Ariel
bolały wszystkie mięśnie, chociaż już drugi dzień znajdowali
się w powietrzu. Być może poruszanie skrzydłami oddziaływało
również na inne partie ciała i cały wysiłek przechodził właśnie
na nie. Latała już kilka godzin, ale nie bez postojów i nawet
kropli wody. Czuła się wyczerpana jak po długim biegu i po zimnej
nocy złość zmieniła się w zmęczenie. Jeśli Balar zamierzał ją
osłabić i złamać, to wybrał bardzo skuteczny sposób. On sam
zdawał się w równie świetnej formie, co dwa dni temu, a jego
silne skrzydła były nie tylko piękne, ale znacznie większe i
wytrzymalsze. Być może była to kwestia tego, że były jego
integralną częścią, a nie malutką cząstką kogoś innego.
W nocy blady księżyc odbijał się w
łagodnych falach morza, nad którym przelatywali. Potem znaleźli
się nad lądem. Najpierw obserwowała jak pomarańczowa kula słońca
wyłania się powoli na horyzoncie, a potem jak światło poranka
oblewa ziemię w dole, wzgórza, lasy, wydeptane trakty i dachy
wiosek. Znajdowali się tak wysoko, że wytężając wzrok, mogła
dostrzec maleńkich ludzi, ale oni z pewnością nie widzieli ich.
Jak mogła znaleźć się w takiej sytuacji, skoro miała bronić
innych? Jeśli Balar ciągle będzie ją porywał, to na nic się nie
zda, gdy będzie najbardziej potrzebna.
Dość długo stawiała opór i
próbowała się uwolnić, ale przez cały czas czuła w głowie, w
ramieniu i w całym ciele jego wolę i nieznośną, dominująca
obecność. Nie miała pojęcia jak do robi, ale tłumił również
Moce kamieni. Nie mogła nawet skorzystać z uzdrawiania, więc w
końcu opadła z sił, a ponieważ nie wyglądało na to, żeby
szybko gdzieś wylądowali, musiała oszczędzać energię.
Z tego, co się zorientowała,
kierowali się gdzieś na północny zachód, ale tylko tyle. Nie
miała pojęcia, dokąd ją ciągnie i co będzie musiała dla niego
zrobić. Wolała nawet o tym nie myśleć.
Właściwie przez całą drogę nie
odzywali się do siebie. Ariel tylko raz zapytała czy mogliby,
chociaż odpocząć z pięć minut i coś zjeść. Jego reakcja była
taka, jakiej się spodziewała.
- Najpierw musisz na to zasłużyć.
Poza tym wiem, że uciekniesz, przy najmniejszej okazji –
odpowiedział chłodno, kierując ku niej to puste, a zarazem ponure
spojrzenie.
Oczywiście, że by tak zrobiła, ale
naprawdę była zmęczona i głodna. Ręce miała związane z przodu
magiczna liną, której końcówka znajdowała się w jego dłoni.
Zaklęcie Posłuszeństwa naprawdę działało, było bolesne i teraz
dokładnie wiedziała, jak czuł się Sato. Każda myśl o
sprzeciwieniu się wywoływała taki ból, że mogła tylko zacisnąć
zęby i lecieć dalej. Nie zaprzestała jednak szukania szansy na
ucieczkę.
Może
jednak w końcu i on się zmęczy. Albo, jeśli będę udawać
posłuszną, straci na chwile czujność.
- Dokąd lecimy? – Zapytała w
pewnym momencie, właściwie bez nadziei na odpowiedź.
- Dowiesz się na miejscu – burknął
nieprzyjemnie, co jednak jej nie zniechęciło.
- Daleko jeszcze?
- Będziemy jak dolecimy.
- Co właściwie mam zrobić?
Balar popatrzył na nią ostro, z
grymasem irytacji.
Milcz
i nie próbuj mnie denerwować.
Tysiące igiełek przeszyło jej ramię, aż syknęła cicho, tym
razem przyznając, że tak będzie dla niej lepiej.
Przez długie godziny lotu miała czas
na myślenie i tym razem nie obchodziło ją, czy Balar podsłuchuje.
Mam
brata. Wciąż była
to dla niej nowa myśl, do której musiała się przyzwyczaić.
Ponownie przypomniała sobie ten moment, gdy w domku rodziców
oglądała sceny z przeszłości i dowiedziała się prawdy. Argon
był jej bratem i chociaż nie rozumiała, dlaczego tak długo to
ukrywał, nie była na niego zła. Miała do niego tak wiele pytań i
tak wiele chciała się dowiedzieć. Nagle te wszystkie sytuacje,
kiedy się wkurzał i wykłócał, nabrały sensu. Niemal uśmiechnęła
się do siebie, mając przed oczami jego pochmurną twarz, gdy coś
mu się nie podobało. No i te same, zielone oczy, które powinny być
dla niej wskazówką. Dlaczego wcześniej się nie domyśliła? A ona
głupia sądziła przez chwilę, że jest w niej zakochany.
Mam
nadzieję, że nie uderzyłam go za mocno i mi wybaczy. Pewnie teraz
wszyscy się o mnie martwią.
Tęskniła za Sato, Tarą, wojownikami
i przede wszystkim za Rivą. Będąc od nich tak daleko, uświadomiła
sobie, jak w krótkim czasie zyskała tylu przyjaciół. To oni
dodawali jej odwagi i siły, również teraz wiedziała, że dla nich
nie może się poddać.
Poużalałaś
się już nad sobą? Jesteśmy na miejscu.
Spojrzała na niego ze złością,
jednak zamiast coś odpowiedzieć, jej wzrok przyciągnął widok w
dole.
Zieleń i skupiska domów ustąpiły
miejsca jałowej, bezludnej ziemi. W oddali rysowały się góry o
stromych zboczach, których ostre szczyty zdawały się przebijać
samo niebo. Z daleka wyglądały imponująco i przerażająco
jednocześnie. Cała okolica usiana była mniejszymi kamienistymi
wzgórzami i wzniesieniami w tym samym ponurym, nijakim odcieniu,
jakby nagle cały świat stracił barwy. Gdzieniegdzie stały samotne
chatki pustelników, poza tym nigdzie nie było widać żadnych
oznak życia. Kamieniste ścieżki były zdradliwe, a teren nierówny.
Wąski, ale głęboki wąwóz ciągnął się niemal do samych gór,
oddzielając żyzną, zieloną ziemię od kamienistej pustyni.
Ariel rozglądała się wokół,
próbując przypomnieć sobie, co to za miejsce. W pamięci
przeszukiwała mapę Elderolu, aż w końcu dopasowała krajobraz do
zapamiętanych rysunków.
Góry
Pustelnika. Tylko, co tu robimy?
Pośród tego szarego, kamienistego
krajobrazu dostrzegła w pewnym momencie wąską strużkę
niebieskiej rzeczki, która wijąc się, wpadała do niewielkiego
jeziora. Z drugiej strony rzeka miała szersze koryto i płynęła
znacznie żywiej. Było to prawdopodobnie jedyne skupisko wody w tej
okolicy i wyglądało niczym fatamorgana na pustyni.
Przelecieli nad jeziorem, mijając po
drodze wyglądające na opuszczone chatki i skierowali się bardziej
na zachód. Bez żadnego ostrzeżenia Balar zaczął opadać,
pociągając ją w dół. Teren tutaj był raczej płaski, a ziemia
popękana.
- To tutaj?
Nie doczekała się odpowiedzi. Balar
rozejrzał się, jakby czegoś poszukiwał, po czym wylądował. Nie
schował skrzydeł, które rozpostarł za plecami na całą długość.
Ariel zamrugała oczami, gdyż miała wrażenie, że stają się
coraz szersze i szersze. Jakby chciały objąć całą okolicę. W
końcu zaczęły się rozmywać, ale widziała jeszcze jak rozciągają
się na wszystkie strony. Z chwilą, gdy całkiem zniknęły jej z
oczu, krępujące ją więzy również puściły.
Ariel nie zdążyła nawet dotknąć
ziemi stopami, gdy wyczuła swoją szansę. Ignorując zmęczenie,
wystartowała w górę jednym potężnym uderzeniem skrzydeł.
Nareszcie!
Udało się!
Niespodziewanie uderzyła głową o
coś niewidzialnego i twardego. Z zaskoczeniem wyciągnęła rękę,
natrafiając w powietrzu na opór.
Bariera. Teraz zrozumiała, dlaczego
tak po prostu ją uwolnił. Domyśliła się też, co się stało z
jego skrzydłami. Jednak dla pewności obleciała cały teren.
Bariera rozciągała się na kilkanaście metrów w każdą stronę i
była idealnie doskonała, bez najmniejszej szczeliny, dającej
szansę na ucieczkę.
Marszcząc czoło, spuściła wzrok na
Balara, który tymczasem przysiadł na jednym z większych głazów,
skrzyżował ramiona na piersi i obserwował ją z ironicznym pół
uśmiechem. Ariel mogła tylko bezsilnie zacisnąć pięści, chociaż
w środku wszystko się w niej gotowało. Kilkusekundową radość z
ucieczki zastąpiło zniechęcenie i na nowo dopadło ją zmęczenie.
A
może jednak istnieje jakiś sposób. Jeśli wykorzystam żywioły i
zniszczę barierę…
Skończ
z tymi mrzonkami i choć tu. Masz robotę do wykonania.
Westchnęła głośno i niechętnie
musiała posłuchać rozkazu. Opadła na ziemię, schowała skrzydła
i z tłumioną ulgą usiadła na jałowej ziemi ze skrzyżowanymi
nogami. Oczywiście jak najdalej od Balara i jego głazu. Odwróciła
głowę w drugą stronę, starając się ignorować kamyki, które
wrzynały jej się w pośladki i uda. Dopiero teraz dostrzegła w
obrębie tarczy niewielki, prosty ołtarzyk na cześć jednego z
bogów. Wyglądał niczym miniatura chatki bez drzwi.
To,
co mam robić? Zapytała
w myślach, próbując przekazać w tym zdaniu całą frustrację i
bunt. Po co
przywlokłeś mnie na to pustkowie?
Krzyżując przed sobą ramiona
zerknęła na Balara, który ze skupieniem wpatrywał się w
kapliczkę. Ariel podążyła za nim wzrokiem nie rozumiejąc, co w
niej takiego…
Jakby na jakiś sygnał, ziemia
zatrzęsła się pod nimi gwałtownie, wprawiając w ruch drobne
kamyki. Wokół małej budowli uniósł się pył, kiedy zadrżała w
posadach i po chwili dosłownie roztrzaskała się na kawałki. Ze
środka, a raczej spod ziemi rozległ się huk i w chmurze drewna,
kamieni i pyłu na zewnątrz wyskoczyły dwa duże kształty.
Ariel wyprostowała się gwałtownie z
zaskoczeniem. Z otwartymi ustami wpatrywała się w szare konie z
rogami na głowach, które mimo braku skrzydeł unosiły się w
powietrzu i rżały głośno, jakby szczęśliwe, że wydostały się
na wolność. Zaraz jednak zwróciły na nią czarne ślepia i
dźwięk, jaki z siebie wydały, z pewnością nie był przyjazny.
Bardziej przypominał ryk dzikiego zwierza. Poruszyły w powietrzu
kopytami i popłynęły w jej stronę.
Wciąż nie ruszyła się z miejsca,
tak bardzo zaskoczona ich pojawieniem się, że w ogóle zapomniała
o strachu. Gdy zaczęły się zbliżać dostrzegła więcej
szczegółów, takich jak zielonkawy kolor ich rogów, czy ostre
zęby. Nagle przypomniała sobie rozmowę przy ognisku i zrozumiała,
z czym ma do czynienia.
To nie konie, ale jednorogi.
Hmm,
a więc jednak istnieją.
To
są dwa ostatnie i masz je zabić.
Spojrzała gwałtownie na Balara, aż
z jej włosów uleciało trochę osiadłego pyłu.
- Co? – Wyrwało jej się głośno,
zanim zdążyła ugryźć się w język. – Ale…po co?
Nie zauważyła, kiedy przeniósł się
na inny głaz, znajdujący się w bezpiecznym oddaleniu, przy samej
barierze. Przez chwilę zdawało jej się, jakby był czymś
rozbawiony, kiedy jednak popatrzył na nią ostro, aż przeszły ją
ciarki. Naprawdę w tej chwili jednorogi wydały jej się znacznie
przyjemniejsze. Mimo, że pędziły prosto na nią, pokazując ostre
zęby.
Chociażby
po to, żeby cię nie zjadły. Nie uważasz, że to nie czas na
głupie pytania? Zabij je.
Dlaczego
sam tego nie zrobisz?
Bo
tak jest zabawniej.
Rozkaz przeniknął jej ciało i nie
miała innego wyjścia. Skupiła wzrok na jednorogich i zmarszczyła
brwi. Rzeczywiście Argon wspominał wtedy, że były drapieżnikami.
Ja
to mam szczęście. Gdybym, chociaż wiedziała jak je pokonać.
Bystra
to ty nie jesteś. Nie
zabroniłem ci skorzystać z Mocy.
Poza tym podobno nie lubią wody.
Ariel parsknęła pod nosem i
przymknęła powieki. Faktycznie po jego słowach poczuła, że znów
ma swobodny dostęp do kamieni, jakby ktoś odsłonił grubą kotarę.
Wielkie
dzięki za podpowiedź.
Więc rusz się albo za chwilę…
Nie musiała nic robić, jedynie
otworzyła oczy. W słońcu błękitne pasemko jarzyło się niczym
tafla przejrzystego jeziora, zaś żółte na jej rudych włosach
zdawało się osiadłym promieniem słońca.
Jeden z jednorogów oddzielił się
od towarzysza i przebierając w powietrzu kopytami okrążył ją, by
zaatakować z drugiej strony. W ich ślepiach dostrzegała jedynie
głód i chęć zatopienia w niej zębów. Nie chciała ich zabijać,
ale skoro nie miała wyboru, zamierzała załatwić to szybko. Nie
chciało jej się ruszać, ani bawić się z nimi w ganianego, na co
zapewne liczył Balar. Nie miała zamiaru dawać mu tej satysfakcji.
Skoro
już poradziłeś mi jak mam je pokonać, to patrz. Będę wyobrażała
sobie, że to ty.
Nie odpowiedział, ale była pewna, że
usłyszał.
Ten z tyłu był tuż za jej plecami,
więc odepchnęła go podmuchem wiatru, a potem to samo zrobiła z
drugim. Mały cyklon uwięził je w miejscu, kręcąc nimi jak w
młynku. W tym czasie wokół jej nieruchomej postaci zawirowała
serpentyna wody, unosząc się nad nią w powietrze, niczym posłuszny
wąż. Pewnie dla Balara była tylko biernym obserwatorem, gdyż
wciąż siedziała na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i rękami,
całkowicie spokojna i niewzruszona. Tak naprawdę to ona była
powietrzem i wodą. Tysiącami złotych drobinek i błękitnych
kropel.
Strumień wody przybrał kształt
ogromnego węża z otwartą paszczą. Stwór popłynął ku
jednorogom, po czym uwięził je w swojej wodnej głębi, zaciskając
wyimaginowane zęby.
Wszystko trwało jedynie kilka minut i
było aż za łatwe. Być może gdyby dysponowały magią, stawiałyby
większy opór. Moc żywiołów była jej dana by chronić ludzi i
ten świat, a to, co teraz robiła było zwykłym okrucieństwem.
Jako Potomek Liry miała ratować życie, a nie je niszczyć.
Ariel patrzyła jak jednorogi pływają
w brzuchu węża, na darmo próbując przebierać kopytami i złapać
powietrze. Po kilku minutach bezskutecznej walki znieruchomiały i
pozwoliła, aby martwe opadły na ziemię. Z pochmurnym grymasem
zerknęła na Balara.
- Zadowolony? – Warknęła, bo czuła
się podle, zabijając te stworzenia w taki sposób, które przecież
nic jej nie zrobiły. Nie miały żadnych szans, nawet nie zdążyły
jej zaatakować. Dopiero przed chwilą wyrwały się na wolność z
jakiegoś podziemnego więzienia, a ona zabija je jakby to było
pstryknięcie palcem.
Balar skinął tylko głową i
kulejąc lekko, podszedł do jednorogów, żeby upewnił się, że
nie żyją. Potem zbliżył się do otworu w ziemi, gdzie wcześniej
stała kapliczka i zajrzał do środka, na chwilę ignorując jej
obecność. Stał do niej tyłem, więc nie zauważył nawet, wciąż
wijącego się w powietrzu wodnego węża. Ani tego, że jej pasemka
nadal lśniły intensywnie. Nie spuszczając z niego czujnego
spojrzenia, Ariel wstała powoli, otrzepała spodnie i bezszelestnie
wysunęła skrzydła. Nie obchodziło ją, po co tu przylecieli, jaki
w tym wszystkim był sens i nie miała nawet ochoty o to pytać.
Tymczasem Balar wyciągnął rękę, z
której wypłynęło kilka czarnych piór. Wirując niczym w tańcu
popłynęły w gruzowisko dawnej kapliczki. Rozległ się ogłuszający
wybuch i ogień strzelił do góry, liżąc niewidzialną barierę.
Gęsty dym szybko wypełnił zamkniętą przestrzeń. Ariel nie miała
pojęcia, dlaczego to zrobił, ale nie miała też zamiaru czekać,
co będzie dalej.
To była jej szansa.
Skierowała wodnego smoka na barierę,
wkładając w niego całą swoją wolę i determinację. Niebo i cała
okolica wygięły się kilka razy pod naporem wody, pojawiły się
pęknięcia i bariera zniknęła. W momencie, gdy Balar odwrócił
się z zaskoczeniem, Ariel pokazała mu język i wzleciała wysoko,
na bezpieczną odległość. Rzucił się za nią w pogoń, więc
wysłała w jego stronę kilka silniejszych podmuchów wiatru.
Uniknął ich z łatwością, co przypomniało jej, że ma do
czynienia z przeciwnikiem, który nie da się ponownie nabrać na te
same sztuczki. Uderzając powietrze swoimi czarnymi skrzydłami
zbliżał się ku niej z zawrotną szybkością. Czarny płaszcz
Zakonu Kruka łopotał za nim szaleńczo, czarne włosy częściowo
uwolniły się z węzła. Oczy miał zmrużone, zdawały się
zawierać całą otchłań tego świata. Ariel podejrzewała, że
gdyby mogła rozciąć mu skórę na piersi i zajrzeć do środka,
odnalazłaby tylko czarne, zgniłe serce.
Wzbijała się coraz wyżej i wyżej,
próbując zwiększyć dzielącą ich odległość. Kilka białych
piór z jej skrzydeł opadło w dół, gubiąc się gdzieś w
otaczającej go czerni. Widząc, jak się zbliża i słuchając
łomotu swojego serca, Ariel wiedziała, że musi mu uciec za wszelką
cenę. Do Argona i Zakonu Kruka. Do Rivy, który pewnie umierał z
niepokoju.
Głupia.
Syknął w jej głowie. Nie
słyszałaś Gathalaga? Twoi przyjaciele są teraz zbyt zajęci, żeby
o tobie myśleć. Jeśli chcesz ich jeszcze zobaczyć, powinnaś w
końcu nauczyć się posłuszeństwa.
- Więc spróbuj mnie złapać!
Machnęła mocniej skrzydłami i
otoczona cząsteczkami powietrza, pomknęła po niebie niczym
wypuszczona strzała. Rude, niesforne włosy wirowały na wietrze, a
cały świat mienił się przed jej oczami złotymi drobinkami. Miała
nadzieję, że w końcu ucieknie Balarowi, albo ten w końcu odpuści,
ale za każdym razem, gdy spoglądała za siebie, widziała goniący
ją czarny punkcik, który to się zbliżał, to oddalał, ale z
pewnością nie zamierzał zaprzestać pościgu.
Cholerny drań.
Czego ty ode mnie chcesz?
Posłuszeństwa
i twojej Mocy. Taka jest wola mojego Pana, więc i moja.
Zostaw
mnie w spokoju, albo po prostu zabij. Zmusiłeś mnie bym zabiła te
jednorogi, ale to był jedyny i ostatni raz.
Rzeczywiście
jesteś pyskata. Coraz bardziej mam ochotę sprzeciwić się
Gathalagowi i cię zabić. Lepiej nie kuś losu.
Zamiast odpowiedzi zaatakowała jego
umysł całą swoją nienawiścią, podczas gdy pęd wyciskał z jej
oczu łzy. Nie patrzyła, w która stronę leci, byle dalej, od
Balara. Jednak wszystko wskazywało na to, że będzie musiała
bardziej się postarać, żeby w końcu się od niej odczepił.
***
Nie spodziewał się, że pokona te jednorogi tak
łatwo, ale przecież to była cała ona. Niszcząc wnętrze
kapliczki i to, co znajdowało się pod ziemią, poczuł w umyśle
czerwoną obecność elfki. Pozwolił jej spojrzeć na ogień swoimi
oczami i odczytać swoje myśli. Było to mniej bolesne, niż gdyby
zrobiła to sama.
Jesteś
pewien, że to tam było? Może najpierw trzeba było sprawdzić?
I tak już za późno. Cokolwiek tam było, właśnie spłonęło
i nikt już tego nie znajdzie, ani nie odczyta. Gathalag może czuć
się bezpieczny.
Wyczuł jej zadowolenie i sam się
uśmiechnął.
Masz
dobry humor. Czuję, że też nie próżnowałaś.
Owszem.
Wymruczała z
satysfakcja w głosie. Pozbyłam
się problemu krasnoludów, a raczej ich samych. Mam nadzieję, że
to ostatni raz, kiedy po tobie sprzątam. A teraz trwa walka w De’
Ilos. Na razie jest zabawa, ale niedługo zjawi się Zakon i Biały
Kruk. Mógłbyś do mnie dołączyć.
Z przyjemnością,
ale najpierw…
Poczuł, że bariera, którą
rozpostarł pękła i odwrócił się w momencie, gdy Ariel wzbiła
się w powietrze, pokazując mu język. Zaklął pod nosem i rzucił
się za nią w pogoń.
Tylko nie mów, że
znów ci uciekła. Nie wiem czy to pech, czy może…
Zamknij
się. Warknął ze
złością. Poradzę
sobie z nią.
Mam
wątpliwości, ale niech ci będzie. Może pozwól jej uciec. Wtedy
przyleci do De’Ilos i osobiście się nią zajmę.
Balar wyrzucił ją z głowy, co
zapewne jej się nie spodoba. Jednak w tej chwili jej głos działał
mu na nerwy. Leciał za Ariel, podczas gdy jej rude włosy stawały
się coraz odleglejszą plamką. Jeszcze chwila i całkiem zniknie mu
z oczu.
Znamię na dłoni zapulsowało i
ożyło, oplatając go siatką czarnych żyłek. W eksplozji piór i
światła zmienił się w ogromnego kruka i pognał do przodu,
przecinając powietrze skrzydłami mocniej niż kiedykolwiek.
Gathalag pragnął jej żywej. Pragnął
Mocy kamieni.
Więc Balar również.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz