Długą
ulicą rynkową doszli do dzielnicy szlachty, minęli dwupiętrowe
rezydencje z ogrodami i w końcu dotarli do złotego zamku,
otoczonego kamiennym murem. Spocony i senny strażnik wyglądał
jakby od tygodni stał na warcie. Nawet na ich widok się nie ożywił
i wykonał tylko ociężały ukłon. Bez słowa otworzył bramę i
machnął włócznią, by się pospieszyli. Riva zmarszczył brwi i
jako pierwszy przekroczył próg, chyba czymś zaniepokojony. Wszyscy
mieli poważne miny i zerkając na puste strażnice i mury, Ariel
również poczuła, że coś tu jest nie tak.
Cała posiadłość hrabiego naprawdę robiła
wrażenie. Po drugiej stronie przywitał ich dobrze utrzymany ogród
z fantazyjnie przystrzyżonymi krzewami i morzem kwiatów oraz
mrugające światła w oknach. Do głównych wrót prowadziła
żwirowa ścieżka usypana z kolorowych kamieni i płatków róż.
Nikt jednak nie rozglądał się na boki i chyba tylko Ariel była
naprawdę zachwycona otoczeniem. Wspaniały budynek z dwiema wieżami
odcinał się od granatu nieba czystym złotem. Za dnia zapewne jego
słoneczny kolor musiał razić w oczy.
- Czy to prawdziwe złoto? – Zapytała Rivę,
gdy zmierzali do głównych wrót.
-
Nie – odparł cicho – Ale hrabia Sorrin uwielbia wszystko co się
błyszczy.
Wcale nie przesadził. Kiedy weszli do środka,
Ariel w osłupieniu aż otworzyła oczy. Wszystko – podłoga,
ściany, sufit, a nawet kolumny, dosłownie wszystko pokryte było
złotym kolorem, a przynajmniej czymś, co go przypominało. W
pierwszej chwili musiała zamknąć oczy, a potem długo mrugać, by
przyzwyczaić się nie tylko do tego niezwykłego widoku, ale również
dziwnego światła, które oślepiało, jakby patrzyło się prosto
na słońce.
Mimo później, lub wczesnej pory, bo chyba
zbliżał się świt, wewnątrz znajdowało się sporo ludzi, a
wszędzie paliły się lampy i pochodnie. Jakiś młody chłopak
przywitał ich w progu i na rozkaz Rivy poprowadził do hrabiego. W
całym zamku kręciły się zastępy służących. Ariel zauważyła
z niesmakiem, że wszyscy mężczyźni byli nadzy od pasa w górę,
ubrani jedynie w białe spodnie, a kobiety – piękne, młode
kobiety – w kolorowe przepaski na piersi i zwiewne spódnice. Ktoś,
chyba Arwel, gwizdnął przeciągle, a Riva odchrząknął głośno i
próbował zasłonić kapitanowi oczy.
- Lepiej na to nie
patrz, bo mózg ci spuchnie.
Argon odsunął się i spojrzał na króla spod
przymrużonych powiek.
- A co? – Zakpił – Tobie już spuchł? Nigdy
nie widziałeś kobiecego brzucha, czy męskiego torsu?
Riva
zerknął szybko na Ariel, ale po jego minie trudno było cokolwiek
wyczytać.
-
Nie pamiętam, żeby Sorrin miał tyle służby – zmienił temat,
na co Argon uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.
-
Czyżby? Bo ja pamiętam, że ostatnim razem ugościł nas...cóż,
hojnie ugościł. Ile wtedy dostałeś służących, bo ja...
Riva trącił go w żebra i syknął
ostrzegawczo.
-
To teraz naprawdę nieważne – rozejrzał się na boki z widoczną
niechęcią, wręcz dezaprobatą.
Uśmiech Argona stał się bardziej zjadliwy.
- Albo kiedy Sorrin przybył do nas w odwiedziny.
Był otoczony samymi pięknymi służkami. Chyba nawet jedna wpadła
ci w oko.
Riva zamachnął się na niego, ale kapitan
zrobił zgrabny unik. Kilku wojowników roześmiało się pod nosem.
Mimo niedawnej kłótni i całej sytuacji, chyba każdemu ulżyło,
że znaleźli się w końcu u celu. Dla Ariel od pobytu u Balara, był
to pierwszy normalny dach nad głową. Zamiast ciemnych brudnych
korytarzy, lśniące złotem ściany, a zamiast matowych okien –
duże i witrażowe, wpuszczające do środka mnóstwo światła.
Tutaj na pewno mają miękkie łóżka.
Pomyślała, tłumiąc ziewnięcie.
Riva spojrzał na nią jakby z niepokojem i
skrzywił się z niesmakiem.
-
Nie słuchaj go. Uwielbia się ze mną drażnić.
Ariel miała uniesione brwi i ledwo
powstrzymywała uśmiech.
-
Naprawdę? - Rozejrzała się po korytarzu, jakby czegoś szukała.
Co chwila mijali ich pół nadzy służący – To która kobieta ci
się spodobała? Kiedy nagle znikniesz, będę wiedziała z kim.
- A ty, Ariel – Arwel zachichotał i pochylił
głowę nad jej ramieniem – Chciałabyś mieć takiego służącego?
Popatrz na ich silne ramiona, opalone torsy i płaskie brzuchy. No,
który ci się podoba? Hrabia z pewnością nie będzie miał nic
przeciwko...
Argon trzepnął go po
głowie tak mocno, że wojownik stęknął głośno i cofnął się,
wpadając na Ylona.
- Nie podoba mi się to miejsce – odezwał się
ponuro Reeth.
- Zauważyliście, że poza strażnikiem przy
bramie, nie ma tu w ogóle wojowników? – Garet obserwował mijane
schody i korytarze ze zmarszczonym czołem.
Ariel coś sobie skojarzyła.
-
W mieście widziałam tylko jednego strażnika. Głównej bramy chyba
też nikt nie pilnował. Czy to normalne?
- Nie – odparł ponuro Argon i wymienił z Rivą
porozumiewawcze spojrzenie – To z pewnością nie jest normalne.
Ich młody przewodnik zatrzymał się przed
dwuskrzydłowymi, zdobionymi drzwiami, również w kolorze złotym.
Otworzył je na oścież, po czym zrobił im miejsce, skłonił się
głęboko i obwieścił donośnym głosem:
-
Przybyli Kruczy Król, Biały Kruk, Zakon Kruka i Potomek Liry!
Ariel była zaskoczona, że ją rozpoznał,
chociaż przecież nie spojrzał na nią ani razu. Jednak zaledwie
wkroczyli do sali, przestała w ogóle zaprzątać sobie tym głowę.
W
obszernej komnacie, również całej w złocie, było jeszcze więcej
półnagich służących. Ariel z otwartymi ustami, razem z resztą
przeszła w głąb pomieszczenia. Przy ścianach stały uginające
się od jedzenia stoły. Ludzie w bogatych szatach leżeli na
szezlongach, jedli, pili, lub tańczyli pomiędzy kolumnami przy
rozbrzmiewającej w sali skocznej muzyce. Na widok grupy mężczyzn w
czarnych płaszczach, właściwie nawet nie zareagowali. Niektórzy
tylko zerkali na nich z zaciekawieniem, ale nic poza tym. Głośne
śmiechy wznosiły się ponad muzykę, chyba część obecnych była
już pijana. Ariel odwróciła pospiesznie wzrok, kiedy z oburzeniem
i zażenowaniem dostrzegła jak jeden z gości, na oczach wszystkich
całuje się ze służącą. Poczuła na dłoni uścisk palców i
spojrzała na Rivę. Nie uśmiechał się, a w tym dziwnym świetle
jego oczy przybrały ciemniejszy odcień.
-
Zostań tu – szepnął, po czym puścił jej rękę.
Wojownicy zatrzymali się pośrodku sali, a
kapitan położył dłoń na jej ramieniu. Na jej pytające
spojrzenie tylko pokręcił głową z równie poważną miną. Tylko
Riva szedł dalej, prosto ku czerwonemu szezlongowi, na którym pół
leżał niski, szczupły mężczyzna w czerwono różowej szacie.
Miał wyraźnie przesadnie zadbaną twarz z kilkoma zmarszczkami,
siwiejące włosy i haczykowaty nos. Kiedy podnosił puchar do ust,
drżała mu ręka.
Riva zatrzymał się kilka kroków przed hrabią
i uniósł w górę lewą dłoń. Pojawił się ciemny błysk, coś
wystrzeliło z jego ręki i trafiło w orkiestrę na balkonie,
płosząc muzyków i niszcząc instrumenty. Huk, krzyki, a potem
kompletna cisza, sprawiły, że wszyscy obecni zamarli w kompletnym
bezruchu. Nawet Ariel przeszył dreszcz. Poczuła jak Argon spina
mięśnie i mocniej zaciska palce na jej ramieniu. Jednocześnie
usłyszała przy uchu rozbawiony szept Arwela.
- Teraz się zacznie.
-
Co wy tu wyprawiacie! – Krzyknął Riva, a jego głos odbił się
echem od złotych ścian.
Nareszcie wszyscy zwrócili na niego uwagę. W
kompletnej ciszy hrabia popatrzył na niego błyszczącymi oczami,
które również zdawały się złote.
-
Wasza Wysokość! – wychylił resztki wina z pucharu, czknął
głośno i usiadł chwiejnie. Pochylił się na bok i popatrzył na
wojowników w płaszczach – O, jest i Zakon Kruka – spojrzał na
króla, a na jego wargi wypełzł szeroki uśmiech – Cóż za
zaszczyt gościć w moich progach takich znakomitych gości.
Wspaniale, że jesteście – rozłożył szeroko ramiona, na moment
tracąc równowagę – Jak widzicie właśnie trwa przyjęcie.
Trafiliście w samą porę, by się przyłączyć. Służba! Więcej
wina! – Sam sięgnął po stojący na stoliku dzban i gwałtownym
gestem wyciągnął rękę w stronę króla, aż czerwony płyn
rozlał się na złotej posadzce – Napij się ze mną Wasza
Wysokość, a potem porozmawiamy.
Riva
chwycił dzban i rzucił go za siebie, pod nogi gości. Rozległ się
brzęk stłuczonego naczynia i mocny zapach rozlanego trunku wypełnił
całą salę. Wśród nerwowych szeptów, ludzie odsunęli się pod
samą ścianę, a służący gdzieś zniknęli.
-
Porozmawiamy teraz! – Rzucił ostro Riva.
- Spokojnie, królu.
Przecież się nie pali. Mamy taki ładny dzień...
- Jest noc. Co ty
wyrabiasz, Sorrinie?
- O, przepraszam – mężczyzna podniósł w
górę palec, kiwając się na boki – Hrabia. Jestem Hrabia Sorrin.
Trochę szacunku, chłoptasiu.
Ariel zerknęła na kapitana, który zacisnął
drugą dłoń na rękojeści miecza i zmarszczył niebezpiecznie
brwi.
-
Jesteś pijany – wycedził Riva.
Sorrin wyszczerzył zęby.
-
Faktycznie. Jestem pijany – rozejrzał się po sali mętnym
spojrzeniem – Moi goście też są pijani – zauważył głupio.
- Dlaczego w Gildrarze jest tak mało wojowników?
– Zapytał ostro król – Kto broni miasta? Czy wiesz w ogóle co
się dzieje na świecie?
Hrabia znów czknął głośno i podrapał się
pod pachą.
-
A co ma się dziać? Nic się nie dzieje, więc nie ma wojowników.
Poza tym nie miałem im za co płacić.
Ariel wstrzymała
oddech, kiedy Riva nagle doskoczył do mężczyzny i jednym ciosem
posłał go na posadzkę. Potem chwycił go z tyłu za skraj tuniki,
postawił brutalnie na nogi i siłą pociągnął za sobą do
niewielkich drzwi z tyłu sali. Otworzył je kopniakiem, wrzucił do
środka pijanego hrabiego i zanim sam wszedł do środka, popatrzył
na zebranych takim wzrokiem, że nawet Ariel przeszył zimny dreszcz.
Na końcu spojrzał wymownie na Argona, po czym odwrócił się na
pięcie i zatrzasnął za sobą złote drzwi.
Przez dłuższą
chwilę w sali panowała kompletna cisza i nikt nawet nie westchnął.
Ariel nie chciała być w skórze tamtego człowieka. Po raz pierwszy
miała okazję oglądać Rivę w akcji i była lekko oszołomiona,
podobnie chyba jak goście hrabiego.
- Trzeba zrobić tu
porządek – mruknął Argon, po czym dodał głośno – Koniec
zabawy, możecie iść do domów!
Kiedy nikt się nawet nie ruszył, z
poirytowaniem zerknął na braci.
-
Wyprowadźcie ich – rzucił sucho.
Wojownicy skinęli głowami i natychmiast
pospieszyli wykonać rozkaz, zdecydowanie i raczej mało uprzejmie
kierując ludzi do wyjścia. Niektórzy zaczęli się kłócić i na
sali powstało nerwowe zamieszanie. Kapitan ruszył ku grupce
szczególnie podenerwowanej szlachty, ale odwrócił się po kilku
krokach i zmierzył Ariel długim spojrzeniem, po czym zerknął
krótko na Noxa.
-
Wyprowadź ją stąd.
Ariel chciała zaprotestować, ale półelf
złapał ją łagodnie za ramię i poprowadził w stronę innego
wyjścia.
-
Chodźmy stąd – szepnął spokojnie – Poradzą już tu sobie, a
ty musisz odpocząć.
Ariel obejrzała się przez ramię. Oran i Ylon
szarpali się z kilkoma mężczyznami, Darel wdał się w bójkę, a
Argon bezceremonialnie popychał dwie kobiety do wyjścia.
Westchnęła
głośno, na moment zahaczając wzrokiem o drzwi, gdzie zniknęli
hrabia z królem. Nox zauważył jej zatroskane spojrzenie.
-
Nie martw się. Król doskonale wie jak sobie poradzić z Sorrinem.
Ziewnęła dyskretnie i
skinęła głową. Wyszli na korytarz, gdzie Nox zatrzymał jednego
ze służących i kazał zaprowadzić ich do gościnnej sypialni.
Pokonując kolejne schody i złote korytarze pełne kręcącej się
służby, Ariel ziewała co chwila, dopiero teraz czując jak ogarnia
ją zmęczenie. Kiedy w końcu, ku jej uldze, służący otworzył
przed nimi jedne z wielu drzwi, myślała, że zaśnie na stojąco.
Nox
pierwszy przekroczył próg i rozejrzał się czujnie, jakby i tu
czyhało na nich jakieś niebezpieczeństwo, i dopiero wtedy ją
przepuścił. Komnata jak cały zamek, również była w złocie.
Jednak w tej chwili Ariel obchodziło tylko ogromne, miękkie łoże
ze stosem poduszek, które stanowiło centrum pokoju. Wiedziała, że
powinna porządnie się wykąpać, jednak nagle zabrakło jej siły i
na to. Na chwiejnych nogach zbliżyła się do łóżka i padła na
czystą pościel w ubraniu i butach.
-
Może chociaż...
Zasnęła
jak tylko zamknęła oczy, więc nie usłyszała dalszej części i
tego, jak Nox zamyka za sobą drzwi.
Nie
dane jej było jednak zapaść w spokojny, uzdrawiający sen. Jakby
wizja tylko czekała, aż zamknie powieki, z ciemności wyłoniły
się obrazy.
Znalazła się w
umyśle Balara, w komnacie z wieloma drzwiami. Znów otwierała je
kolejno i znów patrzyła na jego wspomnienia z dzieciństwa. Chłopca
w różnych sytuacjach, który śmiał się do kogoś niewidocznego,
rozmawiał, lub bawił się w ogrodzie. Następnie przeniosła się
do kryjówki Balara, do tamtego dnia, gdy zjawiła się Rairi. Stała
przed jego pokojem, przebierając bosymi stopami na starych deskach
podłogi. Do tej pory nie wiedziała dlaczego wtedy ich
podsłuchiwała. Dlaczego nie uciekła, kiedy w końcu przestał
całować elfkę i ją zauważył?
Potem wszystko rozmyło
się we mgle i nagle obrazy zaczęły nakładać się na siebie jak w
kalejdoskopie, aż przestała za nimi nadążać.
Balar i jego tunika
przesiąknięta krwią, w momencie, gdy stracił przytomność w
swoim pokoju.
Balar stojący w
płomieniach, pośrodku wioski, którą właśnie zniszczył.
Czyjeś oddalające
się plecy w ciemności i dotyk miękkiej dłoni.
Balar próbujący
zabić Rivę, walczący z Argonem.
Ból. Jej ciałem
wstrząsnął ból, sięgający samego dna jestestwa. Palący ból
promieniujący gdzieś z ramienia, rozrywający wnętrzności.
Ona sama stojąca w
rozpadającej się wieży z mieczem w dłoni, nad martwym ciałem.
Rozgrzane znamię w
kształcie pióra na ramieniu. Nie. Na łapie. Na łapie szarego
wilka ze złotymi ślepiami.
Sato!
Ariel usiadła
gwałtownie, spocona i drżąca. Pot spływał po jej skroniach i
oblepił plecy. Siadając na brzegu łóżka, zakręciło jej się w
głowie i poleciała w bok...prosto w ramiona Argona.
- Źle się czujesz? –
Zapytał niespodziewanie łagodnym tonem.
Wyprostowała
się szybko, poprawiając włosy i tunikę. Odchrząknęła nerwowo.
-
To tylko zły sen – mruknęła wymijająco.
Siedział na brzegu łóżka, stanowczo zbyt
blisko. Kiedy otarł się o nią ramieniem, odsunęła się odrobinę.
Przede wszystkim nie chciała żeby usłyszał jak mocno bije jej
serce.
Czy to był tylko sen, czy znowu jakieś
wizje? Czemu ten drań nawet we śnie nie da mi spokoju?
Potem
przypomniała sobie, co ją obudziło. Ból...wilk...Sato.
Mam nadzieję, że nic mu nie jest i że jest
bezpieczny.
- Powinnaś coś zjeść. Nie wyglądasz
najlepiej – przyglądał jej się z niepokojem, co nieco ją
speszyło
Próbowała zapanować nad sobą i zapomnieć o
wizjach, ale wspomnienie Balara i tego dziwnego bólu wciąż nie
dawało jej spokoju. Nie chciała jednak nikogo tym martwić, bo
wydawało jej się, że to tylko jej problem.
Dopiero
teraz dostrzegła leżącą na łóżku tacę. Przyjrzała się
kanapkom z mięsem i skrzywiła się, gdyż wciąż była brudna i
pewnie wyglądała okropnie.
-
Nie jestem głodna, ale z chęcią się napiję – mruknęła, i
wzięła puchar, w którym na szczęście była tylko czysta woda.
Opróżniła naczynie jednym haustem i od razu poczuła się nieco
lepiej. Otarła rękawem czoło, czując jak jej serce powoli wraca
do normalnego rytmu.
Dopiero teraz rozejrzała się po złotej
komnacie. Meble i wystrój pozostały w stonowanych odcieniach,
dzięki czemu cała komnata nie raziła w oczy i nabierała
wytwornego, raczej przyjemnego wyglądu. Kanapa i fotele w beżowych
barwach zdobiły przeciwległy róg sypialni, a na drewnianym,
misternie wyrzeźbionym stoliku stał długi wazon z bukietem żółtych
i białych kwiatów. Przez okna wpadały do środka kaskady słońca,
zalewając złotą komnatę oślepiającym blaskiem. Ariel
zmarszczyła brwi i podrapała się po szyi, z konsternacją
uświadamiając sobie, że jest już dzień.
- Długo spałam?
Argon wziął tacę i odstawił ją na stolik.
Zerknął gdzieś w bok, ale oślepiła go złota podłoga i ponownie
przeniósł na nią spojrzenie. W otoczeniu żółtego światła
zieleń jego oczu stała się nieco jaśniejsza.
- Jakieś kilka godzin. Dochodzi południe.
Kiwnęła głową. Mimo dziwnych wizji, jednak
zaznała trochę snu. Nie czuła się tak wypoczęta jak powinna, ale
przynajmniej znów mogła myśleć. Jej wzrok spoczął na kanapkach
i nagle zaburczało jej w brzuchu. Sięgnęła po talerz i pochłonęła
jedną może zbyt łapczywie. Napotkała nieco rozbawione spojrzenie
Argona, przełknęła co miała w ustach i drugą kanapkę zaczęła
już jeść powoli. Była ciekawa, co się przez ten czas działo.
Wyglądało na to, że kapitan nie miał czasu na odpoczynek. Wciąż
miał na sobie to samo ubranie, a na jego twarzy odbijało się
zmęczenie i napięcie ostatnich wydarzeń. Mimo blizny uznała
nagle, że wcale nie wygląda tak paskudnie i jest w nim coś
pociągającego.
Dostrzegła jego dziwny uśmieszek i zorientowała
się, że wpatruje się w niego zbyt długo i natarczywie.
Zakrztusiła się, ale na szczęście szybko jej przeszło.
- Udało wam się wyprowadzić tamtych ludzi? –
Zapytała pospiesznie, by ukryć zmieszanie i natychmiast ugryzła
spory kęs chleba.
-
Tak. Większość była pijana, więc musieliśmy upewnić się, że
trafią do domów.
-
Riva wciąż rozmawia z hrabią?
Kapitan skrzywił się nieznacznie.
-
Owszem. Ten człowiek po pijanemu jest głupszy od świni. Chociaż
mam nadzieję, że niedługo skończą.
- A reszta?
- Garet poleciał utworzyć ochronną barierę
nad miastem, a Reeth patroluje ulice. Wygląda na to, że nici z
naszej anonimowości.
Spojrzała na niego ze zmarszczonym czołem.
- Domyślam się, że tylko ja spałam? Wy też
powinniście odpocząć.
Argon wykonał gest, jakby chciał dotknąć jej
włosów, ale w końcu wzruszył tylko ramionami.
- Jesteśmy wyszkolonymi wojownikami, Ariel.
Potrafimy nie spać nawet kilka dni. Nikt nie ma ci za złe, że
odpoczywałaś, kiedy my wykonywaliśmy swoje obowiązki. Zasłużyłaś
na to.
- Powinnam wam pomagać...
- Na to przyjdzie jeszcze czas. Dopiero co
wróciłaś.
Odstawiła pusty talerz, podeszła do okna i
zapatrzyła się na ogród w dole, po którym krzątali się
ogrodnicy, a między kwiatowymi rabatami przechadzali szlachcice.
Patrzyła na nich ze zmarszczonym czołem, gdyż nagle poczuła się
jeszcze bardziej brudna. W pewnym momencie jej spojrzenie spoczęło
na parze eleganckich kobiet, które oddały się jakiejś wyjątkowo
zabawnej pogawędce. Ich piękne suknie zupełnie przyćmiewały jej
brudne spodnie i za luźną tunikę, ale nie miała zamiaru ich
zazdrościć.
-
Jak Riva daje sobie z tym wszystkim radę? – Zapytała w końcu
przyciszonym głosem.
Nie odpowiedział od razu, jakby namyślał się
nad dobraniem odpowiednich słów.
-
Mimo młodego wieku, Riva nie został królem dla zabawy. Rozumie
swoje obowiązki i kiedy trzeba potrafi zachować się jak należy.
Bywa, że jest mu ciężko, ale to nie jest człowiek, który pozwala
sobie na użalanie się nad sobą.
- To... – Ariel spuściła wzrok na swoje
dłonie. Wcześniej nie chciała poruszać tego tematu, ale teraz nie
potrafiła się powstrzymać. – A więc wcześniej to Balar był
królem?
Argon
bardzo długo nie odpowiadał, aż z niepokojem odwróciła się w
jego stronę. W końcu spojrzał na niebo za oknem i wydał z siebie
długie westchnienie.
- Miał
być królem. Urodził się jako pierwszy ze znamieniem, więc był
prawowitym następcą.
-
Ale Riva też ma to znamię.
Skinął
krótko głową, dziwnie rozkojarzony.
-
W tym właśnie problem. Nigdy w historii nie zdarzyło się by dwie
osoby miały znamię Kruczego Króla – zwiesił na chwilę głos,
nieobecnym wzrokiem wpatrując się gdzieś w dal – Mimo, że Riva
nigdy nie miał zostać królem, dobrze sobie radzi. W dzieciństwie
musiał ukrywać swoje znamię i nikt nie uczył go korzystania z
Mocy. Miał być tylko księciem kryjącym się w cieniu brata.
Ariel słuchała go uważnie, skubiąc
materiał tuniki.
-
Dlaczego więc teraz Balar służy Gathalagowi? Dlaczego...
- ...przeszedł na złą stronę? – Dokończył
i w końcu spojrzał na nią ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy
– Tego właściwie nikt do końca nie wie. Jednak i tak
powiedziałem ci za dużo. Riva nie lubi jak rozmawia się o jego
bracie za jego plecami. Jeśli chciałabyś się dowiedzieć czegoś
więcej, powinnaś jego się zapytać. Pewnie nie będzie chciał
rozmawiać, ale zawsze warto spróbować. Bardzo za tobą tęsknił,
więc być może będzie wobec ciebie bardziej otwarty.
Ariel
w zamyśleniu potarła ramię, w miejscu gdzie widniało blade znamię
po nieudanym zaklęciu Posłuszeństwa. Nagle zrobiło jej się
chłodno i zapragnęła wyjść na słońce.
-
Czy Balar naprawdę chce nas wszystkich zabić? Nawet swojego brata?
- Sama widziałaś. Riva najdłużej w niego
wierzył, ale nawet on nie ma już złudzeń. Ten człowiek
całkowicie wyzbył się serca. Mroczna Moc Niezwyciężonego
całkowicie go pochłonęła.
- Jakoś trudno mi w to wszystko uwierzyć –
Ariel ponuro pokręciła głową – Przecież to wciąż rodzina.
- Chyba trochę go poznałaś, co? Sama
widziałaś, jaki jest. Balar służy wyłącznie swojemu Panu. Oddał
mu serce i dusze i tylko bogowie wiedzą za co.
Ariel westchnęła ciężko, doskonale
rozumiejąc, dlaczego Riva tak niechętnie przyznaje się do ich
pokrewieństwa. Jeśli ona miała gdzieś jakąś rodzinę, bez
względu na to, kim są i po której stronie stoją, przyrzekła
sobie, że nigdy ich nie zostawi.
-
A ich rodzice?
- Nie żyją. Nie mają
innych krewnych.
- Żal mi Rivy. Musi
mu być ciężko.
Argon prychnął cicho.
-
Tylko nie mów tego przy nim. Nie znosi współczucia.
- Będę pamiętać.
Wojownik popatrzył na nią uważnie, a potem
podszedł bliżej, potarmosił jej włosy, nawinął sobie pasemko na
palec i pociągnął lekko. Ariel patrzyła na jego dłoń, na chwilę
zapominając jak się oddycha. Kiedy uniosła wzrok jego wyraz twarzy
wyrażał smutek i melancholię. Czerwona szrama na policzku
przestała ją odrzucać, a wręcz miała ochotę ją dotknąć.
Czemu
przy nim i przy Rivie tak dziwnie się czuję? Czyżby...
-
Wystarczy, jeśli przy nim zostaniesz i będziesz go wspierać.
- Co? – Wyrwana z
chwilowego zamyślenia, nie zrozumiała, o czym mówi.
Zmrużył leniwie powieki, bawiąc się rudym
pasemkiem.
-
Riva...potrzebuje kogoś bliskiego.
- Przecież ma ciebie.
Podobno jesteś jego cieniem.
Spojrzał jej prosto w oczy. Ariel miała
wrażenie, że dostrzegła w nich błysk czegoś znajomego.
- To nie to samo. Wiesz, o co mi chodzi. Ciągle
otaczają go tylko wojownicy i doradcy. Potrafię go rozśmieszyć,
ale nie umiem uleczyć jego serca. On...czekał tylko na ciebie –
dokończył szeptem.
Miała dziwne odczucie, że nie chodziło mu
tylko o króla, ale nie chciała w to wnikać. Odsunęła się szybko
i wygładziła włosy. Nagle spojrzała na niego podejrzliwie.
-
Dlaczego w ogóle mówisz mi to wszystko? I jesteś dla mnie miły?
- Ja? – Odsunął się aż do łóżka i oparł
o jego ramę, po czym skrzyżował przed sobą ramiona.
- Tak, ty, panie Biały Kruku. – Ariel wskazała
go palcem marszcząc przy tym czoło. – Wcześniej tylko krzyczałeś
i odburkiwałeś nieprzyjemnie.
- Po prostu byłem
zły, że sama pchasz się w kłopoty.
- Miałam wrażenie,
że mnie nie lubisz.
- Nigdy czegoś
takiego nie powiedziałem.
- Nie musiałeś – podeszła do niego i dźgnęła
go palcem w pierś – To było widać już od początku. Jakbyś
poszedł do kryjówki Balara za karę i oskarżał mnie, że
zmarnowałam twój czas.
Argon
odchrząknął i odwrócił wzrok.
-
To wcale nie tak. Po prostu się martwiłem – wykrztusił w końcu
z trudem.
Ariel pochyliła się w jego stronę, przytykając
dłoń do ucha.
-
Co proszę? Nie dosłyszałam. Możesz powtórzyć?
Wziął głęboki wdech, jakby szykował się do
krzyku. Niespodziewanie chwycił jej dłoń i przyłożył ją sobie
do policzka. Następnie przytknął wargi do wewnętrznej strony.
Ariel zamarła. Kiedy poczuła dotyk jego skóry, chropowate
zgrubienie szramy, oraz miękki pocałunek, przez jedną sekundę coś
się stało.
Przed
oczami zobaczyła małą rączkę, którą młodsza wersja Argona w
ten sam sposób przytyka sobie do ust, a potem całuje.
Zanim
jednak mogła lepiej przyjrzeć się tej scenie, obraz zafalował i
znów zapadła ciemność i pustka. Ale to uczucie pozostało.
Coś
się w niej budziło, a potem gasło. Wspomnienia, których nie
potrafiła uchwycić na dłużej, niż jedną sekundę.
Co
ty mi zrobiłeś, Balarze?
Oczy
zapiekły ją od gorących łez.
-
Pamiętasz to Ariel? – Zapytał cicho, tak miękko, że jej serce o
mało nie pękło. – Pamiętasz, jak...
- Nie – wyrwała dłoń i odwróciła się,
pospiesznie wycierając rękawem oczy. Wzięła głęboki wdech. –
Nic nie pamiętam – warknęła ze złością i spojrzała na niego
gniewnie – I przestańcie z łaski swojej na silę próbować
przywrócić mi pamięć. Spróbuj znaleźć się w mojej sytuacji, a
zobaczysz. Myślisz, że to przyjemne, gdy...
W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka
wpadli Oran z Ylonem. Na widok wojowników, zamrugali gwałtownie,
jakby na chwilę zapomnieli o ich istnieniu. Oran popatrzył najpierw
na jej wzburzoną minę i zaciśnięte pięści, potem na kapitana i
na jego okrągłą twarz wypłynął tajemniczy uśmieszek.
- Czyżbyśmy w czymś przeszkodzili?
- Daj spokój – Ylon przeszedł na środek
komnaty i otaksował Ariel krytycznym okiem – Król i hrabia
czekają z obiadem. Jednak jak widzę najpierw musisz doprowadzić
się do porządku.
- Co...
- Nie martw się, damy radę – Ylon objął ją
ramieniem, a jego kuzyn otworzył szafę i bezceremonialnie zaczął
przeglądać jej zawartość – Zaraz znajdziemy dla ciebie coś
odpowiedniego.
Ariel
zerknęła na kapitana, ale ten tylko wzruszył bezradnie ramionami i
w następnej chwili została wyprowadzona z sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz