środa, 7 czerwca 2017

Rozdział 31

W niewielkiej celi panował półmrok, rozjaśniony jedynie przez blask lamp z korytarza. Przez malutkie okienko widać było skrawek nocnego nieba. Powietrze było tutaj nieruchome i wilgotne, przesiąknięte nieprzyjemną mieszaniną różnych miej lub bardziej niezidentyfikowanych zapachów.

- Wiedziałam, że z tym przebieraniem się to nie był najlepszy pomysł.

Sereia siedziała na ziemi tuż przy kratach, w mdłym blasku lampy jej twarz promieniała upartą godnością, którą w niej kochał. Pióro na jej czole było teraz przekreślone magicznie, blokując jej Moc. Trzy przecinające się fioletowe kreski, tworzyły gwiazdę, która bardziej przypominała siniak. Oboje starali się nie zwracać na to uwagi, wiedząc, że to tylko tymczasowo.

- Król miał rację, że wcześniej czy później to i tak by się wydało – przypomniał jej Arwel. Siedział naprzeciwko niej na korytarzu tak, że dzieliły ich od siebie tylko grube kraty. Ich dłonie były tak mocno ze sobą splecione, że wydawały się jednym – Przeczuwaliśmy, że kiedyś to nastąpi. Może nawet lepiej, że mamy to już za sobą.

- Widziałeś ich miny? Wiedziałam, że tak zareagują – pokręciła głową i zmarszczyła nos, szczypiąc materiał sukienki – Nawet nie zdążyłam się przebrać.

- Wyglądasz w niej pięknie.

- Jest brudna i powinnam ją oddać Ariel.

- Kiedy stąd wyjdziesz.

- Jeśli wyjdę. Może spędzę tu resztę życia.

- Najważniejsze, że cię nie wygnali – przekonywał Arwel z drżącym uśmiechem. Próbował podnieść ją na duchu i pocieszyć, ale robił to również dla siebie. Od momentu, gdy Oran i Koll wkroczyli do jego domu, umierał ze strachu o jej… o ich los. Teraz, gdy wrócił król, który był po ich stronie, czuł się odrobinę bardziej uspokojony – Król Riva zrobił to dla twojego bezpieczeństwa, nie dlatego, że zgadza się z ich zdaniem. Musimy to wytrzymać. Jakoś ich przekonamy i wrócisz do Zakonu, tym razem jako ty. Sereia.

- Jeśli powrócę do swojego pierwszego imienia, nasza więź zniknie?

- To wtedy nadam ci kolejne Imię, piękniejsze i bardziej odpowiednie. Ten Falen i tak nigdy mi się nie podobał.

Popatrzyła mu prosto w oczy.

Trzymam cię za słowo.

Arwel spojrzał w głąb korytarza, gdzie w pewnym oddaleniu obserwował ich uzbrojony strażnik. I tak jej zaufali, nie nakładając na nią dodatkowej ochrony, jak w przypadku Noxa. Sereia natychmiast wyczytała, o czym teraz myśli i zmarszczyła chmurnie czoło.

A więc to on próbował cię wtedy zabić. Zdradziecki drań. Powierzyliśmy mu moją tajemnicę i uratował mi życie. Jak on śmiał to robić i jeszcze patrzeć nam w oczy?

Masz rację, na pewno spotka go zasłużona kara.

Wyciągnął drugą rękę między kratami i pogłaskał ją po policzku.

- Jesteśmy już bezpieczni, więc zajmijmy się tobą. Do czasu rozwiązania sprawy zadbam, żebyś miała tu wygodnie i dostawała porządne posiłki – wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu – W ogóle może się tu przeprowadzę, albo popełnię jakieś przestępstwo, żeby trafić do twojej celi.

- Głupek – odepchnęła go z cichym prychnięciem – Lepiej zrobisz, jak wrócisz na górę, sprawdzisz, co się dzieje i trochę odpoczniesz.

Nie obchodzi mnie nikt, ani ci, poza tobą. Zamruczał w głębi jej umysłu, a głośno powiedział:

- I tak nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Będę tutaj tkwił, dopóki strażnik mnie nie wyrzuci, albo nie zostanę wezwany w pilnej sprawie.

Westchnęła z udawaną rezygnacją i oparła policzek o stalowe, zimne pręty. Arwel zrobił to samo i ich głowy się zetknęły. Podobnie obcięte na krótko, złote i brązowe włosy pomieszały się w idealnej harmonii. Trwając w takiej pozycji, przymknęli oczy, trzymając się za ręce. Bez względu na dzielącą ich odległość, ich serca biły jednym rytmem.

Wiesz, o czym teraz marzę?

O tym samym, co ja. W myślach pokazała mu ich obraz, całujących się przed domem jego rodziny.

Uśmiechnął się leciutko.

Chociaż raz nie próbujesz mnie zganić.

Bo cię kocham, Arwelu i w końcu nie muszę tego ukrywać. Dziękuję, że wstawiłeś się za mną i chciałeś odejść razem ze mną, gdyby mnie wygnali.

Tam gdzie ty, to i ja. Bez ciebie bym umarł. Jesteśmy jednością i nikt nie może nas rozdzielić. Dlatego zakończmy to jak najszybciej i weźmy ślub.

Tak ci się spieszy? Zapytała sennie. Jej świadomość była delikatna i jasna, otaczająca jego umysł miłością i ciepłem.

Chcę jedynie, żebyś była szczęśliwa, skarbie.

Zawsze jestem, kiedy jesteś obok.



***



    Zaledwie zasnął, pod zamkniętymi powiekami po raz tysięczny pojawił się ten sam, znany koszmar.

   Obraz z przeszłości, który nawiedzał go, co noc. Wszystkie szczegóły znał już na pamięć, jakby wydarzyło się to zaledwie wczoraj.

    Odgłosy burzy i błyski, co i raz rozświetlające cały zamek. Echo jego kroków, gdy pustym korytarzu biegł w środku nocy do komnaty rodziców. Przyspieszony oddech i zaspane, klejące się powieki. Twarda rękojeść sztyletu, do której jego palce zdawały się przyklejone.

   Potem skrzypienie otwieranych wrót, ciemność i kolejny błysk, na mgnienie oka rozświetlający komnatę. Wystarczająco jednak długi, aby dostrzegł martwe ciała rodziców i stojącego nad nimi Balara.

    Ostatnie, co zawsze pamiętał to własny krzyk, który i tym razem w końcu go zbudził. Jak zawsze wiedział, że sen nie przyniesie mu ulgi, ale był zbyt zmęczony, żeby się mu oprzeć.

    Zlany zimnym potem, wciąż z ściskającą serce rozpaczą i żalem, leżał bez ruchu, gapiąc się w ciemności w sufit. Był zaledwie środek nocy i czuł, że już nie pozwoli sobie na ponowne zaśnięcie.

Zamiast myśleć o rodzicach, czy o Noxie, nie wiedział czemu, właśnie teraz przypomniał sobie pewne zdarzenie z Balarem, które zwiastowało jego odejście. To było jakieś dwa lata po tym, jak Ariel zamieszkała w drugim świecie i nie miał jeszcze trzynastu lat, a jego brat zaczął się dziwnie zachowywać.



     Trenował z Argonem na dziedzińcu walkę na prawdziwe miecze i chociaż radził sobie coraz lepiej, znów przegrywał.

    - To niesprawiedliwe, że jesteś tylko o kilka miesięcy starszy, a jesteś taki dobry. Przecież uczmy się jednakowo w tym samym czasie – pożalił się, z wysiłkiem blokując klingę przyjaciela, który nawet się nie zmęczył.

     Argon uśmiechnął się z wyższością.

    - Trenuję, kiedy ty śpisz, albo uczysz się innych rzeczy. Muszę być gotowy, żeby cię chronić.

     Riva zmarszczył brwi i dysząc ciężko, zrobił kolejny unik.

    - Ale to w takim razie...

     - Biały Kruk chce powiedzieć, że za mało się starasz.

    Nie usłyszał, ani nie wyczuł nawet jak nagle za jego plecami pojawiła się górująca nad nim postać, a zimna stal dotknęła jego szyi. Zamarł z mieczem w dłoni, ale poznał głos brata i uśmiechnął się lekko.

    - Więc może ty ze mną potrenujesz, Balarze?

    - Argon ci wystarczy. Kiedy będziesz w stanie go pokonać, uznam, że możesz zmierzyć się ze mną.

   Riva chciał się odwrócić, ale ku jego zaskoczeniu, ostrze nie odsunęło się i kiedy poruszył głową, drasnęło go lekko w szyję. Poczuł na skórze ciepłą krew i jednocześnie dłoń brata na głowie, który jak gdyby nigdy nic zmierzwił mu włosy.

    - Do tego czasu trenuj tak ciężko, jakby od tego zależało twoje życie. Żeby ze mną wygrać, musisz myśleć o mnie jak o najgorszym wrogu, którego musisz zabić.

     - Ale ty nie jesteś wrogiem i nie chcę cię zabijać.

    Balar w końcu zabrał miecz i Riva odwrócił się, napotykając jego czarne, przeszywające spojrzenie. Jego uśmiech był inny niż zawsze, jakiś chłodny i pozbawiony wesołości.

    - Nigdy nie wiesz, co przyniesie przyszłość, braciszku.

     - Wiem, że będę trenował aż stanę się niepokonany, a ty zostaniesz królem.

     - To się jeszcze okaże, ale jeśli nie potraktujesz mnie poważnie, możesz zginąć.

    Wbił miecz w ziemię pomiędzy nimi, jakby właśnie rzucił mu wyzwanie i odszedł, jak zawsze ukrywając się w swoim gabinecie w bibliotece.



    Riva wzdrygnął się, jakby coś go poradziło, westchnął ciężko i zmusił się do zwleczenia z łóżka. Starając się odegnać niepotrzebne myśli, ubrał się po ciemku w byle co i poszedł do komnaty Argona, która, jak się spodziewał, była pusta.

   Wszyscy wciąż szukali Noxa, chociaż nie sądził, żeby go znaleźli. Odleciał i przeczuwał, że jeśli jeszcze go zobaczą, to już po przeciwnej stronie.

    Pewnie wrócił do Niezwyciężonego. A my tak mu ufaliśmy. Tyle razy pomagał mi swoim uzdrawianiem, podczas gdy mógł mnie zabić.

    Nie chciał za bardzo się nad tym zastanawiać, bo wtedy czuł się jeszcze gorzej, ale co mógł robić, czekając na Argona, w jego komnacie? Wojownik jako pierwszy ruszył w pogoń za Noxem i chociaż zbliżał się świt, nadal nie wracał. Biały Kruk był ostatnią osobą, która zrobiłaby coś nieprzemyślanego, czy głupiego, ale Riva i tak się martwił. Wciąż miał przed oczami jego zbolały i posępny wyraz twarzy, gdy patrzył na własnego wychowanka, który próbował go zabić. Przez ostatnie lata Argon był jego jedynym bratem i nierozłącznym towarzyszem. Jego stratę odczuwał jak własną, dlatego wiedział, że ten niepokój nie zniknie, dopóki tamten nie wróci.

    Ponieważ nie mógł nawet stworzyć malutkiego promyka światła, przyniósł ze sobą lampę, której mdły blask tworzył na ścianach i podłodze pokraczne cienie. Wystój komnaty idealnie pasował do jej właściciela. Panujący tu ascetyczny porządek dawał nawet wrażenie, że kapitan mało kiedy tu przebywał.

    Riva przenosił się z łóżka na krzesło, ale zaczął przysypiać i musiał być w ruchu, żeby nie dać się ponownie wciągnąć koszmarom. Krążenie po komnacie jednak go męczyło, dlatego niecierpliwe oczekiwanie przeszło w irytację. Całe ciało miał obolałe i rozpalone, a każdy oddech przychodził mu z trudem, jakby jego serce przygniatało coś ciężkiego.

     Wracaj już Argonie, bo nie wiem jak długo wytrzymam.

    Zgarbiony, ustał w końcu przy oknie i obserwował blado różowy wschód słońca, prawdopodobnie ostatni w jego życiu. Całe miasto powoli budziło się do życia, jego mieszkańcy witali nowy dzień, nieświadomi, że ich król umiera.

    Odwrócił się gwałtownie, gdy otworzyły się drzwi i ku jego uldze, pojawił się w nich Argon. Wykończony, z bladą, zapadłą twarzą, ale cały.

    - W końcu jesteś. Czekałem na ciebie całą noc.

   Podszedł do przyjaciela, który wyglądał gorzej od niego i poprowadził do krzesła, w blask lampy. Argon nie protestował, usiadł ciężko i spojrzał na niego zmęczonym, udręczonym wzrokiem.

    - Niepotrzebnie. Znowu nie spałeś?

- Spałem, ale jak zawsze obudził mnie koszmar, a potem wolałem zaczekać tutaj – Riva zajął drugie krzesło i przeczesał dłonią potargane włosy. Chociaż bardzo chciał, nie potrafił powstrzymać jej drżenia. – Poza tym martwiłem się o ciebie, mój przyjacielu. Po twojej minie domyślam się, że się nie udało. Reszta wciąż szuka?

Zamiast odpowiedzi, Argon przyjrzał mu się uważnie z napiętą twarzą.

- Masz gorączkę – stwierdził, dotykając jego czoła i odgarniając wilgotne od potu, czarne kosmyki - Zaraz pójdę po No… - urwał raptownie, wziął urywany wdech i osunął się na krześle z jękiem, gdy zdał sobie sprawę ze swojego błędu.

Riva ze współczuciem dotknął jego ramienia.

- Zawsze myślisz najpierw o mnie. Teraz jednak powinieneś zająć się sobą i trochę odpocząć. Wiem, ze zdrada Noxa dotknęła cię najbardziej, dlatego…

- Jak się czuje Ariel? – Przerwał mu ochrypłym głosem, z premedytacją ponownie zmieniając temat. Sama wzmianka o przybranym synu powodowała, że w jego oczach pojawiał się ból.

Riva westchnął ciężko i oparł łokcie o stół, przyglądając się kapitanowi spod zmarszczonych brwi. Cały Argon. Woli zająć się innymi, niż użalać się nad sobą.

- Szybko poszła spać. Próbowała ukryć łzy, ale trudno, żeby nie przeżywała tego, jak my wszyscy. Chyba zdążyła się z nim zaprzyjaźnić. Wiesz, wcześniej była taka szczęśliwa, że znalazła ostatni kamień, ale chyba sama o tym zapomniała. Widziałeś nowe pasemko?

- Tak.

- Jak się obudzi, poproszę ją o pomoc, więc tym się nie martw – uśmiechnął się swobodnie, mając nadzieję, że przyjaciel nie usłyszy drżenia w jego głosie – Chciałbym powiedzieć, że sama jej obecność działa uzdrawiająco, ale prawda jest taka, że jej zdolności są zdumiewające. Dzięki niej może pożyje jeszcze trochę.

Argon kiwnął w zamyśleniu głową. Był zbyt przybity i zmęczony, żeby wyczuć kłamstwo i zbytnią wesołość króla.

- To dobrze – mruknął, w ogóle nie wyglądając na uspokojonego, po czym z tym samym grymasem, chwycił jego lewą dłoń i podsunął bliżej lampy, odsłaniając czarne plamy – Co powiedział Hal? Widział to?

Riva spoważniał.

- Wolałbym mieć dla ciebie lepsze wiadomości, bo wiem, że miałeś większe nadzieje ode mnie. Przykro mi, że cię rozczaruję, ale oni również nie mogli mi pomóc.

- W takim razie będę szukał dalej. Odwiedzę jeszcze raz świątynie, potem wyruszę do Nammiru, a jeśli będzie trzeba…

- Argonie.

-…może na innych wyspach znajdę lekarstwo. Przecież nie sprawdzałem jeszcze tego drugiego świata, tam na pewno…

- Argonie!

Riva musiał krzyknąć, żeby wojownik w końcu zamilkł. Popatrzył mu wymownie w oczy i pokręcił głową.

- Wiem, jak bardzo chcesz mi pomóc i jestem ci wdzięczny, ale coś mi obiecałeś. Nie ma sensu dalej szukać. Nawet, jeśli istnieje jakieś antidotum, nie sądzę, żeby to coś dało. Już za późno, Argonie. Ja…

- Nie.

- Umier…

- Nie chcę tego słyszeć – kapitan zacisnął boleśnie palce na jego dłoni z desperacją w oczach – Nie pozwolę ci odejść, dopóki nie spróbujemy wszystkiego – zerknął w stronę okna, gdzie pierwsze promienie słońca powoli wspinały się po murze i odetchnął z głębi piersi, z nagłą rezygnacją zwieszając głowę – Miałem nadzieję, że to będzie mój prezent dla ciebie. Teraz nie wiem, co mam ci dać, poza długim i szczęśliwym życiem.

- Co?

Argon spojrzał na niego ze smutnym uśmiechem.

- Dzisiaj są twoje urodziny, nie pamiętasz? Kończysz dwadzieścia dwa lata. Wszystkiego najlepszego.

Riva zamrugał z zaskoczeniem i wyprostował się z bolesnym grymasem. Ta informacja sprawiła, że zakręciło mu się w głowie, a w ustach poczuł metaliczny smak krwi.

Naprawdę zapomniałem. A więc to dzisiaj. Co za ironia losu.

- Faktycznie – odezwał się z nutą rozbawienia i przejechał dłonią po twarzy – Ciężko pamiętać o czymś takim, kiedy tyle się dzieje. Ale cieszę się, że chociaż ty pamiętasz. Jak zwykle niezawodny z ciebie przyjaciel.

- Przecież żyję tylko dla ciebie, Wasza Wysokość – odparł z nadmierną powagą, dotykając palcami znamienia na czole. W głębi jego oczu powróciła czułość i ten szczególny rodzaj troski zarezerwowany tylko dla niego.

- Znowu zaczynasz? - Riva sięgnął ponad stolikiem i wymierzył mu słabego kuksańca w bark – Twoja pamięć mi wystarczy, więc nie rób mi żadnych prezentów, ani niespodzianek i nie mów…

- Więc ty udawaj, że o niczym nie wiesz, a ja zorganizuję wieczorem przyjęcie – na widok jego oburzonej miny, jego uśmiech stał się odrobinę szerszy – I nie próbuj protestować, bo to nic nie da. Jesteś Kruczym Królem, jak łaskawie pamiętasz i cała szlachta będzie oczekiwała hucznej uroczystości. – Riva otworzył usta, ale kapitan już wstał i ruszył do drzwi, oglądając się jeszcze na niego w progu – Zawiadomię pozostałych, kiedy wrócą i wszystkim się zajmę, a ty odpocznij i miło spędź ten dzień. I bardzo byś mnie uszczęśliwił, gdybyś wieczorem chociaż udawał zaskoczenie i postarał się cieszyć niespodzianką.

Po tych słowach wyszedł, trzaskając drzwiami.

W nagłej ciszy, Riva odetchnął głośno i kompletnie pokonany, zsunął się na krześle, wznosząc oczu ku sufitowi. Argon jak zwykle zachowywał się irytująco protekcjonalnie, jakby to on wydawał tu rozkazy i on król nie miał tu nic do gadania. Z drugiej strony cieszyło go, że jego brat i przyjaciel odzyskał nieco energii i znalazł sobie nowy cel. On i Ariel naprawdę byli tacy sami. Pomagali innym, żeby nie myśleć o swoich problemach, czerpiąc siłę od ludzi, którzy ich potrzebowali. A Argon miał szczególnego bzika na jego punkcie. Od dziecka przerażająco śmiertelnie traktował swoją rolę jego osobistego strażnika, nie raz narażając dla niego życie. Wydawało się wręcz, że Biały Kruk zwiędnie i umrze bez swojego króla, ale Riva mógłby powiedzieć to samo o sobie. Po tych wszystkich latach walk, ciągłej rywalizacji i docinków, ich braterska miłość oplotła ich ze sobą niczym nierozerwalne kajdany. Gdyby tylko mógł, bez wahania oddałby za niego życie, ale w tej chwili był w stanie jedynie sprawić mu choć trochę przyjemności i spełnić jego prośbę.

Mam spędzić ten dzień miło? Jak sobie życzysz, przyjacielu. Już nawet wiem, jak.

Zbierając resztki sił, pognał do swoich komnat, przebrał się w strój do konnej jazdy i ruszył do kuchni. Po półgodzinie przygotowań, stanął przed drzwiami komnaty Ariel, wygładził czerwono – złotą tunikę i przybrał na twarz wesoły wyraz, maskujący grymas bólu.

Zamierzał zapukać, gdy w tym samym momencie drzwi same się otworzyły i stanęła w nim Ariel. Przecierając jeszcze zaspane, zapuchnięte oczy, spojrzała na niego z zaskoczeniem, po czym jej wargi rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. Pewnie dopiero wstała, gdyż ledwo powstrzymywała ziewnięcie. Luźne spodnie i nieco za duża tunika zapewne stanowiły jej strój do spania.

- Co tu robisz, tak wcześnie? – Zapytała zaspanym głosem, próbując wygładzić rękami włosy. – Źle się czujesz? Mam…

- Nie – przerwał jej szybko ze śmiechem, może zbyt wesołym - Mogłabyś się najpierw jakoś ładnie ubrać?

- Po co?

- Proszę. Zrobisz, to dla mnie? Poczekam tu.

Przekrzywiła głowę, patrząc podejrzliwie na jego eleganckie ubranie, ale w końcu wzruszyła ramionami i zamknęła drzwi.

Skoro to moje ostatnie urodziny, będziemy je świętować jak należy. Dodał w myślach, opierając się o ścianę. Kiedy jego ciałem wstrząsnął krótki kaszel, który niemal rozerwał mu płuca, wyjął szybko z kieszeni chusteczkę i przytknął do ust. Gdy odsunął rękę, biały materiał niemal całkowicie nasiąkł krwią. Wpatrywał się w nią ze zmarszczonym czołem do momentu, gdy ponownie otworzyły się drzwi.

- Jestem gotowa, chociaż nie wiem, do czego. Nie wiedziałam, co ubrać, więc…

Riva wepchnął rękę z brudną chusteczką do kieszeni i odwrócił ku niej z uśmiechem, który niemal natychmiast zamarł mu na ustach. Z wrażenia aż zapomniał oddychać. Rozpuszczone włosy doprowadziła nieco do ładu, ich gęsta aureola otaczała miękko jej twarz świetlistą rudością. Pasemka opadające na policzek lśniły niczym tęcza barwami żywiołów. Założyła sukienkę w odcieniu oczu Argona, z jaśniejszymi odcieniami na rękawach i przy szyi oraz żółtą oblamówką przy pasie.

- Co? – Spytała niepewnie, przyglądając się jego minie, a potem zerkając na siebie ze zmarszczonym czołem – Źle wyglądam? To Tara wybiera mi wszystkie te sukienki, więc nie jestem pewna jej gustu. Riva? Dobrze się czujesz?

Przypomniał sobie, że powinien wziąć wdech i odchrząknął, uśmiechając się jak gdyby nigdy nic.

- Wyglądasz jak elf. Idealnie. Możemy już iść?

- Ale dokąd? – Spytała, kiedy wziął ją za rękę i pociągnął pustym korytarzem.

- To niespodzianka. Król i Królowa już czekają.

Ariel jęknęła głośno, wywołując jego śmiech. Widocznie przeszło jej zamiłowanie do koni, które miała w dzieciństwie.

- Znowu jakaś wycieczka? Nie zjadłam nawet śniadania.

- Niczym się nie martw, o wszystkim pomyślałem. Spodoba ci się.



***



Ciepłe słońce kąpało się w jeziorze Tohen, nadając mu złocisty, migotliwy połysk. Po niebie leniwie płynęły białe obłoczki, trawa kołysała się pod naporem lekkiego wiatru. Idealny dzień na piknik.

Król i Królowa pasły się swobodnie na rozległej łące. Ariel siedziała na kocu w biało – czerwoną szachownicę i w zamyśleniu obserwowała jak Riva wyjmuje z koszyka kolejne przekąski. Przed nią leżały już owoce, ciasto, bułki, kurczak na zimno i inne rzeczy, na które niekoniecznie miała ochotę. Widząc jej konsternację, Riva wyszczerzył zęby i wzruszył ramionami.

- Zabrałem wszystko, co było świeże i gotowe.

- Przygotowałeś się, jakbyśmy mieli spędzić tu kilka dni – stwierdziła, ale na widok jedzenia zaburczało jej w brzuchu.

- Nie chciałem, żebyś była głodna, albo czegoś ci zabrakło.

- Posądzasz mnie, że mam tak pojemny żołądek?

- Twojemu żołądkowi na pewno nic się nie stanie, a ja też jeszcze nie jadłem.

Wzięła kiść winogron i skubiąc je, w zamyśleniu zapatrzyła się na migoczącą taflę jeziora. Wprawdzie zostawiła wiadomość Tarze, że musiała wyjść, ale i tak martwiła się o przyjaciółkę. Prawie przez całą noc próbowała ją uspokoić i dopiero, gdy nad ranem usnęła zapłakana na jej łóżku, Ariel również zmrużyła na trochę oczy. Od wczorajszego wieczoru wciąż miała nadzieję, że to tylko zły sen, ale nowy, ciepły poranek nie przyniósł żadnych zmian.

Jakby tego było mało, boję się nowej Mocy i nie wiem jak kontrolować ten ogień…

- Zdradzisz mi swoje myśli, czy mam zgadywać, co cię trapi?

Riva usiadł przy niej ze skrzyżowanymi nogami i dotknął palcem jej pomarszczonego czoła, wygładzając podłużne zmarszczki. Sam miał lekko ściągnięte brwi, chociaż znów próbował udawać, że wszystko jest w porządku. W blasku dnia był chorobliwie blady, w jasnoszarych oczach płonął jakiś niezdrowy blask.

Ariel zerknęła na niego, potem znów na jezioro i podkuliła nogi pod brodę, obciągając fałdy sukienki. Wzbierające łzy zapiekły ją w oczy i gardło.

- Myślałam o Noxie i o Sato. Mam wrażenie, że wszyscy po kolei mnie opuszczają, a ja nie wiem, co zrobić, żeby temu zapobiec. Nox był moim przyjacielem, a nie zauważyłam, żeby coś złego się z nim działo. Zawsze był trochę inny, ale nawet nie podejrzewałam...

- W obu przypadkach to nie twoja wina, Ariel. Nie mamy wpływu na całe zło tego świata. Śmierć jest częścią naszego życia i tego nie zmienimy – odparł refleksyjnie.

Spojrzała na niego z ciężkim sercem.

- Nie znaleźli go jeszcze? Dlaczego zabijał własnych braci, udając przyjaciela?

Riva westchnął i pokręcił głową. Zmierzwił czarne włosy, które poruszane wiatrem, sterczały na wszystkie strony. Nawet teraz, przytłoczona smutkiem, musiała się powstrzymać, żeby ich nie przygładzić.

- Argon i reszta Zakonu całą noc przeszukiwali cały Elderol, ale sądzę, że już nie zobaczymy naszego poczciwego Noxa – wziął od niej winogrono, wrzucił sobie do ust, po czym dodał weselszym tonem – Dzisiaj jednak chciałbym spędzić z tobą miłe przedpołudnie i niczym się nie przejmować. Skoro to moje urodziny, wolałbym widzieć raczej twój uśmiech, niż taką pochmurną minę.

- Co? Masz dzisiaj urodziny? – Ze zdumienia otworzyła szerzej oczy.

Riva przesunął się w stronę otwartego koszyka i wyjął z niego pozostały prowiant, łącznie z butelką wina i kielichami.

- Tak. Sam o tym nie wiedziałem, dopóki Argon mi nie przypomniał. Zdaje się, że pamięta wszystko, co jest ze mną związane – z lekkim uśmiechem podał jej ciasto i mówiąc dalej, zaczął napełniać kielichy czerwonym trunkiem – Już zaczął organizować wieczorne przyjęcie, na którym pewnie zgromadzi się cała szlachta i wszyscy ważni ludzie – skrzywił się z przesadną niechęcią – Będę zbyt zajęty gośćmi i bólem głowy, więc pomyślałem, że najpierw poświętuje gdzieś spokojnie tylko z tobą.

Ariel przyjęła od niego kielich, z zakłopotaniem siadając na zgiętych nogach. Teraz już rozumiała, dlaczego wcześniej był taki tajemniczy, ale poczuła się winna, że nic dla niego nie miała.

- Gdyby ktoś powiedział mi o tym wcześniej, przygotowałabym dla ciebie jakiś prezent.

Riva postawił koszyk w rogu koca, żeby nie zwiał go wiatr i kucając, obejrzał się na nią z czułością w oczach.

- Ty jesteś wystarczającym prezentem.

Jej serce wykonało fikołka i pospiesznie upiła łyk wina, którego słodka gorycz rozlała się po przełyku i uderzyła do głowy.

- Więc…Wszystkiego najlepszego, Riva – mruknęła ze spuszczonym wzrokiem.

Błyskawicznie znalazł się tuż przy niej.

- Jeden pocałunek załatwi sprawę.

- C… co?

- Twój prezent – ponaglił, dotykając palcem policzka i pochylają się w jej stronę – Widzę, że masz straszne wyrzuty sumienia, że się nie przygotowałaś, więc skoro musisz mi coś dać, to…

Zanim skończył mówić i zanim by się rozmyśliła, cmoknęła go szybko we wskazane miejsce.

Riva roześmiał się głośno, cały rozpromieniony i wyprostował się gwałtownie z nową energią.

- Dziękuję ci za ten hojny podarunek, o pani – ukłonił się dwornie, po czym chwycił ją za rękę, pociągnął z koca i pobiegli w stronę jeziora.

- Czas na kąpiel!

Zanim zdążyła coś powiedzieć, zdjął w biegu buty i w ubraniu skoczył do chłodnego jeziora. Zanurzył się na chwilę, po czym nad powierzchnią pojawiła się jego czarna głowa, ociekająca wodą. Wyszczerzył zęby i pomachał do niej ponaglająco.

- Woda jest ciepła. Pościągamy się?

Ariel skinęła głową i kiedy udała, że zaczyna zdejmować buty, Riva odwrócił się i zaczął płynąć do drugiego brzegu. Zamiast samej wejść do wody, miała lepszy pomysł. Uśmiechając się pod nosem, kucnęła przy samym brzegu i gdy zamoczyła palce dłoni, jej pasemko zalśniło w słońcu błękitem tafli jeziora.

Riva wciąż płynął przed siebie, co i raz zanurzając się cały, gdy woda za nim poruszyła się, zakotłowała i przybrała kształt Ariel. Ta prawdziwa, kucająca na brzegu zachichotała cicho, podczas gdy wodna dziewczyna wynurzyła się ponad powierzchnię i śmignęła w stronę Rivy. Król wyczuł za sobą ruch i pewny, że to ona go dogania, odwrócił się z uśmiechem, który natychmiast zamarł na jego wargach, gdy dostrzegł stworzoną przez nią istotę. Otworzył szeroko oczy, gdy Ariel – woda wyskoczyła ponad powierzchnię niczym delfin, rozłożyła ramiona i opadła prosto na niego, jakby chciała go objąć. Zamiast tego, na jego głowę spadł strumień wody, zmieniając dziewczynę w tysiące lśniących kropel, które rozprysnęły się na wszystkie strony.

Prychając i potrząsając głową, spojrzał w jej stronę i Ariel pomachała mu jak gdyby nigdy nic, tłumiąc narastający w piersi śmiech. Widząc, że zaczyna płynąć z powrotem, wróciła pospiesznie na koc, gdzie usiadła przy rozłożonych półmiskach. Obserwując jego sylwetkę w wodzie, zjadła dwa kawałki kurczaka, chleb z świeżym serem i słodką bułeczkę. Próbowała odegnać od siebie niewesołe myśli, żeby nie popsuć tej chwili. Riva wyglądał na szczęśliwego i odprężonego, a przynajmniej robił wszystko, żeby tak myślała. Widziała jednak, że jego stan znów się pogorszył już w momencie, gdy ujrzała go na progu swojej komnaty. Zarzekał się, że wszystko z nim w porządku, bo nie chciał żeby się martwiła. Być może przyprowadził ją tutaj, bo potrzebował tego, żeby chociaż raz poczuć się normalnie, jak człowiek, który poza świętowaniem swoich urodzin, nie ma żadnych zmartwień.

W końcu wyszedł z jeziora cały ociekający wodą i ruszył w jej stronę po trawie z butami w ręku. Ariel od niechcenia poruszyła palcami i otoczyło go ciepłe powietrze, osuszając w kilka minut. Spojrzał na siebie z widocznym zaskoczeniem, potem na nią i pokazał uniesiony kciuk.

Zaprowadził konie na brzeg jeziora, żeby je napoić, po czym wrócił i opadł na koc, sięgając po swój kielich i kilka suszonych owoców.

- Ładna pogoda, prawda? – Zagadnął wesoło, zmrużonymi oczami rozglądając się po okolicy.

- Gdyby padało, mogłabym to w każdej chwili zmienić. Chociaż w jednym mogę się pochwalić, że jestem ekspertem.

- Nigdy nie twierdziłem, że brak ci talentów – odparł zdecydowanie, zerkając na nią z rozbawieniem w kącikach ust. – Sądziłem, że ze mną popływasz, a ty tak podstępnie mnie oszukałaś. Ta niby ty z wody wcale mi się nie podobała.

- Miałam wejść w tej sukience? Tara twierdziła, że była bardzo droga, więc nie chciałabym złamać jej serca, niszcząc tak cenny materiał.

- W takim razie ją zdejmij, a ja popilnuję, żeby nie zabrał jej wiatr.

- Bardzo śmieszne – rzuciła w niego okruszkami ciasta, które rozsypały się po kocu. Riva uśmiechnął się niewinne.

- Przecież nie chcesz zniszczyć tak drogocennej sukienki… Hej!

Kilka winogron pacnęło go bezboleśnie i potoczyło się aż na trawę. Ariel zmarszczyła brwi i wzięła się pod boki, posyłając mu oburzone spojrzenie.

- A wiec zaciągnąłeś mnie tu tylko po to, żeby podstępem mnie rozebrać? Nie sądziłam, że Wasza Wysokość jest zdolny do tak niecnego czynu.

- Czy przypadkiem nie umawialiśmy się na coś? Miałaś więcej tak mnie nie tytułować.

    - No tak, pamiętam Riva.

    - Za to kocham, kiedy wymawiasz moje imię – wymruczał aksamitnie miękkim głosem, aż przeszył ją dreszcz.

   Słońce zaszło za chmurę, pogrążając całą dolinę i jezioro w cieniu. Odgarnęła do tyłu rozwiewane przez wiatr włosy, podczas gdy Riva odsunął tace z jedzeniem i ułożył się obok niej w niedbałej półleżącej pozycji. Oparty na łokciu napotkał jej spojrzenie i z powagą zapatrzył się na nią bez skrępowania.

    - Mam coś na twarzy? – Spróbowała zażartować, chociaż jego spojrzenie wędrujące po jej twarzy było nieco onieśmielające.

    - Przez tyle lat czekałem, żeby znów móc cię usłyszeć i dotknąć, że wciąż wydajesz mi się nierealna jak ulotny sen.

    - Przecież tu jestem – odparła cicho, łagodnym tonem – Jestem tu z tobą i nigdzie się nie wybieram.

Nie zdejmując z niej rozpalonego spojrzenia, dotknął jej dłoni sięgającej, aby poprawić włosy, musnął palcami płatek ucha i objął jej szyję w miejscu, gdzie dudnił jej przyspieszony puls. I znów pieszczota jego dłoni obudziła niewyraźne strzępki wspomnień, schowane gdzieś za zasłoną ciemności.

Chłopięcy dotyk, obietnice i ich śmiech w tym samym miejscu, tu, nad jeziorem.

Oraz spojrzenie czarnych oczu.

Ariel aż sapnęła głośno, wstrząśnięta tym obezwładniającym, bolesnym uczuciem.

- Coś nie tak? – Zapytał z troską, nie odsuwając dłoni i uważnie wpatrując się w jej pociemniałe oczy.

- N… nie – odparła wymijająco i posłała mu szybko uśmiech – Po prostu myślę, że wszystko byłoby inaczej, gdybym nas pamiętała. Ciebie i siebie, kiedy byliśmy dziećmi i nasi rodzice…

- … planowali nasz ślub? Ja natomiast pamiętam, że strasznie chciałaś wyjść za nas obu.

- Obu?

W kącikach jego warg osiadł smutny, melancholijny uśmiech.

- Za mnie i za Balara. Jako czteroletnia dziewczynka raczej nie rozumiałaś jeszcze, że tak nie można.

- Aha – mruknęła wymijająco z zażenowaniem spuszczając wzrok – Byłam po prostu głupia.

- Miłość nigdy nie jest głupia. Wiesz, Ariel? To ja podsunąłem ojcu ten pomysł z naszym ślubem w przyszłości – wyznał ostrożnie, zabierając dłoń i błądząc wzrokiem po zielonym materiale jej sukienki – Ustaliliśmy nawet datę. Za dziesięć dni od dzisiaj, w twoje siedemnaste urodziny. To, co mówiłem w Lotheronie… - przełknął ślinę, znów unosząc na nią jasne oczy, pełne nadziei i wyczekiwania – Wiem, że przez te lata wiele się zmieniło, oboje dorośliśmy i mieliśmy różne, oddzielne życia. Jednak chcę żebyś wiedziała, że chociaż byliśmy tylko dziećmi, moja miłość do ciebie nigdy się nie zmieniła i nie zmieni. Właściwie odkąd ujrzałem cię po raz pierwszy tam nad rzeką i zobaczyłem jak bardzo wyrosłaś, każdego dnia utwierdzałem się tylko w przekonaniu, że tylko z tobą chciałbym spędzić całe życie. Przynajmniej te, które mi jeszcze zostało.

Ariel milczała, wpatrując się w niego jak zahipnotyzowana. Gdzieś na pobliskim drzewie zaświergotały ptaki, jakby zachęcały ją, żeby to w końcu z siebie wyrzuciła i dłużej nie trzymała go w niepewności. Skoro to były jego urodziny i byli sami w tak pięknym miejscu, a nad nimi świeciło słońce, nie miała, na co czekać. To był dobry czas, żeby w końcu wyznała swoje uczucia. Kiedy był obok i ot tak chwytał ją za dłoń, która tak naturalnie wpasowywała się w jego dłoń, czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Chociaż to ona odczuwała potrzebę ochraniania go, to było właściwie, bo przecież był ich królem. Riva był dla niej integralną częścią zamku, w którym znała przecież każdą cegłę i każdy korytarz. Utożsamiał jego ciepłe, bezpieczne mury, w których mogła się schronić i odpocząć.

Chociaż jak miała mu powiedzieć, że bez niego nie wyobraża sobie dalszego życia i wolałaby już umrzeć razem z nim?

    W jego oczach mignęło zaskoczenie, gdy dotknęła jego policzka i pochyliła się ku jego twarzy, spuszczając wzrok na jego kusząco rozchylone usta.

    - Jeśli chodzi o twoje wcześniejsze pytanie, to ja…

   Nie dane jej było dokończyć, ani nawet posmakować upragnionego pocałunku. W tym momencie tuż nad nimi zawisł jakiś cień, przesłaniając słońce, po czym rozległ się znajomy głos:

    - Wszystkiego najlepszego, braciszku.

     Jednocześnie w jej głowie rozległy się dwa słowa:

     Już czas.

    Potem wszystko wydarzyło się błyskawicznie.

   Riva spojrzał gdzieś ponad jej głowę, pobladł i jego ciałem wstrząsnął dreszcz. W następnej chwili jego oczy naszły mgłą i bez życia runął do tyłu na ziemię. Zanim jego głowa dotknęła biało - czerwonego koca, Ariel poderwało w górę, aż straciła cały oddech. Krzyk zamarł gdzieś w jej gardle, gdy cios w tył głowy pozbawił ją przytomności.

   Zanim wchłonęła ją ciemność, poprzez na wpół otwarte powieki widziała jeszcze oddalającą się dolinę z jeziorem, pasące się spokojnie konie i piknikowy koc w kratkę. Na nim zaś, w otoczeniu resztek jedzenia i przewróconej butelki wina leżał Riva. Całkiem nieruchomy, jakby już nie żył.


No i doszliśmy prawie do końca trzeciej części, moi mili czytelnicy. W weekend dodam epilog, po którym na pewno będziecie chcieli więcej. Komentujcie jak wam się podobało i czy chcecie ostatnią część. Pozdrawiam:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych