sobota, 7 maja 2016

rozdział 13

       Po krótkiej, niespokojnej drzemce, Ariel przebudziła się gwałtownie z poczuciem niewidzialnego zagrożenia. Wstała cicho z posłania i dołożyła parę suchych gałęzi do trzaskającego wesoło ognia, przy okazji ogrzewając się w jego cieple. W pomarańczowym blasku, przeganiającym mroki nocy, przyjrzała się swoim towarzyszom, pogrążonym w głębokim śnie.
     Białe włosy Noxa odcinały się od mroku delikatną poświatą, a ponieważ leżał do niej tyłem, nie mogła zobaczyć jego twarzy. Cała czwórka ulokowała się po drugiej stronie ogniska, dając jej więcej swobody i prywatności. Ariel uśmiechnęła się do siebie. Chociaż poznali się zaledwie kilka dni temu, już czuła się jedną z nich, jakby również należała do Zakonu Kruka.
      Kucając przy ognisku, jej wzrok powędrował w stronę Argona. On jeden spał odwrócony twarzą w jej stronę. Jedną rękę podłożył sobie pod głowę, druga spoczywała na leżącym obok mieczu. Podczas snu jego twarz wygładziła się i złagodniała. Nawet nie zagojona blizna wydawała się mniej paskudna. Wydawał się od niej znacznie starszy, chociaż w tych krótkich momentach, gdy nie był taki nieprzyjemny... W każdym razie nie lubiła go już aż tak bardzo jak na początku. Po tym jak wrócili z Noxem do karczmy, wszyscy milczeli na temat ich wyprawy. Przyjęła to z wielką ulgą, że nikomu nie musi nic tłumaczyć. Argon napomknął tylko spokojnie, że tym razem jej daruje i przez kolejne trzy dni drogi właściwie się do niej nie odzywał. A jeśli już, to był zadziwiająco uprzejmy, choć nadal utrzymywał ostrożny dystans. Ariel spodziewała się krzyków, złości, a nawet kary. Wciąż nie była pewna, czy powinna cieszyć się tą zmianą, czy raczej obawiać, że to może być tylko cisza przed burzą.
      Wstała i cicho wymknęła się w stronę rzeki, przy której rozbili obóz. Jeśli dobrze zrozumiała, za parę dni powinni dotrzeć do Gildraru i spotkać się z królem, oraz resztą Zakonu. Nie wiedziała, dlaczego, ale na samą myśl o królu jej serce zaczynało żywiej bić. Kolejna zagadka pogrzebana w ciemnościach niepamięci.
      Prócz zwykłych odgłosów nocy, otaczający ją mrok niósł ze sobą jedynie ciszę, która przyjemnie ją uspokajała. Ariel zadarła głowę, w zamyśleniu obserwując towarzyszący jej bladoniebieski księżyc. Otaczały go mrugające beztrosko gwiazdy, wyglądające niczym maleńkie diamenciki przyszyte do nieba. Po raz pierwszy od bardzo dawna miała okazję odpocząć i pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Choć potrzebowała takiej chwili samotności, cieszyła się z towarzystwa wojowników. Być może mieli stać się jej najbliższą rodziną, choć wciąż miała nadzieję, że gdzieś na tym świecie miała jeszcze jakichkolwiek krewnych.
     Uklękła na skraju rzeki i w wyciągniętej dłoni stworzyła niewielkie złote światełko. Następnie pochyliła się do przodu, przyglądając się sobie w spokojnej tafli odbijającej światło księżyca. Rude kosmyki spłynęły na jej policzki, więc odgarnęła je do tyłu szybkim ruchem. Z jej gardła wydobył się cichy jęk niezadowolenia. Czy ta wychudzona, mizernie blada twarz z bruzdami na czole naprawdę należała do niej? Duże oczy tej drugiej Ariel mrugały do niej, jakby kpiąc sobie z jej pochmurnej miny. Zmarszczyła brwi i gwałtownie przejechała palcami po powierzchni wody, tworząc rozchodzące się falami kręgi.
     Umyła dokładnie twarz, mając nadzieję, że pozbycie się kurzu coś pomoże, po czym piła wodę tak długo, aż poczuła się pełna. W smaku była czysta i przyjemnie chłodna. Całkiem niespodziewanie Ariel wpadła na dość kuszący pomysł. Wyprostowała się i rozejrzała dookoła, po czym pozbyła się wszystkich ubrań, pozostawiając jedynie wisiorek na szyi i zanurzyła się w rzece. W tym miejscu nurt był tak spokojny, że bez obaw mogła sobie popływać.
      Kontakt z zimną wodą wywołał na jej ciele gęsią skórkę, ale przy odrobinie Mocy woda zrobiła się przyjemnie ciepła. Zanurzyła się po głowę, wstrzymując oddech na zaskakująco długi czas, a potem nurkowała i pływała tak długo, aż uznała, że zmyła z siebie cały brud.
      Myślała o Sato, jego dziwnej naturze, którą odkryła w bibliotece i było jej przykro, że miał przed nią jakieś tajemnice. Może dlatego, że teraz służył Balarowi. Nawet, jeśli wbrew sobie, to w końcu byli wrogami. Ariel westchnęła głośno, wciągając w płuca chłodne powietrze, po czym przepłynęła leniwie od jednego brzegu do drugiego. Nocny świat z jego cieniami i odgłosami roztaczał wokół niej spokojną, senną atmosferę. Dopiero poza ponurym światem Balara dostrzegła, jak piękny jest Elderol. Z jego lasami, dolinami i czystym niebem. Przyglądając się mijanym okolicom, trudno jej było myśleć o nadchodzących walkach i problemach. W towarzystwie wojowników czuła się naprawdę bezpieczna, chociaż to ona miała ich chronić, nie na odwrót. Może kiedyś ta gorycz minie i w końcu pewnego dnia zapomni o Sato i przestanie za nim tęsknić.
      Po raz ostatni zanurkowała pod wodę, zaraz potem zamierzając szybko się osuszyć i wrócić na swoje miejsce przy ognisku. Wtedy jednak jej wzrok przyciągnęło coś tuż pod nią, na samym dnie. Dostrzegła błysk, niczym odbijający światło diament, a zaraz potem zobaczyła błękitny kamień, zakopany częściowo w mule. Przyciągana jego pięknem, zanurkowała w dół i wyciągnęła rękę. Kilka pęcherzyków powietrza uciekło spomiędzy jej ust, gdy powoli zaczęło brakować jej tlenu. Jednak zamiast wypłynąć na powierzchnię, jeszcze mocniej poruszyła nogami, spływając na samo dno rzeki. Czuła palącą potrzebę żeby dotknąć kamienia, jakby ją przyzywał. W przedziwny sposób miała wrażenie, jakby od zawsze czekał tu specjalnie na nią.
     Zaledwie jej palce zacisnęły się na idealnie gładkiej powierzchni, woda wokół niej zabulgotała i kamień zniknął na jej oczach. W tym momencie z jej płuc uszło całe powietrze, więc natychmiast odbiła się od dna i niemal wyskoczyła na powierzchnię. Kaszląc i łapiąc ustami powietrze, zaczęła szybko płynąć w stronę brzegu. Pospiesznie narzuciła ubranie na mokre ciało, a jej serce wciąż biło szaleńczo, kiedy przeczesując palcami mokre włosy, ponownie pochyliła się nad spokojnym nurtem rzeki.
    W słabym blasku sztucznego światełka ujrzała swoją bladą twarz oraz to, czego właściwie się spodziewała.
    Tuż obok dwóch pasemek na włosach pojawiło się nowe – błękitne. A kiedy uniosła tunikę na brzuchu widniał kamień tego samego koloru. Musnęła palcem tatuaż, który rozjarzył się błękitnym blaskiem, po czym zgasł szybko, pozostawiając po sobie jedynie przyjemne ciepło.
     Kamień wody!
    W lekkim oszołomieniu, opadła na trawę i skrzyżowała przed sobą nogi. Czysty przypadek, czy los przywiódł ją akurat nad tą rzekę? Wczoraj tylko ona nalegała, żeby właśnie tutaj rozbili obóz. Potem coś wyrwało ją ze snu i nagle nabrała ochoty, żeby popływać w środku nocy. Gdyby nie zanurkowała, nigdy by go nie znalazła.
     Świetnie. Zostały mi już tylko dwa kamienie!
    Nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, klasnęła w dłonie, uśmiechając się szeroko do gwiazd i księżyca. Właśnie miała przetestować Moc kamienia, gdy mocny cios w tył głowy niemal pozbawił ją tchu. Oszołomiona upadła na brzuch i przez kilka minut leżała bez ruchu, na wpół ogłuszona.
    W końcu przekręciła się ciężko na plecy i usiadła z jękiem. Zaledwie uniosła głowę, z jej gardła wydarł się stłumiony krzyk. Nie mając siły wstać, odruchowo cofnęła się do tyłu, nad sam brzeg rzeki.
    Mężczyzna, który wynurzył się z mroku, nie mógł być nikim innym jak Balarem. W momencie uderzenia sztuczne światło rozproszyło się, więc w mroku trudno było dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Zbliżył się do niej, trzymając w pogotowiu dłoń na rękojeści miecza, a jego jarzące się w ciemności oczy przypominały oczy dzikiego drapieżnika. Na jego widok serce zamarło w niej z przerażenia. A więc jednak Balar znalazł ją szybciej niż myślała.
     Próbowała wstać, kiedy niespodziewanie szybkim ruchem doskoczył do niej, i przycisną kolanem jej brzuch. Usłyszała tylko zgrzyt stali, a zaraz potem ostrze miecza drasnęło jej szyję.
     Instynktownie sięgnęła w głąb siebie i na oślep chwyciła się Mocy jak tonący kawałka drewna. Od razu wyczuła, że trafiła na Moc błękitnego kamienia. Żywioł wody. Płomień miał charakterystyczną błękitną poświatę i gdy ją otulał, miała wrażenie, jakby otulała ją woda. Z wrażenia aż zachłysnęła się powietrzem.
    Dostrzegła lekkie zaskoczenie w oczach mężczyzny, kiedy w ciemności jej nowe pasemko rozjarzyło się intensywną niebieską poświatą. Czuła na brzuchu emanujące od kamienia ciepło, co jeszcze bardziej dodało jej pewności siebie. Za sobą usłyszała bulgotanie rzeki, która posłuszna jej wezwaniu, wzburzyła się i ożyła. Woda miała dla niej zniewalająco słodki zapach. Była w jej sercu, duszy i umyśle.
     Woda była w niej, a ona była Wodą.
     Dlatego tak łatwo było ją dotknąć, poczuć i ożywić.
    Nie obejrzała się za siebie, na wzburzoną rzekę. Nie wykonała żadnego ruchu. Po prostu patrzyła na Balara i uśmiechała się triumfująco, kiedy potężna fala przeskoczyła nad jej głową i uderzyła wprost w niego. Krzyknął, kiedy przewrócił się pod naporem wody i niesiony falą, podryfował na niej kilka metrów dalej. Ariel wstała i spokojnie otrzepała się z trawy, podczas gdy reszta wody wsiąkła w ziemię. Przez ten czas nie spadła na nią nawet jedna kropelka.
    Odetchnęła głęboko, kiedy więź z wodą została przerwana. Dziwne uczucie pustki pozostawione po kontakcie z żywiołem, na chwilę ją oszołomiło. Nie spodziewała się, że będzie to tak silne uczucie, zwłaszcza, że Moc powietrza nie robiła na niej takiego wrażenia. Wyglądało na to, że każdy żywioł oddziaływał na nią inaczej i po prostu będzie musiała do tego przywyknąć.
    Odgłos parskania i kaszlu przyciągnął jej uwagę z powrotem w stronę Balara. Spojrzała w kierunku, gdzie zmyła go woda jednak wolała nie podchodzić bliżej, spięta i gotowa ponowić atak. Obserwowała jego niewyraźną sylwetkę, jak niezdarnie podnosi się na nogi i próbuje utrzymać równowagę na mokrej ziemi, która zmieniła się w błotnistą breję. Przeklinając pod nosem, potrząsnął głową niczym pies i otarł mokrą twarz rękawem. Dopiero teraz zwróciła uwagę na około pięćdziesięcio osobową grupę, zebraną tuż za nim. Mężczyźni, kobiety i dzieci przypatrywali się tej scenie w milczeniu i w kompletnym bezruchu, jakby byli kamiennymi figurkami. Poruszały się tylko dzieci, które z zaciekawieniem wychylały się spomiędzy spódnic matek. Na ich czele stał rosły wojownik, podobnie jak reszta, ubrany w skóry zwierząt. Było w nich coś dzikiego i dostojnego i nagle dotarła do niej absurdalność całej sytuacji. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez cały ten czas miała publiczność.
    Jakaś młoda kobieta w krótkiej skórzanej sukience, wyszła spomiędzy tłumu i podeszła do mężczyzny. Rozmawiali chwilę przyciszonymi głosami i nagle jego wesoły śmiech poniósł się po dolinie przyjemnym barytonem. Ariel zupełnie zaskoczył ten nowy, obcy głos.
      To na pewno Balar?
- Dobrze widzieć cię żywego.
     W tym momencie spomiędzy drzew wyłonił się Argon, za nim Nox i reszta towarzyszy.
    - Przyjacielu – mężczyzna podszedł do Argona i z szerokim uśmiechem uścisnęli sobie ręce w braterskim geście – Cóż za miły zbieg okoliczności – teraz była już pewna, że ten ciepły, dźwięczny głos z pewnością nie należał do Balara.
      Kto to jest, że tak bardzo się pomyliłam i wzięłam go za Balara?
     Spomiędzy licznej grupy wyłoniło się pięciu mężczyzn, ubranych w czarne płaszcze. Ariel od razu rozpoznała w nich pozostałych członków Zakonu Kruka. Przywitali się z Argonem i resztą towarzyszy, skłonili przed mężczyzną, po czym wdali się w krótką rozmowę.
    - Nawet nie wiesz jak wszyscy martwiliśmy się o ciebie, draniu. – Argon nie przestawał mówić, lustrując mężczyznę z góry na dół. Odkąd poznała Białego Kruka, jeszcze go takiego nie widziała. Szczęśliwego. Uśmiechniętego - Wiedziałem, że tak będzie. Wystarczy, że spuszczę cię z oczu, a pakujesz się w kolejne kłopoty. Gdybym był twoim ojcem...
    - Ale nie jesteś, i dzięki bogom – odparł ze śmiechem nieznajomy – Jak widzisz jestem cały i zdrowy i o dziwo, poradziłem sobie bez ciebie – zerknął w bok i wskazał na Ariel – Kim ona jest? Czy to może...
      Kapitan również na nią spojrzał, od razu dostrzegając nowe pasemko, i uśmiechnął się lekko.
     - Jeszcze jej nie poznałeś?
    Mężczyzna odwrócił się od otaczających go wojowników i ruszył w jej stronę. Ariel tymczasem jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego oczy, które z pewnością nie były czarne, jak wydawało jej się w pierwszej chwili. Dopiero, gdy zatrzymał się krok przed nią, wiedziała, dlaczego pomyliła go z Balarem. Rzeczywiście z daleka był do niego uderzająco podobny, jednak już z bliska dało się dostrzec znaczące różnice między nimi. Stojący przed nią mężczyzna, ubrany był w luźne spodnie i długą, nieco za obszerną tunikę, która tylko podkreślała jego szczupłą, niewysoką sylwetkę. Był też znacznie młodszy od Balara. Miał niezwykłą barwę oczu, która stanowiła prawdziwy kontrast z chłodną czernią, jaką znała. Były jasnoszare, pełne życia i łagodne. Padający na nich blask księżyca wydobywał z nich wręcz magiczny blask. To były oczy, w których chciało się utonąć i do których można było się uśmiechać. Poza tym również miał czarne, ale krótkie włosy pozostające wiecznie w lekkim nieładzie, teraz wilgotne po zetknięciu z wodą. Był też nieco niższy i raczej drobnej postury. Na jego gładkiej, podłużnej twarzy odbijało się zmęczenie i czujność, przez co zdawał się starszy niż w rzeczywistości.
      Stworzył sporych rozmiarów kulę światła i posłał nad ich głowy, a potem przyglądał jej się bardzo długo i badawczo, podczas gdy reszta obserwowała ich w milczeniu. Ariel nie cofnęła się, ani nie odwróciła głowy, nie mogąc przestać patrzeć mu w oczy. Tymczasem jego wzrok badał kolejno każdy skrawek jej ciała, kończąc na twarzy i mokrych włosach. Z każdą chwilą wyraz jego twarzy ulegał zmianie, od niepewności, po zaskoczenie, niedowierzanie, aż w końcu radość. Uniósł brwi i spojrzał wprost w jej zielone oczy.
    -  Ariel? – Zapytał cicho, niepewnie, po czym uśmiechnął się szeroko, do samych oczu – Ariel – ponownie wypowiedział jej imię, łagodnie i czule, na co jej serce zareagowało szybszym uderzeniem – Ariel!
    Nagle chwycił ją w objęcia, uniósł nad ziemię i okręcił dookoła własnej osi. Wciąż powtarzał jej imię i co chwila wybuchał śmiechem. Trzymał ją w silnym uścisku tak długo, aż w końcu zaczęło brakować jej powietrza. Nie chciała być niegrzeczna i go odepchnąć, ale na szczęście w końcu odsunął ją od siebie na wyciągnięcie ramion. Ponownie przyjrzał jej się uważnie z szerokim, chłopięcym uśmiechem, po czym pocałował ją w czoło, na co zarumieniła się gwałtownie. Następnie bez zbędnych ceregieli ujął jej obie dłonie i przycisnął do ust, co już wprawiło ją w prawdziwe zażenowanie.
     - Ariel – mruczał między jednym pocałunkiem, a drugim – Dzięki bogom, jesteś cała. Przepraszam, że cię uderzyłem. Nie poznałem cię w tych ciemnościach, zresztą nie spodziewałem się tutaj nikogo. Ale nieważne. Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą...
     Gdzieś z boku rozległo się znaczące chrząknięcie.
      - Wasza Wysokość, myślę, że to nie czas...
     Wasza Wysokość?
    Ariel zamrugała, z zaskoczeniem wpatrując się w mężczyznę, który całował jej dłonie. Więc to jest...
    - Pozwól Ariel, że przedstawię ci pozostałych członków Zakonu Kruka – odezwał się z uśmiechem otyły Oran, nieświadomy tego, co się z nią dzieje. Nie wiadomo, kiedy wojownicy z Zakonu otoczyli ich półkolem. Gdy wskazywał kolejno na czwórkę nieznanych jej mężczyzn i dokonywał prezentacji, kłaniali jej się z szacunkiem, dotykając znamienia na czole – To Reeth, Darel, Garet oraz Ylon – wyszczerzył zęby, klepiąc stojącego obok młodzieńca o jasnych włosach i oczach – To mój kuzyn. Jest trochę zamknięty w sobie i burkliwy, ale w sumie niezły z niego wojownik. Czasem zrobi coś zanim pomyśli, więc lepiej nie powierzać mu swojego życia.
    Ylon skrzywił się i posłał kuzynowi mordercze spojrzenie. Trzepnął go po głowie, po czym odtrącił brutalnie na bok i z niewinnym uśmiechem skłonił się przed Ariel.
     - Wybacz Pani za zachowanie tego grubasa. Oczywiście w pełni możesz powierzyć mi swoje życie.
     - Witaj z powrotem.
     - Cieszymy się, że znów jesteś z nami.
    Ariel skinęła głową i posłała im słaby uśmiech, lekko rozkojarzona. Zerknęła na Argona, który stanął przy boku mężczyzny, niczym jego wierny ochroniarz, co pewnie też było prawdą. Jakby odczytując jej myśli, wojownik uśmiechnął się nieznacznie i skinął głową. Dopiero wtedy zdołała dokończyć tą jedną myśl, która przez cały czas krążyła jej po głowie.
     Król?
    Jakby ktoś raził ją piorunem, Ariel błyskawicznie zabrała ręce i schowała je za plecami. Cofnęła się pod zaskoczonym spojrzeniem młodego władcy i dygnęła niezgrabnie, spuszczając wzrok. W czasie wędrówki zaplanowała sobie całe ich spotkanie. Najpierw ukłoni się z szacunkiem, a potem powie coś mądrego i wzniosłego. Nie spodziewała się go jednak w tym miejscu, a już tym bardziej nie pomyślała, że król okaże się tak młody i...przystojny. Dodatkowo, wyglądało na to, że on również ją zna.
    - Wasza Wysokość...ja... – Zaczęła się jąkać, zupełnie zbita z tropu – Nie wiedziałam...Wybacz...za tamto – kiedy uzmysłowiła sobie, że zaatakowała go całkiem niepotrzebnie, zrobiło jej się naprawdę głupio.
    Mężczyzna wyprostował się i patrzył teraz na nią z namysłem. Wesoły uśmiech powoli schodził z jego warg, a rozświetlone oczy przygasały. Najwyraźniej coś mocno go rozczarowało. Machnął niedbale ręką.
   - To nic takiego. Krótka kąpiel jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Ale „Wasza Wysokość”? Rozumiem Ariel, że minęło wiele lat, ale to naprawdę niepotrzebne. Czyżbyś zapomniała jak mam na imię?
    Coś w jego głosie sprawiło, że skuliła się w sobie i odwróciła wzrok. Tym razem naprawdę powinna pamiętać. Czuła, że to wszystko było nie takie jakie powinno być. Ale czy to jej wina?
    Król przeszywał ją pochmurnym spojrzeniem tak intensywnie, że nagle zapragnęła zapaść się pod ziemię. W końcu przeniósł pytający wzrok na Argona, który westchnął krótko i wyszeptał mu coś do ucha.
    - Co?! – Mężczyzna otworzył szeroko oczy, w zdumieniu patrząc to na nią, to na przyjaciela – Nic nie pamięta?!
    Argon syknął ostrzegawczo i zerknął szybko w bok, na ludzi w skórach.
    - Ciszej, Riva. Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
    Riva. A więc tak ma na imię.
   - Jak to nie pamięta? – Zapytał Ylon, po czym wojownicy zaczęli szeptać między sobą, dziwnie poruszeni.
    - Ale przecież mówisz płynnie po ellońsku. To znaczy, że musiałaś pamiętać swój ojczysty język.
    - Tak. To znaczy nie – odpowiedziała Garetowi – Nauczyłam się go u Balara z książek i ...
    Riva uciszył ich jednym ruchem ręki. Zbliżył się do Ariel i położył obie dłonie na jej ramionach. Wcześniejszy uśmiech zastąpiło zmarszczone czoło i ponury wyraz twarzy. Kiedy uniosła na niego wzrok, coś ciężkiego utkwiło jej w gardle.
    - To prawda, Ariel? – Zapytał cicho, z rozpaczliwą nadzieją w jasnych oczach – Przecież musisz coś pamiętać. Szkołę. Przyjaciół. Może rodziców. Mnie?
    Ariel przełknęła ślinę, bezradnie kręcąc głową.
    - Przepraszam Wasza Wysokość...Nie pamiętam. Nic nie pamiętam.
   Riva stał nieruchomo i zaciskał wargi. Nagle cofnął się gwałtownie z zaciśniętymi pięściami, aż wpadł na Argona.
    - Jestem Riva, do cholery! – Ryknął ze złością – Riva! – Ariel patrzyła na niego ze smutkiem, podczas gdy kapitan przytrzymał go uspokajająco za ramię. Król rozejrzał się po zebranych i wziął głęboki oddech. Jego szare oczy ponownie spoczęły na Ariel. Płonęła w nich wściekłość i żal, ale z pewnością nie na nią.
    - Kto? – Zapytał z pozornym spokojem. – Kto ci to zrobił? – Kiedy milczała, powtórzył: – Kto? Przecież nie mogłaś od tak zapomnieć o wszystkim.
     Ariel skrzyżowała przed sobą ramiona, jakby próbowała się przed czymś bronić.
    - Balar – z trudem wymówiła to imię, po czym dodała: – Przynajmniej myślę, że to on.
    - Wiedziałem – wysyczał Riva – Ten cholerny drań nie przepuści żadnej okazji – podszedł do niej szybko i zanim zdążyła się odsunąć, przytulił ją delikatnie. – Nie martw się. Znajdziemy sposób, żeby to odwrócić.
     Uwierzyła mu, ale nie odpowiedziała, bojąc się własnego głosu. W jego ramionach poczuła się zaskakująco dobrze i bezpiecznie, chociaż jakby na to nie patrzeć, był dla niej zupełnie obcym mężczyzną, którego poznała dwie minuty temu. Skoro jednak dla wszystkich tu obecnych jego zachowanie zdawało się całkiem naturalne, uznała, że nie było w nim chyba nic niewłaściwego. Od nadmiaru wrażeń miała mętlik w głowie.
    Pewne było jedno. Ją i króla łączyła jakaś wspólna przeszłość, którą jak najszybciej musiała poznać.
    Riva w końcu chyba wyczuł jej skrępowanie, bo odsunął się na bezpieczną odległość i tylko patrzył na nią ze smutkiem. Ariel zaś błądziła wzrokiem po otaczających ją mężczyznach, byle tylko omijać przystojnego króla. Nagła cisza stała się nieznośnie krępująca i niezręczna.
     - To, o co chodzi z tą kąpielą? – Zapytał nagle Argon, w odpowiedniej chwili zmieniając temat.
Riva przejechał dłonią po wilgotnych włosach i nieco się odprężył. W uśmiechu czającym się w kąciku ust odbiło się zmęczenie.
   - Nic takiego. Po prostu Ariel wzięła mnie za kogoś innego. Zwykła pomyłka. Ja również pochopnie ją zaatakowałem.
   - Widzę, że zdobyłaś Kamień wody – Argon przyjrzał się jej pasemkom i po raz pierwszy uśmiechnął się do niej życzliwie.
     Ariel skinęła głową.
    - Gdzie go znalazłaś? Kiedy? – zapytał żywo Oran. Pozostali wojownicy otoczyli ją kołem, równie zaciekawieni. Wyszukała wzrokiem Noxa, który stanął przy jej boku i wskazała ręką za siebie.
    - Leżał na dnie tej rzeki. Znalazłam go, kiedy się kąpałam. Przed chwilą.
    - A więc po raz pierwszy użyłaś tej Mocy? – Riva uniósł brwi z autentycznym zaskoczeniem.
    Ariel skinęła głową i wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste.
    - Co w tym takiego dziwnego? Skoro jestem Potomkiem Liry to chyba naturalne, że korzystam z kamieni.
     - Cóż – Riva chrząknął i poskrobał się w kącik ust, który zadrżał w powstrzymywanym uśmiechu – teoretycznie masz rację. Jednak twój ojciec potrzebował wiele czasu żeby zrozumieć i okiełznać Moc żywiołów. Sama Lira podobno miała z tym problemy.
     Teraz to Ariel uniosła brwi, przenosząc wzrok od jednego mężczyzny do drugiego. Próbowała uzmysłowić sobie, co właśnie próbowali jej powiedzieć.
     - Kiedy rozmawiałam z Lirą, nie wspominała o swoich doświadczeniach z Mocą. Mówiła tylko, że jestem wyjątkowa, ale nie chciała zdradzać nic więcej.
    - Rozmawiałaś z Lirą? – Wykrztusił Riva. Zerknął szybko na Argona, ale ten tylko zmarszczył czoło.
     - No...tak – wszyscy patrzyli na nią takim wzrokiem, jakby nagle zobaczyli ją po raz pierwszy. Już naprawdę nic z tego nie rozumiała. Jej wszelkie próby zachowywania się normalnie i naturalnie, zaczynały zawodzić. Chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, jak ciężko jest żyć z amnezją, a ona sama dopiero zaczynała to odkrywać – Nie wiedziałam, że to takie dziwne – mruknęła bardziej do siebie
     - Hmm, jak wiesz Lira przecież nie żyje od setek lat – powiedział Ylon, a stojący obok niego Garet dodał to, co zapewne myśleli wszyscy:
     - Już wiele rzeczy widziałem na tym świecie, ale chyba jeszcze nikt nie rozmawiał ze zmarłymi. To dla nas coś nowego i niezwykłego.
     - Umiejętności Potomków Liry wciąż nas zaskakują – odezwał się raptem Nox. Ariel uniosła głowę i popatrzyła na niego z zainteresowaniem. Uśmiechnął się lekko, skinął na nią głową i mówił dalej: – Ariel już nam o tym opowiadała. Lira obdarowała ją kilkoma przydatnymi umiejętnościami, a więc musi mieć wobec niej szczególne plany i nadzieje – tu spojrzał znacząco na otaczających ich mężczyzn – Wszyscy bardzo cieszymy się z twojego powrotu i postaramy się abyś do czasu odzyskania pamięci czuła się jak najbardziej komfortowo. Skoro sama Lira obdarzyła cię zaufaniem, to znaczy, że jesteś takim Potomkiem, jakiego potrzebujemy.
      Ariel poczuła się mile połechtana jego słowami. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, jednak, kiedy jej wzrok pochwycił spojrzenie Argona, szybko spoważniała. Patrzył na nią dziwnie rozkojarzonym wzrokiem. Jego ciemnozielone oczy były nieprzeniknione i jakby nieobecne. Zupełnie bez powodu przeszył ją dreszcz, jednak zanim zdążyła nad tym pomyśleć, w tym momencie jej uwagę rozproszył czysty, nieskrępowany śmiech Rivy. Ten niespodziewany dźwięk wywołał w niej falę ciepła, a jej serce fiknęło koziołka. Znała ten śmiech lepiej od własnego, ale to uczucie minęło zbyt szybko, pozostawiając w niej na powrót zimną pustkę.
     Riva ścisnął kapitana za ramię, który drgnął niespokojnie i zamrugał oczami, jakby wyrwany z jakiegoś transu.
    - Wybacz nam, Ariel – zwrócił się do niej wesoło król – Nox specjalizuje się we wzniosłych przemowach, ale naturalnie ma rację. Będzie jeszcze czas na wyjaśnienia, teraz chyba wszyscy powinniśmy odpocząć. Nawet nie wiesz jak bardzo cieszymy się z twojego powrotu. Szczególnie Argon. Teraz widzę jak bardzo...
     Wojownik strzepnął jego dłoń i szturchnął go w żebra. Wystarczyło krótkie spojrzenie na jego ponury wyraz twarzy, by Riva urwał w pół zdania, a jego wesoła mina zrzedła. Obaj zerknęli na Ariel z wyraźną nadzieją, że tego nie zauważyła.
    Ariel jednak to dostrzegła. I z każdą sekundą sama czuła się coraz dziwniej. Jakby spadała do głębokiej ciemnej studni bez dna. Ci ludzie byli tacy znajomi i zarazem tak bardzo obcy. Ich naturalne zachowanie w jej towarzystwie i to ciepłe przywitanie naprawdę ją cieszyły, ale...
Właśnie to, „ale”. Ta pustka w głowie była irytująca i naprawdę nie do zniesienia. Szczególnie teraz, kiedy doznawała tak silnych, znajomych wrażeń.
    - Przepraszam – odezwała się z poczuciem winy, pocierając palcami skroń – Powinnam was pamiętać, prawda?
    - Nie masz, za co przepraszać. To nie twoja wina – zapewnił Argon, jednak coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że ścisnęło ją za gardło.
    Chciała powiedzieć, że naprawdę jej przykro, ale zabrakło jej słów. Po raz pierwszy w tym aroganckim, ponurym wojowniku dostrzegła, co? Niepewność? Strach? Smutek? Aż tak wiele dla niego znaczyła, że ukrywał to wszystko pod maską surowości?
    - Nie przejmuj się Ariel – Riva poklepał ją po plecach i zaraz, żeby naprawić swój błąd, objął ją czule jednym ramieniem. – Z czasem wszystko sobie przypomnisz. Najważniejsze, że znów jesteśmy razem, prawda?
    Skinęła sztywno głową, uśmiechając się niepewnie. Chciała już coś odpowiedzieć, kiedy nagle poczuła jak jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Na ułamek sekundy ich oczy się spotkały, jakby chciał się upewnić, że tego nie zauważyła. Zdążyła tylko dostrzec jego nienaturalnie bladą twarz, kiedy odsunął się od niej szybko i odwrócił wzrok. Niepostrzeżenie musnął ramię Noxa i pochylił się nad nim.
    - Chodź za mną – usłyszała jego drżący szept, po czym odprowadzani spojrzeniami całej grupy, odeszli na ubocze, kryjąc się za pobliskim drzewem. Po drodze Riva skinął ręką na grupę ludzi w skórach i krzyknął w ich stronę: – Dzisiaj rozbijemy tu obóz i odpoczniemy. Rozpalcie ogniska i rozstawcie wartę.
     Ariel w zamyśleniu i ze zmarszczonym czołem wpatrywała się w jego oddalające się plecy. Właśnie doznała dziwnego uczucia. Trwało to zaledwie moment, ale było jak najbardziej prawdziwe i równie niepokojące. Silny ból i cierpienie. Tak silny, że gdyby należał do niej z pewnością by zemdlała. Wystarczyło, aby poczuła to przez sekundę, by chwyciły ją mdłości. A tymczasem cały ten ból wypływał z Rivy i otaczał go niczym lepki, ciemny kokon. To, że zadziałała w niej tak silna empatia, przypisała jednej z umiejętności Trzeciego Oka i być może pozostałych kamieni. Jeszcze przed chwilą brała go za Balara i chciała zabić. Teraz pragnęła tylko przytulić go mocno i uśmierzyć jego ból. Jakim cudem w tym stanie trzymał się jeszcze na nogach? Z pewnością musiał być potężniejszy niż wskazywał na to jego wygląd zewnętrzny.
      - Ariel!
   Otrząsnęła się, przypominając sobie, że nie jest sama. Szybko przerzuciła wzrok na Argona, i pozostałych braci z Zakonu. Niektórzy dyskutowali między sobą ściszonymi głosami, zaś inni odeszli do krzątających się po polanie ludzi w skórach i przyłączyli się do rozkładania namiotów.
Argon, który przerwał jej rozmyślania, teraz wskazał podbródkiem podążającego za Noxem króla. W jego ciemnozielonych oczach dostrzegła pewną zmianę. Nie były już tak chłodne i zdystansowane, teraz raczej wpatrywały się w nią z zainteresowaniem i uwagą, jakby dostrzegały ją po raz pierwszy.
    - Niepotrzebnie się nim martwisz – powiedział, jakby odczytując jej myśli – Nie przyjmuje litości, nawet od przyjaciół.
   Wzruszyła lekko ramionami, starając się nadać swojemu głosowi w miarę naturalny ton. Nie chciała, aby ktokolwiek, a już szczególnie Argon, dowiedzieli się o tak dziwnej, w pewien sposób intymnej zdolności.
     - Po prostu mnie zaskoczył. Czy król został ranny? – Zaniepokoiła się nagle.
    Argon nie odpowiedział od razu, jakby szukał w myślach odpowiednich słów. Dostrzegła, że jego wzrok błądził od celu do celu, jakby nie potrafił znaleźć punktu zaczepienia. Ewidentnie unikał jej spojrzenia i robił to raczej mało dyskretnie.
    - To tylko stara rana – odparł w końcu, podkreślając swoje słowa obojętnym machnięciem ręki – Czasem daje o sobie znać i tyle. Wtedy korzysta z uzdrowicielskich zdolności Noxa. Dobra, dosyć tego gadania. Garet i Reeth zajmą się ochronną barierą wokół obozu – gładko porzucił temat, zwracając się do otaczających ich wojowników. Nawykłym do rozkazu głosem zaczął wydawać polecenia, a mężczyźni przyjmowali je skinieniem głowy i natychmiast odchodzili, aby je wykonać – Ylon zapoluje dla nas na kolekcję. Widzę, że reszta pomaga już rozkładać obóz, więc w porządku – poczekał aż wszyscy się rozejdą, po czym spojrzał na Ariel i skinął głową w stronę kręcących się wokół ludzi w skórach – Chodź. Czas się przywitać.
Wmieszali się pomiędzy grupę, którą przyprowadził Riva. Na ich pozdrowienia, wojownik odpowiadał krótkim skinieniem głowy bez uśmiechu. Ariel dreptała tuż za nim, co i raz zerkając na jego szerokie plecy i ramiona, silny kark i krótkie, brązowe włosy.
Niespodziewanie Argon przerwał towarzyszące im milczenie.
- Jesteś zadowolona? – Zerknął na nią, ledwo odwracając głowę.
- Z czego?
Jego wzrok prześlizgnął się po jej szyi, a potem szybko uciekł w bok.
- Z wisiorka. Choć to było szalone i kompletnie nieodpowiedzialne, jednak ci się udało. Musisz być z siebie dumna.
Ariel zmarszczyła brwi. Ostatnie słowa przyjęła jako sarkazm. Miała nadzieję, że już o tym zapomniał, skoro do tej pory ani razu do tego nie wracał. Czyżby nagle sobie przypomniał, że jeszcze jej nie ukarał? Skoro chciał to zrobić publicznie, to proszę bardzo.
- Owszem – odpowiedziała wyzywającym tonem, gotowa do kłótni. – Jeśli chcesz się teraz wyładować na mnie przy wszystkich, to zaserwuję ci zimny prysznic, żebyś...
     - Musiał być dla ciebie naprawdę ważny – zatrzymał się niespodziewanie, odwrócił i spojrzał na nią uważnie. Jego zielone oczy spotkały się z jej jasnozielonymi. Błyszczały w blasku rozpalonego ogniska, niemal nieziemsko.
      Piękne.
    To słowo wyłoniło się gdzieś z ciemności i osiadło w jej umyśle. Po raz pierwszy tak o nim pomyślała. Obok całej nieuprzejmości i gburowości wojownika, były te oczy.
      Łagodne, pełne dobroci oczy.
    Ariel natychmiast stanęła przed oczami drewniana chatka, ogień buzujący wesoło w kominku, ciepło, zapach pieczonego chleba i ramiona, w które można się wtulić.
      Bezpieczeństwo.
    Nagle zdała sobie sprawę, że gapi się na niego z otwartymi ustami. Przełknęła szybko ślinę i spróbowała odpowiedzieć, choć nie za bardzo pamiętała, jakie było pytanie.
     - T...tak – wydukała tylko.
Wyraz jego twarzy zmienił się ledwo dostrzegalnie. Zmarszczki na czole wygładziły się, usta rozluźniły jakby cały czas je zaciskał. I ten płomień w oczach stał się jeszcze cieplejszy. Podejrzewała, że gdyby teraz go dotknęła, mógłby ją sparzyć.
- Dlaczego? – Pytał dalej – Pamiętasz w ogóle skąd go masz?
Ariel ze smutkiem pokręciła głową i w końcu udało jej się spuścić wzrok. Nie wiedziała, dlaczego akurat teraz zainteresował się jej piórem, ale czuła, że powinna być wobec niego szczera.
- Kiedy znalazłam się u Balara, zabrał mi go zanim jeszcze się obudziłam. Nie wiem, czemu tak mu na nim zależało. Nie pamiętam, co działo się wcześniej, więc nie wiem też skąd go mam. Nie rozumiem też, czemu jest taki ważny, ale mam przeczucie, że należał do kogoś mi bliskiego – uśmiechnęła się krzywo – Może sama go zrobiłam, a te piórko po prostu gdzieś znalazłam – wzruszyła lekko ramionami – Jednak chcę wierzyć, że coś znaczy. Coś ważnego dla mnie. Głupie, prawda?
Ariel po raz pierwszy odpowiedziała mu tak otwarcie i poczuła się z tym zaskakująco dobrze. W pewnym sensie przyniosło jej to nawet ulgę. W końcu uniosła wzrok i napotkała jego przygaszone, zatroskane spojrzenie.
- To nie jest głupie, Ariel – odparł łagodnie. – Jeśli...
- Proszę, kogo widzą moje stare oczy.
Na dźwięk tubalnego głosu, Argon przerwał i odwrócił się gwałtownie. Oto niewątpliwie stał przed nimi przywódca tych dzikich ludzi w skórach. Zaś w towarzyszącej mu kobiecie rozpoznała tą, która wcześniej rozmawiała z Rivą
Mężczyzna zrobił na niej ogromne wrażenie. Potężnie zbudowany, z dumnie zadartą głową przywodził na myśl króla niedźwiedzi. Jego złote oczy były czujne, przenikliwe i władcze. Czaił się w nich drapieżny ogień i nagle zdała sobie sprawę, że gdzieś już widziała takie oczy.
Sato. Takie same oczy miał Sato. Czy to znaczyło, że ten mężczyzna również krył w sobie coś więcej, niż człowieka?
Wojownik miał długi, gruby warkocz, kilkudniowy zarost i tatuaż na odsłoniętym ramieniu. Kobieta miała taki sam. Jakby draśnięcie pazurów drapieżnika. Poza swoją filigranową figurą i długimi nogami, rysy jej twarzy były podobne do mężczyzny, więc pewnie musiała być jego córką. Miała również identyczny kolor włosów, które w jej wypadku spływały luźno na plecy i ramiona. Jej pełne usta ułożyły się coś na kształt ironicznego uśmieszku, a ciemnostalowe oczy przypatrywały im się z drapieżną ciekawością.
- Dawno się nie widzieliśmy, Yarithu – odezwał się z szacunkiem Argon.
Wojownik nagle uśmiechnął się szeroko, przez co groźny błysk w jego oczach gdzieś się ulotnił, a cała szeroka brodata twarz nabrała łagodniejszych rysów. Prawą dłonią w rękawicy poklepał Argona po plecach, po czym podparł nią bok. I znów przypomniał jej się Sato, który również jedną dłoń zawsze ukrywał w rękawicy. Tylko nie mogła sobie teraz przypomnieć, którą.
    - Wyrosłeś, chłopcze – odparł tamten wesołym, zachrypniętym głosem – To dla mnie zaszczyt spotkać dorosłego Białego Kruka.
      Argon uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
      - Domyślam się, że skoro przybyliście razem z Rivą to znaczy, że przekonał was do powrotu.
- Owszem. Mój klan wystarczająco długo ukrywał się w lasach, jak dzikie zwierzęta. Zawsze byliśmy i będziemy sojusznikami Kruczego Króla. Nie zapomnieliśmy tak łatwo wyrządzonych nam krzywd ani poniżenia, ale król Riva ma dar przekonywania. Mimo urazy, jaką żywimy do jego ojca, pomożemy wam w nadchodzącej wojnie. Poza tym – tu wyszczerzył zęby w karykaturalnym, nieco upiornym uśmiechu – wszystkim nam zależy, aby jak najdłużej pożyć na tym świecie. Ani mnie ani moim ludziom nie spieszy się do bogów.
       Argon poważnie skinął głową.
     - Rozumiem i oczywiście jesteśmy wam wdzięczni – mruknął, po czym jego wzrok przeniósł się na kobietę – Piękna jak zawsze, Elleyo.
      Uśmiechnęła się nieznacznie, przysuwając się do starszego wojownika i biorąc go pod ramię.
     - Jesteś dużo przystojniejszy, niż kiedy widzieliśmy się ostatnim razem. W dzieciństwie nie byłeś taki sztywny, ale może to się zmieni, jak zaczniemy wspominać dawne czasy.
       Argon zupełnie zignorował sarkazm w jej przesłodzonym głosie. Ariel naprawdę podziwiała jego pewność siebie i wręcz nieludzki spokój, jaki roztaczał wokół siebie.
     Kobieta tymczasem spojrzała wprost na Ariel i zmrużyła oczy, niczym przyczajony drapieżnik. Zmierzyła ją z góry na dół, na koniec zatrzymując wzrok na jej włosach. Jej wargi wygięły się w pełnym ironii i pogardy grymasie. Ariel nagle w pełni dostrzegła kontrast między sobą, ubraną w męski strój i tą piękną, zmysłową kobietą. Mimo to, starała się trzymać dumnie i idąc za przykładem Argona, po prostu ją ignorować
      -  Może przedstawisz nas swojej uroczej towarzyszce?
Kapitan popchnął Ariel do przodu i położył dłoń na jej ramieniu, jakby tym gestem chciał ją ochronić. I rzeczywiście od razu poczuła się znacznie bezpieczniejsza i pewniejsza siebie. Oficjalnym tonem przeszedł do prezentacji.
     - To Yarith, Alfa klanu Vethoynów. – A to – wskazał kobietę obok, z ledwo dostrzegalną niechęcią – Elleya, córka Yaritha.
     Ariel skinęła im głową. Dostrzegła, że ironiczny uśmieszek Elleyi stał się nieco szerszy, ale wytrzymała jej spojrzenie i tylko zacisnęła usta.
     - A oto Ariel, córka Areela i Potomek Liry.
    Yarith uśmiechnął się szeroko i zanim zdążyła zareagować, zamknął ją w niedźwiedzim uścisku. Gdy w końcu ją puścił, miała wrażenie, że poczuły to jej wszystkie kości. Zerknęła kątem oka na Argona, który z trudem powstrzymywał rozbawienie.
     - Spotkalimy się jak byłaś malutka, więc możesz tego nie pamiętać. Z całą pewnością wyrosłaś na interesujące stworzonko – zagrzmiał wesoło Yarith, błyszczącym wzrokiem lustrując to jej twarz to włosy. Potem skłonił się, dotykając dwoma palcami serca i czoła w geście najwyższego szacunku – Mój klan przyrzekł podążać za Kruczym Królem, ale jesteśmy również na twoje rozkazy, pani.
- To nie... – Zaskoczona tylko przez chwilę, zaraz potem uśmiechnęła się lekko – Po prostu Ariel. Ja również się cieszę z tego spotkania. – Po czym dodała zwyczajową formułkę, którą w drodze nauczył ją Nox – Oby bogowie strzegli ciebie i twój klan, a gwiazdy i księżyc przyświecały ci ścieżki każdej nocy.
Słysząc to, Yarith wybuchnął gromkim śmiechem.
- O tak, skoro sam Potomek tego mi życzy, z pewnością tak się stanie. Będzie dla mnie zaszczytem móc walczyć u twojego boku, Ariel
Uśmiechnęła się w odpowiedzi, zaraz jednak podchwyciła pogardliwe spojrzenie córki Alfy i mina nieco jej stężała.
- Tak. Prawdziwym zaszczytem – mruknęła Elleya, wzdychając i ostentacyjnie przewracając oczami. Następnie szturchnęła ojca w żebra, aż ten spojrzał na nią ostro – Najpierw zaklinałeś, że jesteśmy wolnym klanem, a teraz nagle chcesz służyć dzieciakowi i dziewczynce w męskim przebraniu? Gdzie nasza dumna? Może najpierw powinieneś wysłuchać, co twoi ludzie mają do powiedzenia?
Yarith posłał córce mrożące krew w żyłach spojrzenie. Jego oczy nagle rozbłysły, a tęczówki zwęziły się, na krótką chwilę przybierając kształt zwierzęcych ślepi. Ariel wzdrygnęła się, kiedy powietrze aż zgęstniało od otaczającej go wręcz namacalnej energii przesyconej silną dominacją.
- Dość – warknął krótko i Elleya natychmiast zamilkła, odwróciła wzrok i jakby skuliła się w sobie, tracąc całą pewność siebie. Yarith skinął im głową z przepraszającym uśmiechem – Wybaczcie mojej córce. Jej język bywa ostrzejszy od miecza. Oczywiście przedyskutowałem wszystko z moimi ludźmi i wszyscy wyrazili jednakowe zdanie. Widać jednak Elleya nie poznała jeszcze swojego miejsca. Porozmawiam z nią na osobności. Zostawię was teraz, a na dalszą dyskusję będziemy mieli czas przy kolacji.
      Kiedy spojrzał na córkę, jego wzrok znów stwardniał. Chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą, kierując się do największego wśród rozłożonych namiotów.
     Ariel patrzyła za nimi coraz bardziej tym wszystkim zaintrygowana. W tych ludziach było coś takiego, a szczególnie w Yarithu, że czuło się przemożną potrzebę, aby schylić głowę i spełniać każde ich polecenie. To było nieco niepokojące. Chociaż coś czuła, że i tak w porównaniu z tym, co nadchodziło i z czym jeszcze miała się zmierzyć, ci ludzie nie byli najgorsi.
      - Kim są właściwie ci Ve...coś tam? – Zapytała cicho.
    - Vethoyni? – Wojownik spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, po czym odwrócił głowę i wskazał podbródkiem kręcących się po obozie ludzi w skórach – Sama zobacz.
      Ariel podążyła za jego wzrokiem. Z początku przypatrywała się grupkom rozstawiającym namioty i rozpalającym ognisko, próbując dojrzeć coś wyjątkowego w tych opalonych, ubranych w skóry dzikich ludziach. Kobiety nosiły niemal identyczne dopasowane sukienki ze skóry lisa, bądź niedźwiedzia, które różniły się jedynie kolorem i długością. Ponieważ wszystkie były szczupłe i wysokie, a urodą przypominały Elleyę, cokolwiek by na sobie nie miały i tak przyćmiewało to piękno ich opalonych giętkich ciał. Dobrze zbudowani mężczyźni nosili przeważnie same luźne spodnie, lub ewentualnie tuniki bez rękawów, a wszyscy bez wyjątku mieli wyryty jednakowy tatuaż przypominający draśnięcie pazurów.
       Wśród Vethoynów migały jej czarne płaszcze wojowników z Zakonu Kruka. Wszyscy krzątali się i uwijali pospiesznie, ale spokojnie i z wprawą ludzi prowadzących koczowniczy tryb życia. W każdym ich ruchu widoczna była wyuczona dyscyplina i planowe działanie. Każdy znał swoje miejsce i rolę. Nikt im nie dyrygował, nikt nie wykrzykiwał rozkazów. Kobiety szykowały kolację, mężczyźni stawiali namioty i zajmowali się ogniskami, a dzieci podzieliły się na grupki, pomagając dorosłym. Po prostu.
       Już zaczynała się zastanawiać, czego ma szukać, kiedy w końcu to dostrzegła...
      I już zrozumiała, że porównanie Yaritha z drapieżnikiem okazało się jak najbardziej trafne. Na jej oczach jeden z mężczyzn zmienił się w pokaźnych rozmiarów brązowego wilka i znikł gdzieś w mroku, a za nim podążyło jeszcze trzech i jedna kobieta. Niektóre z dzieci również przybierały swoją drugą postać i jako szczeniaki ganiały wokół obozowiska.
      Ariel z wrażenia otworzyła usta. Choć wiedziała już, że Argon i reszta Zakonu potrafią zmieniać się w kruki, to jednak po raz pierwszy spotkała się z innymi zwierzołakami.
      Ogromne wilki. Vethoyni byli wilkami!
    Ocknęła się dopiero, gdy Argon poklepał ją po głowie. Spojrzała na niego z niemym zachwytem, mając ochotę zasypać go gradem kolejnych pytań.
      - To...- Zająkała się tylko i nie dokończyła, nie wiedząc, od czego zacząć.
     Argon pokiwał głową, jakby doskonale ją rozumiał. Czający się w kącikach ust uśmiech był po prostu zwykłym uśmiechem, a zielone oczy znów wydały jej się takie ciepłe i nieskończenie głębokie. Białe pióro na czole odcinało się od mroku nocy jasną, delikatną poświatą.

      - Musisz się jeszcze wiele nauczyć Ariel – powiedział, nie przestając klepać ją łagodnie po głowie. Jakoś nie potrafiła odepchnąć jego ręki, choć ten gest przyprawiał jej serce o lekkie drżenie – Dorastałaś w świecie bez Mocy, co było ogromnym błędem. Ten świat może z początku wydawać ci się obcy, jednak szybko do niego przywykniesz – spojrzał jej prosto w oczy – Nie miałem okazji ci tego wcześniej powiedzieć – przerwał na chwilę i uśmiechnął się otwarcie, szczerze i szeroko – Witaj w domu, Ariel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych