piątek, 2 czerwca 2017

Rozdział 29

- Riva, wstawaj! Chyba musimy stąd wyjść.
Dlaczego akurat teraz nie może być trochę spokoju?
Potrząsnęła nim mocno, po czym szybko doskoczyła do okna. Niestety było zbyt brudne, żeby cokolwiek dostrzec, a poza tym na zewnątrz panowały ciemności. Widziała jedynie jakieś niewyraźne sylwetki kręcące się między budynkami. Ktoś trzasnął drzwiami w głębi karczmy, rozległy się głośne kroki, znów trzask i cisza. Z podwórka ponownie dobiegł płacz kilku dzieci i kobiet.
- Riva!
Wróciła do króla i szarpnęła go nerwowo za ramię, aż w końcu otworzył oczy i popatrzył na nią nieprzytomnie.
- Co…
- Musimy iść. Coś się dzieje – wyjaśniła szeptem i siłą zmusiła go, aby usiadł. Wciąż był półprzytomny i rozpalony, ale chyba coś do niego docierało, bo skinął głową i jakoś udało mu się wstać na chwiejnych nogach. Podtrzymując go, gdy się potykał, opuścili pokój, zostawiając w nim wszystkie swoje bagaże.
Zeszli na dół i przeszli przez pustą salę najszybciej jak mogli. Ariel coraz bardziej zaniepokojona, szarpnęła za drzwi i pierwsza wypadła na chłód nocy. Stanęła na piaszczystej ścieżce i wszystko w niej zamarło ze zgrozy. Riva potknął się na progu i oparł się na niej ciężko, po czym jego ciało również stężało, a wzrok stał się bardziej świadomy.
Na placyku między domami zgromadził się niewielki tłumek mieszkańców. Zbici w ciasną grupkę wieśniacy, otoczeni blaskiem magicznej kuli, patrzyli przed siebie w ciszy, przerywanej jedynie płaczem i krzykiem którejś z kobiet.
- No, wciąż nie potraficie dokonać wyboru? Klęknięcie na kolana nie wymaga tak dużo wysiłku.
Przed nimi stała Rairi, w bordowo - złotej sukni i z okrutnym, leniwym uśmieszkiem. Koło jej stóp leżało dwoje martwych dzieci w kałużach krwi.
Nieco z boku, wszystkiemu przyglądał się Balar, odziany w czarny płaszcz z elegancko związanymi włosami i w niedbałej pozycji. Jego spojrzenie, ani wyraz twarzy nie wyrażały absolutnie niczego. Był całkowicie niewzruszony, wręcz obojętny.
- Wasz król stoi przed wami i nie potraficie nawet okazać mu szacunku? – Rzuciła pogardliwie, wyszukując wzrokiem w tłumie kolejnej ofiary – Widzę, że kończą wam się dzieci. Kto następny? Nie przestanę, póki nie spełnicie mojej prośby.
Kilka osób niepewnie opadło na kolana, ale większość wciąż stała. Ktoś znów zapłakał i Balar spojrzał na tłum. Skinął dłonią i kobieta z tyłu dosłownie przefrunęła nad głowami wieśniaków i upadła boleśnie pomiędzy nimi a Rairi.
- Może ona – zwrócił się do elfki z nikłym, chłodnym uśmiechem. – Irytuje mnie - Gdy kobieta wydała z siebie żałosny jęk, zmroził ją ostrym spojrzeniem i skrzywił z niesmakiem – Cicho siedź.
Wśród ludzi rozległy się głosy protestu, kilku mężczyzn wystąpiło do przodu, chociaż nikt nie śmiał ich zaatakować. Wtedy Balar wrzucił kobietę do najbliższego budynku i dotknął dłonią ściany. Cały dom zatrząsł się w posadach i runął jak domek z kart, przygniatając uwięzioną w nim ofiarę.
- Spokój, albo spotka was jeszcze gorszy los.
Nie mogła dłużej na to patrzeć. Ariel zaciskała pieści, aż pobielały jej kłykcie, a Riva niemal wstrzymał oddech, chwiejąc się za nią na drżących nogach. Kiedy na niego zerknęła, na śmiertelnie bladej twarzy dostrzegła niedowierzanie i szok. Jej samej na widok tej dwójki i tego, co wyprawiali, zrobiło się niedobrze.
- Przestańcie!!
Jej ostry krzyk rozległ się po całej wiosce i odbił echem od nocnego nieba. Wszyscy, jak na dany sygnał, natychmiast odwrócili się w ich stronę, dopiero teraz dostrzegając ich obecność
- To Potomek Liry – odezwał się jakiś cichy, nieśmiały głos, a reszta powtórzyła za nim jak echo, chociaż nadal nikt się nie poruszył. Ci, którzy klęczeli, wstali powoli, zerkając na jej pasemka.
Balar uniósł na nią spojrzenie i poza drobnym zmrużeniem oczu, ani jego wyraz twarzy ani postawa się nie zmieniły. Za to uśmiech Rairi stał się szerszy i bardziej jadowity.
- Proszę, proszę, jaki ten świat jednak mały. Urocza noc na tak niespodziewane spotkanie, prawda?
- Jesteś potworem – syknęła Ariel i zrobiła krok do przodu z jaśniejącymi pasemkami, jednak pod przeszywającym spojrzeniem Balara, zatrzymała się gwałtownie – Ci ludzie nic wam nie zrobili.
- I w tym jest cała zabawa. Ale nie widzisz, jacy są niewychowani? Nie potrafią okazać szacunku swojemu królowi i nie chcą przed nim uklęknąć. Zasługują na karę.
- Tu jest ich jedyny król – odparła ostro i chwyciła Rivę za ramię, popychając go do przodu. Potknął się o własne nogi i o mało nie upadł, mętnym wzrokiem wodząc po zebranych i z wysiłku marszcząc brwi.
Na jego widok Rairi roześmiała się serdecznie.
- Ten ledwo żywy chłoptaś? Oboje jesteście tacy zabawni, że z chęcią bym się z wami dłużej pobawiła, jednak dzisiaj nie mam na to czasu – spoważniała nagle i skinęła nieznacznie głową.
Na dany sygnał, Balar wzniósł się w ciemne niebo na potężnych skrzydłach z tą samą niewzruszoną miną. Emanował złowrogą, potężną energią, która kotłowała się wokół niego w rozedrganym powietrzu. Ariel była niemal pewna, że w czasie ich ostatniego spotkania nie wydawał się aż taki silny.
Czyżby rzeczywiście dostawał Moc od Gathalaga?
Blisko.
Wieśniacy natychmiast dostrzegli, że chwilowo nikt nie zwraca na nich uwagi i czym prędzej pochowali się w domach tak, że bardzo szybko pozostała tylko ich czwórka.
Ariel ledwo dostrzegła, że zostali sami, tak bardzo skupiła się na mężczyźnie w górze. Z niepokojem dostrzegła, że jego wzrok koncentruje się na młodszym bracie. Wyciągnął prawą dłoń, przed którą zawirowała błękitna kula otoczona siateczką roztańczonych iskier i wycelował w ich stronę. Pocisk pomknął niczym strzała prosto na Rivę, który zdążył tylko unieść głowę.
Ariel krzyknęła ostrzegawczo i zasłoniła go własnym ciałem w ostatniej chwili. Magiczny pocisk drasnął ją w ramię i z sykiem wbił się w ziemię, wypalając w niej sporą dziurę. Tam, gdzie jej dotknął, spalona skóra zapiekła żywym ogniem. Zwróciła zaciekłe spojrzenie na Balara, który złożył skrzydła i runął w ich stronę. Skoczyła, żeby zaatakować go w powietrzu i odciągnąć od chorego króla, jednak, gdy zamachnęła się lodowym sztyletem, napotkała grubą barierę, od której odbiła się jak od ściany.
On naprawdę stał się silniejszy. Przemknęło jej przez myśl, z zimnym uciskiem w piersi.
Balar w odpowiedzi tylko machnął ręką, jakby odganiał muchę, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.
Nie przeszkadzaj.
Poczuła jak uchodzi z niej całe powietrze i ogromna siła cisnęła nią na jeden z budynków. Balar tymczasem doleciał do Rivy, chwycił go za skraj tuniki i przygwoździł do ściany tawerny.
- Dawno się nie widzieliśmy, braciszku – przywitał się zjadliwie.
Riva tylko jęknął niewyraźnie, ledwo utrzymując na nim zamglone spojrzenie. Przez palce Balara przepłynęły błękitne iskry, które objęły całe ciało króla, tańcząc po jego ciele i twarzy, odbijając się w szarych tęczówkach.
- Nie!! Zostaw go!
Ariel ledwie udało się wyhamować za pomocą posłusznego wiatru i chciała biec na ratunek Rivie. Jednak niespodziewanie pojawiła się Rairi i z miażdżącą siłą chwyciła ją za przegub dłoni. Ariel sięgnęła po Moc kamieni, ale napotkała czerwoną mgłę, która zaćmiła jej umysł i przytępiła zmysły.
- Nie przeszkadzaj im w rodzinnym spotkaniu – odezwała się słodko elfka z ostrzegawczą nutą. Jednocześnie głowę Ariel zaatakowały czerwone szpileczki bólu, aż pociemniało jej w oczach – A jeśli spróbujesz użyć swoich Mocy, twój żałosny król zginie szybciej, niż zdążysz mrugnąć.
Ariel zacisnęła szczęki i spojrzała na braci.
- Zostaw go! – Krzyknęła rozpaczliwie, próbując wyszarpnąć się elfce, która tylko roześmiała się z okrutnym rozbawieniem. – Nie widzisz, że on nawet nie jest w stanie walczyć?! - Gorzkie łzy zapiekły ją w oczy - Przecież to twój brat!
Balar zupełnie nie zwracał na nią uwagi.
- Zaskakujące, że jeszcze trzymasz się na nogach – usłyszała jego pełen pogardy baryton, od którego przeszył ją zimny dreszcz – Możesz sprawić mi przyjemność i szybciej umrzeć? Na tym świecie jest miejsce tylko na jednego Kruczego Króla, a ty jesteś zaledwie marną namiastką mnie – zdarł z jego lewej ręki rękawicę i szarpnięciem chwycił za dłoń, gdzie rozmyte znamię przecinała nie zagojona szrama. Riva otworzył usta i wydał z siebie chrapliwy wydech. Jego ciało, otoczone przebiegającymi po nim iskrami, drżało spazmatycznie – Widzisz, ty już nawet nie jesteś królem.
- Więc… czemu mnie… nie… zabijesz od razu?
Ariel krzyknęła ze strachem, kiedy popchnął go brutalnie na ziemię. Riva upadł ciężko, a kiedy próbował wstać na kolana, dostał kopniaka w żebra. Przeturlał się kawałek, po czym skulił, zasłaniając głowę ramionami.
- Nauczyłem się od Rairi, że zadawanie powolnej śmierci jest znacznie zabawniejsze. Już przeżywasz tortury, prawda? – Balar kopał go teraz po całym ciele z jakąś dziką, sadystyczną przyjemnością i najwyraźniej nie zamierzał przestać – Odwiedzę cię jeszcze, żeby zobaczyć jak wydajesz ostatni oddech.
Riva stracił w końcu przytomność, chociaż Balar nie przestawał się nad nim znęcać, jakby nawet tego nie zauważył. Kopał jego nieruchome ciało, aż przeturlało się na skraj wioski. Błękitne iskry po raz ostatni wstrząsnęły jego ciałem, rozbłysły i zniknęły.
Rairi tylko śmiała się z zimną satysfakcją, trzymając ją za rękę tak mocno, aż czuła, jak krew przestanie płynąc do odrętwiałej dłoni i palców. Dziwna, paraliżująca mgła w jej głowie nie pozwalała jej się ruszyć, ani zaatakować.
- Patrz uważnie, dziecko i podziwiaj. Ładnie go wytresowałam, prawda? Bez mrugnięcia okiem zabije swojego brata, ciebie i wszystkich, których kiedyś kochał. Jego serce należy całkowicie do mnie.
Jej słowa były pełne dumy, gdy ciemnymi oczami obserwowała jak Balar znęca się nad nieprzytomnym bratem. Piękną twarz ozdabiał pozbawiony litości uśmiech.
Ariel dygotała cała z bezradnej wściekłości i przerażenia.
Co robić? Nie mogę użyć Mocy, ale muszę jakoś go powstrzymać.
W tej chwili Balar naprawdę wydawał się skłonny zabić brata i to z zimną krwią. Czy naprawdę wyzbyty był wszelkich ludzkich uczuć, czy faktycznie to Rairi zrobiła mu pranie mózgu?
Przed oczami stanął jej obraz, jak Balar zabija Sato, patrząc jej prosto w oczy, jakby czerpał z tego przyjemność. Nie. Ten człowiek z pewnością nie miał serca i jeśli nadarzy się okazja, następnym razem nie zawaha się, żeby go zabić.
Jednak w tej chwili, patrząc na nieprzytomnego Rivę, uwięziona w czerwonej mgle, czuła się zbyt odrętwiała, by coś wymyślić. Wiedziała jednak, że musi go ratować za wszelka cenę.
Myśl szybciej. Może jednak…
Głośny huk wstrząsnął nocnym powietrzem i spłoszył sowę z pobliskiego drzewa. Ariel aż zadudniło w uszach, a serce niemal wyskoczyło z piersi. Wszyscy zamarli, ale to ona, rozglądając się na boki, pierwsza odnalazła źródło tego dźwięku.
W cieniu zaułka pomiędzy budynkami dostrzegła dziewczynę, która klęczała na jednym kolanie i celowała w nich z długiej, dziwnej broni. Ariel przypomniała sobie, że to przyjaciółka pokazała jej jak wygląda strzelba i w magicznym świetle od razu ją rozpoznała. Zamrugała z zaskoczeniem i otworzyła usta.
Tara? Co ona tu robi?
Dziewczyna napotkała jej spojrzenie i pomachała z szerokim uśmiechem.
- Cześć – rzuciła wesoło, po czym od razu spoważniała, przenosząc wzrok na Rairi i mierząc w nią lufą strzelby - Jeden krok a was zabiję. Strzelam naprawdę szybko i celnie. Twój towarzysz już raz się o tym przekonał i o mało nie umarł. Tylko ostrzegam, że ta broń przebije nawet magiczną tarczę.
Na potwierdzenie swojej groźby, strzeliła dwa razy. Jeden pocisk przebił się przez tarczę Rairi i zarył w ziemię przy jej nogach, a drugi wbił się w budynek za nią.
Elfka zmarszczyła brwi z niezadowoleniem, chociaż nie wyglądała na przestraszoną tymi groźbami i skinęła dłonią.
- Dość, Balarze. Dzisiaj darujemy sobie dalszą zabawę.
Mężczyzna posłusznie zostawił Rivę w spokoju i ruszył spokojnie w jej stronę. Rairi odepchnęła Ariel, uśmiechając się do swojego towarzysza, który odpowiedział jej tym samym. Cofając się tyłem, Ariel napotkała czarne, złowrogie spojrzenie i serce podeszło jej do gardła, gdyż wyczytała z ich uśmiechów porozumiewawczy przekaz.
Właśnie. Jego głos zawibrował boleśnie w jej głowie. Nie sądziłaś chyba, że tak odejdziemy.
- Tara, uciekaj! – Krzyknęła i nie odwracając się, co sił pognała w stronę Rivy.
Dobiegła do niego bez tchu i z wysiłkiem odciągnęła w trawę, poza wydeptaną ścieżkę. Kiedy spojrzała na wioskę, Balar i Rairi unosili się już nad dachami. Ariel poraziło to, że elfka również posiadała czarne skrzydła, których wcześniej z pewnością nie miała.
Nawet z tej odległości czuła, ze Balar patrzy prosto na nią.
W taką zimną noc trzeba się ogrzać. Te ognisko jest specjalnie dla ciebie.
Zdążyła jeszcze osłonić Rivę swoim ciałem, jednocześnie zatapiając się w Mocy kamienia. Ziemia wokół zadrżała, kiedy przed nimi wyrosła gruba i wysoka ściana. W tej samej chwili ze skrzydeł Balara spłynęło na ziemię kilka piór.
Eksplozja i huk zatrzęsły ziemią i osłaniającą ich ścianą, otaczając ich chmurą pyłu i duszącego dymu. Ogłuszona, skuliła się jeszcze bardziej, osłaniając głowę i pierś Rivy. Szalejący ogień ze wściekłym sykiem pochłonął wioskę, martwe dzieci na drodze i wszystkich mieszkańców. Jednak, co dziwne, w tej jednej chwili Ariel pomyślała jedynie o tym, że zapomniała o koniach. Riva będzie zawiedziony, że stracił Króla i Królową.
Zanosząc się kaszlem, próbowała wstać w chmurze pyłu, żeby odciągnąć Rivę jak najdalej od ognia, jednak zabrakło jej siły. Niespodziewanie usłyszała kroki i ktoś pomógł jej podnieść się na nogi.
- Zbierajmy się stąd.
- Tara – wychrypiała na widok przyjaciółki i uściskała ją z ulgi, że żyje – Co ty tu w ogóle robisz?
- Argon kazał mi was śledzić.
- A więc szłaś za nami przez całą drogę?
- Miałam być niewidzialna i chyba się udało. Jak widzisz, całe szczęście, że byłam obok. Beze mnie byłoby z wami krucho.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj, tylko zrób coś z tym ogniem, żeby się nie rozprzestrzenił i zmywamy się stąd.
Ariel skinęła głową i przywołała wiatr, żeby oczyścił powietrze. Następnie usunęła ścianę, która uchroniła ich przez spaleniem, odwróciła się w stronę płonącej wioski i wyciągnęła ręce. Strumień wody zgasił jęzory ognia, który zdążył wszystko strawić. Po Balarze i Rairi nie było śladu.
Tara pomogła jej przenieść nieprzytomnego Rivę z dala od zgliszczy, w jakieś bardziej osłonięte miejsce. Ku zaskoczeni i radości Ariel, natknęli się na skupisko drzew, przy których pasły się spokojnie ich konie. Z pewnością to musiała być sprawka jej przyjaciółki, chociaż nie miała pojęcia, jak tak szybko udało jej się wyprowadzić wierzchowce. Nie zdążyła jej o to zapytać, gdyż Tara położyła ostrożnie króla na ziemi przy najbliższym drzewie i wyprostowała się ze słowami:
- Dacie już sobie radę? Stąd już niedaleko do Malgarii, więc pojadę przodem i uprzędę wszystkich w zamku, że wracacie. A Jego Wysokość…
- Nie martw się – Ariel już opadła na ziemię obok Rivy, wpatrując się w jego bladą, nieruchomą twarz. – Zajmę się nim.
- Będzie dobrze – Tara dotknęła jej ramienia i odbiegła, znikając równie nagle, jak się pojawiła.
Usłyszała tylko oddalające się kroki przyjaciółki, a potem tętent kopyt, całkowicie skupiona na królu. W nikłym świetle magicznego światełka, które stworzyła nisko nad ich głowami, jedną dłoń położyła na jego czole, a drugą na piersi. Poczucie winy, że nie była w stanie nic zrobić, niemal ją paliło. Przecież już nie raz walczyła z Balarem, więc dlaczego tym razem była jak sparaliżowana, niezdolna do działania? To z pewnością była jakaś sztuczka Rairi, ta dziwna mgła coś z nią zrobiła, ale wiedziała, że powinna bardziej się starać, żeby się uwolnić.
A przecież miałam go chronić. Argon mi ufał, że obronię Rivę.
Wszystkie siły i zmysły skoncentrowała na jego ciele, przede wszystkim lecząc siniaki i stłuczenia. Obniżyła gorączkę i przelała w niego tyle energii, ile zdołała. Jeszcze bardzo długo siedziała przy nim niestrudzenie, robiąc wszystko, co w jej mocy, aby przywrócić go do przytomności. Potargane włosy spłynęły jej na twarz, gdy pochyliła się nad nim z przymkniętymi powiekami, a spomiędzy jej palców prześwitywało raz złote, raz błękitne światło. Gdyby tylko mogła, oddałaby mu całą energię i Moc żywiołów.
Nie wiedziała nawet ile czasu tak siedziała, z dłońmi na jego ciele, używając na nim całej nagromadzonej uzdrowicielskiej wiedzy. Niebo pokryły gęste chmury, przez co wokół było całkiem ciemno, nie licząc małego światełka nad nimi. Gdzieś obok stały przywiązane do drzewa Król i Królowa, a ich ciche rżenie podnosiło ją na duchu. Chłodne powietrze przenikało do kości, aż w końcu zaczęła drżeć. Uświadomiła sobie wtedy, że od długiego siedzenia w jednej pozycji, aż cała zdrętwiała.
Westchnęła z ulgą, gdy Riva w końcu zaczął oddychać miarowo, spadła mu gorączka i chyba zapadł w zdrowy sen. Nie miał na sobie płaszcza i nawet nie miała czym go okryć, bo wszystkie bagaże zostały spalone wraz z karczmą. Okryła go suchymi liśćmi i zwiększyła magiczne światło, które dawało trochę ciepła. Próbowała czuwać, żeby pilnować jego stan, ale była tak zmęczona, że w końcu zapadła w drzemkę.
Nie zdążyło jej się nic przyśnić, gdy wybudziła się z nagłą myślą:
Powinnam rozpalić ogień i przygotować jakieś jedzenie.
Od razu wezbrała w niej nowa energia i zabrała się do działania. Przeniosła Rivę bliżej koni i napoiła je, tworząc przed nimi bańki wody. Z iskierką światła i delikatnym blaskiem promieniującym z piórka na szyi, zagłębiła się w zagajnik, w poszukiwaniu suchych gałęzi. Wokół panował głęboki mrok i cisza, przerywana jedynie cykaniem świerszczy i pohukiwaniem sowy. Ten kojący, nocny spokój był aż dziwny, po tym, co zdarzyło się w wiosce. Nic tutaj nie świadczyło o rozegranej niedawno tragedii, jakby to był tylko zły sen.
Zbierając z ziemi patyki, Ariel myślami wciąż była przy królu, pełna niepokoju, czy w ogóle jeszcze się obudzi. Co prawda uleczyła wszystkie fizyczne skutki pobicia, ale jego organizm niemal całkowicie pochłonęła już trucizna. Zrobiła wszystko, co mogła i musiała tylko mieć nadzieję, że jeszcze otworzy oczy. Spieszyła się, żeby wrócić jak najszybciej i przynajmniej trochę go ogrzać. Tym razem postanowiła być bardziej czujna i nie spuszczać go z oczu.
Przystanęła, nadeptując z trzaskiem na gałązkę, gdyż wydało jej się, że gdzieś między konarami usłyszała trzepot skrzydeł. W jednej chwili spięła wszystkie mięśnie, zwiększając kulę światła. Upiorne cienie zatańczyły wokół niej, gdy czujna do granic możliwości, przeczesała wzrokiem gałęzie drzew i prześwitujące przez nie niebo.
Nagle jakiś szelest rozległ się za jej plecami. Odwróciła się na pięcie, ale nic tam nie było. Wpatrując się uporczywie w krzaki, zrobiła krok do przodu, a wtedy czubek jej buta natrafił na kamyk, który gładko potoczył się po mchu, przyciągając jej wzrok.
Z jej gardła wydostał się krzyk zdumienia, który natychmiast stłumiła, zasłaniając dłonią usta. Nie mogła uwierzyć ani w swoje szczęście, ani w szczęśliwy zbieg okoliczności.
To był kamień Ognia. Ostatni żywioł. Leżał sobie pośród trawy i mchu jak gdyby nigdy nic. Owalny i gładki, mieniący się czerwono – pomarańczowym blaskiem, jakby od środka lizały go uwięzione w nim płomyki. Podziwiając jego piękno, Ariel chciało się śmiać z radości. Gdyby nie ta podróż z Rivą do Lotheronu i splot wszystkich wydarzeń, pewnie nie odnalazłaby go na czas. Bogowie naprawdę musieli jej sprzyjać, skoro w ten sam przypadkowy sposób udało jej się odnaleźć wszystkie kamienie.
Nie wahając się ani chwili dłużej, odrzuciła nazbierane gałęzie, pochyliła się i sięgnęła po mieniący się kamień. Wystarczyło, że dotknęła go samymi palcami i zniknął na jej oczach, pozostawiając puste miejsce na trawie. Odsapnęła głośno, gdy fala żaru przetoczyła się przez jej ciało, wypełniając jej żyły nową Mocą. W radosnym oszołomieniu, uniosła lekko tunikę, dostrzegając nowe znamię nieco powyżej brzucha, pod samym sercem. Kiedy spróbowała go dotknąć, okazał się gorący, chociaż nie patrzył jej skóry. Podekscytowana, zapomniała o porozrzucanych gałęziach na ognisko i pobiegła z powrotem do koni. Teraz zamierzała od razy wypróbować ostatni z żywiołów i sama rozpalić ogień. Szkoda, że nie mogła powiedzieć…
Riva! Spodziewała się zastać go leżącego w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Tymczasem król, jak gdyby nigdy nic stał przy swoich ukochanych koniach i nucąc pod nosem, głaskał je i sprawdzał siodła.
Ta noc okazała się pełna niespodzianek.
- Riva! Nic ci nie jest?
Podbiegła do niego z szerokim uśmiechem i rzuciła mu się na szyję z taką energią, aż cofnął się gwałtownie, a konie zarżały z protestem. Odsunęła się pospiesznie, niemal podskakując z radości, a wtedy obdarzył ją jak najbardziej świadomym i żywym spojrzeniem.
Jego wygląd mówił sam za siebie. W jasnych oczach pojawił się dawny blask, a w magicznym świetle, jego twarz była tylko odrobinę blada. Zniknęły sińce pod oczami i grymas bólu, który ostatnio nie schodził z jego warg. W ogóle wyglądał zaskakująco dobrze, jak przy ich pierwszym spotkaniu. Jedynie widoczna na lewej dłoni czerń była dowodem, że nie wyzdrowiał całkowicie.
- Jak… się czujesz? – Powtórzyła drącym z emocji głosem, przepełniona ogromną ulgą.
Uśmiechnął się dokładnie tak, jak lubiła najbardziej i skinął głową.
- Doskonale, nawet lepiej niż na początku podróży. Miałem nawet ochotę stworzyć kulę światła, ale wolałem nie ryzykować – zacisnął lewą dłoń w pięść i schował za plecami, ale uśmiech z jego warg nie zniknął.
- A tamte iskry? Wyglądały naprawdę groźnie.
- Nie wiem, co to było – wzruszył obojętnie ramionami – Może tylko chciał nas przestraszyć, bo to nie było nic bolesnego. Jeśli miało przynieść jakieś skutki, to z pewnością zostały już zneutralizowane. A to wszystko zasługa twojego cudownego dotyku i niezwykłych umiejętności, godnych samego elfa.
- Nie zrobiłam wiele, ponad to, co byłam w stanie, ale cieszę się, że pomogło – obejrzała go sobie z góry do dołu, mając ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
Rozejrzał się po okolicy i zmarszczył brwi.
- Co właściwie się stało? Kiedy straciłem przytomność i... – Nieco zakłopotany, potarł palcami czoło, drugą dłonią klepiąc zaczepiającego go konia.
Ariel spochmurniała na samo wspomnienie tamtej dwójki.
- To, co zwykle. Spalił całą wioskę i odlecieli – nawet nie wymówiła jego imienia – Wiesz, że Rairi też ma skrzydła? Takie jak, Noszących Znak Kruka.
- Tego się można było spodziewać – mruknął pod nosem i w zamyśleniu odwrócił się ku Królowej, aby pogłaskać ją po chrapach. Zacisnął usta, zapewne myśląc o słowach Balara i o tym, że nie był nawet w stanie się przed nim obronić.
Westchnęła ciężko, dotykając jego ramienia. Chciała go jakoś pocieszyć, ale sama nie wiedziała, jak. Nie znajdowała żadnych słów, bo gdyby to jej Argon próbował ją zabić i wyczyniał takie potworności, zapewne zrobiłaby wszystko, żeby go powstrzymać. Ale Riva był coraz słabszy, a Balar coraz silniejszy i nawet ona nie dała mu dzisiaj rady
- Posłuchaj, przepraszam, że...
Chciała mimo wszystko dodać mu jakoś otuchy, ale Riva przerwał jej nagle, celowo zmieniając temat:
- Dziękuję, że uratowałaś konie. Jak ci się to udało?
Gdy zwrócił ku niej głowę, był nad wyraz pogodny. Wrócił beztroski uśmiech, jak gdyby wcześniejsza rozmowa nie miała miejsca. Napotkała jego spojrzenie i wyczytała w nim nieme błaganie, żeby nie drążyli tego tematu.
Ariel przełknęła ślinę i również się uśmiechnęła.
- Właściwie to nie ja, tylko Tara. Przegoniła ich swoją dziwną bronią z tamtego świata. Wiesz, że przez cały czas za nami szła?
Tym razem jego uśmiech był bardziej szczery i rozbawiony.
- Wiem.
- Naprawdę? – Uniosła brwi, zaskoczona jego brakiem zaskoczenia – Bo ja nie miałam pojęcia. Jak...
Pochylił się i popukał palcem jej nos z chytrą miną.
- Czy nie wspominałem jeszcze, że jestem niezwykle spostrzegawczy? Wiedziałem, że nas śledzi już od początku. I wiem też, że to sprawka Argona. Jakkolwiek by nam ufał, zawsze musi robić wszystko po swojemu.
- Aha – skomentowała tylko, po czym coś sobie przypomniała i natychmiast posłała mu ironiczny uśmieszek – W takim razie chyba musisz jednak popracować jeszcze nad spostrzegawczością, bo coś ci umknęło.
- Co takiego? – Przekrzywił głowę, przypatrując jej się z nowym zainteresowaniem, jakby sądził, że go nabiera.
- Tutaj. Widzisz?
Umieściła kulę światła bliżej włosów i podsunęła pod nią kosmyki z pasemkami. Riva pochylił się blisko jej twarzy i zmrużył oczy, wpatrując się w nie zaledwie chwilę, zanim w końcu dostrzegł, o co jej chodziło. Na ten widok uniósł brwi i napotkał jej roziskrzone spojrzenie.
- To wygląda, jakby twój kosmyk płonął. Ogień?
Pokiwała entuzjastycznie głową i skacząc ze śmiechem, wzięła go za rękę.
- Ostatni kamień. Natknęłam się na niego, kiedy poszłam po gałęzie na ognisko, prawdziwe szczęście, co nie? Już mam wszystkie kamienie!
- To naprawdę…
Ariel przerwała mu nagłym klaśnięciem w dłonie.
- Właśnie. Miałam spróbować rozpalić ogień.
Odwróciła się natychmiast, zebrała kilka suchych gałązek w jedną kupkę i kucnęła, wyciągając nad nią rękę. Wzięła głęboki wdech, koncentrując się na nowym źródle Mocy. Odnalazła go niemal od razu, szybciej niż pozostałe. Był tuż na wyciągnięcie ręki, jakby z niecierpliwością czekał, aż go użyje.
Ogień. Prawdziwy ogień płonął w niej jasnym, żywym płomieniem. Tak blisko serca, że niemal czuła, jak otacza go swoim żarem.
Ariel spróbowała sięgnąć po ten płomień i przenieść go na dłoń, a potem na gałęzie, ale stało się inaczej niż zawsze.
Straciła kontrolę.
Miała wrażenie, że krew w jej żyłach, mięśnie i wszystkie kości eksplodowały, aby zmienić się w ogień. Płomień rozpalił ją od środka i podpalił serce jakby chciał ją pochłonąć. W jednej chwili całe jej ciało stanęło w ogniu, łącznie z włosami.
Gorący, dziki żywioł był w jej oczach, nosie i ustach… Płonęła niczym żywa pochodnia, rozświetlając całą polanę.
Z jej gardła wyrwał się krzyk, chociaż sama ledwo go usłyszała i osunęła się na ziemię. Płomienie wokół niej syczały głośno, zagłuszając wszystko inne. Nie słyszała panicznego głosu Rivy, który krążył wokół niej i coś krzyczał, próbując się do niej zbliżyć. Machnęła panicznie ręką, żeby się odsunął, żeby przypadkiem go nie spaliła.
Chociaż czuła żar i ciepło otaczających ją płomieni, nie paliły jej skóry. Jej serce biło jak oszalałe, tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu. Jakby zaraz miało eksplodować.
Ariel nie kontrolowała ognia. Ona była ogniem. Wszystko w niej płonęło. Nieokiełznana, gorąca Moc zdawała się z niej wyciekać, każdy milimetr ciała lizały czerwone języki.
A ona nie wiedziała jak to zatrzymać i nad tym zapanować. To nie była woda, czy powietrze, posłuszne jej woli i myśli. Trzecie Oko ją zawiodło, nie udzielając podpowiedzi, jak ma sobie poradzić z czwartym, ostatnim żywiołem.
Zaraz wszystko podpalę! Drzewa, konie, Riva... Bogowie, jak to zatrzymać?!
I nagle jej oszalały z przerażenia umysł ogarnął błogi spokój, jakby dotknęła go cudownie chłodna dłoń. To odprężające, przyjemne uczucie ogarnęło całe jej ciało, jakby przeszła przez nie uzdrawiająca fala Mocy. Kiedy serce odzyskało normalny rytm, ogień zniknął jak zdmuchnięty wiatrem, a wszystkie napięte boleśnie mięśnie, rozluźniły się w jednej chwili. Skulona, leżała na ziemi ciężko dysząc, kompletnie wyczerpana. Wszystkie dźwięki powróciły ze zdwojoną siłą i poczuła na głowie dłoń Rivy.
- Co… to było? – Zapytał ochrypniętym, oszalałym z niepokoju głosem.
Spróbowała się poruszyć, jednak czuła się kompletnie wycieńczona, jakby ogień wypalił z niej całą energię i siłę.
- Nie… wiem – zamrugała z wysiłkiem i spojrzała na niego, gdy odgarniał z jej policzka włosy, które w tym żarze powinny się spalić. Jej serce wciąż biło szybciej niż powinno, jak po długim biegu. – To nie powinno się stać, ja…
- Podobno twój ojciec też miał problemy z tym żywiołem. Widocznie ognia nie da się tak łatwo kontrolować. Może na razie nie powinnaś używać tej Mocy, aż nie znajdziemy sposobu, żeby ją okiełznać. Już niedaleko do Malgarii, więc lepiej wracajmy jak najszybciej.
Riva bez wysiłku wziął ją na ręce jakby nic nie ważyła, chociaż niedawno sam ledwo trzymał się na nogach. Posadził ją na Królu, sam wskoczył za nią na siodło i prowadząc za uzdę drugiego konia, pogalopował w noc. Ariel, oparta plecami o jego pierś, zamknęła oczy i owiewana cudownie chłodnym wiatrem, zasnęła nie wiadomo, kiedy.
W ostatnim rozbłysku świadomości dotarł do niej cichy, złowróżbny szept:
Masz już wszystkie kamienie, więc niedługo po ciebie przyjdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych