poniedziałek, 1 maja 2017

Rozdział 18

Ariel sama nie wiedziała, dlaczego ani jak znalazła się w tym miejscu, skoro nawet nie myślała, żeby tu przyjść. Przebrnęła przez wszechobecną mgłę i dotarła do wrót, jakby kierowana niewidzialną siłą. Spała i z pewnością trafiła tu podświadomie, tęskniąc za spokojem i pięknem tego świata. Tyle, że po ostatniej wizycie Balara wszystko się zmieniło i nie miała ochoty oglądać dokonanych przez niego zniszczeń.
   A jednak stała przed skrzydłami wysokich wrót, na których kolorowe wzory pulsowały blaskiem, podobnie jak jej pasemka. Pchnęła jedno skrzydło i przebiegła na drugą stronę, zupełnie jakby spodziewała się tam zastać Lirę z otwartymi ramionami.
   Zatrzymała się raptownie na nagim wzniesieniu i potoczyła wzrokiem po okolicy, a jej serce zamarło z żalu i smutku. Uczucie przygnębienia niemal przygniotło ją do ziemi, pozbawiając wszelkiej nadziei.
   Przed sobą miała jedynie spaloną, popękaną ziemie bez ani jednego źdźbła trawy. Z drzew pozostały jedynie suche, martwe kikuty, a nad głową niebo było ciemne i groźne, jakby lada chwila miała się rozpętać burza. Nie było żadnego wiatru, i właściwie powietrze było nieruchome, nie dające ani ciepła, ani zimna.
    Pogrążona w smutnej zadumie, Ariel ruszyła powoli przed siebie, a każdy krok na tej pozbawionej życia ziemi wprowadzał ją w jeszcze gorszy nastrój. Sądziła przez chwilę, że chociaż tutaj zapomni o Sato, ale było odwrotnie. Oczy zapiekły ją od wzbierających łez, a ból w piersi sprawił, że jej ciało odmówiło posłuszeństwa i upadła na ziemię.
    Tutaj powinnam odzyskać spokój, ale ten drań pozbawił mnie nawet tego.
    Wszystko tu było bez życia, a przecież skoro to miejsce istniało wewnątrz jej umysłu, to czy nie powinna potrafić tego naprawić? Może gdyby bardzo tego chciała i się skupiła…
    Poprzez łzy i mgłę zasnuwającą oczy zobaczyła, jak spomiędzy spalonych pni wyłania się jakaś postać. W pierwszej chwili pomyślała, że to Lira, ale gdy zamrugała i otarła ramieniem oczy, przekonała się, że to mężczyzna.
     Riva.
    Wydawał się nieco wyższy niż w rzeczywistości, ale miał te same krótkie włosy i jasne oczy. Znajome rysy twarzy poruszyły jej serce, bo w głębi duszy to właśnie jego chciała zobaczyć. Jego twarz nie była chorobliwie blada, ale miała zdrowy odcień, zaś kości policzkowe nie były zapadnięte, Miały łagodniejsze rysy, ale jakby poważniejsze, dodające mu lat. Z pewnością, gdyby nie był chory, właśnie tak by wyglądał.
    Choć nieco zmieniony, z pewnością to był Riva i jakimś cudem znalazł się w jej świecie. Ubrany w złoto i czerwień, kroczył w jej stronę, a tam, gdzie jego stopa dotykała ziemi, rosła trawa.
   Ariel wyprostowała się ze zdumienia, aż zaparło jej dech. Patrzyła szeroko otwartymi oczami, jak za jego plecami wszystko nabiera życia i kolorów. To było niczym cud. Jakby jego obecność działała uzdrawiająco na to miejsce. Las znów stał się zielony i gęsty, łąka pokryła się soczystą trawą, a z nieba zniknęły chmury, ukazując czysty błękit - dokładnie jak to było wcześniej.
    Z niedowierzaniem dotknęła dłońmi wilgotnej, żyznej ziemi, przejechała po trawie, zerwała niebieski kwiat, których wyrosło wokół niej całe kolorowe morze. Lekki, ciepły wiaterek zmierzwił jej włosy, osuszył łzy i poruszył trawą, jakby zapraszał do wspólnej zabawy.
    Nie odwróciła głowy, gdy usiadł za nią i objął ją ramionami z cichym śmiechem.
   - Jak to możliwe? – Zapytała, opierając głowę o jego pierś. Mogła usłyszeć bicie jego serca, mocne i pewne, dopasowane do rytmu jej własnego serca.
    - Co takiego?
    - To wszystko. Jak to zrobiłeś, że wszystko znów jest zielone? I w ogóle jak się tu znalazłeś? Myślałam, że ten świat…
    Objął ją mocniej i oparł brodę o jej głowę. Jego obecność i dotyk zawsze były dla niej naturalne i powodowały przyjemne ciepło, kojarzące się z bezpieczeństwem i domem. Teraz było trochę inaczej. Miała wrażenie, że wzniecił w niej iskrę, jakby gdzieś w środku niej istniał uśpiony ogień, który mógł ożyć tylko pod jego dotykiem.
    - Nie chciałaś być sama, więc jestem. To twój świat, więc jest tak, jak ty chcesz.
    - Myślałam o Lirze. Brakuje mi jej.
    - Rozumiem. Więc wolisz jej towarzystwo. Mam sobie iść?
    - Nie.
Poruszył się, jakby chciał wstać, ale chwyciła go za dłonie, splecione na jej brzuchu. Ciepłe, ale nie rozpalone gorączką. Wydawały się większe niż w rzeczywistości, a gdy odwróciła jego lewą dłoń, czarne znamię kruka było idealne, bez żadnej blizny. Nie było też czarnych plam, nawet żyłek. Więc rzeczywiście wszystko tu zależało od jej wyobraźni. Ten Riva był zdrowy, dokładnie jak marzyła. Czy w takim razie gdyby zechciała, mogłaby jeszcze raz zobaczyć tu Sato?
Na samą myśl o przyjacielu pojedynczy szloch wstrząsnął jej ciałem. Gdy Riva odwrócił jej twarz ku sobie, w pierwszej sekundzie wydawało jej się…
Ale nie. Znała to spojrzenie szarych oczu i ten smutny uśmiech. Delikatnie otarł jej mokre policzki i dopiero teraz zorientowała się, że z jej oczu płynął łzy.
- Jak mam cię pocieszyć? – Zapytał cicho, jakby to przez niego płakała.
- Tęsknię za Sato. Wiesz o tym. Wciąż nie mogę uwierzyć, że nigdy więcej go nie zobaczę. Jak Balar mógł to zrobić? Zabił go zupełnie bez powodu, z czystej przyjemności. I to przeze mnie...
Westchnęła ciężko, znów bliska łez. Może to jego milczenie sprawiło, albo ten nierealny świat tak na nią podziałał, że nagle zapragnęła mu wszystko powiedzieć. Czuła, że tutaj może być z nim szczera, jak wcześniej z Lirą, że może wyrzucić z siebie cały ciężar i ból ostatnich dni. Może właśnie tego potrzebowała i dlatego się tu znaleźli.
Opowiedziała mu więc o całej walce z Balarem, pomijając jedynie pocałunek w wodzie. Z ciężkim sercem przypominała sobie, jak uratowała go przed utonięciem, a potem przed wykrwawieniem się.
- Jak widzisz, to moja wina – stwierdziła, wpatrując się w ich złączone dłonie – Mógł umrzeć od strzału Tary, ale dzięki mnie, przyleciał za mną do De’Ilos, zniszczył całe miasto i w zamian zabił mojego drogiego przyjaciela.
Bała się na niego spojrzeć, aby nie zobaczyć na jego twarzy rozczarowania, czy złości, świadczących, że potępia jej zachowanie. Zamiast tego jednak, przytulił ją tylko mocniej i odetchnął z twarzą w jej włosach.
- I tym się tak dręczysz?
- No tak, przecież...
- Nie powinnaś myśleć, że to twoja wina – przerwał jej łagodnie, bez cienia oskarżenia, a gdy odwróciła się z zaskoczeniem, dostrzegła, że wyraz jego twarzy jest spokojny i całkowicie szczery – Wiesz? Gdybym był na twoim miejscu, postąpiłbym tak samo?
- Naprawdę?
Skinął głową i w zamyśleniu przejechał dłonią po jej włosach.
- Zarzekałem się, że sam go zabiję za naszych rodziców i tych wszystkich, których skrzywdził, ale... Nie wiem, czy byłbym w stanie to zrobić. Chyba wspomnienia naszego dzieciństwa siedzą we mnie zbyt głęboko.
Ariel odsunęła się nieco i usiadła przodem do niego, zaciskając pięści na soczystej trawie.
Ciekawe, co ja bym czuła, gdybym to wszystko pamiętała. Gdybym pamiętała Balara z tamtych czasów.
- Lepiej, że tego nie pamiętasz – odezwał się nagle, jakby czytał w jej myślach – I bez tego widzę, że za bardzo to wszystko przeżywasz. Dlatego tak jest dobrze.
- A jednak chciałabym przypomnieć sobie rodziców, ciebie i... Sato. Opowiadał mi o naszym rytuale krwi, ale to nie to samo, co pamiętać, a teraz, gdy, go nie ma... – Zwiesiła głowę, na samą myśl o przyjacielu czując rozdzierającą pustkę i znów zaniosła się szlochem.
Riva objął ją delikatnie, jakby chciał uchronić przed całym nieszczęściem realnego świata.
- Zapewniam cię, że z naszej ręki, czy innej, Balara w końcu spotka zasłużona kara. Bogowie istnieją i na pewno przyjdą nam z pomocą w odpowiedniej chwili. Co do twojego przyjaciela, nie chciałby, żebyś opłakiwała go całe życie. Możesz za nim tęsknić, to naturalne, ale pomyśl sobie, że jest teraz w lepszym miejscu. I nie zapominaj, że nie jestem sama. Jestem przy tobie, cokolwiek robisz i gdziekolwiek jesteś.
- Dziękuję.
Z powrotem oparła głowę o jego pierś, unoszącą się i opadającą w miarowym oddechu. Wcześniej naprawdę nie zauważyła, że ich serca biją jednakowym rytmem, albo może działo się tak tylko tutaj, w jej umyśle. Odszukał jej dłoń i ujął ją, jakby była jakimś kruchym skarbem.
- Masz wokół siebie ludzi, którzy cię potrzebują. A oni są twoją siłą. Zachowaj ją, żeby wygrać tą wojnę.
- Pomożesz mi, prawda?
- Po tu jestem.
- I nie umrzesz?
- Nikt nie może tego obiecać, ale póki, co jestem tutaj, moja…
Urwał w połowie słowa, zerwał najbliższy kwiatek i wsunął jej we włosy. Następnie wstał i zaczął krążyć wokół niej, zbierając coraz większy bukiet. Kwiaty w jego dłoniach zmieniały kolor z żółtych na niebieskie, potem czerwone i fioletowe, aż utworzyły iście tęczową kompozycję. Wpatrując się z zachwytem w bukiet, Ariel uśmiechnęła się mimowolnie, dopiero teraz zaczynając rozkoszować się magią tego miejsca. Riva w końcu kucnął przed nią, ale zamiast wręczyć jej kwiaty, podrzucił je do góry i na ich głowy spadł kolorowy deszcz tysiąca płatków.
Jej śmiech rozbrzmiał na całej łące czystym dźwiękiem, wywołując jego szeroki uśmiech.
- Właśnie tak, Ariel. Nie lubię, kiedy się smucisz, więc możesz coś dla mnie zrobić? – Zaczął zdejmować z jej głowy płatki kwiatów, chociaż oboje byli w nich oblepieni, jednocześnie patrząc jej prosto w oczy. Milczała, zahipnotyzowana ciepłym blaskiem jasnych tęczówek, ale ciągnął dalej, jakby i tak nie oczekiwał od niej odpowiedzi - Gdy się obudzisz, uśmiechnij się do mnie i bądź taka jak zawsze. Sato też by tego chciał. Bez ciebie nie wygramy tej wojny. Jesteś naszą najjaśniejszą gwiazdą.
- Prawisz mądrości jak Lira – stwierdziła żartobliwie, gdyż jego słowa wywołały w niej nowy przypływ nadziei i siły.
- Widocznie mamy coś wspólnego, albo po prostu myślimy podobnie – roześmiał się przyjemnym barytonem, który rozszedł się po całej łące i zgubił gdzieś w drzewach, a rozbudzona iskra w jej brzuchu rozpaliła się większym płomykiem – Jesteś silna, siłą tych, których chcesz chronić. Dlatego wypędź z serca smutek i napełnij go odwagą. Bądź po prostu sobą i pamiętaj, że jestem z tobą.
Ariel otworzyła usta, zaskoczona powagą tych słów, ale Riva wstał nagle, a podmuch wiatru zrzucił z niego wszystkie kolorowe płatki. Odwrócił się i ruszył z powrotem do lasu, ani razu się nie oglądając.
A Ariel długo patrzyła na jego oddalające się plecy.


***

Obudził ją dotyk ciepła na policzku. Ariel otworzyła oczy i rozejrzała się po swojej komnacie, całej w jasnych promieniach słońca. Jej wzrok powędrował w bok łóżka, gdzie klęczał Riva, z głową opartą o materac. Ich dłonie były splecione. Ariel czuła bijący od niego żar, który przypomniał, że w rzeczywistym świecie nic się nie zmieniło. Usiadła ostrożnie i przez chwilę wpatrywała się w jego bladą twarz, wyniszczoną bólem i troskami. Tak, jak on uzdrowił jej świat, tak ona chciałaby być jego cudem i go wyleczyć.
W ciszy panującej w komnacie wyciągnęła wolną rękę, ale zdążyła tylko musnąć palcami końcówki włosów, gdy otworzył oczy. Natychmiast cofnęła się z lekkim zmieszaniem i puściła jego dłoń.
Riva wyprostował się i przeciągnął.
- Jak się czujesz?
- Chyba… dobrze – przypatrywał jej się uważnie, aż dotarło do niej, że dopiero wstała i pospiesznie przeczesała rękami skołtunione włosy.
„Kiedy się obudzisz, uśmiechnij się do mnie”.
Przypomniała sobie te słowa i teraz właśnie to zrobiła. Riva zamrugał i dotknął jej czoła, sprawdzając się czy nie ma gorączki.
- Pamiętasz, co się stało w nocy?
- W nocy? – Przez krótką chwilę przestraszyła się, że o czymś nie wie, ale zaraz popukała się w skroń – No jasne. I w ogóle to dziękuję.
Uniósł brwi i usiadł wygodniej na brzegu materaca.
- Za co? Ja tylko…
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale nie mogłeś mnie bardziej uszczęśliwić – mówiła z coraz szerszym uśmiechem – Dziękuję, że tu jesteś.
- Hmm, zawsze do usług, moja pani – na wpół żartem ucałował jej dłoń, na co odepchnęła go ze śmiechem.
- Nie mów czegoś, czego później możesz żałować – pogroziła mu palcem – Zamierzam potraktować twoje słowa poważnie.
- Na to liczę – odparł z pełną powagą, zerknął na okno i westchnął, jakby zbierał się na odwagę. Promienie słońca rozświetlały mu oczy, wydobywając z nich wewnętrzny blask – Chyba jeszcze nie mówiłem, że przykro mi z powodu Sato i jeśli...
Imię przyjaciela, niczym sztylet ugodziło ją w serce, ale już nie powodowało natychmiastowego płaczu. Zresztą wylała już chyba wszystkie łzy.
- Mam nadzieję, że trafił do lepszego miejsca, gdzie nikt już go nie skrzywdzi – przerwała mu i energicznym ruchem zsunęła z łóżka, siadając obok w koszuli nocnej i spojrzała mu prosto w oczy – Miałeś rację i dziękuję, że mi to uświadomiłeś. Mam zamiar robić dokładnie to, co mówiłeś. Nie mogę wiecznie rozpaczać po Sato, bo przecież mamy jeszcze wiele do zrobienia.
Riva przełknął ślinę, zapatrzony w zieleń jej oczu. Po chwili bezruchu dotknął dłonią jej policzka, wsuwając palce pomiędzy kolorowe kosmyki. Ariel posłała mu lekki uśmiech, chociaż w środku jej serce trzepotało niczym uwięziony ptak. Nie było iskry, chociaż jego rozpalona skóra parzyła.
- Wiem, że starasz się być silna, ale…
Nie zdążyła się dowiedzieć, co chciał powiedzieć, bo w tym momencie rozległo się pukanie i skrzypnęły otwierane drzwi. tej samej sekundzie Riva zdążył zabrać rękę i wstać. Ariel stłumiła śmiech, widząc jak na jego bladej twarzy wykwitły rumieńce.
W progu pojawiła się złota głowa Falena. Jego wzrok spoczął na królu, a potem na niej.
- Kira zaczęła mówić, ale chce rozmawiać tylko z Ariel.
- Nie wiesz, dlaczego? – Riva zmarszczył brwi, widocznie niezadowolony tą informacją – Przecież próbowała ją zabić…
- Właśnie chyba dlatego. W tej sposób chce pokazać, że zamierza być szczera.
- Może i tak, ale wciąż…
- Pójdę do niej – Ariel zeskoczyła z łóżka i posłała obu zdecydowane spojrzenie – I tak zamierzałam to wcześniej zrobić. Nie możemy wiecznie trzymać jej w lochu – wzruszyła ramionami i popchnęła Rivę w stronę drzwi – Mam zamiar się ubrać, więc Wasza Wysokość niech z łaski swojej poczeka na korytarzu.
Falen parsknął śmiechem, ale Riva wypchnął jego głowę za drzwi i sam przekroczył próg. Zanim je za sobą zamknął, zajrzał jeszcze do środka i pogroził jej palcem.
- Bez śniadania nigdzie cię nie puszczę, więc czekaj tu na mnie.
- Jak każesz, Wasza Wysokość.
- Przestań.
- Co, nie lubisz, jak…
Riva zmrużył ostrzegawczo oczy i zatrzasnął drzwi, zanim zdążyła dokończyć. Gdy została sama, cisza aż zadzwoniła jej w uszach. Uśmiech natychmiast zastąpiła powaga i smutek, których chyba już nigdy nie pozbędzie się do końca.
Jednak Riva miał rację. Nie potrafię być sama. Oni wszyscy są moją siłą, więc muszę się dla nich starać.
Przypomniała sobie jak król tulił ją w tamtym świecie i przeszył ją przyjemny dreszcz. Dotknęła ręką włosów w miejscu, gdzie wsunął kwiat i przez chwilę uśmiechała się do siebie głupkowato, aż przypomniała sobie nagle, że wciąż stoi w koszuli nocnej i doskoczyła do szafy. Zdążyła wcisnąć w siebie jedną z zielonych sukienek ze złotymi zdobieniami i rozczesać włosy, gdy zjawił się Riva z tacą pełną jedzenia.
- Przyznam, że to dla mnie nowość robić komuś śniadanie, bo zazwyczaj to mi usługują – zaczął od progu z chłopięcym uśmiechem.
- W takim razie jestem niezmiernie zaszczycona, Wasza Wysokość.
Postawił tacę na stoliku i zerknął na nią z rozbawieniem. Jego dobry humor był zaraźliwy.
- Wiesz, co? Jednak zmieniłem zdanie. Podoba mi się jak mnie tak tytułujesz, więc od dzisiaj możesz zapomnieć jak mam na imię.
- Chyba tym razem cię nie posłucham, bo tak się składa, że uwielbiam to imię. Riva, Riva – zanuciła, uświadamiając sobie, że może zbyt łatwo i szybko wymówiła na głos to „uwielbiam”.
Zbliżył się i zamierzał coś powiedzieć, ale Ariel wepchnęła mu w usta bułeczkę i sama zabrała się za jedzenie. Wziął sobie krzesło z drugiego końca stołu i usiadł tuż obok, z fascynacją obserwując każdy jej kęs i ruch.
- Chcesz, żebym się zadławiła? – Rzuciła w końcu z udawaną złością, gdy wciąż czuła na sobie jego spojrzenie, jakby chciał wypalić w niej dziurę.
Zamiast odpowiedzi, kąciki jego ust powędrowały w górę.
- Może w tym czasie zaplotę ci warkocza?
- Co? - Z trudem przełknęła kawałek sera. Nie wiedziała, czemu, ale raptem sama myśl, że będzie dotykał jej włosów, sprawiła, że jej serce podskoczyło. W ogóle ostatnio często biło jak szalone i to zawsze w jego obecności.
- Nie pamiętasz, ale często cię czesałem – nie czekając na zgodę, stanął za nią już ze szczotką w ręku i nadzwyczaj delikatnie zaczął je rozczesywać, nawet z większą wprawą niż Tara – Nasi rodzice zawsze powtarzali, że będziesz wyjątkowa i że twój charakter będzie jak te ogniście rude kosmyki. Zawsze przybiegałaś najpierw do Balara, żeby cię czesał, ale gdy go nie było…
Na dźwięk tego imienia, łyżka wypadła z jej dłoni i zadławiła się bułką.
- W porządku? – Riva przeraził się nie na żarty i natychmiast podał jej kubek z ciepłą wodą.
Ariel opróżniła go jednym haustem, a potem jeszcze sięgnęła po dzbanek z herbatą. W między czasie, czerwona na twarzy, uspokoiła go gestem ręki, że zaraz jej przejdzie.
Kiedy znów zabrała się za jedzenie, Riva również powrócił do zaplatania jej warkocza. Wyczuwała jego przygaszony nastrój, bo sama czuła się podobnie.
- Jesteś kolejną osobą, u której to imię wywołuje reakcję alergiczną – próbował zażartować, ale zupełnie mu nie wyszło, a Ariel nagle straciła apetyt.
- Powinniśmy więc go zakazać, albo zmienić na coś podobnego jak Niezwyciężony.
- Może Zły Czarny Kruk, albo Ten, Który Zdradził.
Książę Podstępu.
Ariel zamrugała i potarła w namyśle skroń.
- Może Książę Podstępu?
- Niezłe. Chociaż bardziej by pasowało Chaosu, albo Śmierci.
W jej głowie rozległ się śmiech, który zignorowała. Wiedziała, że Riva próbuje obrócić to w żart, ale gdyby to dotyczyło jej brata, nie potrafiłaby przestać wymawiać jego imienia. Nigdy też nie przestałaby go kochać, bez względu na wszystko. Dlatego tak bardzo współczuła Rivie i nienawidziła Balara.
Cierpi i umiera przez ciebie, ale wciąż o tobie myśli. Jeśli masz jeszcze jakieś serce, powinieneś chociaż dać mu antidotum. Wiem, że masz coś takiego.
Żadnej odpowiedzi. Tylko ten ironiczny, odległy śmiech, który rozpalił w jej żyłach palący gniew.
Zupełnie nieświadomy tego, co działo się w jej głowie, Riva skończył zaplatać warkocza i przez chwilę oceniał swoje dzieło. Ku jej zaskoczeniu, na koniec pochylił się nad jej ramieniem, pocałował ją w skroń i odsunął się szybko. Ariel spojrzała na niego rozszerzonymi oczami.
- A to, za co?
- Chciałem, żebyś przestała mieć taką ponurą minę. Podziałało?
- Od razu.
Uśmiechnął się szeroko, aż po same roziskrzone oczy.
- W takim razie, skoro potwierdziłem, skuteczność tej metody, zamierzam stosować ją znacznie częściej.
- Tylko nie na Argonie, bo mógłby cię zabić. Tary też radzę nie drażnić.
- Obiecuję, że będę jej używał wyłącznie na tobie.
Ariel uznała, że nie będzie się sprzeciwiać, wstała od niedojedzonego śniadania i ruszyła do drzwi.
- Idziesz ze mną do Kiry? – Wychodząc z komnaty obejrzała się przez ramię, ale Riva był już tuż za nią. Sięgnął ręką i musnął palcami jej dłoń.
- Oczywiście. Jako król muszę wysłuchać więźnia i przekonać się, czy mówi prawdę.
- A tak w ogóle ciekawe, dlaczego tak nagle zechciała podzielić się z nami swoją wiedzą – zastanowiła się na głos.
Riva dogonił ją i szedł teraz obok, stykając się z nią ramionami, mimo, że korytarz był szeroki. Cały zamek udekorowany był plamami słońca, które wlewało się przez podłużne okna. Dzień był ciepły i piękny, wokół kręciła się służba i strażnicy, jakby w ogóle nic się nie stało, jakby nikogo nie obchodziła śmierć Sato.
- To może trochę nieuczciwe z naszej strony, ale Falen delikatnie pokierował jej myślami – gdy Ariel spojrzała na niego krzywo, wzruszył ramionami – I tak podobno była prawie przekonana, wahała się tylko trochę. Nie chcieliśmy jej popędzać, ale lepiej, żeby jak najszybciej wróciła do domu.
Ariel nie spodobała się ta ingerencja w umysł dziewczyny, ale z drugiej strony Falen chyba wiedział, co robi.
- No dobrze – westchnęła w końcu – Zobaczymy, więc co nam powie.
- Kto, co powie? – byli na schodach, gdy Tara szła akurat w górę – Wasza Wysokość – skłoniła się Rivie, który nagle zrobił dziwnie podejrzaną minę, jakby coś go rozśmieszyło.
- Kira – wytłumaczyła przyjaciółce – A raczej Kiiri. Chce mnie widzieć i chyba w końcu zacznie mówić.
- Dobre i tyle, chociaż spodziewałam się, że zajmie jej to mniej czasu.
- Co?
Puściła do nich oko.
- Myślenie. Zawsze przychodziło jej wyjątkowo wolno.
Po korytarzach przetoczył się ich śmiech, który napełnił stare mury beztroską radością, której tak im brakowało. Ariel właśnie tego potrzebowała. Śmierć Sato wciąż ją bolała, ale przy Tarze i Rivie znów mogła się uśmiechać.
Przemierzając kolejne pięta król szedł nieco z tyłu i tylko przysłuchiwał się ich rozmowie, a raczej niekończącej się paplaniny Tary i jej śmiechu. Ariel, uwięziona w uścisku przyjaciółki, odwracała się, co i raz, napotkała jego szare oczy i uśmiechała się, na co odpowiadał tym samym. W takiej atmosferze dotarli do holu, gdzie skręcili obok sali tronowej i przeszli obok strażników, pilnujących skromnych, półokrągłych drzwi.
Przemierzając podziemne korytarze rozświetlone lampami, Ariel doznała silnego wrażenia, że już tu była. Oczywiście Tara i teraz przypomniała jej ich przygodę z wężem, na co król zareagował śmiechem.
- Miałyście ciekawe życie w tamtym świecie. Musisz mi opowiedzieć coś jeszcze, Tara. Szczególnie o Ariel. Przegapiłem pół jej życia.
- Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość.
- Mam nadzieję, że nie robiłam nic, czego mogłabym się wstydzić? – Ariel posłała jej miażdżące spojrzenie.
- Skąd. Robiłaś wyłącznie głupie rzeczy, ale nie wstydliwe – odparła z niewinną miną i zaraz uciekła przed jej zaciśniętą pięścią.
Po niezliczonej ilości zakrętów pojawiły się rzędy cel, niemal wszystkie puste. Strażnik zaprowadził ich do drewnianych drzwi i otworzył je z ukłonem.
W środku panował gęsty mrok. Riva wyciągnął rękę, ale Ariel go uprzedziła i pod sufit popłynęła kula światła, która oświetliła cale wnętrze ciepłym blaskiem, niczym miniaturowe słońce. Pokoik był mniejszy niż cele, pośrodku stał stolik i trzy krzesła. Na jednym siedziała Kira i sztywno wyprostowana wpatrywała się w nich, mrużąc oczy od nagłego światła.
- Cześć – rzuciła Tara, ale nie doczekała się odpowiedzi.
Ariel zajęła jedno krzesło naprzeciwko, a Riva drugie. Przyjaciółka zamknęła za nimi drzwi i stanęła przy nich, obejmując rolę strażnika.
Przez kilka minut w pokoju panowała cisza, przerywana jedynie ich oddechami. Ariel wpatrywała się w dziewczynę ze zmarszczonym czołem. Chociaż wiedziała o niej wiele z opowieści Tary, miała wrażenie, że ma przed sobą obcą osobę. Albo to przez amnezję, albo ten świat tak bardzo zmienił je obie.
Kira również miała zmarszczone brwi i napięty wyraz twarzy.
- To Rairi kazała cię zabić – odezwała się w końcu na wstępie, skupiając się wyłącznie na Ariel i ignorując pozostałą dwójkę.
- Wiem. Jeśli o to chodzi, nie oczekuję od ciebie przeprosin.
- Nie wiem za wiele o ich planach, nie wiem czy na coś się przydam.
- Wystarczy, że powiesz, co wiesz.
- A potem wrócę do domu?
- Przyrzekam – odezwał się poważnie Riva, oparty o krzesło ze skrzyżowanymi ramionami.
Kira zacisnęła usta i przeniosła na niego spojrzenie. Zerknęła jeszcze na Tarę, która z uśmiechem skinęła głową, odetchnęła i zaczęła mówić. Rzeczywiście nie znała wszystkich zamiarów i planów Rairi, ale wiedziała, że gromadzą armię na wyspie i że sprzymierzeńców wciąż przybywa, głównie nephilów. Opowiedziała o swoim życiu w Reed, o treningach i ataku na Gernnhed, oraz o tym, co udało jej się w tym czasie podsłuchać. Riva słuchał jej z nieokreślonym wyrazem twarzy i tylko od czasu do czasu zaciskał pod stołem lewą dłoń i krzywił się nieznacznie. Ariel dekoncentrowała troska o króla, dlatego słuchała jednym uchem.
- A jak poznałaś Rariri? – Zapytał Riva, gdy powiedziała już wszystko.
- Błąkałam się w lesie, kiedy mnie znalazła. Właściwie niewiele pamiętam, a co było wcześniej, już w ogóle.
- To wtedy nadała ci Imię, prawda? - wtrąciła się Tara, podpierając plecami drzwi.
Kira skinęła powoli głową.
- Tak. Czy to prawda… - z niepewną miną popatrzyła na Rivę – Czy jest możliwe, żebym odzyskała pamięć?
- Tak – pochylił się i oparł łokcie na stole – Można cofnąć więź łączącą cię z Rairi.
- Naprawdę? – Teraz to Ariel wyprostowała się z zaskoczeniem. Natychmiast pomyślała o sobie i niechcianej obecności w głowie – Dlaczego wcześniej o tym nie wiedziałam?
Riva popatrzył na nią ze smutkiem, jakby dokładnie znał jej myśli.
- Do dotyczy takich osób jak Kira, a jest ich niewiele – zaczął tłumaczyć – Nadanie Imienia przeważnie odbywa się tuż po narodzinach. Rodzice łączą się w ten sposób mentalnie z dzieckiem, ale może to być też rodzeństwo, lub przyjaciele. Odbywa się to wtedy, gdy dana osoba nie ma jeszcze imienia i jest ono jej nadawane po raz pierwszy. Zdarzają się przypadki, gdy ktoś dorosły łączy się mentalnie z inną osobą, poprzez zmianę imienia. Tylko taką więź można zerwać, odrzucając to imię i powracając do pierwszego.
- A więc… - Kira wpatrywała się w niego dużymi oczami, w których pojawiła się iskierka nadziei – Naprawdę mogłabym w ten sposób odzyskać wspomnienia.
- To aż takie proste? – Ariel zgarbiła ramiona pod ciężarem rozczarowania, chociaż starała się tego nie pokazać – Nawet nie wiedziałam, że to możliwe.
- Bo Nadanie Imienia w późniejszym wieku jest raczej rzadkością – wtrąciła Tara, bawiąc się sztyletem u pasa – Osobiście znam tylko jedną osobę z dwoma imionami.
- Falen.
Spojrzała na króla z uniesionymi brwiami.
- Naprawdę? Więc…?
- W tej chwili połączony jest mentalnie z Arwelem, ale to długa historia, którą sami mogą ci opowiedzieć. A teraz, – zwrócił się do Kiry – jeśli tak bardzo pragniesz odzyskać…
- Tak – weszła mu w słowo, po raz pierwszy wykazując ożywienie. Dłonie zaciskała kurczowo na poręczach krzesła, w jej oczach pojawiły się łzy – Wcześniej nie zależało mi na przeszłości, bo miałam Ortisa, ale teraz… pomóżcie mi odzyskać moje dawne życie.
Riva osunął się na krześle i skinął głową. Ciepłe światło nadawało jego twarzy żółtawy odcień.
- To w gruncie rzeczy nie jest trudne. Tym bardziej, że chyba Rairi już nie zależy na tobie, a więc nie będzie raczej się sprzeciwiała. Skoro miałaś swoje imię…
- Kiiri – rzuciła Tara, uśmiechając się do wszystkich.
- Tak, właśnie – król skinął jej głową i kontynuował – Utożsamiłaś się z imieniem, który ci nadano, a to samo w sobie jest częścią rytuału. Musisz odnaleźć w sobie tą nić, która połączyła cię z Rairi i zerwać ją.
- Ale… jak mam to zrobić?
- Nie martw się, Falen ci pomoże. Jak już wiesz jest w podobnej sytuacji i chociaż sam pewnie za nic w świecie nie zerwałby własnej więzi, wie jak to zrobić. Ale musisz być głęboko przekonana czego chcesz, uwierzyć, że to „Kiiri”, a nie „Kira” jest twoim prawdziwym i jedynym imieniem. Nadać temu słowu Moc i oblec się nim, jakby to była twoja skóra. Wtedy odzyskasz wspomnienia.
Skinął na Ariel, że to już wszystko, co mieli do omówienia, wstali jednocześnie i ruszyli do drzwi, które otworzyła im Tara.
Riva przystanął jeszcze i spojrzał z góry na dziewczynę, zagapioną w blat stołu. Magiczna kula wciąż nad nią wisiała, tworząc wokół jej głowy złotą aureolę.
- Jak będziesz gotowa, poproś o Falena. Zaraz potem od razu odstawimy cię do domu.
Skinęła głową nieporuszona i zamyślona, nie unosząc na nic wzroku. W końcu zostawili ją samą i zamknęli za sobą drzwi.
Na oświetlonym korytarzu stał strażnik, który pożegnał ich ukłonem, po czym wszedł do pokoiku, by odprowadzić Kirę do celi. Zaledwie minęli zakręt Tara od razu zatarła ręce i z zadowoloną miną przejechała dłońmi po swoich warkoczach.
Ariel spojrzała na nią krzywo.
- Z czego się tak cieszysz?
- Może to wredne, ale na samą myśl, że w końcu zniknie z naszego życia raz na zawsze, chce mi skakać.
- Tak, to wredne.
- Gdybyś pamiętała, jaka była z niej jędza, też byś skakała. Zobaczysz, odzyska swoje imię i wróci cała jej jędzowatość.
Ariel przewróciła oczami i uśmiechnęła się pod nosem.
- Myślę, że nam podziękuje, w końcu to dzięki nam będzie mogła wrócić do domu.
- Liczyłabym prędzej na to, że zacznie narzekać, ale w każdym razie mnie raczej przy tym nie będzie. Wolę oszczędzić sobie nerwów. Tobie też to radzę – dźgnęła Ariel w pierś i skłoniła się królowi – A teraz wybaczcie, nie jadłam śniadania i umieram z głodu.
Wyszczerzyła do nich zęby i pobiegła korytarzem, aż jej kroki poniosły się echem i na następnym zakręcie mignęły im tylko jej brązowe warkocze i rąbek fioletowej sukienki.
Ariel patrzyła za nią i rozbawieniem kręciła głową.
- Naprawdę z niej wariatka, ale myślisz, że…
Gdy odwróciła głowę w stronę Rivy, ten opierał się o ścianę, skulony, jakby zaraz miał upaść i z bolesnym grymasem przyciskał do siebie lewą rękę.
- Riva!
Doskoczyła do niego i podtrzymała. Zaledwie go dotknęła, emanujący z niego ból uderzył w nią niczym cios, aż sama jęknęła mimowolnie.
Zerknął na nią kątem oka i zmusił się do bladego uśmiechu.
- To nic… takiego. Znajdę Noxa i…
- Zwariowałeś? W tym stanie nie zrobisz nawet kroku. Nie zapominaj, Riva, że tu jestem.
Posłała ku niemu uzdrawiającą falę Mocy, chociaż to, co wyczuła wprawiło ja w bezbrzeżną rozpacz. Trucizna atakowała jego organy, wysysając z niego energię życiową. W tym stanie nawet chodzenie musiało być ciężkie, chociaż nie pokazywał po sobie tego wysiłku. Jego siła woli musiała być chyba z żelaza, skoro wciąż z tym walczył.
Zrozumiała, że prosząc go o przeżycie, wymagała zbyt wiele.
To już nie była kwestia czy przeżyje, ale ile jeszcze zostało mu dni.
- Ty płaczesz? – Zapytał z zaskoczeniem, już wyprostowany i rozluźniony.
Ariel dotknęła policzka i odkryła pod placami łzy, z których nawet nie zdawała sobie prawy. Pociągnęła nosem i ujęła jego lewą dłoń, odwracając ją wierzchem do góry. Przez jedną krótką chwilę miała nadzieję, że będzie tak, jak w tamtym świecie, jednak nic się nie zmieniło. Było nawet jeszcze gorzej. Znamię kruka przecinała czerwona pręga, od której odchodziły czarne żyły, dalej przechodzące w brzydkie plamy. Pióro straciło swoje kształty i zaczynało rozmywać się niczym kleks atramentu.
Riva drgnął w popłochu i zabrał szybko rękę.
- Ariel…
Objęła go bez słowa, z rozpaczą zaciskającą serce i przycisnęła ucho do jego piersi. Serce biło raz wolniej, raz szybciej, nierówno, zupełnie niezgrane z rytmem jej serca.
- Przepraszam – odezwała się w końcu cicho, tak bardzo żałując, że cuda w jej umyśle, nie działają w rzeczywistości.
- Za co, głuptasku? Zawsze mi pomagasz, to ja powinienem dziękować i…
Odsunęła się i pospiesznie otarła wilgotne oczy.
- Wiem, że nie możesz niczego obiecać, a ja nie mogę sprawić, żebyś był taki jak w moim świecie.
- W twoim świecie?
- Tak, kiedy spałam....
Przekrzywił lekko głowę i zamrugał, po czym uśmiechnął się lekko.
- Aaa... To znaczy, że ci się śniłem? To… miłe.
Przyjrzała się jego twarzy, tak podobnej, a zarazem zupełnie różnej od tamtej na łące i kiwnęła głową.
- Tak, to musiał być sen. Pocieszałeś mnie, a ja nawet nie potrafię się odwdzięczyć – odwróciła się i oparła dłoń na chropowatej ścianie tuż nad zawieszoną lampą i westchnęła głośno, zaciskając palce w pięść – Gdzie mam szukać leku? Nie chcę, żebyś umierał.
W tunelu zapanowała cisza i tylko gdzieś w oddali nad nimi rozbrzmiewały kroki i odgłosy toczącego się w zamku życia. Tutaj łatwo było zapomnieć, że na górze świeci słońce i wszyscy jak gdyby nigdy nic zajmują się swoimi sprawami. Ariel wiedziała, że bez Rivy jej świat całkiem się zawali. Straciła już jednego przyjaciela i nie mogła pozwolić sobie na utratę kolejnego.
- Chodź – Riva nagle wziął ją za rękę i pociągnął tunelem. Wbrew temu, co działo się w jej duszy, jego głos był wesoły, jakby zupełnie nic się nie stało – Na razie nie zamierzam umierać, bo Argon by mnie zabił – zerknął na nią przez ramię i zmrużył oczy w rozbawieniu – Z wami czuję się jak bezradne dziecko, ale bez was jeszcze gorzej. Jesteście naprawdę dziwnym rodzeństwem, wręcz nie do wytrzymania i irytująco identyczni.
- Ale bez nas nie możesz żyć.
- To prawda, szczególnie ciebie…
Zamilkł gwałtownie, pokręcił głową i przyspieszył kroku, nie wypuszczając jej dłoni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych