poniedziałek, 2 maja 2016

rozdział 12

- Pierwszy!
Arwel zatrzymał się przed domem, zaś Falen tuż za nim. Całą drogę ze wzgórza pokonali biegiem i z pewnym wstydem musiał przyznać, że brakowało mu kondycji. Kiepską formę zwalił na ranę i ból pleców. Z trudem łapał oddech, jednak był w dobrym nastroju. Kiedyś lubił biegać i nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się ścigali.
Dobrze przypomnieć sobie stare czasy, co?
- Ale oszukiwałeś – Falen szturchnął go zaczepnie w ramię.
- Kiedy, dzieciaku? – Przyjaciel ze śmiechem potarmosił mu włosy – Przecież zawsze byłem szybszy.
Falen skrzywił się, posyłając mu przesadnie oburzone spojrzenie.
- To już nie jestem „Wasza Wysokość”? Myślałem, że razem z tytułem, przysługują mi też jakieś specjalne względy.
Wojownik uśmiechnął się szeroko, objął go jednym ramieniem, drugim zataczając przed sobą łuk.
- No już, dzieciaku. Lepiej podziwiaj widoki i przestań tyle gadać.
Falen chciał się jeszcze odciąć, ale ugryzł się w język i posłusznie objął wzrokiem całe gospodarstwo i kotlinkę.
Okolica rzeczywiście była malownicza i spokojna. Z komina chaty unosił się dym, wokół wesoło ćwierkały ptaki, przelatując z jednego drzewa na drugie. Na łące pasło się kilka krów i koni. Poza tym żadnych tłumów, nikogo, kto mógłby patrzeć na nich krzywo i oceniać. Idealne miejsce na spędzenie reszty życia w spokoju, z dala od gwarnego miasta. Dla Falena to miejsce zdawało się niczym raj na ziemi.
- I jak ci się podoba? – Arwel uśmiechał się z rozmarzeniem.
- Cieszę się, że mnie tu przyprowadziłeś. Sam dorastałem w podobnej okolicy, więc poniekąd ci zazdroszczę.
- To jeszcze nic. Zaraz poznasz moją rodzinę. Od razu ich polubisz, bo to w końcu ta sama krew.
Posłał mu szybki, nieco nerwowy uśmiech, po czym westchnął głęboko, wpatrując się w okna domku.
- A jeśli mnie nie polubią?
Arwel zmrużył oczy i pochylił się do przodu, przypatrując mu się z figlarnym błyskiem w oczach. Zbliżył się i przyłożył ucho do jego piersi.
- Twoje serce strasznie szybko bije – zadrwił z chichotem – Czyżbyś się stresował?
      Falen wymamrotał coś pod nosem, odskakując odruchowo na bezpieczną odległość.
     - Żartujesz? Czego niby miałbym się bać? Twojej rodziny?
      Przyjaciel przekrzywił lekko głowę z tajemniczym uśmieszkiem w kąciku ust.
     - Ty mi to powiedz.
     Falen zmarszczył brwi.
    - Nie mam nic do dodania. Wchodzimy, czy będziemy tu tak stać do wieczora?
     Arwel zerknął w stronę drzwi i wyszczerzył zęby.
    - Nie trzeba. Właśnie idą nas powitać – rzeczywiście ze środka dało się słyszeć przytłumione kroki i głosy. Arwel położył dłoń na ramieniu przyjaciela i lekko ścisnął - Po prostu bądź taki jak zawsze, a na pewno cię pokochają.
     Falen skinął głową. Przejechał palcami po włosach i mruknął:
     - Ciekawe, co sobie o mnie pomyślą.
- Zapewne tylko to, że jesteś przystojnym mężczyzną – wyszeptał mu do ucha.
- Mam nadzieję.
I, że jesteś brudny.
Tak samo jak ty.
Ich śmiech urwał się w jednej chwili, gdy drzwi otworzyły się energicznie. Falen wyprostował się i spoważniał, zaś wciąż roześmiany Arwel natychmiast podbiegł do kobiety, która jako pierwsza pojawiła się w progu i zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- Sądziłam, że w tym twoim zamku zapomniałeś o starej matce – odezwała się na przywianie z wyraźnym wzruszeniem w głosie, oddając równie mocny uścisk.
- Jak możesz tak myśleć, mamo – oburzył się Arwel, ale zaraz roześmiał się po swojemu. Odsunął się na wyciągnięcie ramion i przyjrzał jej się z góry na dół – Czuję na karku upływ lat, ale ty mamo za każdym razem jesteś coraz młodsza. I piękniejsza – pochylił się ku niej i mrugnął okiem – Zdradzisz mi swój sekret długowieczności?
Komplement syna sprawił, że kobieta zarumieniła się gwałtownie i uśmiechnęła niczym zakochana nastolatka. Nie dał jej nawet szansy zaprzeczyć, gdyż cmoknął ją w policzek, po czym podbiegł do Falena i popychając za ramiona, skierował go w stronę drzwi. Falen wcześniej nie żartował i naprawdę miał tremę, jakby od tego spotkania zależała cała jego przyszłość. Wciąż miał problemy w kontaktach z innymi ludźmi, poza Arwelem, i musiał sobie powtarzać, że to przecież tylko rodzina jego jedynego przyjaciela.
Do tego spotkania przygotowywał się latami, dłużej niż jakikolwiek inny człowiek. Przecież Arwel nie raz chciał mu pokazać swój rodzinny dom. Czekał jednak cierpliwie, aż Falen będzie gotowy. Aż jego lęki przycichną, a on sam stanie się w miarę normalny. Wiedział, że jest głupi i nie znał drugiej tak cierpliwej i wyrozumiałej osoby.
Nawet teraz, gdy z powagą przystąpił do prezentacji, odniósł wrażenie, że dla przyjaciela to również ważny moment. Czy on też czuł, że ta chwila ma dla nich jakieś głębsze znaczenie?
- Mamo, to jest Falen, Noszący Znak Kruka i przyjaciel, któremu Nadałem Imię. Wspominałem ci o nim już dawno, ale rozumiesz, że nie było okazji was odwiedzić.
- Falen...z Malgarii. To zaszczyt poznać rodzinę Arwela – dotknął znamienia na czole, jednocześnie wypowiadając oficjalną formułkę – Oby bogowie błogosławili twój dom i tą ziemię.
Z opowieści Arwela inaczej wyobrażał sobie jego matkę, a już z pewnością nie tak. Przed nim stała wysoka, szczupła kobieta w prostej, schludnej sukni i pogodnym uśmiechem na owalnej twarzy. Zmarszczki w kącikach oczu i ust tylko dodawały jej uroku. Czarne włosy poprzetykane siwymi pasemkami związane elegancko z tyłu głowy, podkreślały duże piwne oczy.
- Niech Gwiazdy i Niebo odwdzięczą ci się za twą szczodrość, panie – odparła wedle zwyczaju, po czym dodała łagodniej: - Przyjaciele mojego syna, zawsze są u nas mile widziani, tym bardziej, że jesteś pierwszą osobą, którą raczył nam przedstawić.
Arwel podrapał się po głowie za jej plecami i figlarnie wystawił język, czego na szczęście nie mogła zobaczyć.
- Proszę mówić mi po prostu Falen – zaoponował z lekkim zakłopotaniem – Jestem w tym samym wieku, co Arwel.
- Nie kłam. Jestem starszy od ciebie o jakieś cztery miesiące.
Falen poskrobał się po policzku z nieśmiałym uśmiechem.
- Zawsze mi to wytyka.
- Ten nicpoń lubi stawiać na swoim. Nie martw się, skarbie – rzuciła wesoło i bezceremonialnie przytuliła go do siebie równie żarliwie, co wcześniej syna. W końcu, po czasie, który dla Falena wydawał się za długi, odsunęła go na wyciągnięcie ramion i przyjrzała mu się uważnie, z zainteresowaniem. Wojownik tymczasem stał sztywno w jej uścisku, dosłownie wstrzymując oddech. Zdawało mu się, jakby sekundy zmieniły się w całą wieczność. Gdy zerknął na Arwela, przyjaciel sprawiał wrażenie całkowicie odprężonego. A więc to tylko on tak bardzo się wszystkim przejmował? – Nie miałam pojęcia, że w tym waszym Zakonie, są tak przystojni mężczyźni. Chyba nie obrażę młodego wojownika, jeśli dodam, że jest bardzo uroczy? – Rzuciła w końcu z błyskiem w oczach.
Falen spojrzał ponad jej głową na Arwela, który puścił do niego oko. Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie, ale za to z wyraźną ulgą. Zaraz potem z domu wyłonił się siwiejący mężczyzna, a między jego nogami przebiegło dwoje kilkuletnich dzieci. Najpierw chłopiec, potem dziewczynka – niemal identyczni, zapewne bliźniacy - wyskoczyli na dwór z głośnym śmiechem i dopadli Falena, skacząc wokół niego i ciągnąc za ręce.
- Dzieciaki, zostawcie naszego gościa w spokoju! - Ofuknęła je matka z groźnie zmarszczonym czołem.
Gdy tylko go dotknęły Falen od razu zdrętwiał i pobladł. Bezwiednie odszukał wzrok przyjaciela, ale ten tylko wzruszył ramionami i podszedł do nich z czułym uśmiechem.
To tylko dzieci. Wiesz, że nie zrobią ci krzywdy.
- Nie przywitacie się ze starszym bratem? – Odezwał się głośno, rozkładając szeroko ramiona.
Chłopiec zostawił Falena w spokoju i podbiegł do brata. Wojownik chwycił go bez wysiłku, uniósł wysoko i posadził sobie na barku. Wśród pisków i śmiechów, złapał ciemnowłosą dziewczynkę i trzymając ją niedbale pod pachą, zakręcił się dookoła własnej osi.
    - Tęskniliście za mną, urwisy?! Byliście grzeczni?! – Wrzasnął tak głośno, aż echo jego słów potoczyło się po dolinie.
     - Tak!! – Odpowiedziały chórem, z równą siłą.
     Potem z głośnym śmiechem wszyscy troje wylądowali na ziemi i zaczęli się tarzać po trawie.
    - Wiecznie to samo – kobieta pokręciła głową i cmoknęła – Gorsze z niego dziecko, niż te młodsze.
    Matka Arwena przyglądała się całej scenie z rękami opartymi na biodrach i z radosnym uśmiechem. W jej oczach lśniły łzy wzruszenia.
    - Ojcze... – Rzucił z ziemi Arwel, przygnieciony ciałkami bliźniąt, ledwo zerkając w górę – To jest...ała! – Roześmiał się, ciągnąc się z bratem za włosy – Falen...mój przyjaciel – wydyszał w końcu.
    Falen powtórzył formułkę, a mężczyzna po prostu poklepał go po męsku po ramieniu. Ojciec Arwela był starszy od swojej żony, o czym świadczyły siwiejące włosy oraz gęsta siateczka zmarszczek zdobiąca kwadratową, ogorzałą od wiatru i słońca twarz. Mimo wieku wydawał się energiczny, a każdy jego ruch świadczył o zdecydowaniu i sile.
    - Witamy w naszym domu – powiedział tylko, po czym krzyknął do dzieci - Lussa, Nerto! Dajcie bratu trochę odpocząć!
     Podszedł do dokazującej na ziemi trójki i siłą rozdzielił ich od siebie. Chwycił dzieci pod pachy i mimo protestów i wierzgania, zaniósł je z powrotem do wnętrza chaty.
    Falen nie mógł powstrzymać uśmiechu. Przyglądając się całej tej scenie, powoli zeszło z niego napięcie i ta ostrożna czujność. Odkrył też, że w ich towarzystwie od razu poczuł się zadziwiająco dobrze. Powitali go tak naturalnie, jakby już był członkiem rodziny. Ich życie wydawało się takie beztroskie i nieskomplikowane, aż trudno było uwierzyć, że reszta świata tak nie wygląda.
    - Uwierzysz mi mój drogi chłopce, że Arwel w ich wieku był dokładnie taki sam? – Zauważyła wesoło kobieta – Wcielony diabeł.
    Falen uniósł brwi, przenosząc wzrok na przyjaciela. Arwel cały był w trawie i ziemi i uśmiechał się od ucha do ucha. Podszedł do niego i wytarmosił jego złociste włosy, pozostawiając na nich trochę ziemi. Gdy Falen próbował się uwolnić, beztroski śmiech wojownika w końcu zaraził i jego. Nawet kobieta zawtórowała im dźwięcznym śmiechem.
    - Nie wierz tej kobiecie – rzucił wesoło Arwel – Chce po prostu zniszczyć przed tobą mój nieskazitelny wizerunek.
    Falen w końcu uwolnił się z jego objęć. Wwiercił palec w jego policzek, wycierając go przy okazji z brudu.
   - Niestety, ale fakty mówią same za siebie, mój drogi. Na własne oczy mogę stwierdzić, że z wiekiem jest z tobą coraz gorzej.
    Kobieta zachichotała.
   - Chyba wszyscy mężczyźni tak naprawdę nigdy nie dorastają. Wieczne dzieci – spoważniała i poklepała Arwela po piersi – Ciągle buja w obłokach i wszystko jest dla niego lepsze niż obowiązki. Tylko małżeństwo mogłoby go utemperować. Może, gdy poczuje się za kogoś odpowiedzialny, wydorośleje – spojrzała na Arwela i jej rysy natychmiast złagodniały – Na pewno jesteście głodni, a my tak stoimy na tym słońcu. Co wy robiliście po drodze, że jesteście tacy brudni?
    - No wiesz, mamo...jak to mężczyźni w tym wieku, po prostu się bawiliśmy.
    - No już dobrze – widząc ich niewinne uśmiechy, kobieta machnęła bezradnie ręką i ruszyła do drzwi – W takim razie przed obiadem idźcie się porządnie umyć. Przygotuję wam ubranie na zmianę.
    - Wedle rozkazu! – Arwel zasalutował, po czym wyszczerzył do Falena zęby i pociągnął go na tyły domu, zasłaniając przed matką jego zranione plecy. Po raz ostatni dał mu kuksańca w ramię, odwracając głowę tak, żeby tylko on dostrzegł ten szczególny błysk porozumienia między nimi.
      - Witaj w moim domu – wyszeptał.
     - Wiesz, Arwelu?
     - Co?
    - Dziękuję, to był jednak dobry pomysł.
    - Ha! Wiedziałem! Ja zawsze mam same dobre pomysły, więc następnym razem nie marudź tyle.
Falen uśmiechnął się, wypełniając jego umysł złotą, zadowoloną obecnością. Gdyby wiedział, że poczuje się tutaj tak dobrze, już dawno zdecydowałby się na tą wycieczkę. Chociaż prawda była też taka, że nadchodziły złe czasy i naprawdę mieli coraz mniej wolnego czasu.
      A jeśli chodzi o złe czasy...
    - Jak tylko wrócisz do reszty Zakonu, przekaż wszystkim o tym incydencie ze zwierzołakami – przypomniał.
     Arwel zerknął na niego z miną, która z pewnością nie wyrażała powagi.
     - Oczywiście, Wasza Wysokość.
    Wojownik zignorował nutę szyderstwa w jego tonie, powracając myślami do niedawnej walki i tego, co nie dawało mu spokoju. Mógł się uśmiechać i udawać, że wszystko jest po staremu, ale coraz wyraźniej widział, że wojna wisi w powietrzy.
    - Trzeba będzie zwiększyć czujność. Skoro Balar tak bardzo chce pozbyć się Zakonu, najlepiej będzie jak od tej pory przestaniemy się rozdzielać. W grupie jesteśmy silniejsi.
     - Jak zawsze masz rację, Wasza Wysokość.
    Falen posłał mu tylko krzywe spojrzenie i kontynuował:
   - A to oznacza, że teraz nie możemy nikomu ufać.
    - Hmm, nawet najbliższej rodzinie?
    - Chyba, że każesz im zdjąć ubrania i przekonasz się, że nie mają znamienia w kształcie pióra.
   - To wydaje się rozsądne, chociaż z drugiej strony wskazywałoby, że im nie ufamy. – Arwel cmoknął z niesmakiem. Nagle wpadł na jakiś pomysł, który Falen od razu dostrzegł w jego myślach.
     Wojownik spojrzał na niebo, a potem parsknął jakoś tak dziwnie i zwrócił czekoladowe oczy na przyjaciela. Falen, zacisnął usta i bez uprzedzenia dał mu pstryczka w skroń
     No co?
    Myślisz tylko o głupotach.
    Przyjaciel uśmiechnął się niewinnie.
    A ty? W końcu też jesteś mężczyzną, co nie? To całkiem normalne.
    Ja nie mam na to czasu.
    Znalazł się niewinny. A gdzie porywy serca, namiętność...
    Falen posłał mu zabójcze spojrzenie i wyprzedził bez słowa.
  Na tyłach domu w ocienionym miejscu pod dachówką stała pokaźnych rozmiarów beczka wypełniona zimną wodą. Usłyszał, że wojownik zatrzymuje się za jego plecami i westchnął ciężko. Jego myśli wciąż krążyły wokół jednego.
    - Balar chce nas w ten sposób jeszcze bardziej zdezorientować, prawda? Wykorzystuje innych do własnych celów, odbiera im nie tylko życie, ale i wolną wolę. Wiem, że moja zdolność manipulowania umysłami jest zła, ale zaklęcie Posłuszeństwa wydaje mi się wręcz obrzydliwe. Widziałem już, co się dzieje z ludźmi, kiedy sprzeciwią się rozkazom. Wtedy... – Przełknął nerwowo ślinę, z trudem dopuszczając do siebie bolesne wspomnienia – Nie chcę stać się taki jak on.
    Poczuł na barku ciężar dłoni przyjaciela. Otoczyły go jego myśli oraz fioletowa świadomość. Dryfowała na obrzeżach jego umysłu, nie narzucając się, a wręcz zupełnie naturalnie stając się po prostu jego częścią. Od ponad dziesięciu lat przypominała mu o nowym życiu i o tym, że nie jest sam na świecie. Miał nadzieję, że ani bogowie, ani jakaś tam wojna tego nie zmienią.
    - Zapomnij o tym draniu. Gwarantuje ci, że nigdy nie pójdziesz w jego ślady, bo nawet ci nie pozwolę. Poza tym nie znam wojownika, który miałby bardziej miękkie serce od ciebie – Gdy Falen odwrócił głowę, jego policzek wbił się w wyciągnięty palec, a on sam napotkał roześmiane spojrzenie przyjaciela – A twoja Moc jest wyjątkowa, niezwykła i bardzo przydatna. Nigdy nie porównuj jej do haniebnych sztuczek tego zdrajcy, bo ty przynajmniej masz sumienie i używasz jej do obrony, a nie niszczenia.
     Falen strzepnął jego dłoń i przeczesał palcami brudne włosy.
     Dlaczego zawsze wiesz, co powiedzieć, żeby poprawić mi humor?
    Ponieważ, mój drogi przyjacielu jestem od ciebie starszy o cztery miesiące, a więc i mądrzejszy. Niechętnie to stwierdzam, ale po prostu mam talent do podnoszenia złotowłosych wojowników na duchu.
     Spojrzeli sobie w oczy, a dwie świadomości wewnątrz ich umysłów krążyły wokół siebie, ocierały się, będąc bardzo blisko stania się jednością. Arwel uśmiechnął się szeroko, po czym nagle dał mu prztyczka w czoło.
    - Dosyć tego marudzenia. Zgłodniałem, więc umyjmy się szybko i chodźmy, bo zjedzą bez nas – oblizał się i mrugnął do niego okiem – Nikt nie robi tak pysznej potrawki jak moja mama.
    Falen potarł czoło, przez chwilę marszcząc brwi. Nagle odkrył, że również jest głodny, a jakby na potwierdzenie tego faktu, zaburczało mu w brzuchu. Mimo wszystko tej chwili tak prędko nie powtórzą, więc postanowił odłożyć dalsze zamartwianie się i po prostu zjeść rodzinny posiłek.
    Chociaż słońce lało się z nieba prosto na głowy, woda była lodowata. Gdy zanurzył w niej rekę i wzdrygnął się, Arwel uśmiechnął się z ironią.
    - To najczystsza woda z rzeki, Wasza Wysokość – rzucił drwiąco – Proszę nie być takim zniesmaczonym. Codziennie jest wymieniana.
     - Przestaniesz wreszcie z tą „Waszą Wysokością”?
     - A co? Wolisz bachora, czy może dzieciaka?
     Falen skrzyżował przed sobą ramiona, zerkając na niego krzywo.
     - Nieważne mrówcza kupo.
    - Ooo! – Zaszydził z rozbawieniem Arwel – Pan obrażalski. Lepiej nie mniej takiej kwaśnej miny, bo z takim wyglądem nigdy nie znajdziesz sobie żony.
    - Zamknij się!
    Falen ze złością trzepnął go w ramię, zaraz jednak roześmiał się głośno jednocześnie robiąc unik przed ciosem przyjaciela.
    - Trochę szacunku dla starszego!
    - Czy już zawsze będziesz wypominać mi swój wiek?
    - Tak.
   Zaczęli ganiać się wokół beczki, niczym dwójka dzieci, a ich wesoły śmiech niósł się po całej dolinie. W pewnym momencie Falen potknął się o własne nogi, a jego towarzysz natychmiast to wykorzystał. Jedną ręką wygiął jego ramię za plecy, a drugą złapał za głowę i krzyknął entuzjastycznie:
      - A teraz kąpiel!
      I siłą wepchnął go pod wodę. Falen nie zdążył nawet zamknąć ust. Wypuścił pod wodą całe morze pęcherzyków powietrza, które na moment go oślepiły. Młócąc wolną ręką, próbował się uwolnić, podczas gdy jego twarz atakowały igiełki lodowatej wody, aż całe jego ciało pokryła gęsia skórka. Zanim jednak zaczął się dusić, dłoń przyjaciela poderwała go do góry i uwolniła z uścisku.
     Falen zachwiał się i wziął potężny haust powietrza, po czym potrząsnął gwałtownie głową, tryskając naokoło kropelkami wody. Krótkie kosmyki przylgnęły mu do czoła i karku, teraz czyste i znów złote. Spluną na trawę, pozbywając się z ust resztek wody, po czym zgromił towarzysza morderczym spojrzeniem.
     - No co? – Arwel uniósł dłonie z niewinną miną – Potrzebowałeś szybkiej kąpieli. A teraz poczekaj tu na mnie, zaraz wracam.
     Nie zdążył go nawet uderzyć, bo wojownik już zniknął we wnętrzu chaty. Po kilku minutach wrócił z naręczem czystych ubrań i całą apteczką.
     - Najpierw zmyj z siebie ten bród, a potem cię opatrzę.
    Falen nie protestował, tym bardziej, że nie chciał wypaść negatywnie w oczach gospodarzy. Nie mógł też pozwolić, by zobaczyli, że jest ranny. Na początek umył energicznie twarz, chociaż była już mokra i jeszcze raz spłukał włosy. Zdejmująć brudną, zakrwawioną tunikę, zerknął na Arwela, który przyglądał mu się zagadkowym spojrzeniem. Przyjaciel dostrzegł jego groźną minę, wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie. Falen pospiesznie zmył z siebie cały brud podróży i walki. W końcu wsunął przez głowę czystą tunikę, zmienił spodnie i od razu poczuł się jak nowo narodzony. Arwel, delikatnie oczyścił rany na plecach i posmarował je jakąłś chłodną maścią, po której ból prawie zniknął.
     - Masz szczęście, że zadrapanie nie było głębokie. Jednak byłbym wdzięczny, gdybym chociaż raz to ja mógł uratować ci tyłek. Zawsze sprawiasz, że czuję się winny.
     Falen odwrócił się z uśmiechem i klepnął wojownika po ramieniu, jednocześnie przeczesując mokre włosy palcami. Zignorował to, że Arwel przez chwilę nie potrafił oderwać od nich wzroku.
      - Nie ma sprawy. Teraz ty doprowadź się do porządku – mruknął.
     - Nie czekaj na mnie i wchodź do domu. Lepiej, żebyś się nie przeziębił – nieznana nuta w głosie przyjaciela nieco go zaskoczyła.
      - Ale przecież jest ciepło...
     - Idź, nie marudź – Arwel popchnął go w stronę chaty, więc niechętnie skierował się do drzwi.
      Dobrze się czujesz?
     Spojrzał za siebie, ale Arwel stał do niego tyłem i właśnie wkładał głowę pod lodowatą wodę. Wzdrygnął się mimowolnie.
      Odpowiedział mu nieco nerwowy śmiech.
     Ja? Nigdy nie czułem się lepiej. A co?
     Tak tylko pytałem.
     Falen wytarł ręce o spodnie, jeszcze raz przeczesał włosy, jak to robił w chwili zdenerwowania i po głębszym wdechu wszedł do wnętrza chaty.
     Już w progu ogarnął spojrzeniem obszerne wnętrze izby. W porównaniu z zamkiem, było tu skromnie, ale schludnie i czysto. Duża izba mieściła długą ławę, regały z książkami, komody i szafki, oraz walające się po kątach zabawki. W dużym kominku wesoło trzaskał ogień, a na nim stał ogromny kocioł, z którego unosiła się strużka dymu, napełniająca wnętrze przyjemnym zapachem ziół, warzyw i mięsa. W przeciwległej ścianie zauważył dwoje drzwi, zapewne prowadzących do sypialni. Wszyscy członkowie Zakonu przyzwyczajeni byli do zamkowych luksusów, jednak z łatwością potrafił wyobrazić sobie życie Arwela w tym miejscu.
      - Siadaj synu. Czuj się jak u siebie - Ojciec Arwela skinął na niego dłonią ze swojego miejsca przy ławie, więc posłusznie usiadł naprzeciwko niego. Nigdzie nie dostrzegł bliźniaków, więc musiały bawić się w innym pokoju. Kobieta krzątała się energicznie po kuchni, nucąc coś pod nosem i uśmiechając się łagodnie. To miejsce było dokładnie takie, jakie sobie wyobrażał. Ciepłe i przepełnione miłością, jak sam Arwel.
     Przez długą chwilę mężczyzna w milczeniu przeszywał go swoim twardym, ale przyjaznym spojrzeniem. Chociaż próbował sprawiać wrażenie odprężonego i pewnego siebie, serce biło mu niespokojnie, a w gardle zaschło ze zdenerwowania.
       Pospiesz się Arwelu. Ponaglił przyjaciela.
       Coś się stało?
      Nie, tylko...Denerwuje się. Nie lubię jak zostawiasz mnie samego z obcymi.
      Śmiech Arwela wypełnił mu umysł rozbłyskiem światła przypominającym zorzę polarną.
      To moja rodzina, głupku. Zamierzają cię zjeść na obiad, czy co?
      Falen westchnął w duchu i uśmiechnął się słabo.
      Chyba czuję tą sławną potrawkę.
      Skoro nie pachnie mięskiem z Falena, to w porządku. Poczekaj jeszcze chwilę.
     Prychnął w myślach i wycofał się, świadomy, że wciąż jest obserwowany. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, splótł je najpierw na stole, po krótkiej jednak chwili położył na kolanach i zaczął stukać o nie palcami. Ponieważ dawno nauczył się samokontroli, nie odwrócił wzroku.
      Siedzący przed nim mężczyzna oparł łokcie na stole i przygarbił się lekko, choć nie widać było po nim znaków zmęczenia czy nawet starczej ociężałości. Twarz tego człowieka przecinały liczne zmarszczki doświadczenia i siły, a ledwo widoczna blizna na czole była stara i wyglądała, jakby zdobył ją w jakiejś potyczce. Falen z trudem doszukał się w nim oznak pokrewieństwa z Arwelem. Jedyne podobieństwo, jakie zauważył, to te błyszczące, czekoladowe oczy, ciepłe i ufne jak u dziecka, choć z dorosłą ostrożnością i ciężarem doświadczeń.
      - Jak długo znasz Arwela? Jak się poznaliście? – Odezwał się w końcu mężczyzna, nie zmieniając pozycji i ani na moment nie odwracając wzroku.
     Falen starał się by każdy skrawek jego ciała wyrażał całkowity spokój. Miał przynajmniej nadzieję, że na zewnątrz wygląda lepiej, niż czuje się w środku. Nie chciał, aby ci ludzie zaczęli się zastanawiać, dlaczego tak proste pytania go stresują. Ani tym bardziej, by dowiedzieli się o jego fobiach.
      - Jeśli nie masz nic przeciwko, chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o przyjacielu naszego syna – kobieta postawiła przed nimi parujące kubki z ziołową herbatą i przysiadła obok męża - Cieszymy się ile razy nas odwiedzi, jednak dzisiaj mamy prawdziwe święto, bo w końcu przyprowadził cię do nas. Wiesz? – uśmiechnęła się z wesołym błyskiem w oczach – Ten urwis ciągle o tobie mówił; Falen to, Falen tamto, mam wrażenie, że znamy cię jak własne dziecko. Z natury zawsze był samotnikiem, ale gdy pojawiłeś się w jego życiu, jakby podmienili mi syna. Musi być w tobie coś wyjątkowego, skoro ten urwis zajął się czymś innym niż samym sobą.
      A nie mówiłem? Rzucił cierpką myśl. Jednak nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Jedynie gdzieś na obrzeżach umysłu, łagodna świadomość zachichotała cichutko. Ponieważ rodzice Arwela przypatrywali mu się z wyczekującym zainteresowaniem, nie miał innego wyjścia, jak udzielić jakiejś zgrabnej odpowiedzi:
      - Nie ma we mnie nic specjalnego – zapewnił spokojnie, uśmiechając się trochę nieśmiało – Zanim trafiłem do Zakonu, miałem...pewne kłopoty i Arwel mi pomógł. Połączył się ze mną umysłem na ceremonii Nadania Imienia i stał się moim nauczycielem i towarzyszem broni – wzruszył obojętnie ramionami, ostrożnie zaglądając im w oczy – Arwel wiele mnie nauczył, a także nie raz wspierał swoim mieczem i Mocą. Jednak wszyscy należymy do Zakonu Kruka i to naturalne, że każdy z braci troszczy się o drugiego. Jesteśmy jakby jedną rodziną – nie wspomniał już o tym, że ta rodzina zaczęła się rozpadać, a jeden z jej członków zabija swych towarzyszy.
     Mężczyzna chrząknął na znak aprobaty dla takiej odpowiedzi i Falen nieco się odprężył. Ujął gorący kubek w obie dłonie i upił kilka łyków. W smaku herbata była lekko gorzkawa, ale dobrze rozgrzewała i w sumie miała przyjemny ziołowy smak. Z łatwością mógłby wymienić nazwy wszystkich roślin, jakie zostały tu zmieszane, ale nie chciał się chwalić swoją wiedzą. Nie wszyscy wojownicy interesowali się zielarstwem.
     Kobieta tymczasem poszła zamieszać w kotle i dodać kilka składników, po czym wróciła i zapytała:
     - Skoro Arwel nadał ci nowe imię, to znaczy, że wcześniej musiałeś mieć jakieś inne. Czy mogę je poznać? – Jakby odkryła swój nietakt, uśmiechnęła się pospiesznie i wyjaśniła – Przepraszam, jeśli to było niewłaściwe, ale spotkałam jeszcze nikogo, kto miałby dwa imiona.
     - Liili! – Zbeształ ją mąż, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie spod ściągniętych brwi – Nie powinnaś nękać naszego gościa tak osobistymi pytaniami.
     Na jej twarzy odbił się niepokój i poczucie winy. Otworzyła usta, by przeprosić, jednak Falen zaprzeczył ruchem dłoni i odpowiedział uprzejmie:
    - Nie szkodzi. Rzeczywiście może niektórych to interesować, gdyż rzadko się zdarza, by ceremonię Nadania Imienia przeprowadzano później niż po narodzinach i po raz drugi. Prawda, że miałem kiedyś inne imię, jednak nie pamiętam go.
       Liili z troską poklepała go po dłoni trzymającej kubek, zaś ojciec Arwela po prostu stwierdził:
     - Cóż, każdy w życiu potrzebuje, choć jednego prawdziwego przyjaciela. Cieszymy się, że nasz syn ma kogoś, za kogo czuje się, choć trochę odpowiedzialny. W życiu mężczyzny ważne jest, żeby miał towarzysza broni, za którego gotów jest oddać własne życie. To się nazywa prawdziwa braterska lojalność.
      Falen skinął tylko głową i spuścił wzrok, mocząc usta w ciepłym płynie. Zaczął obawiać się, że do powrotu Arwela ta rozmowa skieruje się na bardzo niewygodne tory. Zastanawiał się jak wiele będzie musiał udzielać wymijających odpowiedzi, kiedy niespodziewanie został wybawiony z tej kłopotliwej sytuacji.
     Drzwi po prawej stronie odskoczyły gwałtownie i ze środka wyłoniły się z hałasem bliźniaki. Lussa od razu wdrapała się wojownikowi na kolana zaś Nerto stanął na ławie i uwiesił się jego szyi. Kobieta chciała upomnieć dzieci, ale Falen uspokoił ją skinieniem dłoni, która następnie powędrowała ku rozwichrzonym włosom chłopca, tarmosząc je w ten sam sposób, jak zwykł robić to Arwel. Nerto wyszczerzył zęby, w odwecie ciągnąć jego złote kosmyki.
     Lussa pociągnęła go za tunikę, wiec zwrócił na nią głowę. Dziewczynka wpatrywała się w niego z otwartą buzią, jakby miała przed sobą jakąś istotę nie z tego świata. Jej duże, ciemne oczy wprost emanowały dziecięcą niewinnością i radością życia. Przez krótką chwilę Falen poczuł ukłucie zazdrości. On sam kiedyś miał beztroskie dzieciństwo, chociaż ledwo to pamiętał.
     - Naprawdę należysz do Zakonu Kruka, w którym jest nasz braciszek? – Zapytała, wskazując palcem jego czarne znamię, wyraźnie odcinające się od jasnej grzywki.
Falen przejechał palcami po czole i uśmiechnął się pod nosem.
      - Naprawdę.
      - I jesteś tak silny jak braciszek? – Zawtórował Nerto, przyklejony do jego prawego ramienia.
      - Może nawet bardziej.
     - Naprawdę? - Lussa otworzyła szeroko oczy, ze zdumienia wkładając palec do ust – Arwel przecież jest taaaki silny. Nikt nie jest silniejszy od niego.
- Co potrafisz? – Wtrącił chłopiec.
Falen spojrzał na niego w zamyśleniu, nim odpowiedział:
- Potrafię sprawić, by ludzie robili co zechcę.
- Poważnie?! – Wykrzyknęli oboje, po czym z niecierpliwością i entuzjazmem zaczęli skakać po nim i ciągnąć, każde w swoją stronę.
- Pokaż!
- Chcemy to zobaczyć!
- Proszę!
Falen skrzywił się, gdy zaczęli krzyczeć mu prosto do uszu, jednak w jego oczach zapaliły się iskierki rozbawienia. To mogło być nawet interesujące.
Zerknął na ich rodziców i zapytał bezgłośnie:
- Mogę?
Wymienili między sobą spojrzenia i bez dłuższego wahania skinęli głowami, równie zaciekawieni. Falenowi zrobiło się ciepło na duchu, gdyż zrozumiał, że ci ludzie naprawdę mu ufali. Ale być może dlatego, że żyli tu sobie na uboczu i nie zdawali sobie sprawy, że na świecie panoszy się zło i tylko głupcy ufają komukolwiek poza sobą. To był jeszcze jeden powód by zazdrościć im takiego życia.
- Dobrze! – krzyknął z entuzjazmem, zagłuszając dziecięce piski – Nie będę jednak mógł się skupić w takim hałasie!
Natychmiast w izbie zapanowała absolutna cisza. Dzieci zamilkły w jednej chwili i wbiły w niego roziskrzone spojrzenia. Falen tymczasem wstał, unosząc ze sobą chłopca. Postawił go pośrodku izby i stanął naprzeciwko, tak, by jego rodzice i Lussa widzieli wszystko ze swoich miejsc przy ławie.
- Jesteś gotowy? – Zapytał chłopca ze śmiertelną powagą.
Nerto przełknął głośno ślinę i zadzierając głowę, by spojrzeć wojownikowi w oczy, skinął głową.
- Jestem – odrzekł równie podniosłym tonem. Jego głosik zadrżał gwałtownie, ale po jego minie widać było, że choć obleciał go strach, nie zamierzał teraz się wycofać. Falen poczuł nagły podziw i szacunek dla młodszego brata Arwela. Determinacja i odwaga musiały płynąć w krwi całej jego rodziny.
Falen postanowił dłużej nie trzymać ich w napięciu. Z trudem utrzymując niewzruszony, poważny wyraz twarzy, delikatnie dotknął ramienia chłopca i uważnie spojrzał mu w oczy.
Przez parę uderzeń serca nic się nie działo. Zupełnie jakby wszystko, łącznie z obecnymi w izbie ludźmi, zastygło w kompletnym bezruchu. Sekundy zaczęły dłużyć się niemiłosiernie, szczególnie dla małej Lussy, która z niecierpliwości, zaczęła się wiercić i wyciągać głowę, by przypadkiem niczego nie przegapić.
      Falen tymczasem odnalazł umysł chłopca i ostrożnie otoczył go swoją Mocą, wprowadzając w stan przypominający pół sen. Teraz mógł sterować jego wolą i wydawać rozkazy, bez obawy, że całkowicie przejmie nad nim kontrolę, czy przez przypadek zrobi jakąś krzywdę. Oczywiście był pewien swoich umiejętności, bo inaczej musiałby powiedzieć rodzicom o ewentualnym zagrożeniu. Choć posługiwanie się tą zdolnością nigdy nie było dla niego czymś oczywistym i przyjemnym, tym razem traktował to jak zwykłą zabawę. Czyż dobry obyczaj nie nakazywał gościom zabawiać gospodarzy i pokazać się z jak najlepszej strony?
        W końcu odetchnął głęboko, wyprostował się i cofnął o krok. Teatralnie zrobił zgrabny pół obrót i ukłonił się dwornie swojej publiczności. Następnie ujął się pod boki i zwrócił wzrok na chłopca, który przez cały ten czas stał zupełnie nieruchomo, wpatrując się martwo w jeden punkt gdzieś na ścianie.
     - A teraz.... – Specjalnie zrobił pauzę, zerkając na Lussę i jej lśniące rozentuzjazmowane oczy oraz otwartą buzię – Skacz na jednej nodze.
Nerto natychmiast posłuchał polecenia, uśmiechając się przy tym nieco głupkowato. Wszyscy wpatrywali się w chłopca, uważnie śledząc jego podskoki. Nikt się nawet nie odezwał, nawet jego siostra wydawała się zbyt przejęta by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. A potem nastąpiły kolejne rozkazy. Słowa wystrzeliwały z ust Falena niczym z łuku elfa, z taką szybkością, że żaden śmiertelnik nie nadążyłby z ich wykonaniem.
- Skacz na dwóch nogach. Drap się po brzuchu, teraz po głowie. Szczekaj, miaucz, jesteś krową, żabą, śmiej się, krzycz, tańcz, do góry ręce, na boki, teraz klaszcz, rób obroty, dotknij nosa, teraz uszu, oczu, stóp, kolan, wystaw język, dotnij nim nosa, teraz brody, skacz naokoło.
Lussa śmiała się tak głośno, że jej głos z trudem mieścił się w czterech ścianach domu. Zsunęła się z ławy na podłogę, cały czas trzymając się za brzuch i tupiąc nogami z zachwytu. Po jej policzkach płynęły łzy, a jej twarz zrobiła się czerwona z wysiłku. Jej rodzice wpatrywali się rozszerzonymi oczami to w syna, to w córkę, jakby zaraz mieli wybuchnąć złością. Jednak już po chwili oni również się śmiali. Tymczasem Nerto posłuszny niczym marionetka, po kolei wykonywał wszystkie zwariowane i komiczne komendy. I nie było by to tak zabawne, gdyby nie ten ufny, szczęśliwy wyraz twarzy i nieświadome niczego puste spojrzenie.
- Teraz pocałuj wszystkich tu zebranych – rozkazał na koniec Falen.
Chłopiec posłusznie podszedł najpierw do swoich rodziców i cmoknął ich szybko w policzek. Gdy zbliżył się do swojej siostry, ta próbowała się wyrwać i uciec z piskiem, jednak przytrzymał ją stanowczo i pocałował. Lussa wyrwała mu się ze skrzywioną twarzą i zaczęła energicznie trzeć policzek.
Falen zaśmiał się głośno. Pochylił się, gdy przyszła kolej na niego, nadstawiając policzek. Zaledwie usta chłopca musnęły twarz wojownika, jego umysł uwolnił się spod więzów posłuszeństwa. Nerto zamrugał gwałtownie i rozejrzał się wokół lekko zdezorientowany.
- Co się stało? Kiedy zaczynamy?
Jego słowa wywołały nową falę śmiechu. Nerto spoglądał na nich kolejno dużymi, błyszczącymi oczami, zupełnie nieświadomy swojego przedstawienia. Zmarszczył brwi i wsadził palec do ust, próbując zrozumieć, dlaczego wszyscy się śmieją, skoro nic się jeszcze nie stało.
- To było świetnie! – Krzyknęła Lussa. Podbiegła do Falena, który wziął ją na ręce – Zrób to jeszcze raz!
- Daj spokój Lussa – odezwała się matka próbując przybrać srogi ton, lecz wciąż jeszcze cicho chichotała – Falen pewnie jest zmęczony.
- To była tylko niewinna sztuczka. Myślę jednak, że na pierwszy raz wystarczy.
     - Powie mi ktoś w końcu, co się stało? Też chciałem zobaczyć sztuczkę Falena – poskarżył się chłopiec bliski łez
      Falen z rozbawieniem potargał jego włosy.
    - Nie martw się. Zobaczysz następnym razem. Dla ciebie postaram się o coś wyjątkowego – mrugnął okiem do Lussy, która odpowiedziała szerokim uśmiechem.
     - Widzę, że dobrze się beze mnie bawicie.
    Wszyscy spojrzeli na Arwela, który wszedł niepostrzeżenie do chaty. Na sobie miał czystą, długą tunikę, lniane spodnie oraz skórzane buty. Wilgotne brązowe kosmyki były zaczesane do tyłu, w końcu odsłaniając w całości jego twarz.
     - Arwel! – Bliźniaki doskoczyły do brata i skakały wokół niego tak długo, aż oboje posadził sobie na barkach.
    - Falen jest wspaniały – zaświergotała Lussa. – Jest nawet lepszy od ciebie! Dlaczego ty tak nie potrafisz?
- To niesprawiedliwe. Ja nic nie widziałem – burknął obrażony Nerto.
Nie wiadomo, czemu ich rodziców znów ogarnęła wesołość. Arwel podszedł do przyjaciela i spojrzał na niego unosząc brwi.
Widzę, że się polubiliście.
Nawet więcej. Chyba pokocham twoją rodzinę.
Oczywiście. Innego wyjścia nie masz. Są przecież tacy jak ja.
Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
- Dobra, dzieciaki – kobieta wstała od stołu i podeszła do kominka – Dość tej zabawy. Pora coś zjeść.
Zamieszała w dużym kotle, w którym przyjemnie bulgotał obiad. Arwel zajął miejsce przy ławie. Otoczony rodzeństwem, uniósł głowę, węsząc w powietrzu.
- Nareszcie. Już dawno nie jadłem domowej potrawki mojej kochanej mateczki. Nawet zamkowi kucharze nie potrafią stworzyć takiego arcydzieła.
     - Pochlebca – obejrzała się przez ramię i pomachała w powietrzu długą chochlą. – Jeśli chcesz w ten sposób wynagrodzić swoje rzadkie wizyty, to...udało ci się – uśmiechnęła się promiennie, po czym zwróciła się do męża - Pomóż mi Deranie.
     Mężczyzna wstał z ociąganiem, wznosząc oczy ku sufitowi i robiąc do reszty minę, mówiącą: ”Beze mnie jest taka bezradna”.
     Podszedł do rzędu kuchennych szafek i wydobył z nich sześć glinianych misek. Potem razem z żoną napełnili je parującą potrawką i do każdej porcji ukroili po dwa pokaźne pajdy chleba. W trakcie tej prostej czynności można było dostrzec jak pomimo lat, wciąż się kochają. Wymieniali jednoznaczne spojrzenia i uśmiechy, czasem dotykali się przelotnie, myśląc, że nikt nie patrzy, jednocześnie żartując i zabawiając resztę rozmową o niczym. Arwel obserwował rodziców z czułością, jednocześnie zaczepiając ciągnące go za ubranie rodzeństwo.
     - Masz wspaniałą rodzinę – szepnął Falen. Lussa znów wdrapała mu się na kolana, więc przytulił ją do siebie. Pożałował, że wcześniej ich nie poznał.
    - Przecież mówiłem. – Arwel mrugnął do niego okiem – Wiedziałem, że od razu się polubicie. Gdybym nie urodził się ze Znakiem Kruka, żyłbym tu sobie beztrosko i szczęśliwie.
       Falen skinął głową ze zrozumieniem, gdyż to samo mógł powiedzieć o sobie.
     - Kiedyś też miałem rodzinę. Jednak wydaje mi się, że to było w innym życiu – mruknął bardziej do siebie, jednak Arwel bez problemu odczytał jego myśli – Wiem, że powinienem wtedy umrzeć, ale to chyba jest właśnie moja kara. Nigdy nie doświadczę takiego normalnego, szczęśliwego życia.
      Znowu zaczynasz? Nie gadaj głupot. I chociaż w moim domu postaraj się powstrzymać od użalania się nad sobą. Coś mi obiecałeś.
      Gdyby twoi rodzice wiedzieli, inaczej by na mnie patrzyli. Nie chcieliby, żebyś się ze mną zadawał. Nie potrafię o tym zapomnieć, bo nie lubię okłamywać ludzi.
      To nie jest kłamstwo. Nikt nie każe zwierzać ci się ze swojego życia każdej napotkanej osobie. Pamiętaj, że ja nigdy cię nie potępiałem i nie potępię. Zresztą tylko bogowie mogą sądzić innych. Znam twoje najbardziej niedostępne myśli. Ty moje też. Nie możemy mieć przed sobą żadnych tajemnic. Więc wiesz, że zawsze byłem i będę po twojej stronie, cokolwiek się stanie. Kiedy to wszystko się skończy sprawię, że jeszcze będziesz szczęśliwy i zapomnisz o przeszłości. Uroczyście ci to obiecuję.
        Czy dziękuje, wystarczy za to wszystko, co dla mnie robisz?
      Zaśmiał się cicho.
     Na razie musi....
    Arwel przerwał nagle i znieruchomiał, ze skupieniem na twarzy spuszczając wzrok na ziemię. Nerto, znudzony brakiem zainteresowania ze strony brata, przysiadł na podłodze koło jego nóg i zaczął bawić się drewnianym koniem. Falen czekał spokojnie, obserwując krzątających się po izbie rodziców Arwela. Zerkał dyskretnie na przyjaciela, ukrywając niepokój i falę rozczarowania. W pewnym momencie Arwel uśmiechnął się pod nosem, a potem skinął krótko głową. Rozluźnił się i odetchnął, na powrót łącząc się umysłem z przyjacielem.
      Muszę już wracać.
     Tak szybko? Dzień jeszcze się nie skończył.
     Wiem, ja też bardzo chciałbym zostać dłużej, ale Argon chce, żebym już wrócił. Przepraszam.
     Coś poważnego?
     Oby nie.
    Arwel wziął brata na ręce, uściskał, po czym posadził na ławie. Następnie zwrócił się do rodziców.
    - Wybaczcie, ale Zakon mnie wzywa. Muszę już iść.
     - Tak szybko? – Kobieta postawiła na stole ostatnie parujące miski z gulaszem i spojrzała na syna z troską – Nawet nie zjadłeś obiadu. Czy ten twój Zakon nie może obejść się bez ciebie nawet parę godzin?
- Daj spokój, kochanie – wtrącił się ojciec. Wziął małą Lussę na ręce i objął żonę drugim ramieniem – Nasz syn ma obowiązki. Dziękujmy bogom, że znalazł czas by odwiedzić starych rodziców.
Liili westchnęła ciężko, przewracając oczami, ale już nie oponowała. Pokręciła tylko ze smutkiem głową i objęła wojownika chyba jeszcze mocniej niż przy powitaniu. Arwel tulił ją bardzo długo, jakby mieli się już więcej nie zobaczyć. Potem pożegnał ojca i potarmosił czupryny dzieci.
- Pamiętajcie, że macie być grzeczne. Bo inaczej naskarżę na was królowi – ostrzegł, grożąc im palcem.
- Dobrze! – Krzyknęły chórem i z zapałem obcałowały jego twarz.
- Uważaj na siebie – Liili miała już łzy w oczach – I odwiedzaj nas jak najczęściej.
- Dobrze, mamo – odparł, ze śmiechem odczepiając Nerto od swojej nogi. – Zaopiekujcie się Falenem. I pod żadnym pozorem nie puszczajcie go przed jutrzejszym śniadaniem.
Falen trzepnął go po głowie.
- Jak masz iść, to zmykaj stąd ty spiskowcu – skinął głową jego rodzicom, popychając Arwela do drzwi – Odprowadzę go.
Wyszli na podwórze. Słońce wciąż wisiało wysoko na niebie i mocno grzało, chociaż wokół gromadziły się szare chmury. Nie minęło nawet południe.
Przez chwilę stali przed chatą w milczeniu, jakby nie wiedzieli co dalej mają robić. Falen już tęsknił za przyjacielem. Nie spodziewał się, że ten razem spędzony czas zostanie im tak szybko odebrany. I nawet nie mógł protestować. Wiedział, że w tych okolicznościach i tak pozwolono im na więcej niż mógłby marzyć.
- Możesz zjeść moją porcję gulaszu. Skoro już cię tu przywlokłem, to zostań chociaż do śniadania i spróbuj wyjątkowych placuszków ojca. Robił je nam odkąd pamiętam.
     Falen skinął tylko głową i zmienił temat:
   - Pamiętaj, żeby opowiedzieć pozostałym o tamtym incydencie – patrzył sztywno przed siebie, bojąc się nawet zerknąć na przyjaciela. Nie chciał, aby tamten zobaczył jego smutek i rozczarowanie.
   - Wiem, Wasza Wysokość – Arwel ze śmiechem poklepał go po głowie, po czym raptownie spoważniał – Mogę mieć do ciebie prośbę?
- To zależy czy nie przekracza moich możliwości.
    - Nie – wojownik stanął przed nim, zasłaniając słońce i cały widok na dolinę. Chwycił w palce jego podbródek i zmusił, aby spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się lekko.– Czy mógłbyś zaopiekować się moją rodziną? Przepraszam, jeśli cię tym obarczam, ale naprawdę się o nich martwię. Tym bardziej, że całkiem niedaleko zabiliśmy grupę zwierzołaków kontrolowanych przez Balara. Mój ojciec to dobry człowiek, ale zupełnie nie potrafi walczyć. Gdybyś mógł, no wiesz...mieć na nich oko. Już jesteś dla nich jak syn, więc...
      Falen szturchnął go w pierś i posłał cierpki uśmiech.
    - Wszystko jest lepsze od tego siedzenia w zamku. Naprawdę nie musisz się o nich martwić. Zostawiasz ich w dobrych rękach.
     - Przepraszam, że nie mogę zostać dłużej. Czuj się tutaj jak w domu, i odpocznij. Nie daj się tylko zamęczyć tym łobuzom.
- Wiem.
     - Muszę już lecieć.
    Falen skinął głową.
    - I pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. O każdej porze dnia i nocy. Gdyby działo się coś niepokojącego, od razu mnie zawiadamiasz. Bardzo cię proszę, żebyś podczas mojej nieobecności nie myślał o głupotach i nie wpakował się w jakieś kłopoty.
- Nie jestem dzieckiem. Nie ufasz mi?
- Nie. Masz mi obiecać.
Falen westchnął przeciągle i przewrócił oczami.
- Obiecuję, zadowolony? – Odsunął się o krok, choć miał wielką ochotę zrobić coś odwrotnego. Dłoń Arwela zawisła smętnie w powietrzu. Falen pozwolił sobie by uściskać ją przelotnie – Dam sobie radę, więc lepiej już leć, bo jeszcze twoi rodzice coś sobie pomyślą.
Arwel wyszczerzył wesoło zęby.
- Skoro Wasza Wysokość każę, to już mnie nie ma.

    Odwrócił się, skoczył i z cichym szumem zmienił się w kruka. Falen zmrużył oczy i odprowadził przyjaciela spojrzeniem, aż ten stał się tylko czarną kropką na zachmurzonym niebie. Potem przeczesał palcami włosy i wszedł do chaty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych