niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 20

     Długą ulicą rynkową doszli do dzielnicy szlachty, minęli dwupiętrowe rezydencje z ogrodami i w końcu dotarli do złotego zamku, otoczonego kamiennym murem. Spocony i senny strażnik wyglądał jakby od tygodni stał na warcie. Nawet na ich widok się nie ożywił i wykonał tylko ociężały ukłon. Bez słowa otworzył bramę i machnął włócznią, by się pospieszyli. Riva zmarszczył brwi i jako pierwszy przekroczył próg, chyba czymś zaniepokojony. Wszyscy mieli poważne miny i zerkając na puste strażnice i mury, Ariel również poczuła, że coś tu jest nie tak.
    Cała posiadłość hrabiego naprawdę robiła wrażenie. Po drugiej stronie przywitał ich dobrze utrzymany ogród z fantazyjnie przystrzyżonymi krzewami i morzem kwiatów oraz mrugające światła w oknach. Do głównych wrót prowadziła żwirowa ścieżka usypana z kolorowych kamieni i płatków róż. Nikt jednak nie rozglądał się na boki i chyba tylko Ariel była naprawdę zachwycona otoczeniem. Wspaniały budynek z dwiema wieżami odcinał się od granatu nieba czystym złotem. Za dnia zapewne jego słoneczny kolor musiał razić w oczy.
     - Czy to prawdziwe złoto? – Zapytała Rivę, gdy zmierzali do głównych wrót.
     - Nie – odparł cicho – Ale hrabia Sorrin uwielbia wszystko co się błyszczy.
    Wcale nie przesadził. Kiedy weszli do środka, Ariel w osłupieniu aż otworzyła oczy. Wszystko – podłoga, ściany, sufit, a nawet kolumny, dosłownie wszystko pokryte było złotym kolorem, a przynajmniej czymś, co go przypominało. W pierwszej chwili musiała zamknąć oczy, a potem długo mrugać, by przyzwyczaić się nie tylko do tego niezwykłego widoku, ale również dziwnego światła, które oślepiało, jakby patrzyło się prosto na słońce.
     Mimo później, lub wczesnej pory, bo chyba zbliżał się świt, wewnątrz znajdowało się sporo ludzi, a wszędzie paliły się lampy i pochodnie. Jakiś młody chłopak przywitał ich w progu i na rozkaz Rivy poprowadził do hrabiego. W całym zamku kręciły się zastępy służących. Ariel zauważyła z niesmakiem, że wszyscy mężczyźni byli nadzy od pasa w górę, ubrani jedynie w białe spodnie, a kobiety – piękne, młode kobiety – w kolorowe przepaski na piersi i zwiewne spódnice. Ktoś, chyba Arwel, gwizdnął przeciągle, a Riva odchrząknął głośno i próbował zasłonić kapitanowi oczy.
- Lepiej na to nie patrz, bo mózg ci spuchnie.
     Argon odsunął się i spojrzał na króla spod przymrużonych powiek.
     - A co? – Zakpił – Tobie już spuchł? Nigdy nie widziałeś kobiecego brzucha, czy męskiego torsu?
     Riva zerknął szybko na Ariel, ale po jego minie trudno było cokolwiek wyczytać.
    - Nie pamiętam, żeby Sorrin miał tyle służby – zmienił temat, na co Argon uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.
     - Czyżby? Bo ja pamiętam, że ostatnim razem ugościł nas...cóż, hojnie ugościł. Ile wtedy dostałeś służących, bo ja...
     Riva trącił go w żebra i syknął ostrzegawczo.
    - To teraz naprawdę nieważne – rozejrzał się na boki z widoczną niechęcią, wręcz dezaprobatą.
     Uśmiech Argona stał się bardziej zjadliwy.
   - Albo kiedy Sorrin przybył do nas w odwiedziny. Był otoczony samymi pięknymi służkami. Chyba nawet jedna wpadła ci w oko.
    Riva zamachnął się na niego, ale kapitan zrobił zgrabny unik. Kilku wojowników roześmiało się pod nosem. Mimo niedawnej kłótni i całej sytuacji, chyba każdemu ulżyło, że znaleźli się w końcu u celu. Dla Ariel od pobytu u Balara, był to pierwszy normalny dach nad głową. Zamiast ciemnych brudnych korytarzy, lśniące złotem ściany, a zamiast matowych okien – duże i witrażowe, wpuszczające do środka mnóstwo światła.
     Tutaj na pewno mają miękkie łóżka. Pomyślała, tłumiąc ziewnięcie.
    Riva spojrzał na nią jakby z niepokojem i skrzywił się z niesmakiem.
- Nie słuchaj go. Uwielbia się ze mną drażnić.
    Ariel miała uniesione brwi i ledwo powstrzymywała uśmiech.
   - Naprawdę? - Rozejrzała się po korytarzu, jakby czegoś szukała. Co chwila mijali ich pół nadzy służący – To która kobieta ci się spodobała? Kiedy nagle znikniesz, będę wiedziała z kim.
    - A ty, Ariel – Arwel zachichotał i pochylił głowę nad jej ramieniem – Chciałabyś mieć takiego służącego? Popatrz na ich silne ramiona, opalone torsy i płaskie brzuchy. No, który ci się podoba? Hrabia z pewnością nie będzie miał nic przeciwko...
Argon trzepnął go po głowie tak mocno, że wojownik stęknął głośno i cofnął się, wpadając na Ylona.
    - Nie podoba mi się to miejsce – odezwał się ponuro Reeth.
   - Zauważyliście, że poza strażnikiem przy bramie, nie ma tu w ogóle wojowników? – Garet obserwował mijane schody i korytarze ze zmarszczonym czołem.
     Ariel coś sobie skojarzyła.
    - W mieście widziałam tylko jednego strażnika. Głównej bramy chyba też nikt nie pilnował. Czy to normalne?
    - Nie – odparł ponuro Argon i wymienił z Rivą porozumiewawcze spojrzenie – To z pewnością nie jest normalne.
   Ich młody przewodnik zatrzymał się przed dwuskrzydłowymi, zdobionymi drzwiami, również w kolorze złotym. Otworzył je na oścież, po czym zrobił im miejsce, skłonił się głęboko i obwieścił donośnym głosem:
- Przybyli Kruczy Król, Biały Kruk, Zakon Kruka i Potomek Liry!
   Ariel była zaskoczona, że ją rozpoznał, chociaż przecież nie spojrzał na nią ani razu. Jednak zaledwie wkroczyli do sali, przestała w ogóle zaprzątać sobie tym głowę.
    W obszernej komnacie, również całej w złocie, było jeszcze więcej półnagich służących. Ariel z otwartymi ustami, razem z resztą przeszła w głąb pomieszczenia. Przy ścianach stały uginające się od jedzenia stoły. Ludzie w bogatych szatach leżeli na szezlongach, jedli, pili, lub tańczyli pomiędzy kolumnami przy rozbrzmiewającej w sali skocznej muzyce. Na widok grupy mężczyzn w czarnych płaszczach, właściwie nawet nie zareagowali. Niektórzy tylko zerkali na nich z zaciekawieniem, ale nic poza tym. Głośne śmiechy wznosiły się ponad muzykę, chyba część obecnych była już pijana. Ariel odwróciła pospiesznie wzrok, kiedy z oburzeniem i zażenowaniem dostrzegła jak jeden z gości, na oczach wszystkich całuje się ze służącą. Poczuła na dłoni uścisk palców i spojrzała na Rivę. Nie uśmiechał się, a w tym dziwnym świetle jego oczy przybrały ciemniejszy odcień.
- Zostań tu – szepnął, po czym puścił jej rękę.
    Wojownicy zatrzymali się pośrodku sali, a kapitan położył dłoń na jej ramieniu. Na jej pytające spojrzenie tylko pokręcił głową z równie poważną miną. Tylko Riva szedł dalej, prosto ku czerwonemu szezlongowi, na którym pół leżał niski, szczupły mężczyzna w czerwono różowej szacie. Miał wyraźnie przesadnie zadbaną twarz z kilkoma zmarszczkami, siwiejące włosy i haczykowaty nos. Kiedy podnosił puchar do ust, drżała mu ręka.
     Riva zatrzymał się kilka kroków przed hrabią i uniósł w górę lewą dłoń. Pojawił się ciemny błysk, coś wystrzeliło z jego ręki i trafiło w orkiestrę na balkonie, płosząc muzyków i niszcząc instrumenty. Huk, krzyki, a potem kompletna cisza, sprawiły, że wszyscy obecni zamarli w kompletnym bezruchu. Nawet Ariel przeszył dreszcz. Poczuła jak Argon spina mięśnie i mocniej zaciska palce na jej ramieniu. Jednocześnie usłyszała przy uchu rozbawiony szept Arwela.
    - Teraz się zacznie.
    - Co wy tu wyprawiacie! – Krzyknął Riva, a jego głos odbił się echem od złotych ścian.
   Nareszcie wszyscy zwrócili na niego uwagę. W kompletnej ciszy hrabia popatrzył na niego błyszczącymi oczami, które również zdawały się złote.
    - Wasza Wysokość! – wychylił resztki wina z pucharu, czknął głośno i usiadł chwiejnie. Pochylił się na bok i popatrzył na wojowników w płaszczach – O, jest i Zakon Kruka – spojrzał na króla, a na jego wargi wypełzł szeroki uśmiech – Cóż za zaszczyt gościć w moich progach takich znakomitych gości. Wspaniale, że jesteście – rozłożył szeroko ramiona, na moment tracąc równowagę – Jak widzicie właśnie trwa przyjęcie. Trafiliście w samą porę, by się przyłączyć. Służba! Więcej wina! – Sam sięgnął po stojący na stoliku dzban i gwałtownym gestem wyciągnął rękę w stronę króla, aż czerwony płyn rozlał się na złotej posadzce – Napij się ze mną Wasza Wysokość, a potem porozmawiamy.
      Riva chwycił dzban i rzucił go za siebie, pod nogi gości. Rozległ się brzęk stłuczonego naczynia i mocny zapach rozlanego trunku wypełnił całą salę. Wśród nerwowych szeptów, ludzie odsunęli się pod samą ścianę, a służący gdzieś zniknęli.
- Porozmawiamy teraz! – Rzucił ostro Riva.
- Spokojnie, królu. Przecież się nie pali. Mamy taki ładny dzień...
- Jest noc. Co ty wyrabiasz, Sorrinie?
    - O, przepraszam – mężczyzna podniósł w górę palec, kiwając się na boki – Hrabia. Jestem Hrabia Sorrin. Trochę szacunku, chłoptasiu.
   Ariel zerknęła na kapitana, który zacisnął drugą dłoń na rękojeści miecza i zmarszczył niebezpiecznie brwi.
- Jesteś pijany – wycedził Riva.
    Sorrin wyszczerzył zęby.
    - Faktycznie. Jestem pijany – rozejrzał się po sali mętnym spojrzeniem – Moi goście też są pijani – zauważył głupio.
    - Dlaczego w Gildrarze jest tak mało wojowników? – Zapytał ostro król – Kto broni miasta? Czy wiesz w ogóle co się dzieje na świecie?
     Hrabia znów czknął głośno i podrapał się pod pachą.
    - A co ma się dziać? Nic się nie dzieje, więc nie ma wojowników. Poza tym nie miałem im za co płacić.
Ariel wstrzymała oddech, kiedy Riva nagle doskoczył do mężczyzny i jednym ciosem posłał go na posadzkę. Potem chwycił go z tyłu za skraj tuniki, postawił brutalnie na nogi i siłą pociągnął za sobą do niewielkich drzwi z tyłu sali. Otworzył je kopniakiem, wrzucił do środka pijanego hrabiego i zanim sam wszedł do środka, popatrzył na zebranych takim wzrokiem, że nawet Ariel przeszył zimny dreszcz. Na końcu spojrzał wymownie na Argona, po czym odwrócił się na pięcie i zatrzasnął za sobą złote drzwi.
Przez dłuższą chwilę w sali panowała kompletna cisza i nikt nawet nie westchnął. Ariel nie chciała być w skórze tamtego człowieka. Po raz pierwszy miała okazję oglądać Rivę w akcji i była lekko oszołomiona, podobnie chyba jak goście hrabiego.
- Trzeba zrobić tu porządek – mruknął Argon, po czym dodał głośno – Koniec zabawy, możecie iść do domów!
Kiedy nikt się nawet nie ruszył, z poirytowaniem zerknął na braci.
- Wyprowadźcie ich – rzucił sucho.
    Wojownicy skinęli głowami i natychmiast pospieszyli wykonać rozkaz, zdecydowanie i raczej mało uprzejmie kierując ludzi do wyjścia. Niektórzy zaczęli się kłócić i na sali powstało nerwowe zamieszanie. Kapitan ruszył ku grupce szczególnie podenerwowanej szlachty, ale odwrócił się po kilku krokach i zmierzył Ariel długim spojrzeniem, po czym zerknął krótko na Noxa.
- Wyprowadź ją stąd.
    Ariel chciała zaprotestować, ale półelf złapał ją łagodnie za ramię i poprowadził w stronę innego wyjścia.
    - Chodźmy stąd – szepnął spokojnie – Poradzą już tu sobie, a ty musisz odpocząć.
     Ariel obejrzała się przez ramię. Oran i Ylon szarpali się z kilkoma mężczyznami, Darel wdał się w bójkę, a Argon bezceremonialnie popychał dwie kobiety do wyjścia.
     Westchnęła głośno, na moment zahaczając wzrokiem o drzwi, gdzie zniknęli hrabia z królem. Nox zauważył jej zatroskane spojrzenie.
- Nie martw się. Król doskonale wie jak sobie poradzić z Sorrinem.
Ziewnęła dyskretnie i skinęła głową. Wyszli na korytarz, gdzie Nox zatrzymał jednego ze służących i kazał zaprowadzić ich do gościnnej sypialni. Pokonując kolejne schody i złote korytarze pełne kręcącej się służby, Ariel ziewała co chwila, dopiero teraz czując jak ogarnia ją zmęczenie. Kiedy w końcu, ku jej uldze, służący otworzył przed nimi jedne z wielu drzwi, myślała, że zaśnie na stojąco.
    Nox pierwszy przekroczył próg i rozejrzał się czujnie, jakby i tu czyhało na nich jakieś niebezpieczeństwo, i dopiero wtedy ją przepuścił. Komnata jak cały zamek, również była w złocie. Jednak w tej chwili Ariel obchodziło tylko ogromne, miękkie łoże ze stosem poduszek, które stanowiło centrum pokoju. Wiedziała, że powinna porządnie się wykąpać, jednak nagle zabrakło jej siły i na to. Na chwiejnych nogach zbliżyła się do łóżka i padła na czystą pościel w ubraniu i butach.
      - Może chociaż...
     Zasnęła jak tylko zamknęła oczy, więc nie usłyszała dalszej części i tego, jak Nox zamyka za sobą drzwi.
    Nie dane jej było jednak zapaść w spokojny, uzdrawiający sen. Jakby wizja tylko czekała, aż zamknie powieki, z ciemności wyłoniły się obrazy.
Znalazła się w umyśle Balara, w komnacie z wieloma drzwiami. Znów otwierała je kolejno i znów patrzyła na jego wspomnienia z dzieciństwa. Chłopca w różnych sytuacjach, który śmiał się do kogoś niewidocznego, rozmawiał, lub bawił się w ogrodzie. Następnie przeniosła się do kryjówki Balara, do tamtego dnia, gdy zjawiła się Rairi. Stała przed jego pokojem, przebierając bosymi stopami na starych deskach podłogi. Do tej pory nie wiedziała dlaczego wtedy ich podsłuchiwała. Dlaczego nie uciekła, kiedy w końcu przestał całować elfkę i ją zauważył?
Potem wszystko rozmyło się we mgle i nagle obrazy zaczęły nakładać się na siebie jak w kalejdoskopie, aż przestała za nimi nadążać.
Balar i jego tunika przesiąknięta krwią, w momencie, gdy stracił przytomność w swoim pokoju.
Balar stojący w płomieniach, pośrodku wioski, którą właśnie zniszczył.
Czyjeś oddalające się plecy w ciemności i dotyk miękkiej dłoni.
Balar próbujący zabić Rivę, walczący z Argonem.
Ból. Jej ciałem wstrząsnął ból, sięgający samego dna jestestwa. Palący ból promieniujący gdzieś z ramienia, rozrywający wnętrzności.
Ona sama stojąca w rozpadającej się wieży z mieczem w dłoni, nad martwym ciałem.
Rozgrzane znamię w kształcie pióra na ramieniu. Nie. Na łapie. Na łapie szarego wilka ze złotymi ślepiami.
Sato!
Ariel usiadła gwałtownie, spocona i drżąca. Pot spływał po jej skroniach i oblepił plecy. Siadając na brzegu łóżka, zakręciło jej się w głowie i poleciała w bok...prosto w ramiona Argona.
- Źle się czujesz? – Zapytał niespodziewanie łagodnym tonem.
Wyprostowała się szybko, poprawiając włosy i tunikę. Odchrząknęła nerwowo.
- To tylko zły sen – mruknęła wymijająco.
    Siedział na brzegu łóżka, stanowczo zbyt blisko. Kiedy otarł się o nią ramieniem, odsunęła się odrobinę. Przede wszystkim nie chciała żeby usłyszał jak mocno bije jej serce.
      Czy to był tylko sen, czy znowu jakieś wizje? Czemu ten drań nawet we śnie nie da mi spokoju?
     Potem przypomniała sobie, co ją obudziło. Ból...wilk...Sato.
     Mam nadzieję, że nic mu nie jest i że jest bezpieczny.
   - Powinnaś coś zjeść. Nie wyglądasz najlepiej – przyglądał jej się z niepokojem, co nieco ją speszyło
     Próbowała zapanować nad sobą i zapomnieć o wizjach, ale wspomnienie Balara i tego dziwnego bólu wciąż nie dawało jej spokoju. Nie chciała jednak nikogo tym martwić, bo wydawało jej się, że to tylko jej problem.
     Dopiero teraz dostrzegła leżącą na łóżku tacę. Przyjrzała się kanapkom z mięsem i skrzywiła się, gdyż wciąż była brudna i pewnie wyglądała okropnie.
     - Nie jestem głodna, ale z chęcią się napiję – mruknęła, i wzięła puchar, w którym na szczęście była tylko czysta woda. Opróżniła naczynie jednym haustem i od razu poczuła się nieco lepiej. Otarła rękawem czoło, czując jak jej serce powoli wraca do normalnego rytmu.
    Dopiero teraz rozejrzała się po złotej komnacie. Meble i wystrój pozostały w stonowanych odcieniach, dzięki czemu cała komnata nie raziła w oczy i nabierała wytwornego, raczej przyjemnego wyglądu. Kanapa i fotele w beżowych barwach zdobiły przeciwległy róg sypialni, a na drewnianym, misternie wyrzeźbionym stoliku stał długi wazon z bukietem żółtych i białych kwiatów. Przez okna wpadały do środka kaskady słońca, zalewając złotą komnatę oślepiającym blaskiem. Ariel zmarszczyła brwi i podrapała się po szyi, z konsternacją uświadamiając sobie, że jest już dzień.
     - Długo spałam?
   Argon wziął tacę i odstawił ją na stolik. Zerknął gdzieś w bok, ale oślepiła go złota podłoga i ponownie przeniósł na nią spojrzenie. W otoczeniu żółtego światła zieleń jego oczu stała się nieco jaśniejsza.
     - Jakieś kilka godzin. Dochodzi południe.
    Kiwnęła głową. Mimo dziwnych wizji, jednak zaznała trochę snu. Nie czuła się tak wypoczęta jak powinna, ale przynajmniej znów mogła myśleć. Jej wzrok spoczął na kanapkach i nagle zaburczało jej w brzuchu. Sięgnęła po talerz i pochłonęła jedną może zbyt łapczywie. Napotkała nieco rozbawione spojrzenie Argona, przełknęła co miała w ustach i drugą kanapkę zaczęła już jeść powoli. Była ciekawa, co się przez ten czas działo. Wyglądało na to, że kapitan nie miał czasu na odpoczynek. Wciąż miał na sobie to samo ubranie, a na jego twarzy odbijało się zmęczenie i napięcie ostatnich wydarzeń. Mimo blizny uznała nagle, że wcale nie wygląda tak paskudnie i jest w nim coś pociągającego.
    Dostrzegła jego dziwny uśmieszek i zorientowała się, że wpatruje się w niego zbyt długo i natarczywie. Zakrztusiła się, ale na szczęście szybko jej przeszło.
    - Udało wam się wyprowadzić tamtych ludzi? – Zapytała pospiesznie, by ukryć zmieszanie i natychmiast ugryzła spory kęs chleba.
    - Tak. Większość była pijana, więc musieliśmy upewnić się, że trafią do domów.
- Riva wciąż rozmawia z hrabią?
    Kapitan skrzywił się nieznacznie.
    - Owszem. Ten człowiek po pijanemu jest głupszy od świni. Chociaż mam nadzieję, że niedługo skończą.
    - A reszta?
    - Garet poleciał utworzyć ochronną barierę nad miastem, a Reeth patroluje ulice. Wygląda na to, że nici z naszej anonimowości.
     Spojrzała na niego ze zmarszczonym czołem.
    - Domyślam się, że tylko ja spałam? Wy też powinniście odpocząć.
    Argon wykonał gest, jakby chciał dotknąć jej włosów, ale w końcu wzruszył tylko ramionami.
    - Jesteśmy wyszkolonymi wojownikami, Ariel. Potrafimy nie spać nawet kilka dni. Nikt nie ma ci za złe, że odpoczywałaś, kiedy my wykonywaliśmy swoje obowiązki. Zasłużyłaś na to.
     - Powinnam wam pomagać...
     - Na to przyjdzie jeszcze czas. Dopiero co wróciłaś.
    Odstawiła pusty talerz, podeszła do okna i zapatrzyła się na ogród w dole, po którym krzątali się ogrodnicy, a między kwiatowymi rabatami przechadzali szlachcice. Patrzyła na nich ze zmarszczonym czołem, gdyż nagle poczuła się jeszcze bardziej brudna. W pewnym momencie jej spojrzenie spoczęło na parze eleganckich kobiet, które oddały się jakiejś wyjątkowo zabawnej pogawędce. Ich piękne suknie zupełnie przyćmiewały jej brudne spodnie i za luźną tunikę, ale nie miała zamiaru ich zazdrościć.
      - Jak Riva daje sobie z tym wszystkim radę? – Zapytała w końcu przyciszonym głosem.
     Nie odpowiedział od razu, jakby namyślał się nad dobraniem odpowiednich słów.
   - Mimo młodego wieku, Riva nie został królem dla zabawy. Rozumie swoje obowiązki i kiedy trzeba potrafi zachować się jak należy. Bywa, że jest mu ciężko, ale to nie jest człowiek, który pozwala sobie na użalanie się nad sobą.
    - To... – Ariel spuściła wzrok na swoje dłonie. Wcześniej nie chciała poruszać tego tematu, ale teraz   nie potrafiła się powstrzymać. – A więc wcześniej to Balar był królem?
    Argon bardzo długo nie odpowiadał, aż z niepokojem odwróciła się w jego stronę. W końcu spojrzał na niebo za oknem i wydał z siebie długie westchnienie.
     - Miał być królem. Urodził się jako pierwszy ze znamieniem, więc był prawowitym następcą.
- Ale Riva też ma to znamię.
     Skinął krótko głową, dziwnie rozkojarzony.
    - W tym właśnie problem. Nigdy w historii nie zdarzyło się by dwie osoby miały znamię Kruczego Króla – zwiesił na chwilę głos, nieobecnym wzrokiem wpatrując się gdzieś w dal – Mimo, że Riva nigdy nie miał zostać królem, dobrze sobie radzi. W dzieciństwie musiał ukrywać swoje znamię i nikt nie uczył go korzystania z Mocy. Miał być tylko księciem kryjącym się w cieniu brata.
Ariel słuchała go uważnie, skubiąc materiał tuniki.
- Dlaczego więc teraz Balar służy Gathalagowi? Dlaczego...
    - ...przeszedł na złą stronę? – Dokończył i w końcu spojrzał na nią ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy – Tego właściwie nikt do końca nie wie. Jednak i tak powiedziałem ci za dużo. Riva nie lubi jak rozmawia się o jego bracie za jego plecami. Jeśli chciałabyś się dowiedzieć czegoś więcej, powinnaś jego się zapytać. Pewnie nie będzie chciał rozmawiać, ale zawsze warto spróbować. Bardzo za tobą tęsknił, więc być może będzie wobec ciebie bardziej otwarty.
     Ariel w zamyśleniu potarła ramię, w miejscu gdzie widniało blade znamię po nieudanym zaklęciu Posłuszeństwa. Nagle zrobiło jej się chłodno i zapragnęła wyjść na słońce.
- Czy Balar naprawdę chce nas wszystkich zabić? Nawet swojego brata?
     - Sama widziałaś. Riva najdłużej w niego wierzył, ale nawet on nie ma już złudzeń. Ten człowiek całkowicie wyzbył się serca. Mroczna Moc Niezwyciężonego całkowicie go pochłonęła.
     - Jakoś trudno mi w to wszystko uwierzyć – Ariel ponuro pokręciła głową – Przecież to wciąż rodzina.
     - Chyba trochę go poznałaś, co? Sama widziałaś, jaki jest. Balar służy wyłącznie swojemu Panu. Oddał mu serce i dusze i tylko bogowie wiedzą za co.
     Ariel westchnęła ciężko, doskonale rozumiejąc, dlaczego Riva tak niechętnie przyznaje się do ich pokrewieństwa. Jeśli ona miała gdzieś jakąś rodzinę, bez względu na to, kim są i po której stronie stoją, przyrzekła sobie, że nigdy ich nie zostawi.
- A ich rodzice?
- Nie żyją. Nie mają innych krewnych.
- Żal mi Rivy. Musi mu być ciężko.
      Argon prychnął cicho.
- Tylko nie mów tego przy nim. Nie znosi współczucia.
- Będę pamiętać.
     Wojownik popatrzył na nią uważnie, a potem podszedł bliżej, potarmosił jej włosy, nawinął sobie pasemko na palec i pociągnął lekko. Ariel patrzyła na jego dłoń, na chwilę zapominając jak się oddycha. Kiedy uniosła wzrok jego wyraz twarzy wyrażał smutek i melancholię. Czerwona szrama na policzku przestała ją odrzucać, a wręcz miała ochotę ją dotknąć.
      Czemu przy nim i przy Rivie tak dziwnie się czuję? Czyżby...
- Wystarczy, jeśli przy nim zostaniesz i będziesz go wspierać.
- Co? – Wyrwana z chwilowego zamyślenia, nie zrozumiała, o czym mówi.
       Zmrużył leniwie powieki, bawiąc się rudym pasemkiem.
- Riva...potrzebuje kogoś bliskiego.
- Przecież ma ciebie. Podobno jesteś jego cieniem.
      Spojrzał jej prosto w oczy. Ariel miała wrażenie, że dostrzegła w nich błysk czegoś znajomego.
    - To nie to samo. Wiesz, o co mi chodzi. Ciągle otaczają go tylko wojownicy i doradcy. Potrafię go rozśmieszyć, ale nie umiem uleczyć jego serca. On...czekał tylko na ciebie – dokończył szeptem.
     Miała dziwne odczucie, że nie chodziło mu tylko o króla, ale nie chciała w to wnikać. Odsunęła się szybko i wygładziła włosy. Nagle spojrzała na niego podejrzliwie.
     - Dlaczego w ogóle mówisz mi to wszystko? I jesteś dla mnie miły?
     - Ja? – Odsunął się aż do łóżka i oparł o jego ramę, po czym skrzyżował przed sobą ramiona.
     - Tak, ty, panie Biały Kruku. – Ariel wskazała go palcem marszcząc przy tym czoło. – Wcześniej tylko krzyczałeś i odburkiwałeś nieprzyjemnie.
- Po prostu byłem zły, że sama pchasz się w kłopoty.
- Miałam wrażenie, że mnie nie lubisz.
- Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem.
    - Nie musiałeś – podeszła do niego i dźgnęła go palcem w pierś – To było widać już od początku. Jakbyś poszedł do kryjówki Balara za karę i oskarżał mnie, że zmarnowałam twój czas.
      Argon odchrząknął i odwrócił wzrok.
     - To wcale nie tak. Po prostu się martwiłem – wykrztusił w końcu z trudem.
       Ariel pochyliła się w jego stronę, przytykając dłoń do ucha.
- Co proszę? Nie dosłyszałam. Możesz powtórzyć?
     Wziął głęboki wdech, jakby szykował się do krzyku. Niespodziewanie chwycił jej dłoń i przyłożył ją sobie do policzka. Następnie przytknął wargi do wewnętrznej strony. Ariel zamarła. Kiedy poczuła dotyk jego skóry, chropowate zgrubienie szramy, oraz miękki pocałunek, przez jedną sekundę coś się stało.
     Przed oczami zobaczyła małą rączkę, którą młodsza wersja Argona w ten sam sposób przytyka sobie do ust, a potem całuje.
     Zanim jednak mogła lepiej przyjrzeć się tej scenie, obraz zafalował i znów zapadła ciemność i pustka. Ale to uczucie pozostało.
     Coś się w niej budziło, a potem gasło. Wspomnienia, których nie potrafiła uchwycić na dłużej, niż jedną sekundę.
      Co ty mi zrobiłeś, Balarze?
     Oczy zapiekły ją od gorących łez.
     - Pamiętasz to Ariel? – Zapytał cicho, tak miękko, że jej serce o mało nie pękło. – Pamiętasz, jak...
    - Nie – wyrwała dłoń i odwróciła się, pospiesznie wycierając rękawem oczy. Wzięła głęboki wdech. – Nic nie pamiętam – warknęła ze złością i spojrzała na niego gniewnie – I przestańcie z łaski swojej na silę próbować przywrócić mi pamięć. Spróbuj znaleźć się w mojej sytuacji, a zobaczysz. Myślisz, że to przyjemne, gdy...
      W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wpadli Oran z Ylonem. Na widok wojowników, zamrugali gwałtownie, jakby na chwilę zapomnieli o ich istnieniu. Oran popatrzył najpierw na jej wzburzoną minę i zaciśnięte pięści, potem na kapitana i na jego okrągłą twarz wypłynął tajemniczy uśmieszek.
      - Czyżbyśmy w czymś przeszkodzili?
     - Daj spokój – Ylon przeszedł na środek komnaty i otaksował Ariel krytycznym okiem – Król i hrabia czekają z obiadem. Jednak jak widzę najpierw musisz doprowadzić się do porządku.
      - Co...
   - Nie martw się, damy radę – Ylon objął ją ramieniem, a jego kuzyn otworzył szafę i bezceremonialnie zaczął przeglądać jej zawartość – Zaraz znajdziemy dla ciebie coś odpowiedniego.

    Ariel zerknęła na kapitana, ale ten tylko wzruszył bezradnie ramionami i w następnej chwili została wyprowadzona z sypialni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych