- Pierwszy!
Arwel zatrzymał się
przed domem, zaś Falen tuż za nim. Całą drogę ze wzgórza
pokonali biegiem i z pewnym wstydem musiał przyznać, że brakowało
mu kondycji. Kiepską formę zwalił na ranę i ból pleców. Z
trudem łapał oddech, jednak był w dobrym nastroju. Kiedyś lubił
biegać i nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się ścigali.
Dobrze przypomnieć
sobie stare czasy, co?
- Ale oszukiwałeś –
Falen szturchnął go zaczepnie w ramię.
- Kiedy, dzieciaku? –
Przyjaciel ze śmiechem potarmosił mu włosy – Przecież zawsze
byłem szybszy.
Falen skrzywił się,
posyłając mu przesadnie oburzone spojrzenie.
- To już nie jestem
„Wasza Wysokość”? Myślałem, że razem z tytułem, przysługują
mi też jakieś specjalne względy.
Wojownik uśmiechnął
się szeroko, objął go jednym ramieniem, drugim zataczając przed
sobą łuk.
- No już, dzieciaku.
Lepiej podziwiaj widoki i przestań tyle gadać.
Falen chciał się
jeszcze odciąć, ale ugryzł się w język i posłusznie objął
wzrokiem całe gospodarstwo i kotlinkę.
Okolica rzeczywiście
była malownicza i spokojna. Z komina chaty unosił się dym, wokół
wesoło ćwierkały ptaki, przelatując z jednego drzewa na drugie.
Na łące pasło się kilka krów i koni. Poza tym żadnych tłumów,
nikogo, kto mógłby patrzeć na nich krzywo i oceniać. Idealne
miejsce na spędzenie reszty życia w spokoju, z dala od gwarnego
miasta. Dla Falena to miejsce zdawało się niczym raj na ziemi.
- I jak ci się podoba? – Arwel uśmiechał się
z rozmarzeniem.
- Cieszę się, że
mnie tu przyprowadziłeś. Sam dorastałem w podobnej okolicy, więc
poniekąd ci zazdroszczę.
- To jeszcze nic.
Zaraz poznasz moją rodzinę. Od razu ich polubisz, bo to w końcu ta
sama krew.
Posłał mu szybki,
nieco nerwowy uśmiech, po czym westchnął głęboko, wpatrując się
w okna domku.
- A jeśli mnie nie
polubią?
Arwel zmrużył oczy i
pochylił się do przodu, przypatrując mu się z figlarnym błyskiem
w oczach. Zbliżył się i przyłożył ucho do jego piersi.
- Twoje serce
strasznie szybko bije – zadrwił z chichotem – Czyżbyś się
stresował?
Falen wymamrotał coś pod nosem, odskakując
odruchowo na bezpieczną odległość.
- Żartujesz? Czego niby miałbym się bać?
Twojej rodziny?
Przyjaciel przekrzywił lekko głowę z
tajemniczym uśmieszkiem w kąciku ust.
- Ty mi to powiedz.
Falen zmarszczył brwi.
- Nie mam nic do dodania. Wchodzimy, czy będziemy
tu tak stać do wieczora?
Arwel zerknął w stronę drzwi i wyszczerzył
zęby.
- Nie trzeba. Właśnie idą nas powitać –
rzeczywiście ze środka dało się słyszeć przytłumione kroki i
głosy. Arwel położył dłoń na ramieniu przyjaciela i lekko
ścisnął - Po prostu bądź taki jak zawsze, a na pewno cię
pokochają.
Falen skinął głową. Przejechał palcami po
włosach i mruknął:
- Ciekawe, co sobie o mnie pomyślą.
-
Zapewne tylko to, że jesteś przystojnym mężczyzną – wyszeptał
mu do ucha.
-
Mam nadzieję.
I,
że jesteś brudny.
Tak
samo jak ty.
Ich
śmiech urwał się w jednej chwili, gdy drzwi otworzyły się
energicznie. Falen wyprostował się i spoważniał, zaś wciąż
roześmiany Arwel natychmiast podbiegł do kobiety, która jako
pierwsza pojawiła się w progu i zamknął ją w niedźwiedzim
uścisku.
-
Sądziłam, że w tym twoim zamku zapomniałeś o starej matce –
odezwała się na przywianie z wyraźnym wzruszeniem w głosie,
oddając równie mocny uścisk.
-
Jak możesz tak myśleć, mamo – oburzył się Arwel, ale zaraz
roześmiał się po swojemu. Odsunął się na wyciągnięcie ramion
i przyjrzał jej się z góry na dół – Czuję na karku upływ
lat, ale ty mamo za każdym razem jesteś coraz młodsza. I
piękniejsza – pochylił się ku niej i mrugnął okiem –
Zdradzisz mi swój sekret długowieczności?
Komplement
syna sprawił, że kobieta zarumieniła się gwałtownie i
uśmiechnęła niczym zakochana nastolatka. Nie dał jej nawet szansy
zaprzeczyć, gdyż cmoknął ją w policzek, po czym podbiegł do
Falena i popychając za ramiona, skierował go w stronę drzwi. Falen
wcześniej nie żartował i naprawdę miał tremę, jakby od tego
spotkania zależała cała jego przyszłość. Wciąż miał problemy
w kontaktach z innymi ludźmi, poza Arwelem, i musiał sobie
powtarzać, że to przecież tylko rodzina jego jedynego przyjaciela.
Do
tego spotkania przygotowywał się latami, dłużej niż jakikolwiek
inny człowiek. Przecież Arwel nie raz chciał mu pokazać swój
rodzinny dom. Czekał jednak cierpliwie, aż Falen będzie gotowy. Aż
jego lęki przycichną, a on sam stanie się w miarę normalny.
Wiedział, że jest głupi i nie znał drugiej tak cierpliwej i
wyrozumiałej osoby.
Nawet
teraz, gdy z powagą przystąpił do prezentacji, odniósł wrażenie,
że dla przyjaciela to również ważny moment. Czy on też czuł, że
ta chwila ma dla nich jakieś głębsze znaczenie?
-
Mamo, to jest Falen, Noszący Znak Kruka i przyjaciel, któremu
Nadałem Imię. Wspominałem ci o nim już dawno, ale rozumiesz, że
nie było okazji was odwiedzić.
-
Falen...z Malgarii. To zaszczyt poznać rodzinę Arwela – dotknął
znamienia na czole, jednocześnie wypowiadając oficjalną formułkę
– Oby bogowie błogosławili twój dom i tą ziemię.
Z
opowieści Arwela inaczej wyobrażał sobie jego matkę, a już z
pewnością nie tak. Przed nim stała wysoka, szczupła kobieta w
prostej, schludnej sukni i pogodnym uśmiechem na owalnej twarzy.
Zmarszczki w kącikach oczu i ust tylko dodawały jej uroku. Czarne
włosy poprzetykane siwymi pasemkami związane elegancko z tyłu
głowy, podkreślały duże piwne oczy.
-
Niech Gwiazdy i Niebo odwdzięczą ci się za twą szczodrość,
panie – odparła wedle zwyczaju, po czym dodała łagodniej: -
Przyjaciele mojego syna, zawsze są u nas mile widziani, tym
bardziej, że jesteś pierwszą osobą, którą raczył nam
przedstawić.
Arwel podrapał się po głowie za jej plecami i
figlarnie wystawił język, czego na szczęście nie mogła zobaczyć.
-
Proszę mówić mi po prostu Falen – zaoponował z lekkim
zakłopotaniem – Jestem w tym samym wieku, co Arwel.
-
Nie kłam. Jestem starszy od ciebie o jakieś cztery miesiące.
Falen
poskrobał się po policzku z nieśmiałym uśmiechem.
-
Zawsze mi to wytyka.
-
Ten nicpoń lubi stawiać na swoim. Nie martw się, skarbie –
rzuciła wesoło i bezceremonialnie przytuliła go do siebie równie
żarliwie, co wcześniej syna. W końcu, po czasie, który dla Falena
wydawał się za długi, odsunęła go na wyciągnięcie ramion i
przyjrzała mu się uważnie, z zainteresowaniem. Wojownik tymczasem
stał sztywno w jej uścisku, dosłownie wstrzymując oddech. Zdawało
mu się, jakby sekundy zmieniły się w całą wieczność. Gdy
zerknął na Arwela, przyjaciel sprawiał wrażenie całkowicie
odprężonego. A więc to tylko on tak bardzo się wszystkim
przejmował? – Nie miałam pojęcia, że w tym waszym Zakonie, są
tak przystojni mężczyźni. Chyba nie obrażę młodego wojownika,
jeśli dodam, że jest bardzo uroczy? – Rzuciła w końcu z
błyskiem w oczach.
Falen
spojrzał ponad jej głową na Arwela, który puścił do niego oko.
Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie, ale za to z wyraźną ulgą.
Zaraz potem z domu wyłonił się siwiejący mężczyzna, a między
jego nogami przebiegło dwoje kilkuletnich dzieci. Najpierw chłopiec,
potem dziewczynka – niemal identyczni, zapewne bliźniacy -
wyskoczyli na dwór z głośnym śmiechem i dopadli Falena, skacząc
wokół niego i ciągnąc za ręce.
-
Dzieciaki, zostawcie naszego gościa w spokoju! - Ofuknęła je matka
z groźnie zmarszczonym czołem.
Gdy
tylko go dotknęły Falen od razu zdrętwiał i pobladł. Bezwiednie
odszukał wzrok przyjaciela, ale ten tylko wzruszył ramionami i
podszedł do nich z czułym uśmiechem.
To tylko dzieci.
Wiesz, że nie zrobią ci krzywdy.
- Nie przywitacie się
ze starszym bratem? – Odezwał się głośno, rozkładając szeroko
ramiona.
Chłopiec
zostawił Falena w spokoju i podbiegł do brata. Wojownik chwycił go
bez wysiłku, uniósł wysoko i posadził sobie na barku. Wśród
pisków i śmiechów, złapał ciemnowłosą dziewczynkę i trzymając
ją niedbale pod pachą, zakręcił się dookoła własnej osi.
- Tęskniliście za mną, urwisy?! Byliście
grzeczni?! – Wrzasnął tak głośno, aż echo jego słów
potoczyło się po dolinie.
- Tak!! – Odpowiedziały chórem, z równą
siłą.
Potem z głośnym śmiechem wszyscy troje
wylądowali na ziemi i zaczęli się tarzać po trawie.
- Wiecznie to samo – kobieta pokręciła głową
i cmoknęła – Gorsze z niego dziecko, niż te młodsze.
Matka Arwena przyglądała się całej scenie z
rękami opartymi na biodrach i z radosnym uśmiechem. W jej oczach
lśniły łzy wzruszenia.
- Ojcze... – Rzucił z ziemi Arwel,
przygnieciony ciałkami bliźniąt, ledwo zerkając w górę – To
jest...ała! – Roześmiał się, ciągnąc się z bratem za włosy
– Falen...mój przyjaciel – wydyszał w końcu.
Falen powtórzył formułkę, a mężczyzna po
prostu poklepał go po męsku po ramieniu. Ojciec Arwela był starszy
od swojej żony, o czym świadczyły siwiejące włosy oraz gęsta
siateczka zmarszczek zdobiąca kwadratową, ogorzałą od wiatru i
słońca twarz. Mimo wieku wydawał się energiczny, a każdy jego
ruch świadczył o zdecydowaniu i sile.
- Witamy w naszym domu – powiedział tylko, po
czym krzyknął do dzieci - Lussa, Nerto! Dajcie bratu trochę
odpocząć!
Podszedł do dokazującej na ziemi trójki i siłą
rozdzielił ich od siebie. Chwycił dzieci pod pachy i mimo protestów
i wierzgania, zaniósł je z powrotem do wnętrza chaty.
Falen nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Przyglądając się całej tej scenie, powoli zeszło z niego
napięcie i ta ostrożna czujność. Odkrył też, że w ich
towarzystwie od razu poczuł się zadziwiająco dobrze. Powitali go
tak naturalnie, jakby już był członkiem rodziny. Ich życie
wydawało się takie beztroskie i nieskomplikowane, aż trudno było
uwierzyć, że reszta świata tak nie wygląda.
- Uwierzysz mi mój drogi chłopce, że Arwel w
ich wieku był dokładnie taki sam? – Zauważyła wesoło kobieta –
Wcielony diabeł.
Falen uniósł brwi, przenosząc wzrok na
przyjaciela. Arwel cały był w trawie i ziemi i uśmiechał się od
ucha do ucha. Podszedł do niego i wytarmosił jego złociste włosy,
pozostawiając na nich trochę ziemi. Gdy Falen próbował się
uwolnić, beztroski śmiech wojownika w końcu zaraził i jego. Nawet
kobieta zawtórowała im dźwięcznym śmiechem.
- Nie wierz tej kobiecie – rzucił wesoło
Arwel – Chce po prostu zniszczyć przed tobą mój nieskazitelny
wizerunek.
Falen w końcu uwolnił się z jego objęć.
Wwiercił palec w jego policzek, wycierając go przy okazji z brudu.
-
Niestety, ale fakty mówią same za siebie, mój drogi. Na własne
oczy mogę stwierdzić, że z wiekiem jest z tobą coraz gorzej.
Kobieta zachichotała.
- Chyba wszyscy mężczyźni tak naprawdę nigdy
nie dorastają. Wieczne dzieci – spoważniała i poklepała Arwela
po piersi – Ciągle buja w obłokach i wszystko jest dla niego
lepsze niż obowiązki. Tylko małżeństwo mogłoby go utemperować.
Może, gdy poczuje się za kogoś odpowiedzialny, wydorośleje –
spojrzała na Arwela i jej rysy natychmiast złagodniały – Na
pewno jesteście głodni, a my tak stoimy na tym słońcu. Co wy
robiliście po drodze, że jesteście tacy brudni?
- No wiesz, mamo...jak to mężczyźni w tym
wieku, po prostu się bawiliśmy.
- No już dobrze – widząc ich niewinne
uśmiechy, kobieta machnęła bezradnie ręką i ruszyła do drzwi –
W takim razie przed obiadem idźcie się porządnie umyć. Przygotuję
wam ubranie na zmianę.
- Wedle rozkazu! – Arwel zasalutował, po czym
wyszczerzył do Falena zęby i pociągnął go na tyły domu,
zasłaniając przed matką jego zranione plecy. Po raz ostatni dał
mu kuksańca w ramię, odwracając głowę tak, żeby tylko on
dostrzegł ten szczególny błysk porozumienia między nimi.
- Witaj w moim domu – wyszeptał.
- Wiesz, Arwelu?
- Co?
- Dziękuję, to był jednak dobry pomysł.
- Ha! Wiedziałem! Ja zawsze mam same dobre
pomysły, więc następnym razem nie marudź tyle.
Falen uśmiechnął się, wypełniając jego
umysł złotą, zadowoloną obecnością. Gdyby wiedział, że
poczuje się tutaj tak dobrze, już dawno zdecydowałby się na tą
wycieczkę. Chociaż prawda była też taka, że nadchodziły złe
czasy i naprawdę mieli coraz mniej wolnego czasu.
A jeśli chodzi o złe czasy...
- Jak tylko wrócisz do reszty Zakonu, przekaż
wszystkim o tym incydencie ze zwierzołakami – przypomniał.
Arwel zerknął na niego z miną, która z
pewnością nie wyrażała powagi.
- Oczywiście, Wasza Wysokość.
Wojownik zignorował nutę szyderstwa w jego
tonie, powracając myślami do niedawnej walki i tego, co nie dawało
mu spokoju. Mógł się uśmiechać i udawać, że wszystko jest po
staremu, ale coraz wyraźniej widział, że wojna wisi w powietrzy.
- Trzeba będzie zwiększyć czujność. Skoro
Balar tak bardzo chce pozbyć się Zakonu, najlepiej będzie jak od
tej pory przestaniemy się rozdzielać. W grupie jesteśmy silniejsi.
- Jak zawsze masz rację, Wasza Wysokość.
Falen posłał mu tylko krzywe spojrzenie i
kontynuował:
- A to oznacza, że teraz nie możemy nikomu
ufać.
- Hmm, nawet najbliższej rodzinie?
- Chyba, że każesz im zdjąć ubrania i
przekonasz się, że nie mają znamienia w kształcie pióra.
- To wydaje się rozsądne, chociaż z drugiej
strony wskazywałoby, że im nie ufamy. – Arwel cmoknął z
niesmakiem. Nagle wpadł na jakiś pomysł, który Falen od razu
dostrzegł w jego myślach.
Wojownik spojrzał na niebo, a potem parsknął
jakoś tak dziwnie i zwrócił czekoladowe oczy na przyjaciela.
Falen, zacisnął usta i bez uprzedzenia dał mu pstryczka w skroń
No co?
Myślisz tylko o głupotach.
Przyjaciel uśmiechnął się niewinnie.
A ty? W końcu też jesteś mężczyzną, co
nie? To całkiem normalne.
Ja nie mam na to czasu.
Znalazł się niewinny. A gdzie porywy serca,
namiętność...
Falen posłał mu zabójcze spojrzenie i
wyprzedził bez słowa.
Na tyłach domu w ocienionym miejscu pod dachówką
stała pokaźnych rozmiarów beczka wypełniona zimną wodą.
Usłyszał, że wojownik zatrzymuje się za jego plecami i westchnął
ciężko. Jego myśli wciąż krążyły wokół jednego.
- Balar chce nas w ten sposób jeszcze bardziej
zdezorientować, prawda? Wykorzystuje innych do własnych celów,
odbiera im nie tylko życie, ale i wolną wolę. Wiem, że moja
zdolność manipulowania umysłami jest zła, ale zaklęcie
Posłuszeństwa wydaje mi się wręcz obrzydliwe. Widziałem już, co
się dzieje z ludźmi, kiedy sprzeciwią się rozkazom. Wtedy... –
Przełknął nerwowo ślinę, z trudem dopuszczając do siebie
bolesne wspomnienia – Nie chcę stać się taki jak on.
Poczuł na barku ciężar dłoni przyjaciela.
Otoczyły go jego myśli oraz fioletowa świadomość. Dryfowała na
obrzeżach jego umysłu, nie narzucając się, a wręcz zupełnie
naturalnie stając się po prostu jego częścią. Od ponad
dziesięciu lat przypominała mu o nowym życiu i o tym, że nie jest
sam na świecie. Miał nadzieję, że ani bogowie, ani jakaś tam
wojna tego nie zmienią.
- Zapomnij o tym draniu. Gwarantuje ci, że nigdy
nie pójdziesz w jego ślady, bo nawet ci nie pozwolę. Poza tym nie
znam wojownika, który miałby bardziej miękkie serce od ciebie –
Gdy Falen odwrócił głowę, jego policzek wbił się w wyciągnięty
palec, a on sam napotkał roześmiane spojrzenie przyjaciela – A
twoja Moc jest wyjątkowa, niezwykła i bardzo przydatna. Nigdy nie
porównuj jej do haniebnych sztuczek tego zdrajcy, bo ty przynajmniej
masz sumienie i używasz jej do obrony, a nie niszczenia.
Falen strzepnął jego dłoń i przeczesał
palcami brudne włosy.
Dlaczego zawsze wiesz, co powiedzieć, żeby
poprawić mi humor?
Ponieważ, mój drogi przyjacielu jestem od
ciebie starszy o cztery miesiące, a więc i mądrzejszy. Niechętnie
to stwierdzam, ale po prostu mam talent do podnoszenia złotowłosych
wojowników na duchu.
Spojrzeli sobie w oczy, a dwie świadomości
wewnątrz ich umysłów krążyły wokół siebie, ocierały się,
będąc bardzo blisko stania się jednością. Arwel uśmiechnął
się szeroko, po czym nagle dał mu prztyczka w czoło.
- Dosyć tego marudzenia. Zgłodniałem, więc
umyjmy się szybko i chodźmy, bo zjedzą bez nas – oblizał się i
mrugnął do niego okiem – Nikt nie robi tak pysznej potrawki jak
moja mama.
Falen potarł czoło, przez chwilę marszcząc
brwi. Nagle odkrył, że również jest głodny, a jakby na
potwierdzenie tego faktu, zaburczało mu w brzuchu. Mimo wszystko tej
chwili tak prędko nie powtórzą, więc postanowił odłożyć
dalsze zamartwianie się i po prostu zjeść rodzinny posiłek.
Chociaż słońce lało się z nieba prosto na
głowy, woda była lodowata. Gdy zanurzył w niej rekę i wzdrygnął
się, Arwel uśmiechnął się z ironią.
- To najczystsza woda z rzeki, Wasza Wysokość –
rzucił drwiąco – Proszę nie być takim zniesmaczonym. Codziennie
jest wymieniana.
- Przestaniesz wreszcie z tą „Waszą
Wysokością”?
- A co? Wolisz bachora, czy może dzieciaka?
Falen skrzyżował
przed sobą ramiona, zerkając na niego krzywo.
-
Nieważne mrówcza kupo.
- Ooo! – Zaszydził z rozbawieniem Arwel –
Pan obrażalski. Lepiej nie mniej takiej kwaśnej miny, bo z takim
wyglądem nigdy nie znajdziesz sobie żony.
- Zamknij się!
Falen ze złością trzepnął go w ramię, zaraz
jednak roześmiał się głośno jednocześnie robiąc unik przed
ciosem przyjaciela.
- Trochę szacunku dla starszego!
- Czy już zawsze będziesz wypominać mi swój
wiek?
- Tak.
Zaczęli ganiać się wokół beczki, niczym
dwójka dzieci, a ich wesoły śmiech niósł się po całej dolinie.
W pewnym momencie Falen potknął się o własne nogi, a jego
towarzysz natychmiast to wykorzystał. Jedną ręką wygiął jego
ramię za plecy, a drugą złapał za głowę i krzyknął
entuzjastycznie:
- A teraz kąpiel!
I siłą wepchnął go pod wodę. Falen nie
zdążył nawet zamknąć ust. Wypuścił pod wodą całe morze
pęcherzyków powietrza, które na moment go oślepiły. Młócąc
wolną ręką, próbował się uwolnić, podczas gdy jego twarz
atakowały igiełki lodowatej wody, aż całe jego ciało pokryła
gęsia skórka. Zanim jednak zaczął się dusić, dłoń przyjaciela
poderwała go do góry i uwolniła z uścisku.
Falen zachwiał się i wziął potężny haust
powietrza, po czym potrząsnął gwałtownie głową, tryskając
naokoło kropelkami wody. Krótkie kosmyki przylgnęły mu do czoła
i karku, teraz czyste i znów złote. Spluną na trawę, pozbywając
się z ust resztek wody, po czym zgromił towarzysza morderczym
spojrzeniem.
- No co? – Arwel uniósł dłonie z niewinną
miną – Potrzebowałeś szybkiej kąpieli. A teraz poczekaj tu na
mnie, zaraz wracam.
Nie zdążył go nawet uderzyć, bo wojownik już
zniknął we wnętrzu chaty. Po kilku minutach wrócił z naręczem
czystych ubrań i całą apteczką.
- Najpierw zmyj z siebie ten bród, a potem cię
opatrzę.
Falen nie protestował, tym bardziej, że nie
chciał wypaść negatywnie w oczach gospodarzy. Nie mógł też
pozwolić, by zobaczyli, że jest ranny. Na początek umył
energicznie twarz, chociaż była już mokra i jeszcze raz spłukał
włosy. Zdejmująć brudną, zakrwawioną tunikę, zerknął na
Arwela, który przyglądał mu się zagadkowym spojrzeniem.
Przyjaciel dostrzegł jego groźną minę, wzruszył ramionami i
odwrócił się na pięcie. Falen pospiesznie zmył z siebie cały
brud podróży i walki. W końcu wsunął przez głowę czystą
tunikę, zmienił spodnie i od razu poczuł się jak nowo narodzony.
Arwel, delikatnie oczyścił rany na plecach i posmarował je jakąłś
chłodną maścią, po której ból prawie zniknął.
- Masz szczęście, że zadrapanie nie było
głębokie. Jednak byłbym wdzięczny, gdybym chociaż raz to ja mógł
uratować ci tyłek. Zawsze sprawiasz, że czuję się winny.
Falen odwrócił się z uśmiechem i klepnął
wojownika po ramieniu, jednocześnie przeczesując mokre włosy
palcami. Zignorował to, że Arwel przez chwilę nie potrafił
oderwać od nich wzroku.
- Nie ma sprawy. Teraz ty doprowadź się do
porządku – mruknął.
- Nie czekaj na mnie i wchodź do domu. Lepiej,
żebyś się nie przeziębił – nieznana nuta w głosie przyjaciela
nieco go zaskoczyła.
- Ale przecież jest ciepło...
- Idź, nie marudź – Arwel popchnął go w
stronę chaty, więc niechętnie skierował się do drzwi.
Dobrze się czujesz?
Spojrzał za siebie, ale Arwel stał do
niego tyłem i właśnie wkładał głowę pod lodowatą wodę.
Wzdrygnął się mimowolnie.
Odpowiedział mu nieco nerwowy śmiech.
Ja? Nigdy nie czułem się lepiej. A co?
Tak tylko pytałem.
Falen wytarł ręce o spodnie, jeszcze raz
przeczesał włosy, jak to robił w chwili zdenerwowania i po
głębszym wdechu wszedł do wnętrza chaty.
Już w progu ogarnął spojrzeniem
obszerne wnętrze izby. W porównaniu z zamkiem, było tu skromnie,
ale schludnie i czysto. Duża izba mieściła długą ławę, regały
z książkami, komody i szafki, oraz walające się po kątach
zabawki. W dużym kominku wesoło trzaskał ogień, a na nim stał
ogromny kocioł, z którego unosiła się strużka dymu, napełniająca
wnętrze przyjemnym zapachem ziół, warzyw i mięsa. W przeciwległej
ścianie zauważył dwoje drzwi, zapewne prowadzących do sypialni.
Wszyscy członkowie Zakonu przyzwyczajeni byli do zamkowych luksusów,
jednak z łatwością potrafił wyobrazić sobie życie Arwela w tym
miejscu.
- Siadaj synu. Czuj się jak u siebie - Ojciec
Arwela skinął na niego dłonią ze swojego miejsca przy ławie,
więc posłusznie usiadł naprzeciwko niego. Nigdzie nie dostrzegł
bliźniaków, więc musiały bawić się w innym pokoju. Kobieta
krzątała się energicznie po kuchni, nucąc coś pod nosem i
uśmiechając się łagodnie. To miejsce było dokładnie takie,
jakie sobie wyobrażał. Ciepłe i przepełnione miłością, jak sam
Arwel.
Przez długą chwilę mężczyzna w milczeniu
przeszywał go swoim twardym, ale przyjaznym spojrzeniem. Chociaż
próbował sprawiać wrażenie odprężonego i pewnego siebie, serce
biło mu niespokojnie, a w gardle zaschło ze zdenerwowania.
Pospiesz się Arwelu. Ponaglił
przyjaciela.
Coś się stało?
Nie, tylko...Denerwuje się. Nie lubię jak
zostawiasz mnie samego z obcymi.
Śmiech Arwela wypełnił mu umysł
rozbłyskiem światła przypominającym zorzę polarną.
To moja rodzina, głupku. Zamierzają cię
zjeść na obiad, czy co?
Falen westchnął w duchu i uśmiechnął
się słabo.
Chyba czuję tą sławną potrawkę.
Skoro nie pachnie mięskiem z Falena, to w
porządku. Poczekaj jeszcze chwilę.
Prychnął w myślach i wycofał się, świadomy,
że wciąż jest obserwowany. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma,
splótł je najpierw na stole, po krótkiej jednak chwili położył
na kolanach i zaczął stukać o nie palcami. Ponieważ dawno nauczył
się samokontroli, nie odwrócił wzroku.
Siedzący przed nim mężczyzna oparł łokcie na
stole i przygarbił się lekko, choć nie widać było po nim znaków
zmęczenia czy nawet starczej ociężałości. Twarz tego człowieka
przecinały liczne zmarszczki doświadczenia i siły, a ledwo
widoczna blizna na czole była stara i wyglądała, jakby zdobył ją
w jakiejś potyczce. Falen z trudem doszukał się w nim oznak
pokrewieństwa z Arwelem. Jedyne podobieństwo, jakie zauważył, to
te błyszczące, czekoladowe oczy, ciepłe i ufne jak u dziecka, choć
z dorosłą ostrożnością i ciężarem doświadczeń.
- Jak długo znasz Arwela? Jak się poznaliście?
– Odezwał się w końcu mężczyzna, nie zmieniając pozycji i ani
na moment nie odwracając wzroku.
Falen starał się by każdy skrawek jego ciała
wyrażał całkowity spokój. Miał przynajmniej nadzieję, że na
zewnątrz wygląda lepiej, niż czuje się w środku. Nie chciał,
aby ci ludzie zaczęli się zastanawiać, dlaczego tak proste pytania
go stresują. Ani tym bardziej, by dowiedzieli się o jego fobiach.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chcielibyśmy
dowiedzieć się czegoś o przyjacielu naszego syna – kobieta
postawiła przed nimi parujące kubki z ziołową herbatą i
przysiadła obok męża - Cieszymy się ile razy nas odwiedzi, jednak
dzisiaj mamy prawdziwe święto, bo w końcu przyprowadził cię do
nas. Wiesz? – uśmiechnęła się z wesołym błyskiem w oczach –
Ten urwis ciągle o tobie mówił; Falen to, Falen tamto, mam
wrażenie, że znamy cię jak własne dziecko. Z natury zawsze był
samotnikiem, ale gdy pojawiłeś się w jego życiu, jakby podmienili
mi syna. Musi być w tobie coś wyjątkowego, skoro ten urwis zajął
się czymś innym niż samym sobą.
A
nie mówiłem? Rzucił
cierpką myśl. Jednak nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Jedynie
gdzieś na obrzeżach umysłu, łagodna świadomość zachichotała
cichutko. Ponieważ rodzice Arwela przypatrywali mu się z
wyczekującym zainteresowaniem, nie miał innego wyjścia, jak
udzielić jakiejś zgrabnej odpowiedzi:
-
Nie ma we mnie nic specjalnego – zapewnił spokojnie, uśmiechając
się trochę nieśmiało – Zanim trafiłem do Zakonu,
miałem...pewne kłopoty i Arwel mi pomógł. Połączył się ze mną
umysłem na ceremonii Nadania Imienia i stał się moim nauczycielem
i towarzyszem broni – wzruszył obojętnie ramionami, ostrożnie
zaglądając im w oczy – Arwel wiele mnie nauczył, a także nie
raz wspierał swoim mieczem i Mocą. Jednak wszyscy należymy do
Zakonu Kruka i to naturalne, że każdy z braci troszczy się o
drugiego. Jesteśmy jakby jedną rodziną – nie wspomniał już o
tym, że ta rodzina zaczęła się rozpadać, a jeden z jej członków
zabija swych towarzyszy.
Mężczyzna chrząknął na znak aprobaty dla
takiej odpowiedzi i Falen nieco się odprężył. Ujął gorący
kubek w obie dłonie i upił kilka łyków. W smaku herbata była
lekko gorzkawa, ale dobrze rozgrzewała i w sumie miała przyjemny
ziołowy smak. Z łatwością mógłby wymienić nazwy wszystkich
roślin, jakie zostały tu zmieszane, ale nie chciał się chwalić
swoją wiedzą. Nie wszyscy wojownicy interesowali się zielarstwem.
Kobieta tymczasem poszła zamieszać w kotle i
dodać kilka składników, po czym wróciła i zapytała:
- Skoro Arwel nadał ci nowe imię, to znaczy, że
wcześniej musiałeś mieć jakieś inne. Czy mogę je poznać? –
Jakby odkryła swój nietakt, uśmiechnęła się pospiesznie i
wyjaśniła – Przepraszam, jeśli to było niewłaściwe, ale
spotkałam jeszcze nikogo, kto miałby dwa imiona.
- Liili! – Zbeształ ją mąż, posyłając jej
ostrzegawcze spojrzenie spod ściągniętych brwi – Nie powinnaś
nękać naszego gościa tak osobistymi pytaniami.
Na jej twarzy odbił się niepokój i poczucie
winy. Otworzyła usta, by przeprosić, jednak Falen zaprzeczył
ruchem dłoni i odpowiedział uprzejmie:
- Nie szkodzi. Rzeczywiście może niektórych to
interesować, gdyż rzadko się zdarza, by ceremonię Nadania Imienia
przeprowadzano później niż po narodzinach i po raz drugi. Prawda,
że miałem kiedyś inne imię, jednak nie pamiętam go.
Liili z troską poklepała go po dłoni
trzymającej kubek, zaś ojciec Arwela po prostu stwierdził:
- Cóż, każdy w życiu potrzebuje, choć
jednego prawdziwego przyjaciela. Cieszymy się, że nasz syn ma
kogoś, za kogo czuje się, choć trochę odpowiedzialny. W życiu
mężczyzny ważne jest, żeby miał towarzysza broni, za którego
gotów jest oddać własne życie. To się nazywa prawdziwa braterska
lojalność.
Falen skinął tylko głową i spuścił wzrok,
mocząc usta w ciepłym płynie. Zaczął obawiać się, że do
powrotu Arwela ta rozmowa skieruje się na bardzo niewygodne tory.
Zastanawiał się jak wiele będzie musiał udzielać wymijających
odpowiedzi, kiedy niespodziewanie został wybawiony z tej kłopotliwej
sytuacji.
Drzwi po prawej stronie odskoczyły gwałtownie i
ze środka wyłoniły się z hałasem bliźniaki. Lussa od razu
wdrapała się wojownikowi na kolana zaś Nerto stanął na ławie i
uwiesił się jego szyi. Kobieta chciała upomnieć dzieci, ale Falen
uspokoił ją skinieniem dłoni, która następnie powędrowała ku
rozwichrzonym włosom chłopca, tarmosząc je w ten sam sposób, jak
zwykł robić to Arwel. Nerto wyszczerzył zęby, w odwecie ciągnąć
jego złote kosmyki.
Lussa pociągnęła go za tunikę, wiec zwrócił
na nią głowę. Dziewczynka wpatrywała się w niego z otwartą
buzią, jakby miała przed sobą jakąś istotę nie z tego świata.
Jej duże, ciemne oczy wprost emanowały dziecięcą niewinnością i
radością życia. Przez krótką chwilę Falen poczuł ukłucie
zazdrości. On sam kiedyś miał beztroskie dzieciństwo, chociaż
ledwo to pamiętał.
- Naprawdę należysz do Zakonu Kruka, w którym
jest nasz braciszek? – Zapytała, wskazując palcem jego czarne
znamię, wyraźnie odcinające się od jasnej grzywki.
Falen przejechał palcami po czole i uśmiechnął
się pod nosem.
- Naprawdę.
- I jesteś tak silny jak braciszek? –
Zawtórował Nerto, przyklejony do jego prawego ramienia.
- Może nawet bardziej.
- Naprawdę? - Lussa otworzyła szeroko oczy, ze
zdumienia wkładając palec do ust – Arwel przecież jest taaaki
silny. Nikt nie jest silniejszy od niego.
-
Co potrafisz? – Wtrącił chłopiec.
Falen
spojrzał na niego w zamyśleniu, nim odpowiedział:
-
Potrafię sprawić, by ludzie robili co zechcę.
-
Poważnie?! – Wykrzyknęli oboje, po czym z niecierpliwością i
entuzjazmem zaczęli skakać po nim i ciągnąć, każde w swoją
stronę.
- Pokaż!
-
Chcemy to zobaczyć!
-
Proszę!
Falen
skrzywił się, gdy zaczęli krzyczeć mu prosto do uszu, jednak w
jego oczach zapaliły się iskierki rozbawienia. To mogło być nawet
interesujące.
Zerknął
na ich rodziców i zapytał bezgłośnie:
-
Mogę?
Wymienili
między sobą spojrzenia i bez dłuższego wahania skinęli głowami,
równie zaciekawieni. Falenowi zrobiło się ciepło na duchu, gdyż
zrozumiał, że ci ludzie naprawdę mu ufali. Ale być może dlatego,
że żyli tu sobie na uboczu i nie zdawali sobie sprawy, że na
świecie panoszy się zło i tylko głupcy ufają komukolwiek poza
sobą. To był jeszcze jeden powód by zazdrościć im takiego życia.
-
Dobrze! – krzyknął z entuzjazmem, zagłuszając dziecięce piski
– Nie będę jednak mógł się skupić w takim hałasie!
Natychmiast
w izbie zapanowała absolutna cisza. Dzieci zamilkły w jednej chwili
i wbiły w niego roziskrzone spojrzenia. Falen tymczasem wstał,
unosząc ze sobą chłopca. Postawił go pośrodku izby i stanął
naprzeciwko, tak, by jego rodzice i Lussa widzieli wszystko ze swoich
miejsc przy ławie.
-
Jesteś gotowy? – Zapytał chłopca ze śmiertelną powagą.
Nerto
przełknął głośno ślinę i zadzierając głowę, by spojrzeć
wojownikowi w oczy, skinął głową.
-
Jestem – odrzekł równie podniosłym tonem. Jego głosik zadrżał
gwałtownie, ale po jego minie widać było, że choć obleciał go
strach, nie zamierzał teraz się wycofać. Falen poczuł nagły
podziw i szacunek dla młodszego brata Arwela. Determinacja i odwaga
musiały płynąć w krwi całej jego rodziny.
Falen postanowił dłużej nie trzymać ich w
napięciu. Z trudem utrzymując niewzruszony, poważny wyraz twarzy,
delikatnie dotknął ramienia chłopca i uważnie spojrzał mu w
oczy.
Przez
parę uderzeń serca nic się nie działo. Zupełnie jakby wszystko,
łącznie z obecnymi w izbie ludźmi, zastygło w kompletnym
bezruchu. Sekundy zaczęły dłużyć się niemiłosiernie,
szczególnie dla małej Lussy, która z niecierpliwości, zaczęła
się wiercić i wyciągać głowę, by przypadkiem niczego nie
przegapić.
Falen tymczasem odnalazł umysł chłopca i
ostrożnie otoczył go swoją Mocą, wprowadzając w stan
przypominający pół sen. Teraz mógł sterować jego wolą i
wydawać rozkazy, bez obawy, że całkowicie przejmie nad nim
kontrolę, czy przez przypadek zrobi jakąś krzywdę. Oczywiście
był pewien swoich umiejętności, bo inaczej musiałby powiedzieć
rodzicom o ewentualnym zagrożeniu. Choć posługiwanie się tą
zdolnością nigdy nie było dla niego czymś oczywistym i
przyjemnym, tym razem traktował to jak zwykłą zabawę. Czyż dobry
obyczaj nie nakazywał gościom zabawiać gospodarzy i pokazać się
z jak najlepszej strony?
W końcu odetchnął głęboko, wyprostował się
i cofnął o krok. Teatralnie zrobił zgrabny pół obrót i ukłonił
się dwornie swojej publiczności. Następnie ujął się pod boki i
zwrócił wzrok na chłopca, który przez cały ten czas stał
zupełnie nieruchomo, wpatrując się martwo w jeden punkt gdzieś na
ścianie.
- A teraz.... – Specjalnie zrobił pauzę,
zerkając na Lussę i jej lśniące rozentuzjazmowane oczy oraz
otwartą buzię – Skacz na jednej nodze.
Nerto
natychmiast posłuchał polecenia, uśmiechając się przy tym nieco
głupkowato. Wszyscy wpatrywali się w chłopca, uważnie śledząc
jego podskoki. Nikt się nawet nie odezwał, nawet jego siostra
wydawała się zbyt przejęta by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
A potem nastąpiły kolejne rozkazy. Słowa wystrzeliwały z ust
Falena niczym z łuku elfa, z taką szybkością, że żaden
śmiertelnik nie nadążyłby z ich wykonaniem.
-
Skacz na dwóch nogach. Drap się po brzuchu, teraz po głowie.
Szczekaj, miaucz, jesteś krową, żabą, śmiej się, krzycz, tańcz,
do góry ręce, na boki, teraz klaszcz, rób obroty, dotknij nosa,
teraz uszu, oczu, stóp, kolan, wystaw język, dotnij nim nosa, teraz
brody, skacz naokoło.
Lussa
śmiała się tak głośno, że jej głos z trudem mieścił się w
czterech ścianach domu. Zsunęła się z ławy na podłogę, cały
czas trzymając się za brzuch i tupiąc nogami z zachwytu. Po jej
policzkach płynęły łzy, a jej twarz zrobiła się czerwona z
wysiłku. Jej rodzice wpatrywali się rozszerzonymi oczami to w syna,
to w córkę, jakby zaraz mieli wybuchnąć złością. Jednak już
po chwili oni również się śmiali. Tymczasem Nerto posłuszny
niczym marionetka, po kolei wykonywał wszystkie zwariowane i
komiczne komendy. I nie było by to tak zabawne, gdyby nie ten ufny,
szczęśliwy wyraz twarzy i nieświadome niczego puste spojrzenie.
-
Teraz pocałuj wszystkich tu zebranych – rozkazał na koniec Falen.
Chłopiec
posłusznie podszedł najpierw do swoich rodziców i cmoknął ich
szybko w policzek. Gdy zbliżył się do swojej siostry, ta próbowała
się wyrwać i uciec z piskiem, jednak przytrzymał ją stanowczo i
pocałował. Lussa wyrwała mu się ze skrzywioną twarzą i zaczęła
energicznie trzeć policzek.
Falen
zaśmiał się głośno. Pochylił się, gdy przyszła kolej na
niego, nadstawiając policzek. Zaledwie usta chłopca musnęły twarz
wojownika, jego umysł uwolnił się spod więzów posłuszeństwa.
Nerto zamrugał gwałtownie i rozejrzał się wokół lekko
zdezorientowany.
-
Co się stało? Kiedy zaczynamy?
Jego słowa wywołały nową falę śmiechu.
Nerto spoglądał na nich kolejno dużymi, błyszczącymi oczami,
zupełnie nieświadomy swojego przedstawienia. Zmarszczył brwi i
wsadził palec do ust, próbując zrozumieć, dlaczego wszyscy się
śmieją, skoro nic się jeszcze nie stało.
-
To było świetnie! – Krzyknęła Lussa. Podbiegła do Falena,
który wziął ją na ręce – Zrób to jeszcze raz!
-
Daj spokój Lussa – odezwała się matka próbując przybrać srogi
ton, lecz wciąż jeszcze cicho chichotała – Falen pewnie jest
zmęczony.
-
To była tylko niewinna sztuczka. Myślę jednak, że na pierwszy raz
wystarczy.
- Powie mi ktoś w końcu, co się stało? Też
chciałem zobaczyć sztuczkę Falena – poskarżył się chłopiec
bliski łez
Falen z rozbawieniem potargał jego włosy.
- Nie martw się. Zobaczysz następnym razem. Dla
ciebie postaram się o coś wyjątkowego – mrugnął okiem do
Lussy, która odpowiedziała szerokim uśmiechem.
- Widzę, że dobrze się beze mnie bawicie.
Wszyscy spojrzeli na Arwela, który wszedł
niepostrzeżenie do chaty. Na sobie miał czystą, długą tunikę,
lniane spodnie oraz skórzane buty. Wilgotne brązowe kosmyki były
zaczesane do tyłu, w końcu odsłaniając w całości jego twarz.
- Arwel! – Bliźniaki doskoczyły do brata i
skakały wokół niego tak długo, aż oboje posadził sobie na
barkach.
- Falen jest wspaniały – zaświergotała
Lussa. – Jest nawet lepszy od ciebie! Dlaczego ty tak nie
potrafisz?
-
To niesprawiedliwe. Ja nic nie widziałem – burknął obrażony
Nerto.
Nie wiadomo,
czemu ich rodziców znów ogarnęła wesołość. Arwel podszedł do
przyjaciela i spojrzał na niego unosząc brwi.
Widzę, że się
polubiliście.
Nawet
więcej. Chyba pokocham twoją rodzinę.
Oczywiście.
Innego wyjścia nie masz. Są przecież tacy jak ja.
Uśmiechnęli się do
siebie porozumiewawczo.
-
Dobra, dzieciaki – kobieta wstała od stołu i podeszła do kominka
– Dość tej zabawy. Pora coś zjeść.
Zamieszała
w dużym kotle, w którym przyjemnie bulgotał obiad. Arwel zajął
miejsce przy ławie. Otoczony rodzeństwem, uniósł głowę, węsząc
w powietrzu.
-
Nareszcie. Już dawno nie jadłem domowej potrawki mojej kochanej
mateczki. Nawet zamkowi kucharze nie potrafią stworzyć takiego
arcydzieła.
-
Pochlebca – obejrzała się przez ramię i pomachała w powietrzu
długą chochlą. – Jeśli chcesz w ten sposób wynagrodzić swoje
rzadkie wizyty, to...udało ci się – uśmiechnęła się
promiennie, po czym zwróciła się do męża - Pomóż mi Deranie.
Mężczyzna wstał z ociąganiem, wznosząc oczy
ku sufitowi i robiąc do reszty minę, mówiącą: ”Beze mnie jest
taka bezradna”.
Podszedł do rzędu kuchennych szafek i wydobył
z nich sześć glinianych misek. Potem razem z żoną napełnili je
parującą potrawką i do każdej porcji ukroili po dwa pokaźne
pajdy chleba. W trakcie tej prostej czynności można było dostrzec
jak pomimo lat, wciąż się kochają. Wymieniali jednoznaczne
spojrzenia i uśmiechy, czasem dotykali się przelotnie, myśląc, że
nikt nie patrzy, jednocześnie żartując i zabawiając resztę
rozmową o niczym. Arwel obserwował rodziców z czułością,
jednocześnie zaczepiając ciągnące go za ubranie rodzeństwo.
-
Masz wspaniałą rodzinę – szepnął Falen. Lussa znów wdrapała
mu się na kolana, więc przytulił ją do siebie. Pożałował, że
wcześniej ich nie poznał.
- Przecież mówiłem. – Arwel mrugnął do
niego okiem – Wiedziałem, że od razu się polubicie. Gdybym nie
urodził się ze Znakiem Kruka, żyłbym tu sobie beztrosko i
szczęśliwie.
Falen skinął głową ze zrozumieniem, gdyż to
samo mógł powiedzieć o sobie.
- Kiedyś też miałem rodzinę. Jednak wydaje mi
się, że to było w innym życiu – mruknął bardziej do siebie,
jednak Arwel bez problemu odczytał jego myśli – Wiem, że
powinienem wtedy umrzeć, ale to chyba jest właśnie moja kara.
Nigdy nie doświadczę takiego normalnego, szczęśliwego życia.
Znowu
zaczynasz? Nie gadaj głupot. I chociaż w moim domu postaraj się
powstrzymać od użalania się nad sobą.
Coś mi
obiecałeś.
Gdyby
twoi rodzice wiedzieli, inaczej by na mnie patrzyli. Nie chcieliby,
żebyś się ze mną zadawał. Nie potrafię o tym zapomnieć, bo nie
lubię okłamywać ludzi.
To nie jest kłamstwo. Nikt nie każe zwierzać
ci się ze swojego życia każdej napotkanej osobie. Pamiętaj, że
ja nigdy cię nie potępiałem i nie potępię. Zresztą tylko
bogowie mogą sądzić innych. Znam twoje najbardziej niedostępne
myśli. Ty moje też. Nie możemy mieć przed sobą żadnych
tajemnic. Więc wiesz, że zawsze byłem i będę po twojej stronie,
cokolwiek się stanie. Kiedy to wszystko się skończy sprawię, że
jeszcze będziesz szczęśliwy i zapomnisz o przeszłości.
Uroczyście ci to obiecuję.
Czy
dziękuje, wystarczy za to wszystko, co dla mnie robisz?
Zaśmiał
się cicho.
Na
razie musi....
Arwel
przerwał nagle i znieruchomiał, ze skupieniem na twarzy spuszczając
wzrok na ziemię. Nerto, znudzony brakiem zainteresowania ze strony
brata, przysiadł na podłodze koło jego nóg i zaczął bawić się
drewnianym koniem. Falen czekał spokojnie, obserwując krzątających
się po izbie rodziców Arwela. Zerkał dyskretnie na przyjaciela,
ukrywając niepokój i falę rozczarowania. W pewnym momencie Arwel
uśmiechnął się pod nosem, a potem skinął krótko głową.
Rozluźnił się i odetchnął, na powrót łącząc się umysłem z
przyjacielem.
Muszę
już wracać.
Tak
szybko? Dzień jeszcze się nie skończył.
Wiem,
ja też bardzo chciałbym zostać dłużej, ale Argon chce, żebym
już wrócił. Przepraszam.
Coś
poważnego?
Oby
nie.
Arwel
wziął brata na ręce, uściskał, po czym posadził na ławie.
Następnie zwrócił się do rodziców.
-
Wybaczcie, ale Zakon mnie wzywa. Muszę już iść.
-
Tak szybko? – Kobieta postawiła na stole ostatnie parujące miski
z gulaszem i spojrzała na syna z troską – Nawet nie zjadłeś
obiadu. Czy ten twój Zakon nie może obejść się bez ciebie nawet
parę godzin?
-
Daj spokój, kochanie – wtrącił się ojciec. Wziął małą Lussę
na ręce i objął żonę drugim ramieniem – Nasz syn ma obowiązki.
Dziękujmy bogom, że znalazł czas by odwiedzić starych rodziców.
Liili westchnęła ciężko,
przewracając oczami, ale już nie oponowała. Pokręciła tylko ze
smutkiem głową i objęła wojownika chyba jeszcze mocniej niż przy
powitaniu. Arwel tulił ją bardzo długo, jakby mieli się już
więcej nie zobaczyć. Potem pożegnał ojca i potarmosił czupryny
dzieci.
-
Pamiętajcie, że macie być grzeczne. Bo inaczej naskarżę na was
królowi – ostrzegł, grożąc im palcem.
- Dobrze! – Krzyknęły chórem i z zapałem
obcałowały jego twarz.
-
Uważaj na siebie – Liili miała już łzy w oczach – I odwiedzaj
nas jak najczęściej.
-
Dobrze, mamo – odparł, ze śmiechem odczepiając Nerto od swojej
nogi. – Zaopiekujcie się Falenem. I pod żadnym pozorem nie
puszczajcie go przed jutrzejszym śniadaniem.
Falen
trzepnął go po głowie.
-
Jak masz iść, to zmykaj stąd ty spiskowcu – skinął głową
jego rodzicom, popychając Arwela do drzwi – Odprowadzę go.
Wyszli na podwórze. Słońce wciąż
wisiało wysoko na niebie i mocno grzało, chociaż wokół
gromadziły się szare chmury. Nie minęło nawet południe.
Przez
chwilę stali przed chatą w milczeniu, jakby nie wiedzieli co dalej
mają robić. Falen już tęsknił za przyjacielem. Nie spodziewał
się, że ten razem spędzony czas zostanie im tak szybko odebrany. I
nawet nie mógł protestować. Wiedział, że w tych okolicznościach
i tak pozwolono im na więcej niż mógłby marzyć.
-
Możesz zjeść moją porcję gulaszu. Skoro już cię tu
przywlokłem, to zostań chociaż do śniadania i spróbuj
wyjątkowych placuszków ojca. Robił je nam odkąd pamiętam.
Falen skinął tylko głową i zmienił temat:
- Pamiętaj, żeby opowiedzieć pozostałym o
tamtym incydencie – patrzył sztywno przed siebie, bojąc się
nawet zerknąć na przyjaciela. Nie chciał, aby tamten zobaczył
jego smutek i rozczarowanie.
- Wiem, Wasza Wysokość – Arwel ze śmiechem
poklepał go po głowie, po czym raptownie spoważniał – Mogę
mieć do ciebie prośbę?
- To zależy czy nie
przekracza moich możliwości.
- Nie – wojownik stanął przed nim,
zasłaniając słońce i cały widok na dolinę. Chwycił w palce
jego podbródek i zmusił, aby spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się
lekko.– Czy mógłbyś zaopiekować się moją rodziną?
Przepraszam, jeśli cię tym obarczam, ale naprawdę się o nich
martwię. Tym bardziej, że całkiem niedaleko zabiliśmy grupę
zwierzołaków kontrolowanych przez Balara. Mój ojciec to dobry
człowiek, ale zupełnie nie potrafi walczyć. Gdybyś mógł, no
wiesz...mieć na nich oko. Już jesteś dla nich jak syn, więc...
Falen
szturchnął go w pierś i posłał cierpki uśmiech.
-
Wszystko jest lepsze od tego siedzenia w zamku. Naprawdę nie musisz
się o nich martwić. Zostawiasz ich w dobrych rękach.
-
Przepraszam, że nie mogę zostać dłużej. Czuj się tutaj jak w
domu, i odpocznij. Nie daj się tylko zamęczyć tym łobuzom.
-
Wiem.
- Muszę już lecieć.
Falen skinął głową.
- I pamiętaj, że zawsze możesz ze mną
porozmawiać. O każdej porze dnia i nocy. Gdyby działo się coś
niepokojącego, od razu mnie zawiadamiasz. Bardzo cię proszę, żebyś
podczas mojej nieobecności nie myślał o głupotach i nie wpakował
się w jakieś kłopoty.
-
Nie jestem dzieckiem. Nie ufasz mi?
-
Nie. Masz mi obiecać.
Falen
westchnął przeciągle i przewrócił oczami.
-
Obiecuję, zadowolony? – Odsunął się o krok, choć miał wielką
ochotę zrobić coś odwrotnego. Dłoń Arwela zawisła smętnie w
powietrzu. Falen pozwolił sobie by uściskać ją przelotnie – Dam
sobie radę, więc lepiej już leć, bo jeszcze twoi rodzice coś
sobie pomyślą.
Arwel
wyszczerzył wesoło zęby.
-
Skoro Wasza Wysokość każę, to już mnie nie ma.
Odwrócił
się, skoczył i z cichym szumem zmienił się w kruka. Falen zmrużył
oczy i odprowadził przyjaciela spojrzeniem, aż ten stał się tylko
czarną kropką na zachmurzonym niebie. Potem przeczesał palcami
włosy i wszedł do chaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz