Koszmary przychodziły i odchodziły,
przerywane eksplozjami ognia i okrzykami palących się ludzi.
Znów znalazła się w wieży i
przeżywała tą samą scenę. Ktoś upada u jej stóp, wszystko
wokół niej się wali, a ona celuje w siebie zakrwawiony miecz.
Ponownie wszystko staje w ogniu, a ona
krzyczy, bo ma wrażenie, że to ją palą żywcem.
Armia nephilów maszeruje po spalonej
ziemi, zostawiając za sobą śmierć. Na ich czele kroczy Balar w
czarnym płaszczu Zakonu i z koroną na głowie.
Rairi śmieje się wesoło, po czym
ukręca kark Sato.
- Więc obiecujesz, że zawsze
będziemy razem?
- Obiecuję, moja gwiazdeczko.
Obudziła się z krzykiem na ustach,
usiadła gwałtownie i dzikim wzrokiem powiodła wokół siebie, nie
od razu rozpoznając miejsce, gdzie się znajdowała. Siedziała na
dużym łożu i miała na sobie czystą koszulę nocną, ale jak…
- W końcu się obudziłaś, Ariel.
Na brzegu łóżka siedział Argon,
zatroskaną twarz rozpogodził mu lekki uśmiech. Wyglądał na
wypoczętego i miał na sobie świeże ubranie. Zielona tunika
podkreślała kolor jego oczu, które wpatrywały się w nią,
stanowiąc niemal lustrzane odbicie jej oczu.
Na
widok brata, odetchnęła głęboko i rozluźniła się. W końcu
rozpoznała znajome kształty mebli swojego pokoju.
- Jesteśmy w zamku? – Ziewnęła i
potarła włosy, które były nieprzyjemnie sztywne i szorstkie.
- Tak.
Przeciągnęła się z zadowoleniem,
gdyż właśnie tego było jej trzeba. Dobrze było znaleźć się w
końcu w domu.
- Jak długo spałam?
- Dwa dni. Właściwie zaczyna się
trzeci.
- Co?!! – Z zaskoczeniem spojrzała
gwałtownie w stronę okna, za którym panował dzień, chociaż
niebo było zachmurzone.
Argon z rozbawieniem stłumił śmiech.
- Martwiliśmy się, że już się nie
obudzisz. Nawet Nox cię badał, czy nie masz jakiś wewnętrznych
urazów, ale stwierdził po prostu, że jesteś wycieńczona, więc
daliśmy ci spokój.
- Och, przepraszam, że was martwiłam.
- Musiałaś wypocząć, to wszystko –
zwykle surowy Argon, teraz dotknął jej dłoni i posłał
uspokajające spojrzenie starszego brata – Musiałaś mieć w tym
czasie koszmary, bo często krzyczałaś. Dopiero, gdy przyszedł
Riva i wziął cię za rękę, uspokoiłaś się i potem biedaczek
nie mógł od ciebie odejść, tak mocno go trzymałaś. Musieliśmy
użyć siły – mówił to prawie żartem, ale potem spoważniał –
Teraz chyba znów miałaś jakieś niedobre sny.
Ariel z zakłopotaniem odwróciła
wzrok, mieląc w dłoniach czystą pościel. Wolała zapomnieć o
tych obrazach, a już tym bardziej nie miała ochoty o nich
opowiadać.
- Nie… nie pamiętam za bardzo –
skłamała, po czym zamrugała gwałtownie gdy coś do niej dotarło
i poderwała głowę – Na bogów, Sato!
Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i
doskoczyła do szafy, w której zaczęła grzebać gorączkowo w
poszukiwaniu ubrania, w którym mogłaby wygodnie latać. Niestety
były tu same sukienki.
- Co ty robisz, Ariel?
Wojownik stanął za jej plecami,
obserwując ją ze zmarszczonym czołem.
- Muszę się ubrać i lecieć szukać
Sato – odparła ze zniecierpliwieniem, a im więcej przypominała
sobie z ostatnich wydarzeń, tym czuła coraz większy strach i
gniew, ściskające jej serce i gardło. – Muszę to uratować.
Balar zrobi mu coś złego, czuję to. Minęło już tyle czasu, jak
mogłam sobie spać w takim momencie?!
Bez namysłu wyrzucała z siebie słowa
jednym tchem i przerzucała sukienki, mając wrażenie, że z tego
niepokoju zaraz oszaleje. W końcu Argon chwycił ją za ramiona i
odciągnął od szafy. Mimo, że próbowała protestować,
zaprowadził ją do łóżka, usiadł obok niej i zmusił, aby
spojrzała mu w oczy. Trzymał ją przy tym stanowczo, ale
jednocześnie łagodnie.
Przez chwilę oddychała szybko pod
wpływem wzburzonych emocji, aż jej oczy wezbrały łzami.
- Muszę go ratować – powtórzyła
znacznie słabiej i pociągnęła nosem.
- Nie możesz ciągle wszystkim biec
na pomoc. Poza tym pomyśl logicznie. Gdyby zamierzał zabić Sato,
zrobiłby to wtedy, na twoich oczach. Podejrzewam, że bardziej
przyda mu się żywy i jeszcze go zobaczysz. Dopiero wstałaś i jako
twój starszy brat, nigdzie cię nie puszczę bez śniadania. Umówmy
się, że później pomyślimy jak odbić twojego przyjaciela.
Argon mówił tak spokojnie i
przekonywująco, że nie miała innego wyjścia, jak zgodzić się z
jego argumentami. W końcu pozwoliła opaść emocjom i zgarbiła
ramiona z głośnym westchnieniem. Argon również się odprężył i
pozwolił, aby przysunęła się jeszcze bardziej i oparła głowę
o jego ramię. Gdy zaburczało jej w brzuchu, sama roześmiała się
nieco nerwowo.
- Zaraz Tara przyniesie śniadanie –
zapewnił ją wojownik - A swoją drogą, nie zapytasz o innych?
Fakt, że wyprowadziłaś nas z miasta właściwie w samą porę…
- No tak, De’Ilos! – Wyprostowała
się raptownie, a na wspomnienie ognia, z przerażeniem zakryła
dłonią usta i popatrzyła na Argona – Czy on…?
- Balar zrównał miasto z ziemią.
Już nie ma nawet co, ani kogo ratować – wyjaśnił ponuro, wstał
i zaczął przechadzać się po komnacie ze skrzyżowanymi przed sobą
ramionami.
Ariel zacisnęła pięść i walnęła
nią bezsilnie w materac. Sądziła, że przez jakiś czas będzie
nieszkodliwy, a tymczasem przyleciał za nią i jednym machnięciem
skrzydeł wszystko zniszczył.
-
Teraz pamiętam. Te jego przeklęte pióra. A zamek? Przecież tam
byli…
Zanim niechciane myśli zdążyły
napełnić ją zgrozą, otworzyły się drzwi.
- Śniadanko dla naszej śpiącej
królewny – zanuciła Tara, niosąc przed sobą tacę i uśmiechając
się do nich szeroko, jakby nie dostrzegała ich min i ciężkiej
atmosfery.
Za nią zaś pojawiła się jeszcze
jedna osoba.
- Lunna!!
Ariel zerwała się z miejsca i
rzuciła się elfce na szyję, aż ta cofnęła się i uderzyła o
ścianę.
-
Ty żyjesz! A już się bałam…
Lunna roześmiała się dźwięcznie,
klepiąc ją po plecach, aż w końcu udało jej się odsunąć.
Długi, brązowy warkocz leżał przewieszony przez ramię,
uwidaczniając jej spiczaste uszy, zaś sukienka w delikatne wzory
podkreślała jej smukłą sylwetkę.
- Wiedziałam, że będziesz się
martwiła, więc przyszłam. Jak widzisz mam się całkiem dobrze.
- Może zajmij się jedzeniem, a my ci
wszystko w tym czasie wyjaśnimy.
- Kochana Tara – Ariel pod wpływem
szczęścia uściskała również przyjaciółkę.
- Przecież mnie nie groziło
spalenie.
- Ale przyniosłaś jedzenie. Znów
mnie uratowałaś.
- A więc dobrze zrobiłam, szykując
podwójną porcję?
- Jakbyś czytała mi w myślach.
Zaledwie Tara postawiła tacę na
stoliku, Ariel rzuciła się łapczywie na jedzenie, wpychając do
ust wszystko po kolei. Dopiero, gdy dostrzegła, że cała trójka
wpatruje się w nią z lekką konsternacją, opamiętała się,
przełknęła i posłała im niewinny uśmiech.
- Więc opowiadajcie – zachęciła
ich, już znacznie wolniej zabierając się za ciepłą zupę.
Tara zaczęła wyjaśniać na swój
żywiołowy sposób, jak to po zjawieniu się Balar, kapitan wyczuł,
co planuje i teleportował się do zamku, skąd zabrał dwójkę
elfów i ukrywających się tam ludzi.
- Niestety nie zdążyłem
przetransportować wszystkich – Argon pokręcił głową z
pochmurnym czołem.
- Zrobiłeś, co mogłeś – zaprotestowała
Lunna. Dotknęła jego ramienia, ale gdy spojrzał na nią kątem
oka, odsunęła się szybko. Smutną minę szybko zastąpił wyraz
podziwu – Gdyby nie ty, wszyscy byśmy tam zginęli.
- Właśnie, kapitanie – poparła ją
entuzjastycznie Tara. Zresztą w jej wykonaniu wszystko było
entuzjastyczne i żywiołowe, nawet zwykłe uniesienie ręki. Sama
jej obecność działała na Ariel orzeźwiająco. – Zareagowałeś,
zanim my zdążyliśmy pomyśleć, co się dzieje – dziewczyna
usiadła obok Ariel i zaczęła bawić się swoimi warkoczami – Jak
tylko przybyliśmy, bez odpoczynku odnalazł ludzi, którzy wcześniej
uciekli z miasta i teleportował ich do stolicy. No i dzięki niemu
klan wilków znów ma swojego Alfę.
- Yarith tu jest? – Ucieszyła się Ariel.
Tara skinęła głową, po czym ściszyła głos:
- Twój brat jest naprawdę niesamowity. Dobrze,
że się w nim nie zakochałaś, bo mielibyśmy kłopot. Myślałam,
że nigdy ci nie powie, kim jest. Wiadomo, że kto się czubi, ten
się lubi i już zaczynało mi się robić szkoda króla Rivy.
Biedaczek wodzi za tobą tymi szarymi ślepiami, jak pies za kością.
Ariel poczerwieniała gwałtownie i zakrztusiła
się chlebem, aż z wysiłku pociekły jej łzy. Sięgnęła po kubek
i opróżniła go jednym tchem.
- Oj – przyjaciółka zasłoniła usta dłonią,
robiąc przy tym skruszoną minę, w której jednak nie było ani
grama poczucia winy – Chyba za dużo powiedziałam. Zapomnij o tym.
- Łatwo powiedzieć – mruknęła,
spiorunowała ją wzrokiem i powróciła do jedzenia, gdyż wciąż
czuła się głodna.
Riva?
Wodzi za mną wzrokiem? A ja myślałam…
Zamiast
dalej rozwodzić się nad słowami przyjaciółki, jej uwagę
przykuła rozmowa Argona i Lunny.
Wojownik
stał przy oknie i co i raz wyglądał na zewnątrz, a elfka właśnie
składała mu raport, jakby była jednym z jego podwładnych.
- Dopilnowałam, żeby mieszkańcy
De’Ilos odnaleźli swoich bliskich i ulokowałam ich na razie w
karczmach. Yarith osobiście szuka dla nich nowych domów. Vethoyni
dostali rezydencje szlachty - mówiąc, wpatrywała się w jego
plecy, a gdy skończyła, z niepewną miną stanęła po drugiej
stronie okna, naprzeciwko niego. Gdy na niego spojrzała, jej oczy
rozświetlił tajemniczy błysk – Czy o czymś zapomniałam?
Argon nie poruszył się przez całą
jej przemowę i wyglądał, jakby jego uwagę pochłonęło coś
ciekawego za oknem, a jej słuchał tylko jednym uchem.
- Odpoczęłaś w ogóle?
- Co? – Lunna uniosła brwi, chyba
nie spodziewając się takiego pytania. Zbita z tropu, szybko się
zreflektowała i jej twarz rozświetlił uśmiech, jakby podarował
jej wymarzony prezent. Tara zachichotała cicho i przewróciła
oczami. – Owszem, a ty? Nie wyglądasz, jakbyś się wyspał.
Argon w końcu oderwał wzrok od okna
i zmierzył ją wzrokiem z czymś przypominającym uśmiech. Ariel,
która zabierała się właśnie za owoce, zamarła z jabłkiem w
ustach. Zdążyła poznać swojego brata na tyle, by wiedzieć, że
poza nią i Rivą, wojownik odnosi się do pozostałych ze swoją
zwykłą szorstkością i potrafi tylko wydawać burkliwe rozkazy.
Dopiero niedawno odkryła, że jego spojrzenie może skrywać tyle
emocji, a ich zieleń tak intensywnie błyszczeć.
Właśnie teraz jej brat nie patrzył
na elfkę jak na resztę świata, tylko jak na Ariel i na Rivę.
- Dzisiaj mamy również wiele pracy,
więc nie myśl sobie, że zostawię cię z tymi dwiema na
pogaduszkach – przypomniał swoim zwykłym rozkazującym tonem,
ignorując jej pytanie.
Jego słowa przyniosły odwrotny
skutek, niż można by się było spodziewać, bo Lunna rozpromieniła
się jeszcze bardziej i zasalutowała. Jej błyszczące oczy chłonęły
jego twarz, jakby miały przed sobą wyjątkowo fascynujące
zjawisko.
- Tak jest! Aha – przypomniała
sobie nagle – Raliel jest gotowy, żebyś go przeniósł do Sallen.
- Dobrze, chodźmy więc.
Lunna pierwsza ruszyła do drzwi, ale
po drodze spojrzała na Ariel i Tarę bez specjalnego żalu, że musi
je opuścić.
- Przykro mi, ale obowiązki wzywają.
Później jeszcze się zobaczymy.
Dziewczyny w milczeniu odprowadziły
jej wzrokiem, a gdy zniknęła w otwartych drzwiach, wstały
natychmiast i dorwały Argona, zanim ten zdążył za nią wyjść.
- Wiedziałam! Wiedziałam! – Tara
triumfalnie klasnęła w ręce – Obserwowałam was jakiś czas, aż
teraz jestem pewna. Nasz Biały Kruk w końcu się zakochał.
- I nic mi nie powiedziałeś? –
Ariel chwyciła go za rękę i szarpnęła z udawanym oburzeniem –
W końcu więzy krwi zobowiązują. Żadnych tajemnic.
- No, to opowiadaj ja to z wami jest –
zachęciła Tara.
Argon patrzył to na jedną, to na
drugą, jakby miał przed sobą wariatki. Jego twarz była
nieprzeniknioną maską.
- O co wam chodzi? Możecie skończyć
z tymi bzdurami? Naprawdę mam dużo pra…
- Nie udawaj – przerwała mu Ariel –
Widziałam jak Lunna na ciebie patrzy. Jakbyś był jakimś cudem
świata.
- No, jej oczy błyszczą jak gwiazdy,
jak tylko cię widzi. Wyznała ci już uczucia?
- A ty?
- Będzie wesele?
- Może trzeba zacząć rozsyłać
zaproszenia?
Dziewczyny zasypały go gradem pytań,
aż Argon tego nie wytrzymał. Westchnął ciężko odsunął je
siłą.
- Lunna wyłącznie mi pomaga, a tak w
ogóle to zajęłybyście się czymś pożytecznym. A ty Ariel – tu
zmarszczył nos i stuknął ją palcem w czoło, odpychając na
długość ręki – Wykąp się wreszcie.
- Co?
- A ty dopilnuj, żeby nie robiła
czegoś głupiego – zwrócił się surowo do Tary i wymaszerował z
pokoju.
Ariel patrzyła za nim, mrugając z
zaskoczeniem. Jej przyjaciółka tymczasem zmierzyła ją krytycznym
spojrzeniem i pokiwała głową.
- No tak, trzeba było najpierw się
tym zająć.
Ariel bezradnie rozłożyła ręce.
- Ale czym?
- Oj, dziewczyno, ty naprawdę
kompletnie nie zwracasz uwagi na swój wygląd.
Ariel spojrzała na swoje bose stopy i
czystą koszulę nocną i wzruszyła ramionami. To fakt, że czuła
się trochę brudna, ale w końcu spała prawie trzy dni.
-
Nie wiem, o co ci chodzi, ale…
Tara bezradnie wzniosła oczy ku
sufitowi.
- To fakt, że zdarłam z ciebie te
brudne łachy i obmyłam powierzchownie, żebyś całkiem nie zarosła
brudem, ale i tak wymagasz gruntownego szorowania. Poza tym musisz
coś zobaczyć.
To mówiąc, popchnęła Ariel w
stronę toaletki, stojącej w kącie komnaty i posadziła przed
lustrem. Na zewnątrz zaczął padać deszcz i drobne krople
zabębniły o okno, gdy w komnacie rozległ się okrzyk przerażenia.
- No właśnie – skwitowała kwaśno
przyjaciółka, podczas gdy Ariel patrzyła na swoje odbicie i ledwo
się poznawała.
Włosy miała kompletnie potargane,
sklejone i tak brudne, że straciły swój kolor. Gdy ich dotknęła,
okazały się szorstkie i całkiem sztywne. Na policzkach wciąż
widniały ślady zaschniętej krwi i brudu i tak naprawdę dopiero
teraz poczuła, jak bardzo potrzebuje wody. W tym wszystkim tylko
oczy pozostały niezmienne, przejrzyście zielone i czujne.
Nawet pasemka były wyblakłe i ledwo
widoczne. Mrużąc oczy, zdawało jej się, że widzi cztery, chociaż
to pewnie mogła być smuga brudu.
- Dobrze widzisz – Tara stała za
nią i z ręką na jej ramieniu, patrzyła na jej odbicie – Nie
wiem, kiedy i gdzie, ale musiałaś znaleźć kamień. Nie pamiętasz?
Ariel pokręciła głową, z
uniesionymi brwiami wpatrując się w ciemnobrązowe pasemko, które
pojawiło się obok błękitnego. W jednej chwili przestała zwracać
uwagę na swój wygląd i zapomniała nawet, że miała zbesztać
Tarę za to, że trzymała ją w nieświadomości, że wygląda tak
koszmarnie.
- Nie wiem – przygryzła wargi, ale
ostatnie wydarzenia zdawały się lekko zamglone. Ostatnie, co
pamiętała to ogień. – Może niechcący wpadł mi w ręce, gdy
upadlam i zemdlałam.
- Gdy cię znaleźliśmy, już miałaś
to pasemko, więc pewnie tak. Ależ ty masz szczęście dziewczyno.
Ariel uśmiechnęła się szeroko,
czując nagle ogromny przypływ szczęścia i energii. Sądziła, że
poszukiwania kolejnych kamieni zajmą jej miesiące, a tu kolejny
zbieg okoliczności.
Skoczyła i uściskała Tarę ze
śmiechem.
- Mam trzeci kamień! Wiesz, co to
oznacza? Został już tylko jeden do znalezienia, a już się bałam,
że nie zdążę, żeby pokonać Gathalaga – nie zauważyła, że
przyjaciółka wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia, w
podekscytowaniu wirując z nią po komnacie – Dlaczego nikt mi o
tym nie powiedział od razu? Muszę wypróbować nową Moc –
puściła Tarę, znów pobiegła do lustra i z przejęciem zerknęła
na pasemka – To kamień Ziemi. Ciekawe, co…
- Później się tym zajmiemy, a teraz
czas na kąpiel. Chyba nie chcesz, żeby ktoś jeszcze zobaczył cię
w tym stanie.
Nagła myśl, że Riva mógłby tu
wejść i zamiast niej, zobaczyć kupkę brudu, od razu ją
otrzeźwiło. Wbiła w przyjaciółkę oskarżycielskie spojrzenie.
- Dlaczego od razu nie powiedziałaś
mi, że wyglądam tak strasznie?
Tara tylko uśmiechnęła się
niewinnie.
- Sądziłam, że jedzenie będzie
twoim priorytetem. Poza tym żyłaś w błogiej nieświadomości,
więc i tak było ci wszystko jedno.
Zachichotała, a Ariel dała jej
kuksańca w żebra.
- W takim razie od dzisiaj moim
priorytetem będzie kąpiel. Pamiętaj o tym.
- Tak jest, moja pani – Tara
wykonała głęboki ukłon, a na widok jej wciąż rozbawionej miny,
Ariel ponownie się zamachnęła, ale przyjaciółka zrobiła unik.
- Już dobrze, mogę cię przepraszać
jak długo zechcesz, ale teraz czas doprowadzić cię do porządku.
Zaprowadziła Ariel do niewielkiego
pomieszczenia obok jej komnaty, gdzie pośrodku stała duża wanna na
złotych nóżkach i wszelkie przybory potrzebne do kąpieli. Tara
przywołała służbę, aby przyniesiono wodę i wróciła z naręczem
ciepłych, miękkich ręczników. W pokoiku było tylko jedno
zakratowane okienko, o które odbijały się teraz rytmicznie krople
deszczu, wpuszczając do środka niewiele światła. Ariel stworzyła
kulę światła, która od razu rozjaśniła przytulnie wnętrze. Nie
chciała wspominać walki z Balarem i bitwy w De’Ilos, więc
pozwoliła, aby zalała ją paplanina przyjaciółki, przyjemnie
odciągająca od wszelkich trosk.
Gdy w końcu wsunęła się do gorącej
wody, którą Tara hojnie pokropiła olejkami, aż westchnęła z
błogiej ulgi. Od razu spojrzała na swój brzuch, gdzie w pewnej
odległości od pozostałych, pojawiło się trzecie, brązowe znamię
w kształcie owalnego kamienia. Dotknęła je opuszkami palców i
zadrżała, gdy niemal od razu wyczuła jego Moc, silną i twardą
niczym sama ziemia. Mogła po nią sięgnąć równie łatwo jak po
wodę i powietrze, choć wiedziała już, że to za sprawą Trzeciego
Oka, który wyczulał i wzmacniał wszystkie jej zmysły i zdolności
umysłu. Już nie mogła się doczekać, żeby wypróbować nowy
żywioł.
Najpierw
musze zobaczyć się z Rivą. Pewnie mało odpoczywał i może
potrzebuje mojej pomocy. Mam nadzieję, że Argon go pilnuje, żeby
się nie przepracowywał. Na pewno już wie, że mam nowy kamień.
W pierwszej kolejności przyjaciółka
pomogła jej umyć porządnie włosy, aż w końcu odzyskały swój
naturalny rudy kolor. Potem zajęła się jej plecami, szorując je
tak mocno, aż skóra zrobiła się czerwona.
- A co z Noxem? – Zagadnęła Ariel,
wcierając w siebie pachnące mydło – Lepiej się czuje?
Przez kilka chwil panowała cisza, a
gdy Tara w końcu się odezwała, miała dziwnie napięty ton.
- Nie wiem. Od powrotu rozmawiałam z
nim tylko raz i to bardzo krótko, bo zwyczajnie kazał, żebym dała
mu spokój – prychnęła i ze złością jeszcze mocniej zaczęła
trzeć jej plecy – Nie wyglądał najlepiej, ale przecież nie będę
się narzucać. Wiedziałam, że zawsze był zamknięty w sobie i
milczący, ale sądziłam, że można z nim porozmawiać. Nie jest
raczej nieśmiały, ale jakiś taki sztywny, jakby połknął kij i w
ogóle nie wiem, co o nim myśleć.
- Lubisz go, prawda?
- Uratował mi życie – w głosie
Tary wyraźnie wyczuła, że nie za bardzo ma ochotę o tym rozmawiać
– Próbowałam okazać wdzięczność, ale to jak zaprzyjaźnianie
się ze ścianą.
Ariel uśmiechnęła się w duchu.
Współczuła Tarze, bo chociaż dziewczyna nie chciała przyznać
tego głośno, darzyła półelfa czymś więcej, niż wdzięcznością.
Dało się to zauważyć chociażby po tym, że patrzyła na niego z
tym samym błyskiem, co Lunna na Argona.
W końcu przestała maltretować swoje
ciało, które już i tak było całe czerwone, oplotła kolana
rękami i ściągnęła cały brud w drugi koniec wanny. W wiadrze
pozostało jeszcze gorącej wody, która na jej spojrzenie podleciała
ku niej strumykiem i opadła jej na głowę, twarz i ramiona. Ariel
zerknęła na złotą kulę światła, przypominając sobie, jak
została wyrwana z kryjówki Balara. To właśnie wtedy zaprzyjaźniła
się z Noxem, który cierpliwie zaspokajał jej ciekawość, był
troskliwy i pomógł jej wrócić do wisiorek. Nauczył ją
uzdrawiania. Był pierwszym Noszącym Znak Kruka, którego polubiła
i tak było do tej pory, chociaż faktycznie od tamtego czasu Nox
nieco się zmienił. Jakby te wszystkie problemy, które mieli,
przeżywał jeszcze mocniej i zmagał się z nimi w milczeniu. Może
powinna z nim porozmawiać i spróbować pocieszyć.
- Co się właściwie wtedy wydarzyło?
– Zapytała po dłuższej chwili ciszy, głównie po to, żeby Tara
znów zaczęła mówić. Milczenie jakoś do niej nie pasowało –
Naprawdę byłaś blisko śmierci?
- Tak, ale żeby do tego dojść,
musiałabym wyjaśnić wszystko od początku.
Tak więc Tara zaczęła opowiadać i
z każdym słowem wyraźnie się ożywiała, znów w swoim żywiole.
W pierwszej kolejności wyjaśniła, że jako dzieci trafiły do
innego świata, który tutaj uważany był za ten gorszy i
wybrakowany, głównie przez brak Mocy. Opowiadała o ich życiu w
szkole z internatem, o lekcjach, kłopotach, w które ciągle wpadała
Ariel, jej pracy w bibliotece i o Kiiri – Kirze. W tym czasie,
pomogła Ariel się wytrzeć i owinąć w ręczniki. Nie przestając
mówić, wróciły do komnaty, gdzie Ariel usiadła w końcu czysta
na łóżku, a Tara stanęła przed szafą i zaczęła szukać dla
niej sukienki.
- Ta będzie dobra – przerwała i
odwróciła się jej stronę, prezentując jasnozieloną sukienkę,
przewiązaną złotą szarfą i z drobnymi kwiatkami przy dekolcie –
Wiem, wiem – dodała szybko, widząc jej udręczoną minę –
Później załatwię ci coś bardziej wygodnego, ale teraz nie masz
wyboru.
Ariel skrzywiła się, chociaż nie
protestowała, gdy pomagała jej się ubrać. Sukienka okazała się
w miarę wygodna, a do tego idealnie współgrała z jej bladą cerą,
włosami i kolorem oczu. Patrząc w lustro, nie mogła już
stwierdzić, że jest brzydka, bo by oszukała samą siebie. Nawet
nie wiedziała, kiedy przybyło jej centymetrów, a ciało
zaokrągliło w odpowiednich miejscach, chociaż była szczupła
niczym elfka.
- A więc Kira, to znaczy Kiiri była
taka wredna?
Usiadła przy toaletce, a Tara zajęła
się, rozczesywaniem jej wilgotnych włosów. Kolorowe pasemka znów
były dobrze widoczne, szczególnie to nowe. Ariel z lubością, co i
raz dotykała je palcami i przeczesywała. Właśnie dowiedziała
się, że w szkole przez nie była odludkiem i czuła się inna.
Teraz uważała je za świadectwo swojej Mocy. Była z nich dumna,
jak wojownicy ze swoich znamion kruka.
W odbiciu, usta Tary wykrzywiły się
na jakieś wspomnienie.
- O tak, niezła z niej była jędza.
Była bogata, więc uważała się za lepszą od innych, a takie
zawsze znajdą sobie kozła ofiarnego. Myślę, że gdybyś wtedy
potrafiła to, co teraz, ta dziewczyna miałaby przechlapane. Jednak
i tak radziłaś sobie całkiem nieźle. Może czas opowiedzieć ci o
tajpku.
Gdy Tara rozwodziła się nad swoim
pupilem, jadowitym wężem, jej uśmiech niemal przyprawiał o
dreszcze. Słuchając jej, Ariel wydawało się to takie
niewiarygodne i zabawne, chociaż miała też niejasne wrażenie, że
naprawdę to pamięta. W końcu przyjaciółka doszła do części,
gdy wąż wydostał się z klatki i ja ukąsił.
- Lubiłam go, ale naprawdę mogłam
przez niego zginąć.
Skończyła ją czesać, podpinając
kilka kosmyków zielonymi spinkami i usiadła na łóżku. Ariel
odwróciła się w jej stronę, czując się w końcu jak człowiek.
A dzięki opowieści przyjaciółki w końcu wiedziała, co się z
nią działo przed tym, zanim trafiła do Balara i jak wyglądało
jej życie. To było bardziej, jakby słuchała o życiu kogoś
innego, jednak dzięki temu, czarna dziura w głowie nie była tak
przerażająca, a ona jeszcze bardziej doceniła obecność Tary.
Czuła, że od tamtego czasu obie przeszły bardzo długą drogę, by
znów się spotkać, tutaj, w tym samym zamku, ale innym świecie. W
tym, który był ich domem.
- Więc w szkole wyprawili ci pogrzeb,
chociaż twojego ciała tam nie było? – Dopytała, żeby lepiej
wszystko zrozumieć.
Tara pokiwała głową, aż
podskoczyły jej warkocze.
- Kiedy mnie ukąsił, akurat
rozmawiałam z rodzicami, więc od razu wiedzieli co się stało.
Kiedy leżałam nieprzytomna i wszyscy w szkole myśleli, że nie
żyję, przybyli razem z Noxem. Stworzył iluzję, którą zamknęli
w trumnie i pochowali, a mnie przeniósł z powrotem do Elderolu i
uzdrowił – zachichotała, chociaż to musiało być dla niej
ciężkie przeżycie – Tak naprawdę szkoda mi było tylko ciebie,
bo wiedziałam jak rozpaczasz. Miałaś tam tylko mnie i naprawdę
chciałam wrócić, ale po tym, co się stało, było to już
niemożliwe. Poza tym rodzice by mnie nie puścili. Matka o mało nie
dostała zawału.
- Ale wszystko dobrze się skończyło
– Ariel z poważną miną oparła się o krzesło – Ciekawe w
takim razie jak Kira się tu znalazła.
- Musiała dotknąć tego kamienia, co
ci dałam i wtedy się przeniosła – Tara wzruszyła ramionami,
chyba nie bardzo przejmując się jej losem – Widocznie to tak
działa. Tylko Potomek Liry może dotknąć kamieni. Być może
innych by zabiły, albo coś takiego, a ją akurat przeniosło tutaj.
- No i zyskała nieco jego Mocy.
- Na szczęście tylko nieco. Wolę
sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby dostała jej więcej –
Tara wzdrygnęła się, obejmując ramionami – Takie jak one zawsze
pozostaną wredne i jędzowate żmije.
- Nie wiem, ale jakoś mi jej szkoda.
Może i była wredna i w ogóle, jednak nie powinno ją to wszystko
spotkać. Dostała się w ręce Rairi i próbowała mnie zabić,
chociaż nie wiedziała, dlaczego. Podejrzewam, że również
straciła pamięć.
- Nawet lepiej. Odstawimy ją do jej
świata i możemy o niej zapomnieć.
Może, dlatego, że przyjaciółka
pamiętała to wszystko, była wobec niej tak wrogo nastawiona. Ariel
nawet to rozumiała, ale sama raczej tylko współczuła Kirze.
- To dobrze – Ariel odrzuciła do
tyłu włosy, muskając przy okazji pasemka – Powinna jak
najszybciej wrócić do domu, pewnie wszyscy się o nią martwią.
- Z pewnością jej rodzice
przeszukują cały kraj, ale czas między naszymi światami jest tak
dziwny, że równie dobrze mogło tam minąć kilka lat, lub kilka
minut. A tak w ogóle, to król i Argon chcą ją najpierw
przesłuchać - machnęła lekceważąco ręką, sadowiąc się
wygodniej na łóżku – Wiesz, z związku z tą elfką, czy zna ich
dalsze plany i takie tam. Ja tam nie wiem czy to coś da, bo jak
tylko się ocknęła, pytała w kółko o jakiegoś Ortisa, a jak
dowiedziała się, że całe De’Ilos spłonęło, wpadła w
histerię i w sumie od tamtej pory siedzi w kącie i tylko płacze.
Nawet mi jej teraz trochę szkoda, ale może jak się uspokoi, to
powie coś więcej.
Jak tylko skończyła mówić, Ariel
wstała od razu i ruszyła do drzwi.
- Gdzie ona jest?
- W celi – Tara ruszyła za nią
pospiesznie, jakby bała się, że jej ucieknie – Ale nie martw
się, kazałam im dobrze ją traktować i dawać porządne posiłki.
W końcu próbowała cię zabić nie z własnej woli.
Ruszyły długim korytarzem, a potem
schodami w dół. Poza służbą zdawało się, że zamek jest
opustoszały. Dzień był pochmurny, więc wszędzie panował
półmrok, a deszcz bębnił w podłużne, witrażowe okna
napełniając cały zamek jednostajnym dźwiękiem. Ariel ledwo
słuchała przyjaciółki, przemierzając kolejne korytarze, jakby
doskonale znała i pamiętała tu każdy kąt. A raczej jej nogi
pamiętały, oczy i całe ciało, poza głową. Wszystkie obrazy i
gobeliny były znajome, wyznaczały punkty orientacyjne kolejnych
zakrętów, schodów, czy konkretnych pomieszczeń. Muskając palcami
chropowatą ścianę z czerwonych cegieł Ariel czuła całą sobą,
że jest w domu.
- Spróbuję z nią porozmawiać –
powiedziała szybko, gdy Tara przerwała dla zaczerpnięcia powietrza
– Może mnie coś powie.
- Jak chcesz, ale musisz wiedzieć, że
bracia otoczyli ją grubą tarczą, żeby nie mogła wydostać się
za pomocą swojej Mocy. Wprawdzie nie ma tam nic, czym by mogła
poruszać, chociaż mogłaby na przykład wygiąć pręty i…
- Dobrze, rozumiem – Ariel zerknęła
na przyjaciółkę, poirytowana plątającą się między nogami
sukienką. W końcu zebrała materiał w dłonie, gdy zbiegały
szerokimi schodami na główny hol. – Będę ostrożna i tylko z
nią…
Przerwała, widząc, że wrota sali
tronowej otwierają się i wychodzą z niej Noszący Znak Kruka,
pogrążeni w rozmowie. Ich napięte głosy niosły się aż pod
sklepienie.
- Chyba mieli jakieś ważne zebranie
– szepnęła Tara, pochylając się nad jej barkiem i wypatrując
wśród wojowników białych włosów.
- I to beze mnie – mruknęła Ariel,
marszcząc brwi. Mężczyźni byli tak pochłonięci dyskusją, że
chyba nawet nie zauważyli ich, stojących na schodach.
- Pewnie dyskutowali o bitwie i
kłócili się, co robić dalej. Oni tak lubią, wolą gadać niż
działać. No, może poza Kollem, który…
- Tara – przerwała jej stanowczo,
zaciskając dłoń na poręczy i wpatrując się w hol. Była zła na
Argona, który nie powiedział jej o naradzie. – Poczekaj tu, albo
zajrzyj do Kiry beze mnie.
I nie czekając na reakcję
przyjaciółki, zbiegła ze schodów. Dostrzegła Argona, który
rozmawiał z Yaritha i jego córką. Nie chcąc, by ją zauważyli,
przemknęła chyłkiem w cieniu kolumn i wślizgnęła się przez
uchylone skrzydła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz