sobota, 20 maja 2017

Rozdział 25

    Nammir był dokładnie taki, jak opisywały go księgi czy podróżni handlarze. Po przekroczeniu stromych szczytów Gór Ednor, jak okiem sięgnąć rozpościerał się ogromny pustynny krajobraz. Sam złoty piasek z rzadko rosnącą karłowatą roślinnością. W niektórych miejscach grunt przypominał wysuszone łożyska rzek, w innych gwałtowne burze piaskowe tworzyły wynurzające się z piaszczystych kopców wzgórza, lub wąwozy, obrastające w kępy ciernistych krzaków. Pomarszczony od wiatru piasek, upały oraz częste, suche wiatry dla kogoś z zewnątrz mogły się wydawać nie do zniesienia.
Ten niegościnny, suchy kraj zdawał się pozbawiony życia, a jednak mieszkali tu ludzie. Osiedlali się w pewnych odstępach od siebie, w oazach z dostępem do wody. Tajemniczy i niezgłębieni jak pustynia nammijczycy, o których wiadomo było tylko tyle, że w ich społeczności dominującą rolę miały kobiety.
    Samotny kruk, który leciał nad pustynią, był w tym kraju z pewnością niecodziennym widokiem. Na szczęście natrafił na zbliżającą się powoli noc. Suche, gorące powietrze powoli się ochładzało, dając wytchnienie płucom. Słońce przechodziło na drugą stronę nieba, całe złote i lśniące. Odległe wzgórza i szczyty gór pokryły się srebrnym oparem, różowe obłoki przemykały po niebie popychane zmiennym wiatrem. Był to z pewnością urzekający widok, ale kruk nie miał czasu podziwiać otoczenia
    W końcu dostrzegł w dole cel swojej wyprawy. Wzdłuż rzeki Kalty ciągnął się urodzajny, uprawny pas, przy którym znajdowała się Sirra – największe i główne miasto Nammiru.
    Żyjący tu ludzie przez setki lat nauczyli radzić sobie z upałami, wdzierającym się wszędzie piaskiem oraz gwałtowną pogodą. Swoje domy budowali ze specjalnie obrabianych cegieł z piasku lub magicznie kształtowanych skał i każdy miał nietypowy kształt, przystosowany do warunków panujących na pustynnym terenie. Specjalne systemy ochładzały w środku powietrze, a zmodyfikowane okna i drzwi chroniły również przed słońcem i pyłem. Na częste i gwałtowne burze piaskowe również mieli swój sposób. Wszystkie miasta otoczone były magicznymi barierami, które w razie potrzeby były dodatkowo wzmacniane. Ich cienka, ale silna warstwa chroniła również przed zbyt intensywnym słońcem.
    Na szczęście kruk był tu tylko przelotem, z krótką wizytą. Ludzie pokazywali go sobie palcami, gdy przebił się przez barierę i szybując ponad plątaniną wydeptanych ulic i topornych, czasem fantazyjnych budynków, skierował się w stronę serca miasta – pałacu.
    Pięć wysokich wież wznosiło się pod różowe niebo, niczym wskazujące na coś palce, a cały rozległy budynek skąpany w liliowym blasku, zdawał się zrobiony z miliona ziarenek piasku. Na blankach i wysokim murze stali rozstawieni wojownicy, w większości kobiety, ubrane w luźne tuniki z ochronnymi, metalowymi elementami.
    Ignorując ich milczącą, groźną obecności, kruk przeleciał nad zamkniętą bramą i wylądował bezpośrednio przed dwuskrzydłowymi, ciężkimi wrotami pałacu. Przybrał ludzką postać, a strzegący wejścia strażnicy natychmiast zagrodzili mu drogę skrzyżowanymi włóczniami. Podobnie jak wszyscy nammijczycy, mieli ciemną karnację, migdałowe oczy i nosili jedynie krótkie spodnie. Ich nagie torsy lśniły od potu, ukształtowane mięśnie zaś świadczyły o sile i doświadczeniu.
Na widok przybysza w czerni, przybrali srogie, groźne miny.
- Kim jesteś, i co…
Balar nie dał im skończyć, zniecierpliwiony i zirytowany upałem. Z ponurym grymasem machnął od niechcenia ręką i strażnicy bez życia osunęli się na ziemię. Niewzruszony, przestąpił przez ich ciała, a wrota same ustąpiły od emanującej od niego energii.
W chłodnym wnętrzu okna były zaciemnione i wszędzie paliły się lampy, oświetlając kapiące od bogactwa i złota ściany. Gdy przemierzał szeroki korytarz z rzędem kolumn, ludzie umykali w cień i nikt nawet nie próbował go zatrzymać. Zdobne drzwi sali tronowej również pilnowali strażnicy, ale poradził sobie z nimi w ten sam sposób, jak z tymi na zewnątrz, ledwo zwracając na nich uwagę. A więc prawdą było, że mężczyźni tutaj nie posiadali żadnej Mocy, bo inaczej stawialiby pewien opór. Dotarł do celu szybciej i łatwiej niż się spodziewał.
W rozległej sali znajdowały się wyłącznie kobiety. Stały w grupkach lub krążyły pomiędzy kolumnami, trzymając się bocznych ścian. Wszystkie były niezwykłej, egzotycznej urody, zgrabne, o ciemnych oczach i długich czarnych włosach. Ubrane w przewiewne tuniki bądź sukienki bez żadnych ozdób. Wojowniczki można było poznać po metalowych elementach na różnych częściach ciała i oczywiście po posiadanych przez nich lekko zakrzywionych mieczach.
Pośrodku, na złotym podwyższeniu stał imponujący, bogaty tron, do którego zbliżył się pewnym, wolnym krokiem. Siedząca na nim kobieta wyprostowała się gwałtownie i zmarszczyła brwi, zaciskając wypielęgnowane dłonie na szerokich oparciach.
- Kim jesteś, że śmiesz wchodzić tak bezczelnie do mojego pałacu?!
Jej głos jak i cała postawa emanowały władczością i kobiecą siłą. Gdy się odezwała, jej słowa odbiły się echem po całej sali, a wszystkie kobiety zamarły jak na dany sygnał. Jedno jej krótkie spojrzenie wystarczyło, aby wojowniczki zgromadziły się wokół niego, zagradzając sobą tron i chwyciły za miecze.
Balar z kamiennym spokojem obserwował to małe zamieszanie, a potem przeniósł spojrzenie na królową i uśmiechnął się zjadliwie, z nieukrywaną pogardą. Dumnie wyprostowany, nie skłonił się przed nią, ani nie wykonał żadnego innego gestu szacunku.
    - Jak śmiesz – wysyczała przed zaciśnięte zęby, kiedy bezczelnie spojrzał jej prosto w oczy.
    Nawet siedząc, była wysoka o męskiej budowie, szczególnie, jeśli chodziło o mięśnie ramion i nogi. Ubrana cała w beż i złoto, z diademem na fantazyjnie ułożonych włosach, była ucieleśnieniem wszystkich cech swojego ludu, oraz kobiecej siły i stanowczości, które utrzymywały ten kraj. Z pewnością zasługiwała na swoją pozycję, ale Balar kłaniał się tylko jednej osobie.
    - Jeśli zaraz nie opuścisz mojego pałacu, rozkażę…
    Wyciągnął prawą rękę, pokazując jej znamię w kształcie pióra i w końcu odezwał się głośno tak, żeby wszyscy go usłyszeli:
    - Jestem Kruczym Królem i przybywam w imieniu Gathalaga. Chcę ci złożyć propozycję, królowo Okjaro.
- Dlatego pozabijałeś moich strażników?
- Inaczej by mnie nie wpuścili, a przyznam, że wołałbym jak najszybciej opuścić twój gorący kraj, bo zaczynam się dusić.
Kobieta zmrużyła oczy i przez chwilę obserwowała go w milczeniu z zaciśniętymi wargami. Przez ten czas nawet nie drgnął, spokojnie, wręcz z obojętnością wytrzymując na sobie jej oceniający wzrok oraz obecność otaczających go wojowniczek. Prawdę mówiąc ani ich miecze, ani groźna postawa nie robiły na nim wrażenia.
- Wyglądasz mi na kogoś, komu nie powinno się ufać, a poza tym jesteś mężczyzną, których tutaj traktuje jak niewolników – przemówiła w końcu oschle, zapadając się w złotym tronie – Jesteś arogancki i bezczelny i wątpię, że cokolwiek, z czym do mnie przychodzisz, jest warte mojej uwagi. Nie znam tego Gathalaga, a mój lud ma dosyć własnych problemów.
Pooraną drobnymi bliznami twarz wykrzywił ironiczny grymas.
- To nie było pytanie, ani prośba, Okjaro. Sam jestem królem i nie lubię jak mi się odmawia. Wysłuchasz mnie, czy tego chcesz, czy nie, a potem się zgodzisz. I wolałbym, żeby w tym czasie nikt nam nie przeszkadzał.
Jej zmarszczone brwi wystarczyły, aby wojowniczki zacieśniły wokół niego krąg i skierowały na niego ostrza mieczy. Balar zerknął na boki, po czym podniósł do góry prawą dłoń i spojrzał królowej prosto w oczy. Uwolnił Moc, która niczym niewidzialna fala przetoczyła po całej sali z siłą wściekłego tsunami. Wszystkie kobiety poderwało w powietrze i cisnęło na przeciwległe ściany tak, że środek sali i przestrzeń wokół tronu pozostały wolne.
Królowa Okjara ze zdumieniem otworzyła szeroko oczy i wykonała gwałtowny ruch, jakby chciała zerwać się z tronu i uciec. Wtedy jednak za jego plecami zamigotały kontury skrzydeł, które rozciągnęły się na wszystkie strony, otaczając ich szczelną barierą. Balar podszedł do niej władczo, chwycił za ramię i przekazał wszystko, co miał do powiedzenia. Kiedy skończył, w miejscu, gdzie ją trzymał, pojawiło się małe, postrzępione piórko.
Teraz królowa Nammiru i jej lud byli pod jego władzą.
Opuścił zamek tak samo spokojnie i bez przeszkód, jak do niego wszedł. Na zewnątrz zapadała noc i powietrze gwałtownie się ochłodziło, podobnie jak to było w Elderolu. Mimo to, pod postacią ogromnego kruka z ulgą zostawił za sobą pustynny i niegościnny Nammir.
Potężne skrzydła niosły go dalej i szybciej, niż kiedykolwiek, zaś pulsująca w jego żyłach energia, pozwalała mu lecieć bez przerwy dzień i noc.
Po zaledwie dwóch dniach, przy wschodzącym na purpurowo słońcu, powrócił na wyspę, która tymczasowo była jego domem. Przeleciał nad morzem namiotów i wylądował dopiero tuż przed drzwiami Czarnej Wieży. Wszedł do mrocznego wnętrza i krętymi schodami zszedł do podziemnej komnaty.
Słaby blask bijący od sarkofagu był tu jedynym źródłem światła, pozostała część sali tonęła w ciemnościach, których nawet najlepszy wzrok nie potrafił przebić. Chociaż wieko trumny było już szeroko otwarte, uwięziona w środku dusza krążyła niespokojnie, obijając się o ochronne bariery, które miały zniknąć dopiero w czasie czerwonego księżyca.
Rairi już tu była i odwróciła się, gdy wszedł przez ukryte drzwi. Stała przy sarkofagu, ignorując obecność potężnej istoty, z niedbale skrzyżowanymi przed sobą ramionami i błąkającym się na ustach uśmieszkiem.
- Jesteś – stwierdziła, gdy zbliżył się, uklęknął na jedno kolano i zwiesił lekko głowę. Czuł na sobie spojrzenie Rairi, jakby zaglądała mu prosto do duszy.
- I jak poszło w Nammirze? – Odezwał się tubalny Głos, wypełniający całe wnętrze, aż po skryte w ciemnościach ściany.
- Wszystko po twojej myśli, panie.
- A więc zgodziła się? – Zapytała Rairi, stojąc nad nim w czerwonej sukni i tym samym palącym wzrokiem.
- Nie znasz moich metod? – Spojrzał na nią z chłodnym, nikłym uśmiechem – Ja nie proszę, tylko zmuszam. Sądziłem zresztą, że tam byłaś.
- Owszem. Przyglądałam się do momentu, gdy stworzyłeś tarczę i naznaczyłeś ją zaklęciem Posłuszeństwa. Reszty nie musiałam słuchać, bo i tak wiem, jakie dostała rozkazy.
Balar wzruszył nieznacznie ramionami i przeniósł wzrok na uwięzioną w trumnie duszę, przez chwilę obserwując jak krąży w jej wnętrzu. Gdyby przyjrzeć się lepiej, można by zauważyć, że z wąskich szczelin unoszą się strużki gromadzonej przez lata mrocznej Mocy. To ona przyzywała kolejne zastępy skuszonych potęgą istot i pozwalała Gathalagowi wszystko kontrolować.
- W każdym razie królowa Okjara i jej armia mają jak najszybciej opuścić Nammir i przekroczyć góry.
- Dobrze się spisałeś. Te wojownicze kobiety zostaną moimi służkami i z pewnością zapewnią wiele rozrywki.
- Tak, panie. Zapewniam, że będą ci posłuszne i użyteczne.
- Ale twój braciszek się zdziwi, kiedy zobaczy armię kobiet maszerującą na jego miasta – Rairi zachichotała z radości i okrutnej satysfakcji.
Balar zerknął na nią z błyskiem rozbawienia w oczach.
- Na pewno byłby bardzo zaskoczony, gdyby do tego czasu jeszcze żył – po tym stwierdzeniu, znów skłonił głowę – Czy masz dla mnie jeszcze jakieś rozkazy, panie?
Dusza zatrzymała się przy jednej ze ścianek, jakby im się przyglądała.
- Wszystko przebiega po mojej myśli, mój sługo. Odpoczywaj i dbaj o siebie, a ty Rairi mogłabyś go trochę odciążyć w obowiązkach. Zabawcie się trochę, niech ten świat zadrży z lęku na moje przybycie.
- Jak sobie życzysz, panie.
Rairi tylko skinęła nieznacznie głową ze zjadliwym uśmieszkiem i udała się do wyjścia. Po podróży niezagojone rany dały o sobie znać, jakby tamte kościste palce po raz kolejny rozorały jego plecy. Balar wstał niezdarnie i ruszył za nią znów obolały i sztywny.
Wyszli z wieży na rześkie wieczorne powietrze, pachnące morzem i zgromadzoną wokół armią. Nad ich głowami niebo z błękitu przechodziło w granat. Jak osiem sięgnąć, na jałowej ziemi wciąż wyrastały nowe namioty, niczym grzyby po deszczu. Tam, gdzie przy brzegu spieniona woda nie była tak gwałtowna, kołysały się na falach dziesiątki statków. Już nawet nie potrafili zliczyć zbierającej się armii Gathalaga, ale z pewnością można było mierzyć ich liczbę w tysiącach. Nie mówiąc już o tych, którzy pozostali na lądzie i nephilach.
Otoczeni szumem morza i ludzkimi głosami, ruszyli ramię w ramię wydeptaną ścieżką, robiąc powolny obchód wokół wyspy. Ci, którzy jeszcze nie spali, zajęci swoimi obowiązkami, na widok tej dwójki, kłaniali się nisko, albo chowali w namiotach. Ich obecność miała im przypomnieć, dlaczego tu są i komu służą. Szczególnie widok Balara budził we wszystkich największe przerażenie i popłoch. W czarnym, powiewającym za nim płaszczu, z ponurą miną i lodowatym, pełnym pogardy spojrzeniem, emanował władczą silą i jakąś mroczną, pełną rezerwy aurą. Przy nim Rairi prezentowała się całkiem niewinnie, jako zmysłowa, pełna gracji i wdzięku Najstarsza. Nieliczni znali jej prawdziwą naturę i w jej przypadku prawdą było, że to, co piękne bywa najbardziej niebezpieczne.
- Skoro wszystko prawie gotowe, pozostaje tylko jedna rzecz – odezwała się mimochodem, gdy skończywszy obchód, skierowali się z powrotem w stronę wieży. Widziała, że przez cały czas kulał i krzywił się z wysiłku, ale dopiero teraz, jednym dotknięciem dłoni przyniosła mu ulgę. Tunika z tyłu zdążyła nasiąknąć krwią, o czym też dobrze wiedziała.
Wyprostował się i ujął jej ramię, wpatrując się gdzieś przed siebie.
- Jaka?
- Trzeba sprawdzić wyspę Rohe. Podobno zamieszkiwali ją jacyś Najstarsi. Z chęcią pozabijałabym ich, co do jednego, ale pewnie twój Pan byłby zadowolony, gdybyś zmusił ich do padnięcia przed nim na kolana. Oczywiście później i tak bym ich zabiła.
Spojrzał na nią bez wyrazu.
- Przykro mi niszczyć twoje plany, ale muszę cię rozczarować. Odwiedziłem niedawno tą wyspę i poza nietypowymi gatunkami dzikich zwierząt, nie ma tam żadnych elfów. Musiały ją opuścić z braku pożywienia albo innych przyczyn i to dawno temu.
- Jesteś pewien?
- Chyba potrafię rozróżnić zwierzęta od elfów.
Rairi zmrużyła oczy, z uwagą wpatrując się w jego twarz, jakby szukała oznak kłamstwa. Jej wzrok sięgał głębiej, bo w sam głąb jego umysłu, kłując szpileczkami bólu, do którego zdążył się przyzwyczaić. Przeglądała jego myśli, aż sam podsunął jej wspomnienie zielonej wyspy Rohe i jej dzikiej puszczy.
W końcu uśmiechnęła się lekko.
- W porządku, a więc Rohe mamy z głowy – przysunęła się do niego bliżej i mocniej chwyciła jego ramienia, z kokieteryjnie przekrzywioną głową – Swoją drogą potrafisz mnie mile zaskakiwać, wyprzedzając moje zamiary.
Jego twarz, dotąd bez wyrazu, rozpogodziła się odrobinę, chociaż czarne oczy pozostały lodowato puste.
- Największą cechą prawdziwego króla jest dokładne planowanie każdego kroku i umiejętności strategiczne.
- Z pewnością Waszej Wysokości tego nie brakuje – stwierdziła ze śmiechem, dotykając jego policzka. – Tym bardziej cieszę się, że sam do mnie przyszedłeś, zanim zdążyłam wziąć tego bachora. Zapewne Riva nie byłby takim interesującym i fascynującym towarzyszem.
Jego usta wykrzywił ironiczny uśmiech, kiedy zatrzymał się i zapatrzył na morze.
- Tacy jak on zginął jako pierwsi – odparł enigmatycznie, obejmując ją ramieniem – Śmierć Rivy będzie początkiem nowej historii i z chęcią zobaczę ten moment.
- Naszej wspólnej historii – dodała z rozkosznym westchnieniem, opierając głowę na jego piersi. – Przedtem jednak czekają nas małe porządki. Skoro Gathalag tak bardzo pragnie mieć, kim rządzić, nawet, jeśli tylko przez chwilę, możemy mu to zapewnić. Jak myślisz, ilu z twoich poddanych będzie chciało złożyć mu pokłon?
Balar przymknął na chwilę powieki i westchnął ze zmęczeniem.
- Najpierw chciałbym trochę odpocząć. Podróż do Nammiru i z powrotem była wyczerpująca. Jak mówił Gathalag, muszę oszczędzać siły. Niedługo będę musiał przygotować się przed pełnią czerwonego księżyca, więc przez jakiś czas będziesz musiała sama zając się tu wszystkim.
- Dobrze, nie martw się niczym i rób, co mówisz. Ale teraz, mój drogi, chyba nie pozwolisz, żebym sama odwiedziła mieszkańców Edlerolu?
- Pozwól mi odpocząć tę noc, a od jutra przekonamy się ilu ludzi przyjmie Gatahalaga jako swojego jedynego boga.
- A co zrobimy z resztą?
Uśmiechnął się ponuro.
- To, co lubisz najbardziej. Pozabijamy.


***

Był piękny, słoneczny dzień, idealny na powrót do domu. Wyprowadzili Kirę z zamku i zaprowadzili na trawiaste wzgórze za miastem. Właściwie już nie Kirę, a Kiiri. Z samego rana zrobiła wszystko według instrukcji i wraz z odzyskaniem imienia, z pustki powoli zaczęły wyłaniać się chaotyczne wspomnienia. Dlatego teraz czuła się lekko oszołomiona i zbyt skołowana, żeby podziwiać rozciągające się wokół widoki na lasy i zielone pola. Ciągle pocierała skronie, albo czoło i marszczyła brwi, starając się zapanować nad chaosem w głowie.
Towarzyszyli jej jedynie Argon i Falen. Mężczyźni byli uprzejmi, ale małomówni, przez co jeszcze bardziej czuła doniosłość tej chwili. Z mroków pamięci wyłaniały się twarze rodziców i bogatego domu, do którego miała wrócić. Trochę żałowała, że nie było tutaj Ariel, albo chociaż Tary. Miała nadzieję, że mimo wszystko zjawią się, by ją pożegnać. Chociaż pamiętała teraz, że zawsze się nie lubiły, miło by było usłyszeć od nich ostatnie słowo. W głębi duszy czuła, że nigdy więcej się nie spotkają.
- Gotowa? – pytanie Argona przywróciło ją do rzeczywistości.
Z rosnącym bólem głowy, skinęła powoli głową. Falen uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, jego złote włosy lśniły w słońcu.
- Nie bój się. Zaraz będzie po wszystkim.
Mogła tylko przełknąć ślinę, obserwując jak starszy z mężczyzn wyjmuje z kieszeni malutki złoty kluczyk i z namaszczeniem kreśli nim w powietrzu zarys drzwi, a potem wkłada do niewidzialnego zamka. Powietrze przed nimi zafalowało i poraził ich złoty blask powstałego przejścia.
Falen dotknął jej pleców i poprowadził w stronę jaśniejących drzwi ze słowami:
- Jak tylko przejdziesz na drugą stronę, całkiem odzyskasz pamięć. Jednak zapomnisz o tym świecie, jakby cię tu nigdy nie było.
- Ale…
Jej wzrok powędrował w stronę Argona, który skinął głową.
- Żegnaj – mruknął, po czym delikatne, ale stanowczo popchnął przez świetlisty portal.
Po raz ostatni popatrzyła na ich twarze i widok miasta za nimi, aż złote światło oślepiło ją i wchłonęło. Nie wiedziała, kiedy straciła przytomność. Wszystko wokół niej wirowało, urywane fragmenty wspomnień przychodziły i odchodziły, sen mieszał się z rzeczywistością.
Zapomniała o Reed, Rairi i bitwach.
Zapomniała o tym, że posiadała Moc i miała inne imię.
I na samym końcu zapomniała o Ortisie, chociaż jego twarz najdłużej i do samego końca majaczyła jej przed oczami. Aż w końcu całkowicie rozmyła się w mrokach niepamięci i w jej głowie zapanował spokój.
Poczuła jak przenikliwy wiatr otula jej skulone ciało, a igiełki zimna szczypią w policzki. Zima? Zadrżała gwałtownie, za bardzo przyzwyczajona do słońca i ciepła, jakby była gdzieś…
- Hej, obudź się! Źle się czujesz? Hej!
Jakiś natarczywy głos przerwał jej dziwny, poplątany sen. Nie otwierając oczu, mruknęła coś niezrozumiale, ale powtórzone jeszcze kilka razy głośne „Hej!”, zirytowały ją na tyle, że całkiem się obudziła. Znów zadrżała z zimna i usiadła gwałtownie na ławce.
- Całe szczęście jeszcze żyjesz. Już chciałem dzwonić po pogotowie.
Tuż przed nią stał chłopak może w jej wieku z włosami zmierzwionymi przez wiatr i z zaniepokojoną, przystojną twarzą. Teraz uśmiechnął się z ulgą, aż do samych brązowych oczu. Na widok uroczych dołeczków w jego policzkach, zamrugała z lekką konsternacją i wyprostowała się powoli.
- Ja… nic mi nie jest - odezwała się wciąż nieco skołowana, jakby spała naprawdę bardzo długo.
- Dlaczego zasnęłaś w parku?
Rozejrzała się po zaśnieżonych ścieżkach i alejach. Gdzieś w oddali zatrąbił klakson samochodu, obok nich przejechał rower. Ludzie śpieszyli w różne strony, opatuleni ciepło i obładowani torbami.
Kiiri przejechała dłonią po długich, rozpuszczonych blond włosach i wzruszyła lekko ramionami.
Hmm, czy przypadkiem niedawno ich nie obcinałam? A może tylko mi się śniło?
- Musiałam być zmęczona – odparła z roztargnieniem i znów zadrżała gwałtownie, obejmując się ramionami.
Chłopak zdjął swoją skórzaną kurtkę i otulił nią jej plecy i ręce, uśmiechając się przy tym zawadiacko. Chociaż pozostał w samej bluzce, zdawał się nie zwracać uwagi na zimno.
- Wyglądasz trochę blado, więc może cię odprowadzę.
- Wiesz dokąd?
- Masz na sobie szkolny mundurek, więc na pewno uczysz się w zamku.
Spojrzała na siebie i rzeczywiście była ubrana w biało – niebieską spódnicę i bluzkę na krótki rękaw z krawatem. Wygięła usta w krzywym uśmiechu i pozwoliła, aby pomógł jej wstać. Wciąż drżała z zimna i w jednej chwili zamarzyła o gorącej kąpieli i herbacie. Przemknęło jej przez myśl, że pewnie nie zdąży na lekcje, ale uświadomiła sobie, że przecież jest niedziela. Dlatego wykradła się ze szkoły, żeby trochę pospacerować. Oby tylko nauczycielki nie zauważyły jeszcze jej zniknięcia.
Wychodząc z parku na oblodzony chodnik i mijając grupkę nastolatków w kurtkach i ze słuchawkami w uszach, popatrzyła na towarzyszącego jej chłopaka.
- A tak właściwie wydaje mi się, że już kiedyś cię widziałam. Nie spotkaliśmy się już wcześniej?
Podrapał się po włosach, a potem z nonszalancją splótł dłonie za głową i zerknął na nią z cieniem smutku.
- Pewnie znałaś Ariel, prawda? Chodziłyście do tej samej szkoły.
Kiiri zmarszczyła brwi. Ta naiwna sierota? Owszem, znała ją nawet bardzo dobrze, ale ostatnio nie myślała o niej i prawdę mówiąc miała nawet wrażenie, że dopiero jego pytanie przypomniało jej w ogóle o jej istnieniu.
- No i? Co z nią? – Zapytała trochę nieprzyjemnie.
- Lubiłem ją, ale pewnego dnia zniknęła.
- Wiem i prawdę mówiąc jakoś za nią nie tęsknię – mruknęła bardziej do siebie, więc raczej jej nie usłyszał.
- To już będzie prawie miesiąc – kontynuował z autentycznym żalem w głosie - Dyrektorka i wszyscy ze szkoły jej szukali, ale jakby zapadła się pod ziemię. Policja wciąż węszy, ale to dziwna sprawa. A szkoda, naprawdę była fajna.
- Taa…
Kiiri przez chwilę patrzyła na przejeżdżające obok samochody i przechodniów po drugiej stronie ulicy. Dzisiaj sklepy były zamknięte, ale uświadomiła sobie, że potrzebuje porządnych zakupów.
Zaś Ariel była ostatnią osobą, o której miała ochotę myśleć. Gdzieś tam głęboko była pewna, że ma się całkiem dobrze i nie zamierzała przejmować się jej losem.
Dlatego wolała również odciągnąć myśli nowo poznanego chłopaka od tego rudowłosego dziwadła i skupić je na sobie.
- Jak w ogóle masz na imię? Bo ja Kiiri Blackstorm.
Opuścił ręce i popatrzył na nią uważnie, unosząc brwi. Posłała mu lekki uśmiech, spodziewając się, że to nazwisko zrobi na nim wrażenie.
- Blackstorm? Od tych Black&Storm? Właścicieli największych sieci handlowych?
- Dokładnie od tych – odparła skromnie – To moi rodzice.
- Kurczę – gwizdnął z podziwem, wyraźnie pod wrażeniem jej pochodzenia.
- Nie chwalę się tym, na co dzień, więc możesz zachować to dla siebie? Rodzice umieścili mnie w tej mieścinie żeby nie robić wokół mnie rozgłosu i żebym spokojnie mogła skończyć szkołę.
- Masz to jak w banku, chociaż pewnie kumple by mi nie uwierzyli, że poznałem dziedziczkę takiej fortuny.
Roześmiała się, udając, że te słowa nieco ją skrępowały.
Już nigdy nawet nie pomyślisz o Ariel. Przemknęło jej z zadowoleniem.
- To mogę wiedzieć jak ty się nazywasz, czy to jeszcze większa tajemnica?
- Skądże. Jestem Tom – sposób, w jaki zwrócił głowę w jej stronę i mrużąc oczy, uśmiechnął się trochę kłopotliwie, sprawił, że jej serce drgnęło gwałtownie i przeszył ją niby prąd. Te rysy twarzy nagle stały się boleśnie znajome, chociaż naprawdę nie wiedziała skąd. Może kiedyś jej się przyśnił, tylko o tym zapomniała – Niestety nie mam milionów na kącie, ani sławnych rodziców, a jedynie schorowanego dziadka.
- Nie masz też nazwiska?
- Cóż – spuścił wzrok, drapiąc się po głowie – Nie może być po prostu Tom? Szczerze mówiąc chwalę się nim rzadziej, niż ty swoim.
- Ale tobie powiedziałam, więc żeby było kwita, ty też musisz to zrobić.
- Ale nie będziesz się śmiała? Jest trochę dziwne. Prawdę mówiąc nawet nie brzmi jak nazwisko.
- Obiecuję, że nie będę.
Nie wiadomo kiedy dotarli pod mury zamku z czerwonej cegły, mieszczącej szkołę z internatem Pixton. Tom milczał przez dłużny czas, z namysłem wpatrując się w jej twarz, aż w końcu, gdy mieli się już pożegnać, podał jej rękę. Uścisnęła ją i ich spojrzenia się spotkały.
    - Ortis. Na nazwisko mam Ortis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inne blogi

Spis opowiadań

Spis opowiadań
Blog ze spisem opowiadań blogowych