środa, 24 lutego 2016

rozdział 3

    Za oknami królował blado różowy zmierzch i w pokoju robiło się coraz ciemniej. Ariel jednak zupełnie to nie przeszkadzało. Prawie całą ostatnią godzinę spędziła w kąpieli, szorując się skrupulatnie, a potem po prostu leżąc w wodzie i delektując się ciepłem, ciszą i wolnością. Wcześniej Arwel pobiegł na targ i kupił dla niej nowe ubranie. Kiedy przyniósł seledynową sukienkę w kwiatowe wzory i jakieś różowe buty na obcasie, Ariel od razu go odprawiła i kazała przynieść coś bardziej praktycznego.
    Argon, który wciąż był na nią zły, rzucił oschle:
    - Tutaj kobiety nie noszą spodni.
   - W takim razie będę pierwszą, która to zrobi. Jak jesteś taki mądry, to sam załóż tę sukienkę i spróbuj w niej biec przez kilka godzin. Ciekawe jak by ci się w niej latało.
Arwel parsknął śmiechem, nawet Nox stłumił uśmiech i na tym dyskusja się urwała. Za drugim razem wojownik bardziej się postarał i kupił jej prosty, męski zestaw. Zieloną tunikę, ciepły kaftan, czarne spodnie i miękkie, skórzane buty. Do tego mogła spiąć wszystko wąskim, czarnym pasem. Spodnie miały za długie nogawki, ale po prostu podwinęła je do wysokości butów. Włosy – nareszcie czyste i lśniące, zaplotła w luźny warkocz, który podskakiwał wesoło przy każdym kroku.
    Ponieważ w karczmie panował za duży tłok i hałas, zebrali się na piętrze, w jednym z trzech wynajętych pokoi. Były to proste, skromne izby z twardymi pryczami i chociaż Ariel marzyła o trochę większych wygodach, skoro reszcie odpowiadały takie warunki, uznała, że nie ma, co narzekać.
    Kiedy weszła do pokoju, wszystkie głowy natychmiast zwróciły się w jej stronę. Ich reakcja na jej nowy wygląd była różna. Argon zmrużył zielone oczy, bez słowa lustrując ją z góry na dół, Arwel uśmiechnął się szeroko, zaś Nox tylko patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
    Oran odchrząknął znacząco.
    - Wyglądasz...całkiem nieźle.
Ariel obróciła się dookoła własnej osi, po czym pogładziła materiał tuniki i kamizelki.
  - Przynajmniej jest ciepłe i wygodne – wyszczerzyła do nich zęby – Sukienki są bardzo niepraktycznie, a w tym przynajmniej będę mogła biegać i walczyć.
Oran rozłożył się wygodnie na sienniku, obok Arwela i ziewnął. Wszyscy zdjęli swoje płaszcze i powiesili gdzie popadło. Pod sufitem unosiła się magiczna kula, zalewając niewielki pokoik ciepłym, złotym blaskiem.
- Nasze kobiety lubią ubierać się niewygodnie i elegancko. Ale może faktycznie dla wojowniczki spodnie są bardziej odpowiednie – mruknął Oran, przymykając oczy i krzyżując ręce na wydatnym brzuchu.
Ariel machnęła w odpowiedzi ręką i podeszła do stołu. Argon i Nox siedzieli obok siebie, popijając z pucharów, zaś Koll przysiadł na parapecie i z pochmurną miną patrzył za okno. Był wysoki, miał potężną posturę i kwadratową szczękę. Wyglądał na człowieka, który nigdy się nie uśmiecha. Jego ciemne oczy patrzyły na wszystko z dystansem i wrogością. Co do reszty wojowników miała po prostu uczucie, jakby spotkała dawno niewidzianych przyjaciół.
Czując jak żołądek skręca jej się z głodu, zatarła ręce i zajęła wolne krzesło.
- Umieram z głosu. Zostało coś dla mnie?
Nox przysunął w jej stronę naczynia.
- Zupa jest już letnia, ale i tak powinna smakować. Jeśli nie chcesz wina, mamy tu trochę ziołowej herbaty.
Jedzenie w karczmie było kiepskiej jakości, ale w tej chwili miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie jadła nic lepszego. Zupa była dobrze doprawiona i miała duże kawałki mięsa, chleb i ser były twarde, ale była zbyt głodna, by marudzić.
Jadła szybko, wpychając sobie wszystko do ust, jakby za chwilę ktoś miał jej to wszystko zabrać. W końcu zdała sobie sprawę, że w pokoju panuje dziwna cisza. Przerwała i uniosła oczy, powoli przeżuwając zawartość wypchanych policzków. Z zaciśniętych ust wystawała skórka od chleba.
Wszyscy wpatrywali się w nią z konsternacją lub rozbawieniem. Argon miał groźnie zmarszczone brwi i dziwną minę. Odchrząknęła, i spróbowała przełknąć to, co miała w ustach. Coś dużego utknęło jej w gardle i aż poczerwieniała z wysiłku, zanosząc się gwałtownym kaszlem. Kilka razy uderzyła się pięścią w pierś i jednym haustem wypiła herbatę, która swoją drogą miała ciekawy cierpko – słodkawy smak.
Arwel zerwał się z pryczy, żeby jej pomóc, ale machnięciem ręki usadziła go z powrotem na miejsce. W końcu udało jej się przełknąć resztki jedzenia i posłała wszystkim nieco krzywy uśmiech.
- Skończę jeść i idę spać. Jestem padnięta.
W tej chwili Oran ziewnął szeroko, a Arwel przeciągnął się po swojej stronie pryczy.
- To dobry pomysł. Ta walka mnie zmęczyła i też o niczym innym nie marzę.
- Powinniśmy jak najszybciej połączyć się z resztą Zakonu i odnaleźć króla. – Koll po raz pierwszy odezwał się ze swojego miejsca przy oknie, ciągle zapatrzony gdzieś w dal.
- Zgadzam się – mruknął Argon, w zamyśleniu pocierając podbródek. W sztucznym świetle jego oczy pociemniały – Nie podoba mi się to, że Balar może nasyłać na nas kogo chce i kiedy.
- To znaczy, że teraz każdy może nas zaatakować?
- Oczywiście, matole – Arwel uszczypnął Orana w ramię – Na tym polega cały szkopuł. Balar potrafi tworzyć zaklęcie Posłuszeństwa i teraz będzie wykorzystywał go przeciwko nam.
- Na czym to właściwie polega?
- Sam widziałeś – wyjaśnił spokojnie Nox, najmniej tym wszystkim poruszony – Zaklęcie Posłuszeństwa pozwala rzucającemu uzyskać kontrolę nad daną osobą, lub całą grupą, z czym właśnie się spotkaliśmy. Tworzy się szczególna więź, która pozwala na wydawanie i odbieranie rozkazów. Osoba z piętnem Posłuszeństwa jeśli sprzeciwi się rozkazom, zginie okrutną, powolną śmiercią. Dlatego ludzie przeważnie wolą zrobić coś wbrew sobie i mieć nadzieję, że kiedyś ktoś ich od tego uwolni?
- A można w ogóle cofnąć zaklęcie?
- Może to zrobić tylko ten, kto go rzucił, albo ktoś z równie potężną Mocą.
To zaklęcie, które więzi Sato.
W pokoju zapanowała ponura atmosfera. Ariel przełknęła zupę, która nagle stała się zbyt gęsta i niepostrzeżenie musnęła lewe ramię. Tam, gdzie wciąż widniał niewyraźny ślad pióra. Pamiątka po niedokończonym zaklęciu Posłuszeństwa. Zimna gula utknęła gdzieś w jej piersi.
Nie mogę im powiedzieć. Jeszcze nie.
- W każdym razie musimy być bardziej czujni – skwitował Biały Kruk, zerkając na Ariel – A ty szczególnie masz się pilnować. Nie możesz oddalać się sama bez naszej wiedzy i najlepiej, jak po prostu będziesz się trzymała grupy.
- Wiem – warknęła, posyłając mu zniecierpliwione spojrzenie – Nie jestem dzieckiem.
Argon popatrzył na nią groźnie jakby chciał dodać coś jeszcze, jednak w końcu odwrócił głowę i upił łyk wina ze swojego pucharu.
    - Kontaktowałeś się z Falenem? – zapytał młodego wojownika.
    Arwel w jednej chwili spoważniał, a jego oczy przygasły.
    - Tak. W zamku wszystko w porządku.
   Ariel pochyliła się w stronę Noxa i wyszeptała.
   - Kim jest Falem?
   - To jeden z Noszących Znak Kruka i przyjaciel Arwela. Są praktycznie nierozłączni. Podczas naszej nieobecności zajmuje się sprawami zamku i pilnuje stolicy.
   - Skoro jest w Malgarii, to jak rozmawiali?
   Granatowe oczy elfa spojrzały na nią jakby to było oczywiste. Uśmiechnął się nieznacznie jednym kącikiem ust.
   - Telepatycznie, oczywiście. A jak inaczej?
   Ariel skinęła głową i wyprostowała się w zadumie.
   Tak jak ja i Balar.
   Nieprzyjemny skurcz zaatakował jej żołądek i z pewnością nie miało to nic wspólnego z jedzeniem. To była kolejna sprawa którą nie chciała się z nikim dzielić. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
   Argon tymczasem zwrócił się do Orana.
   - Skontaktuj się z Ylonem i spytaj jak im idzie. Przekaż też, że spotkamy się w Gildrarze. Niech informują nas na bieżąco.
  Oran skinął głową i przymknął powieki. Ariel domyśliła się, że właśnie odbywa się kolejna rozmowa na odległość. Zerknęła jednak na Noxa, a ten tylko szepnął bezgłośnie.
   - Ylon to kuzyn Orana. Jest w grupie poszukującej króla.
     Ariel przyjrzała się pulchnemu wojownikowi. Kiedy trwał tak w nieruchomej pozycji i rozmawiał mentalnie ze swoim kuzynem, w pokoju zapanowała wyczekująca cisza. Na okrągłej twarzy wojownika kilka razy pojawił się uśmiech. Ariel podparła się łokciem na stole i położyła policzek na dłoni, leniwie przymykając powieki. Kiedy ona rozmawiała z Balarem było zupełnie inaczej. Nie wiedziała, jaki ma wtedy wyraz twarzy, ale z pewnością nie tak odprężony. Sato wspominał coś wcześniej, że nie każdy może porozumiewać się w ten sposób. Wyglądało jednak na to, że się mylił.
   - Grupa Ylona jest niedaleko, na wschód od Gildraru – na głos wojownika, Ariel podskoczyła na swoim miejscu - Mają zamiar przeszukać Las Zaginionych. Znaleźli martwego hrabiego Cerona i liczne ślady, które prowadzą właśnie tam. Podejrzewają, że król i hrabia próbowali uciekać, ale potem wpadli na jakąś grupę, która porwała króla. Będzie mnie informował na bieżąco w postępach. Zrobią wszystko, by wpaść na jakiś ślad, ale potrzebują trochę czasu.
    Argon skinął ponuro głową.
   - A więc Ceron nie żyje – mruknął do siebie, po czym dodał głośniej – Jutro z samego rana wyruszamy. Jeśli chcemy wymknąć się Balarowi i jego ludziom, musimy się spieszyć. W mieście powinniśmy być bezpieczni. Tam trochę odpoczniemy i mam nadzieję spotkamy się z królem.
    Koll w końcu zsunął się z parapetu i stanął przy pryczy, z rękami skrzyżowanymi na piersi i ściągniętymi brwiami.
   - Ariel będzie bezpieczna dopiero w Malgarii – stwierdził poważnie - Poza tym powinniśmy jak najszybciej rozpocząć przesłuchanie Arwela. Do tego czasu radzę go związać i zamknąć, albo przynajmniej otoczyć barierami.
    Wszyscy spoważnieli, a najbardziej Arwel. Spojrzał na Argona udręczonym wzrokiem i pobladł lekko.
   - Ja nie... – Zaczął niepewnie, ale kapitan przerwał mu gwałtownie, posyłając Kollowi ostre   spojrzenie.
    - Już to omawialiśmy. Arwel jest podejrzany, ale nikt jeszcze nie udowodnił mu winy. Do czasu aż nie wrócimy do Malgarii, masz go obserwować, ale nic poza tym. Bardziej nam się przyda, jeśli nie będzie związany. A ty nawet nie myśl o niczym głupim – zwrócił się do Ariel, która nie zdążyła nawet zapytać o co chodzi z wojownikiem - Do czasu, aż znajdziemy się w stolicy, masz być...
    - Posłuszna? – Ariel pospiesznie wpadła mu w słowo, ukradkowo zaciskając pięści i najzwyczajniej ignorując ostrzegawczą nutę w jego głosie – Może lepiej „przydatna”? Sam widziałeś, że potrafię walczyć.
   Argon zgromił ją takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: „To ja tu decyduję co możesz, a co nie”. Zacisnęła wargi i obdarzyła go podobnym spojrzeniem. Arwel chyba ponownie chciał rozładować napięcie, gdyż zerwał się z pryczy i mimo, że Koll jeszcze przed chwilą chciał go potraktować jak przestępcę, objął potężnego wojownika za kark i wyszczerzył do wszystkich zęby.
- Nasz kochany Kollcio – zanucił wesoło – Zawsze dba o bezpieczeństwo innych. Co byśmy poczęli bez jego pochmurnej minki i tych zabójczych ocząt?
    Oran poszedł za jego przykładem i zaatakował Kolla z drugiej strony, macając jego ramię, aż do karku.
   - Nie zapominajmy o tych imponujących mięsiątkach – posłał w stronę Ariel szeroki uśmiech i mrugnął do niej okiem. - Która kobieta nie chciałaby schować się w tych silnych ramionach? Ach, przy naszym Kollciu nawet piękny Nox nie ma szans.
    Ariel śmiała się tak głośno, że prawdopodobnie słyszano ją na dole w głównej sali. Chwyciła się za brzuch, przechodząc do niekontrolowanego chichotu, aż po policzkach pociekły jej łzy. Arwel i Oran wciąż się szczerzyli, uciekając przed pięściami rozwścieczonego Kolla. Nox niespiesznie wychylił zawartość pucharu, obserwując całą scenę z niewzruszonym spokojem. Wśród ogólnej wesołości wstał nagle i ruszył do drzwi.
    - To ja idę spać – oznajmił i wyszedł z pokoju, jak gdyby nigdy nic.
   Ariel otarła kąciki oczu, starając się nie patrzeć za półelfem. Przeciągnęła się demonstracyjnie i   również podniosła z krzesła.
    - Ja też już pójdę. Dobranoc wszystkim – rzuciła od niechcenia i wymknęła się z pokoju.
Wiedziała, że Nox dzielił pokój z Argonem, i że ma zaledwie kilka minut, zanim tamten postanowi również iść spać. Miała już plan i nie mogła pozwolić, by ten apodyktyczny gbur go pokrzyżował.
Dogoniła Noxa w momencie, gdy był już na końcu korytarza. Chwyciła go za łokieć i zanim wydał z siebie jakikolwiek dźwięk, siłą wepchnęła go do swojej sypialni obok. Zamknęła za sobą drzwi i dopiero wtedy odetchnęła. W środku, podobnie jak za oknem, panował już gęsty mrok. Nox stworzył niewielką kulę światła, która poszybowała pod sufit. Stanął pośrodku pomieszczenia, podczas gdy Ariel oparła się plecami o drzwi i przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu.
    - Czy Argon zawsze taki jest? – Zapytała ściszonym głosem. Wciąż uważnie nasłuchiwała kroków na korytarzu.
   - Ponury i nieprzyjemny? Przeważnie. Poza królem, nie potrafi raczej rozmawiać z ludźmi. Jest przyzwyczajony do wydawania rozkazów i walk, ale poza tym ma dobre serce.
- Hmm, ciężko będzie się z nim dogadać. Jak ty go wytrzymujesz?
Na jego wargach osiadł cień uśmiechu.
- Lata praktyki. Ty też się przyzwyczaisz. Ale chyba nie po to zaciągnęłaś mnie do swojego pokoju?
- Nie. Szczerze mówiąc mam do ciebie prośbę.
    Uniósł brwi. Granat jego oczu był tak głęboki jak niebo za oknem. Równie chłodny i odległy.
   - Rozumiem, że to jakaś tajemnica.
   - Tak, szczególnie Argon nie powinien o tym wiedzieć.
   - Tak myślałem. W takim razie, o co chodzi?
   Ariel okrążyła pokój i przysiadła na brzegu pryczy. Kiedy Nox odwrócił się w jej stronę, zrobiła niewinną minę i spojrzała mu prosto w oczy. Zaczerpnęła tchu i wyrzuciła:
   - Pomóż mi odzyskać mój wisiorek.
   - Więc jednak chcesz tam wrócić.
   - Tak.
    Przez długą chwilę panowała cisza. Nox popatrzył przez okno, a potem znów na nią. Nawet, jeśli ta prośba go zaskoczyła, nie dał tego po sobie poznać.
   - Dlaczego akurat ja? – Zapytał w końcu.
  - Ponieważ – odparła bez wahania – potrafisz te sztuczki z niewidzialnością, co bardzo by mi pomogło. To znaczy, wiesz, że i tak tam pójdę, ale naprawdę liczę na twoją pomoc.
Przekrzywił lekko głowę.
- Zdajesz sobie sprawę, że Argon cię zabije? A jeśli się zgodzę, mnie również.
   - Nie martw się o to. Całą winę wezmę na siebie.
   Nox uniósł głowę i zapatrzył się na żółtą kulę światła. Odetchnął głęboko.
  - Kiedy zamierzasz wyruszyć?
  - Dzisiaj – uśmiechnęła się szeroko - Jak wszyscy zasną. Czyli się zgadzasz?
  Westchnął z rezygnacją.
  - Nie mam wyjścia. Argon i tak by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że puściłem cię samą. Jeśli to przeżyjemy, mam nadzieję, że będziesz miała dla niego naprawdę mocne wytłumaczenie.
Ariel rzuciła mu się na szyję, ale zaraz odsunęła i poklepała po ramieniu. Uśmiechnął się do niej lekko.
- W takim razie spotkamy się przed karczmą gdzieś za trzy godziny – odwrócił się i ruszył do drzwi. – Mam nadzieję, że nie będę tego żałował – mruknął w progu i wyszedł.
Magiczna kula światła wciąż wisiała pod sufitem. Ariel uśmiechała się do niej głupio, po czym padła na pryczę. Zmęczenie i senność zupełnie odeszły. Była tak podekscytowana, że chciało jej się śmiać. Wróci tam! Odzyska piórko i zobaczy Sato!
Sato. Tak bardzo się za nim stęskniła. Miała nadzieję, że w tym czasie nie wydarzyło się nic złego.
Wytrzymaj jeszcze trochę Sato. Jakoś cię stamtąd wyciągnę.
Teraz, gdy potrafiła korzystać z Mocy kamienia czuła się silniejsza. Z początku, gdy zobaczyła te złote drobinki, nieco się przestraszyła, ale kiedy zrozumiała, że może je kontrolować, ogarnęła ją ekscytacja oraz duma z własnych możliwości. To było teraz najważniejsze. Z czasem jej pamięć wróci i wszystko będzie w porządku. Przynajmniej chciała w to wierzyć.
Przez te trzy godziny Ariel nie była w stanie nawet zmrużyć oka, więc kręciła się po komnacie, albo siedziała na parapecie i wyglądała przez okno. W końcu dostrzegła, jak Nox wychodzi z karczmy, więc starając się nie hałasować, zbiegła do głównej izby i dołączyła do niego przed budynkiem. Mroźne powietrze zaszczypało ją w policzki, ale na szczęście tym razem była porządnie ubrana. Owinęła się szczelniej ciepłym kaftanem i potarła energicznie dłońmi. Nox miał na sobie czarny płaszcz, zapięty pod szyją ozdobną klamrą.
- To, co robimy? – Szepnęła – Idziemy piechotą, czy pożyczamy konie?
Elf zadarł głowę z rozbawieniem w kącikach ust.
- Polecimy – odparł.
   - Aha. – Ariel pociągnęła nosem i odchrząknęła – No tak. Tylko nie wiem – Nox stanął na środku piaszczystej drogi i odwrócił się w jej stronę. Z jego pleców wysunęły się ogromne, czarne skrzydła – czy nie – z cichym szumem przecięły powietrze, kiedy je złożył i wyprostował na całą, imponującą długość. Ariel zagapiła się na niego i minęła dłuższa chwila, nim odzyskała głos – będę dla ciebie za ciężka. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję – mruknęła.
   Podszedł do niej i objął w pasie. Lekki uśmiech nadał jego twarzy beztroskiego, chłopięcego uroku, choć nie dosięgał tych dziwnych, dużych oczu.
   - Uwierz mi, że z czasem przywykniesz. A teraz trzymaj się mocno i podziwiaj widoki.
Machnął bez wysiłku skrzydłami, i już unosili się w górę, ponad wioskę. Nox trzymał ją tak, jakby nic nie ważyła, więc w końcu rozluźniła się w jego ramionach. Szybko zostawili za sobą Tansin i śpiących towarzyszy, kierując się w stronę kryjówki Balara. Ariel słuchała wycia wiatru i patrzyła jak aksamitne, stapiające się z nocą skrzydła z imponującą gracją i lekkością dźwigają ich ciężar, jakby nie znały pojęcia grawitacji. Zupełnie nie myślała o tym, co będzie, jak znajdą się u celu, poza tym, że znów zobaczy złote tęczówki Sato.

***

    Ylon leciał w pewnej odległości za Darelem, przeszukując wzrokiem mijane okolice. Zachodzące za wzgórzami słońce oświetlało pola i osady ostatnim pomarańczowym blaskiem. Po całym dniu lotu bolał go każdy mięsień. Nie dość, że nie wpadli jeszcze na żaden trop, to wciąż musiał znosić Darela i jego ciągłe wywyższanie się.
   Szkoda, że nie jestem w grupie Argona.
Przez ostatnie dni miał wiele powodów by wzdychać. Był nie tylko zmęczony, ale również sfrustrowany. Oczywiście nie zamierzał głośno narzekać i po prostu robił swoje. Śmierć Cerona wszystkich mocno zmartwiła, ale przynajmniej była jakąś wskazówką. Kiedy znaleźli jego ciało przeszyte strzałami przy drodze, część zagadki została rozwiązana. Po tym jak Reeth wyczuł w tym miejscu słabą obecność króla, domyślili się dalszej części wydarzeń.
    - Mam!
Ylon oderwał się od swoich myśli i spojrzał za siebie.
Reeth podleciał do niego na tyle blisko, na ile pozwalały im szerokie skrzydła. Płaszcz Zakonu łopotał za nim gwałtownie, kiedy krzyknął:
- Namierzyłem króla Rivę!
Serce młodego wojownika zabiło żywiej.
Nareszcie.
- Gdzie?!
Reeth wskazał palcem na rozciągający się w dole ciemny las. Ylon zmarszczył brwi i spojrzał na starszego kolegę.
- W Lesie Zapomnianych?
Mężczyzna potaknął.
- Zawiadomię Darela!
Odleciał i zaraz potem przy boku Ylona pojawił się Garet.
- O co chodzi?!
- Reeth namierzył króla! Jest w Lesie Zapomnianych!
- Co!? – Wojownik zatrzymał się gwałtownie w miejscu i pobladł.
- To źle? – Zapytał z nutą niepokoju.
Garet przejechał dłonią po pozbawionej włosów czaszce i zacisnął szczęki.
- Nie wiesz o Lesie Zapomnianych?
Ylon pokręcił głową. Widząc napięcie malujące się na okrągłej twarzy wojownika, wiedział już, że wolałby tego nie słyszeć. Przełknął jednak ślinę i zapytał ostrożnie:
- Czy król może być w niebezpieczeństwie?
Garet spojrzał na niego ponuro, potem zerknął na odległe wierzchołki drzew i odpowiedział głucho.
- Nie wiem, mam nadzieję, że bogowie nad nim czuwają. Podobno właśnie w tym lesie ukrywają się Vethoyni.
Ylon osłupiał.
- Żartujesz, prawda?
- Chciałbym, żeby to był żart, przyjacielu.
- Ale jeśli król Riva tam jest, to...
- To wszyscy możemy mieć kłopoty – dokończył za niego cicho. - Chyba, że jednak plotki okażą się kłamstwem.
Ich rozmowę przerwał Darel, który zatrzymał się na chwilę w powietrzu, obejrzał na nich i wskazał na las.
- Tutaj przenocujemy! – zarządził, po czym złożył skrzydła i zapikował w dół.
Mężczyźni popatrzyli po sobie ponuro i bez słowa dołączyli do towarzyszy. Razem obniżyli lot i skierowali się na skraj lasu, przed którym rozciągały się połacie górzystej łąki. Wylądowali miękko na soczystej, wysokiej trawie kilka metrów przed ścianą drzew. Niebo zaczynało ciemnieć i wokół zapanowała złowróżbna cisza przerywana odległymi dźwiękami lasu. Czterej wojownicy w czarnych płaszczach stanęli obok siebie i ze skrzyżowanymi ramionami wpatrzyli się w ścianę wysokich drzew. Chłodny wietrzyk poruszał trawą pod ich stopami i szumiał w rozległych konarach.
- Wolałbym się nie natknąć na Vethoynów. Nie wiem czy są naszymi wrogami, czy nie, dlatego nie zaryzykuję zaatakowania ani zabicia żadnego z nich – odezwał się Garet. Z sarkastycznym uśmieszkiem zerknął na brodatego wojownika. – Co dalej, Darelu? Masz jakiś wspaniały plan?
Ylon stłumił chichot, przybierając na twarz kamienny wyraz. Darel zignorował tą uwaglę, z nachmurzoną miną pocierając palcami ciemną brodę.
- Jesteś pewny, że król tam jest? – Zapytał stojącego po jego lewej Reetha.
- Nie mam wątpliwości. Teraz wyraźnie wyczuwam jego obecność, choć odnalazłbym go wcześniej, gdyby jego Moc była silniejsza. Nie potrafię się z nim skontaktować, ale jestem pewny, że żyje. Może być ranny.
- Dobrze. – Darel wystąpił dwa kroki naprzód i odwrócił się plecami do lasu. Zmierzył każdego z osobna surowym, władczym spojrzeniem – Rozbijemy tu obóz i poczekamy do rana – zarządził – Jutro podzielimy się na dwie grupy i przelecimy nad lasem. Kiedy namierzymy w którym miejscu znajduje się obóz Vethoynów i upewnimy się, że przetrzymują króla, pomyślimy co dalej – gdy skończył mówić, nikt się nie odezwał, więc dodał jeszcze po chwili ciszy – Reeth nazbiera gałęzi i rozpali ogień, Ylon upoluje dla nas kolację, a Garet zajmie się barierą ochronną. Wartę będziemy trzymać na zmianę. Nie wiadomo, jakie jeszcze paskudztwo zamieszkuje te lasy, dlatego lepiej być czujnym.
    Mężczyźni skinęli krótko głowami i rozeszli się, by wykonać swoją część pracy. Wchodząc w cień pierwszych drzew lasu, Ylon pochylił się nad Garetem i syknął:
    - Czuję się jak jakiś cholerny niewolnik – zerknął kątem oka na Darela, który tymczasem usiadł na trawie i zajął się czyszczeniem swojego miecza – Ten drań myśli, że jest jakimś panem i władcą, czy co? Gdyby Argon zobaczył jak się rządzi, raz na zawsze wybiłby mu z głowy znęcanie się nad ludźmi.
Garet uspokajająco poklepał go po ramieniu.
- Nie mówię, że nie masz racji, ale wszyscy należymy do Zakonu Kruka i mamy te same cele. Trzeba wybaczyć mu jego wady.
Ylon wydął wargi, obdarzając łysego wojownika urażonym spojrzeniem.
- Czy ty w ogóle stoisz po jakiejkolwiek stronie?
Garet uśmiechnął się i zwrócił oczy na wierzchołki drzew.
- Stoję po stronie króla. Jak my wszyscy, przyjacielu.
Oddalił się niespiesznym krokiem, by zająć się tarczą. Ylon westchnął z rezygnacją, poskrobał się w szyję i rozejrzał za dogodnym miejscem na polowanie. Nie miał ochoty zagłębiać się dalej w las, a tutaj, na otwartym terenie nie miał, co liczyć na obfite łowy. Jego wyostrzony wzrok wypatrzył w miękkim poszyciu przemykające ukradkiem króliki. Uśmiechnął się do siebie, i ułożył dłonie, jakby trzymał w nich łuk. Czarne znamię rozjarzyło się w zmierzchu, a wokół niego zapulsowała energia. W powietrzu przed nim pojawiła się błękitna, magiczna strzała, którą nieznacznym ruchem ręki posłał nisko między drzewa. Zaraz po niej poszybowały trzy kolejne.
Niebieskie błyski rozdarły bezgłośnie mrok lasu, kiedy strzały dosięgły czterech celów. Dzięki świetlistym punkcikom, bez problemu odnalazł swoje zdobycze i czym prędzej opuścił las. W Zakonie był niekwestionowanym mistrzem łucznictwa. Celne oko i opanowanie nie rozwiązywały wszystkich problemów, ale z pewnością bywały przydatne.
Siedzieli w blasku ogniska i czekając, aż mięso się upiecze, ustalali szczegóły jutrzejszych poszukiwań. Gdy zapanowała w końcu cisza, Ylon zaczynał przysypiać, jednak szybko otworzył szerzej oczy i uśmiechnął się pod nosem.
Wszystko u was w porządku? Zapytał Oran, pojawiając się znienacka w jego umyśle.
Tak. Właśnie siedzimy przy ognisku i czekamy na kolację.
Gdzie jesteście?
Na skraju Lasu Zapomnianych?
Mogliście chociaż zatrzymać się w pewnej odległości. To niebezpieczne miejsce. Podobno tam...
Ukrywają się Vethoyni. Ylon zaśmiał się cicho, wyczuwając u kuzyna zaskoczenie i dezorientację. Nie chciał go dręczyć, więc od razu wyjaśnił: Reeth wyczuł tu obecność króla Rivy.
W lesie? Jest pewny?
Tak. Jutro przeszukamy dokładnie teren. Jeśli jego przeczucie się potwierdzi, zastanowimy się, co dalej.
Uważajcie. Ten klan jest nieobliczalny. I lepiej nie atakujcie żadnego wilka.
Wiem, wiem.
Jak tylko znajdziecie króla, dajcie mi znać. Przekaże wszystko Argonowi i niech on zdecyduje.
Wiem, kuzynie. Nie musisz mnie pouczać tylko dlatego, że jesteś dwa lata starzy.
Oran zachichotał złośliwie.
Lubię ci to przypominać. Nie mam brata, więc moim życiowym celem jest drażnienie mojego ukochanego i jedynego kuzyna.
Ylon westchnął, ale uśmiechnął się w duchu. Mimo wszystko dobrze było wiedzieć, że ma się jakąś rodzinę. Nawet, jeśli tą rodziną był irytujący żarłok.
A co u was? Jakieś postępy?
Owszem. Oran wyraźnie poweselał. Przesłał mu w myślach obraz małego, jasnego pokoju w karczmie. Jak widzisz siedzimy sobie w cieplutkiej tawernie, a picia i jedzenia mamy pod dostatkiem.
Ylon zignorował nutkę złośliwości w jego tonie i darował sobie kąśliwą odpowiedź. Jest z wami Ariel?
Cała i zdrowa. Argon i Nox bez problemu uwolnili ją z łap tego drania. Była brudna i zagłodzona, ale żywa. Czy opowiedzieć ci, jak jednym machnięciem ręki odesłała w powietrze pięćdziesięciu Zielonych Ludzi?
Może innym razem, choć niewątpliwie to pasjonująca opowieść. Ostatnim razem widziałem ją jak nie umiała jeszcze chodzić, więc z chęcią poznam ją osobiście.
Oran roześmiał się krótko.
W takim razie mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo.
Jak znajdziemy króla, skontaktuję się z tobą. Czy w razie problemów, możemy liczyć na waszą pomoc?
Jak najbardziej, drogi kuzynie. A jeśli wszystko pójdzie kładko, spotkamy się w Gildrarze. Oby bogowie wam sprzyjali. Nie zrób niczego głupiego, żebym nie musiał się wstydzić.

Ylon prychnął w odpowiedzi. Świadomość Orana odpłynęła i wojownik otworzył oczy. Zjedli kolację i Reeth jako pierwszy objął wartę. Ognisko wciąż trzaskało wesoło, gdy wojownicy ułożyli się na trawie i zapadli w płytki, czujny sen.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych