niedziela, 19 marca 2017

Rozdział 3

     Ariel bolały wszystkie mięśnie, chociaż już drugi dzień znajdowali się w powietrzu. Być może poruszanie skrzydłami oddziaływało również na inne partie ciała i cały wysiłek przechodził właśnie na nie. Latała już kilka godzin, ale nie bez postojów i nawet kropli wody. Czuła się wyczerpana jak po długim biegu i po zimnej nocy złość zmieniła się w zmęczenie. Jeśli Balar zamierzał ją osłabić i złamać, to wybrał bardzo skuteczny sposób. On sam zdawał się w równie świetnej formie, co dwa dni temu, a jego silne skrzydła były nie tylko piękne, ale znacznie większe i wytrzymalsze. Być może była to kwestia tego, że były jego integralną częścią, a nie malutką cząstką kogoś innego.
   W nocy blady księżyc odbijał się w łagodnych falach morza, nad którym przelatywali. Potem znaleźli się nad lądem. Najpierw obserwowała jak pomarańczowa kula słońca wyłania się powoli na horyzoncie, a potem jak światło poranka oblewa ziemię w dole, wzgórza, lasy, wydeptane trakty i dachy wiosek. Znajdowali się tak wysoko, że wytężając wzrok, mogła dostrzec maleńkich ludzi, ale oni z pewnością nie widzieli ich. Jak mogła znaleźć się w takiej sytuacji, skoro miała bronić innych? Jeśli Balar ciągle będzie ją porywał, to na nic się nie zda, gdy będzie najbardziej potrzebna.
Dość długo stawiała opór i próbowała się uwolnić, ale przez cały czas czuła w głowie, w ramieniu i w całym ciele jego wolę i nieznośną, dominująca obecność. Nie miała pojęcia jak do robi, ale tłumił również Moce kamieni. Nie mogła nawet skorzystać z uzdrawiania, więc w końcu opadła z sił, a ponieważ nie wyglądało na to, żeby szybko gdzieś wylądowali, musiała oszczędzać energię.
Z tego, co się zorientowała, kierowali się gdzieś na północny zachód, ale tylko tyle. Nie miała pojęcia, dokąd ją ciągnie i co będzie musiała dla niego zrobić. Wolała nawet o tym nie myśleć.
Właściwie przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Ariel tylko raz zapytała czy mogliby, chociaż odpocząć z pięć minut i coś zjeść. Jego reakcja była taka, jakiej się spodziewała.
- Najpierw musisz na to zasłużyć. Poza tym wiem, że uciekniesz, przy najmniejszej okazji – odpowiedział chłodno, kierując ku niej to puste, a zarazem ponure spojrzenie.
Oczywiście, że by tak zrobiła, ale naprawdę była zmęczona i głodna. Ręce miała związane z przodu magiczna liną, której końcówka znajdowała się w jego dłoni. Zaklęcie Posłuszeństwa naprawdę działało, było bolesne i teraz dokładnie wiedziała, jak czuł się Sato. Każda myśl o sprzeciwieniu się wywoływała taki ból, że mogła tylko zacisnąć zęby i lecieć dalej. Nie zaprzestała jednak szukania szansy na ucieczkę.
Może jednak w końcu i on się zmęczy. Albo, jeśli będę udawać posłuszną, straci na chwile czujność.
- Dokąd lecimy? – Zapytała w pewnym momencie, właściwie bez nadziei na odpowiedź.
- Dowiesz się na miejscu – burknął nieprzyjemnie, co jednak jej nie zniechęciło.
- Daleko jeszcze?
- Będziemy jak dolecimy.
- Co właściwie mam zrobić?
Balar popatrzył na nią ostro, z grymasem irytacji.
Milcz i nie próbuj mnie denerwować. Tysiące igiełek przeszyło jej ramię, aż syknęła cicho, tym razem przyznając, że tak będzie dla niej lepiej.
Przez długie godziny lotu miała czas na myślenie i tym razem nie obchodziło ją, czy Balar podsłuchuje.
Mam brata. Wciąż była to dla niej nowa myśl, do której musiała się przyzwyczaić. Ponownie przypomniała sobie ten moment, gdy w domku rodziców oglądała sceny z przeszłości i dowiedziała się prawdy. Argon był jej bratem i chociaż nie rozumiała, dlaczego tak długo to ukrywał, nie była na niego zła. Miała do niego tak wiele pytań i tak wiele chciała się dowiedzieć. Nagle te wszystkie sytuacje, kiedy się wkurzał i wykłócał, nabrały sensu. Niemal uśmiechnęła się do siebie, mając przed oczami jego pochmurną twarz, gdy coś mu się nie podobało. No i te same, zielone oczy, które powinny być dla niej wskazówką. Dlaczego wcześniej się nie domyśliła? A ona głupia sądziła przez chwilę, że jest w niej zakochany.
Mam nadzieję, że nie uderzyłam go za mocno i mi wybaczy. Pewnie teraz wszyscy się o mnie martwią.
Tęskniła za Sato, Tarą, wojownikami i przede wszystkim za Rivą. Będąc od nich tak daleko, uświadomiła sobie, jak w krótkim czasie zyskała tylu przyjaciół. To oni dodawali jej odwagi i siły, również teraz wiedziała, że dla nich nie może się poddać.
Poużalałaś się już nad sobą? Jesteśmy na miejscu.
Spojrzała na niego ze złością, jednak zamiast coś odpowiedzieć, jej wzrok przyciągnął widok w dole.
Zieleń i skupiska domów ustąpiły miejsca jałowej, bezludnej ziemi. W oddali rysowały się góry o stromych zboczach, których ostre szczyty zdawały się przebijać samo niebo. Z daleka wyglądały imponująco i przerażająco jednocześnie. Cała okolica usiana była mniejszymi kamienistymi wzgórzami i wzniesieniami w tym samym ponurym, nijakim odcieniu, jakby nagle cały świat stracił barwy. Gdzieniegdzie stały samotne chatki pustelników, poza tym nigdzie nie było widać żadnych oznak życia. Kamieniste ścieżki były zdradliwe, a teren nierówny. Wąski, ale głęboki wąwóz ciągnął się niemal do samych gór, oddzielając żyzną, zieloną ziemię od kamienistej pustyni.
Ariel rozglądała się wokół, próbując przypomnieć sobie, co to za miejsce. W pamięci przeszukiwała mapę Elderolu, aż w końcu dopasowała krajobraz do zapamiętanych rysunków.
Góry Pustelnika. Tylko, co tu robimy?
Pośród tego szarego, kamienistego krajobrazu dostrzegła w pewnym momencie wąską strużkę niebieskiej rzeczki, która wijąc się, wpadała do niewielkiego jeziora. Z drugiej strony rzeka miała szersze koryto i płynęła znacznie żywiej. Było to prawdopodobnie jedyne skupisko wody w tej okolicy i wyglądało niczym fatamorgana na pustyni.
Przelecieli nad jeziorem, mijając po drodze wyglądające na opuszczone chatki i skierowali się bardziej na zachód. Bez żadnego ostrzeżenia Balar zaczął opadać, pociągając ją w dół. Teren tutaj był raczej płaski, a ziemia popękana.
- To tutaj?
Nie doczekała się odpowiedzi. Balar rozejrzał się, jakby czegoś poszukiwał, po czym wylądował. Nie schował skrzydeł, które rozpostarł za plecami na całą długość. Ariel zamrugała oczami, gdyż miała wrażenie, że stają się coraz szersze i szersze. Jakby chciały objąć całą okolicę. W końcu zaczęły się rozmywać, ale widziała jeszcze jak rozciągają się na wszystkie strony. Z chwilą, gdy całkiem zniknęły jej z oczu, krępujące ją więzy również puściły.
Ariel nie zdążyła nawet dotknąć ziemi stopami, gdy wyczuła swoją szansę. Ignorując zmęczenie, wystartowała w górę jednym potężnym uderzeniem skrzydeł.
Nareszcie! Udało się!
Niespodziewanie uderzyła głową o coś niewidzialnego i twardego. Z zaskoczeniem wyciągnęła rękę, natrafiając w powietrzu na opór.
Bariera. Teraz zrozumiała, dlaczego tak po prostu ją uwolnił. Domyśliła się też, co się stało z jego skrzydłami. Jednak dla pewności obleciała cały teren. Bariera rozciągała się na kilkanaście metrów w każdą stronę i była idealnie doskonała, bez najmniejszej szczeliny, dającej szansę na ucieczkę.
Marszcząc czoło, spuściła wzrok na Balara, który tymczasem przysiadł na jednym z większych głazów, skrzyżował ramiona na piersi i obserwował ją z ironicznym pół uśmiechem. Ariel mogła tylko bezsilnie zacisnąć pięści, chociaż w środku wszystko się w niej gotowało. Kilkusekundową radość z ucieczki zastąpiło zniechęcenie i na nowo dopadło ją zmęczenie.
A może jednak istnieje jakiś sposób. Jeśli wykorzystam żywioły i zniszczę barierę…
Skończ z tymi mrzonkami i choć tu. Masz robotę do wykonania.
Westchnęła głośno i niechętnie musiała posłuchać rozkazu. Opadła na ziemię, schowała skrzydła i z tłumioną ulgą usiadła na jałowej ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Oczywiście jak najdalej od Balara i jego głazu. Odwróciła głowę w drugą stronę, starając się ignorować kamyki, które wrzynały jej się w pośladki i uda. Dopiero teraz dostrzegła w obrębie tarczy niewielki, prosty ołtarzyk na cześć jednego z bogów. Wyglądał niczym miniatura chatki bez drzwi.
To, co mam robić? Zapytała w myślach, próbując przekazać w tym zdaniu całą frustrację i bunt. Po co przywlokłeś mnie na to pustkowie?
Krzyżując przed sobą ramiona zerknęła na Balara, który ze skupieniem wpatrywał się w kapliczkę. Ariel podążyła za nim wzrokiem nie rozumiejąc, co w niej takiego…
Jakby na jakiś sygnał, ziemia zatrzęsła się pod nimi gwałtownie, wprawiając w ruch drobne kamyki. Wokół małej budowli uniósł się pył, kiedy zadrżała w posadach i po chwili dosłownie roztrzaskała się na kawałki. Ze środka, a raczej spod ziemi rozległ się huk i w chmurze drewna, kamieni i pyłu na zewnątrz wyskoczyły dwa duże kształty.
Ariel wyprostowała się gwałtownie z zaskoczeniem. Z otwartymi ustami wpatrywała się w szare konie z rogami na głowach, które mimo braku skrzydeł unosiły się w powietrzu i rżały głośno, jakby szczęśliwe, że wydostały się na wolność. Zaraz jednak zwróciły na nią czarne ślepia i dźwięk, jaki z siebie wydały, z pewnością nie był przyjazny. Bardziej przypominał ryk dzikiego zwierza. Poruszyły w powietrzu kopytami i popłynęły w jej stronę.
Wciąż nie ruszyła się z miejsca, tak bardzo zaskoczona ich pojawieniem się, że w ogóle zapomniała o strachu. Gdy zaczęły się zbliżać dostrzegła więcej szczegółów, takich jak zielonkawy kolor ich rogów, czy ostre zęby. Nagle przypomniała sobie rozmowę przy ognisku i zrozumiała, z czym ma do czynienia.
To nie konie, ale jednorogi.
Hmm, a więc jednak istnieją.
To są dwa ostatnie i masz je zabić.
Spojrzała gwałtownie na Balara, aż z jej włosów uleciało trochę osiadłego pyłu.
- Co? – Wyrwało jej się głośno, zanim zdążyła ugryźć się w język. – Ale…po co?
Nie zauważyła, kiedy przeniósł się na inny głaz, znajdujący się w bezpiecznym oddaleniu, przy samej barierze. Przez chwilę zdawało jej się, jakby był czymś rozbawiony, kiedy jednak popatrzył na nią ostro, aż przeszły ją ciarki. Naprawdę w tej chwili jednorogi wydały jej się znacznie przyjemniejsze. Mimo, że pędziły prosto na nią, pokazując ostre zęby.
Chociażby po to, żeby cię nie zjadły. Nie uważasz, że to nie czas na głupie pytania? Zabij je.
Dlaczego sam tego nie zrobisz?
Bo tak jest zabawniej.
Rozkaz przeniknął jej ciało i nie miała innego wyjścia. Skupiła wzrok na jednorogich i zmarszczyła brwi. Rzeczywiście Argon wspominał wtedy, że były drapieżnikami.
Ja to mam szczęście. Gdybym, chociaż wiedziała jak je pokonać.
Bystra to ty nie jesteś. Nie zabroniłem ci skorzystać z Mocy. Poza tym podobno nie lubią wody.
Ariel parsknęła pod nosem i przymknęła powieki. Faktycznie po jego słowach poczuła, że znów ma swobodny dostęp do kamieni, jakby ktoś odsłonił grubą kotarę.
Wielkie dzięki za podpowiedź.
    Więc rusz się albo za chwilę…
Nie musiała nic robić, jedynie otworzyła oczy. W słońcu błękitne pasemko jarzyło się niczym tafla przejrzystego jeziora, zaś żółte na jej rudych włosach zdawało się osiadłym promieniem słońca.
Jeden z jednorogów oddzielił się od towarzysza i przebierając w powietrzu kopytami okrążył ją, by zaatakować z drugiej strony. W ich ślepiach dostrzegała jedynie głód i chęć zatopienia w niej zębów. Nie chciała ich zabijać, ale skoro nie miała wyboru, zamierzała załatwić to szybko. Nie chciało jej się ruszać, ani bawić się z nimi w ganianego, na co zapewne liczył Balar. Nie miała zamiaru dawać mu tej satysfakcji.
Skoro już poradziłeś mi jak mam je pokonać, to patrz. Będę wyobrażała sobie, że to ty.
Nie odpowiedział, ale była pewna, że usłyszał.
Ten z tyłu był tuż za jej plecami, więc odepchnęła go podmuchem wiatru, a potem to samo zrobiła z drugim. Mały cyklon uwięził je w miejscu, kręcąc nimi jak w młynku. W tym czasie wokół jej nieruchomej postaci zawirowała serpentyna wody, unosząc się nad nią w powietrze, niczym posłuszny wąż. Pewnie dla Balara była tylko biernym obserwatorem, gdyż wciąż siedziała na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i rękami, całkowicie spokojna i niewzruszona. Tak naprawdę to ona była powietrzem i wodą. Tysiącami złotych drobinek i błękitnych kropel.
Strumień wody przybrał kształt ogromnego węża z otwartą paszczą. Stwór popłynął ku jednorogom, po czym uwięził je w swojej wodnej głębi, zaciskając wyimaginowane zęby.
Wszystko trwało jedynie kilka minut i było aż za łatwe. Być może gdyby dysponowały magią, stawiałyby większy opór. Moc żywiołów była jej dana by chronić ludzi i ten świat, a to, co teraz robiła było zwykłym okrucieństwem. Jako Potomek Liry miała ratować życie, a nie je niszczyć.
Ariel patrzyła jak jednorogi pływają w brzuchu węża, na darmo próbując przebierać kopytami i złapać powietrze. Po kilku minutach bezskutecznej walki znieruchomiały i pozwoliła, aby martwe opadły na ziemię. Z pochmurnym grymasem zerknęła na Balara.
- Zadowolony? – Warknęła, bo czuła się podle, zabijając te stworzenia w taki sposób, które przecież nic jej nie zrobiły. Nie miały żadnych szans, nawet nie zdążyły jej zaatakować. Dopiero przed chwilą wyrwały się na wolność z jakiegoś podziemnego więzienia, a ona zabija je jakby to było pstryknięcie palcem.
Balar skinął tylko głową i kulejąc lekko, podszedł do jednorogów, żeby upewnił się, że nie żyją. Potem zbliżył się do otworu w ziemi, gdzie wcześniej stała kapliczka i zajrzał do środka, na chwilę ignorując jej obecność. Stał do niej tyłem, więc nie zauważył nawet, wciąż wijącego się w powietrzu wodnego węża. Ani tego, że jej pasemka nadal lśniły intensywnie. Nie spuszczając z niego czujnego spojrzenia, Ariel wstała powoli, otrzepała spodnie i bezszelestnie wysunęła skrzydła. Nie obchodziło ją, po co tu przylecieli, jaki w tym wszystkim był sens i nie miała nawet ochoty o to pytać.
Tymczasem Balar wyciągnął rękę, z której wypłynęło kilka czarnych piór. Wirując niczym w tańcu popłynęły w gruzowisko dawnej kapliczki. Rozległ się ogłuszający wybuch i ogień strzelił do góry, liżąc niewidzialną barierę. Gęsty dym szybko wypełnił zamkniętą przestrzeń. Ariel nie miała pojęcia, dlaczego to zrobił, ale nie miała też zamiaru czekać, co będzie dalej.
To była jej szansa.
Skierowała wodnego smoka na barierę, wkładając w niego całą swoją wolę i determinację. Niebo i cała okolica wygięły się kilka razy pod naporem wody, pojawiły się pęknięcia i bariera zniknęła. W momencie, gdy Balar odwrócił się z zaskoczeniem, Ariel pokazała mu język i wzleciała wysoko, na bezpieczną odległość. Rzucił się za nią w pogoń, więc wysłała w jego stronę kilka silniejszych podmuchów wiatru. Uniknął ich z łatwością, co przypomniało jej, że ma do czynienia z przeciwnikiem, który nie da się ponownie nabrać na te same sztuczki. Uderzając powietrze swoimi czarnymi skrzydłami zbliżał się ku niej z zawrotną szybkością. Czarny płaszcz Zakonu Kruka łopotał za nim szaleńczo, czarne włosy częściowo uwolniły się z węzła. Oczy miał zmrużone, zdawały się zawierać całą otchłań tego świata. Ariel podejrzewała, że gdyby mogła rozciąć mu skórę na piersi i zajrzeć do środka, odnalazłaby tylko czarne, zgniłe serce.
Wzbijała się coraz wyżej i wyżej, próbując zwiększyć dzielącą ich odległość. Kilka białych piór z jej skrzydeł opadło w dół, gubiąc się gdzieś w otaczającej go czerni. Widząc, jak się zbliża i słuchając łomotu swojego serca, Ariel wiedziała, że musi mu uciec za wszelką cenę. Do Argona i Zakonu Kruka. Do Rivy, który pewnie umierał z niepokoju.
Głupia. Syknął w jej głowie. Nie słyszałaś Gathalaga? Twoi przyjaciele są teraz zbyt zajęci, żeby o tobie myśleć. Jeśli chcesz ich jeszcze zobaczyć, powinnaś w końcu nauczyć się posłuszeństwa.
- Więc spróbuj mnie złapać!
Machnęła mocniej skrzydłami i otoczona cząsteczkami powietrza, pomknęła po niebie niczym wypuszczona strzała. Rude, niesforne włosy wirowały na wietrze, a cały świat mienił się przed jej oczami złotymi drobinkami. Miała nadzieję, że w końcu ucieknie Balarowi, albo ten w końcu odpuści, ale za każdym razem, gdy spoglądała za siebie, widziała goniący ją czarny punkcik, który to się zbliżał, to oddalał, ale z pewnością nie zamierzał zaprzestać pościgu.
Cholerny drań. Czego ty ode mnie chcesz?
Posłuszeństwa i twojej Mocy. Taka jest wola mojego Pana, więc i moja.
Zostaw mnie w spokoju, albo po prostu zabij. Zmusiłeś mnie bym zabiła te jednorogi, ale to był jedyny i ostatni raz.
Rzeczywiście jesteś pyskata. Coraz bardziej mam ochotę sprzeciwić się Gathalagowi i cię zabić. Lepiej nie kuś losu.
Zamiast odpowiedzi zaatakowała jego umysł całą swoją nienawiścią, podczas gdy pęd wyciskał z jej oczu łzy. Nie patrzyła, w która stronę leci, byle dalej, od Balara. Jednak wszystko wskazywało na to, że będzie musiała bardziej się postarać, żeby w końcu się od niej odczepił.


***

     Nie spodziewał się, że pokona te jednorogi tak łatwo, ale przecież to była cała ona. Niszcząc wnętrze kapliczki i to, co znajdowało się pod ziemią, poczuł w umyśle czerwoną obecność elfki. Pozwolił jej spojrzeć na ogień swoimi oczami i odczytać swoje myśli. Było to mniej bolesne, niż gdyby zrobiła to sama.
     Jesteś pewien, że to tam było? Może najpierw trzeba było sprawdzić?
    I tak już za późno. Cokolwiek tam było, właśnie spłonęło i nikt już tego nie znajdzie, ani nie odczyta. Gathalag może czuć się bezpieczny.
Wyczuł jej zadowolenie i sam się uśmiechnął.
Masz dobry humor. Czuję, że też nie próżnowałaś.
Owszem. Wymruczała z satysfakcja w głosie. Pozbyłam się problemu krasnoludów, a raczej ich samych. Mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy po tobie sprzątam. A teraz trwa walka w De’ Ilos. Na razie jest zabawa, ale niedługo zjawi się Zakon i Biały Kruk. Mógłbyś do mnie dołączyć.
Z przyjemnością, ale najpierw…
Poczuł, że bariera, którą rozpostarł pękła i odwrócił się w momencie, gdy Ariel wzbiła się w powietrze, pokazując mu język. Zaklął pod nosem i rzucił się za nią w pogoń.
Tylko nie mów, że znów ci uciekła. Nie wiem czy to pech, czy może…
Zamknij się. Warknął ze złością. Poradzę sobie z nią.
Mam wątpliwości, ale niech ci będzie. Może pozwól jej uciec. Wtedy przyleci do De’Ilos i osobiście się nią zajmę.
Balar wyrzucił ją z głowy, co zapewne jej się nie spodoba. Jednak w tej chwili jej głos działał mu na nerwy. Leciał za Ariel, podczas gdy jej rude włosy stawały się coraz odleglejszą plamką. Jeszcze chwila i całkiem zniknie mu z oczu.
Znamię na dłoni zapulsowało i ożyło, oplatając go siatką czarnych żyłek. W eksplozji piór i światła zmienił się w ogromnego kruka i pognał do przodu, przecinając powietrze skrzydłami mocniej niż kiedykolwiek.
Gathalag pragnął jej żywej. Pragnął Mocy kamieni.
Więc Balar również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych