Ariel sama nie wiedziała, dlaczego
ani jak znalazła się w tym miejscu, skoro nawet nie myślała, żeby
tu przyjść. Przebrnęła przez wszechobecną mgłę i dotarła do
wrót, jakby kierowana niewidzialną siłą. Spała i z pewnością
trafiła tu podświadomie, tęskniąc za spokojem i pięknem tego
świata. Tyle, że po ostatniej wizycie Balara wszystko się zmieniło
i nie miała ochoty oglądać dokonanych przez niego zniszczeń.
A jednak stała przed skrzydłami wysokich wrót,
na których kolorowe wzory pulsowały blaskiem, podobnie jak jej
pasemka. Pchnęła jedno skrzydło i przebiegła na drugą stronę,
zupełnie jakby spodziewała się tam zastać Lirę z otwartymi
ramionami.
Zatrzymała się raptownie na nagim wzniesieniu i
potoczyła wzrokiem po okolicy, a jej serce zamarło z żalu i
smutku. Uczucie przygnębienia niemal przygniotło ją do ziemi,
pozbawiając wszelkiej nadziei.
Przed sobą miała jedynie spaloną, popękaną
ziemie bez ani jednego źdźbła trawy. Z drzew pozostały jedynie
suche, martwe kikuty, a nad głową niebo było ciemne i groźne,
jakby lada chwila miała się rozpętać burza. Nie było żadnego
wiatru, i właściwie powietrze było nieruchome, nie dające ani
ciepła, ani zimna.
Pogrążona w smutnej zadumie, Ariel ruszyła
powoli przed siebie, a każdy krok na tej pozbawionej życia ziemi
wprowadzał ją w jeszcze gorszy nastrój. Sądziła przez chwilę,
że chociaż tutaj zapomni o Sato, ale było odwrotnie. Oczy zapiekły
ją od wzbierających łez, a ból w piersi sprawił, że jej ciało
odmówiło posłuszeństwa i upadła na ziemię.
Tutaj powinnam odzyskać spokój, ale ten drań
pozbawił mnie nawet tego.
Wszystko tu było bez życia, a przecież skoro
to miejsce istniało wewnątrz jej umysłu, to czy nie powinna
potrafić tego naprawić? Może gdyby bardzo tego chciała i się
skupiła…
Poprzez łzy i mgłę zasnuwającą oczy
zobaczyła, jak spomiędzy spalonych pni wyłania się jakaś postać.
W pierwszej chwili pomyślała, że to Lira, ale gdy zamrugała i
otarła ramieniem oczy, przekonała się, że to mężczyzna.
Riva.
Wydawał się nieco wyższy niż w
rzeczywistości, ale miał te same krótkie włosy i jasne oczy.
Znajome rysy twarzy poruszyły jej serce, bo w głębi duszy to
właśnie jego chciała zobaczyć. Jego twarz nie była chorobliwie
blada, ale miała zdrowy odcień, zaś kości policzkowe nie były
zapadnięte, Miały łagodniejsze rysy, ale jakby poważniejsze,
dodające mu lat. Z pewnością, gdyby nie był chory, właśnie tak
by wyglądał.
Choć nieco zmieniony, z pewnością to był Riva
i jakimś cudem znalazł się w jej świecie. Ubrany w złoto i
czerwień, kroczył w jej stronę, a tam, gdzie jego stopa dotykała
ziemi, rosła trawa.
Ariel wyprostowała się ze zdumienia, aż
zaparło jej dech. Patrzyła szeroko otwartymi oczami, jak za jego
plecami wszystko nabiera życia i kolorów. To było niczym cud.
Jakby jego obecność działała uzdrawiająco na to miejsce. Las
znów stał się zielony i gęsty, łąka pokryła się soczystą
trawą, a z nieba zniknęły chmury, ukazując czysty błękit -
dokładnie jak to było wcześniej.
Z niedowierzaniem dotknęła dłońmi wilgotnej,
żyznej ziemi, przejechała po trawie, zerwała niebieski kwiat,
których wyrosło wokół niej całe kolorowe morze. Lekki, ciepły
wiaterek zmierzwił jej włosy, osuszył łzy i poruszył trawą,
jakby zapraszał do wspólnej zabawy.
Nie odwróciła głowy, gdy usiadł za nią i
objął ją ramionami z cichym śmiechem.
- Jak to możliwe? – Zapytała, opierając
głowę o jego pierś. Mogła usłyszeć bicie jego serca, mocne i
pewne, dopasowane do rytmu jej własnego serca.
- Co takiego?
- To wszystko. Jak to zrobiłeś, że wszystko
znów jest zielone? I w ogóle jak się tu znalazłeś? Myślałam,
że ten świat…
Objął ją mocniej i oparł brodę o jej głowę.
Jego obecność i dotyk zawsze były dla niej naturalne i powodowały
przyjemne ciepło, kojarzące się z bezpieczeństwem i domem. Teraz
było trochę inaczej. Miała wrażenie, że wzniecił w niej iskrę,
jakby gdzieś w środku niej istniał uśpiony ogień, który mógł
ożyć tylko pod jego dotykiem.
- Nie chciałaś być sama, więc jestem. To twój
świat, więc jest tak, jak ty chcesz.
- Myślałam o Lirze. Brakuje mi jej.
- Rozumiem. Więc wolisz jej towarzystwo. Mam
sobie iść?
- Nie.
Poruszył
się, jakby chciał wstać, ale chwyciła go za dłonie, splecione na
jej brzuchu. Ciepłe, ale nie rozpalone gorączką. Wydawały się
większe niż w rzeczywistości, a gdy odwróciła jego lewą dłoń,
czarne znamię kruka było idealne, bez żadnej blizny. Nie było też
czarnych plam, nawet żyłek. Więc rzeczywiście wszystko tu
zależało od jej wyobraźni. Ten Riva był zdrowy, dokładnie jak
marzyła. Czy w takim razie gdyby zechciała, mogłaby jeszcze raz
zobaczyć tu Sato?
Na samą myśl o przyjacielu
pojedynczy szloch wstrząsnął jej ciałem. Gdy Riva odwrócił jej
twarz ku sobie, w pierwszej sekundzie wydawało jej się…
Ale nie. Znała to spojrzenie szarych
oczu i ten smutny uśmiech. Delikatnie otarł jej mokre policzki i
dopiero teraz zorientowała się, że z jej oczu płynął łzy.
- Jak mam cię pocieszyć? – Zapytał
cicho, jakby to przez niego płakała.
- Tęsknię za Sato. Wiesz o tym.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że nigdy więcej go nie zobaczę. Jak
Balar mógł to zrobić? Zabił go zupełnie bez powodu, z czystej
przyjemności. I to przeze mnie...
Westchnęła ciężko, znów bliska
łez. Może to jego milczenie sprawiło, albo ten nierealny świat
tak na nią podziałał, że nagle zapragnęła mu wszystko
powiedzieć. Czuła, że tutaj może być z nim szczera, jak
wcześniej z Lirą, że może wyrzucić z siebie cały ciężar i ból
ostatnich dni. Może właśnie tego potrzebowała i dlatego się tu
znaleźli.
Opowiedziała mu więc o całej walce
z Balarem, pomijając jedynie pocałunek w wodzie. Z ciężkim sercem
przypominała sobie, jak uratowała go przed utonięciem, a potem
przed wykrwawieniem się.
- Jak widzisz, to moja wina –
stwierdziła, wpatrując się w ich złączone dłonie – Mógł
umrzeć od strzału Tary, ale dzięki mnie, przyleciał za mną do
De’Ilos, zniszczył całe miasto i w zamian zabił mojego drogiego
przyjaciela.
Bała się na niego spojrzeć, aby nie
zobaczyć na jego twarzy rozczarowania, czy złości, świadczących,
że potępia jej zachowanie. Zamiast tego jednak, przytulił ją
tylko mocniej i odetchnął z twarzą w jej włosach.
- I tym się tak dręczysz?
- No tak, przecież...
- Nie powinnaś myśleć, że to twoja
wina – przerwał jej łagodnie, bez cienia oskarżenia, a gdy
odwróciła się z zaskoczeniem, dostrzegła, że wyraz jego twarzy
jest spokojny i całkowicie szczery – Wiesz? Gdybym był na twoim
miejscu, postąpiłbym tak samo?
- Naprawdę?
Skinął głową i w zamyśleniu
przejechał dłonią po jej włosach.
- Zarzekałem się, że sam go zabiję
za naszych rodziców i tych wszystkich, których skrzywdził, ale...
Nie wiem, czy byłbym w stanie to zrobić. Chyba wspomnienia naszego
dzieciństwa siedzą we mnie zbyt głęboko.
Ariel odsunęła się nieco i usiadła
przodem do niego, zaciskając pięści na soczystej trawie.
Ciekawe, co ja bym czuła, gdybym
to wszystko pamiętała. Gdybym pamiętała Balara z tamtych czasów.
- Lepiej, że tego nie pamiętasz –
odezwał się nagle, jakby czytał w jej myślach – I bez tego
widzę, że za bardzo to wszystko przeżywasz. Dlatego tak jest
dobrze.
- A jednak chciałabym przypomnieć
sobie rodziców, ciebie i... Sato. Opowiadał mi o naszym rytuale
krwi, ale to nie to samo, co pamiętać, a teraz, gdy, go nie ma... –
Zwiesiła głowę, na samą myśl o przyjacielu czując rozdzierającą
pustkę i znów zaniosła się szlochem.
Riva objął ją delikatnie, jakby
chciał uchronić przed całym nieszczęściem realnego świata.
- Zapewniam cię, że z naszej ręki,
czy innej, Balara w końcu spotka zasłużona kara. Bogowie istnieją
i na pewno przyjdą nam z pomocą w odpowiedniej chwili. Co do
twojego przyjaciela, nie chciałby, żebyś opłakiwała go całe
życie. Możesz za nim tęsknić, to naturalne, ale pomyśl sobie, że
jest teraz w lepszym miejscu. I nie zapominaj, że nie jestem sama.
Jestem przy tobie, cokolwiek robisz i gdziekolwiek jesteś.
- Dziękuję.
Z powrotem oparła głowę o jego
pierś, unoszącą się i opadającą w miarowym oddechu. Wcześniej
naprawdę nie zauważyła, że ich serca biją jednakowym rytmem,
albo może działo się tak tylko tutaj, w jej umyśle. Odszukał jej
dłoń i ujął ją, jakby była jakimś kruchym skarbem.
- Masz wokół siebie ludzi, którzy
cię potrzebują. A oni są twoją siłą. Zachowaj ją, żeby wygrać
tą wojnę.
- Pomożesz mi, prawda?
- Po tu jestem.
- I nie umrzesz?
- Nikt nie może tego obiecać, ale
póki, co jestem tutaj, moja…
Urwał w połowie słowa, zerwał
najbliższy kwiatek i wsunął jej we włosy. Następnie wstał i
zaczął krążyć wokół niej, zbierając coraz większy bukiet.
Kwiaty w jego dłoniach zmieniały kolor z żółtych na niebieskie,
potem czerwone i fioletowe, aż utworzyły iście tęczową
kompozycję. Wpatrując się z zachwytem w bukiet, Ariel uśmiechnęła
się mimowolnie, dopiero teraz zaczynając rozkoszować się magią
tego miejsca. Riva w końcu kucnął przed nią, ale zamiast wręczyć
jej kwiaty, podrzucił je do góry i na ich głowy spadł kolorowy
deszcz tysiąca płatków.
Jej śmiech rozbrzmiał na całej łące
czystym dźwiękiem, wywołując jego szeroki uśmiech.
- Właśnie tak, Ariel. Nie lubię,
kiedy się smucisz, więc możesz coś dla mnie zrobić? – Zaczął
zdejmować z jej głowy płatki kwiatów, chociaż oboje byli w nich
oblepieni, jednocześnie patrząc jej prosto w oczy. Milczała,
zahipnotyzowana ciepłym blaskiem jasnych tęczówek, ale ciągnął
dalej, jakby i tak nie oczekiwał od niej odpowiedzi - Gdy się
obudzisz, uśmiechnij się do mnie i bądź taka jak zawsze. Sato też
by tego chciał. Bez ciebie nie wygramy tej wojny. Jesteś naszą
najjaśniejszą gwiazdą.
- Prawisz mądrości jak Lira –
stwierdziła żartobliwie, gdyż jego słowa wywołały w niej nowy
przypływ nadziei i siły.
- Widocznie mamy coś wspólnego, albo
po prostu myślimy podobnie – roześmiał się przyjemnym
barytonem, który rozszedł się po całej łące i zgubił gdzieś w
drzewach, a rozbudzona iskra w jej brzuchu rozpaliła się większym
płomykiem – Jesteś silna, siłą tych, których chcesz chronić.
Dlatego wypędź z serca smutek i napełnij go odwagą. Bądź po
prostu sobą i pamiętaj, że jestem z tobą.
Ariel otworzyła usta, zaskoczona
powagą tych słów, ale Riva wstał nagle, a podmuch wiatru zrzucił
z niego wszystkie kolorowe płatki. Odwrócił się i ruszył z
powrotem do lasu, ani razu się nie oglądając.
A Ariel długo patrzyła na jego
oddalające się plecy.
***
Obudził ją dotyk ciepła na
policzku. Ariel otworzyła oczy i rozejrzała się po swojej
komnacie, całej w jasnych promieniach słońca. Jej wzrok powędrował
w bok łóżka, gdzie klęczał Riva, z głową opartą o materac. Ich
dłonie były splecione. Ariel czuła bijący od niego żar, który
przypomniał, że w rzeczywistym świecie nic się nie zmieniło.
Usiadła ostrożnie i przez chwilę wpatrywała się w jego bladą
twarz, wyniszczoną bólem i troskami. Tak, jak on uzdrowił jej
świat, tak ona chciałaby być jego cudem i go wyleczyć.
W ciszy panującej w komnacie
wyciągnęła wolną rękę, ale zdążyła tylko musnąć palcami
końcówki włosów, gdy otworzył oczy. Natychmiast cofnęła się z
lekkim zmieszaniem i puściła jego dłoń.
Riva wyprostował się i przeciągnął.
- Jak się czujesz?
- Chyba… dobrze – przypatrywał
jej się uważnie, aż dotarło do niej, że dopiero wstała i
pospiesznie przeczesała rękami skołtunione włosy.
„Kiedy się obudzisz, uśmiechnij
się do mnie”.
Przypomniała sobie te słowa i teraz
właśnie to zrobiła. Riva zamrugał i dotknął jej czoła, sprawdzając się czy nie ma gorączki.
- Pamiętasz, co się stało w nocy?
- W nocy? – Przez krótką chwilę
przestraszyła się, że o czymś nie wie, ale zaraz popukała się w
skroń – No jasne. I w ogóle to dziękuję.
Uniósł brwi i usiadł wygodniej na
brzegu materaca.
-
Za co? Ja tylko…
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale nie
mogłeś mnie bardziej uszczęśliwić – mówiła z coraz szerszym
uśmiechem – Dziękuję, że tu jesteś.
- Hmm, zawsze do usług, moja pani –
na wpół żartem ucałował jej dłoń, na co odepchnęła go ze
śmiechem.
- Nie mów czegoś, czego później
możesz żałować – pogroziła mu palcem – Zamierzam potraktować
twoje słowa poważnie.
- Na to liczę – odparł z pełną
powagą, zerknął na okno i westchnął, jakby zbierał się na
odwagę. Promienie słońca rozświetlały mu oczy, wydobywając z
nich wewnętrzny blask – Chyba jeszcze nie mówiłem, że przykro
mi z powodu Sato i jeśli...
Imię przyjaciela, niczym sztylet
ugodziło ją w serce, ale już nie powodowało natychmiastowego
płaczu. Zresztą wylała już chyba wszystkie łzy.
- Mam nadzieję, że trafił do
lepszego miejsca, gdzie nikt już go nie skrzywdzi – przerwała mu
i energicznym ruchem zsunęła z łóżka, siadając obok w koszuli
nocnej i spojrzała mu prosto w oczy – Miałeś rację i dziękuję,
że mi to uświadomiłeś. Mam zamiar robić dokładnie to, co
mówiłeś. Nie mogę wiecznie rozpaczać po Sato, bo przecież mamy
jeszcze wiele do zrobienia.
Riva przełknął ślinę, zapatrzony
w zieleń jej oczu. Po chwili bezruchu dotknął dłonią jej
policzka, wsuwając palce pomiędzy kolorowe kosmyki. Ariel posłała
mu lekki uśmiech, chociaż w środku jej serce trzepotało niczym
uwięziony ptak. Nie było iskry, chociaż jego rozpalona skóra
parzyła.
-
Wiem, że starasz się być silna, ale…
Nie zdążyła się dowiedzieć, co
chciał powiedzieć, bo w tym momencie rozległo się pukanie i
skrzypnęły otwierane drzwi. tej samej sekundzie Riva zdążył
zabrać rękę i wstać. Ariel stłumiła śmiech, widząc jak na
jego bladej twarzy wykwitły rumieńce.
W progu pojawiła się złota głowa
Falena. Jego wzrok spoczął na królu, a potem na niej.
- Kira zaczęła mówić, ale chce
rozmawiać tylko z Ariel.
- Nie wiesz, dlaczego? – Riva
zmarszczył brwi, widocznie niezadowolony tą informacją –
Przecież próbowała ją zabić…
- Właśnie chyba dlatego. W tej
sposób chce pokazać, że zamierza być szczera.
-
Może i tak, ale wciąż…
- Pójdę do niej – Ariel zeskoczyła
z łóżka i posłała obu zdecydowane spojrzenie – I tak
zamierzałam to wcześniej zrobić. Nie możemy wiecznie trzymać jej
w lochu – wzruszyła ramionami i popchnęła Rivę w stronę drzwi
– Mam zamiar się ubrać, więc Wasza Wysokość niech z łaski
swojej poczeka na korytarzu.
Falen parsknął śmiechem, ale Riva
wypchnął jego głowę za drzwi i sam przekroczył próg. Zanim je
za sobą zamknął, zajrzał jeszcze do środka i pogroził jej
palcem.
- Bez śniadania nigdzie cię nie
puszczę, więc czekaj tu na mnie.
- Jak każesz, Wasza Wysokość.
- Przestań.
-
Co, nie lubisz, jak…
Riva zmrużył ostrzegawczo oczy i
zatrzasnął drzwi, zanim zdążyła dokończyć. Gdy została sama,
cisza aż zadzwoniła jej w uszach. Uśmiech natychmiast zastąpiła
powaga i smutek, których chyba już nigdy nie pozbędzie się do
końca.
Jednak
Riva miał rację. Nie potrafię być sama. Oni wszyscy są moją
siłą, więc muszę się dla nich starać.
Przypomniała sobie jak król tulił
ją w tamtym świecie i przeszył ją przyjemny dreszcz. Dotknęła
ręką włosów w miejscu, gdzie wsunął kwiat i przez chwilę
uśmiechała się do siebie głupkowato, aż przypomniała sobie
nagle, że wciąż stoi w koszuli nocnej i doskoczyła do szafy.
Zdążyła wcisnąć w siebie jedną z zielonych sukienek ze złotymi
zdobieniami i rozczesać włosy, gdy zjawił się Riva z tacą pełną
jedzenia.
- Przyznam, że to dla mnie nowość
robić komuś śniadanie, bo zazwyczaj to mi usługują – zaczął
od progu z chłopięcym uśmiechem.
- W takim razie jestem niezmiernie
zaszczycona, Wasza Wysokość.
Postawił tacę na stoliku i zerknął
na nią z rozbawieniem. Jego dobry humor był zaraźliwy.
- Wiesz, co? Jednak zmieniłem zdanie.
Podoba mi się jak mnie tak tytułujesz, więc od dzisiaj możesz
zapomnieć jak mam na imię.
- Chyba tym razem cię nie posłucham,
bo tak się składa, że uwielbiam to imię. Riva, Riva – zanuciła,
uświadamiając sobie, że może zbyt łatwo i szybko wymówiła na
głos to „uwielbiam”.
Zbliżył się i zamierzał coś
powiedzieć, ale Ariel wepchnęła mu w usta bułeczkę i sama
zabrała się za jedzenie. Wziął sobie krzesło z drugiego końca
stołu i usiadł tuż obok, z fascynacją obserwując każdy jej kęs
i ruch.
- Chcesz, żebym się zadławiła? –
Rzuciła w końcu z udawaną złością, gdy wciąż czuła na sobie
jego spojrzenie, jakby chciał wypalić w niej dziurę.
Zamiast odpowiedzi, kąciki jego ust
powędrowały w górę.
- Może w tym czasie zaplotę ci
warkocza?
- Co? - Z trudem przełknęła kawałek
sera. Nie wiedziała, czemu, ale raptem sama myśl, że będzie
dotykał jej włosów, sprawiła, że jej serce podskoczyło. W ogóle
ostatnio często biło jak szalone i to zawsze w jego obecności.
- Nie pamiętasz, ale często cię
czesałem – nie czekając na zgodę, stanął za nią już ze
szczotką w ręku i nadzwyczaj delikatnie zaczął je rozczesywać,
nawet z większą wprawą niż Tara – Nasi rodzice zawsze
powtarzali, że będziesz wyjątkowa i że twój charakter będzie
jak te ogniście rude kosmyki. Zawsze przybiegałaś najpierw do
Balara, żeby cię czesał, ale gdy go nie było…
Na dźwięk tego imienia, łyżka
wypadła z jej dłoni i zadławiła się bułką.
- W porządku? – Riva przeraził się
nie na żarty i natychmiast podał jej kubek z ciepłą wodą.
Ariel opróżniła go jednym haustem,
a potem jeszcze sięgnęła po dzbanek z herbatą. W między czasie,
czerwona na twarzy, uspokoiła go gestem ręki, że zaraz jej
przejdzie.
Kiedy znów zabrała się za jedzenie,
Riva również powrócił do zaplatania jej warkocza. Wyczuwała jego
przygaszony nastrój, bo sama czuła się podobnie.
- Jesteś kolejną osobą, u której
to imię wywołuje reakcję alergiczną – próbował zażartować,
ale zupełnie mu nie wyszło, a Ariel nagle straciła apetyt.
-
Powinniśmy więc go zakazać, albo zmienić na coś podobnego jak
Niezwyciężony.
- Może Zły Czarny Kruk, albo Ten,
Który Zdradził.
Książę
Podstępu.
Ariel zamrugała i potarła w namyśle
skroń.
- Może Książę Podstępu?
- Niezłe. Chociaż bardziej by
pasowało Chaosu, albo Śmierci.
W jej głowie rozległ się śmiech,
który zignorowała. Wiedziała, że Riva próbuje obrócić to w
żart, ale gdyby to dotyczyło jej brata, nie potrafiłaby przestać
wymawiać jego imienia. Nigdy też nie przestałaby go kochać, bez
względu na wszystko. Dlatego tak bardzo współczuła Rivie i
nienawidziła Balara.
Cierpi
i umiera przez ciebie, ale wciąż o tobie myśli. Jeśli masz
jeszcze jakieś serce, powinieneś chociaż dać mu antidotum. Wiem,
że masz coś takiego.
Żadnej odpowiedzi. Tylko ten
ironiczny, odległy śmiech, który rozpalił w jej żyłach palący
gniew.
Zupełnie nieświadomy tego, co działo
się w jej głowie, Riva skończył zaplatać warkocza i przez chwilę
oceniał swoje dzieło. Ku jej zaskoczeniu, na koniec pochylił się
nad jej ramieniem, pocałował ją w skroń i odsunął się szybko.
Ariel spojrzała na niego rozszerzonymi oczami.
- A to, za co?
- Chciałem, żebyś przestała mieć
taką ponurą minę. Podziałało?
- Od razu.
Uśmiechnął się szeroko, aż po
same roziskrzone oczy.
- W takim razie, skoro potwierdziłem,
skuteczność tej metody, zamierzam stosować ją znacznie częściej.
- Tylko nie na Argonie, bo mógłby
cię zabić. Tary też radzę nie drażnić.
- Obiecuję, że będę jej używał
wyłącznie na tobie.
Ariel uznała, że nie będzie się
sprzeciwiać, wstała od niedojedzonego śniadania i ruszyła do
drzwi.
- Idziesz ze mną do Kiry? –
Wychodząc z komnaty obejrzała się przez ramię, ale Riva był już
tuż za nią. Sięgnął ręką i musnął palcami jej dłoń.
- Oczywiście. Jako król muszę
wysłuchać więźnia i przekonać się, czy mówi prawdę.
- A tak w ogóle ciekawe, dlaczego tak
nagle zechciała podzielić się z nami swoją wiedzą –
zastanowiła się na głos.
Riva dogonił ją i szedł teraz obok,
stykając się z nią ramionami, mimo, że korytarz był szeroki.
Cały zamek udekorowany był plamami słońca, które wlewało się
przez podłużne okna. Dzień był ciepły i piękny, wokół kręciła
się służba i strażnicy, jakby w ogóle nic się nie stało, jakby
nikogo nie obchodziła śmierć Sato.
- To może trochę nieuczciwe z naszej
strony, ale Falen delikatnie pokierował jej myślami – gdy Ariel
spojrzała na niego krzywo, wzruszył ramionami – I tak podobno
była prawie przekonana, wahała się tylko trochę. Nie chcieliśmy
jej popędzać, ale lepiej, żeby jak najszybciej wróciła do domu.
Ariel nie spodobała się ta
ingerencja w umysł dziewczyny, ale z drugiej strony Falen chyba
wiedział, co robi.
- No dobrze – westchnęła w końcu
– Zobaczymy, więc co nam powie.
- Kto, co powie? – byli na schodach,
gdy Tara szła akurat w górę – Wasza Wysokość – skłoniła
się Rivie, który nagle zrobił dziwnie podejrzaną minę, jakby coś
go rozśmieszyło.
- Kira – wytłumaczyła przyjaciółce
– A raczej Kiiri. Chce mnie widzieć i chyba w końcu zacznie
mówić.
- Dobre i tyle, chociaż spodziewałam
się, że zajmie jej to mniej czasu.
- Co?
Puściła do nich oko.
- Myślenie. Zawsze przychodziło jej
wyjątkowo wolno.
Po korytarzach przetoczył się ich
śmiech, który napełnił stare mury beztroską radością, której
tak im brakowało. Ariel właśnie tego potrzebowała. Śmierć Sato
wciąż ją bolała, ale przy Tarze i Rivie znów mogła się
uśmiechać.
Przemierzając kolejne pięta król
szedł nieco z tyłu i tylko przysłuchiwał się ich rozmowie, a
raczej niekończącej się paplaniny Tary i jej śmiechu. Ariel,
uwięziona w uścisku przyjaciółki, odwracała się, co i raz,
napotkała jego szare oczy i uśmiechała się, na co odpowiadał tym
samym. W takiej atmosferze dotarli do holu, gdzie skręcili obok sali
tronowej i przeszli obok strażników, pilnujących skromnych,
półokrągłych drzwi.
Przemierzając podziemne korytarze
rozświetlone lampami, Ariel doznała silnego wrażenia, że już tu
była. Oczywiście Tara i teraz przypomniała jej ich przygodę z
wężem, na co król zareagował śmiechem.
- Miałyście ciekawe życie w tamtym
świecie. Musisz mi opowiedzieć coś jeszcze, Tara. Szczególnie o
Ariel. Przegapiłem pół jej życia.
- Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość.
- Mam nadzieję, że nie robiłam nic,
czego mogłabym się wstydzić? – Ariel posłała jej miażdżące
spojrzenie.
- Skąd. Robiłaś wyłącznie głupie
rzeczy, ale nie wstydliwe – odparła z niewinną miną i zaraz
uciekła przed jej zaciśniętą pięścią.
Po niezliczonej ilości zakrętów
pojawiły się rzędy cel, niemal wszystkie puste. Strażnik
zaprowadził ich do drewnianych drzwi i otworzył je z ukłonem.
W środku panował gęsty mrok. Riva
wyciągnął rękę, ale Ariel go uprzedziła i pod sufit popłynęła
kula światła, która oświetliła cale wnętrze ciepłym blaskiem,
niczym miniaturowe słońce. Pokoik był mniejszy niż cele, pośrodku
stał stolik i trzy krzesła. Na jednym siedziała Kira i sztywno
wyprostowana wpatrywała się w nich, mrużąc oczy od nagłego
światła.
- Cześć – rzuciła Tara, ale nie
doczekała się odpowiedzi.
Ariel zajęła jedno krzesło
naprzeciwko, a Riva drugie. Przyjaciółka zamknęła za nimi drzwi i
stanęła przy nich, obejmując rolę strażnika.
Przez kilka minut w pokoju panowała
cisza, przerywana jedynie ich oddechami. Ariel wpatrywała się w
dziewczynę ze zmarszczonym czołem. Chociaż wiedziała o niej wiele
z opowieści Tary, miała wrażenie, że ma przed sobą obcą osobę.
Albo to przez amnezję, albo ten świat tak bardzo zmienił je obie.
Kira również miała zmarszczone brwi
i napięty wyraz twarzy.
- To Rairi kazała cię zabić –
odezwała się w końcu na wstępie, skupiając się wyłącznie na
Ariel i ignorując pozostałą dwójkę.
- Wiem. Jeśli o to chodzi, nie
oczekuję od ciebie przeprosin.
- Nie wiem za wiele o ich planach, nie
wiem czy na coś się przydam.
- Wystarczy, że powiesz, co wiesz.
- A potem wrócę do domu?
- Przyrzekam – odezwał się
poważnie Riva, oparty o krzesło ze skrzyżowanymi ramionami.
Kira zacisnęła usta i przeniosła na
niego spojrzenie. Zerknęła jeszcze na Tarę, która z uśmiechem
skinęła głową, odetchnęła i zaczęła mówić. Rzeczywiście
nie znała wszystkich zamiarów i planów Rairi, ale wiedziała, że
gromadzą armię na wyspie i że sprzymierzeńców wciąż przybywa,
głównie nephilów. Opowiedziała o swoim życiu w Reed, o
treningach i ataku na Gernnhed, oraz o tym, co udało jej się w tym
czasie podsłuchać. Riva słuchał jej z nieokreślonym wyrazem
twarzy i tylko od czasu do czasu zaciskał pod stołem lewą dłoń i
krzywił się nieznacznie. Ariel dekoncentrowała troska o króla,
dlatego słuchała jednym uchem.
- A jak poznałaś Rariri? – Zapytał
Riva, gdy powiedziała już wszystko.
- Błąkałam się w lesie, kiedy mnie
znalazła. Właściwie niewiele pamiętam, a co było wcześniej, już
w ogóle.
- To wtedy nadała ci Imię, prawda? -
wtrąciła się Tara, podpierając plecami drzwi.
Kira skinęła powoli głową.
- Tak. Czy to prawda… - z niepewną
miną popatrzyła na Rivę – Czy jest możliwe, żebym odzyskała
pamięć?
- Tak – pochylił się i oparł
łokcie na stole – Można cofnąć więź łączącą cię z Rairi.
- Naprawdę? – Teraz to Ariel
wyprostowała się z zaskoczeniem. Natychmiast pomyślała o sobie i
niechcianej obecności w głowie – Dlaczego wcześniej o tym nie
wiedziałam?
Riva popatrzył na nią ze smutkiem,
jakby dokładnie znał jej myśli.
- Do dotyczy takich osób jak Kira, a
jest ich niewiele – zaczął tłumaczyć – Nadanie Imienia
przeważnie odbywa się tuż po narodzinach. Rodzice łączą się w
ten sposób mentalnie z dzieckiem, ale może to być też rodzeństwo,
lub przyjaciele. Odbywa się to wtedy, gdy dana osoba nie ma jeszcze
imienia i jest ono jej nadawane po raz pierwszy. Zdarzają się
przypadki, gdy ktoś dorosły łączy się mentalnie z inną osobą,
poprzez zmianę imienia. Tylko taką więź można zerwać,
odrzucając to imię i powracając do pierwszego.
- A więc… - Kira wpatrywała się w
niego dużymi oczami, w których pojawiła się iskierka nadziei –
Naprawdę mogłabym w ten sposób odzyskać wspomnienia.
- To aż takie proste? – Ariel
zgarbiła ramiona pod ciężarem rozczarowania, chociaż starała się
tego nie pokazać – Nawet nie wiedziałam, że to możliwe.
- Bo Nadanie Imienia w późniejszym
wieku jest raczej rzadkością – wtrąciła Tara, bawiąc się
sztyletem u pasa – Osobiście znam tylko jedną osobę z dwoma
imionami.
- Falen.
Spojrzała na króla z uniesionymi
brwiami.
- Naprawdę? Więc…?
- W tej chwili połączony jest
mentalnie z Arwelem, ale to długa historia, którą sami mogą ci
opowiedzieć. A teraz, – zwrócił się do Kiry – jeśli tak
bardzo pragniesz odzyskać…
- Tak – weszła mu w słowo, po raz
pierwszy wykazując ożywienie. Dłonie zaciskała kurczowo na
poręczach krzesła, w jej oczach pojawiły się łzy – Wcześniej
nie zależało mi na przeszłości, bo miałam Ortisa, ale teraz…
pomóżcie mi odzyskać moje dawne życie.
Riva osunął się na krześle i
skinął głową. Ciepłe światło nadawało jego twarzy żółtawy
odcień.
- To w gruncie rzeczy nie jest trudne.
Tym bardziej, że chyba Rairi już nie zależy na tobie, a więc nie
będzie raczej się sprzeciwiała. Skoro miałaś swoje imię…
- Kiiri – rzuciła Tara, uśmiechając
się do wszystkich.
- Tak, właśnie – król skinął
jej głową i kontynuował – Utożsamiłaś się z imieniem, który
ci nadano, a to samo w sobie jest częścią rytuału. Musisz
odnaleźć w sobie tą nić, która połączyła cię z Rairi i
zerwać ją.
- Ale… jak mam to zrobić?
- Nie martw się, Falen ci pomoże.
Jak już wiesz jest w podobnej sytuacji i chociaż sam pewnie za nic
w świecie nie zerwałby własnej więzi, wie jak to zrobić. Ale
musisz być głęboko przekonana czego chcesz, uwierzyć, że to
„Kiiri”, a nie „Kira” jest twoim prawdziwym i jedynym
imieniem. Nadać temu słowu Moc i oblec się nim, jakby to była
twoja skóra. Wtedy odzyskasz wspomnienia.
Skinął na Ariel, że to już
wszystko, co mieli do omówienia, wstali jednocześnie i ruszyli do
drzwi, które otworzyła im Tara.
Riva przystanął jeszcze i spojrzał
z góry na dziewczynę, zagapioną w blat stołu. Magiczna kula wciąż
nad nią wisiała, tworząc wokół jej głowy złotą aureolę.
- Jak będziesz gotowa, poproś o
Falena. Zaraz potem od razu odstawimy cię do domu.
Skinęła głową nieporuszona i
zamyślona, nie unosząc na nic wzroku. W końcu zostawili ją samą
i zamknęli za sobą drzwi.
Na oświetlonym korytarzu stał
strażnik, który pożegnał ich ukłonem, po czym wszedł do
pokoiku, by odprowadzić Kirę do celi. Zaledwie minęli zakręt Tara
od razu zatarła ręce i z zadowoloną miną przejechała dłońmi po
swoich warkoczach.
Ariel spojrzała na nią krzywo.
- Z czego się tak cieszysz?
- Może to wredne, ale na samą myśl,
że w końcu zniknie z naszego życia raz na zawsze, chce mi skakać.
- Tak, to wredne.
- Gdybyś pamiętała, jaka była z
niej jędza, też byś skakała. Zobaczysz, odzyska swoje imię i
wróci cała jej jędzowatość.
Ariel przewróciła oczami i
uśmiechnęła się pod nosem.
- Myślę, że nam podziękuje, w
końcu to dzięki nam będzie mogła wrócić do domu.
- Liczyłabym prędzej na to, że
zacznie narzekać, ale w każdym razie mnie raczej przy tym nie
będzie. Wolę oszczędzić sobie nerwów. Tobie też to radzę –
dźgnęła Ariel w pierś i skłoniła się królowi – A teraz
wybaczcie, nie jadłam śniadania i umieram z głodu.
Wyszczerzyła do nich zęby i pobiegła
korytarzem, aż jej kroki poniosły się echem i na następnym
zakręcie mignęły im tylko jej brązowe warkocze i rąbek
fioletowej sukienki.
Ariel patrzyła za nią i rozbawieniem
kręciła głową.
-
Naprawdę z niej wariatka, ale myślisz, że…
Gdy odwróciła głowę w stronę
Rivy, ten opierał się o ścianę, skulony, jakby zaraz miał upaść
i z bolesnym grymasem przyciskał do siebie lewą rękę.
- Riva!
Doskoczyła do niego i podtrzymała.
Zaledwie go dotknęła, emanujący z niego ból uderzył w nią
niczym cios, aż sama jęknęła mimowolnie.
Zerknął na nią kątem oka i zmusił
się do bladego uśmiechu.
-
To nic… takiego. Znajdę Noxa i…
- Zwariowałeś? W tym stanie nie
zrobisz nawet kroku. Nie zapominaj, Riva, że tu jestem.
Posłała ku niemu uzdrawiającą falę
Mocy, chociaż to, co wyczuła wprawiło ja w bezbrzeżną rozpacz.
Trucizna atakowała jego organy, wysysając z niego energię życiową.
W tym stanie nawet chodzenie musiało być ciężkie, chociaż nie
pokazywał po sobie tego wysiłku. Jego siła woli musiała być
chyba z żelaza, skoro wciąż z tym walczył.
Zrozumiała, że prosząc go o
przeżycie, wymagała zbyt wiele.
To już nie była kwestia czy
przeżyje, ale ile jeszcze zostało mu dni.
- Ty płaczesz? – Zapytał z
zaskoczeniem, już wyprostowany i rozluźniony.
Ariel dotknęła policzka i odkryła
pod placami łzy, z których nawet nie zdawała sobie prawy.
Pociągnęła nosem i ujęła jego lewą dłoń, odwracając ją
wierzchem do góry. Przez jedną krótką chwilę miała nadzieję,
że będzie tak, jak w tamtym świecie, jednak nic się nie zmieniło.
Było nawet jeszcze gorzej. Znamię kruka przecinała czerwona pręga,
od której odchodziły czarne żyły, dalej przechodzące w brzydkie
plamy. Pióro straciło swoje kształty i zaczynało rozmywać się
niczym kleks atramentu.
Riva drgnął w popłochu i zabrał
szybko rękę.
-
Ariel…
Objęła go bez słowa, z rozpaczą
zaciskającą serce i przycisnęła ucho do jego piersi. Serce biło
raz wolniej, raz szybciej, nierówno, zupełnie niezgrane z rytmem
jej serca.
- Przepraszam – odezwała się w
końcu cicho, tak bardzo żałując, że cuda w jej umyśle, nie
działają w rzeczywistości.
-
Za co, głuptasku? Zawsze mi pomagasz, to ja powinienem dziękować
i…
Odsunęła się i pospiesznie otarła
wilgotne oczy.
- Wiem, że nie możesz niczego
obiecać, a ja nie mogę sprawić, żebyś był taki jak w moim
świecie.
- W twoim świecie?
- Tak, kiedy spałam....
Przekrzywił lekko głowę i zamrugał,
po czym uśmiechnął się lekko.
- Aaa... To znaczy, że ci się
śniłem? To… miłe.
Przyjrzała się jego twarzy, tak
podobnej, a zarazem zupełnie różnej od tamtej na łące i kiwnęła
głową.
- Tak, to musiał być sen.
Pocieszałeś mnie, a ja nawet nie potrafię się odwdzięczyć –
odwróciła się i oparła dłoń na chropowatej ścianie tuż nad
zawieszoną lampą i westchnęła głośno, zaciskając palce w pięść
– Gdzie mam szukać leku? Nie chcę, żebyś umierał.
W tunelu zapanowała cisza i tylko
gdzieś w oddali nad nimi rozbrzmiewały kroki i odgłosy toczącego
się w zamku życia. Tutaj łatwo było zapomnieć, że na górze
świeci słońce i wszyscy jak gdyby nigdy nic zajmują się swoimi
sprawami. Ariel wiedziała, że bez Rivy jej świat całkiem się
zawali. Straciła już jednego przyjaciela i nie mogła pozwolić
sobie na utratę kolejnego.
- Chodź – Riva nagle wziął ją za
rękę i pociągnął tunelem. Wbrew temu, co działo się w jej
duszy, jego głos był wesoły, jakby zupełnie nic się nie stało –
Na razie nie zamierzam umierać, bo Argon by mnie zabił – zerknął
na nią przez ramię i zmrużył oczy w rozbawieniu – Z wami czuję
się jak bezradne dziecko, ale bez was jeszcze gorzej. Jesteście
naprawdę dziwnym rodzeństwem, wręcz nie do wytrzymania i irytująco
identyczni.
- Ale bez nas nie możesz żyć.
-
To prawda, szczególnie ciebie…
Zamilkł gwałtownie, pokręcił głową
i przyspieszył kroku, nie wypuszczając jej dłoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz