych dwudziestu latach, albo
pięćdziesięciu. Dla twojej wiadomości, nie interesuje się
przeciętnymi rzeczami ani osobami.
- Twierdzisz, że powinnam
czuć się zaszczycona?
- Jakiś mały wyraz
wdzięczności by nie zaszkodził.
Ariel objęła jego dłonie,
które trzymał na jej brzuchu, rozprowadzając po jego ciele falę
ciepła. Ciepła, które do tej pory wydawało się dla niego
nieosiągalne, na które nawet nie zasługiwał.
Cokolwiek
zrobię, czy powiem, będzie za mało. Jej
myśli były jednostajną falą, która go obmywała, zapełniały
wszystkie puste, ciemne miejsca i dawały poczucie przynależności
do tej jednej, konkretnej osoby, którą połączył ze sobą
Imieniem. Nie wyganiała go ze swojej głowy i nie protestowała, w
końcu rozumiejąc, że bez tej więzi przez te wszystkie lata czuł
się tak przeraźliwie samotny.
Wystarczy,
że jesteś. Ze mną. Zapewnił,
otulając ją miękkim głosem. Jej świadomość jak zawsze miała
barwę soczystej zieleni jej oczu, błękitu czystego nieba i
delikatnej, złotej poświaty. I wciąż go zachwycała, bo nadawała
sens biciu jego serca i była jego osobistym słońcem. Już
nic nie musisz mówić, bo wiem co czujesz.
Zawsze
wiedziałeś.
Bo
łączy nas najpiękniejsza i najgłębsza więź jaką ludzie
obdarzeni Mocą mogli wymyślić. Nawet śmierć nigdy do końca jej
nie niszczy, bo fragment świadomości już na zawsze pozostaje w
drugiej osobie.
-
Nie wiedziałam – odpowiedziała na głos – To...pocieszające.
- Być częścią ukochanej
osoby nawet po śmierci? Ta pewność, że nawet wieczność nas nie
rozłączy, sprawia, że niczego się nie boję.
- Ale to nie znaczy, że
możesz ryzykować swoje życie i masz tego nie robić.
- Postaram się.
- To za mało. Musisz mi
obiecać – powtórzyła z naciskiem, zerkając na niego przez ramię
z groźną miną.
- Postaram się – z nikłym
uśmiechem ucałował linię jej szczęki i mocniej otulił ramionami
– Nie wiem co będzie jutro, czy za tydzień, więc nie mogę ci
nic obiecać, ale uwierz mi, że nie mam ochoty umierać.
Tyle musiało jej wystarczyć,
chociaż nie była zbytnio zadowolona z tych słów. A gdyby pozwolił
jej zobaczyć wszystkie swoje myśli, byłaby jeszcze mniej
zadowolona.
Ariel siedziała na piasku
pomiędzy jego nogami, opierała się plecami o jego pierś i
obserwowała jak ostatnie promienie słońca połyskują złotem na
morzu. Jedna, zagubiona chmurka zakryła płonące różem niebo, ale
wystarczyło, że wykonała nieznaczny ruch ręką i nie pozostał po
niej nawet ślad. Chłodny wiatr ustał na jej żądanie i otuliło
ich ciepłe powietrze, niczym gruby koc. Poza delikatnym szumem
morza, otaczała ich cisza i spokój, aż trudno było uwierzyć, że
gdzieś tam poza wyspą szykowała się bitwa i istniał ktoś taki
jak Rairi, czy Gathalag. Ale nie. Balar z pewnością nie chciał
teraz o nich myśleć.
Znaleźli najbardziej
odosobnione miejsce na wyspie, kawałek plaży tylko dla nich. Ariel
wcześniej musiała pochwalić się elfom, że opanowała już żywioł
ognia, a potem dużo czasu spędziła z Xanderem tak, że dopiero
teraz mieli czas tylko dla siebie. Nie to, że był o kogokolwiek
zazdrosny, po prostu czuł, że każda minuta, której nie spędzają
razem, jest marnowaniem tak cennego czasu.
Ariel wiedziała to, podobnie
jak wiele innych rzeczy. Nie musiał już nic więcej tłumaczyć,
zapewniać o swoich zamiarach czy uczuciach. Nie musiał przekonywać,
jak wiele dla niego znaczy, bo mogła to zobaczyć w jego umyśle.
Poza tymi niektórymi rzeczami, które ukrył za grubą ścianą
muru, miała swobodny, nieograniczony dostęp do jego myśli, wrażeń
i uczuć.
I skrzętnie z tego
korzystała, momentami ocierając się o jego świadomość w niemal
intymnej pieszczocie. Na nowo, z entuzjazmem i fascynacją dziecka
uczyła się tej więzi, a Balar pozwalał jej na to, czekając
cierpliwie, aż nie pozostanie już nic, czego by o nim nie
wiedziała.
Pewne wspomnienia zachował
tylko dla siebie, na przykład te o tym, ile bólu musiał znieść
przez Rairi. Nie chciał też, żeby wiedziała co dla niej robił i
co jeszcze będzie musiał zrobić.
Ariel nie wiedziała, że
ukrywał jeszcze jedną tajemnicę, ale nie miał teraz siły, ani
ochoty jej wyjawiać. To nie był odpowiedni czas, ani miejsce.
Na szczęście nie próbowała
zaglądać głębiej, niż powinna i była wystarczająco pochłonięta
tym, co pozwalał jej zobaczyć.
Oglądała świat jego oczami
i czuła jego pożądanie. Sama nie widziała w sobie nic
nadzwyczajnego, więc tym bardziej nie rozumiała tego napięcia,
które pochłaniało całą jego uwagę. Tego, że kiedy była tak
blisko serce niemal rozsadzało mu pierś, a cały świat kurczył
się do dotyku jej skóry, dźwięku jej głosu i kolorów, które ją
otaczały.
Znajdowała się w centrum
jego wszechświata i chociaż naprawdę kochała go równie mocno,
było pewne „ale”…
To „ale” tkwiło w niej
niczym gruba kość, i choć oboje bardzo dobrze znali jego imię,
zgodnie skupili się na tu i teraz, bo tak było łatwiej.
Choć przez pięć minut
udawać, że nie ma takiej siły, która by ich rozdzieliła.
- Wiesz, że nigdy nie
lubiłam tamtej szkoły? - odezwała się po dłuższej chwili,
zmieniając temat – Cały czas czułam, że tam nie pasuje.
- Wybrałem ją specjalnie
dla ciebie, bo znajdowała się w zamku, który tak dobrze znałaś.
Chciałem żebyś miała przynajmniej namiastkę domu.
- I miałam. Znałam w nim
każdy zakamarek i nie bałam się wędrować po nim nocami. To
naprawdę był mój dom – odparła z rozrzewnieniem, a w jej umyśle
rozbłysły wspomnienia niezliczonych chwil spędzonych w szkole,
gdzie żyła jako zwykła nastolatka, choć nigdy taką się nie
czuła – Byłam związana z tym miejscem, chociaż nie rozumiałam
dlaczego. To było takie dziwne, bo choć w głowie miałam pustkę,
serce chciało pamiętać. I wiesz, co jeszcze? Czasem błąkałam
się bez celu po korytarzach, albo nagle rozglądałam się na boki,
jakbym czegoś szukała. Teraz wiem, że chodziło o ciebie. Może i
zapomniałam wszystko, ale dorastałam tam z poczuciem, jakbym
zgubiła część siebie.
- Nigdy nie przestanę cię
za to przepraszać – odgarnął jej włosy i przytknął wargi do
miejsca za uchem, gdzie jej skóra wydawała się miększa i
cieplejsza, gdzie mógł poczuć jej tętno. Pachniała słodko,
malinami, jak nic innego na świecie – Wiem jednak, że gdybym tego
nie zrobił, ze wszystkich sił próbowałabyś wrócić, a ja
chciałem tylko, żebyś była bezpieczna. Chociaż do czasu, aż
sama potrafiłabyś się bronić. Obiecałem to twoim rodzicom.
Skinęła tylko głową,
jakby naprawdę wszystko rozumiała. Chociaż powinna mieć do niego
pretensje, jakiekolwiek wyrzuty, że pozbawił ją tego, co dla
każdego człowieka było naturalną częścią życia, po prostu
cieszyła się z odzyskanych wspomnień. Właśnie to było w niej
zdumiewające. Chociaż znał jej myśli i wiedział, co powie, zanim
otworzy usta, wciąż była dla niego fascynującą zagadką. Balar
nie zasługiwał ani na jej wybaczenie, ani tym bardziej wdzięczność.
A mimo to była tutaj, przy nim, jak gdyby jego przeszłość nie
miała znaczenia i tak ufnie wtulała się w jego pierś, choć
jeszcze kilka dni temu sądziła, że chce ją zabić.
Zdecydowanie nie zasługiwał
na jej miłość, ale był zbyt samolubny, żeby pozwolić jej
odejść.
Nad nimi niebo ciemniało i
pojawiały się pierwsze, mrugające wesoło gwiazdy. Ariel w
zamyśleniu zaczęła bawiła się palcami jego dłoni. Gładziła
linie po wewnętrznej stronie aż do przegubu, a potem z powrotem, aż
wszystkie włoski na ramieniu stanęły mu dęba.
- A pamiętasz jak kiedyś
uciekłam z domu w nocy i sama poszłam do zamku? Znałam drogę na
pamięć i w ogóle się nie bałam, chociaż nie miałam nawet
czterech lat.
Uśmiechnął się pod nosem
i nawinął sobie jej rude pasemko na palec. To było retoryczne
pytanie, bo przecież żył tylko wspomnieniami.
- Obudziłaś mnie z
pretensją, że nie opowiedziałem ci bajki. Już wtedy musiałaś
stawiać na swoim i żebyś nie obudziła całego zamku płaczem,
musiałem za to usypiać cię pół nocy. Nie wspominając już o
tym, że na drugi dzień twoi rodzie dostali histerii i chcieli mnie
zamordować
- Do tej pory nie wiem
dlaczego wtedy mi jej nie opowiedziałeś, jak co wieczór.
- Miałem dużo nauki i
dodatkowo już wtedy po kryjomu przygotowywałem się do odejścia.
Byłem naprawdę zmęczony.
Ariel podkuliła nogi i
obróciła się bokiem w jego ramionach, aby móc na niego spojrzeć.
Uniosła na niego niewinne, zielone oczy, które zawsze całkowicie
go rozbrajały.
- A ja byłam taka okrutna i
nie dałam ci się wyspać. Musiałam być prawdziwą jędzą. Ale
dobrze pamiętam, że właśnie wtedy poznałam Sato.
- O tak, tego nie mógłbym
zapomnieć – zapewnił, a kąciki jego warg zadrżały od
tłumionego uśmiechu – Riva był o niego strasznie zazdrosny, bo
nie spędzałaś już z nim tak wiele czasu.
- A ty? - przekrzywiła z
ciekawością głowę, opierając się o niego ramieniem.
- A ja, moja kochana, miałem
tą przewagę i przywilej, że mogłem być z tobą wszędzie i o
każdej porze. Wiedziałem co robisz i co myślisz i byłem spokojny,
bo nasza więź łączyła nas silniej, niż cokolwiek na tym
świecie.
Skinęła głową, chociaż
na wspomnienie przyjaciela nagle posmutniała.
- Sato… - mruknęła cicho,
z żalem w głosie – On...naprawdę go nie zabiłeś?
- Nie.
- I wróci do mnie? Jakim
cudem?
- To trochę skomplikowane,
ale zapewniam cię, że jeszcze go zobaczysz. Już niedługo –
pocałował ja w czubek głowy – Zrobiłem to właśnie dlatego, że
jest dla ciebie taki ważny. Chronię wszystko, co jest ci drogie.
Wiesz, że nikt nigdy nie znał cię lepiej, niż ja.
Pamiętam.
Pomyślała,
bardziej do siebie, spuszczając oczy na własne dłonie i marszcząc
brwi. Pamiętam,
że Balar zawsze był dla mnie najważniejszy. Czy gdyby nie łączyła
nas mentalna więź, czułabym to samo? To prawda, że znał mnie
lepiej, niż właśni rodzice, lepiej niż ja sama.
Ariel odkryła nowe słowo i
drzemiącą w nim potęgę.
„Pamiętam”.
Chociaż, odkąd przywrócił
jej pamięć, powtarzała je z milion razy, jeszcze jej się nie
znudziło. Smakowała je z lubością, niczym najsłodszy owoc,
delektując się nawet najbłahszym wspomnieniem. Obracała w umyśle
kolejne obrazy z przeszłości, wciąż zdumiona własnym życiem,
które odkrywała kawałek po kawałku, niczym szczęśliwiec, który
znalazł skrzynię skarbów i dokładnie przeszukiwał jej zawartość,
gładząc i przyglądając się każdej monecie i każdemu
klejnotowi.
- Pamiętam moje piąte
urodziny – odezwała się w pewnym momencie tak cicho, że gdyby
jej głowa nie spoczywała tuż pod jego brodą, może by jej nie
dosłyszał – To wtedy powiedziałeś mi, że pójdę do szkoły
daleko od domu. Pamiętam, że mówiłeś to wesołym tonem, jakby
czekała mnie tam niekończąca się zabawa, ale miałeś takie
smutne oczy. Udawałam, że się cieszę, ale chciało mi się
płakać, kiedy dowiedziałam się, że nie będzie cię tam ze mną.
Wiesz, co jeszcze pamiętam? To, że do tamtych urodzin zawsze przy
mnie byłeś, a raczej cały świat był tobą. Pamiętam, jak
bawiliśmy się z Rivą i Argonem, ale to ty usypiałeś mnie swoim
głosem i to ciebie słyszałam po przebudzeniu. To było tak
oczywiste jak oddychanie. To, że jesteś i zawsze będziesz częścią
mnie. Pamiętam...jak powoli to wszystko zapominałam i jak bardzo ta
pustka z początku bolała.
Balar przez chwilę wpatrywał
się w ciemną, spokojną toń wody i powolnym ruchem gładził ją
po głowie, z głębokim pragnieniem, aby zatrzymać tą chwilę jak
najdłużej. Niemal idealnie okrągły księżyc z krwawą poświatą
wschodził za ich plecami i Ariel, wiedziona jego myślami, zakryła
go ciemną chmurą.
- To prawda, że zawsze byłem
przy tobie – odpowiedział powoli, przykładając policzek do jej
czoła – Normalnie pewnie niewiele byś z tego pamiętała, ale
wzmocniłem twoje wspomnienia własnymi. Abyś wiedziała, że już
wtedy cię kochałem. Inaczej nie miałbym odwagi zacząć tego
wszystkiego, nawet dla Rivy – przerwał na chwilę, aby odetchnąć,
po czym kontynuował bardziej pogodnym tonem – Kiedy po raz
pierwszy ujrzałem twoje oczy i trzymałem cię na rękach, coś się
ze mną stało – ujął jej dłoń i przyłożył do swojej piersi
– Tutaj. Nagle zapragnąłem być pierwszy we wszystkim. To do
mnie uśmiechnęłaś się nieporadnie po raz pierwszy. Przy mnie
robiłaś pierwsze kroki, słyszałem twój pierwszy śmiech i
pierwsze słowa. I chociaż próbowałem nauczyć cię mówić
„mama”, to moje imię wypowiedziałaś jako pierwsze.
- Naprawdę?
Balar uśmiechnął się
szeroko i pokiwał głową.
- Właściwie potrafiłaś
wymawiać tylko początek mojego imienia. Kiedy nauczyłaś się
mówić „ba”, dreptałaś za mną ciągle się przewracając i
powtarzałaś na okrągło „ba ba ba”, co brzmiało po prostu jak
„baba”.
Patrzyła na niego przez
krótką chwilę tylko mrugając, po czym oboje roześmieli się
zgodnie. To był głośny, serdeczny i beztroski śmiech, który
wypełnił wieczorną ciszę przyjemnym dźwiękiem ich połączonych
głosów.
Ariel oparła się o niego
całym ciężarem i aż złapała się za brzuch.
- Mówisz serio? Baba? -
wciąż chichotała, ocierając wilgotne od łez oczy.
- Naprawdę to tak brzmiało.
Z początku wszystkich to bawiło, ale potem mieliśmy problem z
wytłumaczeniem ci, że „baba” to nie imię i oznacza zupełnie
coś innego.
- Hmm, mam nadzieję, że mi
wybaczyłeś. Mogę cię zapewnić, że teraz widzę różnicę i z
całą pewnością mogę cię zapewnić, że nie jesteś babą.
- Dzięki bogom, bo inaczej,
nie mógłbym zrobić tego – wciąż śmiejąc się cicho, zaczął
pochylać się w kierunku jej ust.
- Ja też się cieszę i
przepraszam.
- Skoro czujesz się winna,
możesz teraz odpowiednio się zrekompensować.
- Może zacznę od tego, że
uwielbiam jak się śmiejesz, a robisz to stanowczo za rzadko.
- A ja uwielbiam ciebie.
Już miał ją pocałować,
kiedy raptem przyłożyła palec do jego ust i odchyliła głowę,
wpatrując się w niego z figlarnym uśmieszkiem.
- Tak się
zastanawiam...Wiesz, że najbardziej boję się pająków, ale
ciekawi mnie, czy taki silny i odważny król również ma jakiś
słaby punkt.
Balar uniósł pytająco
brwi.
- I ciekawi cię to akurat
teraz?
Zmrużyła oczy i rozciągnęła
usta w szerszym bardziej chytrym uśmiechu.
- Dlaczego nie? Po prostu tak
mi przyszło do głowy, czy może…
Napotkał jej rozbawione
spojrzenie i jęknął w duchu, kiedy sama wyczytała z jego myśli
odpowiedź.
- Serio? - zapytała, a on
cofnął się, unosząc przed siebie ręce – Masz łaskotki?
- Słuchaj, Ariel, to…
- Za późno.
Rzuciła się na niego i
zaczęła łaskotać bez litości, zmuszając go do niekontrolowanego
śmiechu. Próbował ją powstrzymać, ale kompletnie rozbrojony i
bezsilny, nie mógł nawet wydobyć słowa.
- Nie...proszę...przestań…
- No proszę – odezwała
się radośnie, śmiejąc się razem z nim, kiedy opadł na plecy bez
sił, a wtedy usiadła na nim okrakiem, nie przestając łaskotać po
brzuchu i pod pachami – Gdybym wcześniej znała twoją słabość,
mogłabym ją wykorzystać w czasie walki. To by było natychmiastowe
zwycięstwo.
Tylko...Nie
rozpowiadaj tego głośno…ani w myślach. Gdyby Rairi się
dowiedziała…Takich tortur bym nie zniósł.
-
Hmm, nie mogę obiecać, że…
Balarowi w końcu udało się
chwycić ją za ramiona i pociągnął ku sobie, po czym przeturlali
się kawałek po piasku, nieruchomiejąc dopiero kilka metrów dalej.
Jej słodki ciężar przygniatał go do ziemi, kiedy znów znalazła
się na nim.
-
Wygrałaś – wysapał bez tchu.
- Oczywiście, że tak.
Opierając się na jego
piersi, pochyliła się nad nim, aż końcówki jej włosów
połaskotały go po twarzy i niczym kurtyna, przesłoniły morze,
niebo i cały świat. Jej oczy były jedynymi świetlistymi
punkcikami, przyciągającymi go niczym magnez. I teraz i
siedemnaście lat temu, pochłonęły go bez reszty.
W końcu również przestała
się śmiać, pochyliła jeszcze niżej i musnęła jego wargi
swoimi. Jej myśli były plątaniną rozterek, niepewności i
chwilowego szczęścia. Był tam też strach, który dobrze znał.
Strach, że być może nie będą mogli być razem już zawsze, że
ta chwila to jedne co mają.
- Ariel… - ujął w dłonie
jej twarz i chciał powiedzieć coś, co by ją pocieszyło, jednak w
tym momencie wykrzywił usta w grymasie bólu, a z głębi piersi
wyrwał mu się mimowolny jęk.
Jej
oczy natychmiast zrobiły się duże i pełne lęku. Próbował
zasłonić przed nią myśli, ale było za późno. Zobaczył na jej
twarzy jakby własne odbicie. Tak, jak kiedyś, gdy ukłuł się
kolcem, poczuła to, co on. Przyjęła jego ból jak własny.
- Znowu plecy – stwierdziła
cicho.
- Drobiazg, tylko…
Znów się skrzywił, chociaż
przecież powinien do tego przywyknąć.
- To nas boli.
Powiedziała „nas”. Tak
samo wyraziła się dawno temu, dając tym niezaprzeczalny dowód, że
są nierozerwalni i stanowią jedno.
Między innymi dlatego Balar
odciął się od jej umysłu, kiedy zostawiał ją w szkole. Bo nie
chciał, żeby czuła to, co on, kiedy Rairi go torturowała.
- Zaraz temu zaradzimy.
Cmoknęła go szybko w kącik
ust, po czym zsunęła się z niego i pomogła mu ostrożnie obrócić
się na brzuch. Na chwilę spojrzał na siebie jej oczami i zobaczył,
że tunika cała była w piasku poprzyklejanym do plam i podłużnych
smug krwi. Tym razem otworzyło się więcej ran i aż dziw, że
dopiero teraz je poczuł. Westchnął głośno i zamknął oczy.
Kolejna tunika do wyrzucenia.
Zadrżał lekko, kiedy
wsunęła dłoń pod materiał i z rozczulającą czułością
pogładziła palcami szorstką wypukłość jednej z ran. Prawie
natychmiast ból zelżał i poczuł, jak blizny znów się
zasklepiają. Mimo to Ariel nie cofnęła ręki i dalej, w zamyśleniu
gładziła jego plecy.
- To przez moje wizje tyle
wycierpiałeś – odezwała się z napięciem w głosie.
Otworzył oczy i nie ruszając
się obrócił tylko lekko głowę, żeby móc ją zobaczyć.
- Mylisz się – zapewnił
ją z powagą – To właśnie dzięki tym wizjom żyjemy i możemy
tu być. Być może, gdybym sam nie nadał ci Imienia, wszystko
potoczyłoby się inaczej i nie byłoby nas tutaj, ani tego świata,
jaki znamy.
- Riva i cały Zakon Kruka
chcą cię dopaść i zabić, a powinni ci dziękować.
- Twoje podziękowanie w
zupełności wystarczy.
Przymknął powieki i
uśmiechnął się lekko, kiedy pochyliła się i pocałowała
zagłębienie jego szyi. Może i nikt na tym świecie nie był w
stanie uzdrowić fizycznych ran na ciele, ale tylko Ariel miała
dostateczną Moc, aby uleczyć liczne rany jego duszy i właśnie to
robiła.
Zaraz potem położyła się
obok z twarzą zwróconą w jego stronę, oparła się na łokciu i
palcami drugiej ręki zaczęła wodzić po jego twarzy, od czoła do
brody i z powrotem, jakby próbowała nauczyć się go na pamięć.
Nie ruszył się, a ona nie próbowała wnikać w jego myśli,
chociaż dobrze wiedziała, na co miał teraz największą ochotę.
Leżeli tak przez dłuższą
chwilę w milczeniu, zasłuchani jedynie w szum fal, kiedy Ariel
zadała mu to jedno z pytań, którego miał nadzieje nie usłyszeć.
- Wiem, że musiałeś
słuchać Rairi i nie służyłeś jej dla przyjemności, ale tak się
zastanawiam, czy kiedy byliście razem, czy ona...czy wy…No
wiesz...
Wiedział aż za dobrze, ale
Ariel zasługiwała na prawdę. Nawet, jeśli sam nie chciał do tego
wracać.
- Pokochała mnie na swój
okrutny, pokrętny sposób – wyznał, powoli dobierając słowa –
Opierałem się jak mogłem, ale nie mogłem jej niczego odmówić,
jeśli chciałem przeżyć. Kiedy mnie dotykała...zamykałem się w
sobie, żeby nic nie czuć. Dawałem jej iluzje i złudzenie, że
cokolwiek mnie obchodzi, a sam chowałem się w naszym świecie,
gdzie mogłem do woli myśleć o tobie, Ariel – otworzył oczy i
usiadł powoli, żeby nie otworzyć ran, spoglądając na nią ze
smutkiem – Lubiła mnie testować, sprawdzać jak bardzo jestem jej
wierny. Raz, kiedy mnie całowała, zmieniła się w ciebie – głos
mu się załamał i musiał spuścić wzrok. Mówienie o tym było
trudniejsze, niż sądził, ale musiał już skończyć – To ciebie
pragnęłam, nie jej, a musiałem udać, że wzbudzasz tylko
obrzydzenie. Zaatakowałem ją, kiedy miała twoje oczy i twarz,
przydusiłem do podłogi i w tamtej chwili naprawdę chciałem ją
zabić. Nie ciebie, ale Rairi. Pragnąłem ją udusić gołymi
rękami, ale gdybym naprawdę próbował to zrobić, zginąłbym
pierwszy. A wtedy ty byłabyś następna w kolejce. Potem Riva. Nie
miałem praktycznie żadnego wyboru.
Ariel patrzyła na niego
dłuższą chwilę, zaciskając usta. Już sądził, że nie będzie
chciała go więcej słuchać, że odwróci i odejdzie. Raptem jednak
zerwała się z miejsca i przytuliła się do niego kurczowo,
przyciskając nos do jego szyi. Jej ramiona zadrżały, jakby
szlochała.
- Co z nami będzie? Co
będzie z naszą trójką, po tym wszystkim?
- Mówiłem już, że
wszystko się ułoży, moja gwiazdeczko – zapewnił miękkim tonem,
czując jak jej serce dudni przy jego skórze, niczym jego własne –
Mogę ci obiecać, że będziesz szczęśliwa.
- A ty?
- Twoje szczęście jest moim
szczęściem.
- Ale…
Objął ją mocniej, chowając
głowę w jej włosach, chociaż miał wrażenie, że nigdy nie
będzie dostatecznie blisko, bo ich ciała musiałyby na zawsze
stopić się w jedno.
- Zaufaj mi. Bez względu na
wszystko, zawsze będę przy tobie.
Odsunął głowę tylko na
tyle, aby połączyć ich usta w pocałunku, który mógłby trwać
do końca jego życia.
***
To był jeden z tych snów,
które były przerażająco realne i Ariel od razu wiedziała, że
zwiastują przyszłość. Całkiem bliską.
Ciemną komnatę oświetlał
jedynie chłodny blask księżyca. Stała przy dużym łóżku, na
którym leżał Riva. Był całkiem sam, nie było przy nim nawet
Argona i umierał.
Chociaż chciała się
zbliżyć i go dotknąć, nie mogła się ruszyć. Łzy płynęły
jej z oczu niepohamowanym strumieniem, a w klatce piersiowej czuła
rozdzierający ból, jakby czyjaś dłoń ściskała jej serce z
całej siły.
Riva leżał bez ruchu,
śmiertelnie blady, z zapadniętymi policzkami i sinymi ustami. Jego
oddech był płytki i powolny i z każdą minutą zamierał. Kiedy
raptem otworzył szeroko oczy i popatrzył prosto na nią, chciała
krzyknąć, chociaż przecież nie powinien jej nawet widzieć, bo to
był tylko sen.
Poruszył palcami i z trudem
wyciągnął rękę w jej stronę. Sine usta ułożyły się w słowa,
które usłyszała jedynie w głowie.
Żegnaj
bracie i Ariel.
Potem
jego pierś znieruchomiała całkiem, a oczy stały się matowe i
niewidzące.
Nie...Nie…
- Riva!!
Usiadła gwałtownie na
łóżku, zlana zimnym potem i dysząc ciężko, rozejrzała się
nerwowo po ciemnym wnętrzu izby. Dopiero po chwili zdała sobie
sprawę, gdzie jest i że to był tylko sen.
Nie. Nie sen, raczej…
Trzęsącymi się rękami
potrząsnęła Balarem, który spał obok z dłonią podłożoną pod
policzek, zupełnie nieświadomy grozy tego, co właśnie widziała.
- Obudź się. Balar –
potrząsnęła nim mocniej, aż w końcu otworzył zaspane oczy i
mrugając powieki, skupił na niej spojrzenie.
To wystarczyło, aby całkiem
oprzytomniał i natychmiast zmarszczka niepokoju przecięła mu
czoło.
- Co się stało? Miałaś
jakiś koszmar?
- Tak...Nie. Wizja. Miałam
wizję – mówiła z trudem, bo gardło i cały przełyk łącznie z
żołądkiem miała zatkane rozpaczą i przerażeniem. Chociaż w
chacie było ciepło, drżała na całym ciele – Riva. Byłam w
jego komnacie w zamku. Widziałam go...On… - zaszlochała głośno,
niepohamowanie – Widziałam jak umarł.
Balar uniósł się na łokciu
i zmrużył oczy. Z pochmurną miną wyciągnął rękę i otarł łzy
z jej policzka, których nawet nie czuła i nie potrafiła
powstrzymać.
- To niemożliwe – pokręcił
głową z niedowierzaniem.
- Spojrzał na mnie i
powiedział „Żegnaj bracie i Ariel„ .Potem...przestał oddychać.
Umarł na moich oczach.
Zmarszczył brwi, a jego i
tak czarne oczy pociemniały. Popatrzył gdzieś ponad nią, w
ciemność nocy i po chwili nieco się odprężył.
- Jeszcze żyje.
Ton jego głosu był spokojny
i stanowczy. Tymi dwoma słowami wpompował w nią powietrze, którego
nie potrafiła nabrać w płuca, chociaż wizja była tak realna, że
nie miała żadnych wątpliwości, że się spełni.
- Skąd ta pewność?
- Trucizna krążąca w jego
ciele jest połączeniem mieszanki ziół i mojej Mocy. Potrafię
wyczuć w jakim jest stanie i gdyby jego serce się zatrzymało,
wiedziałbym o tym – widząc jej niepewną minę, pociągnął ją
z powrotem na poduszki – Naprawdę, Ariel. Poza tym to był pewnie
tylko zły sen, bo inaczej też bym coś zobaczył. Nie martw się.
Riva wciąż żyje.
Mówił to tak przekonująco,
że Ariel rozpaczliwie chciała mu wierzyć. Chciała wymazać z
pamięci obraz, który ją nawiedził, ale wiedziała, że to
niemożliwe. Jedna część jej serca chciała jak najszybciej wrócić
do Rivy, ale druga równie mocno pragnęła pozostać przy Balarze.
Jeszce nigdy nie była tak wewnętrznie rozdarta i nie czuła się
bardziej skołowana.
Skuliła się i odwróciła
plecami do Balara, ocierając zalaną łzami twarz i czerwone oczy.
Potrzebowała teraz jakiegoś pocieszenia, więc nie protestowała,
kiedy przyciągnął ją do siebie aż przylgnęła plecami do jego
piersi i objął opiekuńczo ramieniem.
- Zaśnij jeszcze, moja
gwiazdeczko. Do rana jeszcze dużo czasu. Śpij i niczym się nie
martw – szeptał jej do ucha i w głąb umysłu, napełniając go
swoją obecnością.
Głaskał ją po głowie tak
długo, aż w końcu odprężyła się, chociaż w środku nadal
wszystko w niej drżało. Skuliła się do pozycji embrionalnej,
przyciskając twarz do poduszki i nieco uspokojona zapadła w sen,
chociaż sądziła, że to jej się nie uda.
Tym razem kompletnie nic jej
się nie śniło i wszystko spowijała czerń, aż w pewnym momencie
pod zamkniętymi powiekami nastała jasna szarość i zamigotały
plamy światła.
Coś ciepłego grzało ją w
ramię i szyję, przez sen słyszała jakiś hałas, jakby ktoś
chodził wokół łóżka, ale zupełnie nie miała ochoty otwierać
oczu.
Wiem,
że już nie śpisz. Jest jeszcze wcześnie, ale mogłabyś już
wstać?
Przeciągnęła
się leniwie i przewróciła na plecy.
Jeszcze
godzinka, albo…
Nie
mamy tyle czasu.
Wyczuła
w jego głosie napięcie i zauważyła, że ukrył większość
swoich myśli, co od razu ją zaniepokoiło. Zmusiła się do
otworzenia oczu i usiadła, pocierając rozespane powieki. Przez okna
wlewały się pierwsze, nieśmiałe promienie dopiero co wschodzącego
słońca, które ogrzewało miejsce, gdzie siedziała. Od razu
zwróciła uwagę, że coś jest nie tak.
- Co się dzieje?
Balar kręcił się po izbie
w pośpiechu i wyglądał, jakby nie spał już o wielu godzin. W
nogach łóżka leżał wypchany niewielki tobołek, zaś obok oparty
był miecz w białej, ozdobnej pochwie. Zamrugała, nie wiedząc, co
o tym myśleć.
- Wracasz do Malgarii –
usłyszała odpowiedź i jednocześnie rzucił w jej stronę ubranie,
które zabrał ze stołu, już wcześniej przygotowane. Spodnie i
krótką, ciepłą tunikę.
Ariel patrzyła na niego, to
na tobołek i powoli zaczynało do niej docierać. Zmarszczyła brwi.
- Już? Ale mamy jeszcze…
- Zmiana planów. Musisz
opuścić wyspę jak najszybciej – Balar stanął przy łóżku
wpatrując się w nią z nieodgadnionym, jakby zamyślonym wyrazem
twarzy, po czym odwrócił się, żeby mogła się ubrać.
- Ale tak już teraz?
Powinnam chociaż się pożegnać…
- Natychmiast. Nie ma na to
czasu.
- Skąd ten pośpiech, skoro
mamy jeszcze trzy dni?
Zaledwie wsunęła na siebie
spodnie i tunikę w kolorze jasnej zieleni, która była trochę za
luźna, Balar odwrócił się, prześlizgnął po niej wzrokiem i
czule dotknął jej twarzy. Trudno było odgadnąć czy jest zły czy
smutny po jego pochmurnej minie. W jego oczach była jakaś
zaciętość, coś takiego, co kazało jej się nie sprzeciwiać.
Próbowała wyczytać coś z jego myśli, ale zamknął się, znów
odgrodził się od niej murem, co bardzo, ale to bardzo jej się nie
spodobało.
- Przykro mi, ale musisz
odlecieć pierwsza. W nocy nie chciałem cię niepokoić, ale z Rivą
jest coraz gorzej. Nie zostało mu wiele czasu, dlatego musisz się
spieszyć.
Wspomnienie wizji spadło na
nią niczym bolesny cios, aż zachwiała się i musiał ją
przytrzymać. Poczuła skurcz w sercu i wciągnęła głośno
powietrze. Oczywiście, Riva. Jak mogła zapomnieć?
Zamrugała, żeby odpędzić
łzy.
- Ale co ja mogę zrobić?
Nawet cała moja Moc go nie uzdrowi. Próbowałam.
- Ale nie miałaś tego –
sięgnął po coś do kieszeni spodni i wyjął niewielki szklany
flakonik wypełniony srebrnym płynem. Położył go na jej dłoni i
zacisnął jej palce na buteleczce, przykrywając je swoją dłonią
i patrząc jej prosto w oczy – To antidotum. Nosiłem to zawsze
przy sobie, tak na wszelki wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
Połowę wlejesz mu do gardła, a resztę na znamię. To usunie
truciznę, ale nie naprawi szkód, dlatego będziesz musiała od razu
przystąpić do leczenia. Przede wszystkim zmuś jego serce do
szybszego bicia, żeby pompowało więcej krwi, a potem zajmij się
resztą organów. Rozumiesz? Dasz sobie radę?
Ariel jak urzeczona
wpatrywała się w zaciśniętą dłoń i nie mogła uwierzyć, że
trzyma w niej życie Rivy. Jeszce niedawno oddałaby za to wszystko,
a teraz sam jej to ofiarował.
Skinęła sztywno głową, bo
nie była pewna swojego głosu. Wargi jej drżały, więc przygryzła
je niemal do krwi.
- Dobrze – Balar przyjął
jej krótki gest z satysfakcją i mówił dalej – Kazałem elfom
przygotować to wcześniej, w ten sposób będzie ci wygodnie w
czasie lotu - sięgnął po miecz w pochwie i przełożył szeroki
pas przez jej ramię i pierś tak, że broń ułożyła się wzdłuż
jej pleców – A tu masz trochę suszonego mięsa i owoców –
wziął pakunek z łóżka i przywiązał go do pasa przy biodrach.
Widząc jej zaskoczoną minę, uśmiechnął się samymi kącikami
ust – W twoje urodziny upolowałem dwa króliki i jednego
zostawiłem właśnie na taką okazję. A teraz jeszcze włosy.
Lepiej, żeby po przebudzeniu mój brat nie wziął cię za stracha
na wróble.
- Och – wyrwało jej się i
natychmiast sięgnęła do nich rękami, nieuczesanych i
roztrzepanych po spaniu.
Balar roześmiał się
krótko.
Nie
martw się. Dla mnie zawsze jesteś piękna. Wymruczał
wprost do jej umysłu, aż poczuła gorąco nie tylko na twarzy.
Stanął za nią, przejechał
palcami po jej włosach i pospiesznie, z wprawą związał je w
węzeł.
- Wszystko gotowe –
oznajmił, po czym wziął ją za rękę i wyprowadził z chaty,
prosto w słoneczny, jeszcze chłodny poranek.
Przez całą drogę trzymał
ją mocno i ciągnął za sobą, nie odzywając się i nawet na nią
nie patrząc. Szedł tak szybko, że niemal musiała za nim biec.
Zdążyła zaledwie schować flakonik do tobołka przy pasie, kiedy
znaleźli się nad brzegiem morza. To wszystko działo się tak
szybko i nagle, że czuła się lekko oszołomiona, a jej serce biło
jak oszalałe, jakby buntowało się, że musi opuścić to miejsce.
Czemu teraz, gdy wracała do domu, jakoś nie potrafiła się z tego
cieszyć?
Ariel rozejrzała się
nerwowo po wyspie, ale nigdzie nie dostrzegła żadnego elfa.
- Może...chciałabym chociaż
pożegnać się z Xanderem.
Trzymając ją za ramiona,
odwrócił w swoją stronę, plecami do roziskrzonej słońcem wody.
- Powiem mu, że musiałaś
wrócić wcześniej i pożegnam resztę od ciebie – powiedział
stanowczym, nieco ochrypłym tonem – zbliżył się o krok i
ucałował ją w czoło – Leć, Ariel – wyszeptał z ustami wciąż
przy jej skórze – Leć najszybciej jak potrafisz.
- A ty? Nie wracasz ze mną?
- Nie mogę. Nie mam siły
dłużej udawać przed Rairi. Opuszczę wyspę w dzień przed pełnią.
Przełknęła ślinę, czując
potworny ucisk w gardle. Objęła go pospiesznie po czym odwróciła
się, z całych sił powstrzymując duszące ją od środka łzy.
- To… Na razie.
Rozwinęła skrzydła i
uniosła się nad ziemię, kiedy raptem poczuła szarpnięcie za
łokieć. Balar okręcił ją ku sobie z taką siłą, aż
zafurkotały białe skrzydła, otaczając ich podmuchem wiatru i
drobinkami piasku. Drugą ręką objął jej kark, po czym
przyciągnął do siebie i pocałował, zupełnie inaczej niż do tej
pory. Gwałtownie, wręcz z desperacką zachłannością. Całował
ją tak, że szybko zabrakło jej tchu, a cała krew uderzyła
boleśnie do głowy.
Zupełnie jakby...Jakby to
było ich ostatnie spotkanie.
Sądziła, że może jednak
zmienił zdanie i nigdzie jej nie puści, ale w końcu odsunął się
dysząc ciężko i oparł czoło o jej czoło. Jego oczy były
nieprzeniknione i czarne jak najczarniejsza noc.
- Uratuj mojego brata –
poprosił bez tchu.
Zacisnęła kurczowo pięści
na jego tunice i potrzebowała chwili, żeby złapać oddech.
- Zobaczymy się
jeszcze….prawda?
- Obiecuję. To jedno mogę
ci obiecać na pewno.
Tyle jej musiało wystarczyć,
chociaż jakaś napięta nuta w jego głosie nie dawała takiej
nadziei. Cofnęła się o krok, po raz ostatni chłonąc wzrokiem
każdy detal jego twarzy, po czym odwróciła się i wzbiła w
powietrze. Zaledwie znalazła się po drugiej stronie bariery,
machnęła mocniej skrzydłami i popychana podmuchami wiatru,
pomknęła nad wodą, nie oglądając się ani razu. Leciała ocalić
Rivę i na tym musiała się skupić. Gdyby choć raz obejrzała się
na samotną postać na brzegu wyspy, jej serce mogłoby podjąć
decyzję, która zabiłaby jednego z braci.
Balar powierzył jej los
swojego brata i nie mogła go zawieść.
***
Balar stał w miejscu i
patrzył w niebo jeszcze jakiś czas po tym, jak całkiem zniknęła
mu z oczu. Wiele ryzykował, odsyłając ją już teraz, ale nie miał
wyjścia. Gdyby trzymał ją w ramionach choć sekundę dłużej,
jego silna wola przewaliłaby się jak wieża z kamyków i mógłby
jej nie puścić. Wciąż czuł jej rozpalone wargi na swoich, ale
powoli jego oddech wracał do normalności.
Wszystko powoli wracało na
swoje miejsce, a jemu jak zwykle pozostały jedynie wspomnienia.
- Nie powiedziałeś jej.
Dlaczego?
Zerknął w bok, gdzie
bezszelestnie pojawił się Eriianel. Ze skrzyżowanymi za plecami
rękoma, patrzył na niego wymownym wzrokiem zdradzającym, że wie
więcej niż reszta świata. Może nawet więcej od niego samego. W
jego glosie był lekki wyrzut, że nie zrobił tego, co powinien.
Balar ponownie spojrzał w
niebo i zacisnął pięści.
- Bo potrafię sobie
wyobrazić co by się wtedy stało. Na jej miejscu też wolałbym nie
wiedzieć – mruknął bardziej do siebie, po czym dodał nieco
głośniej – Pozwolisz, że zostanę tu jeszcze trochę?
- Ja długo zechcesz. Wiesz,
że tutaj masz swój dom.
- Dziękuję, że zawsze
pozwalałeś mi się tu schronić. To raczej ostatni raz, kiedy tu
jestem, więc po moim odejściu możecie zrobić z chatą, co chcecie
– skinął mu głową, po czym odwrócił się i kulejąc lekko,
przeszedł kawałek brzegiem morza, z dala od elfa.
Rozejrzał się, czy nikt go
nie obserwuje, wziął głęboki wdech i wzbił się na skrzydłach,
aż przeciął ochronną barierę. Owiewany lekką bryzą, pozwolił,
aby jego jego umył i zmysły otworzyły się na odległą
świadomość, która tylko czekała na zaproszenie.
Stęskniłam
się, mój królu. Niemal
od razu odezwał się kobiecy, zmysłowy sopran, atakując go
czerwonymi szpileczkami bólu.
Ja
również.
Mam
nadzieję, że wszystko idzie po twojej myśli.
Jak
najbardziej. Przesłał
jej obraz dzikiego krajobrazu opuszczonej wyspy i Potomka,
związanego, na skraju wyczerpania. Rairi zobaczyła co z nią robił
i słyszała jak błagała go, żeby w końcu ją zabił. Była
pewna, że w dłoni podrzuca woreczek z kamieniami. Wykreował i
stworzył świat tylko dla niej, co po tylu latach przychodziło mu
bez większego wysiłku. Gathalag
będzie zadowolony. Przyniosę mu kamienie żywiołów i głowę tej
dziewczyny.
To
jeszcze trzy dni. Skoro już się z nią uporałeś, nie mógłbyś
wrócić wcześniej?
Zostało
mi coś jeszcze do zrobienia. Będę w noc pełni, jak się
umawialiśmy. Od razu polecę do wieży, więc nie czekaj na mnie.
Gdzie teraz jesteś?
Pilnuję
Noxa i jego armii, żeby za długo nie marudził. Odkąd pozbawiłam
go własnej woli, stał się strasznie ślamazarny. Nie opuścił
jeszcze prowincji Belthów.
Dopilnuj,
żeby zdążył dotrzeć do Malgarii i zabaw się tam trochę.
Dołączę do ciebie najszybciej, jak będę mógł. Tylko zostaw mi
Zakon Kruka.
Dla
ciebie wszystko.
Do
zobaczenia.
Balar
wrócił na ziemię i wolnym rokiem skierował się w stronę chaty.
Potarł skronie, aby odpędzić resztki obecności elfki i bez
wysiłku odnalazł umysł Ariel. Z zadowoleniem przyjął to, że
pędziła z zawrotną szybkością. W tym tempie z pewnością zdąży
być na miejscu jeszcze wieczorem.
Balar.
Odezwała
się pierwsza, nieco zaskoczona, że tak szybko nawiązał z nią
kontakt. Minęło zaledwie kilka minut, a ona już tęskniła.
Zignorował jednak potok jej myśli i skupił na tym, co miał do
przekazania.
Rozmawiałem
z Rairi.
Razem
z armią nephilów i Noxem kierują się na stolice od południowego
zachodu. Nie sądzę, żeby próbowała atakować sama albo ich
wyprzedzać, ale lepiej, żebyś była ostrożna. Nadłóż trochę
drogi i leć do Malgarii od północnej strony. Nie powinnaś jej
spotkać, ale gdyby tak się stało...Pamiętasz czego cię
nauczyłem?
Tak.
Powiedz,
że mi uciekłaś i nie próbuj z nią walczyć. Uśpiłem nieco jej
czujność, więc w ogóle się ciebie nie spodziewa, ale na wszelki
wypadek staraj się stłumić wspomnienia z wyspy i nie myśl o mnie
tak intensywnie.
Dobrze.
Postaram się.
Najlepiej,
żebyś na razie w ogóle o mnie nie myślała, ale wiem, że to
niemożliwe. Jego
wargi zadrżały w nikłym uśmiechu, ale zaraz znów spoważniał.
W każdym razie od razu po powrocie zajmij się Rivą. On jest teraz
najważniejszy. Za trzy dni od dzisiaj nephile z Noxem zaatakują
miasto, ale nimi się nie przejmuj. Zostaw tą walkę Zakonowi i
mojemu bratu. Kiedy dam ci sygnał, masz wziąć miecz i lecieć na
wyspę Aznar i od razu iść do podziemnej komnaty w wieży. Byłaś
już tam, więc trafisz.
A
ty, też tam będziesz? Pomożesz mi?
Tak,
będę tam na ciebie czekał i razem pokonamy Gathalaga. Nie martw
się niczym i tylko czekaj na mój znak.
Będę.
Kocham cię, Balarze.
Ja
ciebie bardziej. Uważaj na siebie.
Wycofał
się i odciął od niej grubym murem, aby nie próbowała czytać
jego myśli. Znów był sam, a tą nieznośną pustkę odczuł
podwójnie boleśnie, bo przez chwilę mógł ponownie zjednoczyć
się z ukochaną osobą i znów to stracił. Jednak nic nie zmieniało
faktu, że Ariel stanowiła jego integralną część i nikt, nawet
Rairi tego nie zniszczy. Nawet śmierć.
Kiedy dotarł do swojej
chaty, nagle wydała mu się dziwnie obca i pusta, chociaż
zamieszkiwał w niej tyle lat. Nie miał ochoty wchodzić do środka,
więc usiadł w cieniu drzewa i oparł plecy o chropowaty pień, nie
zważając na rany, które znów mogły się otworzyć.
Przez dłuższą chwilę
gapił się w przestrzeń, po czym spojrzał na znamię na prawej
dłoni, którą następnie zacisnął w pięść.
Nikt nie wiedział, że
również zamierzał wrócić nieco wcześniej. Pozostała mu do
zrobienia jeszcze jedna rzecz, która mogła się udać tylko wtedy,
gdy nałoży na siebie tak silną iluzje, że nikt go nie zobaczy i
nie usłyszy, a szczególnie Rairi.
Ostatnia
rzecz, która miała zdecydować o losach tej ostatecznej bitwy. A
także o przyszłości i szczęściu Ariel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz