piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 19

 Rozdział trochę krótszy, ale jeszcze w weekend dodam kolejny, a więc miłego czytania:)

     Po tym, jak jednym pstryknięciem palca Argon przeniósł ich do Gildraru, on i Riva schowali się w cieniu kaptura swoich płaszczy, a jej dali starą opończę, kazali związać włosy i również nałożyć kaptur.
    - Dlaczego się ukrywamy? – Zapytała szeptem, kiedy tak zamaskowani najpierw przelecieli nad murem, gdyż brama była zamknięta, a potem ruszyli pospiesznie brukowaną, ciemną ulicą. Mimo, że cała trójka miała miękkie, skórzane buty, tylko jej kroki były słyszalne.
      Riva pochylił się w jej stronę, a spod cienia kaptura spoglądały na nią jasne, błyszczące oczy.
- Ponieważ tak jest prościej. Bez tego całego zgiełku i tłumu strażników.
    - Nasz król nie lubi wokół siebie zamieszania – wtrącił Argon, kroczący po jej drugiej stronie. W mroku dostrzegła jego rozbawiony uśmiech – Nie nauczyłem go jak powinien zachowywać się władca i wciąż jest przekonany, że to normalne, kiedy skrada się jak złodziej po własnym kraju.
- Ciekawe kiedy czegokolwiek mnie uczyłeś – warknął cicho Riva.
- O, jak chcesz mogę wszystko wymienić. Chociażby...
     Król wyrzucił w górę ręce w bezradnym geście.
   - Dobrze. Daruj sobie. Nie skradam się jak złodziej, tylko zachowuje anonimowość, dla dobra naszej sprawy i bezpieczeństwa. Przecież wiesz, że im mniej osób wie gdzie jesteśmy, tym...
    -...tym mniejsze ryzyko, że dopadnie nas Balar, albo jego ludzie – dokończył Argon, jakby cytował z pamięci. – Sądzisz jednak, że cały Zakon Kruka, Biały Kruk i Potomek w jednym miejscu nie przyciągnął niczyjej uwagi?
- Oczywiście, że nie, jeśli tylko zachowamy...
    Argon ze skupieniem rozejrzał się po pustych ulicach. Całe szczęście dotarli tu, gdy całe miasto wciąż pogrążone było we śnie. Tylko w niektórych domach paliły się światła i czasem ktoś przemknął ciemną uliczką.
     - Najpierw musimy znaleźć resztę. Powinni czekać na głównym placu.
    Ariel sama była zaskoczona, jak spokojnie przyjęła rewelację króla, że Balar jest jego bratem, jakby w głębi serca wiedziała o tym od zawsze. Była za bardzo zmęczona, aby o tym myśleć, więc zamiast tego rozglądała się na wszystkie strony, nie mogąc się doczekać, aby zwiedzić to miasto w świetle dnia. Na razie jednak marzyła jedynie o miękkim łóżku i odpoczynku.
Zaabsorbowana podziwianiem uroku miasta, dopiero po chwili zorientowała się, że jej towarzysze kłócą się o coś ściszonymi głosami. Zostawili ją nieco z tyłu i teraz widziała tylko ich czarne płaszcze, rozwiewane chłodnymi podmuchami wiatru. Zerknęła krótko na przechodzącego obok strażnika, po czym opuściła głowę i przyspieszyła kroku.
      - Nie możesz ciągle zmieniać tematu i tego odwlekać – przekonywał Riva z ostrą nutą w głosie
- Wcale tego nie robię. Po prostu mam inne rzeczy na głowie.
     - Musisz wiedzieć, co jest mniej, a co bardziej ważne. Nie lekceważ tego...
     - To samo mogę powiedzieć o tobie. Jak długo jeszcze wytrzymasz? Widzę, że jest coraz gorzej - kapitan chwycił go za lewą rękę, ale Riva wyszarpnął ją pospiesznie.
- Przestań ciągle mi o tym przypominać.
- Po prostu martwię się o ciebie.
- To możesz przestać, z łaski swojej. Poza tym mamy Noxa, więc w razie...
    - On tego nie wyleczy, na bogów! – Ze zdenerwowania Argon podniósł za bardzo głos i jakiś pijany mężczyzna zerknął na nich z bocznej uliczki. – Potrzebujesz...
    Ariel miała dość ich kłótni i nawet nie chciała wiedzieć, czego dotyczyła. Ponieważ na chwilę zdawali się zapomnieć nawet o jej obecności, w podskokach wbiła się pomiędzy nich, trochę z obawy, że zaraz zaczną się bić na środku ulicy. Uśmiechnęła się do jednego, potem do drugiego.
     - O co chodzi? Czego Riva potrzebuje? Bo wiecie, ja też umiem uzdrawiać, więc...
    Argon odwrócił wzrok, wyraźnie poirytowany i niechętny do dalszej rozmowy. Riva przez chwilę patrzył na mijane sklepy z równie obrażoną miną. W końcu spojrzał na nią z grymasem.
- On wciąż uważa mnie za dziecko i...
- Bo jesteś dziecko – warknął Argon.
    -...i nie rozumie, że dbam o siebie najlepiej jak potrafię – dokończył, posyłając kapitanowi groźne spojrzenie.
   Wyczuła pomiędzy nimi jakieś dziwne napięcie, jednak na szczęście właśnie wtedy kapitan wypatrzył coś w ciemności i przyspieszył kroku
    - Są tam – rzucił tylko, nie oglądając się na nich.
   Riva chyba również ich dostrzegł, bo mruknął coś do siebie i potarł dłonią o kaptur, przy okazji nasuwając go głębiej na głowę.
   - Po prostu pięknie – mruknął – Jak zwykle nie można ich spuścić z oczu. Choć Ariel, trzeba wprowadzić trochę dyscypliny.
    Posłusznie podążyła za królem i szybko dogonili Argona, który zmierzał prosto ku rozwidleniu uliczek, tuż obok zamkniętego sklepu z szyldem „Koronki i jedwabie. Najlepsza jakość”. Ariel miała ochotę zajrzeć za ciemną witrynę, ale wtedy dostrzegła tam grupkę mężczyzn i panujące między nimi wyraźne ożywienie. Jeszcze kilka kroków i rozpoznała wojowników z Zakonu Kruka. Nad ich głowami zawisła niewielka kula światła, ledwo oświetlająca ich sylwetki. W końcu usłyszała toczącą się między nimi dyskusję.
    - Dajcie już z tym spokój. Nie powinniśmy nikogo osądzać bez konkretnego dowodu – Reeth mówił podniesionym głosem, w magicznym świetle jego twarz wyrażała dezaprobatę
    - Czy nie dostaliśmy wystarczającego? Jego płaszcz.
    - Ja bym poczekał na przesłuchanie – wtrącił Oran, drapiąc się po rudej szczecinie
   - Będziemy mieli pewność, kiedy Falen publicznie przeczyta jego myśli. Wstrzymajmy się z tym do powrotu do zamku.
    - A do tego czasu? Jeśli zabije któregoś z nas? – Warknął Darel.
    - Puszczajcie mnie! Przecież mówię, że nic nie zrobiłem.
    Ariel tak bardzo zagapiła się na całą scenę, że wpadła na plecy kapitana, który nawet nie zwrócił na nią uwagi. Z niedowierzaniem patrzyła jak Koll trzyma wyrywającego się Arwela i próbuje wygiąć mu ręce za plecy. Darel mu pomagał, a reszta kłóciła się zawzięcie wśród krzyków oskarżanego. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na Noxa, który stał z boku i patrzył gdzieś w ziemię z widocznym zniechęceniem.
    - Skoro to nasz jedyny podejrzany, to powinien być tak traktowany – tłumaczył ostro Koll, szarpiąc się z Arwelem, aż w końcu popchnął go na ścianę i przygwoździł mocnym uściskiem – Powinniśmy na razie zamknąć go w celi i jak najszybciej przetransportować do Malgarii i tam odpowiednio osądzić. Za jego zbrodnie...
    - Przecież...tłumaczę... – Wydyszał wściekle Arwel, nie przestając się szarpać – To nie ja! Biały Kruk...
    - Co tu się dzieje?!
   Wszyscy zamilkli jednocześnie, dopiero teraz dostrzegając przybyłych. Pospiesznie skłonili się całej trójce, a Arwel z trudem obrócił nieco głowę i posłał im nerwowy uśmiech.
    - Wa...Wasza Wysokość, dobrze cię widzieć. I ciebie, Ariel.
    - Zostawcie go!
    Ariel bez namysłu podbiegła do wojowników i odepchnęła Kolla, posyłając mu groźne spojrzenie. Nie użyła Mocy, wystarczyło jedynie, że jej pasemko rozjarzyło się w mroku, by żaden z mężczyzn nie próbował jej powstrzymać, gdy odciągnęła Arwela na bok.
    - Dziękuję – mruknął do niej cicho, z napięciem na twarzy. Pospiesznie obejrzała go z góry na dół czy nie jest ranny, dostrzegając jednocześnie jego zgarbione ramiona. Poklepała go po plecach z przyjaznym uśmiechem.
    - Co wy tu wyprawiacie? – Powtórzył ostro Riva. Z Białym Krukiem u boku zbliżył się do kręgu magicznego światła i władczym gestem oparł dłonie na biodrach – Wytłumaczcie się, dlaczego robicie tu o tej porze takie zamieszanie?
    Garet wystąpił naprzód i wyjaśnił rzeczowym tonem:
   - Chodzi o Arwela, Wasza Wysokość. Naradzamy się, co powinniśmy z nim zrobić.
   Riva zmarszczył brwi.
   - Czy to już nie zostało ustalone?
   Ariel z zatroskaną miną zerknęła na wojownika.
   - Nie wierzę w to, o co cię oskarżają – zapewniła go żarliwie.
  Arwel odgarnął niesforne, brązowe kosmyki z policzka, a zamiast uśmiechu wyszedł mu jakiś krzywy grymas.
   - Oczywiście, bo nie jestem niczemu winny – posłał w stronę pozostałych braci ponure spojrzenie – Tylko niektórzy tak myślą.
   - Uważam, że na razie wystarczy, jeśli Arwel będzie obserwowany, i tak jak to było ustalone, po powrocie Falen publicznie odczyta jego myśli. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków, dopóki...
   - Ale Wasza wysokość – Koll z zaciętą miną doskoczył do młodego wojownika i znów próbował go złapać – Ryzykujemy naszym życiem. Musimy zachować ostrożność i trzymać go pod zamknięciem. A co jeśli jutro zginie kolejny członek Zakonu?
    Arwel próbował umknąć mężczyźnie, a Ariel z determinacją zasłaniała go własnym ciałem. Wśród zebranych ponownie zapanowało ożywienie i wszyscy zaczęli mówić jednocześnie, spierając się, jakie rozwiązanie będzie najlepsze. Riva przez chwilę słuchał podniesionych głosów, wydając z siebie znużone westchnienie. Lewą dłoń zacisnął w pięść, a do Ariel znów popłynęła fala bólu, frustracji i innych emocji. Napotkała jego zmęczone spojrzenie, a potem odwrócił głowę i przybrał surowy, władczy wyraz. Argon wystąpił do przodu i skinął dłonią. Wojownicy natychmiast zamilkli i dosłownie zamarli, jakby coś niewidzialnego przykuło ich do miejsca. Arwel oparł się plecami o ścianę i odetchnął, a Darel poczerwieniał na twarzy, podobnie jak jego przyjaciel.
     Argon skinieniem głowy przywołał do siebie Noxa i wyszeptał:
    - Dlaczego nic z tym nie zrobiłeś?
    Półelf wzruszył nieznacznie ramionami.
    - Nie oczekuj ode mnie cudów, Biały Kruku. I tak nikt mnie tu nie słucha.
   - Jesteście Zakonem Kruka, a zachowujecie się jak dzieci – skarcił ich Riva, po raz pierwszy zwracając się do nich tak ostro, ze złością. Ariel zamrugała i wzdrygnęła się, jakby te słowa dotyczyły także jej – Od wieków bracia żyją ze sobą w zgodzie i nie pozwolę, aby cokolwiek to zmieniło.
    - Morderca – przypomniał sucho Ylon – Wśród nas jest morderca, panie.
   - Pozabija nas wszystkich, jeśli nie zrobimy z tym porządku – warknął Darel, patrząc na wszystkich surowo spod mocno ściągniętych brwi.
    - To nie znaczy, że mamy przestać sobie ufać.
    - Gdyby Arwel rzeczywiście był winny, po co miałby dłużej udawać? – wtrąciła przytomnie Ariel.
Koll spojrzał na nią chłodno, po czym zwrócił się do króla:
    - Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość, ale który zbrodniarz przyznałby się z własnej winy? Nadeszły trudne czasy i ktoś wyraźnie próbuje się nas pozbyć. Jeśli nie wyeliminujemy zagrożenia, kto będzie cię chronił?
     Wśród Zakonu podniosło się kilka głosów, ale Riva nie dał im dokończyć. Uniósł rękę, poczekał aż zamilkną i popatrzył na nich kolejno z wyraźnym poirytowaniem.
    - W tej chwili nie mamy czasu się tym zajmować. Będzie jak powiedziałem.
    - Ale...
    - Argonie, zajmij się tym.
    Kapitan skinął głową, przytykając palce do czoła, po czym spojrzał groźnie na wojowników.
    - Koll, Darel, do mnie.
  Krótki rozkaz padł niczym warknięcie. Ariel z podziwem obserwowała jak obaj mężczyźni posłusznie podchodzą do Argona i choć wściekli, kłaniają mu się z szacunkiem. Chociaż ona sama nie ustępowała mu w czasie kłótni, bracia z Zakonu wyraźnie czuli przed nim respekt, być może nawet większy niż przed królem. Chyba wiedziała dlaczego.
    - Mam dla was zadanie. Polecicie na patrol – rozkazał nie znoszącym sprzeciwu tonem.
    Koll z zaskoczeniem uniósł brwi, a Darel skrzywił się, jakby ktoś go uderzył.
    - Ale, Biały Kruku, to...
   - Nie pytam was o zdanie – warknął, mierząc ich ostrym spojrzeniem zielonych oczu – Macie polecieć sprawdzić wschodnią i północną część Elderolu, a potem wracajcie prosto do Malgarii. Lećcie już.
     Wojownicy popatrzyli po sobie, potem na króla, który z powagą skinął głową. Wyglądało na to, jakby chcieli jeszcze coś dodać, jednak mina Białego Kruka skutecznie wybiła im to z głowy. Nie oglądając się na resztę braci, wyszli z zaułka na główną ulicę, rozpostarli skrzydła i wzbili się w nocne niebo, szybko znikając im z oczu.
      Arwel otarł dłonią czoło i westchnął z wyraźną ulgą.
    - Dzięki bogom będzie trochę spokoju – rzucił żartobliwym tonem, ale nikt nie był w nastroju do śmiechu.
    - Skoro wszystko zostało wyjaśnione, nie traćmy czasu. Hrabia może już nie śpi, a nawet jeśli, mam zamiar go obudzić – Riva odwrócił się na pięcie i zdecydowanym krokiem ruszył brukowaną ulicą w stronę głównego placu.
     Bracia popatrzyli po sobie bez słowa i jeden za drugim ruszyli za królem, opatulając się szczelniej swoimi płaszczami. Przechodząc obok, Oran poklepał Arwela po ramieniu, a Ylon uniósł kciuk i uśmiechnął się szeroko.
   Podążając za całą grupą, Ariel dołączyła do brązowowłosego wojownika, który mimo bladej twarzy, wyszczerzył do niej zęby.
    - Ale przedstawienie, co? Przepraszam, że musiałaś być tego świadkiem.
   - To nic. Mam nadzieję, że zostaniesz oczyszczony z zarzutów. A w ogóle, to ten Falen to twój przyjaciel, tak?
    Wyraz twarzy wojownika zmienił się na łagodniejszy. Brąz w jego oczach rozbłysł wewnętrznym światłem.
   - Jest w moim wieku. Właśnie wróciłem od niego z Malgarii. Ma niesamowite umiejętności, ale w ogóle w siebie nie wierzy.
    Oran spojrzał na nich przez ramię.
   - Arwel Nadał mu Imię i otoczył troskliwą opieką. Są właściwie nierozłączni. Tak nierozłączni, że...

    Arwel zamachnął się na niego pięścią i pulchny wojownik ze śmiechem zrobił unik, puścił do nich oko i dołączył do kuzyna na przedzie. Ariel uśmiechnęła się do siebie i pospiesznie ruszyła za całą grupą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych