wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział 14

Koszmary przychodziły i odchodziły, przerywane eksplozjami ognia i okrzykami palących się ludzi.
Znów znalazła się w wieży i przeżywała tą samą scenę. Ktoś upada u jej stóp, wszystko wokół niej się wali, a ona celuje w siebie zakrwawiony miecz.
Ponownie wszystko staje w ogniu, a ona krzyczy, bo ma wrażenie, że to ją palą żywcem.
Armia nephilów maszeruje po spalonej ziemi, zostawiając za sobą śmierć. Na ich czele kroczy Balar w czarnym płaszczu Zakonu i z koroną na głowie.
Rairi śmieje się wesoło, po czym ukręca kark Sato.
- Więc obiecujesz, że zawsze będziemy razem?
- Obiecuję, moja gwiazdeczko.
Obudziła się z krzykiem na ustach, usiadła gwałtownie i dzikim wzrokiem powiodła wokół siebie, nie od razu rozpoznając miejsce, gdzie się znajdowała. Siedziała na dużym łożu i miała na sobie czystą koszulę nocną, ale jak…
- W końcu się obudziłaś, Ariel.
Na brzegu łóżka siedział Argon, zatroskaną twarz rozpogodził mu lekki uśmiech. Wyglądał na wypoczętego i miał na sobie świeże ubranie. Zielona tunika podkreślała kolor jego oczu, które wpatrywały się w nią, stanowiąc niemal lustrzane odbicie jej oczu.
Na widok brata, odetchnęła głęboko i rozluźniła się. W końcu rozpoznała znajome kształty mebli swojego pokoju.
- Jesteśmy w zamku? – Ziewnęła i potarła włosy, które były nieprzyjemnie sztywne i szorstkie.
- Tak.
Przeciągnęła się z zadowoleniem, gdyż właśnie tego było jej trzeba. Dobrze było znaleźć się w końcu w domu.
- Jak długo spałam?
- Dwa dni. Właściwie zaczyna się trzeci.
- Co?!! – Z zaskoczeniem spojrzała gwałtownie w stronę okna, za którym panował dzień, chociaż niebo było zachmurzone.
Argon z rozbawieniem stłumił śmiech.
- Martwiliśmy się, że już się nie obudzisz. Nawet Nox cię badał, czy nie masz jakiś wewnętrznych urazów, ale stwierdził po prostu, że jesteś wycieńczona, więc daliśmy ci spokój.
- Och, przepraszam, że was martwiłam.
- Musiałaś wypocząć, to wszystko – zwykle surowy Argon, teraz dotknął jej dłoni i posłał uspokajające spojrzenie starszego brata – Musiałaś mieć w tym czasie koszmary, bo często krzyczałaś. Dopiero, gdy przyszedł Riva i wziął cię za rękę, uspokoiłaś się i potem biedaczek nie mógł od ciebie odejść, tak mocno go trzymałaś. Musieliśmy użyć siły – mówił to prawie żartem, ale potem spoważniał – Teraz chyba znów miałaś jakieś niedobre sny.
Ariel z zakłopotaniem odwróciła wzrok, mieląc w dłoniach czystą pościel. Wolała zapomnieć o tych obrazach, a już tym bardziej nie miała ochoty o nich opowiadać.
- Nie… nie pamiętam za bardzo – skłamała, po czym zamrugała gwałtownie gdy coś do niej dotarło i poderwała głowę – Na bogów, Sato!
Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i doskoczyła do szafy, w której zaczęła grzebać gorączkowo w poszukiwaniu ubrania, w którym mogłaby wygodnie latać. Niestety były tu same sukienki.
- Co ty robisz, Ariel?
Wojownik stanął za jej plecami, obserwując ją ze zmarszczonym czołem.
- Muszę się ubrać i lecieć szukać Sato – odparła ze zniecierpliwieniem, a im więcej przypominała sobie z ostatnich wydarzeń, tym czuła coraz większy strach i gniew, ściskające jej serce i gardło. – Muszę to uratować. Balar zrobi mu coś złego, czuję to. Minęło już tyle czasu, jak mogłam sobie spać w takim momencie?!
Bez namysłu wyrzucała z siebie słowa jednym tchem i przerzucała sukienki, mając wrażenie, że z tego niepokoju zaraz oszaleje. W końcu Argon chwycił ją za ramiona i odciągnął od szafy. Mimo, że próbowała protestować, zaprowadził ją do łóżka, usiadł obok niej i zmusił, aby spojrzała mu w oczy. Trzymał ją przy tym stanowczo, ale jednocześnie łagodnie.
Przez chwilę oddychała szybko pod wpływem wzburzonych emocji, aż jej oczy wezbrały łzami.
- Muszę go ratować – powtórzyła znacznie słabiej i pociągnęła nosem.
- Nie możesz ciągle wszystkim biec na pomoc. Poza tym pomyśl logicznie. Gdyby zamierzał zabić Sato, zrobiłby to wtedy, na twoich oczach. Podejrzewam, że bardziej przyda mu się żywy i jeszcze go zobaczysz. Dopiero wstałaś i jako twój starszy brat, nigdzie cię nie puszczę bez śniadania. Umówmy się, że później pomyślimy jak odbić twojego przyjaciela.
Argon mówił tak spokojnie i przekonywująco, że nie miała innego wyjścia, jak zgodzić się z jego argumentami. W końcu pozwoliła opaść emocjom i zgarbiła ramiona z głośnym westchnieniem. Argon również się odprężył i pozwolił, aby przysunęła się jeszcze bardziej i oparła głowę o jego ramię. Gdy zaburczało jej w brzuchu, sama roześmiała się nieco nerwowo.
- Zaraz Tara przyniesie śniadanie – zapewnił ją wojownik - A swoją drogą, nie zapytasz o innych? Fakt, że wyprowadziłaś nas z miasta właściwie w samą porę…
- No tak, De’Ilos! – Wyprostowała się raptownie, a na wspomnienie ognia, z przerażeniem zakryła dłonią usta i popatrzyła na Argona – Czy on…?
- Balar zrównał miasto z ziemią. Już nie ma nawet co, ani kogo ratować – wyjaśnił ponuro, wstał i zaczął przechadzać się po komnacie ze skrzyżowanymi przed sobą ramionami.
Ariel zacisnęła pięść i walnęła nią bezsilnie w materac. Sądziła, że przez jakiś czas będzie nieszkodliwy, a tymczasem przyleciał za nią i jednym machnięciem skrzydeł wszystko zniszczył.
- Teraz pamiętam. Te jego przeklęte pióra. A zamek? Przecież tam byli…
Zanim niechciane myśli zdążyły napełnić ją zgrozą, otworzyły się drzwi.
- Śniadanko dla naszej śpiącej królewny – zanuciła Tara, niosąc przed sobą tacę i uśmiechając się do nich szeroko, jakby nie dostrzegała ich min i ciężkiej atmosfery.
Za nią zaś pojawiła się jeszcze jedna osoba.
- Lunna!!
Ariel zerwała się z miejsca i rzuciła się elfce na szyję, aż ta cofnęła się i uderzyła o ścianę.
- Ty żyjesz! A już się bałam…
Lunna roześmiała się dźwięcznie, klepiąc ją po plecach, aż w końcu udało jej się odsunąć. Długi, brązowy warkocz leżał przewieszony przez ramię, uwidaczniając jej spiczaste uszy, zaś sukienka w delikatne wzory podkreślała jej smukłą sylwetkę.
- Wiedziałam, że będziesz się martwiła, więc przyszłam. Jak widzisz mam się całkiem dobrze.
- Może zajmij się jedzeniem, a my ci wszystko w tym czasie wyjaśnimy.
- Kochana Tara – Ariel pod wpływem szczęścia uściskała również przyjaciółkę.
- Przecież mnie nie groziło spalenie.
- Ale przyniosłaś jedzenie. Znów mnie uratowałaś.
- A więc dobrze zrobiłam, szykując podwójną porcję?
- Jakbyś czytała mi w myślach.
Zaledwie Tara postawiła tacę na stoliku, Ariel rzuciła się łapczywie na jedzenie, wpychając do ust wszystko po kolei. Dopiero, gdy dostrzegła, że cała trójka wpatruje się w nią z lekką konsternacją, opamiętała się, przełknęła i posłała im niewinny uśmiech.
- Więc opowiadajcie – zachęciła ich, już znacznie wolniej zabierając się za ciepłą zupę.
Tara zaczęła wyjaśniać na swój żywiołowy sposób, jak to po zjawieniu się Balar, kapitan wyczuł, co planuje i teleportował się do zamku, skąd zabrał dwójkę elfów i ukrywających się tam ludzi.
- Niestety nie zdążyłem przetransportować wszystkich – Argon pokręcił głową z pochmurnym czołem.
   - Zrobiłeś, co mogłeś – zaprotestowała Lunna. Dotknęła jego ramienia, ale gdy spojrzał na nią kątem oka, odsunęła się szybko. Smutną minę szybko zastąpił wyraz podziwu – Gdyby nie ty, wszyscy byśmy tam zginęli.
   - Właśnie, kapitanie – poparła ją entuzjastycznie Tara. Zresztą w jej wykonaniu wszystko było entuzjastyczne i żywiołowe, nawet zwykłe uniesienie ręki. Sama jej obecność działała na Ariel orzeźwiająco. – Zareagowałeś, zanim my zdążyliśmy pomyśleć, co się dzieje – dziewczyna usiadła obok Ariel i zaczęła bawić się swoimi warkoczami – Jak tylko przybyliśmy, bez odpoczynku odnalazł ludzi, którzy wcześniej uciekli z miasta i teleportował ich do stolicy. No i dzięki niemu klan wilków znów ma swojego Alfę.
    - Yarith tu jest? – Ucieszyła się Ariel.
    Tara skinęła głową, po czym ściszyła głos:
    - Twój brat jest naprawdę niesamowity. Dobrze, że się w nim nie zakochałaś, bo mielibyśmy kłopot. Myślałam, że nigdy ci nie powie, kim jest. Wiadomo, że kto się czubi, ten się lubi i już zaczynało mi się robić szkoda króla Rivy. Biedaczek wodzi za tobą tymi szarymi ślepiami, jak pies za kością.
    Ariel poczerwieniała gwałtownie i zakrztusiła się chlebem, aż z wysiłku pociekły jej łzy. Sięgnęła po kubek i opróżniła go jednym tchem.
   - Oj – przyjaciółka zasłoniła usta dłonią, robiąc przy tym skruszoną minę, w której jednak nie było ani grama poczucia winy – Chyba za dużo powiedziałam. Zapomnij o tym.
- Łatwo powiedzieć – mruknęła, spiorunowała ją wzrokiem i powróciła do jedzenia, gdyż wciąż czuła się głodna.
Riva? Wodzi za mną wzrokiem? A ja myślałam…
Zamiast dalej rozwodzić się nad słowami przyjaciółki, jej uwagę przykuła rozmowa Argona i Lunny.
Wojownik stał przy oknie i co i raz wyglądał na zewnątrz, a elfka właśnie składała mu raport, jakby była jednym z jego podwładnych.
- Dopilnowałam, żeby mieszkańcy De’Ilos odnaleźli swoich bliskich i ulokowałam ich na razie w karczmach. Yarith osobiście szuka dla nich nowych domów. Vethoyni dostali rezydencje szlachty - mówiąc, wpatrywała się w jego plecy, a gdy skończyła, z niepewną miną stanęła po drugiej stronie okna, naprzeciwko niego. Gdy na niego spojrzała, jej oczy rozświetlił tajemniczy błysk – Czy o czymś zapomniałam?
Argon nie poruszył się przez całą jej przemowę i wyglądał, jakby jego uwagę pochłonęło coś ciekawego za oknem, a jej słuchał tylko jednym uchem.
- Odpoczęłaś w ogóle?
- Co? – Lunna uniosła brwi, chyba nie spodziewając się takiego pytania. Zbita z tropu, szybko się zreflektowała i jej twarz rozświetlił uśmiech, jakby podarował jej wymarzony prezent. Tara zachichotała cicho i przewróciła oczami. – Owszem, a ty? Nie wyglądasz, jakbyś się wyspał.
Argon w końcu oderwał wzrok od okna i zmierzył ją wzrokiem z czymś przypominającym uśmiech. Ariel, która zabierała się właśnie za owoce, zamarła z jabłkiem w ustach. Zdążyła poznać swojego brata na tyle, by wiedzieć, że poza nią i Rivą, wojownik odnosi się do pozostałych ze swoją zwykłą szorstkością i potrafi tylko wydawać burkliwe rozkazy. Dopiero niedawno odkryła, że jego spojrzenie może skrywać tyle emocji, a ich zieleń tak intensywnie błyszczeć.
Właśnie teraz jej brat nie patrzył na elfkę jak na resztę świata, tylko jak na Ariel i na Rivę.
- Dzisiaj mamy również wiele pracy, więc nie myśl sobie, że zostawię cię z tymi dwiema na pogaduszkach – przypomniał swoim zwykłym rozkazującym tonem, ignorując jej pytanie.
Jego słowa przyniosły odwrotny skutek, niż można by się było spodziewać, bo Lunna rozpromieniła się jeszcze bardziej i zasalutowała. Jej błyszczące oczy chłonęły jego twarz, jakby miały przed sobą wyjątkowo fascynujące zjawisko.
- Tak jest! Aha – przypomniała sobie nagle – Raliel jest gotowy, żebyś go przeniósł do Sallen.
- Dobrze, chodźmy więc.
Lunna pierwsza ruszyła do drzwi, ale po drodze spojrzała na Ariel i Tarę bez specjalnego żalu, że musi je opuścić.
- Przykro mi, ale obowiązki wzywają. Później jeszcze się zobaczymy.
Dziewczyny w milczeniu odprowadziły jej wzrokiem, a gdy zniknęła w otwartych drzwiach, wstały natychmiast i dorwały Argona, zanim ten zdążył za nią wyjść.
- Wiedziałam! Wiedziałam! – Tara triumfalnie klasnęła w ręce – Obserwowałam was jakiś czas, aż teraz jestem pewna. Nasz Biały Kruk w końcu się zakochał.
- I nic mi nie powiedziałeś? – Ariel chwyciła go za rękę i szarpnęła z udawanym oburzeniem – W końcu więzy krwi zobowiązują. Żadnych tajemnic.
- No, to opowiadaj ja to z wami jest – zachęciła Tara.
Argon patrzył to na jedną, to na drugą, jakby miał przed sobą wariatki. Jego twarz była nieprzeniknioną maską.
- O co wam chodzi? Możecie skończyć z tymi bzdurami? Naprawdę mam dużo pra…
- Nie udawaj – przerwała mu Ariel – Widziałam jak Lunna na ciebie patrzy. Jakbyś był jakimś cudem świata.
- No, jej oczy błyszczą jak gwiazdy, jak tylko cię widzi. Wyznała ci już uczucia?
- A ty?
- Będzie wesele?
- Może trzeba zacząć rozsyłać zaproszenia?
Dziewczyny zasypały go gradem pytań, aż Argon tego nie wytrzymał. Westchnął ciężko odsunął je siłą.
- Lunna wyłącznie mi pomaga, a tak w ogóle to zajęłybyście się czymś pożytecznym. A ty Ariel – tu zmarszczył nos i stuknął ją palcem w czoło, odpychając na długość ręki – Wykąp się wreszcie.
- Co?
- A ty dopilnuj, żeby nie robiła czegoś głupiego – zwrócił się surowo do Tary i wymaszerował z pokoju.
Ariel patrzyła za nim, mrugając z zaskoczeniem. Jej przyjaciółka tymczasem zmierzyła ją krytycznym spojrzeniem i pokiwała głową.
- No tak, trzeba było najpierw się tym zająć.
Ariel bezradnie rozłożyła ręce.
- Ale czym?
- Oj, dziewczyno, ty naprawdę kompletnie nie zwracasz uwagi na swój wygląd.
Ariel spojrzała na swoje bose stopy i czystą koszulę nocną i wzruszyła ramionami. To fakt, że czuła się trochę brudna, ale w końcu spała prawie trzy dni.
- Nie wiem, o co ci chodzi, ale…
Tara bezradnie wzniosła oczy ku sufitowi.
- To fakt, że zdarłam z ciebie te brudne łachy i obmyłam powierzchownie, żebyś całkiem nie zarosła brudem, ale i tak wymagasz gruntownego szorowania. Poza tym musisz coś zobaczyć.
To mówiąc, popchnęła Ariel w stronę toaletki, stojącej w kącie komnaty i posadziła przed lustrem. Na zewnątrz zaczął padać deszcz i drobne krople zabębniły o okno, gdy w komnacie rozległ się okrzyk przerażenia.
- No właśnie – skwitowała kwaśno przyjaciółka, podczas gdy Ariel patrzyła na swoje odbicie i ledwo się poznawała.
Włosy miała kompletnie potargane, sklejone i tak brudne, że straciły swój kolor. Gdy ich dotknęła, okazały się szorstkie i całkiem sztywne. Na policzkach wciąż widniały ślady zaschniętej krwi i brudu i tak naprawdę dopiero teraz poczuła, jak bardzo potrzebuje wody. W tym wszystkim tylko oczy pozostały niezmienne, przejrzyście zielone i czujne.
Nawet pasemka były wyblakłe i ledwo widoczne. Mrużąc oczy, zdawało jej się, że widzi cztery, chociaż to pewnie mogła być smuga brudu.
- Dobrze widzisz – Tara stała za nią i z ręką na jej ramieniu, patrzyła na jej odbicie – Nie wiem, kiedy i gdzie, ale musiałaś znaleźć kamień. Nie pamiętasz?
Ariel pokręciła głową, z uniesionymi brwiami wpatrując się w ciemnobrązowe pasemko, które pojawiło się obok błękitnego. W jednej chwili przestała zwracać uwagę na swój wygląd i zapomniała nawet, że miała zbesztać Tarę za to, że trzymała ją w nieświadomości, że wygląda tak koszmarnie.
- Nie wiem – przygryzła wargi, ale ostatnie wydarzenia zdawały się lekko zamglone. Ostatnie, co pamiętała to ogień. – Może niechcący wpadł mi w ręce, gdy upadlam i zemdlałam.
- Gdy cię znaleźliśmy, już miałaś to pasemko, więc pewnie tak. Ależ ty masz szczęście dziewczyno.
Ariel uśmiechnęła się szeroko, czując nagle ogromny przypływ szczęścia i energii. Sądziła, że poszukiwania kolejnych kamieni zajmą jej miesiące, a tu kolejny zbieg okoliczności.
Skoczyła i uściskała Tarę ze śmiechem.
- Mam trzeci kamień! Wiesz, co to oznacza? Został już tylko jeden do znalezienia, a już się bałam, że nie zdążę, żeby pokonać Gathalaga – nie zauważyła, że przyjaciółka wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia, w podekscytowaniu wirując z nią po komnacie – Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział od razu? Muszę wypróbować nową Moc – puściła Tarę, znów pobiegła do lustra i z przejęciem zerknęła na pasemka – To kamień Ziemi. Ciekawe, co…
- Później się tym zajmiemy, a teraz czas na kąpiel. Chyba nie chcesz, żeby ktoś jeszcze zobaczył cię w tym stanie.
Nagła myśl, że Riva mógłby tu wejść i zamiast niej, zobaczyć kupkę brudu, od razu ją otrzeźwiło. Wbiła w przyjaciółkę oskarżycielskie spojrzenie.
- Dlaczego od razu nie powiedziałaś mi, że wyglądam tak strasznie?
Tara tylko uśmiechnęła się niewinnie.
- Sądziłam, że jedzenie będzie twoim priorytetem. Poza tym żyłaś w błogiej nieświadomości, więc i tak było ci wszystko jedno.
Zachichotała, a Ariel dała jej kuksańca w żebra.
- W takim razie od dzisiaj moim priorytetem będzie kąpiel. Pamiętaj o tym.
- Tak jest, moja pani – Tara wykonała głęboki ukłon, a na widok jej wciąż rozbawionej miny, Ariel ponownie się zamachnęła, ale przyjaciółka zrobiła unik.
- Już dobrze, mogę cię przepraszać jak długo zechcesz, ale teraz czas doprowadzić cię do porządku.
Zaprowadziła Ariel do niewielkiego pomieszczenia obok jej komnaty, gdzie pośrodku stała duża wanna na złotych nóżkach i wszelkie przybory potrzebne do kąpieli. Tara przywołała służbę, aby przyniesiono wodę i wróciła z naręczem ciepłych, miękkich ręczników. W pokoiku było tylko jedno zakratowane okienko, o które odbijały się teraz rytmicznie krople deszczu, wpuszczając do środka niewiele światła. Ariel stworzyła kulę światła, która od razu rozjaśniła przytulnie wnętrze. Nie chciała wspominać walki z Balarem i bitwy w De’Ilos, więc pozwoliła, aby zalała ją paplanina przyjaciółki, przyjemnie odciągająca od wszelkich trosk.
Gdy w końcu wsunęła się do gorącej wody, którą Tara hojnie pokropiła olejkami, aż westchnęła z błogiej ulgi. Od razu spojrzała na swój brzuch, gdzie w pewnej odległości od pozostałych, pojawiło się trzecie, brązowe znamię w kształcie owalnego kamienia. Dotknęła je opuszkami palców i zadrżała, gdy niemal od razu wyczuła jego Moc, silną i twardą niczym sama ziemia. Mogła po nią sięgnąć równie łatwo jak po wodę i powietrze, choć wiedziała już, że to za sprawą Trzeciego Oka, który wyczulał i wzmacniał wszystkie jej zmysły i zdolności umysłu. Już nie mogła się doczekać, żeby wypróbować nowy żywioł.
Najpierw musze zobaczyć się z Rivą. Pewnie mało odpoczywał i może potrzebuje mojej pomocy. Mam nadzieję, że Argon go pilnuje, żeby się nie przepracowywał. Na pewno już wie, że mam nowy kamień.
W pierwszej kolejności przyjaciółka pomogła jej umyć porządnie włosy, aż w końcu odzyskały swój naturalny rudy kolor. Potem zajęła się jej plecami, szorując je tak mocno, aż skóra zrobiła się czerwona.
- A co z Noxem? – Zagadnęła Ariel, wcierając w siebie pachnące mydło – Lepiej się czuje?
Przez kilka chwil panowała cisza, a gdy Tara w końcu się odezwała, miała dziwnie napięty ton.
- Nie wiem. Od powrotu rozmawiałam z nim tylko raz i to bardzo krótko, bo zwyczajnie kazał, żebym dała mu spokój – prychnęła i ze złością jeszcze mocniej zaczęła trzeć jej plecy – Nie wyglądał najlepiej, ale przecież nie będę się narzucać. Wiedziałam, że zawsze był zamknięty w sobie i milczący, ale sądziłam, że można z nim porozmawiać. Nie jest raczej nieśmiały, ale jakiś taki sztywny, jakby połknął kij i w ogóle nie wiem, co o nim myśleć.
- Lubisz go, prawda?
- Uratował mi życie – w głosie Tary wyraźnie wyczuła, że nie za bardzo ma ochotę o tym rozmawiać – Próbowałam okazać wdzięczność, ale to jak zaprzyjaźnianie się ze ścianą.
Ariel uśmiechnęła się w duchu. Współczuła Tarze, bo chociaż dziewczyna nie chciała przyznać tego głośno, darzyła półelfa czymś więcej, niż wdzięcznością. Dało się to zauważyć chociażby po tym, że patrzyła na niego z tym samym błyskiem, co Lunna na Argona.
W końcu przestała maltretować swoje ciało, które już i tak było całe czerwone, oplotła kolana rękami i ściągnęła cały brud w drugi koniec wanny. W wiadrze pozostało jeszcze gorącej wody, która na jej spojrzenie podleciała ku niej strumykiem i opadła jej na głowę, twarz i ramiona. Ariel zerknęła na złotą kulę światła, przypominając sobie, jak została wyrwana z kryjówki Balara. To właśnie wtedy zaprzyjaźniła się z Noxem, który cierpliwie zaspokajał jej ciekawość, był troskliwy i pomógł jej wrócić do wisiorek. Nauczył ją uzdrawiania. Był pierwszym Noszącym Znak Kruka, którego polubiła i tak było do tej pory, chociaż faktycznie od tamtego czasu Nox nieco się zmienił. Jakby te wszystkie problemy, które mieli, przeżywał jeszcze mocniej i zmagał się z nimi w milczeniu. Może powinna z nim porozmawiać i spróbować pocieszyć.
- Co się właściwie wtedy wydarzyło? – Zapytała po dłuższej chwili ciszy, głównie po to, żeby Tara znów zaczęła mówić. Milczenie jakoś do niej nie pasowało – Naprawdę byłaś blisko śmierci?
- Tak, ale żeby do tego dojść, musiałabym wyjaśnić wszystko od początku.
Tak więc Tara zaczęła opowiadać i z każdym słowem wyraźnie się ożywiała, znów w swoim żywiole. W pierwszej kolejności wyjaśniła, że jako dzieci trafiły do innego świata, który tutaj uważany był za ten gorszy i wybrakowany, głównie przez brak Mocy. Opowiadała o ich życiu w szkole z internatem, o lekcjach, kłopotach, w które ciągle wpadała Ariel, jej pracy w bibliotece i o Kiiri – Kirze. W tym czasie, pomogła Ariel się wytrzeć i owinąć w ręczniki. Nie przestając mówić, wróciły do komnaty, gdzie Ariel usiadła w końcu czysta na łóżku, a Tara stanęła przed szafą i zaczęła szukać dla niej sukienki.
- Ta będzie dobra – przerwała i odwróciła się jej stronę, prezentując jasnozieloną sukienkę, przewiązaną złotą szarfą i z drobnymi kwiatkami przy dekolcie – Wiem, wiem – dodała szybko, widząc jej udręczoną minę – Później załatwię ci coś bardziej wygodnego, ale teraz nie masz wyboru.
Ariel skrzywiła się, chociaż nie protestowała, gdy pomagała jej się ubrać. Sukienka okazała się w miarę wygodna, a do tego idealnie współgrała z jej bladą cerą, włosami i kolorem oczu. Patrząc w lustro, nie mogła już stwierdzić, że jest brzydka, bo by oszukała samą siebie. Nawet nie wiedziała, kiedy przybyło jej centymetrów, a ciało zaokrągliło w odpowiednich miejscach, chociaż była szczupła niczym elfka.
- A więc Kira, to znaczy Kiiri była taka wredna?
Usiadła przy toaletce, a Tara zajęła się, rozczesywaniem jej wilgotnych włosów. Kolorowe pasemka znów były dobrze widoczne, szczególnie to nowe. Ariel z lubością, co i raz dotykała je palcami i przeczesywała. Właśnie dowiedziała się, że w szkole przez nie była odludkiem i czuła się inna. Teraz uważała je za świadectwo swojej Mocy. Była z nich dumna, jak wojownicy ze swoich znamion kruka.
W odbiciu, usta Tary wykrzywiły się na jakieś wspomnienie.
- O tak, niezła z niej była jędza. Była bogata, więc uważała się za lepszą od innych, a takie zawsze znajdą sobie kozła ofiarnego. Myślę, że gdybyś wtedy potrafiła to, co teraz, ta dziewczyna miałaby przechlapane. Jednak i tak radziłaś sobie całkiem nieźle. Może czas opowiedzieć ci o tajpku.
Gdy Tara rozwodziła się nad swoim pupilem, jadowitym wężem, jej uśmiech niemal przyprawiał o dreszcze. Słuchając jej, Ariel wydawało się to takie niewiarygodne i zabawne, chociaż miała też niejasne wrażenie, że naprawdę to pamięta. W końcu przyjaciółka doszła do części, gdy wąż wydostał się z klatki i ja ukąsił.
- Lubiłam go, ale naprawdę mogłam przez niego zginąć.
Skończyła ją czesać, podpinając kilka kosmyków zielonymi spinkami i usiadła na łóżku. Ariel odwróciła się w jej stronę, czując się w końcu jak człowiek. A dzięki opowieści przyjaciółki w końcu wiedziała, co się z nią działo przed tym, zanim trafiła do Balara i jak wyglądało jej życie. To było bardziej, jakby słuchała o życiu kogoś innego, jednak dzięki temu, czarna dziura w głowie nie była tak przerażająca, a ona jeszcze bardziej doceniła obecność Tary. Czuła, że od tamtego czasu obie przeszły bardzo długą drogę, by znów się spotkać, tutaj, w tym samym zamku, ale innym świecie. W tym, który był ich domem.
- Więc w szkole wyprawili ci pogrzeb, chociaż twojego ciała tam nie było? – Dopytała, żeby lepiej wszystko zrozumieć.
Tara pokiwała głową, aż podskoczyły jej warkocze.
- Kiedy mnie ukąsił, akurat rozmawiałam z rodzicami, więc od razu wiedzieli co się stało. Kiedy leżałam nieprzytomna i wszyscy w szkole myśleli, że nie żyję, przybyli razem z Noxem. Stworzył iluzję, którą zamknęli w trumnie i pochowali, a mnie przeniósł z powrotem do Elderolu i uzdrowił – zachichotała, chociaż to musiało być dla niej ciężkie przeżycie – Tak naprawdę szkoda mi było tylko ciebie, bo wiedziałam jak rozpaczasz. Miałaś tam tylko mnie i naprawdę chciałam wrócić, ale po tym, co się stało, było to już niemożliwe. Poza tym rodzice by mnie nie puścili. Matka o mało nie dostała zawału.
- Ale wszystko dobrze się skończyło – Ariel z poważną miną oparła się o krzesło – Ciekawe w takim razie jak Kira się tu znalazła.
- Musiała dotknąć tego kamienia, co ci dałam i wtedy się przeniosła – Tara wzruszyła ramionami, chyba nie bardzo przejmując się jej losem – Widocznie to tak działa. Tylko Potomek Liry może dotknąć kamieni. Być może innych by zabiły, albo coś takiego, a ją akurat przeniosło tutaj.
- No i zyskała nieco jego Mocy.
- Na szczęście tylko nieco. Wolę sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby dostała jej więcej – Tara wzdrygnęła się, obejmując ramionami – Takie jak one zawsze pozostaną wredne i jędzowate żmije.
- Nie wiem, ale jakoś mi jej szkoda. Może i była wredna i w ogóle, jednak nie powinno ją to wszystko spotkać. Dostała się w ręce Rairi i próbowała mnie zabić, chociaż nie wiedziała, dlaczego. Podejrzewam, że również straciła pamięć.
- Nawet lepiej. Odstawimy ją do jej świata i możemy o niej zapomnieć.
Może, dlatego, że przyjaciółka pamiętała to wszystko, była wobec niej tak wrogo nastawiona. Ariel nawet to rozumiała, ale sama raczej tylko współczuła Kirze.
- To dobrze – Ariel odrzuciła do tyłu włosy, muskając przy okazji pasemka – Powinna jak najszybciej wrócić do domu, pewnie wszyscy się o nią martwią.
- Z pewnością jej rodzice przeszukują cały kraj, ale czas między naszymi światami jest tak dziwny, że równie dobrze mogło tam minąć kilka lat, lub kilka minut. A tak w ogóle, to król i Argon chcą ją najpierw przesłuchać - machnęła lekceważąco ręką, sadowiąc się wygodniej na łóżku – Wiesz, z związku z tą elfką, czy zna ich dalsze plany i takie tam. Ja tam nie wiem czy to coś da, bo jak tylko się ocknęła, pytała w kółko o jakiegoś Ortisa, a jak dowiedziała się, że całe De’Ilos spłonęło, wpadła w histerię i w sumie od tamtej pory siedzi w kącie i tylko płacze. Nawet mi jej teraz trochę szkoda, ale może jak się uspokoi, to powie coś więcej.
Jak tylko skończyła mówić, Ariel wstała od razu i ruszyła do drzwi.
- Gdzie ona jest?
- W celi – Tara ruszyła za nią pospiesznie, jakby bała się, że jej ucieknie – Ale nie martw się, kazałam im dobrze ją traktować i dawać porządne posiłki. W końcu próbowała cię zabić nie z własnej woli.
Ruszyły długim korytarzem, a potem schodami w dół. Poza służbą zdawało się, że zamek jest opustoszały. Dzień był pochmurny, więc wszędzie panował półmrok, a deszcz bębnił w podłużne, witrażowe okna napełniając cały zamek jednostajnym dźwiękiem. Ariel ledwo słuchała przyjaciółki, przemierzając kolejne korytarze, jakby doskonale znała i pamiętała tu każdy kąt. A raczej jej nogi pamiętały, oczy i całe ciało, poza głową. Wszystkie obrazy i gobeliny były znajome, wyznaczały punkty orientacyjne kolejnych zakrętów, schodów, czy konkretnych pomieszczeń. Muskając palcami chropowatą ścianę z czerwonych cegieł Ariel czuła całą sobą, że jest w domu.
- Spróbuję z nią porozmawiać – powiedziała szybko, gdy Tara przerwała dla zaczerpnięcia powietrza – Może mnie coś powie.
- Jak chcesz, ale musisz wiedzieć, że bracia otoczyli ją grubą tarczą, żeby nie mogła wydostać się za pomocą swojej Mocy. Wprawdzie nie ma tam nic, czym by mogła poruszać, chociaż mogłaby na przykład wygiąć pręty i…
- Dobrze, rozumiem – Ariel zerknęła na przyjaciółkę, poirytowana plątającą się między nogami sukienką. W końcu zebrała materiał w dłonie, gdy zbiegały szerokimi schodami na główny hol. – Będę ostrożna i tylko z nią…
Przerwała, widząc, że wrota sali tronowej otwierają się i wychodzą z niej Noszący Znak Kruka, pogrążeni w rozmowie. Ich napięte głosy niosły się aż pod sklepienie.
- Chyba mieli jakieś ważne zebranie – szepnęła Tara, pochylając się nad jej barkiem i wypatrując wśród wojowników białych włosów.
- I to beze mnie – mruknęła Ariel, marszcząc brwi. Mężczyźni byli tak pochłonięci dyskusją, że chyba nawet nie zauważyli ich, stojących na schodach.
- Pewnie dyskutowali o bitwie i kłócili się, co robić dalej. Oni tak lubią, wolą gadać niż działać. No, może poza Kollem, który…
- Tara – przerwała jej stanowczo, zaciskając dłoń na poręczy i wpatrując się w hol. Była zła na Argona, który nie powiedział jej o naradzie. – Poczekaj tu, albo zajrzyj do Kiry beze mnie.
I nie czekając na reakcję przyjaciółki, zbiegła ze schodów. Dostrzegła Argona, który rozmawiał z Yaritha i jego córką. Nie chcąc, by ją zauważyli, przemknęła chyłkiem w cieniu kolumn i wślizgnęła się przez uchylone skrzydła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych