Rozdział trochę krótszy, ale jeszcze w weekend dodam kolejny, a więc miłego czytania:)
Po
tym, jak jednym pstryknięciem palca Argon przeniósł ich do
Gildraru, on i Riva schowali się w cieniu kaptura swoich płaszczy,
a jej dali starą opończę, kazali związać włosy i również
nałożyć kaptur.
- Dlaczego się ukrywamy? – Zapytała szeptem,
kiedy tak zamaskowani najpierw przelecieli nad murem, gdyż brama
była zamknięta, a potem ruszyli pospiesznie brukowaną, ciemną
ulicą. Mimo, że cała trójka miała miękkie, skórzane buty,
tylko jej kroki były słyszalne.
Riva pochylił się w jej stronę, a spod cienia
kaptura spoglądały na nią jasne, błyszczące oczy.
- Ponieważ tak jest
prościej. Bez tego całego zgiełku i tłumu strażników.
-
Nasz król nie lubi wokół siebie zamieszania – wtrącił Argon,
kroczący po jej drugiej stronie. W mroku dostrzegła jego rozbawiony
uśmiech – Nie nauczyłem go jak powinien zachowywać się władca
i wciąż jest przekonany, że to normalne, kiedy skrada się jak
złodziej po własnym kraju.
-
Ciekawe kiedy czegokolwiek mnie uczyłeś – warknął cicho Riva.
- O, jak chcesz mogę
wszystko wymienić. Chociażby...
Król wyrzucił w górę ręce w bezradnym
geście.
-
Dobrze. Daruj sobie. Nie skradam się jak złodziej, tylko zachowuje
anonimowość, dla dobra naszej sprawy i bezpieczeństwa. Przecież
wiesz, że im mniej osób wie gdzie jesteśmy, tym...
-...tym mniejsze ryzyko, że dopadnie nas Balar,
albo jego ludzie – dokończył Argon, jakby cytował z pamięci. –
Sądzisz jednak, że cały Zakon Kruka, Biały Kruk i Potomek w
jednym miejscu nie przyciągnął niczyjej uwagi?
- Oczywiście, że
nie, jeśli tylko zachowamy...
Argon ze skupieniem rozejrzał się po pustych
ulicach. Całe szczęście dotarli tu, gdy całe miasto wciąż
pogrążone było we śnie. Tylko w niektórych domach paliły się
światła i czasem ktoś przemknął ciemną uliczką.
-
Najpierw musimy znaleźć resztę. Powinni czekać na głównym
placu.
Ariel sama była zaskoczona, jak spokojnie
przyjęła rewelację króla, że Balar jest jego bratem, jakby w
głębi serca wiedziała o tym od zawsze. Była za bardzo zmęczona,
aby o tym myśleć, więc zamiast tego rozglądała się na wszystkie
strony, nie mogąc się doczekać, aby zwiedzić to miasto w świetle
dnia. Na razie jednak marzyła jedynie o miękkim łóżku i
odpoczynku.
Zaabsorbowana podziwianiem uroku
miasta, dopiero po chwili zorientowała się, że jej towarzysze
kłócą się o coś ściszonymi głosami. Zostawili ją nieco z tyłu
i teraz widziała tylko ich czarne płaszcze, rozwiewane chłodnymi
podmuchami wiatru. Zerknęła krótko na przechodzącego obok
strażnika, po czym opuściła głowę i przyspieszyła kroku.
- Nie możesz ciągle zmieniać tematu i tego
odwlekać – przekonywał Riva z ostrą nutą w głosie
-
Wcale tego nie robię. Po prostu mam inne rzeczy na głowie.
- Musisz wiedzieć, co jest mniej, a co bardziej
ważne. Nie lekceważ tego...
- To samo mogę powiedzieć o tobie. Jak długo
jeszcze wytrzymasz? Widzę, że jest coraz gorzej - kapitan chwycił
go za lewą rękę, ale Riva wyszarpnął ją pospiesznie.
- Przestań ciągle mi o
tym przypominać.
-
Po prostu martwię się o ciebie.
-
To możesz przestać, z łaski swojej. Poza tym mamy Noxa, więc w
razie...
- On tego nie wyleczy, na bogów! – Ze
zdenerwowania Argon podniósł za bardzo głos i jakiś pijany
mężczyzna zerknął na nich z bocznej uliczki. – Potrzebujesz...
Ariel miała dość ich kłótni i nawet nie
chciała wiedzieć, czego dotyczyła. Ponieważ na chwilę zdawali
się zapomnieć nawet o jej obecności, w podskokach wbiła się
pomiędzy nich, trochę z obawy, że zaraz zaczną się bić na
środku ulicy. Uśmiechnęła się do jednego, potem do drugiego.
-
O co chodzi? Czego Riva potrzebuje? Bo wiecie, ja też umiem
uzdrawiać, więc...
Argon odwrócił wzrok, wyraźnie poirytowany i
niechętny do dalszej rozmowy. Riva przez chwilę patrzył na mijane
sklepy z równie obrażoną miną. W końcu spojrzał na nią z
grymasem.
- On wciąż uważa
mnie za dziecko i...
-
Bo jesteś dziecko – warknął Argon.
-...i nie rozumie, że dbam o siebie najlepiej
jak potrafię – dokończył, posyłając kapitanowi groźne
spojrzenie.
Wyczuła pomiędzy nimi jakieś dziwne napięcie,
jednak na szczęście właśnie wtedy kapitan wypatrzył coś w
ciemności i przyspieszył kroku
-
Są tam – rzucił tylko, nie oglądając się na nich.
Riva chyba również ich dostrzegł, bo mruknął
coś do siebie i potarł dłonią o kaptur, przy okazji nasuwając go
głębiej na głowę.
-
Po prostu pięknie – mruknął – Jak zwykle nie można ich
spuścić z oczu. Choć Ariel, trzeba wprowadzić trochę dyscypliny.
Posłusznie
podążyła za królem i szybko dogonili Argona, który zmierzał
prosto ku rozwidleniu uliczek, tuż obok zamkniętego sklepu z
szyldem „Koronki i jedwabie. Najlepsza jakość”. Ariel miała
ochotę zajrzeć za ciemną witrynę, ale wtedy dostrzegła tam
grupkę mężczyzn i panujące między nimi wyraźne ożywienie.
Jeszcze kilka kroków i rozpoznała wojowników z Zakonu Kruka. Nad
ich głowami zawisła niewielka kula światła, ledwo oświetlająca
ich sylwetki. W końcu usłyszała toczącą się między nimi
dyskusję.
-
Dajcie już z tym spokój. Nie powinniśmy nikogo osądzać bez
konkretnego dowodu – Reeth mówił podniesionym głosem, w
magicznym świetle jego twarz wyrażała dezaprobatę
-
Czy nie dostaliśmy wystarczającego? Jego płaszcz.
-
Ja bym poczekał na przesłuchanie – wtrącił Oran, drapiąc się
po rudej szczecinie
-
Będziemy mieli pewność, kiedy Falen publicznie przeczyta jego
myśli. Wstrzymajmy się z tym do powrotu do zamku.
-
A do tego czasu? Jeśli zabije któregoś z nas? – Warknął Darel.
- Puszczajcie mnie! Przecież mówię, że nic
nie zrobiłem.
Ariel tak bardzo zagapiła się na całą scenę,
że wpadła na plecy kapitana, który nawet nie zwrócił na nią
uwagi. Z niedowierzaniem patrzyła jak Koll trzyma wyrywającego się
Arwela i próbuje wygiąć mu ręce za plecy. Darel mu pomagał, a
reszta kłóciła się zawzięcie wśród krzyków oskarżanego.
Dopiero po chwili zwróciła uwagę na Noxa, który stał z boku i
patrzył gdzieś w ziemię z widocznym zniechęceniem.
- Skoro to nasz jedyny podejrzany, to powinien
być tak traktowany – tłumaczył ostro Koll, szarpiąc się z
Arwelem, aż w końcu popchnął go na ścianę i przygwoździł
mocnym uściskiem – Powinniśmy na razie zamknąć go w celi i jak
najszybciej przetransportować do Malgarii i tam odpowiednio osądzić.
Za jego zbrodnie...
- Przecież...tłumaczę... – Wydyszał
wściekle Arwel, nie przestając się szarpać – To nie ja! Biały
Kruk...
- Co tu się dzieje?!
Wszyscy zamilkli jednocześnie, dopiero teraz
dostrzegając przybyłych. Pospiesznie skłonili się całej trójce,
a Arwel z trudem obrócił nieco głowę i posłał im nerwowy
uśmiech.
- Wa...Wasza Wysokość, dobrze cię widzieć. I
ciebie, Ariel.
- Zostawcie go!
Ariel bez namysłu podbiegła do wojowników i
odepchnęła Kolla, posyłając mu groźne spojrzenie. Nie użyła
Mocy, wystarczyło jedynie, że jej pasemko rozjarzyło się w mroku,
by żaden z mężczyzn nie próbował jej powstrzymać, gdy
odciągnęła Arwela na bok.
- Dziękuję – mruknął do niej cicho, z
napięciem na twarzy. Pospiesznie obejrzała go z góry na dół czy
nie jest ranny, dostrzegając jednocześnie jego zgarbione ramiona.
Poklepała go po plecach z przyjaznym uśmiechem.
- Co wy tu wyprawiacie? – Powtórzył ostro
Riva. Z Białym Krukiem u boku zbliżył się do kręgu magicznego
światła i władczym gestem oparł dłonie na biodrach –
Wytłumaczcie się, dlaczego robicie tu o tej porze takie
zamieszanie?
Garet wystąpił naprzód i wyjaśnił rzeczowym
tonem:
- Chodzi o Arwela, Wasza Wysokość. Naradzamy
się, co powinniśmy z nim zrobić.
Riva zmarszczył brwi.
- Czy to już nie zostało ustalone?
Ariel z zatroskaną miną zerknęła na
wojownika.
- Nie wierzę w to, o co cię oskarżają –
zapewniła go żarliwie.
Arwel odgarnął niesforne, brązowe kosmyki z
policzka, a zamiast uśmiechu wyszedł mu jakiś krzywy grymas.
- Oczywiście, bo nie jestem niczemu winny –
posłał w stronę pozostałych braci ponure spojrzenie – Tylko
niektórzy tak myślą.
- Uważam, że na razie wystarczy, jeśli Arwel
będzie obserwowany, i tak jak to było ustalone, po powrocie Falen
publicznie odczyta jego myśli. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków,
dopóki...
- Ale Wasza wysokość – Koll z zaciętą miną
doskoczył do młodego wojownika i znów próbował go złapać –
Ryzykujemy naszym życiem. Musimy zachować ostrożność i trzymać
go pod zamknięciem. A co jeśli jutro zginie kolejny członek
Zakonu?
Arwel próbował umknąć mężczyźnie, a Ariel
z determinacją zasłaniała go własnym ciałem. Wśród zebranych
ponownie zapanowało ożywienie i wszyscy zaczęli mówić
jednocześnie, spierając się, jakie rozwiązanie będzie najlepsze.
Riva przez chwilę słuchał podniesionych głosów, wydając z
siebie znużone westchnienie. Lewą dłoń zacisnął w pięść, a
do Ariel znów popłynęła fala bólu, frustracji i innych emocji.
Napotkała jego zmęczone spojrzenie, a potem odwrócił głowę i
przybrał surowy, władczy wyraz. Argon wystąpił do przodu i skinął
dłonią. Wojownicy natychmiast zamilkli i dosłownie zamarli, jakby
coś niewidzialnego przykuło ich do miejsca. Arwel oparł się
plecami o ścianę i odetchnął, a Darel poczerwieniał na twarzy,
podobnie jak jego przyjaciel.
Argon skinieniem głowy przywołał do siebie
Noxa i wyszeptał:
- Dlaczego nic z tym nie zrobiłeś?
Półelf wzruszył nieznacznie ramionami.
- Nie oczekuj ode mnie cudów, Biały Kruku. I
tak nikt mnie tu nie słucha.
- Jesteście Zakonem Kruka, a zachowujecie się
jak dzieci – skarcił ich Riva, po raz pierwszy zwracając się do
nich tak ostro, ze złością. Ariel zamrugała i wzdrygnęła się,
jakby te słowa dotyczyły także jej – Od wieków bracia żyją ze
sobą w zgodzie i nie pozwolę, aby cokolwiek to zmieniło.
- Morderca – przypomniał sucho Ylon – Wśród
nas jest morderca, panie.
- Pozabija nas wszystkich, jeśli nie zrobimy z
tym porządku – warknął Darel, patrząc na wszystkich surowo spod
mocno ściągniętych brwi.
- To nie znaczy, że mamy przestać sobie ufać.
- Gdyby Arwel rzeczywiście był winny, po co
miałby dłużej udawać? – wtrąciła przytomnie Ariel.
Koll spojrzał na nią chłodno, po czym zwrócił
się do króla:
- Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość, ale
który zbrodniarz przyznałby się z własnej winy? Nadeszły trudne
czasy i ktoś wyraźnie próbuje się nas pozbyć. Jeśli nie
wyeliminujemy zagrożenia, kto będzie cię chronił?
Wśród Zakonu podniosło się kilka głosów,
ale Riva nie dał im dokończyć. Uniósł rękę, poczekał aż
zamilkną i popatrzył na nich kolejno z wyraźnym poirytowaniem.
- W tej chwili nie mamy czasu się tym zajmować.
Będzie jak powiedziałem.
- Ale...
- Argonie, zajmij się tym.
Kapitan skinął głową, przytykając palce do
czoła, po czym spojrzał groźnie na wojowników.
- Koll, Darel, do mnie.
Krótki rozkaz padł niczym warknięcie. Ariel z
podziwem obserwowała jak obaj mężczyźni posłusznie podchodzą do
Argona i choć wściekli, kłaniają mu się z szacunkiem. Chociaż
ona sama nie ustępowała mu w czasie kłótni, bracia z Zakonu
wyraźnie czuli przed nim respekt, być może nawet większy niż
przed królem. Chyba wiedziała dlaczego.
- Mam dla was zadanie. Polecicie na patrol –
rozkazał nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Koll z zaskoczeniem uniósł brwi, a Darel
skrzywił się, jakby ktoś go uderzył.
- Ale, Biały Kruku, to...
- Nie pytam was o zdanie – warknął, mierząc
ich ostrym spojrzeniem zielonych oczu – Macie polecieć sprawdzić
wschodnią i północną część Elderolu, a potem wracajcie prosto
do Malgarii. Lećcie już.
Wojownicy popatrzyli po sobie, potem na króla,
który z powagą skinął głową. Wyglądało na to, jakby chcieli
jeszcze coś dodać, jednak mina Białego Kruka skutecznie wybiła im
to z głowy. Nie oglądając się na resztę braci, wyszli z zaułka
na główną ulicę, rozpostarli skrzydła i wzbili się w nocne
niebo, szybko znikając im z oczu.
Arwel otarł dłonią czoło i westchnął z
wyraźną ulgą.
- Dzięki bogom będzie trochę spokoju –
rzucił żartobliwym tonem, ale nikt nie był w nastroju do śmiechu.
- Skoro wszystko zostało wyjaśnione, nie traćmy
czasu. Hrabia może już nie śpi, a nawet jeśli, mam zamiar go
obudzić – Riva odwrócił się na pięcie i zdecydowanym krokiem
ruszył brukowaną ulicą w stronę głównego placu.
Bracia popatrzyli po sobie bez słowa i jeden za
drugim ruszyli za królem, opatulając się szczelniej swoimi
płaszczami. Przechodząc obok, Oran poklepał Arwela po ramieniu, a
Ylon uniósł kciuk i uśmiechnął się szeroko.
Podążając za całą grupą, Ariel dołączyła
do brązowowłosego wojownika, który mimo bladej twarzy, wyszczerzył
do niej zęby.
- Ale przedstawienie, co? Przepraszam, że
musiałaś być tego świadkiem.
- To nic. Mam nadzieję, że zostaniesz
oczyszczony z zarzutów. A w ogóle, to ten Falen to twój
przyjaciel, tak?
Wyraz twarzy wojownika zmienił się na
łagodniejszy. Brąz w jego oczach rozbłysł wewnętrznym światłem.
- Jest w moim wieku. Właśnie wróciłem od
niego z Malgarii. Ma niesamowite umiejętności, ale w ogóle w
siebie nie wierzy.
Oran spojrzał na nich przez ramię.
- Arwel Nadał mu Imię i otoczył troskliwą
opieką. Są właściwie nierozłączni. Tak nierozłączni, że...
Arwel zamachnął się na niego pięścią i
pulchny wojownik ze śmiechem zrobił unik, puścił do nich oko i
dołączył do kuzyna na przedzie. Ariel uśmiechnęła się do
siebie i pospiesznie ruszyła za całą grupą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz