Czarna Wieża wzięła swoją nazwę
nie tylko od czarnego kamienia, ale również od tego, że zawsze
panował w niej nieprzenikniony mrok. Ani jedno okienko nie
wpuszczało do środka choćby krzty światła. Dlatego przeciętni
ludzie nie potrafili długo wytrzymać w jej klaustrofobicznych ścianach. A tym bardziej w podziemnej sali, gdzie
ukrywała się, przyzywająca ich potęga, którą lękali się
nazwać po imieniu.
Na zewnątrz panowała głęboka noc, gdy Balar
wspinał się po schodach, wracając od Gathalaga. Przyzwyczajony do
ciemności, niemal się w nią wtapiając, nie potrzebował żadnego
światła, które przecież mógł stworzyć sobie w dowolnych
ilościach. Muskając dłonią gładką ścianę, nawet nie potykał
się na stopniach, chociaż kulał lekko, a rany i sztywność pleców
wciąż nie dawały mu spokoju. Mimo to uśmiechał się do siebie
nieznacznie, zadowolony z przebytej rozmowy i jej rezultatów.
Niespiesznie wspiął się na sam szczyt wieży,
gdzie mieścił się niewielki pokój, który stanowił jego
mieszkanie, gdy tego potrzebował. Skromny, nawet jak na jego
potrzeby, ale przynajmniej chronił przed deszczem i chłodem.
Jeszcze zanim otworzył drzwi, wiedział, że ma
gościa.
- Widzę, że wszystko przebiegło po twojej
myśli – usłyszał od progu.
- Raczej po twojej – zamknął za sobą drzwi i
przeszedł w głąb pokoju, krzyżując przed sobą ramiona.
Rairi stała przy oknie, w chłodnym blasku
księżyca wpadającym do środka i obserwowała go ciemnymi oczami,
potrafiącymi zajrzeć wprost do jego duszy. Dzisiaj miała na sobie
bordową sukienkę z głębokim, wyzywającym dekoltem.
- A ty tego nie chciałeś?
- To był twój pomysł i chyba nie przyjęłabyś
mojej odmowy. Gathalag był zadowolony, więc ja też.
- Wciąż jesteś mu ślepo wierny, chociaż to
ja jestem i będę twoją Panią?
Uśmiechnął się z wyższością i zbliżył do
stolika, zawalonego zwojami i księgami, które w nieładzie
zajmowały również regał przy ścianie. Jego palce musnęły wolny
kawałek blatu, pokryty kurzem.
- Myślę, że na razie nasze cele są podobne, a
jak do tej pory tobie również byłem posłuszny. Pamiętam nawet,
że ostatnio byłaś ze mnie zadowolona.
- Tak, dlatego tu jestem. Chociaż przyznam, że
wolałam już tamtą ruderę – zmarszczyła nos i jednocześnie
popatrzyła na wąskie łóżko z pożółkłym materacem i dziurawym
kocem do przykrycia – Mam wrażenie, że za każdym razem
zamieszkujesz w coraz gorszych miejscach. Czy następnym razem
spotkamy się w zatęchłej jaskini niedźwiedzia?
Uniósł kąciki ust w rozbawieniu, zdjął
płaszcz, rzucając go na krzesło i podszedł do okna.
- Nie potrzebuję luksusów, a to tylko chwilowe
schronienie.
- Mógłbyś jednak pomyśleć trochę o moich
potrzebach – poskarżyła się i pełnym gracji ruchem dotknęła
jego ramienia, które pod cienką tuniką skrywało napięte mięśnie.
Drugą dłoń położyła płasko na jego brzuchu i uniosła głowę
– Wiesz, że mam znacznie wyższe wymagania i lubię luksus.
- Więc z pewnością będziesz zadowolona, gdy
po wszystkim zamieszkamy w zamku.
- To idealne miejsce dla królewskiej pary –
uśmiechnęła się leniwie, z satysfakcją. Długimi paznokciami
obrysowała kontury jego twarzy, zarys szczeki, aż dotarła do ust.
Balar nawet nie drgnął, chociaż czerń w jego oczach zgęstniała
– gdy twój brat umrze, odzyskasz swój dom i należne ci miejsce.
Skinął głową i wyjrzał przez okno. Po chwili
Rairi zrobiła to samo. Wokół wieży powstawało coraz więcej
namiotów. Armia rosła z każdym dniem i przy wyspie kołysało się
setki statków. Tutaj, na samym szczycie wieży szum morza i huk
rozbijających się o skały fal, był zaledwie łagodnym dźwiękiem
kołyszącym do snu.
- Widziałeś moje skrzydła? – Zapytała po
dłuższej chwili zapatrzona w dal, zerkając na niego kątem oka.
- Tak – oparł się niedbale o ścianę –
Niezwykłe i pasują do siebie.
- Mój syn sprawił mi wspaniały i wyjątkowy
prezent.
- Zapewne znów go do tego zmusiłaś –
popatrzył na nią z beznamiętnym wyrazem twarzy – On tego nie
wytrzyma. Za długo go kontrolujesz i w końcu nie będzie z niego
pożytku.
Rairi machnęła lekceważąco ręką. To była
cała ona. Nawet dziecko z własnej krwi traktowała jak zwykłe
narzędzie.
- Dlatego kazałam, żeby się pospieszył. Jest
słaby, bo jest zwykłym mieszańcem – rzuciła z pogardą –
Dopóki chodzi, mogę go używać – stwierdziła, jakby miała na
myśli marionetkę, po czym zmieniła całkowicie temat, uznając, że
jej syn nie jest wart jej uwagi i wskazała gdzieś za okno - Nie
rozumiem, dlaczego kazałeś im tu przypływać, przecież i tak będą
musieli wracać na ląd, żeby zaatakować stolicę. Nie mogli
gromadzić się gdzieś w odludnym miejscu, albo w lesie?
Przez chwilę spoglądali w dół, na miasteczko
namiotów, po czym Balar podszedł do jedynego krzesła w pokoju i
rozparł się na nim wygodnie.
- To proste. W każdym miejscu na lądzie
narażeni są na wykrycie i atak. Tutaj do czasu kolejnej bitwy będą
bezpieczni, a nasze siły, zamiast maleć, tylko rosną.
Rairi odwróciła się z grymasem na pięknej,
porcelanowej twarzy.
- Nie zapominaj, że nasi sprzymierzeńcy i tak
ginął codziennie w pomniejszych bitwach.
- To tylko nic nieznaczące ziarenka piasku. Sama
tak mówiłaś.
- Widzę, że szybko się uczysz. Może wyręczę
ich żałosne trudy i sama trochę pobawię się z wieśniakami. Już
dawno nikogo nie zabiłam i zaczynam się nudzić. Przyłączysz się?
Spojrzał jej prosto w oczy, z uśmieszkiem w
jednym kąciku ust.
- Z przyjemnością.
Zbliżyła się kocim ruchem, usiadła mu na
kolanach i złożyła na jego ustach pełen czułości pocałunek.
Balar objął ją ramionami i przyciągnął do siebie z cichym
westchnieniem.
Nie odsuwając się, pogłaskała go po twarzy,
wodząc również po niej wzrokiem. Sięgnęła po jego prawą dłoń
ze znamieniem kruka i położyła na swoim policzku.
- Wiesz, że nienawidzę ludzi i zabijam ich z
czystej przyjemności. Ciebie oszczędziłam, chociaż na początku
naszej znajomości byłeś taki żałosny i należałeś do
królewskiej rodziny. Nikogo więcej nie darzę takimi względami,
więc powinieneś być mi wdzięczny, że jeszcze mi się nie
znudziłeś.
- Jestem – odparł ochryple.
Sięgnął do jej ust, ale odsunęła się z
uśmiechem.
- Czasami trudno mi cię zrozumieć – zaczęła
nowy temat, jakby specjalnie się z nim drażniła - Nie rozumiem, na
przykład, dlaczego zabiłeś tego zwierzołaka, zamiast ponownie
związać go zaklęciem. Byłby bardziej użyteczny.
- Przecież znasz moje myśli na wylot – wplótł
palce w jej długie włosy, drugą ręką obejmując ją w talii –
Ten kundel znów by uciekł. Już dawno miałem ochotę go zabić, a
zrobienie tego na jej oczach było podwójcie satysfakcjonujące.
Gdybyś widziała jej minę. Jej słabe punkty są aż nadto
oczywiste.
- I w ogóle cię to nie ruszyło?
- A dlaczego by miało?
-
Kiedyś…
- Możesz już przestać mówić?
Objął ją za kark i gwałtownie wpił się w
jej usta, stanowczo ucinając rozmowę. Przylgnęła do niego całym
ciałem tak, że teraz dzieliła ich jedynie cienka warstwa ubrań.
Przejechała dłońmi po jego włosach i odwiązała czarną
tasiemkę, która sfrunęła na podłogę, a uwolnione kosmyki
spłynęły luźno na jego kark i twarz. Potem jej ręce powędrowały
po jego napiętych plecach, odnajdując nierówności długich,
niezagojonych ran. Każdy wodzący po bliznach palec przynosił
kojącą ulgę i powoli gasił trawiący go niemal nieustannie ból.
- A więc już zupełnie cię nie obchodzi? –
Usłyszał jej głos pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim.
- Kto?
- Twoja gwiazdeczka. Ariel. Wyrzuciłeś ją z
głowy, ale czy z serca też?
Nie odpowiedział, zbyt zaaferowany miękkością
i uległością jej ust. Jego dłonie po omacku zaczęły szukać
zapięcia jej sukni.
W jednej chwili poczuł wyraźną zmianę. Nie
tylko w ciężarze jej ciała, ale i w kształcie. Usta, które
całował również nieznacznie uległy przeobrażeniu, nawet ich
smak stał się inny. Długie kosmyki połaskotały go w policzek,
ale były jakby bardziej poskręcane i mniej jedwabiste. Z pewnością
nie mogły należeć do Rairi, ale bardziej...
Otworzył oczy i od razu napotkał zielone
spojrzenie oraz znajomą twarz młodej dziewczyny, okoloną burzą
rudych włosów. Wciąż go obejmując, odchyliła głowę i
uśmiechnęła się Jej uśmiechem.
Balar zareagował błyskawicznie, zanim była w
stanie mu uciec. Z grymasem wściekłości chwycił ją brutalnie za
gardło i rzucił na podłogę, po czym sam ukląkł obok z jednym
kolanem wbijającym się w jej żebra. Pochylił się nad nią z
zimną pustką w oczach i zacisnął mocniej palce na jej szyi, jakby
zamierzał naprawdę ją zmiażdżyć.
- Co ty wyrabiasz? – Wysyczał przez zaciśnięte
zęby.
Patrzyła na niego spokojnie, z tym samym
uśmieszkiem, chociaż posiniała na twarzy i ledwo łapała oddech.
- To… tylko taki mały… test. Ostatni.
Zmarszczył brwi, ani na chwilę nie rozluźniając
uścisku.
- Nie żartuj sobie ze mnie w ten sposób. Mogłem
cię zabić.
- Więc nigdy… ani razu nie chciałeś jej
pocałować? - Wykrztusiła, mimo ucisku na żebra i trudności w
oddychaniu, zachowując całkowity spokój. Chociaż była w swojej
sukni, wciąż miała jej twarzy. Wiedział, że robi to specjalnie –
Od kiedy zbliżyłeś się do niej w szkole, nie pragnąłeś jej
ani...przez chwilę? Wygląda dokładnie... jak z twoich pierwszych
wizji. Kiedyś…?
- Właśnie, kiedyś. Dobrze, że użyłaś tego
słowa – przerwał ostrym tonem, uderzając jej głową o deski
podłogi, co nie zrobiło na niej większego wrażenia, a tylko
wywołało szerszy uśmiech – Kiedy w końcu przestaniesz wytykać
mi przeszłość i zrozumiesz, że nikt mnie nie zmuszał, żebym do
was przyszedł? Ariel jest nikim więcej, jak kolejnym Potomkiem
Liry, który zagraża Gathalagowi. Poza tym nie obrażaj mnie,
sugerując coś tak niedorzecznego. To obrzydliwe, co zrobiłaś i
jeśli jeszcze raz tak się ze mną zabawisz, ukręcę ci kark na
miejscu.
- Dobrze – Rairi patrzyła na niego zielonymi
oczami, które powoli wracały do jej naturalnego brązu, podobnie
jak włosy. Balar pozostał spięty, chociaż rozluźnił uchwyt, by
mogła swobodnie oddychać i zabrał kolano – Podoba mi się twoja
reakcja i odpowiedź. A więc jeszcze jedno pytanie. Dlaczego ciągle
z nią przegrywasz i pozwalasz, żeby ci uciekała? Zaklęcie
Posłuszeństwa wciąż działa, prawda? Po co więc się z nią
bawisz, zamiast zwyczajnie zaciągnąć do twojego Pana i zablokować
jej Moc?
- To kilka pytań, nie jedno.
- Odpowiedz.
Całkowicie wróciła do swojej postaci, więc
puścił ją, wstał niezgrabnie i usiadł na brzegu pryczy.
Rozpuszczone włosy odgarnął za uszy.
- Masz racje, że to była zabawa. Chciałem
sprawdzić w praktyce możliwości kamieni. Wiesz, że Gathalag z
początku chciał ją zabić, ale potem zapragnął posiąść Moc
Potomka, by po uwolnieniu władać wszystkimi żywiołami. Mogłem z
łatwością nad nią zapanować i zmusić do posłuszeństwa, ale
przecież nie ma jeszcze wszystkich kamieni. Jeśli wciąż masz
wątpliwości, proszę bardzo – dotknął czoła i zamkną oczy –
Przekonaj się sama, czy mówię prawdę.
Pod powiekami błysnęło czerwone światło i
poczuł w głowie jej bolesną, krwistą obecność, która jak
zawsze bez cienia łagodności przeszukała jego umysł, docierając
do najdalszych zakamarków. W jej przypadku nie były potrzebne żadne
rytuały Nadania Imienia. Wiedział doskonale, przekonał się już
nie raz, że żadne kłamstwo ani najdrobniejsza myśl nie umknął
jej uwadze. Jej zdolności umysłowe były jedyne w swoim rodzaju i
zbyt potężne, aby ją oszukać.
To nie tak, że jeszcze jej się nie znudził. Po
prostu nic przed nią nie ukrywał, był jej posłuszny i pozwalał,
aby ciągle to weryfikowała.
Był wobec niej szczery i nie musiała go
kontrolować, jak Noxa, żeby coś dla niej zrobił. Do tej pory nie
miała takiego towarzysza, który nie był z nią tylko z przymusu.
To dlatego tak ją fascynował.
Kiedy się wycofała, wyraźnie
usatysfakcjonowana, otworzył oczy i uniósł głowę z uśmiechem,
który rzadko gościł na jego twarzy. Napięcie wokół oczu i ust
zniknęło, zastąpione odprężeniem.
- Niech cieszy się wolnością,
dopóki może i znajdzie ostatni kamień ognia. Potem, gdy odda nam
swoją Moc, zabiję ją dla ciebie, w jaki sposób sobie wybierzesz.
Rairi patrzyła na niego przez chwilę w
milczeniu, a w jej przedwiecznych, nieśmiertelnych oczach pojawiło
się światło. Błysk dumy i miłości, którą go darzyła, nawet,
jeśli była pełna okrucieństwa i ulotna.
- Przeszedłeś. Wszystkie testy zaliczone.
- Więc koniec pytań i prób?
- Dopóki mnie nie zawiedziesz.
- To się nie stanie, moja pani – wyciągnął
zapraszająco ramiona, a ona podeszła, pełna gracji, wiecznie
piękna i niebezpieczna – Już niedługo. Będziesz miała swojego
wyśnionego króla, wiernego i potężniejszego niż bogowie.
Uśmiechnęła się zmysłowo, popchnęła go na
łóżku i położyła się obok, wsuwając dłoń pod jego tunikę.
- Wiesz, jak mnie zadowolić, mój królu. W
nagrodę podaruję ci więcej Mocy, żebyś mógł usunąć wszystkie
przeszkody i jeszcze lepiej mi służyć. Ten świat będzie nasz i z
twoją pomocą nawet bogowie nam się nie sprzeciwią.
Jej perlisty, pełen triumfu śmiech odbił się
od murów wieży, przedarł otaczające ich ciemności i dotarł aż
do podziemnej krypty, gdzie dusza Gathalaga również radowała się
z rychłej wolności.
***
- A więc czego dokładnie szukamy?
Tara siedziała na podłodze oparta o ścianę i
otoczona porozkładanymi wokół książkami. Jedną trzymała na
kolanach i bezmyślnie przewracała strony. Po raz kolejny ziewnęła
głośno, wyrażając tym swoje znudzenie.
- Nie wiem jeszcze, ale cokolwiek o niezwykłych
i rzadkich truciznach.
- Po co ci to w ogóle?
Ariel westchnęła, uparcie przeszukując kolejny
opasły tom. Znajdowały się w bibliotece, gdzie z ogromnych okien
sączyło się światło, w którym tańczyły drobiny kurzu. Ogromna
sala z wysokim łukowatym sufitem przesiąknięta była zapachem
papieru, skóry i drewna, regały stały w równych rzędach niczym
niemi strażnicy zgromadzonej przez lata wiedzy. O każdej porze dnia
panowała tu niemal doskonała cisza, gdyż biblioteka znajdowała
się na szczycie jednej z wież, a grube mury tłumiły dźwięki z
zewnątrz. Ariel przyszła tu z samego rana właśnie ze względu na
tą ciszę i oczywiście głównie dla książek. Zamierzała na
poważnie szukać leku dla Rivy, a najlepszym początkiem była
zamkowa biblioteka. Podejrzewała, że oboje z Argonem już to
zrobili, ale przecież nie zaszkodziło sprawdzić jeszcze raz. Mogli
przecież coś przeoczyć, w każdym razie było to lepsze niż nic
nie robienie.
Wzięła ze sobą Tarę bardziej dla towarzystwa
niż pomocy, bo samotność ostatnio źle na nią działała, a przy
przyjaciółce przynajmniej nie myślała o Sato. Chociaż wszyscy
wiedzieli, że król ma problemy zdrowotne, tylko kilka osób znało
prawdę i Ariel raczej nie chciała o tym rozpowiadać. Nawet swojej
najlepszej przyjaciółce.
Teraz więc musiała trochę jej skłamać.
- Argon mnie prosił, żebym coś sprawdziła –
odparła w końcu niewyraźnie, udając, że jej uwagę przyciągnął
jakiś tekst – Poza tym trochę dodatkowej wiedzy nie zaszkodzi.
- Mi wystarczy, że wiem jak trzymać miecz i
walczyć, żeby nie zginąć. Wolałabym potrenować, jest taki ładny
dzień, albo wyjść do miasta. – Tara zamknęła z hukiem książkę
i odrzuciła ją na stos obok jej nóg, który przechylił się i
rozleciał z hukiem na posadzkę. Zupełnie tym nie poruszona, znów
ziewnęła i przeciągnęła się głośno. Jej sukienki z każdym
dniem przyciągały coraz więcej uwagi i były coraz bardziej
wymyślne, a dzisiaj miała dodatkowo krótkie rękawy, które
odsłaniały jej ramiona poznaczone gęsto magicznym pismem. – Ale
bałagan, tylko nie każ mi potem tego sprzątać.
- Nie martw się, sama to zrobię – Ariel,
która z podwiniętymi nogami siedziała naprzeciwko niej przy
stoliku, również odłożyła gruby tom i sięgnęła po następny.
Wcześniej odnalazły na regałach kilka tytułów z alchemii i
leczenia, a ten stos, który je otaczał był zaledwie początkiem.
Ariel otworzyła skórzaną okładkę, zerknęła na przyjaciółkę
i trąciła ją w nogę – Mogłabyś się trochę przyłożyć i mi
pomóc.
Tara skrzywiła się z udręką, wstała i
przeniosła się na szeroki parapet, z westchnieniem zerkając przez
podłużne okno na ogród.
- Czy ktoś umrze, jeśli dzisiaj tego nie
znajdziesz?
Tak,
nasz król? Chciała
powiedzieć, ale wiedziała, że powinna zachować to dla siebie.
-
Nie, ale…
- To może opowiesz coś jeszcze o tym swoim
śnie? – Zaproponowała z chytrym uśmiechem.
Ariel przewróciła oczami, chociaż spodziewała
się tego, gdy w ogóle zaczęła ten temat. Przyjaciółka tak
ładnie się uśmiechała, że zostawiła w końcu książkę,
przeszła pomiędzy porozwalanymi na podłodze tomami i zajęła
miejsce po przeciwnej stronie parapetu. Tara zdobyła dla niej coś
wygodniejszego niż sukienki i teraz miała na sobie dopasowane
spodnie i długą zieloną tunikę przepasaną ozdobnym pasem, przy
którym wisiała pochwa z jej sztyletem. Teraz mogła swobodnie zgiął
przed sobą jedną nogę, a drugą przewiesiła przez kolano
przyjaciółki.
- W sumie powiedziałam ci już chyba wszystko –
odparła, opierając plecy o nagrzany mur. Gdy zerknęła w dół, z
tej wysokości krzątający się tam ludzie wyglądali jak malutkie
istoty, które mogłaby zdeptać butem.
- Twierdziłaś, że znalazł się nagle w tym
twoim świecie, do którego prowadzi mgła? – Tara wpatrywała się
w nią błyszczącymi oczami i ciekawością na twarzy. Zawsze
musiała wszystko wiedzieć w najdrobniejszych szczegółach.
- No tak, opowiadałam ci, że właśnie tam
spotykałam się z Lirą. Potem przyszedł Balar i wszystko
zniszczył, zmienił łąkę i las w ponury, jałowy krajobraz.
- A potem zjawił się król Riva?
- Tak. Pod jego stopami wszystko znów stało się
zielone. – Ariel uśmiechnęła się pod nosem na to wspomnienie,
po czym potrząsnęła głową – Ale to był raczej tylko taki sen,
bo on sam chyba tego nie pamięta. Riva pocieszał mnie po stracie
Sato, pozwolił mi się wypłakać i…
- I? – Tara aż pochyliła się do przodu.
- Wyglądał nieco inaczej niż w rzeczywistości.
Był nieco wyższy, nie miał bladej cery, i kiedy mnie przytulił,
wydawało mi się, że nasze serca biją jednym rytmem – wyznała
szybko, przy ostatnich, zarumieniła się lekko i w zamyśleniu
mieliła w palcach materiał tuniki.
Tara
zaczęła wiercić się na parapecie i potrząsnęła jej nogą z
dziwnie zadowolonym uśmiechem.
- Wiedziałam.
- Co takiego?
- Ty go kochasz.
- Co?! – Ariel poderwała gwałtownie głowę,
aż coś chrupnęło jej w szyi i spojrzała na przyjaciółkę
wielkimi oczami.
Tara zachichotała i westchnęła dramatycznie,
jakby musiała udzielać wyjaśnień tępemu dziecku.
- Przecież to oczywiste, jak słońce, które
wstaje na wschodnie. Ciągle o nim myślisz? Na jego widok twoje
serce wariuje, a każde dotknięcie powoduje dreszcze? – Ariel
kiwnęła głową, bo tak właśnie było – No widzisz? Nawet ci
się śni. Oboje się kochacie, chociaż udajecie tylko przyjaciół.
To, że Riva za tobą szaleje, wie cały Elderol, a jeśli jeszcze ci
tego nie wyznał, pewnie boi się twojej reakcji. W końcu wiesz,
wróciłaś do tego świata po latach i niczego nie pamiętasz –
nagle zakryła dłonią usta, chwyciła jej rękę i zrobiła
przerażoną minę. Jednak w jej oczach czaiło się rozbawienie –
Pewnie wygadałam jego tajemnicę, ale gdy będzie wyznawał ci
miłość, postaraj się udawać, że o niczym wcześniej nie
wiedziałaś. Albo nie – od razu zmieniła zdanie i uśmiechnęła
się szeroko – Może po prostu pierwsza mu to powiedz.
- Ja mam… - Ariel była tak oszołomiona jej
wywodem, że słowa utkwiły jej w gardle.
- No tak, powiedz, że go kochasz, a wtedy on też
wyzna swoje uczucia, zostaniesz królową i będziecie żyć długo i
szczęśliwie. Jak w bajce.
- Królową?
- Fajnie, co nie? A ja nadal oczywiście będę
twoją najlepszą, najbliższą przyjaciółką i osobistą
strażniczką. Potomek Liry i królowa w jednym. Jak ci się to
podoba?
Ariel otworzyła i zamknęła usta, naprawdę nie
mając pojęcia, co na to odpowiedzieć.
Riva
to przyjaciel z dzieciństwa, ale…
- I co? Chyba chcesz zostać królową? Bo ja bym
się nie wahała. Poważnie. Wojna, wojną, ale nie mogę patrzeć,
jak nasz biedny król usycha z tęsknoty. Ty wiesz, że przez te
wszystkie lata, kiedy uczyłyśmy się w szkole, liczył dni do
waszego kolejnego spotkania. Masz szczęście dziewczyno, ja ci to
mówię. Król nigdy nie spojrzał nawet na inną, chociaż powinien
już się ożenić. To, co? – Pochyliła się ku jej twarzy i
mrugnęła okiem – Mogę już się nazywać Waszą Królewską
Wysokością, albo Królową?
Popatrzyła na Tarę, jakby ta oszalała, chociaż
w głębi ducha wiedziała, że przyjaciółka mimo swojej
zwariowanej natury, prawie nigdy się nie myli. I zna ją chyba
lepiej niż ona sama.
Jej wargi powoli układały się w uśmiech, a
właściwie to chciało jej się śmiać z własnej głupoty.
-
Wiesz, chyba…
Kątem oka dostrzegła jakiś ciemny
kształt wspinający się po oknie, krzyknęła i zsunęła się
gwałtownie z parapetu. Potknęła się o książki i upadła na
posadzkę z paniką na twarzy i ręką przy oczach. Tara w tym czasie
gapiła się na nią z uniesionymi brwiami, potem spojrzała na okno
i znów na Ariel.
- Powiedz mi, dlaczego w ogóle boisz
się tych malutkich, biednych pajączków? Jesteś od nich tysiąc
razy większa i silniejsza – nawet nie patrząc na szybę, zgniotła
pająka palcem i wytarła dłoń o skraj sukienki, zachowując
stoicki spokój.
U Ariel ten czyn wywołał gwałtowny
dreszcz.
- Nie boję się ich – wyjaśniła z
nutą poirytowania – Są po prostu obrzydliwe. Mają za dużo nóg.
- Ahhhaaa – zanuciła Tara z
sarkazmem, po czym przestrzegła ją ze śmiertelną powagą –
Lepiej, żeby wróg nie odkrył twojego słabego punktu, bo zmieni
się w ogromnego pająka i zmusi cię do poddania się.
Ariel pomyślała o Balarze, który
ciągle czytał jej myśli, nawet, gdy o tym nie widziała i
westchnęła w duchu.
Już
za późno.
Wciąż siedziała na podłodze, a
Tara coś mówiła, gdy sala biblioteki rozpłynęła się przed jej
oczami, zastępując ją obrazem wizji.
Kolejna wioska zaatakowana przez bandę
zwierzołaków. Krzyki ludzi mieszały się z odgłosami zwierząt i
sykiem płomieni. Po piaszczystych drogach spływała krew. Coś w
powietrzu obserwowało tą rzeź z radością. Coś złego się
uśmiechało.
Ariel ocknęła się, potrząsając
gwałtownie głową i wstała chwiejnie na drżących nogach.
- Muszę… coś zrobić – rzuciła
pospiesznie, przerywając Tarze, która patrzyła na nią z otwartymi
ustami – To pilne!
Odwróciła się i pognała do
wyjścia.
- Ej! I kto niby tu posprząta?!
- Przepraszam! – Rzuciła przez
ramię i wybiegła z biblioteki.
Ostatnio ciągle miała te wizje,
właściwie ile razy ktoś atakował kolejne wsie czy miasteczka. Za
każdym razem informowała któregoś z wojowników, a oni
natychmiast lecieli we wskazane przez nią miejsce. Czasem było za
późno, chociaż przeważnie udawało im się ocalić większość
ludzi i pokonać wroga. Nie cierpiała tych wizji i ich
niespodziewanych ataków, ale w ten sposób była przydatna. Tym
razem miała nadzieję, że również będzie mogła wziąć udział
w walce. Zbyt długo siedziała bezczynnie i użalała się nad sobą.
Zbiegła schodami, a potem kolejnymi
korytarzami pognała w dół, zadowolona, że ma na sobie spodnie,
które ją nie krępowały i nie spowalniały ruchów. Rozpuszczone
włosy falowały za nią, gdy minęła służbę, ledwo na nich nie
wpadając. W pewnym momencie nie wyrobiła się na zakręcie,
poślizgnęła na posadzce i tylko dzięki pomocy drobinkom powietrza
wylądowała cało na stopniach.
Kusiło ją, żeby polecieć tam od
razu, nim nie będzie za późno, jednak wiedziała, że Argon znów
byłby wściekły. Obiecała mu, że o każdym ataku będzie
informować któregoś z Noszących Znak Kruka i to właśnie
zamierzała zrobić.
Tylko, że żadnego z nich akurat nie
było w zamku. Riva pracował w gabinecie, ale on akurat był
ostatnią osobą, która powinna o tym wiedzieć. Myślała, że
znajdzie tam Argona, ale król był tylko w towarzystwie swojego
doradcy. Nie zamierzała go narażać na niebezpieczeństwo, więc
życzyła mu tylko miłego dnia i pognała dalej.
Pewnie Nox i reszta mieli swoje
zajęcia, bo nawet w holu, i na krużganku nie wypatrzyła czarnego
płaszcza ani znajomej twarzy. Zasapana i zniechęcona, była już
zdecydowana, że poleci sama. Na wszelki wypadek okrążyła zamek,
żeby potem nikt nie miał pretensji, że nie szukała pomocy.
Gorące słońce prześwitywało przez
konary drzew, gdy dotarła do ogrodu. Odgarnęła do tyłu włosy,
rozglądając się na wszystkie strony. Cały teren zamku był
starannie utrzymany, otoczony soczystą trawą, ale ta część
należała do jej ulubionych. Rabaty kwiatów, krzewy róż i wysokie
drzewa stanowiły przemyślaną kompozycję kolorów i przestrzeni z
szachownicą słońca i cienia, z rzędem ławek. Nie przystając,
musnęła palcami płatek więdnącej róży, który pod jej dotykiem
ożył i rozchylił nowe płatki. Nikły uśmiech zaigrał na jej
wargach. Słodki, delikatny zapach i labirynt wysokich krzewów
dawały chwilę wytchnienia i odseparowania się od reszty świata.
I nie tylko ona uznała to miejsce za
dobrą kryjówkę.
Właściwie miała już zawrócić,
kiedy usłyszała jakiś dźwięk. Ziemia pod jej stopami
zapulsowała, informując ją o obecności dwóch osób. Odwróciła
się powoli, aż dostrzegła w końcu męskie ramię, gdyż resztę
skrywał gruby pień drzewa. Zbliżyła się kilka kroków i
rozpoznała brązowe, zawsze potargane włosy, zasłaniające teraz
część twarzy.
Ariel z zadowoleniem ruszyła w jego
stronę i uniosła rękę, żeby przywitać się z Arwelem, gdy nagle
zamarła w miejscu. Natychmiast zapomniała o rozmowie z Tarą, wizji
i po co tu przyszła, tak bardzo zaskoczyło ją to, co zobaczyła.
Arwel stał do niej przodem, ale miał
zamknięte oczy i chyba w ogóle zapomniał o reszcie świata. Skryci
za drzewem, on i Falen obejmowali się w miłosnym uścisku i
całowali zapamiętale.
Pod jej stopą zachrzęściła złamana
gałązka i na ten cichy dźwięk, Arwel otworzył oczy. Napotkał
jej zdumione spojrzenie i odskoczył jak oparzony, z przerażeniem na
twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz