Zebranie ciągnęło się w
nieskończoność, było nudne i jak prawie zawsze wybuchły jakieś
bezsensowne spory. Sereia nie lubiła brać w nich udziału i rzadko
się odzywała, bo zresztą i tak jej zdanie mało kogo obchodziło.
Nawet jako Falen miała w Zakonie mało do powiedzenia, więc gdyby
dowiedzieli się, że jest kobietą, stałaby się dla nich całkiem
niewidzialna. Chociaż nie. Najpierw by ją ukarali i wygnali z kraju
za oszustwo i kłamstwo. Już tyle lat jakoś udawało jej się żyć
w ukryciu i nie wiedziała, dlaczego akurat teraz nie mogła przestać
o tym myśleć. Może też dlatego, że odkąd Arwel wyznał jej
miłość, stał się mniej ostrożny, zupełnie niepomny jej
ostrzeżeń. Szukał okazji, żeby złapać ją za rękę i posyłał
porozumiewawcze spojrzenia. Nawet przy wszystkich, gdy dyskutowali o
ważnych sprawach, jego myśli bezustannie krążyły wokół niej.
Jej życie naprawdę było bardzo ciężkie i
skomplikowane.
Gdy w końcu opuścili salę tronową, oddalili
się od pozostałych i ruszyli schodami na piętro. Arwel od razu
wykorzystał okazję, podbiegł do niej i wsunął w jej dłoń
swoją. Sereia odsunęła się natychmiast, obejrzała na boki i
posłała mu karcące spojrzenie. Już nie bała się jego dotyku, po
prostu wolała być ostrożna.
Arwel z miną zbitego psa założył ręce na
głowę, niby zainteresowany czymś na podłodze, ale co chwila na
nią zerkał.
A
więc to przeze mnie twoje życie jest tak ciężkie? Masz mnie
dosyć?
Po prostu boję się, żeby ktoś nas nie nakrył. Jesteś
najlepszą częścią mojego życia i nie chcę jej stracić. Gdyby
się dowiedzieli…
Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić, ani wyrzuć z zamku. Tu
jest twój dom, przy mnie.
Zaczęła
się do niego uśmiechać, gdy minął ich Koll, rozmawiający ze
strażnikiem. Z naprzeciwka zmierzało w ich stronę dwóch służących
z praniem.
- Chyba pójdę się zdrzemnąć – Arwel
ziewnął demonstracyjnie i podrapał się po głowie – Te narady
są strasznie nudne.
Sereia splotła dłonie za plecami i spojrzała
na niego z ukosa, jakby była zdegustowana jego zachowaniem.
- Kudłaty leń. Ja tam zamierzam od razu iść
na patrol wokół miasta i rozprostować kości. Najpierw muszę
porządnie naostrzyć miecz. – odparła może trochę zbyt głośno,
ale przynajmniej z autentycznym zaangażowaniem. Naprawdę cieszyła
się, że dostali konkretne zadania. Oczywiście to, co się stało w
De’Ilos było ciosem dla całego Elderolu, ale musiała przyznać,
że w czasie bitwy była w swoim żywiole. O ranie już nawet
zapomniała. To właśnie ruch, adrenalina i ciężar miecza
sprawiały, że żyła. Dłuższe przebywanie w zamku dusiło ją i
budziło demony przeszłości.
Służący zbliżyli się z ukłonem, robiąc im
przejście i oddalili się korytarzem.
- Ja mam sprawdzić tereny poza miastem, więc
może wybiorę się później – Arwel obejrzał się dyskretnie za
siebie i puścił do niej oko. Chyba coraz bardziej bawiło go to
udawanie.
- Jak chcesz, więc miłej drzemki.
Dotarli do skrzydła zamku, gdzie mieściły się
pokoje Zakonu i nie patrząc na siebie, weszli do swoich komnat.
Sereia zamknęła za sobą drzwi, oparła się o
nie i odetchnęła, wodząc wzrokiem po znajomych, prostych meblach.
Wnętrze wyglądało jak każde przeznaczone dla Noszących Znak
Kruka, surowe i skromne. Żaden szczegół nie sugerował, że
mieszka tu kobieta. Nawet ubrania w szafie były wyłącznie męskie.
Pogoda nie sprzyjała dzisiaj na patrolowanie
miasta, ale Sereia i tak miała to zrobić. Musieli jak najszybciej
wzmocnić tarczę i zwiększyć straże, wszyscy bracia mieli co
robić i dostali konkretne rozkazy. Sama zgłosiła się do
patrolowania i to od dzisiaj. Mimo, że za oknem niebo pokrywały
ciężkie chmury, z których porządnie lało. W zasadzie lubiła
każdą pogodę, więc było jej wszystko jedno.
Przez chwilę wsłuchiwała się w bębnienie
grubych kropel o okno i zaledwie odeszła od drzwi, otworzyły się i
zamknęły tak szybko, że nie zdążyła się odwrócić. Ktoś
porwał ją w ramiona, uniósł i okręcił ze śmiechem, aż
zachwiali się oboje.
- Arwelu, ty wariacie – rzuciła, krztusząc
się ze śmiechu. – A jeśli ktoś wejdzie?
- Nikogo nie widziałem, a jeśli już wejdzie,
to zawsze możemy powiedzieć, że ćwiczyliśmy bezpośredni atak na
wroga.
Tym razem nie próbowała się wyrywać, gdy
obrócił ją ku sobie, ujął w dłonie jej twarz i pocałował z
pasją, aż zabrakło jej tchu.
- A jeśli… teraz… ktoś wejdzie? –
Wysapała z ustami przy jego ustach, drżącymi od uśmiechu. Wsunęła
dłonie w jego potargane włosy i odsunęła za uszy.
- Cóż – odgarnął z jej czoła złoty
kosmyk, czułym wzrokiem wodząc po jej twarzy. Obejmując ją,
popchnął lekko w głąb komnaty, aż poczuła za plecami chłodne
cegły. – Sadzisz, że uwierzą, jak powiemy, że ćwiczyliśmy
nową taktykę? Na przykład dezorientacja i paraliż wroga poprzez
kontakt fizyczny.
- Nawet ja bym tego nie kupiła.
- Nawet ja bym tego nie kupiła.
Tym razem jego pocałunek był
bardziej czuły i znacznie dłuższy. W tym czasie jedną dłonią
objął ją w talii, zaś druga spoczęła na karku. Nawet najlżejszy
jego dotyk wywoływał u niej falę gorąca, dlatego i tym razem
zadrżała na całym ciele i jęknęła cicho. Chociaż jego ręce
były niezwykle delikatne, musiała zdusić w sobie głęboko
zakorzeniony odruch ucieczki.
Kiedyś inne ręce, wiele rąk
dotykało ją brutalnie wbrew jej woli. Wciąż słyszała własny
krzyk, który nieraz budził ją w nocy. Do dzisiaj nosiła w sobie
to obrzydzenie, upokorzenie i ból.
To
tylko Arwel. Nic mi nie zrobi. Musiała
to sobie powtarzać, żeby go nie odepchnąć, żeby całkiem nie
zwariować. Zamiast tego, zacisnęła kurczowo palce na jego tunice,
aż była bliska zrobienia w niej dziury.
Tak,
to ja. Odpowiedział
najłagodniej jak potrafił, a jego świadomość wewnątrz umysłu
była równie pieszczotliwa, co dotyk dłoni. Wiem,
czego się boisz i nigdy cię nie skrzywdzę. Z czasem moja miłość
zaleczy twoje rany.
Otoczył ją ramionami i Sereia oparła
głowę o jego pierś, wsłuchując się w przyspieszone bicie jego
serca.
- Słyszysz? Biją jednakowym rytmem.
Jak byśmy byli jednym.
- Dopiero teraz to odkryłaś, Sereio?
– Pogłaskał ja po włosach i plecach, pocałował w czoło.
Rzadko wymawiał na głos jej imię i zawsze szeptem. Nie sądziła,
że w jego ustach będzie brzmiało tak, że zapragnęła je
odzyskać. – Tak bywa, gdy połączą się dwa umysły sobie
przeznaczone. Jesteś uzupełnieniem mojej duszy i zupełnie nie
wiem, jak bym teraz żył, gdybym wtedy cię nie znalazł.
- Przepraszam – było jej głupio i
wstyd za swoje zachowanie i bezsensowne lęki. Zwykle była twarda i
nie pokazywała swoich słabości, bo tego nauczył ją trening na
wojownika. Tylko przy Arwelu była sobą, bo przecież nie było
sensu przed nim cokolwiek ukrywać.
- Nie chcę, żebyś się mnie bała,
ale rozumiem i będę cierpliwy. Jeżeli uciekniesz, nie będę zły.
- Nie uciekam.
- Nawet przed tym? – Ujął w palce
jej brodę i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Tak – uśmiechnęła się lekko –
Przed tobą, nigdy.
- To dobrze, bo już zaczynałem się
zastanawiać, czyby nie przywiązać cię do krzesła w moim pokoju,
żebyś nie zniknęła mi z oczu.
Parsknęła i dała mu kuksańca w
brzuch.
- Twoje pomysły czasem mnie
przerażają. A gdyby doszło do kolejnej bitwy?
- Schowałbym cię w szafie i bronił
jej do ostatniego tchu. W każdym razie lepsze to, niż, żebyś
znowu została ranna.
- Wielkie dzięki, że tak ufasz w
moje zdolności – wyszarpnęła się z jego objęć i odsunęła, z
urażoną miną biorąc się pod boki. Luźna tunika i spodnie
maskowały jej kobiecą sylwetkę, którą w sumie tylko Arwel
potrafił dostrzec. Właściwie czasem myślała, że to cud, że
przez tyle lat jej tajemnica nie została odkryta. – Nie zapominaj,
że sama przegoniłam centaury z miasta i nie raz uratowałam ci
życie. Chyba nie chcesz, żebym ci wypominała, jak…
- Dobrze, już rozumiem – przysiadł
na parapecie, uniósł ręce w geście poddania i zrobił komiczną
minę. Cokolwiek by zrobił, czy powiedział, jakoś nie potrafiła
się na niego naprawdę gniewać. – Jesteś wspaniałą
wojowniczką, piękną, mądrą, silną, odważną… Nie
powstrzymasz mnie?
Udała, że się zastanawia, po czym
po jej twarzy rozlał się szelmowski uśmiech.
- Dobrze ci idzie. Możesz
kontynuować.
Czy
dzisiaj wspominałem, jak bardzo cię kocham?
Hmm,
jakieś dziesięć razy przy śniadaniu i drugie tyle przed naradą.
To
może ustalmy, że jutro twoja kolej. Jeszcze nie usłyszałem…
Kocham
cię.
Arwel przyciągnął ją do siebie i
uwięził między kolanami, przed oknem zalanym deszczem. Ujął obie
jej dłonie i ucałował.
- Ciekawe jak to by brzmiało na głos
– mruknął, lekko zachrypniętym głosem.
- Mogę ci zademonstrować –
pochyliła się nad jego uchem – Kocham cię.
Arwel westchnął błogo, odchylił
się i zmierzył ją roziskrzonym spojrzeniem.
- Chciałbym, żebyś kiedyś założyła
dla mnie sukienkę. Niebieska idealnie pasowałaby do twoich oczu.
- Przecież wiesz, że żadnej nie
mam.
- Zawsze możesz pożyczyć od Ariel –
błysnął zębami – Na pewno ci nie odmówi.
- Tak, pójdę do niej i poproszę o
sukienkę, bo mój towarzysz broni ma taki kaprys, żebym się w nią
ubrał.
Oboje parsknęli śmiechem i Arwel
niemal udławił się własną śliną, najwidoczniej mając przed
oczami całą scenę.
- Może jednak nie – stwierdził, bawiąc się
jej dłońmi – Chyba bałbym się, co by o nas pomyślała.
Sereia spoważniała nagle i z namysłem
popatrzyła na okno. Jej westchnienie zagłuszyło jednostajne
bębnienie kropel o szybę. To stwierdzenie przypomniało, jak jej
życie w zamku było kruche i niepewne.
- Myślisz, że Nox nikomu nie powie? –
Zapytała nagle, zmieniając temat. Nie mogła nic na to poradzić,
że wciąż się czymś martwiła.
- Jestem tego pewny i nim bym się nie
martwił – zapewnił i przytulił ją mocniej – Wychował go
Biały Kruk, więc mu ufam.
- Chyba tak – oparła policzek o
jego głowę, delektując się jego bliskością, nie tylko w umyśle
– Myślisz, że wygramy?
- Co?
- Tą wojnę. Niezwyciężonego i jego
armię.
- Martwisz się tym?
- A ty nie?
Arwel ujął jej twarz w obie dłonie
i pogładził kciukami. W czekoladowych oczach widziała pewność i
zdecydowanie.
- Jesteśmy wojownikami, Falenie,
pamiętasz? Nie obchodzi mnie, co będzie jutro czy pojutrze, cieszę
się, że mogę być tu z tobą. A jeśli mamy zginać, to chroniąc
siebie nawzajem, jak zawsze. Ramię w ramię do samego końca.
Sereia przełknęła ślinę i skinęła
głową. Po raz kolejny przypomniała sobie tamten dzień, gdy nadał
jej Imię, łącząc tym samym ich umysły i serca, nadając sens jej
życiu, gdy pragnęła tylko umrzeć. Bardzo długo była mu po
prostu wdzięczna, ale z czasem…
Ogarnęło ją intensywne ciepło,
które rozlało się po niej aż po koniuszki palców, jakby w
komnacie zaświeciło słońce, a oni stali tuż obok, nie bojąc się
zginąć w jego żarze.
Chciała coś powiedzieć, gdy jej
wzrok powędrował za okno. Na zewnątrz nagle przestało padać i
dosłownie w jednej chwili w jej oczach odbił się czysty błękit
nieba.
- Słońce wyszło – roześmiała
się, bo było tak, jakby bogowie usłyszeli jej myśli i dostosowali
pogodę do jej nastroju.
Arwel odwrócił głowę w momencie,
gdy ciepły blask wślizgnął się do środka, prosto na nich.
- Faktycznie. Czuję, że to sprawka
naszej drogiej Ariel.
- To mam pożyczać od niej tą
sukienkę?
- Mam lepszy pomysł – spojrzał na
nią spod zmrużonych powiek z tajemniczą miną – Może w ramach
patrolu odwiedzimy moich rodziców? Mieszkają teraz w południowej
części miasta. Nie widziałaś jeszcze ich nowego domu – widząc
jej niepewną minę, zrobił maślane oczy i zamrugał powiekami –
Bliźniaki o ciebie pytały, bo tak długo cię nie było. Poza tym
chcą ci podziękować za uratowanie życia.
-
Już dziękowali. Mamy obowiązki…
- …które nie uciekną.
Sereia naprawdę lubiła jego rodzinę
i chciała ich traktować jakby była ich częścią. Jednak w
rodzinie nie powinno być żadnych kłamstw ani tajemnic, a ona
przecież ich oszukiwała. Jak zresztą wszystkich.
- Nie wiem, dlaczego, ale źle się
czuję, że ich również muszę okłamywać – wyznała z
westchnieniem, wyślizgnęła się z jego objęć i ze zmarszczonym
czołem opadła na brzeg łóżka. – To twoja rodzina, więc
oszukiwanie ich przychodzi mi trudniej niż zawsze.
- Więc ich nie okłamuj. Nie musisz.
-
Co? – Z zaskoczeniem uniosła na niego oczy – Co chcesz…
- Sądzisz, że moja mama jest tak
ślepa, jak nasi bracia z Zakonu? – Prychnął ironicznie, po czym
z szerokim uśmiechem doskoczył do niej i klęknął przed łóżkiem,
tak, że ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Potargane
włosy znów w nieładzie upadły mu na twarz, nie mogła się
powstrzymać i odgarnęła je za ucho – Od początku domyśliła
się prawdy, ale była dyskretna.
- Naprawdę?
- To bardzo mądra kobieta –
przytaknął z zapałem – Chciałbym uprzedzić wszystkie jej
pytania i po prostu przedstawić cię jako moją przyszłą żonę.
Sereia wyprostowała się gwałtownie
i zamarła, gapiąc się na niego z otwartymi ustami.
- Żona? – Powtórzyła tylko
głucho.
- Nie udawaj zaskoczonej, Sereio, bo
nie za bardzo ci to wychodzi – zakpił łagodnym tonem – Przecież
dobrze znasz moje myśli i wiesz, że to słowo dawno krążyło mi
po głowie.
Potrzebowała chwili, żeby odzyskać
głos. Co innego myśleć, a co innego mówić o tym głośno.
-
Myślałam, że to tylko tak. Nie sądziłam, że ty na poważnie…
- Jestem bardzo poważny – wtrącił,
patrząc jej prosto w oczy – Bardzo, bardzo poważny.
- Ale… przecież wciąż jestem
Falenem i należę do Zakonu. To niemożliwe.
- Więc nie teraz, ale kiedyś. W
przyszłości. Musisz się zgodzić.
Mówiąc coraz ciszej, pochylił się
ku niej, opierając dłonie po obu jej bokach na materacu i zamknął
jej usta pocałunkiem, zanim zdążyła odpowiedzieć. Jego wargi
były miękkie i gorące, przyprawiające o zawrót głowy. Dwie
świadomości wirowały wokół siebie, stapiając się w jedno.
Serca biły szaleńczo, tym samym rytmem. Jej wszelkie opory i silna
wola stopniały całkowicie.
Zostaniesz
moją żoną, Sereio?
Wolę
sobie nawet nie wyobrażać, co byś zrobił, gdybym ośmieliła się
odmówić. Mam nadzieję, że to „kiedyś” nastąpi szybciej, bo
jeszcze się rozmyślę.
Nie
pozwolę na to.
Wyczuła, że jego usta rozciągają
się w uśmiechu i chwilę później odsunął się z wyrazem
absolutnego szczęścia.
Nagle otworzyły się drzwi i Arwel
zerwał się na nogi, po czym zachwiał, wpadając na stolik. Sereia
stłumiła rozbawienie i starając się wyglądać naturalnie,
odwróciła się na łóżku. W progu stał zasapany i czerwony na
twarzy Oran. Obrzucił ich szybkim spojrzeniem, ale na szczęście
wyglądał na zbyt czymś zaaferowanego, by zauważyć ich
zmieszanie.
- Tu też jej nie ma? – Z
zawiedzioną miną otarł pot z czoła.
- Kogo? – Sereia wymieniła z
Arwelem szybkie spojrzenie, mówiące, że chyba nici z ich wspólnych
planów.
- Ariel – wydyszał wojownik,
rozglądając się jeszcze po komnacie, jakby miał nadzieje, że
może schowała się gdzieś w kącie – Wygląda na to, że
zniknęła.
- Znowu?!
***
Argon był naprawdę wściekły. Po
naradzie chciał porozmawiać z Ariel o Sato, bo przecież jej to
obiecał, ale… Znowu zniknęła. Po tym, jak znalazł w ogrodzie
Rivę i Tarę, dowiedział się, że miała spotkać się z Lunną w
bibliotece. Tyle, że wiedział gdzie jest elfka i z pewnością nie
było jej w zamku.
- Więc nas oszukała? – Tara była
autentycznie zdumiona, musiała niemal biec, żeby nadążyć za
szybkim krokiem Argona.
- Czułem, że zachowuje się jakoś
dziwnie – Riva został w tyle, chociaż nagły niepokój przywrócił
jego twarzy kolory – Musiała mieć jakiś ważny powód, może coś
się stało i nie chciała nas martwić.
- To cała ona – Tara przewróciła
oczami – Może po prostu zaszyła się gdzieś z książką.
- Sprawdzę bibliotekę – zaoferował
Riva, ale gdy zbliżyli się do głównych schodów, potknął się
już na pierwszym stopniu.
Argon natychmiast podtrzymał go za
ramię, a Tara zrobiła to z drugiej strony.
- Ja jej poszukam, a ty idź odpocząć.
Tara, możesz sprowadzić Noxa?
- Przecież nic mi nie jest –
zaprotestował, próbując się odsunąć.
- To rozkaz. – Argon posłał
przyjacielowi ostrzegawcze, ostre spojrzenie.
Riva zacisnął usta niczym nadąsane
dziecko.
- Kto tu jest królem?
- Kiedy mówię, że masz odpoczywać,
to lepiej się nie sprzeciwiaj, jeśli nie chcesz bardziej mnie
zdenerwować – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Riva popatrzył na niego przeciągle.
- Jakbym słyszał twoją siostrę.
- Możesz zaprowadzić króla do jego
komnaty? – kapitan zignorował tą uwagę, zwracając się do Tary.
- Już się robi, Biały Kruku.
- A ty, – zatrzymał się i zacisnął
dłoń na ramieniu przyjaciela – zrób wszystko, żebym nie musiał
się martwić również o ciebie. I nie przejmuj się, znajdę Ariel.
Odprowadził ich do holu, a potem
pognał do biblioteki. W dużej sali, pełnej ksiąg i regałów
oczywiście jej nie było. Zajrzał nawet do zatęchłego, ciemnego
pokoju, który należał do Balara, a który przywoływał tylko
bolesne, niechciane spojrzenia.
Cholera,
nawet na moment nie można jej spuścić z oka. Jeśli wpadła na
jakiś głupi pomysł…
Na samą myśl, że skorzystała z
okazji i postanowiła sama polecieć szukać tej całej Savary, czy
Sato, zalewała go krew. Obiecał sobie jednak, że nie zrobi jej
awantury, aby tylko się znalazła.
Zwołał Noszących Znak Kruka, aby
szukali jej na terenie zamku, a sam poleciał do garnizonu, gdzie
rekrutowano i szkolono zgłaszających się mężczyzn. Szybko
odnalazł Lunnę, która ćwiczyła samotnie na placu z mieczem,
stanowczo dla niej za dużym i niedopasowanym do jej drobnej
sylwetki.
- Była tu może Ariel? – Zapytał
od razu, lądując bezgłośnie za jej plecami.
Lunna akurat robiła mieczem zapach z
obrotu. Okręciła się z gracją, ostrze błysnęło w słońcu i
zatrzymało się milimetr od jego szyi, ale nawet nie drgnął.
Księżyc na jej szyi lśnił delikatnie odbitym światłem.
- Argon - uśmiechnęła się na jego
widok i przechyliła lekko głowę. Mimo wysiłku nie była nawet
zasapana i tylko kilka kosmyków wysunęło się z grubego warkocza –
Słyszałam cię, ale chciałam cię zaskoczyć.
- Mnie? Wiele ci do tego brakuje –
Kącik jego ust drgnął nieznacznie, gdy jednym palcem odsunął od
siebie klingę, po czym spoważniał – To co? Widziałaś Ariel?
- Rano, jak wstała… - zaczęła,
ale widząc jego pochmurną minę, pokręciła szybko głową – Od
tamtego czasu, nie.
Argon zacisnął szczęki, chociaż
nie spodziewał się niczego innego. Przecież, gdyby chciała sobie
potrenować, czy iść na spacer, z pewnością nie wymknęłaby się
bez jednego słowa.
Z każdą chwilą narastało w nim
coraz gorsze przeczucie.
Odwrócił się bez słowa i rozłożył
skrzydła, gdy poczuł na plecach delikatny dotyk smukłej dłoni,
wystarczająco silnej, żeby trzymać ciężki miecz.
- Potrenujesz ze mną? Chyba
zasłużyłam na chwilę uwagi Białego Kruka? – Zapytała ze
ściskającą serce nadzieją.
Zerknął przez ramię, napotykając
błękit jej oczu.
- Później. Obiecuję – skinął
jej głową i wzleciał w niebo.
Zajrzał jeszcze do rezydencji
Yaritha, ale właściwie nie widział nawet sensu, dla którego
mogłaby tam być. Potem wrócił prosto do zamku, gdzie w holu
natknął się na Ylona, Orana i Reetha, którzy właśnie nadbiegli
z różnych korytarzy.
- Koll przeszukuje najwyższe piętra
– poinformował Reeth, łapiąc oddech.
- A co z Lunną? – Zapytał Ylon.
- Nie widziała jej – kapitan z
westchnieniem rozejrzał się po holu, gdy na szerokich schodach
pojawili się Arwel z Falenem. Brązowowłosy wojownik pomachał do
nich i przyspieszył kroku.
- I co, nie ma jej?
- Jakby zapadła się pod ziemię –
Oran bezradnie pokręcił głową.
- Szukaliście wszędzie?
- Może poszła do zbrojowni –
Zasugerował Arwel – Wiecie, zamiast obrazów, pooglądać sobie
nasz arsenał.
- Może jest gdzieś w komnatach króla
– Falen wsadził ręce do kieszeni spodni i wzruszył ramionami,
ledwo zerkając na przyjaciela – Tam nie zaglądaliśmy.
To było mało prawdopodobne, ale
Argon skinął głową.
- Sprawdzę to, a wy wracajcie do
swoich zajęć.
Szybkim krokiem udał się w górę po
schodach i ciągiem korytarzy dotarł do części przeznaczonej dla
króla. Skoro jednak wcześniej byli razem, po co miałaby tu
przychodzić?
Zbliżał się właśnie do drzwi
prowadzących do sypialni Rivy, gdy wyszli z niej Nox z Tarą. Półelf
wyglądał na zmęczonego i wyraźnie zirytowanego, podczas gdy
dziewczyna tłumaczyła coś przyciszonym głosem, drepcząc za nim
niczym cień i wpatrując się w niego uważnie, jakby bała się, że
lada chwila upadnie. Zatrzymali się na widok kapitana, a Nox oparł
się o ścianę, lekko przygarbiony. Przez okna wlewało się do
środka ciepłe słońce, odgarniając cienie i chłód bijący od
murów.
- Jak się czuje król? – Zapytał,
podchodząc do nich pospiesznie.
- Dużo lepiej – odparła Tara,
ciągle zerkając na półelfa ze zmarszczonym czołem – Nox czyni
prawdziwe cuda.
Kapitan uścisnął ramię swojego
podopiecznego.
-
Dziękuję, że zajmujesz się Rivą, Wiem, że ostatnio coraz
częściej potrzebuje twojej pomocy – To
nie potrwa już długo,
nie powiedział jednak tego głośno, bo chyba te słowa nie
przeszłyby mu przez gardło.
Nox wzruszył ramionami, a gdy spuścił
głowę, białe włosy rozsypały się po jego policzkach.
- Robię, co mogę.
- Co my byśmy bez ciebie zrobili? –
Tara uwiesiła się jego szyi, ale odepchnął ją szybko z wyraźną
niechęcią.
Obserwując ich, Argon uśmiechnął
się pod nosem. Widocznie wszystkie elfy miały w sobie magnetyczny
dar przyciągania, szczególnie śmiertelnych. Nawet te z mieszaną
krwią.
- Powinieneś też odpocząć –
zasugerował, z troską przyglądając się jego bladej,
wymizerowanej twarzy. Nie miał nawet serca, żeby teraz rozmawiać z
nim o tajemniczym mordercy, choć powinni w końcu na poważnie zająć
się tą kwestią.
Nox zerknął na niego szybko z czymś
na kształt uśmiechu.
- Mieliśmy razem udać się do
De’Ilos.
- Wezmę ze sobą Reetha i Ylona. Ty
już dość zrobiłeś – minął ich i podszedł do drzwi, ale
jeszcze się odwrócił – Aha, widziałeś może Ariel?
Nox zamrugał i popatrzył na kapitana
lekko zamglonymi oczami.
-
A…
- Ariel – wpadła mu w słowo Tara,
jakby tłumaczyła coś dziecku – Wiesz, Potomek Liry, ta ruda,
która zawsze…
- Wiem, kto to jest – warknął
półelf i posłał jej chłodne spojrzenie – I tak, widziałem ją.
- Gdzie? Kiedy? – Zapytali
jednocześnie.
Nox popatrzył na nich kolejno, z
nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- W sumie nie tak dawno. Minęliśmy
się w korytarzu – bladą dłonią odgarnął z twarzy włosy,
namyślając się chwilę z wysiłkiem – Gdzieś się spieszyła i
prosiła, żebym udawał, że jej nie widziałem.
- Wiesz, dokąd szła? – Argon nie
wiedział czy się cieszyć, czy jeszcze bardziej zdenerwować.
Jednak wszystkie zmysły mówiły mu, że z pewnością zrobiła coś,
czego nie powinna robić.
- Nie wiem, ale była bardzo
zdenerwowana. Widziałem jak wchodzi do pustej sali, a gdy zajrzałem
do środka, okno było otwarte, a jej już nie było.
- Mogę się założyć, że poleciała
ratować Sato.
- Wiedziałem – mruknął do
siebie i w jednej chwili zniknął w rozbłysku światła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz