-
Więc znów się ukrywamy?
-
Tak będzie szybciej i bezpieczniej.
-
Myślałam, że lubisz, jak ludzie cię rozpoznają i kłaniają.
-
Jeśli nie chcesz, nie musisz się okrywać.
Ariel prychnęła i nasunęła na
głowę zielony kaptur płaszcza, upychając do środka włosy.
-
Może być?
Riva uśmiechnął się lekko, sam
owinięty szczelnie czarnym płaszczem Zakonu, z głową ukrytą w
cieniu przepastnego kaptura. Chociaż było stanowczo za ciepło, nie
chciał tutaj zwracać na siebie uwagi. Nie tylko, dlatego, że
wyglądał i czuł się jak chodzący trup.
-
Idealnie pasuje do koloru twoich oczu.
-
Tylko nie mów, że wybrałeś ten płaszcz tylko dlatego.
-
Mówiłem, że wszystko, co robię, jest starannie przemyślane.
Ariel otworzyła usta, żeby coś
odpowiedzieć, ale zbył ją machnięciem ręki i spiął konia do
lekkiego kłusa. Mógłby tak dyskutować z nią godzinami, ale było
już południe i chciał jak najszybciej dotrzeć do celu. Coraz
trudniej było mu utrzymać się w siodle i czuł, jakby jego ciało
rozpadało się na kawałki. Miał jeszcze tyle siły, by
przynajmniej nie narzekać. Marzył o odpoczynku, a szczególnie
długim śnie bez koszmarów. Jednak najwidoczniej takie luksusy
czekały go dopiero po śmierci.
Wyjechali zza zakrętu drogi,
otoczonej pagórkami, gdzie przed nimi znajdowała się zamknięta
brama miasta, pilnowana przez uzbrojonych i czujnych strażników.
- Zatrzymaj się na chwilę –
krzyknęła cicho Ariel i dogoniła go na Królowej. Gdy posłusznie
ściągnął wodze swojego konia, przechyliła się przez siodło i
dotknęła jego ramienia – Zanim tam wjedziemy, to ci się przyda.
Poczuł jak ożywcza energia z jej
dłoni, napełnia jego ciało, uśmierza ból i na chwilę tłumi
wszystkie dolegliwości. Dotąd nie zdawał sobie sprawy, że
siedział na siodle przygarbiony, niemal przyklejony do końskiej
grzywy. Teraz wyprostował się, jakby ubyło mu lat, znów w jednym
kawałku. Spojrzał na nią z głębi kaptura i napotkał
roziskrzone, zielone spojrzenie.
- Dziękuję – wyszeptał tylko,
chociaż to i tak wydawało mu się za mało. Starał się przed nią
udawać, Ariel była bardziej spostrzegawcza niż inni. Wiedziała,
kiedy potrzebował pomocy, jakby byli ze sobą związani mentalnie.
- Zawsze do usług – odpowiedziała
wesoło i pokłusowała drogą, wzbijając za sobą tuman kurzu.
Strażnicy nie chcieli ich wypuścić,
ale wystarczyło, że zdjął kaptur i obdarzył ich władczym
spojrzeniem, by brama stanęła przed nimi otworem.
Popędzając konie brukowanymi ulicami
miasta i lawirując pomiędzy ludźmi, mieli okazję przyjrzeć się
Lotheronowi, który zostawili niemal doszczętnie zniszczony i w
chaosie. Król starał się nie zwracać na siebie uwagi i dyskretnie
zerkał na boki, zaś Ariel otwarcie rozglądała się na wszystkie
strony i z zachwytem kiwała głową, starając się wypatrzyć
wszystkie pozytywne zmiany.
Teraz Riva był zadowolony. Nowy
hrabia od razu wziął się do pracy i już było widać jej efekty.
Uprzątnięto gruzy i ciała zabitych, naprawiono drogi i w miejscu
starych budynków, powstawały już nowe. Miasto odżywało, znów
tętniło życiem, wszędzie było słychać stukanie młotków,
piłowanie i nawoływanie robotników. Wszyscy uwijali się
energicznie, żeby Lottheron jak najszybciej na powrót stał się
pięknym i dumnym miastem.
- Ludzie wzięli się do pracy –
rzuciła w pewnym momencie cicho, omijając grupkę przechodniów,
którzy zerknęli tylko na nich z przelotnym zainteresowaniem. –
Ciekawe czyja to zasługa, skoro poprzedni hrabia…
Zwiesiła
głos, przypominając sobie ich ostatnią wizytę w tym mieście i
to, co stało się z hrabią na ich oczach. Jednak Riva nie
przyjechał tutaj żeby rozpamiętywać smutne rzeczy. Wręcz
odwrotnie, to właśnie tutaj, w mieście kolorów i nieustannej
radości, miał odrobinę nadziei na nowy początek. Właściwie to
było zaledwie ziarenko, zakiełkowane przez Argona, ale obiecał mu
to sprawdzić. Tuż potem wymógł na nim taką samą obietnicę, jak
na Ariel.
To
miała być ostatnia szansa.
- Zaraz ją poznasz – odpowiedział,
doganiając ją na pustek, szerokiej drodze.
- Kogo?
- Zaraz się dowiesz.
Rezydencja hrabiego była nietknięta
przez bitwy i czas, w środku już nie kręcili się bezdomni
mieszkańcy i panował spokój. Przed murem okalającym posiadłość
zdjęli kaptury i od razu zostali wpuszczeni do środka. Strażnicy
zaprowadzili ich prosto do gabinetu hrabiego na piętrze. Ariel przez
cały czas zerkała na niego z zaciekawioną miną, ale tylko
uśmiechał się tajemniczo.
- Przybyli Jego Królewska Wysokość
Kruczy Król i Potomek Liry – zapowiedział tubalnie strażnik, po
czym wpuścił ich do gabinetu i zamknął drzwi.
Riva zdjął płaszcz i rzucił go na
kanapę, więc Ariel zrobiła to samo, zapatrzona na obecnych w
pokoju.
- Wasza wysokość!
Kobieta, która zajmowała wygodny
fotel za biurkiem, wstała pospiesznie i odsunęła się z ukłonem,
a Riva bezceremonialnie zajął jej miejsce i rozparł się wygodnie,
z ulgą widoczną na twarzy. Młody mężczyzna, dotąd zajmujący
kanapę, również wstał, skłonił się elegancko i stanął przy
kobiecie. Ariel wpatrywała się w tą parę tak intensywnie, że
Riva miał ochotę parsknąć śmiechem. Pewnie nigdy nie miała
okazji poznać żadnych nammijrzyków. Ciemna karnacja i czarne,
migdałowe oczy były w Malgarii rzadkością, a ich egzotyczną
urodę trudno było porównać do czegokolwiek. W dodatku ci tutaj
byli do siebie uderzająco podobni, również z rysów twarzy, jakby
byli rodzeństwem.
Riva przerwał w końcu ciszę i
zachowując pełną powagę, dokonał prezentacji, skupiając wzrok
na Ariel:
- Jak widzicie przyprowadziłem ze
sobą Potomka Liry, Ariel. A to jest nowa zarządczyni miasta, Savara
i jej towarzysz, Hal – pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech –
To córka poprzedniego hrabiego, który przed śmiercią prosił cię,
byś ją odnalazła. Jak widzisz jest cała i zdrowa. Tak bardzo
chciałaś ją odnaleźć, że Biały Kruk zrobił to za ciebie.
Trochę kosztowało go to wysiłku, ale w końcu ich odnalazł, zanim
zostali uprowadzeni do Nammiru i odtransportował do domu. Mam
nadzieję, że jesteś zadowolona - zakończył, pilnie obserwując
jej reakcję.
Ariel popatrzyła na niego, potem na
kobietę i znów na niego. Jej brwi unosiły się coraz wyżej, aż
gdyby to było możliwe, sięgnęłyby włosów.
- Naprawdę to ona? A więc to była
ta twoja niespodzianka?
- Chyba ci się podoba? Nie znacie
się, ale wiem jak bardzo chciałaś dotrzymać obietnicy jej
umierającemu ojcu, chociaż potem nie było na to czasu – odparł
z zadowoleniem, splatając przed sobą dłonie.
-
To dla mnie zaszczyt, poznać…
Kobieta przeniosła na nią spojrzenie
ciemnych oczu i zgięła się w ukłonie, ale Ariel nie dała jej
nawet dokończyć. Z radością, jakby to była jej zaginiona
siostra, rzuciła się na Savarę i uściskała ją serdecznie.
- A więc nic ci nie jest! –
Wykrzyknęła, odsuwając ją na tyle, żeby jeszcze raz przyjrzeć
jej się uważnie - Przepraszam, że cię nie szukałam, chociaż
obiecałam to twojemu ojcu.
- Na pewno byłaś zajęta, pani –
Savara odsunęła się z uśmiechem, zerknęła na swojego
towarzysza, potem na króla i skinęła głową - Jesteśmy wdzięczni
Białemu Krukowi za ratunek.
- Odnalazł nas niemal na samej
granicy – dodał Hal, odzywając się po raz pierwszy. Miał
przyjemny baryton, mówił ściszonym, spokojnym głosem.
- Chyba muszę mu podziękować –
Ariel w końcu nieco ochłonęła i opadła na kanapę, marszcząc
nieznacznie brwi.
Riva
pokiwał głową i pochylił się nad biurkiem, zawalonym
dokumentami.
- Chyba powinnaś, zrobił to głównie
dla ciebie – gdy skrzywiła się kwaśno, zwrócił się do Savary
z ciepłym uśmiechem i wyjaśnił – Biały Kruk jest bratem
naszego Potomka i chyba jeszcze nie było na świecie tak wyjątkowego
rodzeństwa.
Kobieta zrobiła duże oczy, po czym
jeszcze raz skłoniła się przed Ariel.
-
Tym bardziej pani, jestem…
- Jaka pani? – Machnęła ręką, ze
zmęczeniem opadając na oparcie kanapy – Mów mi Ariel, jak
wszyscy. Ty też, Hal.
Gdy spojrzeli z zaskoczeniem na króla,
ten tylko wzruszył ramionami. Savara szepnęła coś do mężczyzny,
który skinął głową i wyszedł bezszelestnie. Następnie,
szeleszcząc swoją suknią z jasnoczerwonego atłasu, zajęła
krzesło po przeciwnej stronie biurka i bez skrępowania spojrzała
prosto na króla, obdarzając go uprzejmym uśmiechem. Bez dwóch
zdań Savara była piękną, zmysłową kobietą. Jasno czekoladowa
karnacja i migdałowe przenikliwe oczy z pewnością były jej
głównymi atutami. Jedwabiste czarne włosy splecione w elegancką
fryzurę, tylko dopełniały całości, podkreślając delikatne, ale
silne rysy twarzy. Nie była zbyt wysoka, podobnie jak wszyscy
nammijczycy, ale zgrabna, co podkreślała dopasowana suknia ze
śmiałym dekoltem.
- A więc co sprowadza tak znakomitych
gości do Lotheronu?
Riva katem oka dostrzegł jak Ariel
prostuje się powoli i marszczy brwi. Musiała również zauważyć
urodę młodej hrabiny, ale czyżby dostrzegł w jej oczach zazdrość?
Uśmiechnął się pod nosem i
przywołał ją gestem dłoni, by zajęła drugie krzesło. Dopiero,
gdy to zrobiła, odpowiedział spokojnie:
- Chcieliśmy upewnić się Savaro,
czy przejęłaś już obowiązki ojca i jak idzie odbudowywanie
miasta.
- Oczywiście zajęłam się
wszystkim zaraz po powrocie – odparła z powagą, smutniejąc na
wspomnienie zmarłego ojca. Ariel wyciągnęła dłoń i poklepała ją
po ramieniu, na co kobieta zamrugała szybko, powstrzymując łzy i
wyprostowała się dumnie, z miną wyrażającą wdzięczność –
Żałuję, że zostałam porwana w takim momencie i nie mogłam
spotkać się z ojcem. Dziękuję, Ariel, że chociaż ukoiłaś jego
duszę tą obietnicą.
Pokręciła głową z wyraźnym
poczuciem winy.
-
Mogłam zrobić więcej, ale Balar…
Na szczęście w tym momencie wrócił
Hal z tacą pełną owoców i ciasta oraz butelką wina. Szybko i
sprawnie usunął wszystko z biurka i rozłożył na nim talerze,
miski i puchary. Savara skinęła dłonią.
- Posilcie się, a ja będę mówić.
Hal, możesz przynieść plany i dokumenty, które ostatnio
podpisywałam? – Gdy mężczyzna znów opuścił gabinet, sięgnęła
po wino i nalała do trzech pucharów – Mamy nowe pomysły na
usprawnienie handlu i wzmocnienie obrony. Znalazły się też
pieniądze na rekrutację wojowników, ale może resztę omówimy
przy uroczystej kolacji w sali audiencyjnej.
Gdy wrócił Hal, zdążyli wysłuchać
ogólnego zarysu odbudowy miasta i uraczyć się ciastem oraz
owocami. Popijając słodkawe wino, zagłębili się w dokumenty i
sprawy finansowe, co zajęło im czas prawie do wieczora. Ariel
starała się pilnie słuchać i udawać zainteresowaną, ale
widział, że tak naprawdę umiera z nudów i powstrzymuje ziewanie.
Kiedy więc za oknami zbliżał się zachód słońca, przeciągnął
się i pogratulował Savarze tak zorganizowanej i sprawnej pracy.
- Doszły mnie słuchy, że posiadacie
mały zbiór książek z Nammiru – zagadnął w pewnym momencie,
zerkając przelotnie na Ariel i dostrzegając na jej twarzy
natychmiastowy przebłysk zainteresowania – Moja towarzyszka wręcz
uwielbia książki, więc gdyby mogła zerknąć na tą kolekcję, z
pewnością byłaby uradowana.
Kobieta uśmiechnęła się do Ariel,
której już z podekscytowania błyszczały oczy.
- Oczywiście. To nie jest duża
kolekcja, jakieś mapy i księgi historyczne, ale jeśli zechcesz,
może po kolacji cię tam zaprowadzę.
- Dziękuję, będzie wspaniale –
ucieszyła się, wyraźnie ożywiona.
Kiedy wychodzili z gabinetu, Riva
zbliżył się do Ariel i wyjaśnił szeptem:
- Argon prosił, żebyś sprawdziła,
czy przypadkiem nie zawieruszył się tutaj ten list od bogów
dotyczący Gatalaga. On sam zaczął już szukać i sprawdza
wszystkie możliwe miejsca.
Ariel pokiwała w namyśle głową,
zerkając ukradkiem na idącą za nimi dwójkę nammijczyków. Kiedy
jej wzrok znów spoczął na królu, widział po jej minie, że
najchętniej od razu by tam pobiegła. Taki sam błysk w oczach miał
Argon, gdy coś go interesowało.
- A więc to po to mnie tu
sprowadziłeś?
- Hmm, między innymi – odparł
lakonicznie, udając, że zainteresował go jeden z mijanych po
drodze obrazów.
Ariel przyglądała mu się spod
zmrużonych powiek, ale w końcu wzruszyła ramionami.
- Dobrze. Jeśli będzie trzeba przekartkuję każdą książkę. Swoją drogą Argon wspominał mi
już coś wcześniej, że sprawdzał w świątyni, ale jeśli chciał
mnie poprosić, to mógł zrobić to sam – mruczała bardziej do
siebie, nie dostrzegając jego ukradkowych spojrzeń.
Chciał, ale wtedy nie miałbym tej
przyjemności zobaczenia twojego uśmiechu. Odpowiedział jej w
myślach.
Służba zaprowadziła ich do
gościnnych komnat, gdzie odświeżyli się przed oficjalną kolacją
w gronie miejscowej szlachty i doradców hrabiego. Na szczęście
czuł się na tyle silny, by wytrzymać cały wieczór w tak licznym
gronie. Siedząc u szczytu stołu, obserwowany przez hrabinę i cały
tłum gości nie mógł pozwolić sobie na garbienie ramion czy
grymas bólu. Na szczęście magiczne światła i lekki półmrok
tuszowały nieco jego bladość i dzisiaj obyło się bez gorączki.
Tylko raz odkaszlnął krwią, ale na szczęście w zaciszu swojej
komnaty i z dala od wzroku Ariel, która znów szalałby z niepokoju.
Przez całą kolację uprzejmie skubał
swoje jedzenie, odwracając uwagę rozmowami i pytaniami. Starał się
jednocześnie obserwować Ariel, która siedziała u jego boku,
wdając się w rozmowę z Savarą i innymi. Jej otwartość i łatwość
nawiązywania kontaktów upewniały go tylko, że byłaby idealną
królową. Co prawda brakowało jej jeszcze ogłady i znajomości
zawiłej polityki, ale właśnie taka podobała mu się najbardziej.
Uśmiechał się, ilekroć prostowała kolejną osobę, żeby
zwracała się do niej po imieniu, czy z przejęciem odpowiadała na
jakieś pytanie. Pilnował, żeby miała, co pić i wciąż dokładał
jej coś na talerz, aż napotkał baczne, zaciekawione spojrzenie
Savary. Jej mina mówiła, że wszystko widzi i z łatwością
przejrzała go na wylot. Przez całą kolację Hal stał przy jej
krześle, pełniąc rolę strażnika i lokaja. Z pozoru obojętny,
ale czujny na każdy jej najdrobniejszy gest czy ruch. Dyskretnie
obserwował salę i cały stół z kamiennym wyrazem twarzy. Zupełnie
jakby miał przed sobą bardziej egzotyczną wersję Argona.
Jak tylko kolacja dobiegła końca,
Ariel wstała jako pierwsza, przeprosiła wszystkich, że jest
zmęczona, po czym Savara zaprowadziła ją do biblioteki. Potem
wróciła sama, żeby pożegnać gości. Kiedy zostali w końcu sami,
zwróciła się do króla z przepraszającym uśmiechem.
- Wybacz, Wasza Wysokość, jeśli to
było męczące. Sądziłam, że przyjdzie mniej osób, ale jak tylko
dowiedzieli się o wizycie, Waszej Wysokości...
- Nic nie szkodzi – Riva machnął
niedbale ręką, chociaż faktycznie był wykończony.
- W takim razie życzę Waszej
Wysokości spokojnej...
- Chciałbym jeszcze z wami
porozmawiać chwilę, jeśli to nie problem.
Savara wyprostowała się i skinęła
głową. W jej migdałowych oczach mignął cień zrozumienia.
- Oczywiście, Wasza Wysokość.
W towarzystwie eskortującego ich
Hala, wrócili do gabinetu. Mężczyzna rozpalił w kominku, podczas
gdy król opadł na kanapę, pod bacznym spojrzeniem Savary, która
ze splecionymi przed sobą ramionami stała przy biurku.
- Tak więc, Wasza Wysokość –
zaczęła poważnie – Rozumiem, że chcesz teraz omówić prawdziwy
powód twojego przybycia.
Riva uniósł brwi.
- Jesteś bardziej spostrzegawcza niż
podejrzewałem.
- Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość
– Hal przysiadł na blacie biurka i przyjął podobną postawę,
oświetlony z boku blaskiem ognia. – Sam Kruczy Król nie
fatygowałby się tylko po to, żeby sprawdzić jak idzie naprawa
miasta. Od tego masz całe zastępy ludzi.
- Dokładnie.
Riva patrzył na nich przez chwilę w
milczeniu, po czym przeszedł się do kominka, minął okno, za
którym trwała już głęboka noc i znów usiadł z głośnym
westchnieniem. Chyba nie było sensu dłużej tego przeciągać.
- Zapewne Argon wspominał wam o
mojej… dolegliwości? – Zaczął, powoli zsuwając z lewej ręki
długą rękawicę.
Oboje przytaknęli, obserwując go
identycznie ciemnymi oczami.
- Bez szczegółów, ale owszem –
odpowiedziała Savara – Pytał się, czy nie słyszeliśmy o jakiś
rzadkich truciznach z naszego ojczystego kraju.
- Znam się trochę na tych sprawach,
ale musiałbym najpierw poznać wszystkie objawy i zobaczyć skutki
uboczne.
Riva zrzucił rękawicę na podłogę
i wstał, przeszywając ich ponurym spojrzeniem.
- Dobrze.
I zdjął tunikę. W blasku ognia z
kominka czerń, która pochłonęła jego lewą rękę i niemal cały
bok, zdawała się jarzyć niezdrowym blaskiem. Drobne czarne żyłki
pod skórą, tworzące większe kleksy, pulsowały niczym wyżerające
go od środka żywe organizmy.
- Na Wielkiego Zara! – Krzyknęła
Savara, zasłoniła usta ręką i cofnęła się, aż przysiadła
ciężko na biurku.
Hal zareagował jedynie nieznacznym zmarszczeniem
brwi. Z zamyślonym wyrazem twarzy podszedł do Rivy i otrzymawszy
jego nieme pozwolenie, zbadał go dokładnie, dotykając ręki i
czarnych plam. Savara tylko obserwowała ich w milczeniu, z tą samą
grozą na twarzy i miną, jakby zaraz miała się rozpłakać. Jakby
już na pierwszy rzut oka wiedziała, że nie było dla niego
ratunku.
Mogłem
się tego spodziewać. Nadzieja zawsze jest matką głupich, a w tym
wypadku umrze wcześniej ode mnie.
Pomyślał cierpko.
W trakcie oględzin Hala, opowiedział jak został
zainfekowany, zatajając tylko, przez kogo i wymienił postępujące
objawy. W końcu musiał usiąść, zbyt wyczerpany całym dniem i
podróżą.
- Widzicie jak to wygląda – uśmiechnął się
blado, jedną dłonią pocierając czoło – Gdyby nie podtrzymujące
mnie magiczne uzdrawianie, nie miałbym nawet siły tu przyjechać.
Nie mogę już latać i korzystać z Mocy, niedługo nawet chodzenie
będzie zbyt ciężkie.
- Przykro mi, Wasza Wysokość – Savara ze
współczuciem pokręciła głową, przysiadła obok na sofie i
ostrożnie ujęła jego dłoń, odwracając wierzchem do góry, gdzie
widniało rozmyte krucze znamię, przecięte brzydką czerwoną
szramą. Od niej biegły w górę nadgarstka coraz grubsze i większe
siateczki czarnych żył. – Gdybyśmy tylko mogli coś zrobić…
Hal również przyjrzał się dłoni króla,
odsunął w końcu i przysiadł na krześle. Jego pochmurna mina
mówiła wystarczająco wiele.
- To naprawdę bardzo rzadka trucizna, zabijająca
bardzo powoli i skutecznie.
- Tyle to i ja wiem – założył tunikę i
nasunął rękawicę, zakrywając czarne fragmenty ciała –
Musiałem jednak sprawdzić ostatnią szansę, obiecałem to
przyjacielowi. Argon twierdził, że może ktoś z Nammiru zetknął
się z czymś takim.
- Przykro mi, Wasza Wysokość – młody
mężczyzna powtórzył słowa hrabiny i zwiesił głowę – Ktoś
bardzo się natrudził, żeby stworzyć tak skomplikowaną truciznę,
żywiącą się energią i Mocą danego człowieka. Znam wiele
różnych antidotum, ale żaden z nich w tym wypadku nic nie zdziała.
Z tego, co widzę, twój stan, Wasza Wysokość jest już zbyt
zaawansowany, żeby dało się cofnąć skutki tego świństwa.
Riva zacisnął dłonie w pięści, chociaż
właściwie nie spodziewał się niczego innego. Był głupi, że w
ogóle dał się na to namówić Argonowi .
- Rozumiem. Po prostu umrę i tyle.
-
Przepraszam…
- Przecież to nie twoja wina. To ja powinienem
przeprasza, że zawracałem wam głowę. Wiem dobrze, że mam
najwyżej kilka dni. Może zdążę jeszcze wrócić do Malgarii –
rzucił cierpko i zapatrzył się w nocne niebo za oknem.
Hal wstał bezszelestnie i dorzucił do ognia.
-
To właściwie cud, że Wasza Wysokość jeszcze chodzi. W tym
stanie…
- Po prostu mam dla kogo żyć, nawet jeśli
miałoby to być choćby kilka minut dłużej.
- To, Ariel prawda?
Spojrzał na Savarę, która posłała mu pełen
zrozumienia uśmiech i zerknęła porozumiewawczo na swojego
towarzysza.
- To widać, gdy jesteście razem. Nie potrafisz
tego ukryć, Wasza Wysokość.
- Naprawdę?
- Powiedziałeś jej?
Riva pokręcił głową i zapatrzył się na
wypielęgnowaną dłoń hrabiny, spoczywającą na jego ramieniu.
Savara wstała z szelestem sukni i stanęła obok Hala. Wzięła go
za rękę, jednoznacznie dając do zrozumienia, że łączy ich coś
więcej niż obowiązki i przyjaźń.
- W tej sytuacji możesz zrobić tylko jedno –
poradził Hal.
- Bądź przy niej i powiedz, co czujesz, zanim
będzie za późno.
Riva podniósł się bez słowa, skinął głową
i opuścił gabinet. Ich widok, a szczególnie splecione dłonie,
sprawiały mu ból, którego nie potrafił opisać. Znacznie gorszy
niż ten fizyczny. Byli młodzi i pełni życia. O ile pokonają
wroga, zapewne przeżyją razem wiele lat i razem się zestarzeją.
Jego najbliższą przyszłością była śmierć
w bolesnych męczarniach. Chociaż starał się z tym pogodzić,
wciąż nie potrafił zaakceptować dwóch rzeczy:
Zdrady Balara i utraty Ariel. Ale może, gdy
odejdzie z tego świata, będzie mu już wszystko jedno.
Nocnego półmroku nie rozświetlił sobie nawet
promykiem światła, bo nie był w stanie wykrzesać choćby tej
malutkiej iskierki W całej rezydencji widać było kobiecą rękę,
gdy pustymi korytarzami udał się do gościnnej komnaty, zajmowanej
przez swoją towarzyszkę podróży.
W środku również było ciemno i tylko przez
okno wpadało odrobinę księżycowego światła. Starając się nie
robić hałasu, podszedł do dużego łoża, na którym spała Ariel.
Na widok jej pogodnej twarzy i rozrzuconych na poduszkach rudych
włosów z kolorowymi pasemkami, uśmiechnął się ze smutkiem.
Czując nagły, bolesny ucisk w sercu, poprawił ostrożnie kołdrę
i przysiadł na brzegu, wpatrując się w nią w kompletnej ciszy. W
końcu odważył się ująć jej dłoń. Nawet nie drgnęła,
pogrążona w świecie snów.
- Mam nadzieję, że chociaż ty nie masz
koszmarów – mruknął cicho, zazdroszcząc jej tego, że może się
wyspać. Mimo zmęczenia, sam bał się zamknąć oczy.
Już niedługo i tak zaśnie na wiek
***
Jej sen był bardziej wspomnieniem, ale tak
realnym, jakby wydarzył się zaledwie wczoraj. Zaledwie tydzień po
jej czwartych urodzinach, razem z rodzicami znów odwiedzili zamek.
Błąkała się po korytarzach w poszukiwaniu Rivy i Argona, żeby
się z nimi pobawić, ale w końcu zmęczona, wróciła pod salę
tronową. Zerknęła do środka przez uchylone skrzydło, gdzie król
rozmawiał z jej ojcem, a matka uśmiechała się z wyraźną
tkliwością.
- To dla nas wielki zaszczyt, Wasza Wysokość
– Areel był cały rozpromieniony i dumny, pasemka na jego krótkich
włosach lśniły w promieniach słońca. Ariel bardzo się podobały
i już nie mogła się doczekać, kiedy i ona będzie takie miała.
- Dla wszystkich będzie to najlepsze
rozwiązanie – stwierdził król, odwzajemniając uśmiech ze
swojego tronu.
- Szczególnie dla dzieci – dodała Sara.
Ariel widziała tylko jej plecy i fragment twarzy, ale mama zawsze
była dla niej ideałem piękności – Moja córka i książę
wprost się uwielbiają.
- O tak, te małe urwisy, nie mogą bez siebie
przeżyć jednego dnia.
- Więc postanowione. Jak tylko osiągnął
odpowiedni wiek, wezmą ślub.
- A co z Jego Wysokością, księciem Balarem?
Ariel jest nim zafascynowana i w dodatku ta ich mentalna więź.
Król westchnął ciężko i nachmurzył się,
również zaniepokojony tą kwestią.
- Źle się stało, że zrobił to bez naszej
wiedzy. Poza tym dzieli ich duża różnica wieku, więc raczej o
żadnym związku, poza przyjaźnią, nie może być mowy. Miejmy
nadzieję, że to tylko chwilowe zauroczenie małego dziecka, a poza
tym ma poślubić księcia Rivę. Z pewnością to ją wystarczająco
uszczęśliwi, a Balar, gdy zostanie królem…
Ariel
nie słuchała dalej, tylko odwróciła się na pięcie i z
podskakującymi wokół jej głowy warkoczykami, pognała na
południową
wieżę. Była na tyle duża, że rozumiała, o czym mówili ich
rodzice.
Ślub! Weźmie ślub z Rivą i już zawsze
będą razem. Z podekscytowania nie mogła złapać tchu. Wszystko
było pięknie, tylko jakoś nie do końca podobało je się to, co
usłyszała. Radość szybko przeszła w oburzenie, aż cała
poczerwieniała na twarzy. Dlatego też pokonała pędem ogromną
salę biblioteki, wspięła się na schody i bezceremonialnie
wparowała do malutkiego pokoiku, oświetlonego jedynie magiczną
kulą.
Balar jak zwykle siedział przy stole z nosem
w rozłożonych wszędzie książkach, ale na dźwięk otwieranych
drzwi, wyprostował się z uśmiechem, jak zawsze wiedząc, że to
ona. Na widok jej niezadowolonej minki i czerwonych policzków,
natychmiast przybrał pełen troski wyraz.
- Coś się stało, moja gwiazdeczko?
- Słyszałeś, co
słyszałam przed chwilą?! – Krzyknęła z oburzeniem.
- Cóż, byłem
trochę zajęty...
Ariel wdrapała się na jego kolana i wtuliła
się do niego kurczowo,
- Oni kłamią, że mi się znudzisz. Nie
pozwól im, żeby nas rozdzielili – rozpłakała się w końcu
głośno, a łzy zaczęły wsiąkać w jego tunikę.
- Im?
- Rodzicom. Powiedz im, że też chcesz wziąć
ze mną ślub. Chcę być z Riva i z tobą. Przecież obiecałeś.
Pogłaskał ją po głowie, a potem odsunął,
otarł mokre policzki i wyjaśnił spokojnie:
- Ariel, skarbie, zawsze będę przy tobie,
ale nie w ten sposób. To nie działa tak, jak byś chciała. Kiedy
dorośniesz, lepiej to zrozumiesz.
- Ale jak chcę wziąć ślub z tobą i z Rivą
– powtórzyła uparcie i pociągnęła nosem, robiąc zrozpaczoną
minkę. Wczepiła palce w jego tunikę i szarpnęła, wpatrując się
w jego czarne oczy – Porozmawiaj z nimi. Proszę. Na pewno cię
posłuchają. Przecież jesteśmy połączeni umysłami, a sam
mówiłeś, że to najcenniejsza więź na tym świecie.
Westchnął smutno i pokręcił głową.
- Kiedy nadejdzie czas, sama będziesz musiała
dokonać wyboru. Będziesz mogła poślubić tylko jednego z nas i
wcale nie będę zły, jeśli wybierzesz Rivę.
-
Ale…
- Do tego czasu nie kłopocz tym sobie swojej
małej główki - z uśmiechem pociągnął ją za warkoczyk i
obrócił w stronę stołu – A teraz zobacz, co narysowałem.
Podsunął jej otwartą księgę, gdzie na
jednej ze stron widniał szkic niezwykle pięknej kobiety w zwiewnej
sukni i z mieczem w dłoni.
- To anioł – z zachwytem klasnęła w ręce.
Balar roześmiał się, pochylił nad jej
uchem i wyszeptał w tajemnicy:
- To ty, kiedy będziesz już dorosła i
staniesz się prawdziwą wojowniczką. Właśnie tak będziesz
wyglądała w moich oczach. Jaśniejąca niczym gwiazda i
niepokonana. To…
Ariel obudziła się gwałtownie i otworzyła
oczy z poczuciem uciekającego wspomnienia, który ponownie skrył
się w mrokach niepamięci. Pozostało jedynie mrowiące wrażenie
pustki. Ktoś dotykał jej dłoni, ale jeszcze przez chwilę walczyła
z sennym otępieniem.
- Obudziłaś się? Coś ci się śniło?
Ten głos sprawił, że usiadła
całkiem przebudzona i napotkała jasne oczy Rivy.
- Nie…nie pamiętam.
- To musiało być coś miłego, bo się
uśmiechałaś.
- Co ty właściwie tu robisz? –
Zapytała cicho, rozejrzała się po otoczonej ciemnością komnacie
i dodała: – W środku nocy?
- Chciałem zapytać jak tam
poszukiwania.
Ariel ziewnęła potężnie i
podrapała się po głowie.
- Bez skutku. Faktyczne mają tylko
kilka jakiś ksiąg i starych zwojów, do tego większość napisana
po nammijsku, więc nic nie rozumiałam – wzruszyła ramionami –
Przekartkowałam chyba każdą stronę, ale żadnego listu tam nie
było. Ale... Tylko to chciałeś wiedzieć? Nie mogłeś poczekać z
tym do rana?
- Tak... a właściwie nie.
Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nie możesz spać – zgadła,
przekrzywiając głowę, po czym widząc niepokój na jego twarzy i
coś jakby lęk, natychmiast stała się czujna – Coś się stało?
- Nic takiego, tylko… - ujął
mocniej jej dłoń i przyłożył sobie do policzka, aż cała
zesztywniała. Przymknął na chwilę powieki i odetchnął
przeciągle, z głębi piersi. Gdy na nią spojrzał, jego szare oczy
płonęły, ale nie gorączką, tylko jakimś blaskiem prosto z jego
duszy – Muszę to powiedzieć, zanim zabraknie mi czasu. Kocham
cię, Ariel. Zawsze cię kochałem i nigdy nie przestanę, pewnie
nawet po śmierci. Kocham każdy fragment ciebie, aż po koniuszki
włosów – dotknął ich niesfornych kosmyków z przeszywającym
serce smutkiem – Jeszcze jak byliśmy dziećmi, nasi rodzice
zaplanowali nasz ślub. Zawsze wyobrażałem sobie ten dzień, a
potem, gdy musiałem zastąpić ojca i brata, jak zasiadasz obok mnie
na tronie, jako królowa.
Ariel zatkało. Najpierw zapomniała
oddychać, a potem jej serce zaczęło galopować jak szalone.
Kompletnie nie spodziewała się takiego wyznania i to w środku
nocy. Chociaż może powinna, po tym, co mówiła jej Tara.
-
Ja…
Położył palec na jej ustach i
pokręcił głową.
- Nie odpowiadaj, proszę. Wiem, że
dla ciebie jestem przyjacielem z dzieciństwa, którego nawet nie
pamiętasz. Nie chcę od ciebie żadnych obietnic, kiedy i tak jest
już na wszystko za późno. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała.
- I… dlatego przyprowadziłeś mnie
aż tutaj? – Wydusiła w końcu z siebie, wpatrując się w niego z
uderzającym do głowy oszołomieniem.
- Lotheron jest pięknym miastem,
idealnym na oświadczyny króla. W innych okolicznościach
wyglądałoby to całkiem inaczej. „Czy zostaniesz moją królową
do końca życia?”. Właśnie takie pytanie chciałbym ci zadać, a
nie: „Czy gdybym nie umierał, zostałabyś moją królową?
Ariel zamrugała tylko, siedząc
nieruchomo w koszuli nocnej i z potarganymi włosami. I znów, gdy
otworzyła usta, nie dał jej wykrztusić słowa.
- Nie chcę odpowiedzi na to pytanie i
nie będę ci dłużej przeszkadzał w odpoczynku – z bladym
uśmiechem w kącikach ust, ucałował wierz jej dłoni, która do
tej pory spoczywała na jego policzku i delikatnie ułożył ją na
kołdrze – Jutro po śniadaniu wracamy, więc się wyśpij. Czeka
nas długa droga powrotna.
Pochylił się, odgarnął z jej czoła
włosy, złożył na nim pocałunek i wyszedł, zostawiając ją z
otwartymi ustami i całkiem wybudzoną.
Tej nocy nie było już mowy o żadnym
śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz