wtorek, 25 kwietnia 2017

Rozdział 16

Zebranie ciągnęło się w nieskończoność, było nudne i jak prawie zawsze wybuchły jakieś bezsensowne spory. Sereia nie lubiła brać w nich udziału i rzadko się odzywała, bo zresztą i tak jej zdanie mało kogo obchodziło. Nawet jako Falen miała w Zakonie mało do powiedzenia, więc gdyby dowiedzieli się, że jest kobietą, stałaby się dla nich całkiem niewidzialna. Chociaż nie. Najpierw by ją ukarali i wygnali z kraju za oszustwo i kłamstwo. Już tyle lat jakoś udawało jej się żyć w ukryciu i nie wiedziała, dlaczego akurat teraz nie mogła przestać o tym myśleć. Może też dlatego, że odkąd Arwel wyznał jej miłość, stał się mniej ostrożny, zupełnie niepomny jej ostrzeżeń. Szukał okazji, żeby złapać ją za rękę i posyłał porozumiewawcze spojrzenia. Nawet przy wszystkich, gdy dyskutowali o ważnych sprawach, jego myśli bezustannie krążyły wokół niej.
     Jej życie naprawdę było bardzo ciężkie i skomplikowane.
    Gdy w końcu opuścili salę tronową, oddalili się od pozostałych i ruszyli schodami na piętro. Arwel od razu wykorzystał okazję, podbiegł do niej i wsunął w jej dłoń swoją. Sereia odsunęła się natychmiast, obejrzała na boki i posłała mu karcące spojrzenie. Już nie bała się jego dotyku, po prostu wolała być ostrożna.
   Arwel z miną zbitego psa założył ręce na głowę, niby zainteresowany czymś na podłodze, ale co chwila na nią zerkał.
     A więc to przeze mnie twoje życie jest tak ciężkie? Masz mnie dosyć?
    Po prostu boję się, żeby ktoś nas nie nakrył. Jesteś najlepszą częścią mojego życia i nie chcę jej stracić. Gdyby się dowiedzieli…
Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić, ani wyrzuć z zamku. Tu jest twój dom, przy mnie.
   Zaczęła się do niego uśmiechać, gdy minął ich Koll, rozmawiający ze strażnikiem. Z naprzeciwka zmierzało w ich stronę dwóch służących z praniem.
    - Chyba pójdę się zdrzemnąć – Arwel ziewnął demonstracyjnie i podrapał się po głowie – Te narady są strasznie nudne.
Sereia splotła dłonie za plecami i spojrzała na niego z ukosa, jakby była zdegustowana jego zachowaniem.
    - Kudłaty leń. Ja tam zamierzam od razu iść na patrol wokół miasta i rozprostować kości. Najpierw muszę porządnie naostrzyć miecz. – odparła może trochę zbyt głośno, ale przynajmniej z autentycznym zaangażowaniem. Naprawdę cieszyła się, że dostali konkretne zadania. Oczywiście to, co się stało w De’Ilos było ciosem dla całego Elderolu, ale musiała przyznać, że w czasie bitwy była w swoim żywiole. O ranie już nawet zapomniała. To właśnie ruch, adrenalina i ciężar miecza sprawiały, że żyła. Dłuższe przebywanie w zamku dusiło ją i budziło demony przeszłości.
    Służący zbliżyli się z ukłonem, robiąc im przejście i oddalili się korytarzem.
    - Ja mam sprawdzić tereny poza miastem, więc może wybiorę się później – Arwel obejrzał się dyskretnie za siebie i puścił do niej oko. Chyba coraz bardziej bawiło go to udawanie.
    - Jak chcesz, więc miłej drzemki.
    Dotarli do skrzydła zamku, gdzie mieściły się pokoje Zakonu i nie patrząc na siebie, weszli do swoich komnat.
    Sereia zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie i odetchnęła, wodząc wzrokiem po znajomych, prostych meblach. Wnętrze wyglądało jak każde przeznaczone dla Noszących Znak Kruka, surowe i skromne. Żaden szczegół nie sugerował, że mieszka tu kobieta. Nawet ubrania w szafie były wyłącznie męskie.
    Pogoda nie sprzyjała dzisiaj na patrolowanie miasta, ale Sereia i tak miała to zrobić. Musieli jak najszybciej wzmocnić tarczę i zwiększyć straże, wszyscy bracia mieli co robić i dostali konkretne rozkazy. Sama zgłosiła się do patrolowania i to od dzisiaj. Mimo, że za oknem niebo pokrywały ciężkie chmury, z których porządnie lało. W zasadzie lubiła każdą pogodę, więc było jej wszystko jedno.
    Przez chwilę wsłuchiwała się w bębnienie grubych kropel o okno i zaledwie odeszła od drzwi, otworzyły się i zamknęły tak szybko, że nie zdążyła się odwrócić. Ktoś porwał ją w ramiona, uniósł i okręcił ze śmiechem, aż zachwiali się oboje.
    - Arwelu, ty wariacie – rzuciła, krztusząc się ze śmiechu. – A jeśli ktoś wejdzie?
    - Nikogo nie widziałem, a jeśli już wejdzie, to zawsze możemy powiedzieć, że ćwiczyliśmy bezpośredni atak na wroga.
    Tym razem nie próbowała się wyrywać, gdy obrócił ją ku sobie, ujął w dłonie jej twarz i pocałował z pasją, aż zabrakło jej tchu.
    - A jeśli… teraz… ktoś wejdzie? – Wysapała z ustami przy jego ustach, drżącymi od uśmiechu. Wsunęła dłonie w jego potargane włosy i odsunęła za uszy.
    - Cóż – odgarnął z jej czoła złoty kosmyk, czułym wzrokiem wodząc po jej twarzy. Obejmując ją, popchnął lekko w głąb komnaty, aż poczuła za plecami chłodne cegły. – Sadzisz, że uwierzą, jak powiemy, że ćwiczyliśmy nową taktykę? Na przykład dezorientacja i paraliż wroga poprzez kontakt fizyczny. 
     - Nawet ja bym tego nie kupiła.
Tym razem jego pocałunek był bardziej czuły i znacznie dłuższy. W tym czasie jedną dłonią objął ją w talii, zaś druga spoczęła na karku. Nawet najlżejszy jego dotyk wywoływał u niej falę gorąca, dlatego i tym razem zadrżała na całym ciele i jęknęła cicho. Chociaż jego ręce były niezwykle delikatne, musiała zdusić w sobie głęboko zakorzeniony odruch ucieczki.
Kiedyś inne ręce, wiele rąk dotykało ją brutalnie wbrew jej woli. Wciąż słyszała własny krzyk, który nieraz budził ją w nocy. Do dzisiaj nosiła w sobie to obrzydzenie, upokorzenie i ból.
To tylko Arwel. Nic mi nie zrobi. Musiała to sobie powtarzać, żeby go nie odepchnąć, żeby całkiem nie zwariować. Zamiast tego, zacisnęła kurczowo palce na jego tunice, aż była bliska zrobienia w niej dziury.
Tak, to ja. Odpowiedział najłagodniej jak potrafił, a jego świadomość wewnątrz umysłu była równie pieszczotliwa, co dotyk dłoni. Wiem, czego się boisz i nigdy cię nie skrzywdzę. Z czasem moja miłość zaleczy twoje rany.
Otoczył ją ramionami i Sereia oparła głowę o jego pierś, wsłuchując się w przyspieszone bicie jego serca.
- Słyszysz? Biją jednakowym rytmem. Jak byśmy byli jednym.
- Dopiero teraz to odkryłaś, Sereio? – Pogłaskał ja po włosach i plecach, pocałował w czoło. Rzadko wymawiał na głos jej imię i zawsze szeptem. Nie sądziła, że w jego ustach będzie brzmiało tak, że zapragnęła je odzyskać. – Tak bywa, gdy połączą się dwa umysły sobie przeznaczone. Jesteś uzupełnieniem mojej duszy i zupełnie nie wiem, jak bym teraz żył, gdybym wtedy cię nie znalazł.
- Przepraszam – było jej głupio i wstyd za swoje zachowanie i bezsensowne lęki. Zwykle była twarda i nie pokazywała swoich słabości, bo tego nauczył ją trening na wojownika. Tylko przy Arwelu była sobą, bo przecież nie było sensu przed nim cokolwiek ukrywać.
- Nie chcę, żebyś się mnie bała, ale rozumiem i będę cierpliwy. Jeżeli uciekniesz, nie będę zły.
- Nie uciekam.
- Nawet przed tym? – Ujął w palce jej brodę i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Tak – uśmiechnęła się lekko – Przed tobą, nigdy.
- To dobrze, bo już zaczynałem się zastanawiać, czyby nie przywiązać cię do krzesła w moim pokoju, żebyś nie zniknęła mi z oczu.
Parsknęła i dała mu kuksańca w brzuch.
- Twoje pomysły czasem mnie przerażają. A gdyby doszło do kolejnej bitwy?
- Schowałbym cię w szafie i bronił jej do ostatniego tchu. W każdym razie lepsze to, niż, żebyś znowu została ranna.
- Wielkie dzięki, że tak ufasz w moje zdolności – wyszarpnęła się z jego objęć i odsunęła, z urażoną miną biorąc się pod boki. Luźna tunika i spodnie maskowały jej kobiecą sylwetkę, którą w sumie tylko Arwel potrafił dostrzec. Właściwie czasem myślała, że to cud, że przez tyle lat jej tajemnica nie została odkryta. – Nie zapominaj, że sama przegoniłam centaury z miasta i nie raz uratowałam ci życie. Chyba nie chcesz, żebym ci wypominała, jak…
- Dobrze, już rozumiem – przysiadł na parapecie, uniósł ręce w geście poddania i zrobił komiczną minę. Cokolwiek by zrobił, czy powiedział, jakoś nie potrafiła się na niego naprawdę gniewać. – Jesteś wspaniałą wojowniczką, piękną, mądrą, silną, odważną… Nie powstrzymasz mnie?
Udała, że się zastanawia, po czym po jej twarzy rozlał się szelmowski uśmiech.
- Dobrze ci idzie. Możesz kontynuować.
Czy dzisiaj wspominałem, jak bardzo cię kocham?
Hmm, jakieś dziesięć razy przy śniadaniu i drugie tyle przed naradą.
To może ustalmy, że jutro twoja kolej. Jeszcze nie usłyszałem…
Kocham cię.
Arwel przyciągnął ją do siebie i uwięził między kolanami, przed oknem zalanym deszczem. Ujął obie jej dłonie i ucałował.
- Ciekawe jak to by brzmiało na głos – mruknął, lekko zachrypniętym głosem.
- Mogę ci zademonstrować – pochyliła się nad jego uchem – Kocham cię.
Arwel westchnął błogo, odchylił się i zmierzył ją roziskrzonym spojrzeniem.
- Chciałbym, żebyś kiedyś założyła dla mnie sukienkę. Niebieska idealnie pasowałaby do twoich oczu.
- Przecież wiesz, że żadnej nie mam.
- Zawsze możesz pożyczyć od Ariel – błysnął zębami – Na pewno ci nie odmówi.
- Tak, pójdę do niej i poproszę o sukienkę, bo mój towarzysz broni ma taki kaprys, żebym się w nią ubrał.
Oboje parsknęli śmiechem i Arwel niemal udławił się własną śliną, najwidoczniej mając przed oczami całą scenę.
   - Może jednak nie – stwierdził, bawiąc się jej dłońmi – Chyba bałbym się, co by o nas pomyślała.
   Sereia spoważniała nagle i z namysłem popatrzyła na okno. Jej westchnienie zagłuszyło jednostajne bębnienie kropel o szybę. To stwierdzenie przypomniało, jak jej życie w zamku było kruche i niepewne.
   - Myślisz, że Nox nikomu nie powie? – Zapytała nagle, zmieniając temat. Nie mogła nic na to poradzić, że wciąż się czymś martwiła.
- Jestem tego pewny i nim bym się nie martwił – zapewnił i przytulił ją mocniej – Wychował go Biały Kruk, więc mu ufam.
- Chyba tak – oparła policzek o jego głowę, delektując się jego bliskością, nie tylko w umyśle – Myślisz, że wygramy?
- Co?
- Tą wojnę. Niezwyciężonego i jego armię.
- Martwisz się tym?
- A ty nie?
Arwel ujął jej twarz w obie dłonie i pogładził kciukami. W czekoladowych oczach widziała pewność i zdecydowanie.
- Jesteśmy wojownikami, Falenie, pamiętasz? Nie obchodzi mnie, co będzie jutro czy pojutrze, cieszę się, że mogę być tu z tobą. A jeśli mamy zginać, to chroniąc siebie nawzajem, jak zawsze. Ramię w ramię do samego końca.
Sereia przełknęła ślinę i skinęła głową. Po raz kolejny przypomniała sobie tamten dzień, gdy nadał jej Imię, łącząc tym samym ich umysły i serca, nadając sens jej życiu, gdy pragnęła tylko umrzeć. Bardzo długo była mu po prostu wdzięczna, ale z czasem…
Ogarnęło ją intensywne ciepło, które rozlało się po niej aż po koniuszki palców, jakby w komnacie zaświeciło słońce, a oni stali tuż obok, nie bojąc się zginąć w jego żarze.
Chciała coś powiedzieć, gdy jej wzrok powędrował za okno. Na zewnątrz nagle przestało padać i dosłownie w jednej chwili w jej oczach odbił się czysty błękit nieba.
- Słońce wyszło – roześmiała się, bo było tak, jakby bogowie usłyszeli jej myśli i dostosowali pogodę do jej nastroju.
Arwel odwrócił głowę w momencie, gdy ciepły blask wślizgnął się do środka, prosto na nich.
- Faktycznie. Czuję, że to sprawka naszej drogiej Ariel.
- To mam pożyczać od niej tą sukienkę?
- Mam lepszy pomysł – spojrzał na nią spod zmrużonych powiek z tajemniczą miną – Może w ramach patrolu odwiedzimy moich rodziców? Mieszkają teraz w południowej części miasta. Nie widziałaś jeszcze ich nowego domu – widząc jej niepewną minę, zrobił maślane oczy i zamrugał powiekami – Bliźniaki o ciebie pytały, bo tak długo cię nie było. Poza tym chcą ci podziękować za uratowanie życia.
- Już dziękowali. Mamy obowiązki…
- …które nie uciekną.
Sereia naprawdę lubiła jego rodzinę i chciała ich traktować jakby była ich częścią. Jednak w rodzinie nie powinno być żadnych kłamstw ani tajemnic, a ona przecież ich oszukiwała. Jak zresztą wszystkich.
- Nie wiem, dlaczego, ale źle się czuję, że ich również muszę okłamywać – wyznała z westchnieniem, wyślizgnęła się z jego objęć i ze zmarszczonym czołem opadła na brzeg łóżka. – To twoja rodzina, więc oszukiwanie ich przychodzi mi trudniej niż zawsze.
- Więc ich nie okłamuj. Nie musisz.
- Co? – Z zaskoczeniem uniosła na niego oczy – Co chcesz…
- Sądzisz, że moja mama jest tak ślepa, jak nasi bracia z Zakonu? – Prychnął ironicznie, po czym z szerokim uśmiechem doskoczył do niej i klęknął przed łóżkiem, tak, że ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Potargane włosy znów w nieładzie upadły mu na twarz, nie mogła się powstrzymać i odgarnęła je za ucho – Od początku domyśliła się prawdy, ale była dyskretna.
- Naprawdę?
- To bardzo mądra kobieta – przytaknął z zapałem – Chciałbym uprzedzić wszystkie jej pytania i po prostu przedstawić cię jako moją przyszłą żonę.
Sereia wyprostowała się gwałtownie i zamarła, gapiąc się na niego z otwartymi ustami.
- Żona? – Powtórzyła tylko głucho.
- Nie udawaj zaskoczonej, Sereio, bo nie za bardzo ci to wychodzi – zakpił łagodnym tonem – Przecież dobrze znasz moje myśli i wiesz, że to słowo dawno krążyło mi po głowie.
Potrzebowała chwili, żeby odzyskać głos. Co innego myśleć, a co innego mówić o tym głośno.
- Myślałam, że to tylko tak. Nie sądziłam, że ty na poważnie…
- Jestem bardzo poważny – wtrącił, patrząc jej prosto w oczy – Bardzo, bardzo poważny.
- Ale… przecież wciąż jestem Falenem i należę do Zakonu. To niemożliwe.
- Więc nie teraz, ale kiedyś. W przyszłości. Musisz się zgodzić.
Mówiąc coraz ciszej, pochylił się ku niej, opierając dłonie po obu jej bokach na materacu i zamknął jej usta pocałunkiem, zanim zdążyła odpowiedzieć. Jego wargi były miękkie i gorące, przyprawiające o zawrót głowy. Dwie świadomości wirowały wokół siebie, stapiając się w jedno. Serca biły szaleńczo, tym samym rytmem. Jej wszelkie opory i silna wola stopniały całkowicie.
Zostaniesz moją żoną, Sereio?
Wolę sobie nawet nie wyobrażać, co byś zrobił, gdybym ośmieliła się odmówić. Mam nadzieję, że to „kiedyś” nastąpi szybciej, bo jeszcze się rozmyślę.
Nie pozwolę na to.
Wyczuła, że jego usta rozciągają się w uśmiechu i chwilę później odsunął się z wyrazem absolutnego szczęścia.
Nagle otworzyły się drzwi i Arwel zerwał się na nogi, po czym zachwiał, wpadając na stolik. Sereia stłumiła rozbawienie i starając się wyglądać naturalnie, odwróciła się na łóżku. W progu stał zasapany i czerwony na twarzy Oran. Obrzucił ich szybkim spojrzeniem, ale na szczęście wyglądał na zbyt czymś zaaferowanego, by zauważyć ich zmieszanie.
- Tu też jej nie ma? – Z zawiedzioną miną otarł pot z czoła.
- Kogo? – Sereia wymieniła z Arwelem szybkie spojrzenie, mówiące, że chyba nici z ich wspólnych planów.
- Ariel – wydyszał wojownik, rozglądając się jeszcze po komnacie, jakby miał nadzieje, że może schowała się gdzieś w kącie – Wygląda na to, że zniknęła.
- Znowu?!

***


Argon był naprawdę wściekły. Po naradzie chciał porozmawiać z Ariel o Sato, bo przecież jej to obiecał, ale… Znowu zniknęła. Po tym, jak znalazł w ogrodzie Rivę i Tarę, dowiedział się, że miała spotkać się z Lunną w bibliotece. Tyle, że wiedział gdzie jest elfka i z pewnością nie było jej w zamku.
- Więc nas oszukała? – Tara była autentycznie zdumiona, musiała niemal biec, żeby nadążyć za szybkim krokiem Argona.
- Czułem, że zachowuje się jakoś dziwnie – Riva został w tyle, chociaż nagły niepokój przywrócił jego twarzy kolory – Musiała mieć jakiś ważny powód, może coś się stało i nie chciała nas martwić.
- To cała ona – Tara przewróciła oczami – Może po prostu zaszyła się gdzieś z książką.
- Sprawdzę bibliotekę – zaoferował Riva, ale gdy zbliżyli się do głównych schodów, potknął się już na pierwszym stopniu.
Argon natychmiast podtrzymał go za ramię, a Tara zrobiła to z drugiej strony.
- Ja jej poszukam, a ty idź odpocząć. Tara, możesz sprowadzić Noxa?
- Przecież nic mi nie jest – zaprotestował, próbując się odsunąć.
- To rozkaz. – Argon posłał przyjacielowi ostrzegawcze, ostre spojrzenie.
Riva zacisnął usta niczym nadąsane dziecko.
- Kto tu jest królem?
- Kiedy mówię, że masz odpoczywać, to lepiej się nie sprzeciwiaj, jeśli nie chcesz bardziej mnie zdenerwować – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Riva popatrzył na niego przeciągle.
- Jakbym słyszał twoją siostrę.
- Możesz zaprowadzić króla do jego komnaty? – kapitan zignorował tą uwagę, zwracając się do Tary.
- Już się robi, Biały Kruku.
- A ty, – zatrzymał się i zacisnął dłoń na ramieniu przyjaciela – zrób wszystko, żebym nie musiał się martwić również o ciebie. I nie przejmuj się, znajdę Ariel.
Odprowadził ich do holu, a potem pognał do biblioteki. W dużej sali, pełnej ksiąg i regałów oczywiście jej nie było. Zajrzał nawet do zatęchłego, ciemnego pokoju, który należał do Balara, a który przywoływał tylko bolesne, niechciane spojrzenia.
Cholera, nawet na moment nie można jej spuścić z oka. Jeśli wpadła na jakiś głupi pomysł…
Na samą myśl, że skorzystała z okazji i postanowiła sama polecieć szukać tej całej Savary, czy Sato, zalewała go krew. Obiecał sobie jednak, że nie zrobi jej awantury, aby tylko się znalazła.
Zwołał Noszących Znak Kruka, aby szukali jej na terenie zamku, a sam poleciał do garnizonu, gdzie rekrutowano i szkolono zgłaszających się mężczyzn. Szybko odnalazł Lunnę, która ćwiczyła samotnie na placu z mieczem, stanowczo dla niej za dużym i niedopasowanym do jej drobnej sylwetki.
- Była tu może Ariel? – Zapytał od razu, lądując bezgłośnie za jej plecami.
Lunna akurat robiła mieczem zapach z obrotu. Okręciła się z gracją, ostrze błysnęło w słońcu i zatrzymało się milimetr od jego szyi, ale nawet nie drgnął. Księżyc na jej szyi lśnił delikatnie odbitym światłem.
- Argon - uśmiechnęła się na jego widok i przechyliła lekko głowę. Mimo wysiłku nie była nawet zasapana i tylko kilka kosmyków wysunęło się z grubego warkocza – Słyszałam cię, ale chciałam cię zaskoczyć.
- Mnie? Wiele ci do tego brakuje – Kącik jego ust drgnął nieznacznie, gdy jednym palcem odsunął od siebie klingę, po czym spoważniał – To co? Widziałaś Ariel?
- Rano, jak wstała… - zaczęła, ale widząc jego pochmurną minę, pokręciła szybko głową – Od tamtego czasu, nie.
Argon zacisnął szczęki, chociaż nie spodziewał się niczego innego. Przecież, gdyby chciała sobie potrenować, czy iść na spacer, z pewnością nie wymknęłaby się bez jednego słowa.
Z każdą chwilą narastało w nim coraz gorsze przeczucie.
Odwrócił się bez słowa i rozłożył skrzydła, gdy poczuł na plecach delikatny dotyk smukłej dłoni, wystarczająco silnej, żeby trzymać ciężki miecz.
- Potrenujesz ze mną? Chyba zasłużyłam na chwilę uwagi Białego Kruka? – Zapytała ze ściskającą serce nadzieją.
Zerknął przez ramię, napotykając błękit jej oczu.
- Później. Obiecuję – skinął jej głową i wzleciał w niebo.
Zajrzał jeszcze do rezydencji Yaritha, ale właściwie nie widział nawet sensu, dla którego mogłaby tam być. Potem wrócił prosto do zamku, gdzie w holu natknął się na Ylona, Orana i Reetha, którzy właśnie nadbiegli z różnych korytarzy.
- Koll przeszukuje najwyższe piętra – poinformował Reeth, łapiąc oddech.
- A co z Lunną? – Zapytał Ylon.
- Nie widziała jej – kapitan z westchnieniem rozejrzał się po holu, gdy na szerokich schodach pojawili się Arwel z Falenem. Brązowowłosy wojownik pomachał do nich i przyspieszył kroku.
- I co, nie ma jej?
- Jakby zapadła się pod ziemię – Oran bezradnie pokręcił głową.
- Szukaliście wszędzie?
- Może poszła do zbrojowni – Zasugerował Arwel – Wiecie, zamiast obrazów, pooglądać sobie nasz arsenał.
- Może jest gdzieś w komnatach króla – Falen wsadził ręce do kieszeni spodni i wzruszył ramionami, ledwo zerkając na przyjaciela – Tam nie zaglądaliśmy.
To było mało prawdopodobne, ale Argon skinął głową.
- Sprawdzę to, a wy wracajcie do swoich zajęć.
Szybkim krokiem udał się w górę po schodach i ciągiem korytarzy dotarł do części przeznaczonej dla króla. Skoro jednak wcześniej byli razem, po co miałaby tu przychodzić?
Zbliżał się właśnie do drzwi prowadzących do sypialni Rivy, gdy wyszli z niej Nox z Tarą. Półelf wyglądał na zmęczonego i wyraźnie zirytowanego, podczas gdy dziewczyna tłumaczyła coś przyciszonym głosem, drepcząc za nim niczym cień i wpatrując się w niego uważnie, jakby bała się, że lada chwila upadnie. Zatrzymali się na widok kapitana, a Nox oparł się o ścianę, lekko przygarbiony. Przez okna wlewało się do środka ciepłe słońce, odgarniając cienie i chłód bijący od murów.
- Jak się czuje król? – Zapytał, podchodząc do nich pospiesznie.
- Dużo lepiej – odparła Tara, ciągle zerkając na półelfa ze zmarszczonym czołem – Nox czyni prawdziwe cuda.
Kapitan uścisnął ramię swojego podopiecznego.
- Dziękuję, że zajmujesz się Rivą, Wiem, że ostatnio coraz częściej potrzebuje twojej pomocy – To nie potrwa już długo, nie powiedział jednak tego głośno, bo chyba te słowa nie przeszłyby mu przez gardło.
Nox wzruszył ramionami, a gdy spuścił głowę, białe włosy rozsypały się po jego policzkach.
- Robię, co mogę.
- Co my byśmy bez ciebie zrobili? – Tara uwiesiła się jego szyi, ale odepchnął ją szybko z wyraźną niechęcią.
Obserwując ich, Argon uśmiechnął się pod nosem. Widocznie wszystkie elfy miały w sobie magnetyczny dar przyciągania, szczególnie śmiertelnych. Nawet te z mieszaną krwią.
- Powinieneś też odpocząć – zasugerował, z troską przyglądając się jego bladej, wymizerowanej twarzy. Nie miał nawet serca, żeby teraz rozmawiać z nim o tajemniczym mordercy, choć powinni w końcu na poważnie zająć się tą kwestią.
Nox zerknął na niego szybko z czymś na kształt uśmiechu.
- Mieliśmy razem udać się do De’Ilos.
- Wezmę ze sobą Reetha i Ylona. Ty już dość zrobiłeś – minął ich i podszedł do drzwi, ale jeszcze się odwrócił – Aha, widziałeś może Ariel?
Nox zamrugał i popatrzył na kapitana lekko zamglonymi oczami.
- A…
- Ariel – wpadła mu w słowo Tara, jakby tłumaczyła coś dziecku – Wiesz, Potomek Liry, ta ruda, która zawsze…
- Wiem, kto to jest – warknął półelf i posłał jej chłodne spojrzenie – I tak, widziałem ją.
- Gdzie? Kiedy? – Zapytali jednocześnie.
Nox popatrzył na nich kolejno, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- W sumie nie tak dawno. Minęliśmy się w korytarzu – bladą dłonią odgarnął z twarzy włosy, namyślając się chwilę z wysiłkiem – Gdzieś się spieszyła i prosiła, żebym udawał, że jej nie widziałem.
- Wiesz, dokąd szła? – Argon nie wiedział czy się cieszyć, czy jeszcze bardziej zdenerwować. Jednak wszystkie zmysły mówiły mu, że z pewnością zrobiła coś, czego nie powinna robić.
- Nie wiem, ale była bardzo zdenerwowana. Widziałem jak wchodzi do pustej sali, a gdy zajrzałem do środka, okno było otwarte, a jej już nie było.
- Mogę się założyć, że poleciała ratować Sato.
- Wiedziałem – mruknął do siebie i w jednej chwili zniknął w rozbłysku światła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych