Nox
wracał do swojej komnaty, zadowolony, że reszta braci już jutro
opuszcza zamek, i nie będzie musiał dłużej bawić się w
śledzenie własnych towarzyszy. Teraz miał ważniejsze sprawy na
głowie. Dzisiaj zająknął się przy rozmowie, zapominając słów,
a potem znów upuścił kubek. Zdarzało się to coraz częściej i
wiedział, że było zapowiedzią nieuchronnej katastrofy.
Prawie
wszyscy poszli już spać i tylko na niektórych korytarzach paliły
się pochodnie, tworząc w całym zamku głębokie cienie.
Nox
przejechał palcami po białych włosach, skręcając w korytarz,
gdzie prawie przy każdych drzwiach czuwali strażnicy. Po długim
dniu myślał już tylko o miękkim łóżku i długim śnie.
I
wtedy się zaczęło.
Nie.
Słaba
myśl pojawiła się równo z bólem. Przycisnął pięść do
skroni, drugą dłoń zaciskając w miejscu, gdzie pod tuniką
spoczywał wisior. Zrobił to mimowolnie, by nikt nie dostrzegł
czerwonej poświaty. Zatoczył się i zacisnął zęby.
Nie
teraz.
Jego
granatowe oczy pociemniały, niczym niebo w czasie burzy. Ból
pojawił się jak zwykle znienacka i w złym momencie. Zawsze go
zaskakiwał.
Jego
ciałem targnął zimny dreszcz. Obijając się o ścianę, zataczał
się jakby był pijany. Jeszcze tylko kilka kroków i znajdzie się w
swojej komnacie. Strażnicy z niepokojem zaoferowali mu pomoc, ale
odrzucił ją z nieprzyjemnym warknięciem.
-
Tu jesteś. Jeszcze nie śpisz?
Poznał ten głos, zanim się odwrócił. Tara.
Przyjaciółka Ariel i najbardziej hałaśliwa, irytująca
dziewczyną, jaką znał. Przez cały czas unikał jej jak mógł,
ale było to trudniejsze zadanie, niż śledzenie członków Zakonu.
Nie
zdążył uciec. Zbliżyła się do niego szybko i klepnęła w
ramię. Z trudem się wyprostował i zaciskając kurczowo szczęki,
zerknął na nią przelotnie. Właśnie teraz tylko jej tu brakowało.
-
Jutro z Argonem wyruszamy odnaleźć Ariel – oznajmiła, jakby nie
uczestniczył w całym tym zamieszaniu po balu.
- Wiem – przed oczami latały mu czarne
mroczki. Dyskretnie podparł się ręką o ścianę, przybierając na
twarz beznamiętną maskę.
- Pomożesz nam?
- Nie.
Zaskoczona, zatrzymała się nagle i popatrzyła
na niego ze zmarszczonym czołem.
-
Dlaczego?
Odwrócił się niechętnie i przyjrzał jej się
z tym samym spokojem, który niektórych wręcz przerażał. Czy
ludzie byli naprawdę tak mało pojętni? Dlaczego musiał odpowiadać
na tak banalne pytanie?
-
Szkoda mojego i waszego czasu.
- Słucham? Dlaczego tak mówisz?
- Ponieważ – wciąż trzymał dłoń pod
szyją, ale chyba nawet tego nie zauważyła – Ariel da sobie radę
sama. Jest silna, a Balar przynajmniej na razie jej nie zabije.
Tara
zagrodziła mu drogę i przekrzywiła lekko głowę, wpatrując się
w niego czekoladowymi oczami.
-
Skąd ta pewność? Skąd to możesz wiedzieć?
Uśmiechnął się blado, tylko jednym kącikiem
ust.
-
Ponieważ jej ufam i wierzę w nią. W przeciwieństwie do was.
Wyraźnie speszona, na moment spuściła oczy.
-
Może masz rację – odparła po dłuższej chwili – Jednak jestem
jej strażniczką i muszę ją chronić. To mój błąd, że
zostawiłam ją samą, nawet, jeśli była z Białym Krukiem.
Zrobiła kolejne dwa kroki i znalazła się
stanowczo zbyt blisko. Wyciągnęła rękę ale odsunął się na
bezpieczną odległość. Musiał pamiętać żeby unikać tej
dziewczyny jak ognia. Zawsze szukała pretekstu, by go dotknąć,
zagadać, zwrócić na siebie jego uwagę. Ani jej dziwna osoba, ani
tym bardziej uczucie, które do niego żywiła, nie były mu
potrzebne.
-
W takim razie rób, co chcesz – odparł obojętnie, minął ją i
pospiesznie umknął do swojej komnaty.
W gęstniejącym mroku opadł na łóżko. Nie
miał siły tworzyć kuli światła, zresztą nie była mu teraz
potrzebna. Pragnął schować się w ciemności, na samym jej dnie.
Zakopać się, a najlepiej zniknąć.
Skulił
się na łóżku, przyciskając policzek do chłodnej pościeli.
Jęknął cicho, bezradnie, gdy znajoma świadomość wypełniła go
od środka. Dotknęła jego zmysłów i samego jestestwa. Fala bólu
wywołała spazmatyczny dreszcz.
Nie
próbował już protestować, bo z doświadczenia wiedział, że
wtedy było tylko gorzej.
Czerwona
mgiełka zasnuła mu oczy. Szybki, płytki oddech uspokoił się, a
ciało rozluźniło. Staczał się gdzieś w bezdenną pustkę,
pozbawiony wszelkich myśli i uczuć. Jego zbolały, okaleczony umysł
ponownie został mu odebrany i spętany obcą wolą.
Wstał
powoli, blady, z nieruchomym spojrzeniem. Podszedł do krzesła,
sięgnął po płaszcz i okrył się nim szczelnie. Nasunął kaptur
głęboko na głowę i wyszedł z komnaty. Wojownicy wyprężyli się
na baczność. Nox spojrzał na jednego, potem na drugiego, sam
ukryty w cieniu kaptura.
Widzieli
jak wychodzę. Nie mogę zostawiać za sobą żadnych świadków.
To
były jego myśli, ale jakby obce. Jakby ktoś szeptał mu gdzieś z
tyłu ucha. Bez mrugnięcia powieką sięgnął do ich serc i
ścisnął. Dwa martwe ciała osunęły się na posadzkę, kiedy
skręcał w kolejny korytarz, skryty pod iluzją niewidzialności.
Jego kroki nie wydawały żadnych dźwięków, gdy stanął przed
komnatą Darela. Przed drzwiami stróżowało czterech strażników.
Na jego widok wyprostowali się czujnie. Jeden z nich zasalutował.
-
Co się sprowadza panie o tak późnej porze? – Nie widzieli jego
twarzy, ale czarny płaszcz mówił im, że mają przed sobą
Noszącego Znak Kruka.
-
Mam ważną sprawę do Darela – rozkazał beznamiętnie.
- Wybacz, panie – odparł drugi, dyskretnie
muskając palcami rękojeść miecza – Mamy rozkaz nie wpuszczać
nikogo podejrzanego po zmroku.
-
Czy to dotyczy również mieszkańców zamku i członków Zakonu?
- Cóż, panie, to...
- Rozkaz to rozkaz. Jeśli to pilne, wróć rano,
panie.
Schowany
w cieniu kaptura, Nox pozostał chłodny i obojętny.
Jego
ciało i serce pulsowały w rytm jednego słowa.
Zabij.
Zabij. Zabij.
Sięgnął
pod płaszcz, zaciskając palce na rękojeści sztyletu. Wystarczyły
cztery szybkie, perfekcyjne cięcia i martwi wojownicy opadli na
podłogę u jego stóp. Ze śmiertelnych ran wyciekło tylko trochę
krwi. Przeszedł nad nimi i otworzył drzwi.
Gdy
stanął w progu, napotkał czujne spojrzenie Darela, który siedział
na łóżku, widocznie przebudzony hałasem na zewnątrz. Noxowi nie
robiło to różnicy.
-
Kim jesteś? Co tu robisz? – Cichy głos wojownika był
ostrzegawczy, a znamię na czole jarzyło się Mocą kruka.
Nox zamknął za dobą drzwi, blokując
je dźwiękoszczelną tarczą. W ciemności, z głębi kaptura
spojrzały na mężczyznę czerwone tęczówki. Nox uniósł
sztylet...
Koniec części II.
Uff, no i koniec. Jutro zaczynam przeprowadzkę, więc wrzuciłam już resztę bo może bym zapomniała potem. Mam nadzieję, że się podobało:) Piszcie i komentujcie. Teraz to od was zależy, czy mam wrzucać trzecią część. Jak nie będzie odzewu, to na razie zawieszę bloga. Jeśli coś wam się nie podobało, czegoś było za mało czy za dużo, też piszcie. Na razie wydałam tylko pierwszą część, więc resztę mogę jeszcze poprawiać, a wszelkie opinie, nawet negatywne są dla pisarza cenne.
Kiedy zaczniesz wstawiać następną część?
OdpowiedzUsuńSkoro kogoś interesuje dalsza część to mogę zacząć wstawiać.Możecie spodziewać się rozpoczęcia w ten weekend:)
UsuńBardzo się cieszę :D
OdpowiedzUsuń