W niewielkiej celi panował półmrok,
rozjaśniony jedynie przez blask lamp z korytarza. Przez malutkie
okienko widać było skrawek nocnego nieba. Powietrze było tutaj
nieruchome i wilgotne, przesiąknięte nieprzyjemną mieszaniną
różnych miej lub bardziej niezidentyfikowanych zapachów.
- Wiedziałam, że z tym przebieraniem
się to nie był najlepszy pomysł.
Sereia siedziała na ziemi tuż przy
kratach, w mdłym blasku lampy jej twarz promieniała upartą
godnością, którą w niej kochał. Pióro na jej czole było teraz
przekreślone magicznie, blokując jej Moc. Trzy przecinające się
fioletowe kreski, tworzyły gwiazdę, która bardziej przypominała
siniak. Oboje starali się nie zwracać na to uwagi, wiedząc, że to
tylko tymczasowo.
- Król miał rację, że wcześniej
czy później to i tak by się wydało – przypomniał jej Arwel.
Siedział naprzeciwko niej na korytarzu tak, że dzieliły ich od
siebie tylko grube kraty. Ich dłonie były tak mocno ze sobą
splecione, że wydawały się jednym – Przeczuwaliśmy, że kiedyś
to nastąpi. Może nawet lepiej, że mamy to już za sobą.
- Widziałeś ich miny? Wiedziałam,
że tak zareagują – pokręciła głową i zmarszczyła nos,
szczypiąc materiał sukienki – Nawet nie zdążyłam się
przebrać.
- Wyglądasz w niej pięknie.
- Jest brudna i powinnam ją oddać
Ariel.
- Kiedy stąd wyjdziesz.
- Jeśli wyjdę. Może spędzę tu
resztę życia.
- Najważniejsze, że cię nie wygnali
– przekonywał Arwel z drżącym uśmiechem. Próbował podnieść
ją na duchu i pocieszyć, ale robił to również dla siebie. Od
momentu, gdy Oran i Koll wkroczyli do jego domu, umierał ze strachu
o jej… o ich los. Teraz, gdy wrócił król, który był po ich
stronie, czuł się odrobinę bardziej uspokojony – Król Riva
zrobił to dla twojego bezpieczeństwa, nie dlatego, że zgadza się
z ich zdaniem. Musimy to wytrzymać. Jakoś ich przekonamy i wrócisz
do Zakonu, tym razem jako ty. Sereia.
- Jeśli powrócę do swojego
pierwszego imienia, nasza więź zniknie?
- To wtedy nadam ci kolejne Imię,
piękniejsze i bardziej odpowiednie. Ten Falen i tak nigdy mi się
nie podobał.
Popatrzyła mu prosto w oczy.
Trzymam
cię za słowo.
Arwel spojrzał w głąb korytarza,
gdzie w pewnym oddaleniu obserwował ich uzbrojony strażnik. I tak
jej zaufali, nie nakładając na nią dodatkowej ochrony, jak w
przypadku Noxa. Sereia natychmiast wyczytała, o czym teraz myśli i
zmarszczyła chmurnie czoło.
A
więc to on próbował cię wtedy zabić. Zdradziecki drań.
Powierzyliśmy mu moją tajemnicę i uratował mi życie. Jak on
śmiał to robić i jeszcze patrzeć nam w oczy?
Masz
rację, na pewno spotka go zasłużona kara.
Wyciągnął drugą rękę między
kratami i pogłaskał ją po policzku.
- Jesteśmy już bezpieczni, więc
zajmijmy się tobą. Do czasu rozwiązania sprawy zadbam, żebyś
miała tu wygodnie i dostawała porządne posiłki – wyszczerzył
zęby w szelmowskim uśmiechu – W ogóle może się tu
przeprowadzę, albo popełnię jakieś przestępstwo, żeby trafić
do twojej celi.
- Głupek – odepchnęła go z cichym
prychnięciem – Lepiej zrobisz, jak wrócisz na górę, sprawdzisz,
co się dzieje i trochę odpoczniesz.
Nie
obchodzi mnie nikt, ani ci, poza tobą. Zamruczał
w głębi jej umysłu, a głośno powiedział:
- I tak nie pozbędziesz się mnie tak
łatwo. Będę tutaj tkwił, dopóki strażnik mnie nie wyrzuci, albo
nie zostanę wezwany w pilnej sprawie.
Westchnęła z udawaną rezygnacją i
oparła policzek o stalowe, zimne pręty. Arwel zrobił to samo i ich
głowy się zetknęły. Podobnie obcięte na krótko, złote i
brązowe włosy pomieszały się w idealnej harmonii. Trwając w
takiej pozycji, przymknęli oczy, trzymając się za ręce. Bez
względu na dzielącą ich odległość, ich serca biły jednym
rytmem.
Wiesz,
o czym teraz marzę?
O
tym samym, co ja. W
myślach pokazała mu ich obraz, całujących się przed domem jego
rodziny.
Uśmiechnął się leciutko.
Chociaż
raz nie próbujesz mnie zganić.
Bo
cię kocham, Arwelu i w końcu nie muszę tego ukrywać. Dziękuję,
że wstawiłeś się za mną i chciałeś odejść razem ze mną,
gdyby mnie wygnali.
Tam
gdzie ty, to i ja. Bez ciebie bym umarł. Jesteśmy jednością i
nikt nie może nas rozdzielić. Dlatego zakończmy to jak najszybciej
i weźmy ślub.
Tak
ci się spieszy? Zapytała
sennie. Jej świadomość była delikatna i jasna, otaczająca jego
umysł miłością i ciepłem.
Chcę
jedynie, żebyś była szczęśliwa, skarbie.
Zawsze
jestem, kiedy jesteś obok.
***
Zaledwie zasnął, pod zamkniętymi powiekami po
raz tysięczny pojawił się ten sam, znany koszmar.
Obraz z przeszłości, który nawiedzał go, co
noc. Wszystkie szczegóły znał już na pamięć, jakby wydarzyło
się to zaledwie wczoraj.
Odgłosy burzy i błyski, co i raz rozświetlające
cały zamek. Echo jego kroków, gdy pustym korytarzu biegł w środku
nocy do komnaty rodziców. Przyspieszony oddech i zaspane, klejące
się powieki. Twarda rękojeść sztyletu, do której jego palce
zdawały się przyklejone.
Potem skrzypienie otwieranych wrót, ciemność i
kolejny błysk, na mgnienie oka rozświetlający komnatę.
Wystarczająco jednak długi, aby dostrzegł martwe ciała rodziców
i stojącego nad nimi Balara.
Ostatnie, co zawsze pamiętał to własny krzyk,
który i tym razem w końcu go zbudził. Jak zawsze wiedział, że
sen nie przyniesie mu ulgi, ale był zbyt zmęczony, żeby się mu
oprzeć.
Zlany zimnym potem, wciąż z ściskającą serce
rozpaczą i żalem, leżał bez ruchu, gapiąc się w ciemności w
sufit. Był zaledwie środek nocy i czuł, że już nie pozwoli sobie
na ponowne zaśnięcie.
Zamiast myśleć o rodzicach, czy o Noxie, nie
wiedział czemu, właśnie teraz przypomniał sobie pewne zdarzenie z
Balarem, które zwiastowało jego odejście. To było jakieś dwa
lata po tym, jak Ariel zamieszkała w drugim świecie i nie miał
jeszcze trzynastu lat, a jego brat zaczął się dziwnie zachowywać.
Trenował z Argonem na dziedzińcu walkę na
prawdziwe miecze i chociaż radził sobie coraz lepiej, znów
przegrywał.
- To niesprawiedliwe, że jesteś tylko o
kilka miesięcy starszy, a jesteś taki dobry. Przecież uczmy się
jednakowo w tym samym czasie – pożalił się, z wysiłkiem
blokując klingę przyjaciela, który nawet się nie zmęczył.
Argon uśmiechnął się z wyższością.
- Trenuję, kiedy ty śpisz, albo uczysz się
innych rzeczy. Muszę być gotowy, żeby cię chronić.
Riva zmarszczył brwi i dysząc ciężko,
zrobił kolejny unik.
- Ale to w takim razie...
- Biały Kruk chce powiedzieć, że za mało
się starasz.
Nie usłyszał, ani nie wyczuł nawet jak
nagle za jego plecami pojawiła się górująca nad nim postać, a
zimna stal dotknęła jego szyi. Zamarł z mieczem w dłoni, ale
poznał głos brata i uśmiechnął się lekko.
- Więc może ty ze mną potrenujesz, Balarze?
- Argon ci wystarczy. Kiedy będziesz w stanie
go pokonać, uznam, że możesz zmierzyć się ze mną.
Riva chciał się odwrócić, ale ku jego
zaskoczeniu, ostrze nie odsunęło się i kiedy poruszył głową,
drasnęło go lekko w szyję. Poczuł na skórze ciepłą krew i
jednocześnie dłoń brata na głowie, który jak gdyby nigdy nic
zmierzwił mu włosy.
- Do tego czasu trenuj tak ciężko, jakby od
tego zależało twoje życie. Żeby ze mną wygrać, musisz myśleć
o mnie jak o najgorszym wrogu, którego musisz zabić.
- Ale ty nie jesteś wrogiem i nie chcę cię
zabijać.
Balar w końcu zabrał miecz i Riva odwrócił
się, napotykając jego czarne, przeszywające spojrzenie. Jego
uśmiech był inny niż zawsze, jakiś chłodny i pozbawiony
wesołości.
- Nigdy nie wiesz, co przyniesie przyszłość,
braciszku.
- Wiem, że będę trenował aż stanę się
niepokonany, a ty zostaniesz królem.
- To się jeszcze okaże, ale jeśli nie
potraktujesz mnie poważnie, możesz zginąć.
Wbił miecz w ziemię pomiędzy nimi, jakby
właśnie rzucił mu wyzwanie i odszedł, jak zawsze ukrywając się
w swoim gabinecie w bibliotece.
Riva wzdrygnął się, jakby coś go poradziło,
westchnął ciężko i zmusił się do zwleczenia z łóżka.
Starając się odegnać niepotrzebne myśli, ubrał się po ciemku w
byle co i poszedł do komnaty Argona, która, jak się spodziewał,
była pusta.
Wszyscy wciąż szukali Noxa, chociaż nie
sądził, żeby go znaleźli. Odleciał i przeczuwał, że jeśli
jeszcze go zobaczą, to już po przeciwnej stronie.
Pewnie
wrócił do Niezwyciężonego. A my tak mu ufaliśmy. Tyle razy
pomagał mi swoim uzdrawianiem, podczas gdy mógł mnie zabić.
Nie
chciał za bardzo się nad tym zastanawiać, bo wtedy czuł się
jeszcze gorzej, ale co mógł robić, czekając na Argona, w jego
komnacie? Wojownik jako pierwszy ruszył w pogoń za Noxem i chociaż
zbliżał się świt, nadal nie wracał. Biały Kruk był ostatnią
osobą, która zrobiłaby coś nieprzemyślanego, czy głupiego, ale
Riva i tak się martwił. Wciąż miał przed oczami jego zbolały i
posępny wyraz twarzy, gdy patrzył na własnego wychowanka, który
próbował go zabić. Przez ostatnie lata Argon był jego jedynym
bratem i nierozłącznym towarzyszem. Jego stratę odczuwał jak
własną, dlatego wiedział, że ten niepokój nie zniknie, dopóki
tamten nie wróci.
Ponieważ nie mógł nawet stworzyć malutkiego
promyka światła, przyniósł ze sobą lampę, której mdły blask
tworzył na ścianach i podłodze pokraczne cienie. Wystój komnaty
idealnie pasował do jej właściciela. Panujący tu ascetyczny
porządek dawał nawet wrażenie, że kapitan mało kiedy tu
przebywał.
Riva przenosił się z łóżka na krzesło, ale
zaczął przysypiać i musiał być w ruchu, żeby nie dać się
ponownie wciągnąć koszmarom. Krążenie po komnacie jednak go
męczyło, dlatego niecierpliwe oczekiwanie przeszło w irytację.
Całe ciało miał obolałe i rozpalone, a każdy oddech przychodził
mu z trudem, jakby jego serce przygniatało coś ciężkiego.
Wracaj
już Argonie, bo nie wiem jak długo wytrzymam.
Zgarbiony,
ustał w końcu przy oknie i obserwował blado różowy wschód
słońca, prawdopodobnie ostatni w jego życiu. Całe miasto powoli
budziło się do życia, jego mieszkańcy witali nowy dzień,
nieświadomi, że ich król umiera.
Odwrócił się gwałtownie, gdy otworzyły się
drzwi i ku jego uldze, pojawił się w nich Argon. Wykończony, z
bladą, zapadłą twarzą, ale cały.
- W końcu jesteś. Czekałem na ciebie całą
noc.
Podszedł do przyjaciela, który wyglądał
gorzej od niego i poprowadził do krzesła, w blask lampy. Argon nie
protestował, usiadł ciężko i spojrzał na niego zmęczonym,
udręczonym wzrokiem.
- Niepotrzebnie. Znowu nie spałeś?
- Spałem, ale jak zawsze obudził
mnie koszmar, a potem wolałem zaczekać tutaj – Riva zajął
drugie krzesło i przeczesał dłonią potargane włosy. Chociaż
bardzo chciał, nie potrafił powstrzymać jej drżenia. – Poza tym
martwiłem się o ciebie, mój przyjacielu. Po twojej minie domyślam
się, że się nie udało. Reszta wciąż szuka?
Zamiast odpowiedzi, Argon przyjrzał
mu się uważnie z napiętą twarzą.
- Masz gorączkę – stwierdził,
dotykając jego czoła i odgarniając wilgotne od potu, czarne
kosmyki - Zaraz pójdę po No… - urwał raptownie, wziął urywany
wdech i osunął się na krześle z jękiem, gdy zdał sobie sprawę
ze swojego błędu.
Riva ze współczuciem dotknął jego
ramienia.
- Zawsze myślisz najpierw o mnie.
Teraz jednak powinieneś zająć się sobą i trochę odpocząć.
Wiem, ze zdrada Noxa dotknęła cię najbardziej, dlatego…
- Jak się czuje Ariel? – Przerwał
mu ochrypłym głosem, z premedytacją ponownie zmieniając temat.
Sama wzmianka o przybranym synu powodowała, że w jego oczach
pojawiał się ból.
Riva westchnął ciężko i oparł
łokcie o stół, przyglądając się kapitanowi spod zmarszczonych
brwi. Cały Argon. Woli zająć się innymi, niż użalać się nad
sobą.
- Szybko poszła spać. Próbowała
ukryć łzy, ale trudno, żeby nie przeżywała tego, jak my wszyscy.
Chyba zdążyła się z nim zaprzyjaźnić. Wiesz, wcześniej była
taka szczęśliwa, że znalazła ostatni kamień, ale chyba sama o
tym zapomniała. Widziałeś nowe pasemko?
- Tak.
- Jak się obudzi, poproszę ją o
pomoc, więc tym się nie martw – uśmiechnął się swobodnie,
mając nadzieję, że przyjaciel nie usłyszy drżenia w jego głosie
– Chciałbym powiedzieć, że sama jej obecność działa
uzdrawiająco, ale prawda jest taka, że jej zdolności są
zdumiewające. Dzięki niej może pożyje jeszcze trochę.
Argon kiwnął w zamyśleniu głową.
Był zbyt przybity i zmęczony, żeby wyczuć kłamstwo i zbytnią
wesołość króla.
- To dobrze – mruknął, w ogóle
nie wyglądając na uspokojonego, po czym z tym samym grymasem,
chwycił jego lewą dłoń i podsunął bliżej lampy, odsłaniając
czarne plamy – Co powiedział Hal? Widział to?
Riva spoważniał.
- Wolałbym mieć dla ciebie lepsze
wiadomości, bo wiem, że miałeś większe nadzieje ode mnie.
Przykro mi, że cię rozczaruję, ale oni również nie mogli mi
pomóc.
- W takim razie będę szukał dalej.
Odwiedzę jeszcze raz świątynie, potem wyruszę do Nammiru, a jeśli
będzie trzeba…
- Argonie.
-…może na innych wyspach znajdę
lekarstwo. Przecież nie sprawdzałem jeszcze tego drugiego świata,
tam na pewno…
- Argonie!
Riva musiał krzyknąć, żeby
wojownik w końcu zamilkł. Popatrzył mu wymownie w oczy i pokręcił
głową.
- Wiem, jak bardzo chcesz mi pomóc i
jestem ci wdzięczny, ale coś mi obiecałeś. Nie ma sensu dalej
szukać. Nawet, jeśli istnieje jakieś antidotum, nie sądzę, żeby
to coś dało. Już za późno, Argonie. Ja…
- Nie.
-
Umier…
- Nie chcę tego słyszeć – kapitan
zacisnął boleśnie palce na jego dłoni z desperacją w oczach –
Nie pozwolę ci odejść, dopóki nie spróbujemy wszystkiego –
zerknął w stronę okna, gdzie pierwsze promienie słońca powoli
wspinały się po murze i odetchnął z głębi piersi, z nagłą
rezygnacją zwieszając głowę – Miałem nadzieję, że to będzie
mój prezent dla ciebie. Teraz nie wiem, co mam ci dać, poza długim
i szczęśliwym życiem.
- Co?
Argon spojrzał na niego ze smutnym
uśmiechem.
- Dzisiaj są twoje urodziny, nie
pamiętasz? Kończysz dwadzieścia dwa lata. Wszystkiego najlepszego.
Riva zamrugał z zaskoczeniem i
wyprostował się z bolesnym grymasem. Ta informacja sprawiła, że
zakręciło mu się w głowie, a w ustach poczuł metaliczny smak
krwi.
Naprawdę
zapomniałem. A więc to dzisiaj. Co za ironia losu.
- Faktycznie – odezwał się z nutą
rozbawienia i przejechał dłonią po twarzy – Ciężko pamiętać
o czymś takim, kiedy tyle się dzieje. Ale cieszę się, że chociaż
ty pamiętasz. Jak zwykle niezawodny z ciebie przyjaciel.
- Przecież żyję tylko dla ciebie,
Wasza Wysokość – odparł z nadmierną powagą, dotykając palcami
znamienia na czole. W głębi jego oczu powróciła czułość i ten
szczególny rodzaj troski zarezerwowany tylko dla niego.
- Znowu zaczynasz? - Riva sięgnął
ponad stolikiem i wymierzył mu słabego kuksańca w bark – Twoja
pamięć mi wystarczy, więc nie rób mi żadnych prezentów, ani
niespodzianek i nie mów…
- Więc ty udawaj, że o niczym nie
wiesz, a ja zorganizuję wieczorem przyjęcie – na widok jego
oburzonej miny, jego uśmiech stał się odrobinę szerszy – I nie
próbuj protestować, bo to nic nie da. Jesteś Kruczym Królem, jak
łaskawie pamiętasz i cała szlachta będzie oczekiwała hucznej
uroczystości. – Riva otworzył usta, ale kapitan już wstał i
ruszył do drzwi, oglądając się jeszcze na niego w progu –
Zawiadomię pozostałych, kiedy wrócą i wszystkim się zajmę, a ty
odpocznij i miło spędź ten dzień. I bardzo byś mnie
uszczęśliwił, gdybyś wieczorem chociaż udawał zaskoczenie i
postarał się cieszyć niespodzianką.
Po tych słowach wyszedł, trzaskając
drzwiami.
W nagłej ciszy, Riva odetchnął
głośno i kompletnie pokonany, zsunął się na krześle, wznosząc
oczu ku sufitowi. Argon jak zwykle zachowywał się irytująco
protekcjonalnie, jakby to on wydawał tu rozkazy i on król nie miał
tu nic do gadania. Z drugiej strony cieszyło go, że jego brat i
przyjaciel odzyskał nieco energii i znalazł sobie nowy cel. On i
Ariel naprawdę byli tacy sami. Pomagali innym, żeby nie myśleć o
swoich problemach, czerpiąc siłę od ludzi, którzy ich
potrzebowali. A Argon miał szczególnego bzika na jego punkcie. Od
dziecka przerażająco śmiertelnie traktował swoją rolę jego
osobistego strażnika, nie raz narażając dla niego życie. Wydawało
się wręcz, że Biały Kruk zwiędnie i umrze bez swojego króla,
ale Riva mógłby powiedzieć to samo o sobie. Po tych wszystkich
latach walk, ciągłej rywalizacji i docinków, ich braterska miłość
oplotła ich ze sobą niczym nierozerwalne kajdany. Gdyby tylko mógł,
bez wahania oddałby za niego życie, ale w tej chwili był w stanie
jedynie sprawić mu choć trochę przyjemności i spełnić jego
prośbę.
Mam
spędzić ten dzień miło? Jak sobie życzysz, przyjacielu. Już
nawet wiem, jak.
Zbierając resztki sił, pognał do
swoich komnat, przebrał się w strój do konnej jazdy i ruszył do
kuchni. Po półgodzinie przygotowań, stanął przed drzwiami
komnaty Ariel, wygładził czerwono – złotą tunikę i przybrał
na twarz wesoły wyraz, maskujący grymas bólu.
Zamierzał zapukać, gdy w tym samym
momencie drzwi same się otworzyły i stanęła w nim Ariel.
Przecierając jeszcze zaspane, zapuchnięte oczy, spojrzała na niego
z zaskoczeniem, po czym jej wargi rozciągnęły się w lekkim
uśmiechu. Pewnie dopiero wstała, gdyż ledwo powstrzymywała
ziewnięcie. Luźne spodnie i nieco za duża tunika zapewne stanowiły
jej strój do spania.
- Co tu robisz, tak wcześnie? –
Zapytała zaspanym głosem, próbując wygładzić rękami włosy. –
Źle się czujesz? Mam…
- Nie – przerwał jej szybko ze
śmiechem, może zbyt wesołym - Mogłabyś się najpierw jakoś
ładnie ubrać?
- Po co?
- Proszę. Zrobisz, to dla mnie?
Poczekam tu.
Przekrzywiła głowę, patrząc
podejrzliwie na jego eleganckie ubranie, ale w końcu wzruszyła
ramionami i zamknęła drzwi.
Skoro
to moje ostatnie urodziny, będziemy je świętować jak należy.
Dodał w myślach,
opierając się o ścianę. Kiedy jego ciałem wstrząsnął krótki
kaszel, który niemal rozerwał mu płuca, wyjął szybko z kieszeni
chusteczkę i przytknął do ust. Gdy odsunął rękę, biały
materiał niemal całkowicie nasiąkł krwią. Wpatrywał się w nią
ze zmarszczonym czołem do momentu, gdy ponownie otworzyły się
drzwi.
- Jestem gotowa, chociaż nie wiem, do
czego. Nie wiedziałam, co ubrać, więc…
Riva wepchnął rękę z brudną
chusteczką do kieszeni i odwrócił ku niej z uśmiechem, który
niemal natychmiast zamarł mu na ustach. Z wrażenia aż zapomniał
oddychać. Rozpuszczone włosy doprowadziła nieco do ładu, ich
gęsta aureola otaczała miękko jej twarz świetlistą rudością.
Pasemka opadające na policzek lśniły niczym tęcza barwami
żywiołów. Założyła sukienkę w odcieniu oczu Argona, z
jaśniejszymi odcieniami na rękawach i przy szyi oraz żółtą
oblamówką przy pasie.
- Co? – Spytała niepewnie,
przyglądając się jego minie, a potem zerkając na siebie ze
zmarszczonym czołem – Źle wyglądam? To Tara wybiera mi wszystkie
te sukienki, więc nie jestem pewna jej gustu. Riva? Dobrze się
czujesz?
Przypomniał sobie, że powinien wziąć
wdech i odchrząknął, uśmiechając się jak gdyby nigdy nic.
- Wyglądasz jak elf. Idealnie. Możemy
już iść?
- Ale dokąd? – Spytała, kiedy
wziął ją za rękę i pociągnął pustym korytarzem.
- To niespodzianka. Król i Królowa
już czekają.
Ariel jęknęła głośno, wywołując
jego śmiech. Widocznie przeszło jej zamiłowanie do koni, które
miała w dzieciństwie.
- Znowu jakaś wycieczka? Nie zjadłam
nawet śniadania.
- Niczym się nie martw, o wszystkim
pomyślałem. Spodoba ci się.
***
Ciepłe słońce kąpało się w
jeziorze Tohen, nadając mu złocisty, migotliwy połysk. Po niebie
leniwie płynęły białe obłoczki, trawa kołysała się pod
naporem lekkiego wiatru. Idealny dzień na piknik.
Król i Królowa pasły się swobodnie
na rozległej łące. Ariel siedziała na kocu w biało – czerwoną
szachownicę i w zamyśleniu obserwowała jak Riva wyjmuje z koszyka
kolejne przekąski. Przed nią leżały już owoce, ciasto, bułki,
kurczak na zimno i inne rzeczy, na które niekoniecznie miała
ochotę. Widząc jej konsternację, Riva wyszczerzył zęby i
wzruszył ramionami.
- Zabrałem wszystko, co było świeże
i gotowe.
- Przygotowałeś się, jakbyśmy
mieli spędzić tu kilka dni – stwierdziła, ale na widok jedzenia
zaburczało jej w brzuchu.
- Nie chciałem, żebyś była głodna,
albo czegoś ci zabrakło.
- Posądzasz mnie, że mam tak pojemny
żołądek?
- Twojemu żołądkowi na pewno nic
się nie stanie, a ja też jeszcze nie jadłem.
Wzięła kiść winogron i skubiąc
je, w zamyśleniu zapatrzyła się na migoczącą taflę jeziora.
Wprawdzie zostawiła wiadomość Tarze, że musiała wyjść, ale i
tak martwiła się o przyjaciółkę. Prawie przez całą noc
próbowała ją uspokoić i dopiero, gdy nad ranem usnęła zapłakana
na jej łóżku, Ariel również zmrużyła na trochę oczy. Od
wczorajszego wieczoru wciąż miała nadzieję, że to tylko zły
sen, ale nowy, ciepły poranek nie przyniósł żadnych zmian.
Jakby tego było mało, boję się
nowej Mocy i nie wiem jak kontrolować ten ogień…
- Zdradzisz mi swoje myśli, czy mam
zgadywać, co cię trapi?
Riva usiadł przy niej ze
skrzyżowanymi nogami i dotknął palcem jej pomarszczonego czoła,
wygładzając podłużne zmarszczki. Sam miał lekko ściągnięte
brwi, chociaż znów próbował udawać, że wszystko jest w
porządku. W blasku dnia był chorobliwie blady, w jasnoszarych
oczach płonął jakiś niezdrowy blask.
Ariel zerknęła na niego, potem znów
na jezioro i podkuliła nogi pod brodę, obciągając fałdy
sukienki. Wzbierające łzy zapiekły ją w oczy i gardło.
- Myślałam o Noxie i o Sato. Mam
wrażenie, że wszyscy po kolei mnie opuszczają, a ja nie wiem, co
zrobić, żeby temu zapobiec. Nox był moim przyjacielem, a nie
zauważyłam, żeby coś złego się z nim działo. Zawsze był
trochę inny, ale nawet nie podejrzewałam...
- W obu przypadkach to nie twoja wina,
Ariel. Nie mamy wpływu na całe zło tego świata. Śmierć jest
częścią naszego życia i tego nie zmienimy – odparł
refleksyjnie.
Spojrzała
na niego z ciężkim sercem.
- Nie znaleźli go jeszcze? Dlaczego
zabijał własnych braci, udając przyjaciela?
Riva westchnął i pokręcił głową.
Zmierzwił czarne włosy, które poruszane wiatrem, sterczały na
wszystkie strony. Nawet teraz, przytłoczona smutkiem, musiała się
powstrzymać, żeby ich nie przygładzić.
- Argon i reszta Zakonu całą noc
przeszukiwali cały Elderol, ale sądzę, że już nie zobaczymy
naszego poczciwego Noxa – wziął od niej winogrono, wrzucił sobie
do ust, po czym dodał weselszym tonem – Dzisiaj jednak chciałbym
spędzić z tobą miłe przedpołudnie i niczym się nie przejmować.
Skoro to moje urodziny, wolałbym widzieć raczej twój uśmiech, niż
taką pochmurną minę.
- Co? Masz dzisiaj urodziny? – Ze
zdumienia otworzyła szerzej oczy.
Riva przesunął się w stronę
otwartego koszyka i wyjął z niego pozostały prowiant, łącznie z
butelką wina i kielichami.
- Tak. Sam o tym nie wiedziałem,
dopóki Argon mi nie przypomniał. Zdaje się, że pamięta wszystko,
co jest ze mną związane – z lekkim uśmiechem podał jej ciasto i
mówiąc dalej, zaczął napełniać kielichy czerwonym trunkiem –
Już zaczął organizować wieczorne przyjęcie, na którym pewnie
zgromadzi się cała szlachta i wszyscy ważni ludzie – skrzywił
się z przesadną niechęcią – Będę zbyt zajęty gośćmi i
bólem głowy, więc pomyślałem, że najpierw poświętuje gdzieś
spokojnie tylko z tobą.
Ariel przyjęła od niego kielich, z
zakłopotaniem siadając na zgiętych nogach. Teraz już rozumiała,
dlaczego wcześniej był taki tajemniczy, ale poczuła się winna, że
nic dla niego nie miała.
- Gdyby ktoś powiedział mi o tym
wcześniej, przygotowałabym dla ciebie jakiś prezent.
Riva postawił koszyk w rogu koca,
żeby nie zwiał go wiatr i kucając, obejrzał się na nią z
czułością w oczach.
- Ty jesteś wystarczającym
prezentem.
Jej serce wykonało fikołka i
pospiesznie upiła łyk wina, którego słodka gorycz rozlała się
po przełyku i uderzyła do głowy.
- Więc…Wszystkiego najlepszego,
Riva – mruknęła ze spuszczonym wzrokiem.
Błyskawicznie
znalazł się tuż przy niej.
-
Jeden pocałunek załatwi sprawę.
-
C… co?
- Twój prezent – ponaglił,
dotykając palcem policzka i pochylają się w jej stronę – Widzę,
że masz straszne wyrzuty sumienia, że się nie przygotowałaś,
więc skoro musisz mi coś dać, to…
Zanim skończył mówić i zanim by
się rozmyśliła, cmoknęła go szybko we wskazane miejsce.
Riva roześmiał się głośno, cały
rozpromieniony i wyprostował się gwałtownie z nową energią.
-
Dziękuję ci za ten hojny podarunek, o pani – ukłonił się
dwornie, po czym chwycił ją za rękę, pociągnął z koca i
pobiegli w stronę jeziora.
-
Czas na kąpiel!
Zanim zdążyła coś powiedzieć,
zdjął w biegu buty i w ubraniu skoczył do chłodnego jeziora.
Zanurzył się na chwilę, po czym nad powierzchnią pojawiła się
jego czarna głowa, ociekająca wodą. Wyszczerzył zęby i pomachał
do niej ponaglająco.
- Woda jest ciepła. Pościągamy się?
Ariel skinęła głową i kiedy udała,
że zaczyna zdejmować buty, Riva odwrócił się i zaczął płynąć
do drugiego brzegu. Zamiast samej wejść do wody, miała lepszy
pomysł. Uśmiechając się pod nosem, kucnęła przy samym brzegu i
gdy zamoczyła palce dłoni, jej pasemko zalśniło w słońcu
błękitem tafli jeziora.
Riva wciąż płynął przed siebie,
co i raz zanurzając się cały, gdy woda za nim poruszyła się,
zakotłowała i przybrała kształt Ariel. Ta prawdziwa, kucająca na
brzegu zachichotała cicho, podczas gdy wodna dziewczyna wynurzyła
się ponad powierzchnię i śmignęła w stronę Rivy. Król wyczuł
za sobą ruch i pewny, że to ona go dogania, odwrócił się z
uśmiechem, który natychmiast zamarł na jego wargach, gdy dostrzegł
stworzoną przez nią istotę. Otworzył szeroko oczy, gdy Ariel –
woda wyskoczyła ponad powierzchnię niczym delfin, rozłożyła
ramiona i opadła prosto na niego, jakby chciała go objąć. Zamiast
tego, na jego głowę spadł strumień wody, zmieniając dziewczynę
w tysiące lśniących kropel, które rozprysnęły się na wszystkie
strony.
Prychając i potrząsając głową,
spojrzał w jej stronę i Ariel pomachała mu jak gdyby nigdy nic,
tłumiąc narastający w piersi śmiech. Widząc, że zaczyna płynąć
z powrotem, wróciła pospiesznie na koc, gdzie usiadła przy
rozłożonych półmiskach. Obserwując jego sylwetkę w wodzie,
zjadła dwa kawałki kurczaka, chleb z świeżym serem i słodką
bułeczkę. Próbowała odegnać od siebie niewesołe myśli, żeby
nie popsuć tej chwili. Riva wyglądał na szczęśliwego i
odprężonego, a przynajmniej robił wszystko, żeby tak myślała.
Widziała jednak, że jego stan znów się pogorszył już w
momencie, gdy ujrzała go na progu swojej komnaty. Zarzekał się, że
wszystko z nim w porządku, bo nie chciał żeby się martwiła. Być
może przyprowadził ją tutaj, bo potrzebował tego, żeby chociaż
raz poczuć się normalnie, jak człowiek, który poza świętowaniem
swoich urodzin, nie ma żadnych zmartwień.
W końcu wyszedł z jeziora cały
ociekający wodą i ruszył w jej stronę po trawie z butami w ręku.
Ariel od niechcenia poruszyła palcami i otoczyło go ciepłe
powietrze, osuszając w kilka minut. Spojrzał na siebie z widocznym
zaskoczeniem, potem na nią i pokazał uniesiony kciuk.
Zaprowadził konie na brzeg jeziora,
żeby je napoić, po czym wrócił i opadł na koc, sięgając po
swój kielich i kilka suszonych owoców.
- Ładna pogoda, prawda? – Zagadnął
wesoło, zmrużonymi oczami rozglądając się po okolicy.
- Gdyby padało, mogłabym to w każdej
chwili zmienić. Chociaż w jednym mogę się pochwalić, że jestem
ekspertem.
- Nigdy nie twierdziłem, że brak ci
talentów – odparł zdecydowanie, zerkając na nią z rozbawieniem
w kącikach ust. – Sądziłem, że ze mną popływasz, a ty tak
podstępnie mnie oszukałaś. Ta niby ty z wody wcale mi się nie
podobała.
- Miałam wejść w tej sukience? Tara
twierdziła, że była bardzo droga, więc nie chciałabym złamać
jej serca, niszcząc tak cenny materiał.
- W takim razie ją zdejmij, a ja
popilnuję, żeby nie zabrał jej wiatr.
- Bardzo śmieszne – rzuciła w
niego okruszkami ciasta, które rozsypały się po kocu. Riva
uśmiechnął się niewinne.
- Przecież nie chcesz zniszczyć tak
drogocennej sukienki… Hej!
Kilka winogron pacnęło go
bezboleśnie i potoczyło się aż na trawę. Ariel zmarszczyła brwi
i wzięła się pod boki, posyłając mu oburzone spojrzenie.
- A wiec zaciągnąłeś mnie tu tylko
po to, żeby podstępem mnie rozebrać? Nie sądziłam, że Wasza
Wysokość jest zdolny do tak niecnego czynu.
- Czy przypadkiem nie umawialiśmy się
na coś? Miałaś więcej tak mnie nie tytułować.
-
No tak, pamiętam Riva.
- Za to kocham, kiedy wymawiasz moje imię –
wymruczał aksamitnie miękkim głosem, aż przeszył ją dreszcz.
Słońce zaszło za chmurę, pogrążając całą
dolinę i jezioro w cieniu. Odgarnęła do tyłu rozwiewane przez
wiatr włosy, podczas gdy Riva odsunął tace z jedzeniem i ułożył
się obok niej w niedbałej półleżącej pozycji. Oparty na łokciu
napotkał jej spojrzenie i z powagą zapatrzył się na nią bez
skrępowania.
- Mam coś na twarzy? – Spróbowała
zażartować, chociaż jego spojrzenie wędrujące po jej twarzy było
nieco onieśmielające.
- Przez tyle lat czekałem, żeby znów móc cię
usłyszeć i dotknąć, że wciąż wydajesz mi się nierealna jak
ulotny sen.
- Przecież tu jestem – odparła cicho,
łagodnym tonem – Jestem tu z tobą i nigdzie się nie wybieram.
Nie zdejmując z niej rozpalonego
spojrzenia, dotknął jej dłoni sięgającej, aby poprawić włosy,
musnął palcami płatek ucha i objął jej szyję w miejscu, gdzie
dudnił jej przyspieszony puls. I znów pieszczota jego dłoni
obudziła niewyraźne strzępki wspomnień, schowane gdzieś za
zasłoną ciemności.
Chłopięcy dotyk, obietnice i ich
śmiech w tym samym miejscu, tu, nad jeziorem.
Oraz spojrzenie czarnych oczu.
Ariel aż sapnęła głośno,
wstrząśnięta tym obezwładniającym, bolesnym uczuciem.
- Coś nie tak? – Zapytał z troską,
nie odsuwając dłoni i uważnie wpatrując się w jej pociemniałe
oczy.
- N… nie – odparła wymijająco i
posłała mu szybko uśmiech – Po prostu myślę, że wszystko
byłoby inaczej, gdybym nas pamiętała. Ciebie i siebie, kiedy
byliśmy dziećmi i nasi rodzice…
- … planowali nasz ślub? Ja
natomiast pamiętam, że strasznie chciałaś wyjść za nas obu.
- Obu?
W kącikach jego warg osiadł smutny,
melancholijny uśmiech.
- Za mnie i za Balara. Jako
czteroletnia dziewczynka raczej nie rozumiałaś jeszcze, że tak nie
można.
- Aha – mruknęła wymijająco z
zażenowaniem spuszczając wzrok – Byłam po prostu głupia.
- Miłość nigdy nie jest głupia.
Wiesz, Ariel? To ja podsunąłem ojcu ten pomysł z naszym ślubem w
przyszłości – wyznał ostrożnie, zabierając dłoń i błądząc
wzrokiem po zielonym materiale jej sukienki – Ustaliliśmy nawet
datę. Za dziesięć dni od dzisiaj, w twoje siedemnaste urodziny.
To, co mówiłem w Lotheronie… - przełknął ślinę, znów
unosząc na nią jasne oczy, pełne nadziei i wyczekiwania – Wiem,
że przez te lata wiele się zmieniło, oboje dorośliśmy i mieliśmy
różne, oddzielne życia. Jednak chcę żebyś wiedziała, że
chociaż byliśmy tylko dziećmi, moja miłość do ciebie nigdy się
nie zmieniła i nie zmieni. Właściwie odkąd ujrzałem cię po raz
pierwszy tam nad rzeką i zobaczyłem jak bardzo wyrosłaś, każdego
dnia utwierdzałem się tylko w przekonaniu, że tylko z tobą
chciałbym spędzić całe życie. Przynajmniej te, które mi jeszcze
zostało.
Ariel milczała, wpatrując się w
niego jak zahipnotyzowana. Gdzieś na pobliskim drzewie zaświergotały
ptaki, jakby zachęcały ją, żeby to w końcu z siebie wyrzuciła i
dłużej nie trzymała go w niepewności. Skoro to były jego
urodziny i byli sami w tak pięknym miejscu, a nad nimi świeciło
słońce, nie miała, na co czekać. To był dobry czas, żeby w
końcu wyznała swoje uczucia. Kiedy był obok i ot tak chwytał ją
za dłoń, która tak naturalnie wpasowywała się w jego dłoń,
czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Chociaż to ona odczuwała
potrzebę ochraniania go, to było właściwie, bo przecież był ich
królem. Riva był dla niej integralną częścią zamku, w którym
znała przecież każdą cegłę i każdy korytarz. Utożsamiał jego
ciepłe, bezpieczne mury, w których mogła się schronić i
odpocząć.
Chociaż jak miała mu powiedzieć, że
bez niego nie wyobraża sobie dalszego życia i wolałaby już umrzeć
razem z nim?
W jego oczach mignęło zaskoczenie, gdy dotknęła
jego policzka i pochyliła się ku jego twarzy, spuszczając wzrok na
jego kusząco rozchylone usta.
-
Jeśli chodzi o twoje wcześniejsze pytanie, to ja…
Nie dane jej było dokończyć, ani nawet
posmakować upragnionego pocałunku. W tym momencie tuż nad nimi
zawisł jakiś cień, przesłaniając słońce, po czym rozległ się
znajomy głos:
-
Wszystkiego najlepszego, braciszku.
Jednocześnie
w jej głowie rozległy się dwa słowa:
Już
czas.
Potem
wszystko wydarzyło się błyskawicznie.
Riva spojrzał gdzieś ponad jej głowę, pobladł
i jego ciałem wstrząsnął dreszcz. W następnej chwili jego oczy
naszły mgłą i bez życia runął do tyłu na ziemię. Zanim jego
głowa dotknęła biało - czerwonego koca, Ariel poderwało w górę,
aż straciła cały oddech. Krzyk zamarł gdzieś w jej gardle, gdy
cios w tył głowy pozbawił ją przytomności.
Zanim wchłonęła ją ciemność, poprzez na
wpół otwarte powieki widziała jeszcze oddalającą się dolinę z
jeziorem, pasące się spokojnie konie i piknikowy koc w kratkę. Na
nim zaś, w otoczeniu resztek jedzenia i przewróconej butelki wina
leżał Riva. Całkiem nieruchomy, jakby już nie żył.
No i doszliśmy prawie do końca trzeciej części, moi mili czytelnicy. W weekend dodam epilog, po którym na pewno będziecie chcieli więcej. Komentujcie jak wam się podobało i czy chcecie ostatnią część. Pozdrawiam:)
No i doszliśmy prawie do końca trzeciej części, moi mili czytelnicy. W weekend dodam epilog, po którym na pewno będziecie chcieli więcej. Komentujcie jak wam się podobało i czy chcecie ostatnią część. Pozdrawiam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz