piątek, 18 sierpnia 2017

Rozdział 15

    Całe niebo płonęło. Jasny róż poprzecinany pomarańczowymi pasami, momentami przechodzącymi w czerwień, co wyglądało jakby sami bogowie trzymali pędzle i próbowali stworzyć abstrakcyjne dzieło sztuki. Kula słońca powoli, leniwie chowała się za horyzontem, kąpiąc się w rozkołysanej tafli morza.
     - Pięknie – westchnęła Ariel.
    - Tak – potwierdził krótko, ale nie miał na myśli zachodu słońca, chociaż taki widok niewątpliwie uspokajał i dawał nadzieję, że kolejny dzień będzie jeszcze lepszy.
    Poruszyła się w jego ramionach i wiedział, że się uśmiechnęła, chociaż nie mógł tego zobaczyć.
     - Nie sądziłam, że aż tyle miejsca zajmuję w twoich myślach. Spodziewałam się odkryć jakieś ciekawe tajemnice, a tu taka nuda.
     Parsknął cicho, opierając brodę o jej bark.
    - Skoro poświęcam ci tyle myśli od siedemnastu lat, musisz być wystarczająco fascynująca – odparł całkiem poważnie – Podejrzewam, że ten stan nie zmieniłby się nawet po kolejnych dwudziestu latach, albo pięćdziesięciu. Dla twojej wiadomości, nie interesuje się przeciętnymi rzeczami ani osobami.
     - Twierdzisz, że powinnam czuć się zaszczycona?
     - Jakiś mały wyraz wdzięczności by nie zaszkodził.
    Ariel objęła jego dłonie, które trzymał na jej brzuchu, rozprowadzając po jego ciele falę ciepła. Ciepła, które do tej pory wydawało się dla niego nieosiągalne, na które nawet nie zasługiwał.
    Cokolwiek zrobię, czy powiem, będzie za mało. Jej myśli były jednostajną falą, która go obmywała, zapełniały wszystkie puste, ciemne miejsca i dawały poczucie przynależności do tej jednej, konkretnej osoby, którą połączył ze sobą Imieniem. Nie wyganiała go ze swojej głowy i nie protestowała, w końcu rozumiejąc, że bez tej więzi przez te wszystkie lata czuł się tak przeraźliwie samotny.
    Wystarczy, że jesteś. Ze mną. Zapewnił, otulając ją miękkim głosem. Jej świadomość jak zawsze miała barwę soczystej zieleni jej oczu, błękitu czystego nieba i delikatnej, złotej poświaty. I wciąż go zachwycała, bo nadawała sens biciu jego serca i była jego osobistym słońcem. Już nic nie musisz mówić, bo wiem co czujesz.
    Zawsze wiedziałeś.
   Bo łączy nas najpiękniejsza i najgłębsza więź jaką ludzie obdarzeni Mocą mogli wymyślić. Nawet śmierć nigdy do końca jej nie niszczy, bo fragment świadomości już na zawsze pozostaje w drugiej osobie.
    - Nie wiedziałam – odpowiedziała na głos – To...pocieszające.
    - Być częścią ukochanej osoby nawet po śmierci? Ta pewność, że nawet wieczność nas nie rozłączy, sprawia, że niczego się nie boję.
    - Ale to nie znaczy, że możesz ryzykować swoje życie i masz tego nie robić.
    - Postaram się.
    - To za mało. Musisz mi obiecać – powtórzyła z naciskiem, zerkając na niego przez ramię z groźną miną.
    - Postaram się – z nikłym uśmiechem ucałował linię jej szczęki i mocniej otulił ramionami – Nie wiem co będzie jutro, czy za tydzień, więc nie mogę ci nic obiecać, ale uwierz mi, że nie mam ochoty umierać.
    Tyle musiało jej wystarczyć, chociaż nie była zbytnio zadowolona z tych słów. A gdyby pozwolił jej zobaczyć wszystkie swoje myśli, byłaby jeszcze mniej zadowolona.
Ariel siedziała na piasku pomiędzy jego nogami, opierała się plecami o jego pierś i obserwowała jak ostatnie promienie słońca połyskują złotem na morzu. Jedna, zagubiona chmurka zakryła płonące różem niebo, ale wystarczyło, że wykonała nieznaczny ruch ręką i nie pozostał po niej nawet ślad. Chłodny wiatr ustał na jej żądanie i otuliło ich ciepłe powietrze, niczym gruby koc. Poza delikatnym szumem morza, otaczała ich cisza i spokój, aż trudno było uwierzyć, że gdzieś tam poza wyspą szykowała się bitwa i istniał ktoś taki jak Rairi, czy Gathalag. Ale nie. Balar z pewnością nie chciał teraz o nich myśleć.
     Znaleźli najbardziej odosobnione miejsce na wyspie, kawałek plaży tylko dla nich. Ariel wcześniej musiała pochwalić się elfom, że opanowała już żywioł ognia, a potem dużo czasu spędziła z Xanderem tak, że dopiero teraz mieli czas tylko dla siebie. Nie to, że był o kogokolwiek zazdrosny, po prostu czuł, że każda minuta, której nie spędzają razem, jest marnowaniem tak cennego czasu.
    Ariel wiedziała to, podobnie jak wiele innych rzeczy. Nie musiał już nic więcej tłumaczyć, zapewniać o swoich zamiarach czy uczuciach. Nie musiał przekonywać, jak wiele dla niego znaczy, bo mogła to zobaczyć w jego umyśle. Poza tymi niektórymi rzeczami, które ukrył za grubą ścianą muru, miała swobodny, nieograniczony dostęp do jego myśli, wrażeń i uczuć.
    I skrzętnie z tego korzystała, momentami ocierając się o jego świadomość w niemal intymnej pieszczocie. Na nowo, z entuzjazmem i fascynacją dziecka uczyła się tej więzi, a Balar pozwalał jej na to, czekając cierpliwie, aż nie pozostanie już nic, czego by o nim nie wiedziała.
    Pewne wspomnienia zachował tylko dla siebie, na przykład te o tym, ile bólu musiał znieść przez Rairi. Nie chciał też, żeby wiedziała co dla niej robił i co jeszcze będzie musiał zrobić.
    Ariel nie wiedziała, że ukrywał jeszcze jedną tajemnicę, ale nie miał teraz siły, ani ochoty jej wyjawiać. To nie był odpowiedni czas, ani miejsce.
Na szczęście nie próbowała zaglądać głębiej, niż powinna i była wystarczająco pochłonięta tym, co pozwalał jej zobaczyć.
    Oglądała świat jego oczami i czuła jego pożądanie. Sama nie widziała w sobie nic nadzwyczajnego, więc tym bardziej nie rozumiała tego napięcia, które pochłaniało całą jego uwagę. Tego, że kiedy była tak blisko serce niemal rozsadzało mu pierś, a cały świat kurczył się do dotyku jej skóry, dźwięku jej głosu i kolorów, które ją otaczały.
    Znajdowała się w centrum jego wszechświata i chociaż naprawdę kochała go równie mocno, było pewne „ale”…
   To „ale” tkwiło w niej niczym gruba kość, i choć oboje bardzo dobrze znali jego imię, zgodnie skupili się na tu i teraz, bo tak było łatwiej.
    Choć przez pięć minut udawać, że nie ma takiej siły, która by ich rozdzieliła.
    - Wiesz, że nigdy nie lubiłam tamtej szkoły? - odezwała się po dłuższej chwili, zmieniając temat – Cały czas czułam, że tam nie pasuje.
    - Wybrałem ją specjalnie dla ciebie, bo znajdowała się w zamku, który tak dobrze znałaś. Chciałem żebyś miała przynajmniej namiastkę domu.
    - I miałam. Znałam w nim każdy zakamarek i nie bałam się wędrować po nim nocami. To naprawdę był mój dom – odparła z rozrzewnieniem, a w jej umyśle rozbłysły wspomnienia niezliczonych chwil spędzonych w szkole, gdzie żyła jako zwykła nastolatka, choć nigdy taką się nie czuła – Byłam związana z tym miejscem, chociaż nie rozumiałam dlaczego. To było takie dziwne, bo choć w głowie miałam pustkę, serce chciało pamiętać. I wiesz, co jeszcze? Czasem błąkałam się bez celu po korytarzach, albo nagle rozglądałam się na boki, jakbym czegoś szukała. Teraz wiem, że chodziło o ciebie. Może i zapomniałam wszystko, ale dorastałam tam z poczuciem, jakbym zgubiła część siebie.
    - Nigdy nie przestanę cię za to przepraszać – odgarnął jej włosy i przytknął wargi do miejsca za uchem, gdzie jej skóra wydawała się miększa i cieplejsza, gdzie mógł poczuć jej tętno. Pachniała słodko, malinami, jak nic innego na świecie – Wiem jednak, że gdybym tego nie zrobił, ze wszystkich sił próbowałabyś wrócić, a ja chciałem tylko, żebyś była bezpieczna. Chociaż do czasu, aż sama potrafiłabyś się bronić. Obiecałem to twoim rodzicom.
    Skinęła tylko głową, jakby naprawdę wszystko rozumiała. Chociaż powinna mieć do niego pretensje, jakiekolwiek wyrzuty, że pozbawił ją tego, co dla każdego człowieka było naturalną częścią życia, po prostu cieszyła się z odzyskanych wspomnień. Właśnie to było w niej zdumiewające. Chociaż znał jej myśli i wiedział, co powie, zanim otworzy usta, wciąż była dla niego fascynującą zagadką. Balar nie zasługiwał ani na jej wybaczenie, ani tym bardziej wdzięczność. A mimo to była tutaj, przy nim, jak gdyby jego przeszłość nie miała znaczenia i tak ufnie wtulała się w jego pierś, choć jeszcze kilka dni temu sądziła, że chce ją zabić.
    Zdecydowanie nie zasługiwał na jej miłość, ale był zbyt samolubny, żeby pozwolić jej odejść.
    Nad nimi niebo ciemniało i pojawiały się pierwsze, mrugające wesoło gwiazdy. Ariel w zamyśleniu zaczęła bawiła się palcami jego dłoni. Gładziła linie po wewnętrznej stronie aż do przegubu, a potem z powrotem, aż wszystkie włoski na ramieniu stanęły mu dęba.
    - A pamiętasz jak kiedyś uciekłam z domu w nocy i sama poszłam do zamku? Znałam drogę na pamięć i w ogóle się nie bałam, chociaż nie miałam nawet czterech lat.
    Uśmiechnął się pod nosem i nawinął sobie jej rude pasemko na palec. To było retoryczne pytanie, bo przecież żył tylko wspomnieniami.
    - Obudziłaś mnie z pretensją, że nie opowiedziałem ci bajki. Już wtedy musiałaś stawiać na swoim i żebyś nie obudziła całego zamku płaczem, musiałem za to usypiać cię pół nocy. Nie wspominając już o tym, że na drugi dzień twoi rodzie dostali histerii i chcieli mnie zamordować
    - Do tej pory nie wiem dlaczego wtedy mi jej nie opowiedziałeś, jak co wieczór.
    - Miałem dużo nauki i dodatkowo już wtedy po kryjomu przygotowywałem się do odejścia. Byłem naprawdę zmęczony.
    Ariel podkuliła nogi i obróciła się bokiem w jego ramionach, aby móc na niego spojrzeć. Uniosła na niego niewinne, zielone oczy, które zawsze całkowicie go rozbrajały.
    - A ja byłam taka okrutna i nie dałam ci się wyspać. Musiałam być prawdziwą jędzą. Ale dobrze pamiętam, że właśnie wtedy poznałam Sato.
    - O tak, tego nie mógłbym zapomnieć – zapewnił, a kąciki jego warg zadrżały od tłumionego uśmiechu – Riva był o niego strasznie zazdrosny, bo nie spędzałaś już z nim tak wiele czasu.
    - A ty? - przekrzywiła z ciekawością głowę, opierając się o niego ramieniem.
    - A ja, moja kochana, miałem tą przewagę i przywilej, że mogłem być z tobą wszędzie i o każdej porze. Wiedziałem co robisz i co myślisz i byłem spokojny, bo nasza więź łączyła nas silniej, niż cokolwiek na tym świecie.
    Skinęła głową, chociaż na wspomnienie przyjaciela nagle posmutniała.
    - Sato… - mruknęła cicho, z żalem w głosie – On...naprawdę go nie zabiłeś?
    - Nie.
    - I wróci do mnie? Jakim cudem?
   - To trochę skomplikowane, ale zapewniam cię, że jeszcze go zobaczysz. Już niedługo – pocałował ja w czubek głowy – Zrobiłem to właśnie dlatego, że jest dla ciebie taki ważny. Chronię wszystko, co jest ci drogie. Wiesz, że nikt nigdy nie znał cię lepiej, niż ja.
    Pamiętam. Pomyślała, bardziej do siebie, spuszczając oczy na własne dłonie i marszcząc brwi. Pamiętam, że Balar zawsze był dla mnie najważniejszy. Czy gdyby nie łączyła nas mentalna więź, czułabym to samo? To prawda, że znał mnie lepiej, niż właśni rodzice, lepiej niż ja sama.
    Ariel odkryła nowe słowo i drzemiącą w nim potęgę.
   „Pamiętam”.
   Chociaż, odkąd przywrócił jej pamięć, powtarzała je z milion razy, jeszcze jej się nie znudziło. Smakowała je z lubością, niczym najsłodszy owoc, delektując się nawet najbłahszym wspomnieniem. Obracała w umyśle kolejne obrazy z przeszłości, wciąż zdumiona własnym życiem, które odkrywała kawałek po kawałku, niczym szczęśliwiec, który znalazł skrzynię skarbów i dokładnie przeszukiwał jej zawartość, gładząc i przyglądając się każdej monecie i każdemu klejnotowi.
     - Pamiętam moje piąte urodziny – odezwała się w pewnym momencie tak cicho, że gdyby jej głowa nie spoczywała tuż pod jego brodą, może by jej nie dosłyszał – To wtedy powiedziałeś mi, że pójdę do szkoły daleko od domu. Pamiętam, że mówiłeś to wesołym tonem, jakby czekała mnie tam niekończąca się zabawa, ale miałeś takie smutne oczy. Udawałam, że się cieszę, ale chciało mi się płakać, kiedy dowiedziałam się, że nie będzie cię tam ze mną. Wiesz, co jeszcze pamiętam? To, że do tamtych urodzin zawsze przy mnie byłeś, a raczej cały świat był tobą. Pamiętam, jak bawiliśmy się z Rivą i Argonem, ale to ty usypiałeś mnie swoim głosem i to ciebie słyszałam po przebudzeniu. To było tak oczywiste jak oddychanie. To, że jesteś i zawsze będziesz częścią mnie. Pamiętam...jak powoli to wszystko zapominałam i jak bardzo ta pustka z początku bolała.
      Balar przez chwilę wpatrywał się w ciemną, spokojną toń wody i powolnym ruchem gładził ją po głowie, z głębokim pragnieniem, aby zatrzymać tą chwilę jak najdłużej. Niemal idealnie okrągły księżyc z krwawą poświatą wschodził za ich plecami i Ariel, wiedziona jego myślami, zakryła go ciemną chmurą.
    - To prawda, że zawsze byłem przy tobie – odpowiedział powoli, przykładając policzek do jej czoła – Normalnie pewnie niewiele byś z tego pamiętała, ale wzmocniłem twoje wspomnienia własnymi. Abyś wiedziała, że już wtedy cię kochałem. Inaczej nie miałbym odwagi zacząć tego wszystkiego, nawet dla Rivy – przerwał na chwilę, aby odetchnąć, po czym kontynuował bardziej pogodnym tonem – Kiedy po raz pierwszy ujrzałem twoje oczy i trzymałem cię na rękach, coś się ze mną stało – ujął jej dłoń i przyłożył do swojej piersi – Tutaj. Nagle zapragnąłem być pierwszy we wszystkim. To do mnie uśmiechnęłaś się nieporadnie po raz pierwszy. Przy mnie robiłaś pierwsze kroki, słyszałem twój pierwszy śmiech i pierwsze słowa. I chociaż próbowałem nauczyć cię mówić „mama”, to moje imię wypowiedziałaś jako pierwsze.
    - Naprawdę?
    Balar uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.
   - Właściwie potrafiłaś wymawiać tylko początek mojego imienia. Kiedy nauczyłaś się mówić „ba”, dreptałaś za mną ciągle się przewracając i powtarzałaś na okrągło „ba ba ba”, co brzmiało po prostu jak „baba”.
     Patrzyła na niego przez krótką chwilę tylko mrugając, po czym oboje roześmieli się zgodnie. To był głośny, serdeczny i beztroski śmiech, który wypełnił wieczorną ciszę przyjemnym dźwiękiem ich połączonych głosów.
    Ariel oparła się o niego całym ciężarem i aż złapała się za brzuch.
    - Mówisz serio? Baba? - wciąż chichotała, ocierając wilgotne od łez oczy.
    - Naprawdę to tak brzmiało. Z początku wszystkich to bawiło, ale potem mieliśmy problem z wytłumaczeniem ci, że „baba” to nie imię i oznacza zupełnie coś innego.
    - Hmm, mam nadzieję, że mi wybaczyłeś. Mogę cię zapewnić, że teraz widzę różnicę i z całą pewnością mogę cię zapewnić, że nie jesteś babą.
    - Dzięki bogom, bo inaczej, nie mógłbym zrobić tego – wciąż śmiejąc się cicho, zaczął pochylać się w kierunku jej ust.
    - Ja też się cieszę i przepraszam.
    - Skoro czujesz się winna, możesz teraz odpowiednio się zrekompensować.
   - Może zacznę od tego, że uwielbiam jak się śmiejesz, a robisz to stanowczo za rzadko.
    - A ja uwielbiam ciebie.
    Już miał ją pocałować, kiedy raptem przyłożyła palec do jego ust i odchyliła głowę, wpatrując się w niego z figlarnym uśmieszkiem.
    - Tak się zastanawiam...Wiesz, że najbardziej boję się pająków, ale ciekawi mnie, czy taki silny i odważny król również ma jakiś słaby punkt.
     Balar uniósł pytająco brwi.
    - I ciekawi cię to akurat teraz?
    Zmrużyła oczy i rozciągnęła usta w szerszym bardziej chytrym uśmiechu.
    - Dlaczego nie? Po prostu tak mi przyszło do głowy, czy może…
     Napotkał jej rozbawione spojrzenie i jęknął w duchu, kiedy sama wyczytała z jego myśli odpowiedź.
     - Serio? - zapytała, a on cofnął się, unosząc przed siebie ręce – Masz łaskotki?
     - Słuchaj, Ariel, to…
     - Za późno.
   Rzuciła się na niego i zaczęła łaskotać bez litości, zmuszając go do niekontrolowanego śmiechu. Próbował ją powstrzymać, ale kompletnie rozbrojony i bezsilny, nie mógł nawet wydobyć słowa.
     - Nie...proszę...przestań…
    - No proszę – odezwała się radośnie, śmiejąc się razem z nim, kiedy opadł na plecy bez sił, a wtedy usiadła na nim okrakiem, nie przestając łaskotać po brzuchu i pod pachami – Gdybym wcześniej znała twoją słabość, mogłabym ją wykorzystać w czasie walki. To by było natychmiastowe zwycięstwo.
  Tylko...Nie rozpowiadaj tego głośno…ani w myślach. Gdyby Rairi się dowiedziała…Takich tortur bym nie zniósł.
    - Hmm, nie mogę obiecać, że…
    Balarowi w końcu udało się chwycić ją za ramiona i pociągnął ku sobie, po czym przeturlali się kawałek po piasku, nieruchomiejąc dopiero kilka metrów dalej. Jej słodki ciężar przygniatał go do ziemi, kiedy znów znalazła się na nim.
    - Wygrałaś – wysapał bez tchu.
    - Oczywiście, że tak.
   Opierając się na jego piersi, pochyliła się nad nim, aż końcówki jej włosów połaskotały go po twarzy i niczym kurtyna, przesłoniły morze, niebo i cały świat. Jej oczy były jedynymi świetlistymi punkcikami, przyciągającymi go niczym magnez. I teraz i siedemnaście lat temu, pochłonęły go bez reszty.
    W końcu również przestała się śmiać, pochyliła jeszcze niżej i musnęła jego wargi swoimi. Jej myśli były plątaniną rozterek, niepewności i chwilowego szczęścia. Był tam też strach, który dobrze znał. Strach, że być może nie będą mogli być razem już zawsze, że ta chwila to jedne co mają.
    - Ariel… - ujął w dłonie jej twarz i chciał powiedzieć coś, co by ją pocieszyło, jednak w tym momencie wykrzywił usta w grymasie bólu, a z głębi piersi wyrwał mu się mimowolny jęk.
    Jej oczy natychmiast zrobiły się duże i pełne lęku. Próbował zasłonić przed nią myśli, ale było za późno. Zobaczył na jej twarzy jakby własne odbicie. Tak, jak kiedyś, gdy ukłuł się kolcem, poczuła to, co on. Przyjęła jego ból jak własny.
     - Znowu plecy – stwierdziła cicho.
    - Drobiazg, tylko…
    Znów się skrzywił, chociaż przecież powinien do tego przywyknąć.
    - To nas boli.
    Powiedziała „nas”. Tak samo wyraziła się dawno temu, dając tym niezaprzeczalny dowód, że są nierozerwalni i stanowią jedno.
    Między innymi dlatego Balar odciął się od jej umysłu, kiedy zostawiał ją w szkole. Bo nie chciał, żeby czuła to, co on, kiedy Rairi go torturowała.
    - Zaraz temu zaradzimy.
  Cmoknęła go szybko w kącik ust, po czym zsunęła się z niego i pomogła mu ostrożnie obrócić się na brzuch. Na chwilę spojrzał na siebie jej oczami i zobaczył, że tunika cała była w piasku poprzyklejanym do plam i podłużnych smug krwi. Tym razem otworzyło się więcej ran i aż dziw, że dopiero teraz je poczuł. Westchnął głośno i zamknął oczy. Kolejna tunika do wyrzucenia.
     Zadrżał lekko, kiedy wsunęła dłoń pod materiał i z rozczulającą czułością pogładziła palcami szorstką wypukłość jednej z ran. Prawie natychmiast ból zelżał i poczuł, jak blizny znów się zasklepiają. Mimo to Ariel nie cofnęła ręki i dalej, w zamyśleniu gładziła jego plecy.
     - To przez moje wizje tyle wycierpiałeś – odezwała się z napięciem w głosie.
     Otworzył oczy i nie ruszając się obrócił tylko lekko głowę, żeby móc ją zobaczyć.
    - Mylisz się – zapewnił ją z powagą – To właśnie dzięki tym wizjom żyjemy i możemy tu być. Być może, gdybym sam nie nadał ci Imienia, wszystko potoczyłoby się inaczej i nie byłoby nas tutaj, ani tego świata, jaki znamy.
     - Riva i cały Zakon Kruka chcą cię dopaść i zabić, a powinni ci dziękować.
    - Twoje podziękowanie w zupełności wystarczy.
    Przymknął powieki i uśmiechnął się lekko, kiedy pochyliła się i pocałowała zagłębienie jego szyi. Może i nikt na tym świecie nie był w stanie uzdrowić fizycznych ran na ciele, ale tylko Ariel miała dostateczną Moc, aby uleczyć liczne rany jego duszy i właśnie to robiła.
     Zaraz potem położyła się obok z twarzą zwróconą w jego stronę, oparła się na łokciu i palcami drugiej ręki zaczęła wodzić po jego twarzy, od czoła do brody i z powrotem, jakby próbowała nauczyć się go na pamięć. Nie ruszył się, a ona nie próbowała wnikać w jego myśli, chociaż dobrze wiedziała, na co miał teraz największą ochotę.
     Leżeli tak przez dłuższą chwilę w milczeniu, zasłuchani jedynie w szum fal, kiedy Ariel zadała mu to jedno z pytań, którego miał nadzieje nie usłyszeć.
     - Wiem, że musiałeś słuchać Rairi i nie służyłeś jej dla przyjemności, ale tak się zastanawiam, czy kiedy byliście razem, czy ona...czy wy…No wiesz...
     Wiedział aż za dobrze, ale Ariel zasługiwała na prawdę. Nawet, jeśli sam nie chciał do tego wracać.
     - Pokochała mnie na swój okrutny, pokrętny sposób – wyznał, powoli dobierając słowa – Opierałem się jak mogłem, ale nie mogłem jej niczego odmówić, jeśli chciałem przeżyć. Kiedy mnie dotykała...zamykałem się w sobie, żeby nic nie czuć. Dawałem jej iluzje i złudzenie, że cokolwiek mnie obchodzi, a sam chowałem się w naszym świecie, gdzie mogłem do woli myśleć o tobie, Ariel – otworzył oczy i usiadł powoli, żeby nie otworzyć ran, spoglądając na nią ze smutkiem – Lubiła mnie testować, sprawdzać jak bardzo jestem jej wierny. Raz, kiedy mnie całowała, zmieniła się w ciebie – głos mu się załamał i musiał spuścić wzrok. Mówienie o tym było trudniejsze, niż sądził, ale musiał już skończyć – To ciebie pragnęłam, nie jej, a musiałem udać, że wzbudzasz tylko obrzydzenie. Zaatakowałem ją, kiedy miała twoje oczy i twarz, przydusiłem do podłogi i w tamtej chwili naprawdę chciałem ją zabić. Nie ciebie, ale Rairi. Pragnąłem ją udusić gołymi rękami, ale gdybym naprawdę próbował to zrobić, zginąłbym pierwszy. A wtedy ty byłabyś następna w kolejce. Potem Riva. Nie miałem praktycznie żadnego wyboru.
     Ariel patrzyła na niego dłuższą chwilę, zaciskając usta. Już sądził, że nie będzie chciała go więcej słuchać, że odwróci i odejdzie. Raptem jednak zerwała się z miejsca i przytuliła się do niego kurczowo, przyciskając nos do jego szyi. Jej ramiona zadrżały, jakby szlochała.
     - Co z nami będzie? Co będzie z naszą trójką, po tym wszystkim?
    - Mówiłem już, że wszystko się ułoży, moja gwiazdeczko – zapewnił miękkim tonem, czując jak jej serce dudni przy jego skórze, niczym jego własne – Mogę ci obiecać, że będziesz szczęśliwa.
     - A ty?
     - Twoje szczęście jest moim szczęściem.
    - Ale…
    Objął ją mocniej, chowając głowę w jej włosach, chociaż miał wrażenie, że nigdy nie będzie dostatecznie blisko, bo ich ciała musiałyby na zawsze stopić się w jedno.
     - Zaufaj mi. Bez względu na wszystko, zawsze będę przy tobie.
    Odsunął głowę tylko na tyle, aby połączyć ich usta w pocałunku, który mógłby trwać do końca jego życia.

***

     To był jeden z tych snów, które były przerażająco realne i Ariel od razu wiedziała, że zwiastują przyszłość. Całkiem bliską.
    Ciemną komnatę oświetlał jedynie chłodny blask księżyca. Stała przy dużym łóżku, na którym leżał Riva. Był całkiem sam, nie było przy nim nawet Argona i umierał.
     Chociaż chciała się zbliżyć i go dotknąć, nie mogła się ruszyć. Łzy płynęły jej z oczu niepohamowanym strumieniem, a w klatce piersiowej czuła rozdzierający ból, jakby czyjaś dłoń ściskała jej serce z całej siły.
     Riva leżał bez ruchu, śmiertelnie blady, z zapadniętymi policzkami i sinymi ustami. Jego oddech był płytki i powolny i z każdą minutą zamierał. Kiedy raptem otworzył szeroko oczy i popatrzył prosto na nią, chciała krzyknąć, chociaż przecież nie powinien jej nawet widzieć, bo to był tylko sen.
     Poruszył palcami i z trudem wyciągnął rękę w jej stronę. Sine usta ułożyły się w słowa, które usłyszała jedynie w głowie.
     Żegnaj bracie i Ariel.
     Potem jego pierś znieruchomiała całkiem, a oczy stały się matowe i niewidzące.
     Nie...Nie…
    - Riva!!
    Usiadła gwałtownie na łóżku, zlana zimnym potem i dysząc ciężko, rozejrzała się nerwowo po ciemnym wnętrzu izby. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, gdzie jest i że to był tylko sen.
     Nie. Nie sen, raczej…
    Trzęsącymi się rękami potrząsnęła Balarem, który spał obok z dłonią podłożoną pod policzek, zupełnie nieświadomy grozy tego, co właśnie widziała.
     - Obudź się. Balar – potrząsnęła nim mocniej, aż w końcu otworzył zaspane oczy i mrugając powieki, skupił na niej spojrzenie.
     To wystarczyło, aby całkiem oprzytomniał i natychmiast zmarszczka niepokoju przecięła mu czoło.
     - Co się stało? Miałaś jakiś koszmar?
     - Tak...Nie. Wizja. Miałam wizję – mówiła z trudem, bo gardło i cały przełyk łącznie z żołądkiem miała zatkane rozpaczą i przerażeniem. Chociaż w chacie było ciepło, drżała na całym ciele – Riva. Byłam w jego komnacie w zamku. Widziałam go...On… - zaszlochała głośno, niepohamowanie – Widziałam jak umarł.
     Balar uniósł się na łokciu i zmrużył oczy. Z pochmurną miną wyciągnął rękę i otarł łzy z jej policzka, których nawet nie czuła i nie potrafiła powstrzymać.
     - To niemożliwe – pokręcił głową z niedowierzaniem.
    - Spojrzał na mnie i powiedział „Żegnaj bracie i Ariel„ .Potem...przestał oddychać. Umarł na moich oczach.
     Zmarszczył brwi, a jego i tak czarne oczy pociemniały. Popatrzył gdzieś ponad nią, w ciemność nocy i po chwili nieco się odprężył.
     - Jeszcze żyje.
    Ton jego głosu był spokojny i stanowczy. Tymi dwoma słowami wpompował w nią powietrze, którego nie potrafiła nabrać w płuca, chociaż wizja była tak realna, że nie miała żadnych wątpliwości, że się spełni.
     - Skąd ta pewność?
    - Trucizna krążąca w jego ciele jest połączeniem mieszanki ziół i mojej Mocy. Potrafię wyczuć w jakim jest stanie i gdyby jego serce się zatrzymało, wiedziałbym o tym – widząc jej niepewną minę, pociągnął ją z powrotem na poduszki – Naprawdę, Ariel. Poza tym to był pewnie tylko zły sen, bo inaczej też bym coś zobaczył. Nie martw się. Riva wciąż żyje.
     Mówił to tak przekonująco, że Ariel rozpaczliwie chciała mu wierzyć. Chciała wymazać z pamięci obraz, który ją nawiedził, ale wiedziała, że to niemożliwe. Jedna część jej serca chciała jak najszybciej wrócić do Rivy, ale druga równie mocno pragnęła pozostać przy Balarze. Jeszce nigdy nie była tak wewnętrznie rozdarta i nie czuła się bardziej skołowana.
     Skuliła się i odwróciła plecami do Balara, ocierając zalaną łzami twarz i czerwone oczy. Potrzebowała teraz jakiegoś pocieszenia, więc nie protestowała, kiedy przyciągnął ją do siebie aż przylgnęła plecami do jego piersi i objął opiekuńczo ramieniem.
     - Zaśnij jeszcze, moja gwiazdeczko. Do rana jeszcze dużo czasu. Śpij i niczym się nie martw – szeptał jej do ucha i w głąb umysłu, napełniając go swoją obecnością.
     Głaskał ją po głowie tak długo, aż w końcu odprężyła się, chociaż w środku nadal wszystko w niej drżało. Skuliła się do pozycji embrionalnej, przyciskając twarz do poduszki i nieco uspokojona zapadła w sen, chociaż sądziła, że to jej się nie uda.
     Tym razem kompletnie nic jej się nie śniło i wszystko spowijała czerń, aż w pewnym momencie pod zamkniętymi powiekami nastała jasna szarość i zamigotały plamy światła.
     Coś ciepłego grzało ją w ramię i szyję, przez sen słyszała jakiś hałas, jakby ktoś chodził wokół łóżka, ale zupełnie nie miała ochoty otwierać oczu.
     Wiem, że już nie śpisz. Jest jeszcze wcześnie, ale mogłabyś już wstać?
     Przeciągnęła się leniwie i przewróciła na plecy.
    Jeszcze godzinka, albo…
    Nie mamy tyle czasu.
    Wyczuła w jego głosie napięcie i zauważyła, że ukrył większość swoich myśli, co od razu ją zaniepokoiło. Zmusiła się do otworzenia oczu i usiadła, pocierając rozespane powieki. Przez okna wlewały się pierwsze, nieśmiałe promienie dopiero co wschodzącego słońca, które ogrzewało miejsce, gdzie siedziała. Od razu zwróciła uwagę, że coś jest nie tak.
     - Co się dzieje?
     Balar kręcił się po izbie w pośpiechu i wyglądał, jakby nie spał już o wielu godzin. W nogach łóżka leżał wypchany niewielki tobołek, zaś obok oparty był miecz w białej, ozdobnej pochwie. Zamrugała, nie wiedząc, co o tym myśleć.
    - Wracasz do Malgarii – usłyszała odpowiedź i jednocześnie rzucił w jej stronę ubranie, które zabrał ze stołu, już wcześniej przygotowane. Spodnie i krótką, ciepłą tunikę.
    Ariel patrzyła na niego, to na tobołek i powoli zaczynało do niej docierać. Zmarszczyła brwi.
     - Już? Ale mamy jeszcze…
     - Zmiana planów. Musisz opuścić wyspę jak najszybciej – Balar stanął przy łóżku wpatrując się w nią z nieodgadnionym, jakby zamyślonym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się, żeby mogła się ubrać.
     - Ale tak już teraz? Powinnam chociaż się pożegnać…
     - Natychmiast. Nie ma na to czasu.
     - Skąd ten pośpiech, skoro mamy jeszcze trzy dni?
     Zaledwie wsunęła na siebie spodnie i tunikę w kolorze jasnej zieleni, która była trochę za luźna, Balar odwrócił się, prześlizgnął po niej wzrokiem i czule dotknął jej twarzy. Trudno było odgadnąć czy jest zły czy smutny po jego pochmurnej minie. W jego oczach była jakaś zaciętość, coś takiego, co kazało jej się nie sprzeciwiać. Próbowała wyczytać coś z jego myśli, ale zamknął się, znów odgrodził się od niej murem, co bardzo, ale to bardzo jej się nie spodobało.
     - Przykro mi, ale musisz odlecieć pierwsza. W nocy nie chciałem cię niepokoić, ale z Rivą jest coraz gorzej. Nie zostało mu wiele czasu, dlatego musisz się spieszyć.
     Wspomnienie wizji spadło na nią niczym bolesny cios, aż zachwiała się i musiał ją przytrzymać. Poczuła skurcz w sercu i wciągnęła głośno powietrze. Oczywiście, Riva. Jak mogła zapomnieć?
     Zamrugała, żeby odpędzić łzy.
    - Ale co ja mogę zrobić? Nawet cała moja Moc go nie uzdrowi. Próbowałam.
    - Ale nie miałaś tego – sięgnął po coś do kieszeni spodni i wyjął niewielki szklany flakonik wypełniony srebrnym płynem. Położył go na jej dłoni i zacisnął jej palce na buteleczce, przykrywając je swoją dłonią i patrząc jej prosto w oczy – To antidotum. Nosiłem to zawsze przy sobie, tak na wszelki wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Połowę wlejesz mu do gardła, a resztę na znamię. To usunie truciznę, ale nie naprawi szkód, dlatego będziesz musiała od razu przystąpić do leczenia. Przede wszystkim zmuś jego serce do szybszego bicia, żeby pompowało więcej krwi, a potem zajmij się resztą organów. Rozumiesz? Dasz sobie radę?
     Ariel jak urzeczona wpatrywała się w zaciśniętą dłoń i nie mogła uwierzyć, że trzyma w niej życie Rivy. Jeszce niedawno oddałaby za to wszystko, a teraz sam jej to ofiarował.
     Skinęła sztywno głową, bo nie była pewna swojego głosu. Wargi jej drżały, więc przygryzła je niemal do krwi.
     - Dobrze – Balar przyjął jej krótki gest z satysfakcją i mówił dalej – Kazałem elfom przygotować to wcześniej, w ten sposób będzie ci wygodnie w czasie lotu - sięgnął po miecz w pochwie i przełożył szeroki pas przez jej ramię i pierś tak, że broń ułożyła się wzdłuż jej pleców – A tu masz trochę suszonego mięsa i owoców – wziął pakunek z łóżka i przywiązał go do pasa przy biodrach. Widząc jej zaskoczoną minę, uśmiechnął się samymi kącikami ust – W twoje urodziny upolowałem dwa króliki i jednego zostawiłem właśnie na taką okazję. A teraz jeszcze włosy. Lepiej, żeby po przebudzeniu mój brat nie wziął cię za stracha na wróble.
     - Och – wyrwało jej się i natychmiast sięgnęła do nich rękami, nieuczesanych i roztrzepanych po spaniu.
     Balar roześmiał się krótko.
    Nie martw się. Dla mnie zawsze jesteś piękna. Wymruczał wprost do jej umysłu, aż poczuła gorąco nie tylko na twarzy.
    Stanął za nią, przejechał palcami po jej włosach i pospiesznie, z wprawą związał je w węzeł.
    - Wszystko gotowe – oznajmił, po czym wziął ją za rękę i wyprowadził z chaty, prosto w słoneczny, jeszcze chłodny poranek.
    Przez całą drogę trzymał ją mocno i ciągnął za sobą, nie odzywając się i nawet na nią nie patrząc. Szedł tak szybko, że niemal musiała za nim biec. Zdążyła zaledwie schować flakonik do tobołka przy pasie, kiedy znaleźli się nad brzegiem morza. To wszystko działo się tak szybko i nagle, że czuła się lekko oszołomiona, a jej serce biło jak oszalałe, jakby buntowało się, że musi opuścić to miejsce. Czemu teraz, gdy wracała do domu, jakoś nie potrafiła się z tego cieszyć?
    Ariel rozejrzała się nerwowo po wyspie, ale nigdzie nie dostrzegła żadnego elfa.
    - Może...chciałabym chociaż pożegnać się z Xanderem.
    Trzymając ją za ramiona, odwrócił w swoją stronę, plecami do roziskrzonej słońcem wody.
   - Powiem mu, że musiałaś wrócić wcześniej i pożegnam resztę od ciebie – powiedział stanowczym, nieco ochrypłym tonem – zbliżył się o krok i ucałował ją w czoło – Leć, Ariel – wyszeptał z ustami wciąż przy jej skórze – Leć najszybciej jak potrafisz.
    - A ty? Nie wracasz ze mną?
    - Nie mogę. Nie mam siły dłużej udawać przed Rairi. Opuszczę wyspę w dzień przed pełnią.
    Przełknęła ślinę, czując potworny ucisk w gardle. Objęła go pospiesznie po czym odwróciła się, z całych sił powstrzymując duszące ją od środka łzy.
    - To… Na razie.
    Rozwinęła skrzydła i uniosła się nad ziemię, kiedy raptem poczuła szarpnięcie za łokieć. Balar okręcił ją ku sobie z taką siłą, aż zafurkotały białe skrzydła, otaczając ich podmuchem wiatru i drobinkami piasku. Drugą ręką objął jej kark, po czym przyciągnął do siebie i pocałował, zupełnie inaczej niż do tej pory. Gwałtownie, wręcz z desperacką zachłannością. Całował ją tak, że szybko zabrakło jej tchu, a cała krew uderzyła boleśnie do głowy.
     Zupełnie jakby...Jakby to było ich ostatnie spotkanie.
    Sądziła, że może jednak zmienił zdanie i nigdzie jej nie puści, ale w końcu odsunął się dysząc ciężko i oparł czoło o jej czoło. Jego oczy były nieprzeniknione i czarne jak najczarniejsza noc.
    - Uratuj mojego brata – poprosił bez tchu.
    Zacisnęła kurczowo pięści na jego tunice i potrzebowała chwili, żeby złapać oddech.
    - Zobaczymy się jeszcze….prawda?
    - Obiecuję. To jedno mogę ci obiecać na pewno.
    Tyle jej musiało wystarczyć, chociaż jakaś napięta nuta w jego głosie nie dawała takiej nadziei. Cofnęła się o krok, po raz ostatni chłonąc wzrokiem każdy detal jego twarzy, po czym odwróciła się i wzbiła w powietrze. Zaledwie znalazła się po drugiej stronie bariery, machnęła mocniej skrzydłami i popychana podmuchami wiatru, pomknęła nad wodą, nie oglądając się ani razu. Leciała ocalić Rivę i na tym musiała się skupić. Gdyby choć raz obejrzała się na samotną postać na brzegu wyspy, jej serce mogłoby podjąć decyzję, która zabiłaby jednego z braci.
     Balar powierzył jej los swojego brata i nie mogła go zawieść.


***


    Balar stał w miejscu i patrzył w niebo jeszcze jakiś czas po tym, jak całkiem zniknęła mu z oczu. Wiele ryzykował, odsyłając ją już teraz, ale nie miał wyjścia. Gdyby trzymał ją w ramionach choć sekundę dłużej, jego silna wola przewaliłaby się jak wieża z kamyków i mógłby jej nie puścić. Wciąż czuł jej rozpalone wargi na swoich, ale powoli jego oddech wracał do normalności.
     Wszystko powoli wracało na swoje miejsce, a jemu jak zwykle pozostały jedynie wspomnienia.
     - Nie powiedziałeś jej. Dlaczego?
    Zerknął w bok, gdzie bezszelestnie pojawił się Eriianel. Ze skrzyżowanymi za plecami rękoma, patrzył na niego wymownym wzrokiem zdradzającym, że wie więcej niż reszta świata. Może nawet więcej od niego samego. W jego glosie był lekki wyrzut, że nie zrobił tego, co powinien.
     Balar ponownie spojrzał w niebo i zacisnął pięści.
    - Bo potrafię sobie wyobrazić co by się wtedy stało. Na jej miejscu też wolałbym nie wiedzieć – mruknął bardziej do siebie, po czym dodał nieco głośniej – Pozwolisz, że zostanę tu jeszcze trochę?
     - Ja długo zechcesz. Wiesz, że tutaj masz swój dom.
    - Dziękuję, że zawsze pozwalałeś mi się tu schronić. To raczej ostatni raz, kiedy tu jestem, więc po moim odejściu możecie zrobić z chatą, co chcecie – skinął mu głową, po czym odwrócił się i kulejąc lekko, przeszedł kawałek brzegiem morza, z dala od elfa.
    Rozejrzał się, czy nikt go nie obserwuje, wziął głęboki wdech i wzbił się na skrzydłach, aż przeciął ochronną barierę. Owiewany lekką bryzą, pozwolił, aby jego jego umył i zmysły otworzyły się na odległą świadomość, która tylko czekała na zaproszenie.
    Stęskniłam się, mój królu. Niemal od razu odezwał się kobiecy, zmysłowy sopran, atakując go czerwonymi szpileczkami bólu.
     Ja również.
    Mam nadzieję, że wszystko idzie po twojej myśli.
   Jak najbardziej. Przesłał jej obraz dzikiego krajobrazu opuszczonej wyspy i Potomka, związanego, na skraju wyczerpania. Rairi zobaczyła co z nią robił i słyszała jak błagała go, żeby w końcu ją zabił. Była pewna, że w dłoni podrzuca woreczek z kamieniami. Wykreował i stworzył świat tylko dla niej, co po tylu latach przychodziło mu bez większego wysiłku. Gathalag będzie zadowolony. Przyniosę mu kamienie żywiołów i głowę tej dziewczyny.
     To jeszcze trzy dni. Skoro już się z nią uporałeś, nie mógłbyś wrócić wcześniej?
    Zostało mi coś jeszcze do zrobienia. Będę w noc pełni, jak się umawialiśmy. Od razu polecę do wieży, więc nie czekaj na mnie. Gdzie teraz jesteś?
    Pilnuję Noxa i jego armii, żeby za długo nie marudził. Odkąd pozbawiłam go własnej woli, stał się strasznie ślamazarny. Nie opuścił jeszcze prowincji Belthów.
     Dopilnuj, żeby zdążył dotrzeć do Malgarii i zabaw się tam trochę. Dołączę do ciebie najszybciej, jak będę mógł. Tylko zostaw mi Zakon Kruka.
     Dla ciebie wszystko.
    Do zobaczenia.
    Balar wrócił na ziemię i wolnym rokiem skierował się w stronę chaty. Potarł skronie, aby odpędzić resztki obecności elfki i bez wysiłku odnalazł umysł Ariel. Z zadowoleniem przyjął to, że pędziła z zawrotną szybkością. W tym tempie z pewnością zdąży być na miejscu jeszcze wieczorem.
    Balar. Odezwała się pierwsza, nieco zaskoczona, że tak szybko nawiązał z nią kontakt. Minęło zaledwie kilka minut, a ona już tęskniła. Zignorował jednak potok jej myśli i skupił na tym, co miał do przekazania.
    Rozmawiałem z Rairi. Razem z armią nephilów i Noxem kierują się na stolice od południowego zachodu. Nie sądzę, żeby próbowała atakować sama albo ich wyprzedzać, ale lepiej, żebyś była ostrożna. Nadłóż trochę drogi i leć do Malgarii od północnej strony. Nie powinnaś jej spotkać, ale gdyby tak się stało...Pamiętasz czego cię nauczyłem?
     Tak.
    Powiedz, że mi uciekłaś i nie próbuj z nią walczyć. Uśpiłem nieco jej czujność, więc w ogóle się ciebie nie spodziewa, ale na wszelki wypadek staraj się stłumić wspomnienia z wyspy i nie myśl o mnie tak intensywnie.
     Dobrze. Postaram się.
    Najlepiej, żebyś na razie w ogóle o mnie nie myślała, ale wiem, że to niemożliwe. Jego wargi zadrżały w nikłym uśmiechu, ale zaraz znów spoważniał. W każdym razie od razu po powrocie zajmij się Rivą. On jest teraz najważniejszy. Za trzy dni od dzisiaj nephile z Noxem zaatakują miasto, ale nimi się nie przejmuj. Zostaw tą walkę Zakonowi i mojemu bratu. Kiedy dam ci sygnał, masz wziąć miecz i lecieć na wyspę Aznar i od razu iść do podziemnej komnaty w wieży. Byłaś już tam, więc trafisz.
     A ty, też tam będziesz? Pomożesz mi?
    Tak, będę tam na ciebie czekał i razem pokonamy Gathalaga. Nie martw się niczym i tylko czekaj na mój znak.
     Będę. Kocham cię, Balarze.
    Ja ciebie bardziej. Uważaj na siebie.
    Wycofał się i odciął od niej grubym murem, aby nie próbowała czytać jego myśli. Znów był sam, a tą nieznośną pustkę odczuł podwójnie boleśnie, bo przez chwilę mógł ponownie zjednoczyć się z ukochaną osobą i znów to stracił. Jednak nic nie zmieniało faktu, że Ariel stanowiła jego integralną część i nikt, nawet Rairi tego nie zniszczy.  Nawet śmierć.
     Kiedy dotarł do swojej chaty, nagle wydała mu się dziwnie obca i pusta, chociaż zamieszkiwał w niej tyle lat. Nie miał ochoty wchodzić do środka, więc usiadł w cieniu drzewa i oparł plecy o chropowaty pień, nie zważając na rany, które znów mogły się otworzyć.
     Przez dłuższą chwilę gapił się w przestrzeń, po czym spojrzał na znamię na prawej dłoni, którą następnie zacisnął w pięść.
    Nikt nie wiedział, że również zamierzał wrócić nieco wcześniej. Pozostała mu do zrobienia jeszcze jedna rzecz, która mogła się udać tylko wtedy, gdy nałoży na siebie tak silną iluzje, że nikt go nie zobaczy i nie usłyszy, a szczególnie Rairi.
    Ostatnia rzecz, która miała zdecydować o losach tej ostatecznej bitwy. A także o przyszłości i szczęściu Ariel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych