wtorek, 4 kwietnia 2017

Rozdział 10

    Biały pałacyk hrabiego pozostał nietknięty, podobnie jak okoliczne rezydencje i otaczające je ogrody. Ogień nie dotarł jeszcze do dzielnicy szlachty, ale to była tylko kwestia czasu, dlatego nawet tu nie było bezpiecznie. Pożar pochłaniał kolejne domy i sklepy, pustosząc miasto szybciej niż armia. Chłodny wiatr działał na ich niekorzyść, a nikt nie miał czasu powstrzymać rozprzestrzeniającego się żywiołu.
     Mimo, że noc przegoniła słońce jakiś czas temu, nad miastem unosiła się pomarańczowa łuna, a wszystko spowijał duszący dym. Argon, pozostali Noszący Znak Kruka i dwójka elfow zebrała się w bramie przed pałacykiem, aby ustalić, co dalej robić. Lunna otoczyła ich magiczną barierą, aby w czasie narady nikt ich nie zaskoczył. Chociaż na razie byli bezpieczni, Biały Kruk rozglądał się często na boki i nasłuchiwał najlżejszego dźwięku. Mieli niewiele czasu, zanim nephile albo ogień dotrą również tutaj.
    - Król Riva jest w zamku, razem z innymi ludźmi, chociaż to tylko chwilowe schronienie. Próbowałem ściągnąć Yaritha, ale jego klan ściga niedobitków – wyjaśnił Argon. Stworzył nad nimi niewielką kulę światła i pospiesznie przyjrzał się każdemu po kolei, oceniając ich stan. Prawie wszyscy byli brudni i zakrwawieni, ale chyba najbardziej doskwierało im zmęczenie.
    - Nic nam nie jest, kapitanie – Arwel dostrzegł jego taksujące spojrzenie, wyprostował się i wytarł z czoła smugę krwi, drugą dłonią trącając Falena – Nox uzdrowił nas wszystkich.
    - Bez niego byłoby z nami krucho – Oran przeciągnął się, prezentując nie tylko swój brzuch, ale głównie plamy krwi po zagojonych ranach – Widziałem jak ranni wojownicy wstają i walczą dalej.
    Kilka osób uśmiechnęło się do Noxa, który odpowiedział bladym uniesieniem kącika ust. Poza tym wydawał się nieobecny i dziwnie blady w magicznym blasku. Plamy krwi wyraźnie odcinały się na jego białych włosach i właściwie były jedynym świadectwem, że brał udział w bitwie, gdyż chyba jako jedyny nie odniósł dzisiaj żadnych ran.
    Argon klepnął swojego podopiecznego po plecach i spojrzał na niego ze zmarszczonym czołem. Powinien bardziej zainteresować się jego stanem, bo wyraźnie widział, że Nox również jest zmęczony. Chyba tylko on zauważył jego drżące ręce, a w dużych, granatowych oczach smutek, jakby w czasie tej bitwy był świadkiem zbyt wielu śmierci.
    - Dobrze się spisałeś – pochwalił go tylko, gdyż teraz, przy wszystkich nie było czasu dyskutować o stanie jego zdrowia – Nie zapominajmy jednak, że mamy jeszcze dwójkę elfów, które znacznie przysłużyły się w walce.
    Skinął głową na smukłą, wysoką parę i przedstawił wszystkim Raliela, tłumacząc pokrótce, kim jest.
    - Raliel jest doskonale wyszkolonym wojownikiem z Zielonego  Lasu, natomiast księżniczka Lunna poza uzdrawianiem i obronną magią okazało się, że posiada wyjątkową umiejętność.
    Do tej pory specjalnie ją ignorował, ale teraz spojrzał na nią, napotykając jarzące się w półmroku niebieskie oczy elfki. Gdy uśmiechnęła się szeroko, coś drgnęło w jego sercu, jakby muśnięte skrzydłem motyla.
    Lunna przez krótką chwilę patrzyła tylko na niego, zaraz jednak odwróciła wzrok, a w jej głosie pobrzmiewało coś, jak hamowane rozbawienie.
    - Widzieliście moich Ziemnych Strażników, prawda? Są stworzeni z najtwardszych głazów i odporne na wszelkie ataki. Powinni dać sobie radę z tymi martwymi istotami.
    - Nephilami – Reeth wypluł te słowo z odrazą, jednocześnie kręcąc sceptycznie głową. Zgarbił ramiona i westchnął z wyraźnym zmęczeniem – Mam już swoje lata i chyba nie nadaję się do walki z kimś, kto atakuje nawet po odcięciu głowy.
    - Odcięciu głowy? – Powtórzył głucho Falen i zbladł z miną, która świadczyła, że próbował to sobie wyobrazić. Arwel szepnął mu coś na ucho, na co młody wojownik skrzywił z obrzydzeniem.
    - Ilu ich może być?
   - Dobre tysiąc, albo więcej. Widziałem z daleka jak ktoś próbował z jednym walczyć, ale ta kreatura nie ginie nawet po odcięciu rąk i nóg. W dodatku chyba żywią się krwią.
Słowa Kolla sprawiły, że nawet Argon się wzdrygnął.
- Może ich spalmy? – Zasugerował Oran.
    - Chcesz podpalić całe miasto? – Ylon spojrzał na niego, jakby całkiem oszalał - Wystarczy, że oni wszystko palą.
    - No co? – Otyły wojownik roztoczył ramionami na boki – Przecież i tak De’Ilos już płonie. Nic nie stracimy, jeśli sprawdzimy, czy ogień ich powstrzyma
    Jego słowa zawisły nad nimi ciężką ciszą. Nawet Lunna sposępniała, gładząc swój medalion i przysuwając się bliżej przyjaciela, podobnie jak Falen, który zagryzł wargi i zacisnął pieści, wpatrując się gdzieś w ziemię. Nox pozostał nieruchomy i obojętny i tylko Argon wyczuł, jak drgnął lekko. On sam nawet nie chciał brać pod uwagę przegranej.
    - Przede wszystkim musimy myśleć o królu i mieszkańcach. Samo miasto można odbudować, więc skupmy się jak pokonać nephile.
    W następnej chwili zerknął w bok, na ulicę, wychwytując coraz głośniejszy syk płomieni. Wszyscy z niepokojem spoglądali na ogień, który zajął pierwszą w rzędzie dwupiętrową rezydencję. Ktoś jęknął, ich twarze stężały, gdy zdali sobie sprawę, że mają coraz mniej czasu. Przy tym wietrze ogień rozprzestrzeniał się szybciej, niż sądzili.
    - Ralielu, możesz sprawdzić, czy są tam jacyś ludzie? Trzeba ich przenieść do zamku.
    Zanim elf skinął głową i zdążył się ruszyć, Nox ożywił się nagle i uniósł głowę.
    - Ja pójdę.
   - Dasz radę? - Argon przytrzymał go za ramię, posyłając zaniepokojone spojrzenie. – Jesteś zmęczony. Dość już zrobiłeś.
    - Jeśli są tam ranni, my również się przydamy – wtrąciła Lunna, pospiesznie poprawiając włosy i pociągając ku sobie obu wojowników – Zajmiemy się nimi we trójkę i ewakuujemy ludzi z reszty domów.
    - To dobry pomysł. Tylko się spieszcie.
    Elfka spojrzała mu prosto w oczy, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko skinęła głową. W tym momencie nawet w nikłym świetle chyba wszyscy dostrzegli uwielbienie w jej oczach, toteż ulżyło mu, gdy trojka elfów opuściła bezpieczna tarczę i pobiegła do płonącego budynku. Chociaż Nox był tylko w połowie elfem, jeszcze niedawno biegłby przy tamtej dwójce ramię przy ramieniu, równie lekko i płynnie. Teraz pozostał w tyle, jego ruchy były spowolnione i niezgrabne jak u zwykłego człowieka. Raz się nawet potknął.
    - Czy z Noxem wszystko w porządku? – Zapytał półszeptem Reeth.
    - Tak, jest zmęczony jak my wszyscy. Poza tym zużył dzisiaj dużo Mocy – Argon zmusił się do niedbałego tonu i zwrócenia głowy w stronę wojowników, chociaż nie potrafił wyzbyć się niepokoju
    Pokiwali głowami, uznając to za dostateczne wyjaśnienie. Po chwili odsunęli się od bramy, by zrobić przejście dla ewakuowanych ludzi.
    - To jak mamy zamiar pokonać tych nephilów? – Oran powrócił do najważniejszego tematu.
    - Czy da się ich w ogóle zabić? – Zapytał sceptycznie Falen.
    Wszyscy popatrzyli na Argona, który jako Biały Kruk był dla nich najważniejszy zaraz po królu i podejmował decyzje w czasie jego nieobecności. Czasem taka odpowiedzialność była przytłaczająca, szczególnie wtedy, gdy oczekiwano, że zawsze znajdzie jakieś rozwiązanie. Jak mieli ocalić te resztki De’Ilos i sami pokonać armię umarłych?
    Westchnął ciężko i spojrzał na zamek, gdzie w bezpiecznych murach zostawił Rivę. Kiedy się żegnali, król miał ponurą minę, bo sam nie wiedział jak mają wyjść z tej sytuacji. Teraz rozumiał, że to była zaplanowana taktyka. Pierwsza armia zaatakowała od strony portu, a oni zamiast chronić również główną bramę, wszystkie siły rzucili na wroga. Nawet on nie pomyślał, że atak nastąpi również z drugiej strony. Teraz całe miasto stało w ogniu, resztki wojowników wciąż walczyło z niedobitkami, a oni sami, zmęczeni, znajdowali się pomiędzy wrogiem.
    Pilnie potrzebowali wsparcia i to silnego, najlepiej samych bogów.
    - Ja tam proponuję posiekać ich na kawałki – szorstki głos Kolla sprowadził jego myśli z powrotem na ziemię. Rosły wojownik zakręcił swoim mieczem, ciemnym od krwi i mrużył oczy, w których płonęła żądza zabijania.
    - Hmm – Arwel popukał palcem w brodę, drugą dłonią gładząc rękojeść swojej broni – Chyba tym razem przyznam mu rację. Jeśli poćwiartuję te monstra, chyba nie rzucą się na mnie w kawałkach?
    - To by było upiorne – rzucił Falen i wzdrygnął się na samą myśl, zaraz jednak uderzył pięścią o drugą rękę i pokiwał do siebie głową – To by mogło się udać, gdybym kazał im stać w miejscu. O ile w ogóle mają jakieś mózgi.
    Wojownicy ożywili się po tych słowach, widząc w tym jakąś szansę.
    - Moje strzały chyba dałyby radę zmienić ich ciała w proch, jeśli użyję więcej Mocy.
    - To chyba jedyne, co nam pozostaje – podsumował Reeth i zwrócił się do kapitana – Co o tym sądzisz, Argonie? Może Vethoyni też by dali sobie z nimi radę, tym bardziej, że nie łatwo ich zranić, ani zmęczyć.
    Bały Kruk z roztargnieniem pokiwał głową, wpatrując się w ulicę. Nox, Lunna i Raliel wyprowadzili ludzi z domów i teraz wszyscy biegli w stronę muru. Za nimi ogień szybko przenosił się na kolejne budynki, wiatr przywiewał w ich stronę gęsty dym i żar.
     - Zaprowadźcie ich do zamku! – Krzyknął, gdy trójka elfów była już dostatecznie blisko – Każcie reszcie ukryć się w piwnicach.
     - Myślisz, że to ich ocali? – Zapytał poważnie Reeth, którego zmęczoną twarz znaczyły zmarszczki wieku i troski.
     - Jeśli zatrzymamy nephile, to tak – Chciał wierzyć we własne słowa, bo przecież nie mieli innego wyjścia. – Teraz naszym najważniejszym celem jest chronić zamek i króla – zwrócił się do wszystkich - Ani ogień, ani żaden wróg nie mogą się tam przedostać.
Ocaleli mieszkańcy właśnie przekroczyli bramę, oddzielającą ogrody pałacu od miasta. Na końcu ubezpieczały ich elfy, płynąc przez dym, jakby nie był dla nich żadną przeszkodą. Lunna zerknęła na Argona i skinęła głową, dając znać, że wszystkim się zajmie. Za nimi wlókł się Nox, w przeciwieństwie do swoich towarzyszy, zanosił się kaszlem i ciągle przecierał oczy. Gdyby nie widoczne lekko spiczaste uszy i smukła sylwetka, mógłby uchodzić teraz za zwykłego człowieka.
Argon odetchnął, gdy wszyscy znaleźli się w obrębie murów. Sam miał ochotę pobiec do zamku i sprawdzić, co z Riva, ale tutaj był teraz bardziej potrzebny. Wierzył, że Lunna i jej towarzysze dobrze zaopiekują się mieszkańcami.
Uwagę kapitana zwróciła pobladła i zaniepokojona twarz Falena. Wojownik cofnął się, wpadając na Arwela i wskazał coś ręką.
- Patrzcie.
Wszyscy zwrócili się w danym kierunku i patrzyli jak ostatnia rezydencja zajmuje się ogniem, dosłownie kilka kroków od nich. Nie dostrzegli, niebezpieczeństwa, gdyż niewidzialna tarcza broniła ich od dymu i gorąca.
- Bez problemu zabiję każdego, kto się zbliży do zamku, nie wiem jednak jak wy, ale nie umiem walczyć z żywiołem – słowa Arwela zagłuszył syk i huk zapadającego się domu. Odskoczyli przed płomieniami, chroniąc się w cieniu bramy.
- Przydała by nam się woda – sapnął rozpaczliwie Oran.
- W tej chwili znam tylko jedną osobę, która potrafiłaby to powstrzymać.
Ogień pochłonął już niemal cały dom, pozostawiając po sobie sczerniałe zgliszcza. Gorący potwór z trzaskiem i sykiem płomieni, rozpędzany wiatrem był tuż, tuż i tylko magiczna tarcza chroniła ich przed jego gniewnym oddechem.
Argon pomyślał o swojej siostrze, za którą tęsknił bardziej, niż mógłby się przyznać. Ale przecież nie wiedzieli gdzie jest i czy jeszcze żyje. Gdyby nie obowiązki względem króla i Zakonu, szukałby jej po całym Elderolu.
- Wyczuwam ich – odezwał się głucho Falen, który mrużył oczy i spoglądał gdzieś w dal, poprzez dym i ogień – Nephile. Są blisko.
- Przygotujcie się – Argon wyszedł naprzód i chwycił za miecz. Jego krucze znamię jarzyło się na czole białym światłem.
- Ale ogień…
Jakby w odpowiedzi na ich modlitwy, gdzieś z góry lunęła nagle fala wody, która w jednej chwili ugasiła wszystkie płomienie. Rozległ się ogłuszający huk, potem syk i otoczył ich gęsty dym. Na chwilę przestali cokolwiek widzieć, ale zanim zdążyli zorientować się, co się stało, podmuch wiatru oczyścił powietrze i przywrócił widoczność.
- Tam! – Krzyknął Oran i wszyscy spojrzeli w górę.
Najpierw rzuciły im się w oczy białe skrzydła i burza rudych, potarganych włosów, a potem szeroki uśmiech.
Ariel pomachała im ręką.
- Cześć. Wzywaliście pomocy?


***

Ariel sfrunęła z góry prosto w ramiona Białego Kruka, aż zachwiał się od siły zderzenia i natychmiast odwzajemnił jej uścisk.
- Lubię takie wejścia. Normalnie jak bohaterowie powieści – w tym czasie Tara wyłoniła się z dymu. Warkocz wesoło podskakiwał przy każdym jej kroku.
- Chyba zdążyliśmy w ostatniej chwili – dodał idący obok niej Sato, który chwilę wcześniej był jeszcze wilkiem.
Wojownicy opuścili bramę i otoczyli ich, zaskoczeni nagłym pojawieniem się całej trójki.
- No, co? – Tara obrzuciła ich rozbawionym, na wpół ironicznym spojrzeniem i wzięła się pod boki – wyglądacie jakbyście zobaczyli duchy.
- Bo w sumie tak jest – stwierdził Arwel i pokręcił głową – Sądziliśmy, że jesteście gdzieś daleko.
- No, ale już jesteśmy – Tara rozejrzała się po twarzach wojowników i jej czoło przeszyła pojedyncza zmarszczka – Gdzie Nox? Chyba nie…
- Jest w zamku – odparł Arwel, przyglądając jej się z dziwną miną – A co? Stęskniłaś się za nim? Widzę, że nasz przyjaciel ma…
Ariel słuchała ich wymiany zdań jednym uchem, uwięziona w silnych, opiekuńczych objęciach brata. Biały Kruk był jej domem i w końcu do niego wróciła.
- Już myślałam, że cię nie zobaczę – gardło miała ściśnięte ze wzruszenia, a w oczach łzy, ale musiała mówić, poczuć, że znów są razem – Przepraszam. Uderzyłam cię i zostawiłam w takim stanie, ale wiesz, że to jego wina. Przez cały zastanawiałam się, czy nic ci się nie stało. Wiem, że się martwiłeś, ale…
- Ariel – wojownik przerwał jej gorączkowy monolog i odsunął delikatnie. Dwie pary niemal identycznych zielonych oczu spotkały się ze sobą, gdy przyglądali się sobie uważnie, jakby nie widzieli się kilka lat. Ariel wiedziała, że musi wyglądać okropnie w brudnym, pomiętym ubraniu, ale na szczęście w tutaj nie musiała się tym przejmować, bo wojownicy wcale nie wyglądali lepiej. Argon poufałym gestem odsunął jeszcze wilgotne włosy z jej twarzy i zagarnął do tyłu – Martwiłem się, ale widzę, że niepotrzebnie. No i zjawiłaś się w samą porę. Jesteś ranna?
Spoglądał na jej ramię, pokryte zaschniętą krwią, o którym niemal zapomniała.
- Nie, to nic takiego – zapewniła pospiesznie i posłała ukradkowe spojrzenie przyjaciołom, żeby przypadkiem nie zaczęli wszystkiego tłumaczyć. Sato przeszywał ją swoimi bursztynowymi oczami, ale milczał posłusznie, a Tara wzruszyła ramionami i wdała się w rozmowę z Arwelem i Falenem.
Ariel odetchnęła z ulgą. Gdyby dowiedzieli się o tym, że sama się zraniła, musiałaby wyjaśnić, dlaczego. Wyjawić, że była naznaczona zaklęciem Posłuszeństwa, przez które mogła stać się dla nich niebezpieczna. Stanowczo nie chciała o tym mówić, przynajmniej nie teraz. Najpierw musiała zapomnieć o bólu, który zapłaciła za uwolnienie się od niego.
Tymczasem Argon uśmiechnął się do niej lekko, z czułością, o którą nikt by go nie podejrzewał. Dobrze pamiętała tego srogiego, ponurego wojownika, z którym nie potrafiła się dogadać, a potem nagle odkryła coś, co wszystko zmieniło.
Znów uściskała go szybko, po czym otarła wilgotne oczy i spojrzała na resztę mężczyzn.
- Was też miło widzieć – rzuciła pospiesznie, gdyż przez krótką chwilę zapomniała, że nie są sami – Wiedzieliście, że to mój brat?
- To żadna tajemnica – Ylon wzruszył ramionami, Arwel zachichotał cicho, a Reeth uśmiechał się dobrotliwie.
- To ty straciłaś pamięć, nie my – przypomniał chłodno Koll, chociaż chyba nawet wydawał się zadowolony z jej powrotu.
- Oczywiście – skwitowała z kwaśną miną – I żaden z was nie pisnął nawet słowa.
- To było zabawne obserwować wasze kłótnie – Oran bezradnie wzruszył ramionami.
Ariel spiorunowała go wzrokiem, ale zaraz uśmiechnęła się do Argona i wzięła go za rękę. To była duża, silna dłoń wojownika, szorstka, naznaczona wieloletnim trzymaniem miecza i walkami. Dłoń jej brata, który był teraz jej jedyną rodziną.
No prawie.
Napotkała złote tęczówki Sato, który obserwował ją w milczeniu, z łagodnym uśmiechem i bez cienia zazdrości. Skinął jej głową, jakby chciał przekazać, że wie.
Pozostanie jej bratem krwi, cokolwiek się wydarzy i nic ich nie rozłączy.
Wspaniale było mieć ich wszystkich znów przy sobie, ale nie po to pędziła przez pół Elderolu, by stać tak tutaj i rozmawiać. Na to przyjdzie czas później.
- Opowiesz nam, jak uciekłaś Balarowi? – Pytanie Orana sprawiło, że palce Argona mocniej zacisnęły się na jej dłoni.
- Może innym razem – spoważniała raptem i rozejrzała się wokół, z bólem spoglądając na zgliszcza domów. Przypomniała sobie widok miasta, jaki widziała z góry, co całkiem zniszczyło jej dobry humor. – Lepiej powiedźcie, co się właściwie tu stało.
Wszyscy mieli ponure miny, gdy Argon w kilku zdaniach streścił całą sytuację. W tym czasie ich uszu wciąż dobiegały gdzieś z daleka krzyki ludzi i syk płomieni oraz odgłosy wciąż toczącej się bitwy. Wszystkie te dźwięki powodowały na jej skórze gęsią skórkę.
- Myśleliśmy, że zwycięstwo mamy już w kieszeni, kiedy od głównej bramy pojawiły się te obrzydlistwa – dodał na koniec Arwel
- Nephile – Falen skrzywił się na sam dźwięk tego słowa.
- Martwe istoty, które żywią się życiem – pospieszył z wyjaśnieniem Reeth, widząc jej uniesione brwi – Im więcej zabijają i piją krew, tym stają się silniejsze. Ten ogień to ich sprawka. Chyba ich celem jest doszczętne zniszczenie miasta. Nie wiem jak pokonamy te istoty.
Koll poruszył swoim mieczem i prychnął głośno.
- Zakon Kruka nie boi się niczego. Nikt nie będzie kwestionował naszej władzy i Mocy.
- Pod warunkiem, że przeżyjemy – stwierdził posępnie Ylon.
Ariel spoglądała to na jednego to na drugiego i coraz bardziej marszczyła brwi. Brzmieli, jakby już się poddawali, a przecież to byli ci sami wojownicy, którzy do tej pory wydawali jej się niepokonani. Z drugiej strony wyglądali na zmęczonych po ciężkiej bitwie i tak naprawdę nie widziała liczebności wroga, z którym musieli się zmierzyć. Zerknęła na Argona, który jak pozostali wojownicy miał krew na ubraniu, bladą twarz i cienie pod oczami. Zrozumiała, że gdy ona walczyła z Balarem, oni toczyli znacznie ciężką bitwę.
- Te nephile… chyba można je jakoś pokonać? – Zapytała w końcu z nadzieją w glosie.
- Uznaliśmy zgodnie, że najlepiej zrobić z nich miazgę – odpowiedział Falen, a Argon pokiwał głową.
- Tak, tylko w drobnych kawałkach przestaną być zagrożeniem.
- W kawałkach? To się da zrobić – ku ich zaskoczeniu, Ariel rozpromieniła się nagle, gdy uświadomiła sobie, że potrafi ocalić miasto. Walki z Balarem uczyły ją jednego: że z żywiołami może robić co zechce.
- Czekałam na to – Tara z roziskrzonym spojrzeniem, zbliżyła się do niej w podskokach i uwiesiła się jej karku – Masz już jakiś plan, prawda, nasza wybawczyni?
- Tak, musicie tylko…
Ariel urwała nagle i rozejrzała się po otaczających ją mężczyznach. Chłodny wiatr targnął jej włosami i dopiero teraz, w pełni poczuła go każdą drobną kosteczką. Serce dosłownie w niej zamarło, gdy zdała sobie sprawę, że kogoś brakuje. Strach zatkał jej gardło.
Dlaczego wcześniej nie zauważyłam…
- Gdzie jest Riva? – Zapytała nagle, kierując na kapitana duże, przerażone oczy.
- To…
    - Tu jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych