- Riva, wstawaj! Chyba musimy stąd
wyjść.
Dlaczego
akurat teraz nie może być trochę spokoju?
Potrząsnęła nim mocno, po czym
szybko doskoczyła do okna. Niestety było zbyt brudne, żeby
cokolwiek dostrzec, a poza tym na zewnątrz panowały ciemności.
Widziała jedynie jakieś niewyraźne sylwetki kręcące się między
budynkami. Ktoś trzasnął drzwiami w głębi karczmy, rozległy się
głośne kroki, znów trzask i cisza. Z podwórka ponownie dobiegł
płacz kilku dzieci i kobiet.
- Riva!
Wróciła do króla i szarpnęła go
nerwowo za ramię, aż w końcu otworzył oczy i popatrzył na nią
nieprzytomnie.
-
Co…
- Musimy iść. Coś się dzieje –
wyjaśniła szeptem i siłą zmusiła go, aby usiadł. Wciąż był
półprzytomny i rozpalony, ale chyba coś do niego docierało, bo
skinął głową i jakoś udało mu się wstać na chwiejnych nogach.
Podtrzymując go, gdy się potykał, opuścili pokój, zostawiając w
nim wszystkie swoje bagaże.
Zeszli na dół i przeszli przez pustą
salę najszybciej jak mogli. Ariel coraz bardziej zaniepokojona,
szarpnęła za drzwi i pierwsza wypadła na chłód nocy. Stanęła
na piaszczystej ścieżce i wszystko w niej zamarło ze zgrozy. Riva
potknął się na progu i oparł się na niej ciężko, po czym jego
ciało również stężało, a wzrok stał się bardziej świadomy.
Na placyku między domami zgromadził
się niewielki tłumek mieszkańców. Zbici w ciasną grupkę
wieśniacy, otoczeni blaskiem magicznej kuli, patrzyli przed siebie w
ciszy, przerywanej jedynie płaczem i krzykiem którejś z kobiet.
- No, wciąż nie potraficie dokonać
wyboru? Klęknięcie na kolana nie wymaga tak dużo wysiłku.
Przed nimi stała Rairi, w bordowo -
złotej sukni i z okrutnym, leniwym uśmieszkiem. Koło jej stóp
leżało dwoje martwych dzieci w kałużach krwi.
Nieco z boku, wszystkiemu przyglądał
się Balar, odziany w czarny płaszcz z elegancko związanymi włosami
i w niedbałej pozycji. Jego spojrzenie, ani wyraz twarzy nie
wyrażały absolutnie niczego. Był całkowicie niewzruszony, wręcz
obojętny.
- Wasz król stoi przed wami i nie
potraficie nawet okazać mu szacunku? – Rzuciła pogardliwie,
wyszukując wzrokiem w tłumie kolejnej ofiary – Widzę, że kończą
wam się dzieci. Kto następny? Nie przestanę, póki nie spełnicie
mojej prośby.
Kilka osób niepewnie opadło na
kolana, ale większość wciąż stała. Ktoś znów zapłakał i
Balar spojrzał na tłum. Skinął dłonią i kobieta z tyłu
dosłownie przefrunęła nad głowami wieśniaków i upadła boleśnie
pomiędzy nimi a Rairi.
- Może ona – zwrócił się do
elfki z nikłym, chłodnym uśmiechem. – Irytuje mnie - Gdy kobieta
wydała z siebie żałosny jęk, zmroził ją ostrym spojrzeniem i
skrzywił z niesmakiem – Cicho siedź.
Wśród ludzi rozległy się głosy
protestu, kilku mężczyzn wystąpiło do przodu, chociaż nikt nie
śmiał ich zaatakować. Wtedy Balar wrzucił kobietę do
najbliższego budynku i dotknął dłonią ściany. Cały dom
zatrząsł się w posadach i runął jak domek z kart, przygniatając
uwięzioną w nim ofiarę.
- Spokój, albo spotka was jeszcze
gorszy los.
Nie mogła dłużej na to patrzeć.
Ariel zaciskała pieści, aż pobielały jej kłykcie, a Riva niemal
wstrzymał oddech, chwiejąc się za nią na drżących nogach. Kiedy
na niego zerknęła, na śmiertelnie bladej twarzy dostrzegła
niedowierzanie i szok. Jej samej na widok tej dwójki i tego, co
wyprawiali, zrobiło się niedobrze.
- Przestańcie!!
Jej ostry krzyk rozległ się po całej
wiosce i odbił echem od nocnego nieba. Wszyscy, jak na dany sygnał,
natychmiast odwrócili się w ich stronę, dopiero teraz dostrzegając
ich obecność
- To Potomek Liry – odezwał się
jakiś cichy, nieśmiały głos, a reszta powtórzyła za nim jak
echo, chociaż nadal nikt się nie poruszył. Ci, którzy klęczeli,
wstali powoli, zerkając na jej pasemka.
Balar uniósł na nią spojrzenie i
poza drobnym zmrużeniem oczu, ani jego wyraz twarzy ani postawa się
nie zmieniły. Za to uśmiech Rairi stał się szerszy i bardziej
jadowity.
- Proszę, proszę, jaki ten świat
jednak mały. Urocza noc na tak niespodziewane spotkanie, prawda?
- Jesteś potworem – syknęła Ariel
i zrobiła krok do przodu z jaśniejącymi pasemkami, jednak pod
przeszywającym spojrzeniem Balara, zatrzymała się gwałtownie –
Ci ludzie nic wam nie zrobili.
- I w tym jest cała zabawa. Ale nie
widzisz, jacy są niewychowani? Nie potrafią okazać szacunku
swojemu królowi i nie chcą przed nim uklęknąć. Zasługują na
karę.
- Tu jest ich jedyny król – odparła
ostro i chwyciła Rivę za ramię, popychając go do przodu. Potknął
się o własne nogi i o mało nie upadł, mętnym wzrokiem wodząc po
zebranych i z wysiłku marszcząc brwi.
Na jego widok Rairi roześmiała się
serdecznie.
- Ten ledwo żywy chłoptaś? Oboje
jesteście tacy zabawni, że z chęcią bym się z wami dłużej
pobawiła, jednak dzisiaj nie mam na to czasu – spoważniała nagle
i skinęła nieznacznie głową.
Na dany sygnał, Balar wzniósł się
w ciemne niebo na potężnych skrzydłach z tą samą niewzruszoną
miną. Emanował złowrogą, potężną energią, która kotłowała
się wokół niego w rozedrganym powietrzu. Ariel była niemal pewna,
że w czasie ich ostatniego spotkania nie wydawał się aż taki
silny.
Czyżby rzeczywiście dostawał Moc od
Gathalaga?
Blisko.
Wieśniacy natychmiast dostrzegli, że
chwilowo nikt nie zwraca na nich uwagi i czym prędzej pochowali się
w domach tak, że bardzo szybko pozostała tylko ich czwórka.
Ariel ledwo dostrzegła, że zostali
sami, tak bardzo skupiła się na mężczyźnie w górze. Z
niepokojem dostrzegła, że jego wzrok koncentruje się na młodszym
bracie. Wyciągnął prawą dłoń, przed którą zawirowała
błękitna kula otoczona siateczką roztańczonych iskier i wycelował
w ich stronę. Pocisk pomknął niczym strzała prosto na Rivę,
który zdążył tylko unieść głowę.
Ariel krzyknęła ostrzegawczo i
zasłoniła go własnym ciałem w ostatniej chwili. Magiczny pocisk
drasnął ją w ramię i z sykiem wbił się w ziemię, wypalając w
niej sporą dziurę. Tam, gdzie jej dotknął, spalona skóra
zapiekła żywym ogniem. Zwróciła zaciekłe spojrzenie na Balara,
który złożył skrzydła i runął w ich stronę. Skoczyła, żeby
zaatakować go w powietrzu i odciągnąć od chorego króla, jednak,
gdy zamachnęła się lodowym sztyletem, napotkała grubą barierę,
od której odbiła się jak od ściany.
On naprawdę stał się silniejszy.
Przemknęło jej przez myśl, z zimnym uciskiem w piersi.
Balar w odpowiedzi tylko machnął
ręką, jakby odganiał muchę, nawet nie zaszczycając jej
spojrzeniem.
Nie
przeszkadzaj.
Poczuła jak uchodzi z niej całe
powietrze i ogromna siła cisnęła nią na jeden z budynków. Balar
tymczasem doleciał do Rivy, chwycił go za skraj tuniki i
przygwoździł do ściany tawerny.
- Dawno się nie widzieliśmy,
braciszku – przywitał się zjadliwie.
Riva tylko jęknął niewyraźnie,
ledwo utrzymując na nim zamglone spojrzenie. Przez palce Balara
przepłynęły błękitne iskry, które objęły całe ciało króla,
tańcząc po jego ciele i twarzy, odbijając się w szarych
tęczówkach.
- Nie!! Zostaw go!
Ariel ledwie udało się wyhamować za
pomocą posłusznego wiatru i chciała biec na ratunek Rivie. Jednak
niespodziewanie pojawiła się Rairi i z miażdżącą siłą
chwyciła ją za przegub dłoni. Ariel sięgnęła po Moc kamieni,
ale napotkała czerwoną mgłę, która zaćmiła jej umysł i
przytępiła zmysły.
- Nie przeszkadzaj im w rodzinnym
spotkaniu – odezwała się słodko elfka z ostrzegawczą nutą.
Jednocześnie głowę Ariel zaatakowały czerwone szpileczki bólu,
aż pociemniało jej w oczach – A jeśli spróbujesz użyć swoich
Mocy, twój żałosny król zginie szybciej, niż zdążysz mrugnąć.
Ariel zacisnęła szczęki i spojrzała
na braci.
- Zostaw go! – Krzyknęła
rozpaczliwie, próbując wyszarpnąć się elfce, która tylko
roześmiała się z okrutnym rozbawieniem. – Nie widzisz, że on
nawet nie jest w stanie walczyć?! - Gorzkie łzy zapiekły ją w
oczy - Przecież to twój brat!
Balar zupełnie nie zwracał na nią
uwagi.
- Zaskakujące, że jeszcze trzymasz
się na nogach – usłyszała jego pełen pogardy baryton, od
którego przeszył ją zimny dreszcz – Możesz sprawić mi
przyjemność i szybciej umrzeć? Na tym świecie jest miejsce tylko
na jednego Kruczego Króla, a ty jesteś zaledwie marną namiastką
mnie – zdarł z jego lewej ręki rękawicę i szarpnięciem chwycił
za dłoń, gdzie rozmyte znamię przecinała nie zagojona szrama.
Riva otworzył usta i wydał z siebie chrapliwy wydech. Jego ciało,
otoczone przebiegającymi po nim iskrami, drżało spazmatycznie –
Widzisz, ty już nawet nie jesteś królem.
- Więc… czemu mnie… nie…
zabijesz od razu?
Ariel krzyknęła ze strachem, kiedy
popchnął go brutalnie na ziemię. Riva upadł ciężko, a kiedy
próbował wstać na kolana, dostał kopniaka w żebra. Przeturlał
się kawałek, po czym skulił, zasłaniając głowę ramionami.
- Nauczyłem się od Rairi, że
zadawanie powolnej śmierci jest znacznie zabawniejsze. Już
przeżywasz tortury, prawda? – Balar kopał go teraz po całym
ciele z jakąś dziką, sadystyczną przyjemnością i najwyraźniej
nie zamierzał przestać – Odwiedzę cię jeszcze, żeby zobaczyć
jak wydajesz ostatni oddech.
Riva stracił w końcu przytomność,
chociaż Balar nie przestawał się nad nim znęcać, jakby nawet
tego nie zauważył. Kopał jego nieruchome ciało, aż przeturlało
się na skraj wioski. Błękitne iskry po raz ostatni wstrząsnęły
jego ciałem, rozbłysły i zniknęły.
Rairi tylko śmiała się z zimną
satysfakcją, trzymając ją za rękę tak mocno, aż czuła, jak
krew przestanie płynąc do odrętwiałej dłoni i palców. Dziwna,
paraliżująca mgła w jej głowie nie pozwalała jej się ruszyć,
ani zaatakować.
- Patrz uważnie, dziecko i podziwiaj.
Ładnie go wytresowałam, prawda? Bez mrugnięcia okiem zabije
swojego brata, ciebie i wszystkich, których kiedyś kochał. Jego
serce należy całkowicie do mnie.
Jej słowa były pełne dumy, gdy
ciemnymi oczami obserwowała jak Balar znęca się nad nieprzytomnym
bratem. Piękną twarz ozdabiał pozbawiony litości uśmiech.
Ariel dygotała cała z bezradnej
wściekłości i przerażenia.
Co robić? Nie mogę użyć Mocy,
ale muszę jakoś go powstrzymać.
W tej chwili Balar naprawdę wydawał
się skłonny zabić brata i to z zimną krwią. Czy naprawdę
wyzbyty był wszelkich ludzkich uczuć, czy faktycznie to Rairi
zrobiła mu pranie mózgu?
Przed oczami stanął jej obraz, jak
Balar zabija Sato, patrząc jej prosto w oczy, jakby czerpał z tego
przyjemność. Nie. Ten człowiek z pewnością nie miał serca i
jeśli nadarzy się okazja, następnym razem nie zawaha się, żeby
go zabić.
Jednak w tej chwili, patrząc na
nieprzytomnego Rivę, uwięziona w czerwonej mgle, czuła się zbyt
odrętwiała, by coś wymyślić. Wiedziała jednak, że musi go
ratować za wszelka cenę.
Myśl
szybciej. Może jednak…
Głośny huk wstrząsnął nocnym
powietrzem i spłoszył sowę z pobliskiego drzewa. Ariel aż
zadudniło w uszach, a serce niemal wyskoczyło z piersi. Wszyscy
zamarli, ale to ona, rozglądając się na boki, pierwsza odnalazła
źródło tego dźwięku.
W cieniu zaułka pomiędzy budynkami
dostrzegła dziewczynę, która klęczała na jednym kolanie i
celowała w nich z długiej, dziwnej broni. Ariel przypomniała
sobie, że to przyjaciółka pokazała jej jak wygląda strzelba i w
magicznym świetle od razu ją rozpoznała. Zamrugała z zaskoczeniem
i otworzyła usta.
Tara?
Co ona tu robi?
Dziewczyna napotkała jej spojrzenie i
pomachała z szerokim uśmiechem.
- Cześć – rzuciła wesoło, po
czym od razu spoważniała, przenosząc wzrok na Rairi i mierząc w
nią lufą strzelby - Jeden krok a was zabiję. Strzelam naprawdę
szybko i celnie. Twój towarzysz już raz się o tym przekonał i o
mało nie umarł. Tylko ostrzegam, że ta broń przebije nawet
magiczną tarczę.
Na potwierdzenie swojej groźby,
strzeliła dwa razy. Jeden pocisk przebił się przez tarczę Rairi i
zarył w ziemię przy jej nogach, a drugi wbił się w budynek za
nią.
Elfka zmarszczyła brwi z
niezadowoleniem, chociaż nie wyglądała na przestraszoną tymi
groźbami i skinęła dłonią.
- Dość, Balarze. Dzisiaj darujemy
sobie dalszą zabawę.
Mężczyzna posłusznie zostawił Rivę
w spokoju i ruszył spokojnie w jej stronę. Rairi odepchnęła
Ariel, uśmiechając się do swojego towarzysza, który odpowiedział
jej tym samym. Cofając się tyłem, Ariel napotkała czarne,
złowrogie spojrzenie i serce podeszło jej do gardła, gdyż
wyczytała z ich uśmiechów porozumiewawczy przekaz.
Właśnie.
Jego głos
zawibrował boleśnie w jej głowie. Nie
sądziłaś chyba, że tak odejdziemy.
- Tara, uciekaj! – Krzyknęła i nie
odwracając się, co sił pognała w stronę Rivy.
Dobiegła do niego bez tchu i z
wysiłkiem odciągnęła w trawę, poza wydeptaną ścieżkę. Kiedy
spojrzała na wioskę, Balar i Rairi unosili się już nad dachami.
Ariel poraziło to, że elfka również posiadała czarne skrzydła,
których wcześniej z pewnością nie miała.
Nawet z tej odległości czuła, ze
Balar patrzy prosto na nią.
W
taką zimną noc trzeba się ogrzać. Te ognisko jest specjalnie dla
ciebie.
Zdążyła jeszcze osłonić Rivę
swoim ciałem, jednocześnie zatapiając się w Mocy kamienia. Ziemia
wokół zadrżała, kiedy przed nimi wyrosła gruba i wysoka ściana.
W tej samej chwili ze skrzydeł Balara spłynęło na ziemię kilka
piór.
Eksplozja i huk zatrzęsły ziemią i
osłaniającą ich ścianą, otaczając ich chmurą pyłu i duszącego
dymu. Ogłuszona, skuliła się jeszcze bardziej, osłaniając głowę
i pierś Rivy. Szalejący ogień ze wściekłym sykiem pochłonął
wioskę, martwe dzieci na drodze i wszystkich mieszkańców. Jednak,
co dziwne, w tej jednej chwili Ariel pomyślała jedynie o tym, że
zapomniała o koniach. Riva będzie zawiedziony, że stracił Króla
i Królową.
Zanosząc się kaszlem, próbowała
wstać w chmurze pyłu, żeby odciągnąć Rivę jak najdalej od
ognia, jednak zabrakło jej siły. Niespodziewanie usłyszała kroki
i ktoś pomógł jej podnieść się na nogi.
- Zbierajmy się stąd.
- Tara – wychrypiała na widok
przyjaciółki i uściskała ją z ulgi, że żyje – Co ty tu w
ogóle robisz?
- Argon kazał mi was śledzić.
- A więc szłaś za nami przez całą
drogę?
- Miałam być niewidzialna i chyba
się udało. Jak widzisz, całe szczęście, że byłam obok. Beze
mnie byłoby z wami krucho.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj, tylko zrób coś z tym
ogniem, żeby się nie rozprzestrzenił i zmywamy się stąd.
Ariel skinęła głową i przywołała
wiatr, żeby oczyścił powietrze. Następnie usunęła ścianę,
która uchroniła ich przez spaleniem, odwróciła się w stronę
płonącej wioski i wyciągnęła ręce. Strumień wody zgasił
jęzory ognia, który zdążył wszystko strawić. Po Balarze i Rairi
nie było śladu.
Tara pomogła jej przenieść
nieprzytomnego Rivę z dala od zgliszczy, w jakieś bardziej
osłonięte miejsce. Ku zaskoczeni i radości Ariel, natknęli się
na skupisko drzew, przy których pasły się spokojnie ich konie. Z
pewnością to musiała być sprawka jej przyjaciółki, chociaż nie
miała pojęcia, jak tak szybko udało jej się wyprowadzić
wierzchowce. Nie zdążyła jej o to zapytać, gdyż Tara położyła
ostrożnie króla na ziemi przy najbliższym drzewie i wyprostowała
się ze słowami:
- Dacie już sobie radę? Stąd już
niedaleko do Malgarii, więc pojadę przodem i uprzędę wszystkich w
zamku, że wracacie. A Jego Wysokość…
- Nie martw się – Ariel już opadła
na ziemię obok Rivy, wpatrując się w jego bladą, nieruchomą
twarz. – Zajmę się nim.
- Będzie dobrze – Tara dotknęła
jej ramienia i odbiegła, znikając równie nagle, jak się pojawiła.
Usłyszała tylko oddalające się
kroki przyjaciółki, a potem tętent kopyt, całkowicie skupiona na
królu. W nikłym świetle magicznego światełka, które stworzyła
nisko nad ich głowami, jedną dłoń położyła na jego czole, a
drugą na piersi. Poczucie winy, że nie była w stanie nic zrobić,
niemal ją paliło. Przecież już nie raz walczyła z Balarem, więc
dlaczego tym razem była jak sparaliżowana, niezdolna do działania?
To z pewnością była jakaś sztuczka Rairi, ta dziwna mgła coś z
nią zrobiła, ale wiedziała, że powinna bardziej się starać,
żeby się uwolnić.
A
przecież miałam go chronić. Argon mi ufał, że obronię Rivę.
Wszystkie siły i zmysły
skoncentrowała na jego ciele, przede wszystkim lecząc siniaki i
stłuczenia. Obniżyła gorączkę i przelała w niego tyle energii,
ile zdołała. Jeszcze bardzo długo siedziała przy nim
niestrudzenie, robiąc wszystko, co w jej mocy, aby przywrócić go
do przytomności. Potargane włosy spłynęły jej na twarz, gdy
pochyliła się nad nim z przymkniętymi powiekami, a spomiędzy jej
palców prześwitywało raz złote, raz błękitne światło. Gdyby
tylko mogła, oddałaby mu całą energię i Moc żywiołów.
Nie wiedziała nawet ile czasu tak
siedziała, z dłońmi na jego ciele, używając na nim całej
nagromadzonej uzdrowicielskiej wiedzy. Niebo pokryły gęste chmury,
przez co wokół było całkiem ciemno, nie licząc małego światełka
nad nimi. Gdzieś obok stały przywiązane do drzewa Król i Królowa,
a ich ciche rżenie podnosiło ją na duchu. Chłodne powietrze
przenikało do kości, aż w końcu zaczęła drżeć. Uświadomiła
sobie wtedy, że od długiego siedzenia w jednej pozycji, aż cała
zdrętwiała.
Westchnęła z ulgą, gdy Riva w końcu
zaczął oddychać miarowo, spadła mu gorączka i chyba zapadł w
zdrowy sen. Nie miał na sobie płaszcza i nawet nie miała czym go
okryć, bo wszystkie bagaże zostały spalone wraz z karczmą. Okryła
go suchymi liśćmi i zwiększyła magiczne światło, które dawało
trochę ciepła. Próbowała czuwać, żeby pilnować jego stan, ale
była tak zmęczona, że w końcu zapadła w drzemkę.
Nie zdążyło jej się nic przyśnić,
gdy wybudziła się z nagłą myślą:
Powinnam rozpalić ogień i
przygotować jakieś jedzenie.
Od razu wezbrała w niej nowa energia
i zabrała się do działania. Przeniosła Rivę bliżej koni i
napoiła je, tworząc przed nimi bańki wody. Z iskierką światła i
delikatnym blaskiem promieniującym z piórka na szyi, zagłębiła
się w zagajnik, w poszukiwaniu suchych gałęzi. Wokół panował
głęboki mrok i cisza, przerywana jedynie cykaniem świerszczy i
pohukiwaniem sowy. Ten kojący, nocny spokój był aż dziwny, po
tym, co zdarzyło się w wiosce. Nic tutaj nie świadczyło o
rozegranej niedawno tragedii, jakby to był tylko zły sen.
Zbierając z ziemi patyki, Ariel
myślami wciąż była przy królu, pełna niepokoju, czy w ogóle
jeszcze się obudzi. Co prawda uleczyła wszystkie fizyczne skutki
pobicia, ale jego organizm niemal całkowicie pochłonęła już
trucizna. Zrobiła wszystko, co mogła i musiała tylko mieć
nadzieję, że jeszcze otworzy oczy. Spieszyła się, żeby wrócić
jak najszybciej i przynajmniej trochę go ogrzać. Tym razem
postanowiła być bardziej czujna i nie spuszczać go z oczu.
Przystanęła, nadeptując z trzaskiem
na gałązkę, gdyż wydało jej się, że gdzieś między konarami
usłyszała trzepot skrzydeł. W jednej chwili spięła wszystkie
mięśnie, zwiększając kulę światła. Upiorne cienie zatańczyły
wokół niej, gdy czujna do granic możliwości, przeczesała
wzrokiem gałęzie drzew i prześwitujące przez nie niebo.
Nagle jakiś szelest rozległ się za
jej plecami. Odwróciła się na pięcie, ale nic tam nie było.
Wpatrując się uporczywie w krzaki, zrobiła krok do przodu, a wtedy
czubek jej buta natrafił na kamyk, który gładko potoczył się po
mchu, przyciągając jej wzrok.
Z jej gardła wydostał się krzyk
zdumienia, który natychmiast stłumiła, zasłaniając dłonią
usta. Nie mogła uwierzyć ani w swoje szczęście, ani w szczęśliwy
zbieg okoliczności.
To był kamień Ognia. Ostatni żywioł.
Leżał sobie pośród trawy i mchu jak gdyby nigdy nic. Owalny i
gładki, mieniący się czerwono – pomarańczowym blaskiem, jakby
od środka lizały go uwięzione w nim płomyki. Podziwiając jego
piękno, Ariel chciało się śmiać z radości. Gdyby nie ta podróż
z Rivą do Lotheronu i splot wszystkich wydarzeń, pewnie nie
odnalazłaby go na czas. Bogowie naprawdę musieli jej sprzyjać,
skoro w ten sam przypadkowy sposób udało jej się odnaleźć
wszystkie kamienie.
Nie wahając się ani chwili dłużej,
odrzuciła nazbierane gałęzie, pochyliła się i sięgnęła po
mieniący się kamień. Wystarczyło, że dotknęła go samymi
palcami i zniknął na jej oczach, pozostawiając puste miejsce na
trawie. Odsapnęła głośno, gdy fala żaru przetoczyła się przez
jej ciało, wypełniając jej żyły nową Mocą. W radosnym
oszołomieniu, uniosła lekko tunikę, dostrzegając nowe znamię
nieco powyżej brzucha, pod samym sercem. Kiedy spróbowała go
dotknąć, okazał się gorący, chociaż nie patrzył jej skóry.
Podekscytowana, zapomniała o porozrzucanych gałęziach na ognisko i
pobiegła z powrotem do koni. Teraz zamierzała od razy wypróbować
ostatni z żywiołów i sama rozpalić ogień. Szkoda, że nie mogła
powiedzieć…
Riva! Spodziewała się zastać go
leżącego w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Tymczasem
król, jak gdyby nigdy nic stał przy swoich ukochanych koniach i
nucąc pod nosem, głaskał je i sprawdzał siodła.
Ta noc okazała się pełna
niespodzianek.
- Riva! Nic ci nie jest?
Podbiegła do niego z szerokim
uśmiechem i rzuciła mu się na szyję z taką energią, aż cofnął
się gwałtownie, a konie zarżały z protestem. Odsunęła się
pospiesznie, niemal podskakując z radości, a wtedy obdarzył ją
jak najbardziej świadomym i żywym spojrzeniem.
Jego wygląd mówił sam za siebie. W
jasnych oczach pojawił się dawny blask, a w magicznym świetle,
jego twarz była tylko odrobinę blada. Zniknęły sińce pod oczami
i grymas bólu, który ostatnio nie schodził z jego warg. W ogóle
wyglądał zaskakująco dobrze, jak przy ich pierwszym spotkaniu.
Jedynie widoczna na lewej dłoni czerń była dowodem, że nie
wyzdrowiał całkowicie.
- Jak… się czujesz? – Powtórzyła
drącym z emocji głosem, przepełniona ogromną ulgą.
Uśmiechnął się dokładnie tak, jak
lubiła najbardziej i skinął głową.
- Doskonale, nawet lepiej niż na
początku podróży. Miałem nawet ochotę stworzyć kulę światła,
ale wolałem nie ryzykować – zacisnął lewą dłoń w pięść i
schował za plecami, ale uśmiech z jego warg nie zniknął.
- A tamte iskry? Wyglądały naprawdę
groźnie.
- Nie wiem, co to było – wzruszył
obojętnie ramionami – Może tylko chciał nas przestraszyć, bo to
nie było nic bolesnego. Jeśli miało przynieść jakieś skutki, to
z pewnością zostały już zneutralizowane. A to wszystko zasługa
twojego cudownego dotyku i niezwykłych umiejętności, godnych
samego elfa.
- Nie zrobiłam wiele, ponad to, co
byłam w stanie, ale cieszę się, że pomogło – obejrzała go
sobie z góry do dołu, mając ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
Rozejrzał się po okolicy i
zmarszczył brwi.
- Co właściwie się stało? Kiedy
straciłem przytomność i... – Nieco zakłopotany, potarł palcami
czoło, drugą dłonią klepiąc zaczepiającego go konia.
Ariel spochmurniała na samo
wspomnienie tamtej dwójki.
- To, co zwykle. Spalił całą wioskę
i odlecieli – nawet nie wymówiła jego imienia – Wiesz, że
Rairi też ma skrzydła? Takie jak, Noszących Znak Kruka.
- Tego się można było spodziewać –
mruknął pod nosem i w zamyśleniu odwrócił się ku Królowej, aby
pogłaskać ją po chrapach. Zacisnął usta, zapewne myśląc o
słowach Balara i o tym, że nie był nawet w stanie się przed nim
obronić.
Westchnęła ciężko, dotykając jego
ramienia. Chciała go jakoś pocieszyć, ale sama nie wiedziała,
jak. Nie znajdowała żadnych słów, bo gdyby to jej Argon próbował
ją zabić i wyczyniał takie potworności, zapewne zrobiłaby
wszystko, żeby go powstrzymać. Ale Riva był coraz słabszy, a
Balar coraz silniejszy i nawet ona nie dała mu dzisiaj rady
- Posłuchaj, przepraszam, że...
Chciała mimo wszystko dodać mu jakoś
otuchy, ale Riva przerwał jej nagle, celowo zmieniając temat:
- Dziękuję, że uratowałaś konie.
Jak ci się to udało?
Gdy zwrócił ku niej głowę, był
nad wyraz pogodny. Wrócił beztroski uśmiech, jak gdyby
wcześniejsza rozmowa nie miała miejsca. Napotkała jego spojrzenie
i wyczytała w nim nieme błaganie, żeby nie drążyli tego tematu.
Ariel przełknęła ślinę i również
się uśmiechnęła.
- Właściwie to nie ja, tylko Tara.
Przegoniła ich swoją dziwną bronią z tamtego świata. Wiesz, że
przez cały czas za nami szła?
Tym razem jego uśmiech był bardziej
szczery i rozbawiony.
- Wiem.
- Naprawdę? – Uniosła brwi,
zaskoczona jego brakiem zaskoczenia – Bo ja nie miałam pojęcia.
Jak...
Pochylił się i popukał palcem jej
nos z chytrą miną.
- Czy nie wspominałem jeszcze, że
jestem niezwykle spostrzegawczy? Wiedziałem, że nas śledzi już od
początku. I wiem też, że to sprawka Argona. Jakkolwiek by nam
ufał, zawsze musi robić wszystko po swojemu.
- Aha – skomentowała tylko, po czym
coś sobie przypomniała i natychmiast posłała mu ironiczny
uśmieszek – W takim razie chyba musisz jednak popracować jeszcze
nad spostrzegawczością, bo coś ci umknęło.
- Co takiego? – Przekrzywił głowę,
przypatrując jej się z nowym zainteresowaniem, jakby sądził, że
go nabiera.
- Tutaj. Widzisz?
Umieściła kulę światła bliżej
włosów i podsunęła pod nią kosmyki z pasemkami. Riva pochylił
się blisko jej twarzy i zmrużył oczy, wpatrując się w nie
zaledwie chwilę, zanim w końcu dostrzegł, o co jej chodziło. Na
ten widok uniósł brwi i napotkał jej roziskrzone spojrzenie.
- To wygląda, jakby twój kosmyk
płonął. Ogień?
Pokiwała entuzjastycznie głową i
skacząc ze śmiechem, wzięła go za rękę.
- Ostatni kamień. Natknęłam się na
niego, kiedy poszłam po gałęzie na ognisko, prawdziwe szczęście,
co nie? Już mam wszystkie kamienie!
-
To naprawdę…
Ariel przerwała mu nagłym
klaśnięciem w dłonie.
- Właśnie. Miałam spróbować
rozpalić ogień.
Odwróciła się natychmiast, zebrała
kilka suchych gałązek w jedną kupkę i kucnęła, wyciągając nad
nią rękę. Wzięła głęboki wdech, koncentrując się na nowym
źródle Mocy. Odnalazła go niemal od razu, szybciej niż pozostałe.
Był tuż na wyciągnięcie ręki, jakby z niecierpliwością czekał,
aż go użyje.
Ogień. Prawdziwy ogień płonął w
niej jasnym, żywym płomieniem. Tak blisko serca, że niemal czuła,
jak otacza go swoim żarem.
Ariel spróbowała sięgnąć po ten
płomień i przenieść go na dłoń, a potem na gałęzie, ale stało
się inaczej niż zawsze.
Straciła kontrolę.
Miała wrażenie, że krew w jej
żyłach, mięśnie i wszystkie kości eksplodowały, aby zmienić
się w ogień. Płomień rozpalił ją od środka i podpalił serce
jakby chciał ją pochłonąć. W jednej chwili całe jej ciało
stanęło w ogniu, łącznie z włosami.
Gorący, dziki żywioł był w jej
oczach, nosie i ustach… Płonęła niczym żywa pochodnia,
rozświetlając całą polanę.
Z jej gardła wyrwał się krzyk,
chociaż sama ledwo go usłyszała i osunęła się na ziemię.
Płomienie wokół niej syczały głośno, zagłuszając wszystko
inne. Nie słyszała panicznego głosu Rivy, który krążył wokół
niej i coś krzyczał, próbując się do niej zbliżyć. Machnęła
panicznie ręką, żeby się odsunął, żeby przypadkiem go nie
spaliła.
Chociaż czuła żar i ciepło
otaczających ją płomieni, nie paliły jej skóry. Jej serce biło
jak oszalałe, tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu. Jakby zaraz
miało eksplodować.
Ariel nie kontrolowała ognia. Ona
była ogniem. Wszystko w niej płonęło. Nieokiełznana, gorąca Moc
zdawała się z niej wyciekać, każdy milimetr ciała lizały
czerwone języki.
A ona nie wiedziała jak to zatrzymać
i nad tym zapanować. To nie była woda, czy powietrze, posłuszne
jej woli i myśli. Trzecie Oko ją zawiodło, nie udzielając
podpowiedzi, jak ma sobie poradzić z czwartym, ostatnim żywiołem.
Zaraz wszystko podpalę! Drzewa,
konie, Riva... Bogowie, jak to zatrzymać?!
I nagle jej oszalały z przerażenia
umysł ogarnął błogi spokój, jakby dotknęła go cudownie chłodna
dłoń. To odprężające, przyjemne uczucie ogarnęło całe jej
ciało, jakby przeszła przez nie uzdrawiająca fala Mocy. Kiedy
serce odzyskało normalny rytm, ogień zniknął jak zdmuchnięty
wiatrem, a wszystkie napięte boleśnie mięśnie, rozluźniły się
w jednej chwili. Skulona, leżała na ziemi ciężko dysząc,
kompletnie wyczerpana. Wszystkie dźwięki powróciły ze zdwojoną
siłą i poczuła na głowie dłoń Rivy.
- Co… to było? – Zapytał
ochrypniętym, oszalałym z niepokoju głosem.
Spróbowała się poruszyć, jednak
czuła się kompletnie wycieńczona, jakby ogień wypalił z niej
całą energię i siłę.
- Nie… wiem – zamrugała z
wysiłkiem i spojrzała na niego, gdy odgarniał z jej policzka
włosy, które w tym żarze powinny się spalić. Jej serce wciąż
biło szybciej niż powinno, jak po długim biegu. – To nie powinno
się stać, ja…
- Podobno twój ojciec też miał
problemy z tym żywiołem. Widocznie ognia nie da się tak łatwo
kontrolować. Może na razie nie powinnaś używać tej Mocy, aż nie
znajdziemy sposobu, żeby ją okiełznać. Już niedaleko do
Malgarii, więc lepiej wracajmy jak najszybciej.
Riva bez wysiłku wziął ją na ręce
jakby nic nie ważyła, chociaż niedawno sam ledwo trzymał się na
nogach. Posadził ją na Królu, sam wskoczył za nią na siodło i
prowadząc za uzdę drugiego konia, pogalopował w noc. Ariel, oparta
plecami o jego pierś, zamknęła oczy i owiewana cudownie chłodnym
wiatrem, zasnęła nie wiadomo, kiedy.
W ostatnim rozbłysku świadomości
dotarł do niej cichy, złowróżbny szept:
Masz
już wszystkie kamienie, więc niedługo po ciebie przyjdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz