niedziela, 26 marca 2017

Rozdział 6

Sereia poczuła szarpnięcie, gdy Arwel pociągnął ją za siebie i dopiero wtedy zauważyła miecz, który o mało nie przebił jej kręgosłupa.
      Dzięki. Uratowałeś mi życie.
   Wokół panował taki hałas, że mogli porozumiewać się tylko mentalnie. Zresztą nie było nawet czasu na mówienie.
       To już siódmy raz.
     Naprawdę liczysz? Sereia uniosła brwi.
     Arwel zerknął na nią przez ramię z szelmowską miną.
     Za to, gdy zostaniemy sami, będę domagał się takiej samej liczby podziękowań.
   Przewróciła oczami i szturchnęła go w żebro. Później to przedyskutujemy, teraz lepiej się skup. Z lewej!
    Wojownik uniósł dłoń, pomiędzy jego palcami przemknęły drobne, niebieskie wyładowania i przeciwnik padł na ziemię, zanim zdążył do nich dotrzeć.
      Dla ciebie wszystko, moja pani. Jego świadomość była teraz jasną feerią barw, wirującą wesoło w jej umyśle. Gdyby nie sytuacja, pewnie by się uśmiechnęła. Znów ktoś próbował zaatakować ją od tyłu, ale tym razem była czujna. Obróciła się i kucnęła, aby uniknąć ostrza, po czym wyprostowała się, uderzyła przeciwnika kolanem w brzuch i wymierzyła solidnego kopniaka, który odrzucił go kilka metrów dalej, w jego towarzyszy. Robiła wszystko, żeby unikać kontaktu fizycznego, który wciąż napawał ją głęboko zakorzenionym lękiem. Tylko przelotny, znajomy dotyk Arwela nie powodował w niej odrazy i chęci ucieczki.
     Tylko nawet nie myśl, żeby mnie tu całować. Warknęła w pewnym momencie, zauważając, że bardziej skupia się na niej, niż na otaczających ich przeciwnikach.
       A skąd wiesz, że o tym myślę? Posłał wokół siebie elektryzującą falę Mocy, jednocześnie otwarcie wpatrując się w jej usta.
     Jeśli nie pamiętasz, dla wszystkich wciąż jestem Falenem. Jeśli nie zaczniesz się zachowywać, każe ci samemu sobie wyrwać serce. To raczej nie będzie przyjemne.
     Jesteś okrutna.
    Uniosła brwi. Będę dopiero okrutna, jeśli nie przestaniesz robić maślanych oczu do swojego towarzysza. Myślisz, że ci dranie nie mają oczu? Masz o jedno podziękowanie mniej.
    Popatrzył na nią bykiem, wyraźnie urażony, ale od tej pory przynajmniej zachowywał się poprawnie. Walczyli ramię w ramię, stojąc do siebie plecami, chociaż to Arwel głównie walczył i ją chronił. Sereia była skupiona na czymś innym. Z wysiłku pot oblepił jej czoło i przykleił tunikę do pleców i brzucha. Było jej za gorąco w długim płaszczu, ale luźne ubranie pod spodem było przewiewne i nie krępowało ruchów. Ubierała się tak nie tylko dla wygody, ale przede wszystkim, by ukryć fakt, że jest kobietą. Przyzwyczaiła się do bandaża, który ściskał jej piersi, a lata praktyki i życie wśród mężczyzn uodporniły ją na wszelkie niewygodny. Gdy walczyła, zapominała o całym świecie. Adrenalina i ruch były najlepszym sposobem na ucieczkę od wspomnień i przeszłości.
    Chociaż miecz w jej dłoni był śmiercionośną bronią i znacznie bardziej wolała walkę wręcz, niż korzystanie z Mocy tym razem nie miała wyjścia. Z niechęcią rozszerzyła zmysły na otaczające ją umysły, przejmując nad nimi kontrolę. Było ich tak dużo, że z początku czuła się zdezorientowana. Aby przypadkiem nie skrzywdzić kogoś z sojuszników, nie mogła od tak sobie użyć na wszystkich kontroli. Dlatego też pobiegła, a Arwel deptał jej po piętach i osłaniał z każdej strony, dwojąc się i trojąc, żeby nie dotknął jej żaden miecz ani pięść. Z wysiłku i koncentracji, przygryzała wargi niemal do krwi. Kogokolwiek dotknęła, nawet przelotnie, natychmiast stawał się posłuszny jej woli i zwracał się przeciwko swoim towarzyszom. Biegła przez tłum walczących, jakby nie zważając na niebezpieczeństwo, nie patrząc na błysk stali i ostre pazury zwierzołaków. Wpadła w pewien rodzaj hipnotycznego zapamiętania, gdzie poza światem umysłów i powtarzanym automatycznie rozkazem, nie było niczego innego.
     Tak samo było tamtego dnia, gdy torturowali ją i matkę, a potem za każdym razem, gdy się bała. Czy gdyby nie trafiła do Zakonu Kruka, wyrosłaby na kogoś takiego jak Rairi, albo Balar?
    Ale cię znalazłem, pamiętasz? Znajomy umysł na chwilę przesłonił pozostałe, otaczając ją spokojem i dodając pewności siebie. Kocham cię, z tą Mocą, czy bez niej.
    Poczuła ciepły dotyk jego dłoni, przelotny, ale zdecydowany. Był tuż za nią, niemal czuła na karku jego oddech i mimowolnie przeszył ją przyjemny prąd, rozgrzewając od środka. Nie obejrzała się, ale pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Gdzieś niedaleko mignął jej czarny płaszcz, jednak w tym zamieszaniu nikt nie zwracał na nich uwagi. Mimo to, nie potrafiła pozbyć się nawyku utrzymywania pozorów, ukrywania tego, kim jest. Być może kiedyś będzie mogła żyć jak kobieta, a tymczasem…
    W końcu skoczyła ponad zwarty tłum walczących i rozłożyła skrzydła, obserwując z góry ścierające się strony i nadejście półelfów. To, a także ciągła obecność Arwela w umyśle, podniosły ją na duchu. Tłumacząc sobie, że robi to dla obrony miasta, zaczęła krążyć nad głowami wojowników i przejmowała władzę nad kolejnymi umysłami, zmuszając do walki po ich stronie. Kiedy poczuła pierwsze oznaki wyczerpania, zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy.
    Jeszcze nigdy nie podporządkowała swojej woli aż tyle osób naraz. I gdzieś zgubiła Arwela.
     Gdzie jesteś? Gorączkowo zaczęła przeczesywać wzrokiem ulice, ale w tym chaosie trudno było wypatrzyć ukochanego.
    Przepraszam. Nie dałem rady za tobą nadążyć. Zatrzymało mnie dwóch brzydali o naprawdę paskudnych gębach. Dobrze, że ich nie widziałaś. A z tobą w porządku?
    Tak, jestem tylko zmęczona.
   Więc odpocznij, zasłużyłaś. O widzę Reetha. Mówi, że chyba wygrywamy.
To dobrze, w takim razie…
Nie zauważyła strzały, która świsnęła w powietrzu i wbiła się w jej bok. Drgnęła i zamrugała z zaskoczenia, w pierwszym momencie nawet nie czując bólu.
Wszystko w porządku? Arwel wyczuł, że coś się dzieje i jego świadomość zadrżała z niepokoju.
Tak, tylko… Gorąca, elektryzująca fala przeszyła jej ciało, gdy zacisnęła palce na strzale i wyrwała ją jednym szarpnięciem. Musiała zacisnął żeby, żeby powstrzymać krzyk. Natychmiast pojawiło się więcej krwi, która grubymi kroplami zaczęła skapywać na głowy walczących. Ból nie zjawił się powoli, ale nagle i gwałtownie, zasnuwając jej umysł warstwą mgły. Przed oczami zatańczyły jej czarne mroczki, ale nie spanikowała, bo przecież to nie pierwszy raz, gdy została ranna.
Straciła kontrolę nad skrzydłami, ale udało jej się podlecieć chwiejnie w ustronne miejsce i dopiero wtedy opadła pod drzewo w ogrodzonej rezydencji. Tunikę i dłoń miała we krwi, którą próbowała zatamować. Chciała ukryć przed Arwelem ten drobny wypadek, obwiązać pospiesznie ranę i wrócić do walki, ale było za późno.
Zostałaś ranna?! Gdzie jesteś?
Nic mi nie jest, to tylko drobna… Zaatakował ją złością i niemal rozszalałym niepokojem, więc westchnęła tylko z rezygnacją i przekazała mu widziany przez siebie obraz dwupiętrowego domu, ogrodu i niskiego ogrodzenia.
Czekając na niego, oparła głowę o pień drzewa i uciskała ranę, próbując zatamować krwotok. Skupiła się na oddechu i już po chwili ból nieco zelżał. Była wojowniczką i nie bała się cierpienia ani śmierci. Ich życie przecież na tym polegało, każdy dzień był walką o przetrwanie. A może chodziło o to, że była wytrzymalsza od innych?
Zaczęła wspominać swoje lata spędzone w zamku, naukę i treningi z innymi wojownikami – jedyne życie, jakie znała. To, jak szybko przyzwyczaiła się do bycia mężczyzną, czasem zapominając o tym, kim naprawdę jest. Kiedy nadano jej nowe imię, przestała być Sereią, a stała się Falenem. Gdyby ktokolwiek dowiedział się prawdy, dobrze wiedziała, jak by zareagowali. W Zakonie Kruka nigdy nie było żadnej kobiety i chociaż prawo tego nie zabraniało, niepisana tradycja i mentalność jej towarzyszy były świętością.
Wygnanie byłoby dla niej najłagodniejsza karą.
Arwel zjawił się szybciej, niż się spodziewała. Przez całą drogę musiał pędzić na złamanie karku, bo był zdyszany i spocony. Opadł przy niej na trawę, blady i przerażony. Włosy miał jeszcze bardziej skołtunione niż zwykle, sklejone krwią, która również zalewała mu twarz z rozcięcia na czole. Był też ranny w ramię, ale zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi, całkowicie skupiony na niej.
Jego brązowe oczy pociemniały i zrobiły się duże, gdy ostrożnie dotknął rany, brudząc sobie palce lepką krwią. Druga dłoń zadrżała, gdy musnął jej policzek.
- Co się stało Sere… - gdy syknęła ostrzegawczo, rozglądając się na boki, odchrząknął i poprawił się szybko – Falenie? Wiedziałem, że beze mnie zaraz coś sobie zrobisz. Czy w każdej walce musisz zostać ranny? Nie jesteś przecież dzieckiem – w jego głosie pobrzmiewała złość, ale był tak roztrzęsiony, że najchętniej wziąłby ją w ramiona. Sereia jednak nie potrzebowała litości, nawet od niego. Gdyby ukłuła się igłą w palec, przeżywałby to równie silnie.
- Zamknij się w końcu - warknęła, zniecierpliwiona – Przecież mówiłam, że to nic takiego. Małe draśnięcie.
- Małe? Może lepiej poszukam Noxa, albo Lunny i…
- Przestań się mazgaić – fuknęła, usiadła prosto i skrzywiła się z bólu, gdy jej dłoń nacisnęła mocniej na ranę. Trawa wokół niej zabarwiła się na szkarłatny kolor – Ty też jesteś ranny, a nie napadam na ciebie, jakbyś, co najmniej sam sobie to zrobił.
Arwel odsapnął głośno i przeczesał włosy brudnymi palcami. Popatrzył na nią ze zbolała miną, aż zrobiło jej się go żal.
- Potem poszukamy Noxa – dodała już nieco łagodniej – Tylko on zna moją tajemnicę i lepiej będzie jak tak zostanie – dotknęła jego ramienia i ścisnęła lekko – Przeżyłam gorsze rzeczy, naprawdę nic mi nie będzie.
Skinął głową, przełykając głośno ślinę. Dobrze znała ten wyraz twarzy i wiedziała, że nawet jej zapewnienia nie są w stanie go uspokoić. Przestanie się o nią martwić dopiero, gdy zostanie całkowicie uleczona. Tak było, od kiedy wziął ją pod swoją opiekę, już właściwie od pierwszego dnia jej przybycia do zamku.
Obdarł brzeg swojej tuniki i owinął ją wokół rany. Każdy jego ruch i spojrzenie emanowały troską i miłością, którą, na co dzień musiał w sobie tłumić. Nie mogła się powstrzymać i ujęła jego dłoń, na co zamarł natychmiast, patrząc na nią z zaskoczeniem. Zamrugał, gdy musnęła wargami wnętrze jego dłoni.
- Jestem wojownikiem, Arwelu i jak ty, należę do Zakonu Kruka. Nasze życie właśnie tak wygląda. Wiem, że jest ci ciężko, ale kiedyś to się skończy.
Zbliżył się ku jej twarzy i wolną ręką odgarnął z jej skroni mokre od potu kosmyki.
- Jest dobrze, dopóki mogę być obok ciebie. Wolałbym, żyć tak przez resztę życia, niż gdyby mieli mi cię zabrać.
- To może…
Odsunął się gwałtownie, gdy na trawniku przed nimi rozbłysło światło i pojawili się Riva z Argonem. Król ledwo na nich spojrzał, zachwiał się śmiertelnie blady i kapitan musiał przytrzymać go w pasie, żeby nie upadł.
Za to Biały Kruk przyjrzał im się bardzo dokładnie, po czym zmarszczył brwi, które prawie zetknęły się u nasady nosa. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale wtedy jakby znikąd zjawił się Nox. On również był niezdrowo blady i zgarbiony pod ciężarem zmęczenia. On, półelf, który zawsze był pełen energii, jakby nie potrzebował nawet snu. Bez słowa skinął Argonowi głową i na sztywnych nogach podszedł do króla, jednym dotknięciem przywracając mu siły. Potem pochylił się nad Sereią i położył drżącą dłoń na jej barku. Na sekundę ich oczy się spotkały, a to, co w nich ujrzała sprawiło, że dostała gęsiej skórki. Jego granatowe tęczówki były ciemniejsze niż zwykle, z jakimś niespokojnym blaskiem. Kiedy spuściła wzrok na jego szyję, dostrzegła kawałek rzemyka, a pod warstwą płaszcza i tuniki jakby błysk krwistej czerwieni.
Tylko raz, całkiem przypadkiem próbowała zajrzeć do jego umysłu. Wtedy napotkała na barierę, ale nie próbowała się nad tym zastanawiać, bo w końcu każdy ma prawo do prywatności, a ona nie lubiła korzystać ze swojej zdolności bez potrzeby. To było w czasie ich wspólnego treningu, który miał być tylko zabawą, a zakończył się jej wrzaskiem i paniką.
Teraz już nie bała się jego dotyku, chociaż z przyzwyczajenia miała ochotę się odsunąć. Już po chwili poczuła mrowienie i łaskotanie w miejscu, gdzie rana zaczynała się zasklepiać. Podziękowała Noxowi i wstała bez wysiłku, nie czując już nawet bólu. Po ranie pozostała jedynie zakrzepła krew. Uśmiechnęła się do Arwela, demonstrując mu, że czuje się świetnie. Na jego twarzy odmalowała się widoczna ulga. Już po chwili i on był uzdrowiony.
- Skoro już z wami w porządku, to musimy zebrać pozostałych i skierować w głąb miasta – zarządził Argon, jakby czekał na właściwy moment, żeby się odezwać.
Ani jego ponury wyraz, ani ton głosu nie wróżyły nic dobrego.
- Jakieś problemy? – Zapytała z nagłym niepokojem.
Chociaż Kruczy Król stał już o własnych siłach, wciąż wyglądał niezdrowo i nerwowo zaciskał wargi.
- Armia nephilów wkroczyła do miasta od głównej bramy – odpowiedział jej głuchym głosem.
Wzdrygnęła się na dźwięk tych słów, które chyba u każdego wywołało podobną reakcję.
- Nephile, czy nie, jakoś ich pokonamy – stwierdził Arwel z bojową determinacją.
- Nie – w oczach Argona chyba po raz pierwszy w życiu pojawiła się rezygnacja – Nie pokonamy ich sami.


***

Ariel nie sądziła, że kiedyś będzie miała dość latania i zatęskni za ziemią pod nogami. Słońce miała teraz za plecami. Grzało ją w plecy i czuła jego ciepły dotyk na każdej lotce skrzydeł. Już nie mogła się doczekać, kiedy zastąpi je cudownie chłodny wieczór. Na szczęście wody miała pod dostatek. Kilka razy opryskała sobie twarz niewielkim strumykiem, a gdy chciało jej się pić, tworzyła w dłoni krople wody i połykała je, aż czuła się pełna i w ten sposób oszukiwała pusty żołądek. Nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma w takim stanie, ale musiała szybko coś wymyślić.
Co i raz oglądała się za siebie, jednak ogromny kruk niezmiennie podążał za nią, w mniej więcej jednakowej odległości. Musiała przyznać, że był uparty i zupełnie już nie wiedziała, jak go zgubić, czy zniechęcić. Kilka razy próbowała wzlatywać wysoko ponad chmury, albo pikowała ostro w dół i próbowała zniknąć mu z oczu między drzewami, lub za szczytami wzgórz, czy rozpadlin.
Zawsze ją znajdywał i gdziekolwiek leciała, lub jak szybko, był tuż za nią.
Dawno opuścili Góry Pustelnika i pod nimi znów rozpościerały się zielone równiny, poprzecinane skupiskami drzew, wioskami i trawiastymi pagórkami. Przelecieli nad prowincją Belthów, ale znajdowali się tak wysoko, że pewnie dla ludzi w dole byli jedynie niewyraźnymi sylwetkami, które mogli wziąć za ptaki. Właściwie nie zastanawiała się, dokąd lecieć. Zanim będzie mogła wrócić do Argona, musiała najpierw pozbyć się Balara.
Przelatując nad wartką i szeroką rzeką, opadła tak nisko, że mogła dotknąć ręką jej zimnego nurtu. Tryskające w górę kropelki przyjemnie chłodziły jej twarz, zaś uszy wypełnił jednostajny szum, zagłuszający inne dźwięki. Wiedziała jednak, że kruk jest tam z tyłu, że być może lada moment ją złapie. Wyciągnęła dłonie, zanurzając je w rzece, a gdy je cofnęła, tuż za nią uniosła się ściana wody. Zwolniła i obejrzała się, ciekawa jego reakcji.
Kruk z rozpędu wpadł na wodną ścianę, przebił ją i wyleciał z drugiej strony, cały mokry. Jedyne, co osiągnęła, to odrobinę go zwolniła. Próbowała zaatakować go strumieniami wody, przybierającymi różne kształty, ale nawet w tej formie bez problemu robił uniki. Zaczął niebezpiecznie się zbliżać, więc musiała zaniechać dalszych ataków i ponownie rzucić się do ucieczki.
W oddali dostrzegła morze, zachodzące powoli słońce odbijało się w ruchomej tafli pomarańczowo - złotym blaskiem. Ariel zatrzymała się raptownie i leniwym ruchem uderzając skrzydłami powietrze, obróciła się w miejscu. Odgarnęła do tyłu mocno zwichrzone włosy i skrzyżowała ramiona na piersi. Obserwowała jak duży kruk również zwalnia i zatrzymuje się przed nią, po czym w mieszaninie światła i piór zmienia się w mężczyznę, całego w czarni. Jego skrzydła miały nieco inny kształt niż Rivy i zdawały się większe. Każde piórko lśniło w blasku słońca, nadając całości jedwabisty, migotliwy połysk.
- Zmęczyłaś się? Masz już dosyć? – Jego ociekający ironią ton prowokował ją, ale zmusiła się do spokoju – Myślałem już, że będziesz tak latać, aż zmienisz się w kruka.
- Takiego, jak ty? Nie, dziękuję. Przypomniałam sobie, że chciałam ci zadać pytanie.
-A więc słucham – z rozbawieniem uniósł nieznacznie brwi.
Przełknęła ślinę, jeszcze mocniej obejmując splecione ramiona. Wiatr bawił się jej włosami, które z powrotem opadły na jej twarz.
- Czy to prawda, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi? Zanim trafiłam do tego drugiego świata?
Obserwując go uważnie, zdawało jej się, że po jego twarzy przemknął jakiś cień, ale trwało to zaledwie sekundę. Zmarszczył czoło, a mięśnie jego twarzy drgnęły.
- Pamiętasz to? – Zapytał ostrożnie suchym głosem, patrząc na nią spod zmrużonych powiek.
- Nie, ale Riva wiele mi opowiadał o tobie… o nas – jej głos się załamał, mimo, że planowała pozostać niewzruszona. Chociaż jego czarne spojrzenie paliło, nie zamierzała przestać – Na początku nie byłeś taki, prawda? Podobno byłeś dobrym bratem, Riva cię uwielbiał i… bawiłeś się z nami, miałeś zostać królem.
- To było lata temu. A więc mój braciszek to wszystko pamięta? – Wyraz jego twarzy był nieprzenikniony, ale kąciki ust wygięły się nieznacznie, w czarnych oczach znów pojawiło się chłodne rozbawienie.
- Byłam w pokoiku na końcu biblioteki. Znaleźliśmy tam księgi i taką jedną, gdzie była naszkicowana Lira, a na końcu…
- I co z tego? – Przerwał jej szybko, jakby nie chciał tego słuchać, albo zwyczajnie hamował zniecierpliwienie.
- Przecież człowiek nie staje się zły tak z dnia na dzień – ze wzburzenia uniosła głos, ledwo powstrzymując jego drżenie – Miałeś szczęśliwe życie, więc dlaczego porzuciłeś to wszystko dla Gathalaga i jego chorych ambicji?
- Tak bardzo cię to interesuje?
Zacisnęła ukryte dłonie w pięści, a jej serce zadudniło w piersi, choć nie wiedziała, dlaczego.
- Pytam w imieniu Rivy. To jego najbardziej skrzywdziłeś.
Balar prychnął głośno i pokręcił z politowaniem głową.
- Głupi, naiwny Riva. Zawsze był za bardzo uczuciowy. Ten dzieciak to niewytłumaczalna pomyłka losu, ale naprawię błąd jego istnienia. Nikt poza mną, nie powinien posiadać królewskiego znamienia na dłoni. Tym światem może rządzić tylko jeden Kruczy Król, dlatego od urodzenia był dla mnie jedynie utrapieniem i zawadą – dopiero teraz dostrzegła, że w tym czasie zbliżył się do niej na wyciągnięcie ręki. Jego pociągła, poprzecinana drobnymi bliznami twarz, była boleśnie podobna do jego brata. Równie przystojna, tyle, że bardziej dojrzała i surowa. Jednak na swój sposób był odpychający, pewnie, dlatego, że zdawał się pozbawiony wszelkich uczuć. – Byliście tylko dziećmi, więc to nie jego wina, że tak to widział.
Ariel cofnęła się trochę, jednak w tym samym czasie wykonał ruch do przodu, utrzymując jednakową odległość i hipnotyzując ją swoim spojrzeniem. Powoli schowała ręce za plecy i w jej dłoniach pojawiły się lodowe sztylety. Odetchnęła, próbując o nich nie myśleć.
- Jak to? – Czuła, że jego kolejne słowa będą jak bolesne smagnięcia biczem, ale chciała znać całą prawdę. Poza tym, odwracając jego uwagę rozmową, zyskiwała czas na obmyślenie ataku i ucieczki.
- Ty też nie rozumiesz? Udawałem – poufałym gestem przejechał dłonią po jej włosach, zahaczając palcami o kilka kosmyków – Dałaś się nabrać, jak cała reszta. Zawsze czułem, że chcę czegoś więcej, dusiłem się w zamku, otoczony bandą dzieciaków. Kiedy spotkałem Rairi i poznałem plany Gathalaga, wiedziałem, że to moja szansa.
Poruszyła mocniej skrzydłami i cofnęła się nieznacznie, poza zasięg jego ręki. Tym razem pozostał w miejscu, jakby zbyt zamyślony, żeby zauważyć jej ruch.
- To ty przecież miałeś zostać Kruczym Królem! Władcą Elderolu. Nie można już mieć więcej, więc czego ty jeszcze chcesz?
- Tylko jednego. Zostać bogiem i absolutnym władcą świata.
- Jesteś szalony.
- Wygórowane ambicje to nic złego – wzruszył niedbale ramionami.
Ariel z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Zniszczyliście już Zielony Las, a teraz atakujecie miasta. Czym niby chcesz rządzić? Ciemnością i pustką?
- Razem z Rairi i Gathalagiem stworzymy lepszą, doskonalszą rasę, która zapomni o starych bogach i to nam będzie oddawać cześć. Tutaj jednak potrzebna też jest twoja pomoc. Aby nasz plan się powiódł, potrzebujemy mocy żywiołów. Niestety tylko twój ród może zapanować nad kamieniami.
- I tak nie wydobędziecie ich ze mnie, więc nie rozumiem…
Westchnął ciężko, jakby miał już dość tej całej rozmowy, spojrzał w dół, na ciągnący się pod nimi las i znów na nią. Pochylił się i zajrzał jej w twarzy, jakby zamierzał tłumaczyć coś wyjątkowo tępemu dziecku.
- Istnieje sposób, żeby Potomek dobrowolnie oddał kamienie, tylko wtedy ta druga osoba może posiąść ich moc. I dzięki naszej mentalnej więzi, znam ten sposób.
Zacisnęła palce na zimnych sztyletach. Jej żołądek skurczył się gwałtownie, wywołując falę mdłości
- Kłamiesz!
    Rzuciła się na niego i zamachnęła ostrzami, celując w jego pierś. Natrafiła na barierę, która odrzuciła ją do tyłu, aż jej skrzydła zgubiły rytm.
    Och, Ariel, ranisz mnie. Robię wiele złych rzeczy, ale nigdy nie kłamię. Tego nauczyli mnie rodzice.
    Odzyskała równowagę i wyrównała lot, mierząc go wściekłym spojrzeniem. Jej pasemka jarzyły się w dogasającym słońcu, usta wykrzywił zacięty grymas. Powietrze wokół niej pulsowało, w żyłach popłynęła woda zamiast krwi.
    Zabiłeś ich. Podobnie jak moich rodziców. Nie masz prawa nawet o nich wspominać!
    Stali mi na drodze, więc nie miałem wyjścia. To tylko niewielka ofiara. Przekonaj się, jeśli mi nie wierzyć, że mówię prawdę. Rozmawiając w ten sposób, łatwo można wyczuć kłamstwo. Spójrz.
    Ariel mimowolnie dotknęła skroni, gdy nagle wyczuła w głowie jego obecność. Rzeczywiście z jego świadomości przebijała szczerość, gdy atakował ją fragmentami i obrazami z jego wspomnień. Uczucie, gdy niemal mogła dotknąć jego umysłu, który był dla niej niedostępny, zrobiło na niej takie wrażenie, że na moment zapomniała gdzie się znajdują i na dobrą chwilę ją zatkało. Balar w tym czasie skrzyżował ramiona na piersi i od niechcenia okrążył ją powoli, uderzając w nią podmuchami wiatru. Gdy przez przypadek ich skrzydła się zetknęły, przeszył ją gorący dreszcz, przywracając do rzeczywistości. Jej ciało zareagowało szybciej niż myśli. Odwróciła się i chlusnęła na niego strumieniem wody, jednocześnie uderzając w niego niewidzialnymi pięściami powietrza.
    Balar chyba nie spodziewał się tak brutalnego ataku, bo nie zdążył zrobić uniku. Chociaż wciąż otaczała go bariera, nie był w stanie przeciwstawić się tak wściekłemu natarciu żywiołów. Pomiędzy kroplami wody i złotymi drobinkami powietrza widziała tylko plamę czerni otoczoną piórami, która coraz szybciej opadała w stronę drzew. Pewnie nie zginie, ale upadek z tej wysokości nawet dla niego powinien skończyć się źle.
    Kilka piór zamiast opaść, poderwało się w górę i śmignęło w jej stronę, zmieniając się w pulsujące czerwienią kule. Ariel udało się zrobić unik, zanim eksplodowały ogniem, wypełniając powietrze wokół niej gryzącym dymem. Rozległ się huk i uderzyła w nią fala gorąca, aż przekoziołkowała w powietrzu kilka metrów dalej. Zaparło jej dech, włosy na moment zakryły jej twarz i oczy. Próbowała wyhamować i złapać równowagę, nagle jednak coś złapało ją za kostkę i gwałtownie szarpnęło w dół. Krzyk uwiązł jej w gardle, a pęd powietrza zatkał jej uszy tak, że przez chwilę słyszała tylko gwizd. Dopiero, gdy odwróciła się twarzą do ziemi, zorientowała się, że jej skrzydła zniknęły.
    A niżej, z magiczną liną czekał Balar. Widok jej rozczarowanej miny musiał go uradować.
     Naprawdę sądziłaś, że rozbiję się o ziemię i skręcę sobie kark?
   Tak, szczerze mówiąc taką miałam nadzieję.
   Wyciągnął rękę, żeby ją chwycić, ale gdy była tuż nad nim, rozpostarła gwałtownie skrzydła i uderzyła go na odlew pięścią w twarz, z całą siłą rozpędu. Tym razem cios przebił się przez ochronę i dosięgną celu. Jego głowa odskoczyła w bok, a w oczach mignęło zaskoczenie. Runął w dół, ale Ariel krótko cieszyła się zwycięstwem. Zapomniała, że jej nogę wciąż oplatała magiczna liną, którą trzymał w dłoni.
    - Nie… - wyrwało jej się krotko i znów poczuła szarpnięcie, które ściągnęło ją razem z nim.
   Tym razem nie udało jej się wyhamować, gdyż Balar błyskawicznie doszedł do siebie i jeszcze mocniej szarpnął za linę, drugą dłonią pocierając czerwony policzek.
    Tylko na tyle cię stać? Zaszydził, chociaż zaciskał usta w grymasie gniewu.
    Próbowała przeciwstawić się ciągnącej ją w dół sile, ale w końcu bez tchu opadła prosto w jego ramiona. Z ponurym uśmiechem objął ją mocno, jakby zamierzał zmiażdżyć.
    - Wiem, że tak naprawdę nie chcesz mnie zabić – wymruczał przy jej policzku. Odwracała głowę jak tylko mogła, czując, że coraz trudniej jej się oddycha. W końcu zrozumiała, że to nie on tak mocno ją ściska, ale ta lina oplata się wokół jej piersi. Sapnęła, podczas gdy jego głos znów rozległ się blisko jej ucha, wypełniając również jej umysł – Nawet, jeśli straciłaś pamięć, twoje serce pamięta. Ciągle się tylko przechwalasz, ale nie jesteś w stanie mnie zranić.
    - Zamknij się – próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale im bardziej się szamotała, tym lina coraz mocniej zaciskała się na jej piersi.
    Chwycił w palce jej brodę i szarpnął głowę, zmuszając, by spojrzała mu prosto w oczy. Ich twarz dzieliły dosłownie milimetry.
   - Myślisz, że bawi mnie twój upór i niezdecydowanie? – Jego oddech owiewał jej twarz. – Jeśli nie potrafisz mnie zabić, to przyznaj to w końcu i poddaj się. Przez ciebie tracę cierpliwość, a uwierz mi, że nie widziałaś mnie jeszcze naprawdę rozzłoszczonego.
    - Ciekawe – miała ochotę splunąć mu w twarz, ale zamiast tego odchyliła głowę tak daleko, jak mogła – W takim razie jestem ciekawa, kiedy zezłościsz się naprawdę.
    Na koniec uśmiechnęła się i walnęła głową w jego czoło. Rozległ się nieprzyjemny, głuchy trzask, ból zaćmił jej zmysły, a w oczach zatańczyły czarne plamy. Jednak opłacało się, bo Balar chyba poczuł to samo. Jęknął głośno i puścił ją, chwytając się za głowę. Z jego czoła spływała strużka krwi i gdy dotknęła swojego, również wyczuła lepką ciecz, która już zdążyła dotrzeć do nosa. Otarła ją pospiesznie wierzchem dłoni, jednocześnie zerkając w dal, na ruchomą taflę morza.
    Kręciło jej się w głowie, ale nie miała chwili do stracenia. Napierając drobinkami powietrza, uwolniła się z liny i tym razem to ona przylgnęła do Balara, oplatając ich wirem powietrza.
     - Co…
    Tylko tyle zdołał wykrztusić, wciąż skołowany bólem. Z całej siły wbiła palce w jego łopatki i jego skrzydła zniknęły. Potem, rozpędzeni gwałtownym wiatrem, runęli razem w dół.
     Prosto do morza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych