piątek, 26 maja 2017

Rozdział 27

- Więc znów się ukrywamy?
- Tak będzie szybciej i bezpieczniej.
- Myślałam, że lubisz, jak ludzie cię rozpoznają i kłaniają.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz się okrywać.
Ariel prychnęła i nasunęła na głowę zielony kaptur płaszcza, upychając do środka włosy.
- Może być?
Riva uśmiechnął się lekko, sam owinięty szczelnie czarnym płaszczem Zakonu, z głową ukrytą w cieniu przepastnego kaptura. Chociaż było stanowczo za ciepło, nie chciał tutaj zwracać na siebie uwagi. Nie tylko, dlatego, że wyglądał i czuł się jak chodzący trup.
- Idealnie pasuje do koloru twoich oczu.
- Tylko nie mów, że wybrałeś ten płaszcz tylko dlatego.
- Mówiłem, że wszystko, co robię, jest starannie przemyślane.
Ariel otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zbył ją machnięciem ręki i spiął konia do lekkiego kłusa. Mógłby tak dyskutować z nią godzinami, ale było już południe i chciał jak najszybciej dotrzeć do celu. Coraz trudniej było mu utrzymać się w siodle i czuł, jakby jego ciało rozpadało się na kawałki. Miał jeszcze tyle siły, by przynajmniej nie narzekać. Marzył o odpoczynku, a szczególnie długim śnie bez koszmarów. Jednak najwidoczniej takie luksusy czekały go dopiero po śmierci.
Wyjechali zza zakrętu drogi, otoczonej pagórkami, gdzie przed nimi znajdowała się zamknięta brama miasta, pilnowana przez uzbrojonych i czujnych strażników.
- Zatrzymaj się na chwilę – krzyknęła cicho Ariel i dogoniła go na Królowej. Gdy posłusznie ściągnął wodze swojego konia, przechyliła się przez siodło i dotknęła jego ramienia – Zanim tam wjedziemy, to ci się przyda.
Poczuł jak ożywcza energia z jej dłoni, napełnia jego ciało, uśmierza ból i na chwilę tłumi wszystkie dolegliwości. Dotąd nie zdawał sobie sprawy, że siedział na siodle przygarbiony, niemal przyklejony do końskiej grzywy. Teraz wyprostował się, jakby ubyło mu lat, znów w jednym kawałku. Spojrzał na nią z głębi kaptura i napotkał roziskrzone, zielone spojrzenie.
- Dziękuję – wyszeptał tylko, chociaż to i tak wydawało mu się za mało. Starał się przed nią udawać, Ariel była bardziej spostrzegawcza niż inni. Wiedziała, kiedy potrzebował pomocy, jakby byli ze sobą związani mentalnie.
- Zawsze do usług – odpowiedziała wesoło i pokłusowała drogą, wzbijając za sobą tuman kurzu.
Strażnicy nie chcieli ich wypuścić, ale wystarczyło, że zdjął kaptur i obdarzył ich władczym spojrzeniem, by brama stanęła przed nimi otworem.
Popędzając konie brukowanymi ulicami miasta i lawirując pomiędzy ludźmi, mieli okazję przyjrzeć się Lotheronowi, który zostawili niemal doszczętnie zniszczony i w chaosie. Król starał się nie zwracać na siebie uwagi i dyskretnie zerkał na boki, zaś Ariel otwarcie rozglądała się na wszystkie strony i z zachwytem kiwała głową, starając się wypatrzyć wszystkie pozytywne zmiany.
Teraz Riva był zadowolony. Nowy hrabia od razu wziął się do pracy i już było widać jej efekty. Uprzątnięto gruzy i ciała zabitych, naprawiono drogi i w miejscu starych budynków, powstawały już nowe. Miasto odżywało, znów tętniło życiem, wszędzie było słychać stukanie młotków, piłowanie i nawoływanie robotników. Wszyscy uwijali się energicznie, żeby Lottheron jak najszybciej na powrót stał się pięknym i dumnym miastem.
- Ludzie wzięli się do pracy – rzuciła w pewnym momencie cicho, omijając grupkę przechodniów, którzy zerknęli tylko na nich z przelotnym zainteresowaniem. – Ciekawe czyja to zasługa, skoro poprzedni hrabia…
Zwiesiła głos, przypominając sobie ich ostatnią wizytę w tym mieście i to, co stało się z hrabią na ich oczach. Jednak Riva nie przyjechał tutaj żeby rozpamiętywać smutne rzeczy. Wręcz odwrotnie, to właśnie tutaj, w mieście kolorów i nieustannej radości, miał odrobinę nadziei na nowy początek. Właściwie to było zaledwie ziarenko, zakiełkowane przez Argona, ale obiecał mu to sprawdzić. Tuż potem wymógł na nim taką samą obietnicę, jak na Ariel.
To miała być ostatnia szansa.
- Zaraz ją poznasz – odpowiedział, doganiając ją na pustek, szerokiej drodze.
- Kogo?
- Zaraz się dowiesz.
Rezydencja hrabiego była nietknięta przez bitwy i czas, w środku już nie kręcili się bezdomni mieszkańcy i panował spokój. Przed murem okalającym posiadłość zdjęli kaptury i od razu zostali wpuszczeni do środka. Strażnicy zaprowadzili ich prosto do gabinetu hrabiego na piętrze. Ariel przez cały czas zerkała na niego z zaciekawioną miną, ale tylko uśmiechał się tajemniczo.
- Przybyli Jego Królewska Wysokość Kruczy Król i Potomek Liry – zapowiedział tubalnie strażnik, po czym wpuścił ich do gabinetu i zamknął drzwi.
Riva zdjął płaszcz i rzucił go na kanapę, więc Ariel zrobiła to samo, zapatrzona na obecnych w pokoju.
- Wasza wysokość!
Kobieta, która zajmowała wygodny fotel za biurkiem, wstała pospiesznie i odsunęła się z ukłonem, a Riva bezceremonialnie zajął jej miejsce i rozparł się wygodnie, z ulgą widoczną na twarzy. Młody mężczyzna, dotąd zajmujący kanapę, również wstał, skłonił się elegancko i stanął przy kobiecie. Ariel wpatrywała się w tą parę tak intensywnie, że Riva miał ochotę parsknąć śmiechem. Pewnie nigdy nie miała okazji poznać żadnych nammijrzyków. Ciemna karnacja i czarne, migdałowe oczy były w Malgarii rzadkością, a ich egzotyczną urodę trudno było porównać do czegokolwiek. W dodatku ci tutaj byli do siebie uderzająco podobni, również z rysów twarzy, jakby byli rodzeństwem.
Riva przerwał w końcu ciszę i zachowując pełną powagę, dokonał prezentacji, skupiając wzrok na Ariel:
- Jak widzicie przyprowadziłem ze sobą Potomka Liry, Ariel. A to jest nowa zarządczyni miasta, Savara i jej towarzysz, Hal – pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech – To córka poprzedniego hrabiego, który przed śmiercią prosił cię, byś ją odnalazła. Jak widzisz jest cała i zdrowa. Tak bardzo chciałaś ją odnaleźć, że Biały Kruk zrobił to za ciebie. Trochę kosztowało go to wysiłku, ale w końcu ich odnalazł, zanim zostali uprowadzeni do Nammiru i odtransportował do domu. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona - zakończył, pilnie obserwując jej reakcję.
Ariel popatrzyła na niego, potem na kobietę i znów na niego. Jej brwi unosiły się coraz wyżej, aż gdyby to było możliwe, sięgnęłyby włosów.
- Naprawdę to ona? A więc to była ta twoja niespodzianka?
- Chyba ci się podoba? Nie znacie się, ale wiem jak bardzo chciałaś dotrzymać obietnicy jej umierającemu ojcu, chociaż potem nie było na to czasu – odparł z zadowoleniem, splatając przed sobą dłonie.
- To dla mnie zaszczyt, poznać…
Kobieta przeniosła na nią spojrzenie ciemnych oczu i zgięła się w ukłonie, ale Ariel nie dała jej nawet dokończyć. Z radością, jakby to była jej zaginiona siostra, rzuciła się na Savarę i uściskała ją serdecznie.
- A więc nic ci nie jest! – Wykrzyknęła, odsuwając ją na tyle, żeby jeszcze raz przyjrzeć jej się uważnie - Przepraszam, że cię nie szukałam, chociaż obiecałam to twojemu ojcu.
- Na pewno byłaś zajęta, pani – Savara odsunęła się z uśmiechem, zerknęła na swojego towarzysza, potem na króla i skinęła głową - Jesteśmy wdzięczni Białemu Krukowi za ratunek.
- Odnalazł nas niemal na samej granicy – dodał Hal, odzywając się po raz pierwszy. Miał przyjemny baryton, mówił ściszonym, spokojnym głosem.
- Chyba muszę mu podziękować – Ariel w końcu nieco ochłonęła i opadła na kanapę, marszcząc nieznacznie brwi.
Riva pokiwał głową i pochylił się nad biurkiem, zawalonym dokumentami.
- Chyba powinnaś, zrobił to głównie dla ciebie – gdy skrzywiła się kwaśno, zwrócił się do Savary z ciepłym uśmiechem i wyjaśnił – Biały Kruk jest bratem naszego Potomka i chyba jeszcze nie było na świecie tak wyjątkowego rodzeństwa.
Kobieta zrobiła duże oczy, po czym jeszcze raz skłoniła się przed Ariel.
- Tym bardziej pani, jestem…
- Jaka pani? – Machnęła ręką, ze zmęczeniem opadając na oparcie kanapy – Mów mi Ariel, jak wszyscy. Ty też, Hal.
Gdy spojrzeli z zaskoczeniem na króla, ten tylko wzruszył ramionami. Savara szepnęła coś do mężczyzny, który skinął głową i wyszedł bezszelestnie. Następnie, szeleszcząc swoją suknią z jasnoczerwonego atłasu, zajęła krzesło po przeciwnej stronie biurka i bez skrępowania spojrzała prosto na króla, obdarzając go uprzejmym uśmiechem. Bez dwóch zdań Savara była piękną, zmysłową kobietą. Jasno czekoladowa karnacja i migdałowe przenikliwe oczy z pewnością były jej głównymi atutami. Jedwabiste czarne włosy splecione w elegancką fryzurę, tylko dopełniały całości, podkreślając delikatne, ale silne rysy twarzy. Nie była zbyt wysoka, podobnie jak wszyscy nammijczycy, ale zgrabna, co podkreślała dopasowana suknia ze śmiałym dekoltem.
- A więc co sprowadza tak znakomitych gości do Lotheronu?
Riva katem oka dostrzegł jak Ariel prostuje się powoli i marszczy brwi. Musiała również zauważyć urodę młodej hrabiny, ale czyżby dostrzegł w jej oczach zazdrość?
Uśmiechnął się pod nosem i przywołał ją gestem dłoni, by zajęła drugie krzesło. Dopiero, gdy to zrobiła, odpowiedział spokojnie:
- Chcieliśmy upewnić się Savaro, czy przejęłaś już obowiązki ojca i jak idzie odbudowywanie miasta.
- Oczywiście zajęłam się wszystkim zaraz po powrocie – odparła z powagą, smutniejąc na wspomnienie zmarłego ojca. Ariel wyciągnęła dłoń i poklepała ją po ramieniu, na co kobieta zamrugała szybko, powstrzymując łzy i wyprostowała się dumnie, z miną wyrażającą wdzięczność – Żałuję, że zostałam porwana w takim momencie i nie mogłam spotkać się z ojcem. Dziękuję, Ariel, że chociaż ukoiłaś jego duszę tą obietnicą.
Pokręciła głową z wyraźnym poczuciem winy.
- Mogłam zrobić więcej, ale Balar…
Na szczęście w tym momencie wrócił Hal z tacą pełną owoców i ciasta oraz butelką wina. Szybko i sprawnie usunął wszystko z biurka i rozłożył na nim talerze, miski i puchary. Savara skinęła dłonią.
- Posilcie się, a ja będę mówić. Hal, możesz przynieść plany i dokumenty, które ostatnio podpisywałam? – Gdy mężczyzna znów opuścił gabinet, sięgnęła po wino i nalała do trzech pucharów – Mamy nowe pomysły na usprawnienie handlu i wzmocnienie obrony. Znalazły się też pieniądze na rekrutację wojowników, ale może resztę omówimy przy uroczystej kolacji w sali audiencyjnej.
Gdy wrócił Hal, zdążyli wysłuchać ogólnego zarysu odbudowy miasta i uraczyć się ciastem oraz owocami. Popijając słodkawe wino, zagłębili się w dokumenty i sprawy finansowe, co zajęło im czas prawie do wieczora. Ariel starała się pilnie słuchać i udawać zainteresowaną, ale widział, że tak naprawdę umiera z nudów i powstrzymuje ziewanie. Kiedy więc za oknami zbliżał się zachód słońca, przeciągnął się i pogratulował Savarze tak zorganizowanej i sprawnej pracy.
- Doszły mnie słuchy, że posiadacie mały zbiór książek z Nammiru – zagadnął w pewnym momencie, zerkając przelotnie na Ariel i dostrzegając na jej twarzy natychmiastowy przebłysk zainteresowania – Moja towarzyszka wręcz uwielbia książki, więc gdyby mogła zerknąć na tą kolekcję, z pewnością byłaby uradowana.
Kobieta uśmiechnęła się do Ariel, której już z podekscytowania błyszczały oczy.
- Oczywiście. To nie jest duża kolekcja, jakieś mapy i księgi historyczne, ale jeśli zechcesz, może po kolacji cię tam zaprowadzę.
- Dziękuję, będzie wspaniale – ucieszyła się, wyraźnie ożywiona.
Kiedy wychodzili z gabinetu, Riva zbliżył się do Ariel i wyjaśnił szeptem:
- Argon prosił, żebyś sprawdziła, czy przypadkiem nie zawieruszył się tutaj ten list od bogów dotyczący Gatalaga. On sam zaczął już szukać i sprawdza wszystkie możliwe miejsca.
Ariel pokiwała w namyśle głową, zerkając ukradkiem na idącą za nimi dwójkę nammijczyków. Kiedy jej wzrok znów spoczął na królu, widział po jej minie, że najchętniej od razu by tam pobiegła. Taki sam błysk w oczach miał Argon, gdy coś go interesowało.
- A więc to po to mnie tu sprowadziłeś?
- Hmm, między innymi – odparł lakonicznie, udając, że zainteresował go jeden z mijanych po drodze obrazów.
Ariel przyglądała mu się spod zmrużonych powiek, ale w końcu wzruszyła ramionami.
- Dobrze. Jeśli będzie trzeba przekartkuję każdą książkę. Swoją drogą Argon wspominał mi już coś wcześniej, że sprawdzał w świątyni, ale jeśli chciał mnie poprosić, to mógł zrobić to sam – mruczała bardziej do siebie, nie dostrzegając jego ukradkowych spojrzeń.
Chciał, ale wtedy nie miałbym tej przyjemności zobaczenia twojego uśmiechu. Odpowiedział jej w myślach.
Służba zaprowadziła ich do gościnnych komnat, gdzie odświeżyli się przed oficjalną kolacją w gronie miejscowej szlachty i doradców hrabiego. Na szczęście czuł się na tyle silny, by wytrzymać cały wieczór w tak licznym gronie. Siedząc u szczytu stołu, obserwowany przez hrabinę i cały tłum gości nie mógł pozwolić sobie na garbienie ramion czy grymas bólu. Na szczęście magiczne światła i lekki półmrok tuszowały nieco jego bladość i dzisiaj obyło się bez gorączki. Tylko raz odkaszlnął krwią, ale na szczęście w zaciszu swojej komnaty i z dala od wzroku Ariel, która znów szalałby z niepokoju.
Przez całą kolację uprzejmie skubał swoje jedzenie, odwracając uwagę rozmowami i pytaniami. Starał się jednocześnie obserwować Ariel, która siedziała u jego boku, wdając się w rozmowę z Savarą i innymi. Jej otwartość i łatwość nawiązywania kontaktów upewniały go tylko, że byłaby idealną królową. Co prawda brakowało jej jeszcze ogłady i znajomości zawiłej polityki, ale właśnie taka podobała mu się najbardziej. Uśmiechał się, ilekroć prostowała kolejną osobę, żeby zwracała się do niej po imieniu, czy z przejęciem odpowiadała na jakieś pytanie. Pilnował, żeby miała, co pić i wciąż dokładał jej coś na talerz, aż napotkał baczne, zaciekawione spojrzenie Savary. Jej mina mówiła, że wszystko widzi i z łatwością przejrzała go na wylot. Przez całą kolację Hal stał przy jej krześle, pełniąc rolę strażnika i lokaja. Z pozoru obojętny, ale czujny na każdy jej najdrobniejszy gest czy ruch. Dyskretnie obserwował salę i cały stół z kamiennym wyrazem twarzy. Zupełnie jakby miał przed sobą bardziej egzotyczną wersję Argona.
Jak tylko kolacja dobiegła końca, Ariel wstała jako pierwsza, przeprosiła wszystkich, że jest zmęczona, po czym Savara zaprowadziła ją do biblioteki. Potem wróciła sama, żeby pożegnać gości. Kiedy zostali w końcu sami, zwróciła się do króla z przepraszającym uśmiechem.
- Wybacz, Wasza Wysokość, jeśli to było męczące. Sądziłam, że przyjdzie mniej osób, ale jak tylko dowiedzieli się o wizycie, Waszej Wysokości...
- Nic nie szkodzi – Riva machnął niedbale ręką, chociaż faktycznie był wykończony.
- W takim razie życzę Waszej Wysokości spokojnej...
- Chciałbym jeszcze z wami porozmawiać chwilę, jeśli to nie problem.
Savara wyprostowała się i skinęła głową. W jej migdałowych oczach mignął cień zrozumienia.
- Oczywiście, Wasza Wysokość.
W towarzystwie eskortującego ich Hala, wrócili do gabinetu. Mężczyzna rozpalił w kominku, podczas gdy król opadł na kanapę, pod bacznym spojrzeniem Savary, która ze splecionymi przed sobą ramionami stała przy biurku.
- Tak więc, Wasza Wysokość – zaczęła poważnie – Rozumiem, że chcesz teraz omówić prawdziwy powód twojego przybycia.
Riva uniósł brwi.
- Jesteś bardziej spostrzegawcza niż podejrzewałem.
- Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość – Hal przysiadł na blacie biurka i przyjął podobną postawę, oświetlony z boku blaskiem ognia. – Sam Kruczy Król nie fatygowałby się tylko po to, żeby sprawdzić jak idzie naprawa miasta. Od tego masz całe zastępy ludzi.
- Dokładnie.
Riva patrzył na nich przez chwilę w milczeniu, po czym przeszedł się do kominka, minął okno, za którym trwała już głęboka noc i znów usiadł z głośnym westchnieniem. Chyba nie było sensu dłużej tego przeciągać.
- Zapewne Argon wspominał wam o mojej… dolegliwości? – Zaczął, powoli zsuwając z lewej ręki długą rękawicę.
Oboje przytaknęli, obserwując go identycznie ciemnymi oczami.
- Bez szczegółów, ale owszem – odpowiedziała Savara – Pytał się, czy nie słyszeliśmy o jakiś rzadkich truciznach z naszego ojczystego kraju.
- Znam się trochę na tych sprawach, ale musiałbym najpierw poznać wszystkie objawy i zobaczyć skutki uboczne.
Riva zrzucił rękawicę na podłogę i wstał, przeszywając ich ponurym spojrzeniem.
- Dobrze.
I zdjął tunikę. W blasku ognia z kominka czerń, która pochłonęła jego lewą rękę i niemal cały bok, zdawała się jarzyć niezdrowym blaskiem. Drobne czarne żyłki pod skórą, tworzące większe kleksy, pulsowały niczym wyżerające go od środka żywe organizmy.
- Na Wielkiego Zara! – Krzyknęła Savara, zasłoniła usta ręką i cofnęła się, aż przysiadła ciężko na biurku.
   Hal zareagował jedynie nieznacznym zmarszczeniem brwi. Z zamyślonym wyrazem twarzy podszedł do Rivy i otrzymawszy jego nieme pozwolenie, zbadał go dokładnie, dotykając ręki i czarnych plam. Savara tylko obserwowała ich w milczeniu, z tą samą grozą na twarzy i miną, jakby zaraz miała się rozpłakać. Jakby już na pierwszy rzut oka wiedziała, że nie było dla niego ratunku.
     Mogłem się tego spodziewać. Nadzieja zawsze jest matką głupich, a w tym wypadku umrze wcześniej ode mnie. Pomyślał cierpko.
    W trakcie oględzin Hala, opowiedział jak został zainfekowany, zatajając tylko, przez kogo i wymienił postępujące objawy. W końcu musiał usiąść, zbyt wyczerpany całym dniem i podróżą.
    - Widzicie jak to wygląda – uśmiechnął się blado, jedną dłonią pocierając czoło – Gdyby nie podtrzymujące mnie magiczne uzdrawianie, nie miałbym nawet siły tu przyjechać. Nie mogę już latać i korzystać z Mocy, niedługo nawet chodzenie będzie zbyt ciężkie.
    - Przykro mi, Wasza Wysokość – Savara ze współczuciem pokręciła głową, przysiadła obok na sofie i ostrożnie ujęła jego dłoń, odwracając wierzchem do góry, gdzie widniało rozmyte krucze znamię, przecięte brzydką czerwoną szramą. Od niej biegły w górę nadgarstka coraz grubsze i większe siateczki czarnych żył. – Gdybyśmy tylko mogli coś zrobić…
    Hal również przyjrzał się dłoni króla, odsunął w końcu i przysiadł na krześle. Jego pochmurna mina mówiła wystarczająco wiele.
    - To naprawdę bardzo rzadka trucizna, zabijająca bardzo powoli i skutecznie.
   - Tyle to i ja wiem – założył tunikę i nasunął rękawicę, zakrywając czarne fragmenty ciała – Musiałem jednak sprawdzić ostatnią szansę, obiecałem to przyjacielowi. Argon twierdził, że może ktoś z Nammiru zetknął się z czymś takim.
    - Przykro mi, Wasza Wysokość – młody mężczyzna powtórzył słowa hrabiny i zwiesił głowę – Ktoś bardzo się natrudził, żeby stworzyć tak skomplikowaną truciznę, żywiącą się energią i Mocą danego człowieka. Znam wiele różnych antidotum, ale żaden z nich w tym wypadku nic nie zdziała. Z tego, co widzę, twój stan, Wasza Wysokość jest już zbyt zaawansowany, żeby dało się cofnąć skutki tego świństwa.
    Riva zacisnął dłonie w pięści, chociaż właściwie nie spodziewał się niczego innego. Był głupi, że w ogóle dał się na to namówić Argonowi .
     - Rozumiem. Po prostu umrę i tyle.
    - Przepraszam…
    - Przecież to nie twoja wina. To ja powinienem przeprasza, że zawracałem wam głowę. Wiem dobrze, że mam najwyżej kilka dni. Może zdążę jeszcze wrócić do Malgarii – rzucił cierpko i zapatrzył się w nocne niebo za oknem.
    Hal wstał bezszelestnie i dorzucił do ognia.
   - To właściwie cud, że Wasza Wysokość jeszcze chodzi. W tym stanie…
    - Po prostu mam dla kogo żyć, nawet jeśli miałoby to być choćby kilka minut dłużej.
    - To, Ariel prawda?
    Spojrzał na Savarę, która posłała mu pełen zrozumienia uśmiech i zerknęła porozumiewawczo na swojego towarzysza.
    - To widać, gdy jesteście razem. Nie potrafisz tego ukryć, Wasza Wysokość.
    - Naprawdę?
    - Powiedziałeś jej?
   Riva pokręcił głową i zapatrzył się na wypielęgnowaną dłoń hrabiny, spoczywającą na jego ramieniu. Savara wstała z szelestem sukni i stanęła obok Hala. Wzięła go za rękę, jednoznacznie dając do zrozumienia, że łączy ich coś więcej niż obowiązki i przyjaźń.
    - W tej sytuacji możesz zrobić tylko jedno – poradził Hal.
    - Bądź przy niej i powiedz, co czujesz, zanim będzie za późno.
    Riva podniósł się bez słowa, skinął głową i opuścił gabinet. Ich widok, a szczególnie splecione dłonie, sprawiały mu ból, którego nie potrafił opisać. Znacznie gorszy niż ten fizyczny. Byli młodzi i pełni życia. O ile pokonają wroga, zapewne przeżyją razem wiele lat i razem się zestarzeją.
   Jego najbliższą przyszłością była śmierć w bolesnych męczarniach. Chociaż starał się z tym pogodzić, wciąż nie potrafił zaakceptować dwóch rzeczy:
   Zdrady Balara i utraty Ariel. Ale może, gdy odejdzie z tego świata, będzie mu już wszystko jedno.
   Nocnego półmroku nie rozświetlił sobie nawet promykiem światła, bo nie był w stanie wykrzesać choćby tej malutkiej iskierki W całej rezydencji widać było kobiecą rękę, gdy pustymi korytarzami udał się do gościnnej komnaty, zajmowanej przez swoją towarzyszkę podróży.
    W środku również było ciemno i tylko przez okno wpadało odrobinę księżycowego światła. Starając się nie robić hałasu, podszedł do dużego łoża, na którym spała Ariel. Na widok jej pogodnej twarzy i rozrzuconych na poduszkach rudych włosów z kolorowymi pasemkami, uśmiechnął się ze smutkiem. Czując nagły, bolesny ucisk w sercu, poprawił ostrożnie kołdrę i przysiadł na brzegu, wpatrując się w nią w kompletnej ciszy. W końcu odważył się ująć jej dłoń. Nawet nie drgnęła, pogrążona w świecie snów.
    - Mam nadzieję, że chociaż ty nie masz koszmarów – mruknął cicho, zazdroszcząc jej tego, że może się wyspać. Mimo zmęczenia, sam bał się zamknąć oczy.
    Już niedługo i tak zaśnie na wiek

                                                   ***
 
    Jej sen był bardziej wspomnieniem, ale tak realnym, jakby wydarzył się zaledwie wczoraj. Zaledwie tydzień po jej czwartych urodzinach, razem z rodzicami znów odwiedzili zamek. Błąkała się po korytarzach w poszukiwaniu Rivy i Argona, żeby się z nimi pobawić, ale w końcu zmęczona, wróciła pod salę tronową. Zerknęła do środka przez uchylone skrzydło, gdzie król rozmawiał z jej ojcem, a matka uśmiechała się z wyraźną tkliwością.
    - To dla nas wielki zaszczyt, Wasza Wysokość – Areel był cały rozpromieniony i dumny, pasemka na jego krótkich włosach lśniły w promieniach słońca. Ariel bardzo się podobały i już nie mogła się doczekać, kiedy i ona będzie takie miała.
    - Dla wszystkich będzie to najlepsze rozwiązanie – stwierdził król, odwzajemniając uśmiech ze swojego tronu.
    - Szczególnie dla dzieci – dodała Sara. Ariel widziała tylko jej plecy i fragment twarzy, ale mama zawsze była dla niej ideałem piękności – Moja córka i książę wprost się uwielbiają.
    - O tak, te małe urwisy, nie mogą bez siebie przeżyć jednego dnia.
    - Więc postanowione. Jak tylko osiągnął odpowiedni wiek, wezmą ślub.
    - A co z Jego Wysokością, księciem Balarem? Ariel jest nim zafascynowana i w dodatku ta ich mentalna więź.
    Król westchnął ciężko i nachmurzył się, również zaniepokojony tą kwestią.
    - Źle się stało, że zrobił to bez naszej wiedzy. Poza tym dzieli ich duża różnica wieku, więc raczej o żadnym związku, poza przyjaźnią, nie może być mowy. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowe zauroczenie małego dziecka, a poza tym ma poślubić księcia Rivę. Z pewnością to ją wystarczająco uszczęśliwi, a Balar, gdy zostanie królem…
   Ariel nie słuchała dalej, tylko odwróciła się na pięcie i z podskakującymi wokół jej głowy warkoczykami, pognała na południową wieżę. Była na tyle duża, że rozumiała, o czym mówili ich rodzice.
   Ślub! Weźmie ślub z Rivą i już zawsze będą razem. Z podekscytowania nie mogła złapać tchu. Wszystko było pięknie, tylko jakoś nie do końca podobało je się to, co usłyszała. Radość szybko przeszła w oburzenie, aż cała poczerwieniała na twarzy. Dlatego też pokonała pędem ogromną salę biblioteki, wspięła się na schody i bezceremonialnie wparowała do malutkiego pokoiku, oświetlonego jedynie magiczną kulą.
   Balar jak zwykle siedział przy stole z nosem w rozłożonych wszędzie książkach, ale na dźwięk otwieranych drzwi, wyprostował się z uśmiechem, jak zawsze wiedząc, że to ona. Na widok jej niezadowolonej minki i czerwonych policzków, natychmiast przybrał pełen troski wyraz.
    - Coś się stało, moja gwiazdeczko?
- Słyszałeś, co słyszałam przed chwilą?! – Krzyknęła z oburzeniem.
- Cóż, byłem trochę zajęty...
   Ariel wdrapała się na jego kolana i wtuliła się do niego kurczowo,
   - Oni kłamią, że mi się znudzisz. Nie pozwól im, żeby nas rozdzielili – rozpłakała się w końcu głośno, a łzy zaczęły wsiąkać w jego tunikę.
   - Im?
   - Rodzicom. Powiedz im, że też chcesz wziąć ze mną ślub. Chcę być z Riva i z tobą. Przecież obiecałeś.
   Pogłaskał ją po głowie, a potem odsunął, otarł mokre policzki i wyjaśnił spokojnie:
   - Ariel, skarbie, zawsze będę przy tobie, ale nie w ten sposób. To nie działa tak, jak byś chciała. Kiedy dorośniesz, lepiej to zrozumiesz.
   - Ale jak chcę wziąć ślub z tobą i z Rivą – powtórzyła uparcie i pociągnęła nosem, robiąc zrozpaczoną minkę. Wczepiła palce w jego tunikę i szarpnęła, wpatrując się w jego czarne oczy – Porozmawiaj z nimi. Proszę. Na pewno cię posłuchają. Przecież jesteśmy połączeni umysłami, a sam mówiłeś, że to najcenniejsza więź na tym świecie.
    Westchnął smutno i pokręcił głową.
   - Kiedy nadejdzie czas, sama będziesz musiała dokonać wyboru. Będziesz mogła poślubić tylko jednego z nas i wcale nie będę zły, jeśli wybierzesz Rivę.
   - Ale…
   - Do tego czasu nie kłopocz tym sobie swojej małej główki - z uśmiechem pociągnął ją za warkoczyk i obrócił w stronę stołu – A teraz zobacz, co narysowałem.
   Podsunął jej otwartą księgę, gdzie na jednej ze stron widniał szkic niezwykle pięknej kobiety w zwiewnej sukni i z mieczem w dłoni.
    - To anioł – z zachwytem klasnęła w ręce.
    Balar roześmiał się, pochylił nad jej uchem i wyszeptał w tajemnicy:
   - To ty, kiedy będziesz już dorosła i staniesz się prawdziwą wojowniczką. Właśnie tak będziesz wyglądała w moich oczach. Jaśniejąca niczym gwiazda i niepokonana. To…

   Ariel obudziła się gwałtownie i otworzyła oczy z poczuciem uciekającego wspomnienia, który ponownie skrył się w mrokach niepamięci. Pozostało jedynie mrowiące wrażenie pustki. Ktoś dotykał jej dłoni, ale jeszcze przez chwilę walczyła z sennym otępieniem.
    - Obudziłaś się? Coś ci się śniło?
Ten głos sprawił, że usiadła całkiem przebudzona i napotkała jasne oczy Rivy.
    - Nie…nie pamiętam.
   - To musiało być coś miłego, bo się uśmiechałaś.
- Co ty właściwie tu robisz? – Zapytała cicho, rozejrzała się po otoczonej ciemnością komnacie i dodała: – W środku nocy?
- Chciałem zapytać jak tam poszukiwania.
Ariel ziewnęła potężnie i podrapała się po głowie.
- Bez skutku. Faktyczne mają tylko kilka jakiś ksiąg i starych zwojów, do tego większość napisana po nammijsku, więc nic nie rozumiałam – wzruszyła ramionami – Przekartkowałam chyba każdą stronę, ale żadnego listu tam nie było. Ale... Tylko to chciałeś wiedzieć? Nie mogłeś poczekać z tym do rana?
- Tak... a właściwie nie. Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nie możesz spać – zgadła, przekrzywiając głowę, po czym widząc niepokój na jego twarzy i coś jakby lęk, natychmiast stała się czujna – Coś się stało?
- Nic takiego, tylko… - ujął mocniej jej dłoń i przyłożył sobie do policzka, aż cała zesztywniała. Przymknął na chwilę powieki i odetchnął przeciągle, z głębi piersi. Gdy na nią spojrzał, jego szare oczy płonęły, ale nie gorączką, tylko jakimś blaskiem prosto z jego duszy – Muszę to powiedzieć, zanim zabraknie mi czasu. Kocham cię, Ariel. Zawsze cię kochałem i nigdy nie przestanę, pewnie nawet po śmierci. Kocham każdy fragment ciebie, aż po koniuszki włosów – dotknął ich niesfornych kosmyków z przeszywającym serce smutkiem – Jeszcze jak byliśmy dziećmi, nasi rodzice zaplanowali nasz ślub. Zawsze wyobrażałem sobie ten dzień, a potem, gdy musiałem zastąpić ojca i brata, jak zasiadasz obok mnie na tronie, jako królowa.
Ariel zatkało. Najpierw zapomniała oddychać, a potem jej serce zaczęło galopować jak szalone. Kompletnie nie spodziewała się takiego wyznania i to w środku nocy. Chociaż może powinna, po tym, co mówiła jej Tara.
- Ja…
Położył palec na jej ustach i pokręcił głową.
- Nie odpowiadaj, proszę. Wiem, że dla ciebie jestem przyjacielem z dzieciństwa, którego nawet nie pamiętasz. Nie chcę od ciebie żadnych obietnic, kiedy i tak jest już na wszystko za późno. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała.
- I… dlatego przyprowadziłeś mnie aż tutaj? – Wydusiła w końcu z siebie, wpatrując się w niego z uderzającym do głowy oszołomieniem.
- Lotheron jest pięknym miastem, idealnym na oświadczyny króla. W innych okolicznościach wyglądałoby to całkiem inaczej. „Czy zostaniesz moją królową do końca życia?”. Właśnie takie pytanie chciałbym ci zadać, a nie: „Czy gdybym nie umierał, zostałabyś moją królową?
Ariel zamrugała tylko, siedząc nieruchomo w koszuli nocnej i z potarganymi włosami. I znów, gdy otworzyła usta, nie dał jej wykrztusić słowa.
- Nie chcę odpowiedzi na to pytanie i nie będę ci dłużej przeszkadzał w odpoczynku – z bladym uśmiechem w kącikach ust, ucałował wierz jej dłoni, która do tej pory spoczywała na jego policzku i delikatnie ułożył ją na kołdrze – Jutro po śniadaniu wracamy, więc się wyśpij. Czeka nas długa droga powrotna.
Pochylił się, odgarnął z jej czoła włosy, złożył na nim pocałunek i wyszedł, zostawiając ją z otwartymi ustami i całkiem wybudzoną.
Tej nocy nie było już mowy o żadnym śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych